Midnight Sun 23 cz 1 (Zmierzch oczami Edwarda)


23. ANIOŁ

- Jaka? Że Bella nie dotrze tam? Że James nie jest głodny? A może, że mu się odechciało i zrezygnował? - spytałem z sarkazmem. Jasper spojrzał na mnie zdziwiony, a potem spuścił wzrok.
- Edward! - Alice spojrzała na mnie ze złością. - Nie ty jeden to przeżywasz! Co się z tobą stało? Chcemy ci pomóc, a ty masz nas wszystkich w nosie!
Tym razem to ja spojrzałem na nią z zaskoczeniem.
- Przepraszam - burknąłem i odwróciłem się do okna.
"Och, weź się w garść" pomyślała rozdrażniona.
Zastanawiałem się chwilę nad tym, co pomyślała. Chyba miała rację. Ignorowałem ich wszystkich, bo wydawało mi się, że liczę się tylko ja i moje uczucia. Uczucia? Nie, ja nie miałem uczuć. Skupiłem się na myślach pozostałych członków rodziny. Bali się, denerwowali. A ja tego nie dostrzegałem. Poczułem się podle. Robili, co w ich mocy, a ja tylko pogarszałem sprawę.
- Bella - rzuciła Alice. Moje wcześniejsze obawy zostały spotęgowane. Chciałem wrzasnąć na nią, by mówiła, o co chodzi, ale w świetle niedawnej wymiany zdań, powstrzymałem się.
- Co się dzieje? - spytałem najciszej jak mogłem i dotknąłem lekko ramienia Alice. Jasper zjechał na pobocze.
- Już tam jest - powiedziała. Zaczerpnąłem powietrza.
- I... ?
- Nic więcej nie widzę - odparła, ale to nie ukoiło moich nerwów. Jasper ponownie ruszył. - Poza tym - dodała i przesłała mi w myślach odzwierciedlenie moich najgorszych przypuszczeń. Pokiereszowane ciało Belli. Pozornie wizja nie różniła się od tej, którą widziałem na polanie. Było więcej szczegółów. Więcej obrażeń, krwi, jej krzyki, prośby, potem płytki oddech...
- Przestań! - wrzasnąłem, łapiąc ją za rękę. - Proszę - dodałem już ciszej.
- W porządku - rzuciła tylko.
Po chwili byliśmy pod domem Belli. Reszta rodziny czekała pod bramą. Gdy tylko nas zobaczyli, ruszyli dalej.
- Czemu na nas czekali? - spytała Alice.
- Musimy działać razem - wyjaśniłem krótko, jednak nadal patrzyła ze zdziwieniem.
- Nie wiadomo, jaką niespodziankę szykuje James - dodał, Jasper z ponurym uśmiechem.
- Rozumiem .
W milczeniu dojechaliśmy pod szkołę tańca. Bałem się tego, co mogłem tam zastać. Przed oczami znów stanęła mi wizja Alice. Wiedziałem, że gdy ona się spełni - ja nie będę miał, po co żyć… A może to właśnie było wyjście? Nic więcej nie czuć, nie myśleć? Tak jest, byłem potworem. Jak mogłem się łudzić, że są we mnie jakieś ludzkie uczucia? Przeze mnie zginie...
Podjąłem decyzję. Nadawała sens całemu mojemu istnieniu. Wiedziałem, co było słuszne.
Gdy tylko auto zatrzymało się przy parkingu, otworzyłem drzwi i kilka sekund później byłem pod wejściem do budynku. Kątem oka dostrzegłem starszą panią, przechodzącą obok i zatrzymującą się na mój widok. Patrzyła ze zdziwieniem. Kiedy zniknęła na zakręcie, reszta rodziny dotarła do mnie. Szarpnąłem za klamkę i wpadłem z impetem do środka. Gdzieś w oddali słychać było czyiś głos. A potem... krzyk.
- Nie... - westchnąłem i zatrzymałem się. Wiedziałem, do kogo należał, ale nie potrafiłem przyjąć tego do wiadomości. Walczyłem ze sobą. Wszystko moja wina! Miałem świadomość swojej beznadziejnej sytuacji, ale nie zamierzałem się poddawać. Nie teraz... Jednak coś we mnie blokowało dalsze ruchy. Czy jestem aż takim masochistą, by zmusić się do oglądania śmierci najdroższej mi osoby?
To była moja wina. Nie mogłem przestać. Choć szanse były niewielkie, nie mogłem jej zostawić, opuścić.
"Weź się w garść" pomyślała Alice, tym razem łagodniej. "Dla Belli"

Ona żyje...
Żyje...
Na pewno...

- NIE! Bello! - Moja rozpacz nie mogła się uwolnić. A jednak gdzieś tam we mnie były jeszcze jakieś uczucia. W głębi niebijącego od przeszło stu lat serca były jeszcze jakieś resztki z człowieczego życia. Powoli, nieudolnie składałem w całość wydarzenia z ostatniej sekundy. Korytarz, drzwi, twarz Jamesa wykrzywiona w pogardliwym grymasie, nieruchome ciało Belli... Z małej iskry buchnął potężny płomień.
- BELLO! - Moje krzyki mieszały się z krzykami rodziny. Mój ból był ich bólem. Czułem to w piersi, czaszce, kończynach. W duchu przeklinałem siebie za to, kim byłem, Carlisla za to, że mnie zmienił, Forks za to, że Bella tam przyjechała, ale nie mogłem znaleźć ujścia bólu. Ludzkim odruchem byłby płacz, ale byłem tak żałosny, że stać mnie było tylko za suchy szloch. Tak jak wcześniej nie potrafiłem jej ochronić, tak teraz nie mogłem nawet jej opłakać. Nie zasłużyłem na takie dobro w postaci jej osoby, więc zostało mi odebrane. Ale ona była niewinna!
- Nie! Och, Bello! Nie! - Złapałem się za pierś, pragnąc wyrwać serce. Serce pełne bólu w ciele potwora bez uczuć.

Nie chciałem o niczym myśleć.
Uciec gdzieś daleko, daleko od tego wszystkiego.
Gdzieś, gdzie nie trzeba niczego rozpamiętywać. Gdzie nic nie ma znaczenia.
Na myśl przychodziło mi tylko jedno miejsce.
Niedostępne dla mnie.

"Edward!"
Tak to ja. Bezwzględne monstrum.
"Edward!"
Ktoś mnie wołał?
"Edward! Edward!"
Czemu, do cholery, ktoś ciągle powtarza moje imię?!

Poczułem szarpnięcie w okolicy ramienia.
- Tak? - Otworzyłem oczy. Koszmar trwał nadal. Uświadomiłem sobie, że z moich ust wydobywają się jakieś niezrozumiałe słowa.
"Ona żyje" usłyszałem czyjeś myśli. Ale kto?
Spojrzałem na ciało dziewczyny. Poruszyło się.
- Carlisle! - zawołałem. - Bello, nie! Och, tylko nie to! Nie! Bello!
Ojciec zajął się raną na jej głowie. Dopiero wtedy przyjrzałem się dokładniej jej obrażeniom. Miała rozciętą skórę z tyłu głowy, kilka poważnych zadrapań, nogę wykrzywioną pod dziwnym kątem. Jednak moją uwagę przykuła rana na dłoni z której leniwie sączyła się krew. Uderzył we mnie jej zapach. Poczułem... pragnienie. Żałosne pragnienie jej krwi.
Szybko odwróciłem wzrok, jednak kątem oka zdążyłem dostrzec jak jej ciało wygina się w łuk. Na jej twarzy malowało się nadludzkie cierpienie.
- Bello! - złapałem ją za poranioną rękę i namierzyłem nadgarstek. Puls zwalniał. Spojrzałem zaniepokojony na Carlisla.
- Straciła trochę krwi, ale rana na głowie nie jest głęboka - powiedział uspokajającym tonem. - Uważaj na nogę, jest złamana.
Warknąłem wściekły w tym samym momencie, kiedy Alice przekazała mi wizję. Emmett i Jasper chwytający Jamesa. Przynajmniej on zapłacił za swoje postępowanie.

127



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Midnight Sun 23 cz. 1 (Zmierzch oczami Edwarda), Zmierzch oczami Edwarda
Midnight Sun 23 cz. 1 (Zmierzch oczami Edwarda), Zmierzch oczami Edwarda
Midnight Sun 13 19 (Zmierzch oczami Edwarda) 2
Midnight Sun 19 20 (Zmierzch oczami Edwarda)(1)
Midnight Sun 19 20 (Zmierzch oczami Edwarda) 2
Midnight Sun 13 19 (Zmierzch oczami Edwarda)

więcej podobnych podstron