Anna Dodziuk Nie bać się śmierci


Anna Dodziuk - Nie bać się śmierci, IPZ Warszawa 2001

Śmierć to temat, którego unikamy, który lekceważymy i odrzucamy w naszym społeczeństwie, gdzie panuje kult młodości i zdobywania. Traktujemy ją prawie tak, jakby była jeszcze jedni} chorobą, którą trzeba zwalczyć. A przecież w rzeczywistości śmierć jest nieunikniona. Wszyscy umrze­my, to tylko kwestia czasu. Śmierć jest częścią egzystencji człowieka, jego rozwoju i wzrastania w takim samym stop­niu, jak narodziny. To jedna z niewielu rzeczy w życiu, na które możemy liczyć, co do których mamy pewność, że nadej­dą. Śmierć nie jest wrogiem, którego trzeba pokonać, ani więzieniem, z którego trzeba uciec. Jest nieodłączną częścią naszego życia, która nadaje sens ludzkiej egzystencji. Na­kłada ograniczenie na czas, jaki mamy do dyspozycji w tym życiu, skłaniając nas do korzystania z danego nam czasu, dopóki jest to możliwe.

Taki jest sens stwierdzenia, że śmierć to ostatni szcze­bel rozwoju: jest punktem kulminacyjnym wszystkiego, czym jesteś, i wszystkiego, co zrobiłeś. Umierając - jeżeli miałeś dostatecznie dużo szczęścia, żeby wcześniej dotarło do ciebie ostrzeżenie (inne niż to, które nam towarzyszy przez cały czas, jeżeli pogodzimy się ze swoją skończonoś-cią) - dostajesz ostatnią szansę, żeby zrobić krok naprzód w rozwoju, żeby stać się bardziej tym, kim rzeczywiście je­steś, bardziej być w pełni człowiekiem. Ale nie potrzebujesz i nie powinieneś czekać, aż śmierć stanie na progu, żeby zacząć żyć naprawdę. Jeżeli możesz popatrzeć na śmierć jako niewidocznego, ale przyjaznego towarzysza swojej życio­wej podróży - delikatnie przypominającego ci, żebyś nie czekał do jutra, kiedy coś zamierzasz zrobić - wówczas mo­żesz nauczyć się żyć, a nie tylko iść przez życie.


To, czy umrzesz w młodym wieku, czy w starszym, jest mnie/ ważne od tego, czy żyłeś pełnią życia w ciągu tych lat, jakie były ci dane Ktoś może przeżyć więcej przez osiemnaście lat niż inny przez osiemdziesiąt Kiedy mówi­my „przeżyć", me oznacza to dla nas „zapamiętale groma­dzić" mnóstwo różnorakich doświadczeń, które innym wy­dają się cenne Oznacza to raczej przezywanie każdego dnia tak, jakby był jedynym dniem, jaki otrzymaliśmy Oznacza znalezienie spokoju i siły, zęby radzić sobie z rozczarowa­niami i cierpieniem, jakie mesie życie, a jednocześnie zwsze dążyć do odkrycia sposobów, dzięki którym radości i rozkosze życia będą bardziej dostępne, większe i trwalsze Jednym z takich sposobów jest skupienie się na pewnych rzeczach, z którymi oduczono nas współgrać zauważać i cieszyć się pączkami i świeżymi Ustkami na wiosnę, dziwić się pięknu słońca wschodzącego co rano i co wieczór zacho­dzącego, czerpać otuchę z uśmiechu i dotknięcia drugiego człowieka, przyglądać się ze zdumieniem, jak rośnie dziec­ko, i podzielać dziecięce cudowne, pozbawione kompleksów, pełne entuzjazmu i ufności podejście do życia Żyć

Cieszyć się możliwością przezywania każdego nowego dmą to czynić przygotowania do ostatecznego pogodzenia się ze śmiercią Ponieważ ci, którzy me żyli naprawdę - po­zostawili nierozstrzygnięte sprawy, niespełnione marzenia, zniweczone nadzieje i pozwolili, zęby to, co prawdziwe (ko­chanie kogoś i bycie kochanym, przyczynianie się do szczę­ścia i dobrobytu innych, odkrywanie, jacy naprawdę jeste­śmy), przeszło obok nich - właśnie om najbardziej ociągają się z umieraniem Nigdy me jest za późno, zęby zacząć żyć i rozwijać się [ ]

Ażeby cenić życie na co dzień, me tylko zbliżając się do spodziewanego końca, trzeba śmiało uznać niechybność własnej śmierci i pogodzić się z mą Musimy pozwolić na to, zęby śmierć tworzyła kontekst dla naszego życia, bo w mej kryje się jego znaczenie i tajemnica naszego rozwoju

Pomyśl o swojej własnej śmierci Ile czasu i energii poświęcasz na badanie uczuć, przekonań, nadziei i lęków

dotyczących końca swojego życia? Co by się stało, gdybyś się dowiedział, ze czas, jaki ci został do przeżycia, jest ogra­niczony? Czy to wpłynęłoby na zmianę twojego obecnego sposobu życia? Czy są rzeczy, które twoim zdaniem trzeba byłoby koniecznie zrobić, zanim umrzesz? Czy boisz się umierania? A śmierci? Czy potrafisz określić źródła swoich lęków? Pomyśl o śmierci kogoś, kogo kochasz O czym mówił­byś do umierającej kochanej osoby? W jaki sposób spędzali­byście razem czas? Czy jesteś przygotowany na wszystkie szczegóły procedur prawnych związanych ze śmiercią ko­goś z rodziny? Czy rozmawiałeś ze swoimi najbliższymi o śmierci i umieraniu? Czy są takie sprawy - i emocjonalne, i praktyczne - których załatwienie z rodzicami, dziećmi, rodzeństwem uważasz za potrzebne przed śmiercią, twoją albo ich? Cokolwiek by to było, co mogłoby przydać osobi­stego znaczenia twojemu życiu, zanim umrzesz - zrób to teraz, ponieważ stoisz w obliczu śmierci, a poza tym mo­żesz mieć za mało czasu i energii, kiedy dostaniesz tę osta­teczną wiadomość

Joseph L Braga, Laurie D Braga w przedmowie do książki Elisabeth Kubler-Ross Death - the final stage of growth Englewood Cliffs 1975, Prentice--Hall, s x-xi


w


Wstęp

Śmierć to temat, który niemal wszystkich fascynu­je, ale znacznie bardziej przeraża. Boimy się i dlatego niezbyt często zajmujemy się tą problematyką, a psy­chologia nam w tym nie pomaga. W porównaniu z zale­wem poradników dotyczących miłości czy związków międzyludzkich liczba popularnych lektur o śmierci jest śmiesznie mała - prawie żadna. A warto się przyglądać naszemu nastawieniu do niej, bowiem „lęk przed śmier­cią - jak mówił Harvey Jackins - leży u podłoża wszyst­kich innych lęków"*, zaś od jego nasilenia w wielkim stopniu zależy jakość i długość naszego życia. Dobit­nym przykładem takiej zależności jest unikanie z po­wodu kancerofobii (lęku przed rakiem) badań wykry­wających raka wcześnie, kiedy są jeszcze szansę wyle­czenia.

Żyjemy w społeczeństwie, którego nastawienie do śmierci jest pełne zaprzeczania. „Ukrywamy ją za ste­rylnymi ścianami szpitali i kosmetycznym kunsztem do­mów pogrzebowych. Dlaczego traktujemy śmierć jak tabu?" - pada pytanie w ostatniej książce Elisabeth Kubler-Ross**. Zaprzeczanie, omijanie, chowanie się przed tym, co przypomina nam o śmierci - takie jest po­wszechne nastawienie. Nie jest to temat, który nadaje się do konwersacji towarzyskiej ani do przyjacielskich zwierzeń, ani na „nocne Polaków rozmowy", ani nawet

* Harvey Jackins - założyciel ruchu Wzajemnego Pomagania (Re-evuluation Counseling) - mówił o tym na warsztacie, który prowa­dził w Polsce w 1984 roku

** Elisabeth Kubler-Ross Death - the final stage of growth (Śmierć -ostatni szczebel rozwoju) Englewood Cliffs 1975, Prentice-Hall, z recenzji na okładce

choć może tu najbardziej - na grupę terapeutyczną.
Poza tą ostatnią sytuacją próba powiedzenia czegoś
o uczuciach związanych ze śmiercią jest zwykle w od­
biorze otoczenia nieprzyzwoitością i raczej zostanie
skwitowana milczeniem i udawaniem, że o niczym ta­
kim nie było mowy.

Po wielu latach treningu w unikaniu tematu śmierci

a zaczyna się ten trening we wczesnym dzieciństwie -
nawet już sami nie wiemy, że zaprzeczamy jakimś uczu­
ciom. Dlatego lęk przed śmiercią, jak zresztą wiele in­
nych powszechnie przeżywanych problemów psycho­
logicznych, najpierw trzeba u siebie rozpoznać, a po­
tem się z nim skonfrontować. Co to znaczy „skonfron­
tować się"? Nie omijać i nie odpędzać, tylko zacząć do­
świadczać, co pozwoli kontaktować się z nim w sposób,
który może spowodować jego osłabienie i oswojenie,
a nawet wykorzystanie do zmian na lepsze w swoim
życiu. Taki właśnie jest cel tej książki. Będę się w niej
zajmować rozmaitymi wątkami.


12

13


wy dzisiejsze zmartwienia i kłopoty oglądane z łoza śmierci, własny nekrolog lub przemówienie nad trumną

Dlaczego akurat lęk przed śmiercią? Z jakiego po­wodu zainteresowałam się tym tematem? Wiele lat temu podczas pracy psychoterapeutycznej z grupą uderzyło mnie to, jak powszechnie i głęboko jest przezywany ten lęk, a także związana z nim bezradność Jeden z człon­ków tamtej grupy, niespełna 30- letni trzeźwiejący alko­holik z ponad 2 — letnią abstynencją, szczęśliwym małżeń­stwem i niezłą sytuacją zawodową, opowiadał, jak bar­dzo boi się śmierci - do tego stopnia, ze trudno mu wy­chodzić na ulicę, bo paraliżuje go myśl, iż mógłby zo­stać przejechany przez ciężarówkę Wyobraża tez sobie różne inne możliwe rodzaje śmierci, jakie mogłyby go spotkać Wszędzie widzi klepsydry, ciągle pamięta o śmierci kolegów w podobnym wieku co on, którzy me przestali pić i niedawno był na ich pogrzebach Złożyło się tak, ze pół roku wcześniej ten sam mężczyzna prze­żył tragedię przez trzy dni towarzyszył żonie w szpi­talu, kiedy wywoływano u mej poród, a dziecko uro­dziło się martwe Wtedy zaczai się bać, ze i żona umrze

Miałam wrażenie, ze w jego doświadczeniach zog­niskowały się rozmaite rodzaje lęków i związane z nimi potrzeby emocjonalne Sądziłam więc, ze zajmowanie się nimi może spowodować duży oddźwięk u innych uczestników grupy Musiałam także wziąć pod uwagę,

ze mamy w tej grupie mężczyznę, który kilka miesięcy wcześniej stracił ojca, a wkrótce po mm syna, oraz ko­bietę ukrywającą się przez kilka lat podczas wojny Te doświadczenia pozostawiły w niej trwały ślad panicz­ny lęk przed śmiercią, zasnuwający całe jej dotychcza­sowe życie Zrozumiałam, ze muszę do tego problemu podejść całościowo, zaproponowałam więc całej grupie procedurę, która obejmowała różne rodzaje pracy psy­chologicznej nad nastawieniem do śmierci Byłam zdu­miona, kiedy okazało się, ze po kilkugodzinnej pracy wszyscy jej uczestnicy - bo oczywiście okazało się, ze jest to temat istotny dla każdego członka grupy - od­czuli ulgę oraz przypływ energii i radości

Później z różnymi grupami powtarzałam tę proce­durę wielokrotnie z podobnym skutkiem Teraz chcę się podzielić tymi doświadczeniami Uważam bowiem, ze zablokowane emocje związane ze śmiercią, czy to wła­sną, czy czyjąś - a są one zawsze mocno ze sobą zwią­zane - przeszkadzają nam żyć Niemal każdy boi się własnej śmierci, boi się tez, ze może mu umrzeć ktoś bliski i kochany, a kłąb tych nierozpoznanych i niewy-razonych uczuć pozostaje w człowieku Zdarza się, ze o tym powstanie wiersz

Czarna dziura przeraża mnie

odgrodzony od normalności

sam w pustym mieszkaniu

lękiem otulony jak serwetką

do trzciny się modląc

Śmierć przeraża mnie słaby, bezbronny i ogłupiały

ciemnym lasem idąc

bez celu brnę ku końcowi

jesieni i tak nie powstrzymam

Norbert Cichy



14

15


Pozostawanie sam na sam z takimi uczuciami -które się przecież kumulują, jeżeli się ich nie uzewnętrz­nia - blokuje możliwość przyglądania się temu, co dzieje się aktualnie, i zmniejsza naszą zdolność przeżywania. Tłumaczę to często osobom, z którymi prowadzę psy­choterapię: kiedy niewyrażone emocje zasnuwają nasze pole widzenia, dzieje się coś podobnego do zakładania kolejnej woalki - pierwszej prawie nie zauważamy, spoza dziesiątej czy dwudziestej nie widać już właściwie nic. Dlatego uważam, że tak ważne jest oczyszczanie nasze­go widzenia poprzez pracę nad uczuciami związanymi ze śmiercią.

Nieraz też napotykałam próby uporania się z sy­tuacją, kiedy zmarły jakby zabierał ze sobą część czło­wieka, pozostawiając go z dużo mniejszą energią i ra­dością życia. Myślę, że wszystkim nam zdarzało się wi­dzieć domy, gdzie pokój czy biurko nieżyjącej osoby pozostały nietknięte przez długi czas, uszczuplając prze­strzeń życiową i przestrzeń psychiczną żyjących. Znam wiele przypadków dziwnej kontynuacji: tak jakby bli­ska osoba dziedziczyła po tym, kto odszedł, chorobę, złe samopoczucie, życiowe niepowodzenia. Wygląda to nieraz tak, jakby zaczynała kierować naszym życiem niepisana zasada lojalności wobec kogoś nieżyjącego, posunięta niekiedy tak daleko, że myślimy o takiej sa­mej śmierci.

Chcę podkreślić, że nie będę się tu zajmować za­burzeniami zdrowia psychicznego. Jeżeli kogoś intere­suje temat śmierci w fobiach czy depresji, będzie roz­czarowany: sposób widzenia i postępowania, jaki pro­ponuję, takich zaburzeń nie obejmuje. Tematem tej książ­ki jest lęk przed śmiercią występujący powszechnie, to­warzyszący w naszej kulturze wszystkim lub prawie wszystkim. Pragnę przekonać tych, którzy zechcą czy­tać dalej, że to uczucie nieuświadomione i nieprzepra-cowane zaskakująco często rządzi naszym życiem. Zbli­żenie się do tego lęku, zaprzestanie zaprzeczania i skon-

frontowanie się z nim jest szansą, ponieważ może po­móc nam w jednej z najciekawszych, niekończących się przygód - w braniu swojego życia we własne ręce.


16


Rozdział l Temat najbardziej tabu

Dlaczego tak trudno rozmawiać o śmierci? Dla­czego tak trudno nawet o niej myśleć? Pierwszy i za­sadniczy powód - w zetknięciu z tym tematem budzi się w nas lęk przed własną śmiercią A raczej liczne lęki tak więc boimy się cierpienia związanego z umie­raniem, samego umierania jako całkowicie nieznane­go sobie doświadczenia, boimy się również tego, co będzie po śmierci Nie mamy i nie będziemy mieć w pełni wiarygodnej odpowiedzi na kilka ostatecznych pytań czy czeka nas potem jakakolwiek rzeczywistość? Jaka to rzeczywistość? Jakie będzie w niej moje miej­sce? Myśl o tym, ze po śmierci przejdę w zupełny, ab­solutny niebyt, budzi przerażenie Ale z drugiej stro­ny przerażająca jest tez wizja wieczności, zwłaszcza jeśli może się okazać, ze ta wieczność to piekło Nawet zupełnie niewierzący dopuszczają choćby w nikłym stopniu przypuszczenie, ze piekło jednak jest i - po­nieważ nikt z nas nie wypełnia idealnie wszystkich nakazów religijnych i moralnych - po śmierci upomni się o swoje

Inny istotny powód unikania tematu śmierci to przyswojone zasady i normy Zaczyna się ta nauka bar­dzo wcześnie przed jakimkolwiek kontaktem ze śmier­cią i umieraniem konsekwentnie chronimy dzieci, wie­rząc, ze mogłoby je to uszkodzić Mówimy im, ze ktoś odszedł, wyjechał, jest teraz w niebie A ich to me chro­ni, tylko uczy, ze „śmierć" jest słowem niewymawial­nym, a wszystko, co się z nią łączy, powinno być prze­milczane i ukrywane To zła przysługa, bo w ten sposób dzieci pozbawione doświadczenia kontaktu ze śmier­cią wyrastają na dorosłych, którzy me wiedzą, jak od­nosić się do niej Stwarza to pole dla niepotrzebnych

lęków, pozbawia nas możliwości przygotowania się do własnej śmierci, izoluje od osób zbliżających się do niej, niekiedy bardzo bliskich, a także odcina od możliwości udziału w umieraniu tych, których kochamy i z który­mi chcielibyśmy być w ich ostatniej godzinie

Pamiętam kilka opowieści o tym, wzruszających i wcale nie strasznych Kasia z rozjaśnioną twarzą mówi­ła, ze zdążyła przyjechać z zagranicy, kiedy jej matka ciężko zachorowała, i spędziła z nią kilka ostatnich dni

Głaskałam mamę, pomagałam jej jeść, myłam, przytu­lałam Rozmawiałyśmy o wszystkim, o całym naszym ży­ciu I przecież pamiętam, ze me zawsze było między nami dobrze, nawet ostatnio, kiedy ona me zaakceptowała moje­go wyjazdu z Polski Mama jednak wiedziała, ze umiera, ja tez o tym wiedziałam, chciałyśmy być razem przez ten czas, jaki nam został Było mi smutno, nie ukrywałam tego przed mą, ale miałyśmy tez chwile wielkiej radości i bliskości Umarła na moich rękach Myślę o tym ze spokojem i jestem zadowolona, ze zdecydowałam się być przy niej

Podobnie mówiło kilka osób z prowadzonych prze­ze mnie grup terapeutycznych Jednak dużo częściej spotykałam się z wielkim poczuciem winy i żalem tych, którzy nie zdążyli, me zdecydowali się, uciekli przed towarzyszeniem matce czy ojcu albo partnerowi w umie­raniu Żałowali tego prawie wszyscy bardzo, jakby wy­czuwając, ze była to szansa na ważne i budujące do­świadczenie, być może na kontakt takiego rodzaju, ja­kiego nie doznali nigdy w życiu, a o jakim zawsze ma­rzyli otwarty, bliski, wypełniony miłością

Część z nich wycofała się, ponieważ me wiedziała, w jaki sposób się zachować wobec umierającej osoby czy może raczej jak jej towarzyszyć? Tu wieloletni nawyk zaprzeczania szczególnie ostro ściera się z jedyną -moim zdaniem - wartą stosowania zasadą, mianowicie otwartości i ujawniania swoich uczuć, nawet kiedy jest to trudne Bogdan był przy swoim ojcu, który kilka dni przed śmiercią miał bóle i trudności z oddychaniem



18

19


Tylko w krótkich nieco lepszych chwilach udawało się im pomówić ze sobą. Chociaż było to bardzo bolesne, Bogdan pierwszy raz w życiu miał poczucie, że jest ojcu potrzebny. Teresa spędziła w szpitalu wiele godzin, kie­dy umierał jej mąż. Chciała mu jakoś pomóc, chociaż nie mogła z nim rozmawiać, bo był nieprzytomny. Spo­tkałam ją jakiś czas po jego śmierci i usłyszałam, że dużo sił i pewności dodała jej moja rada, żeby do niego mówić i głaskać go. „Nie wiem, czy mnie poznawał, ale od­wracał się w moją stronę jak malutkie dziecko. Tak mi zależało, żeby zrobić dla niego wszystko, co tylko moż­liwe, więc przedtem czułam się okropnie, kiedy sie­działam bezczynnie w szpitalu obok łóżka, na którym umierał. Powiedziałaś, że mam do niego mówić i doty­kać go, bo on pewnie słyszy i czuje - dziękuję ci za to".

Naprawdę szkoda czasu (a w sytuacji, kiedy ktoś umiera, to zwyczajne zdanie nabiera dramatyzmu) na pozory i udawanie, nierzadko obustronne. Opowiadał mi Heniek, jak tygodniami ze sztuczną wesołością usi­łował ukryć rozpacz z powodu diagnozy zaawansowa­nego raka u matki. Ona też była świadoma tego, że zo­stało jej niewiele życia - podsłuchała rozmowę lekarzy, zresztą miała intuicję - ale udawała, że prognozy są optymistyczne, bo nie chciała martwić Heńka. Dopiero na kilka dni przed jej śmiercią zdecydowali się zacząć o tym rozmawiać i obydwoje poczuli ogromna ulgę. Jeszcze zdążyli powiedzieć sobie rzeczy prawdziwe, ważne i pełne uczucia.

Podczas grupowych zajęć na ten temat, przeciw­stawiając się wyuczonym nawykom omijania i zaprze­czania, zawsze używam słowa „śmierć" możliwie czę­sto i wymawiam je głośno i wyraźnie, ale też staram się tak pokierować sytuacją, żeby padło ono również wie­lokrotnie z ust śmielszych uczestników grupy. Część osób na początku zajęć zachowuje się tak, jakby miała wypowiedzieć słowo objęte klątwą czy jakimś innym metafizycznym zakazem - jakby to było prawdziwe

tabu, za którego złamanie grożą nadprzyrodzone kary. Dosyć szybko jednak zaczyna być widoczna zmiana na­stawienia: słowa takie jak „śmierć", „umarł", „zmar­ły" coraz łatwiej przechodzą przez usta i w dość krót­kim czasie następuje niejako ich „odczarowanie". Podobną funkcję oswajania mogłaby spełniać lektura, jednak dużo skuteczniejsze jest wypowiadanie zaka­zanych dotychczas słów głośno.

Zbliżanie się do tematu śmierci jest trudne także z tego powodu, że prawie każdemu z nas ktoś bliski umarł, a zwykle daleko nam do rozeznania i poradze­nia sobie z uczuciami, jakie ta śmierć lub te śmierci wy­wołały. Inaczej mówiąc, nosimy w sobie nieodżałowane straty, i to przez wiele lat. A właściwy człowiekowi, na­turalny mechanizm unikania bólu i przykrości sprzyja trzymaniu się na dystans od wszystkiego, co może te uczucia przywoływać. Zawsze kiedy słyszę zdania w rodzaju: „Nie lubię pogrzebów, chodzę tylko wtedy, kiedy już naprawdę muszę" albo „Dlaczego mam iść na cmentarz? Nie chce mi się, raz do roku wystarczy" -podejrzewam, że za taką postawą unikania kryje się żal po stracie.

Chcę wspomnieć o jeszcze innych przyczynach omijania tematu śmierci, związanych z naszym stosun­kiem do bliskich zmarłych. Otóż czasem boimy się, że zbyt dociekliwe drążenie tej problematyki będzie czymś w rodzaju naruszenia jej świętości, jak również może prowadzić do tego, że przestaniemy kochać tych, którzy nam umarli, albo stracimy przywiązanie do wspomnień

0 nich. Taka lojalność wobec tych, którzy odeszli - coś
w rodzaju konspiracji z nimi - bardzo utrudnia porozu­
miewanie się na ten temat z żyjącymi. Tak jakbyśmy nie
chcieli dopuścić nikogo, pragnąc zachować nienaruszo­
ną nie tylko pamięć, ale i uczucia, również te bolesne

1 niszczące. Często bowiem wydaje się nam, że jeśli prze­
staniemy cierpieć albo jakoś zmniejszymy dotkliwość
strat, będzie to sprzeczne z wiernością wobec zmar-



20

21


łych Tymczasem doświadczenie uczy, ze przeżycia dzielone z innymi po śmierci bliskich, wyrażane i na różne sposoby uzdrawiane*, prowadzą do odnowie­nia wspomnień, silniejszego poczucia więzi z kocha­nymi przez nas zmarłymi, bardziej jednoznacznej, bez­konfliktowej miłości do nich

Zostaje jeszcze poczucie winy, prowokowane przez temat śmierci Zadziwiające, jak często zdarza się, ze człowiek po stracie kogoś kochanego ma całko­wicie irracjonalne poczucie winy Wiemy z badań, ze tak się dzieje po wojnach i kataklizmach**, często tez spotykamy się z taką reakcją w psychoterapii Poczu­cie winy może dręczyć tego, kto został osierocony, z dwóch powodów ze to nie ja umarłem oraz ze me zdołałem temu jakoś zapobiec Zwłaszcza kiedy w ro­dzinie zdarzyła się śmierć w nieszczęśliwym wypad­ku, pozostali przy życiu jej członkowie potrafią łatami rozpamiętywać, czy nie mogliby jakoś zmienić biegu zdarzeń i nie dopuścić do tragedii U nich zajmowanie się tematem śmierci uruchamia dławiące poczucie winy Co gorsza, często wypycha się je ze świadomo­ści, podobnie jak inne intensywne uczucia związane ze śmiercią, i niekiedy dopiero jakieś przypadkowe zdarzenie wydobywa je na powierzchnię

Może to być film albo reportaż w telewizji czy w ra­diu, albo udział w groźnym zdarzeniu (wypadek, cięż­ka choroba, pożar) Czynnikiem budzącym nieraz łata­mi bolesne wspomnienia u wielu osób, szczególnie do­świadczonych przez śmierć kogoś znaczącego w dzie­ciństwie, były - jak mi potem opowiadały te osoby -różnego rodzaju przekazy o obozach koncentracyjnych Hania, która wcześnie straciła ojca, opowiadała, jaką ulgę przyniosło jej mówienie w grupie o tej stracie

* Piszę o tym w książce Żal po stracie czyli o przezywaniu żałoby War­szawa 2001, Instytut Psychologu Zdrowia

** Maja Lis-Turlejska Traumatyczny stres Koncepcje i badania War­szawa 1998, Wydawnictwo Instytutu Psychologu PAN, s 84-85

Wcześniej tylko się męczyłam, szczególnie kiedy poka­zywali w telewizji jakiś okupacyjny film, na przykład o hi­tlerowskich obozach Chociaż urodziłam się po wojnie, więc żadnych własnych wspomnień mieć nie mogę, czułam się tak, jakby mi ktoś wstrzyknął wielką porcję cierpienia i tak zostawił Chodziłam jak taki wielki bąbel pełen bólu i nie miałam żadnego pojęcia, co mam z tym zrobić Po paru dniach udawało mi się jakoś od tego odciąć i zacząć normal­nie wszystko robić, ale i tak mnie to prześladowało Nigdy w życiu me przyszłoby mi do głowy, ze to ma jakiś związek ze śmiercią ojca Ale odkąd zaczęłam o mej rozmawiać i do­cierać do swoich uczuć, mogę tez dużo przytomniej znosić spotkania z okupacyjną przeszłością

Nie jestem pewna, czy udało mi się wspomnieć o wszystkich powodach lęków i oporów przed porusza­niem tematu śmierci Jest ich wiele, więc nic dziwnego, ze niechęć do zajmowania się tym tematem jest tak po­wszechna Zarazem jednak, jak już wiemy, pozostawia­nie go odłogiem niczego me zmienia, nie prowadzi do wyzdrowienia wbrew powszechnemu przeświadczeniu, ze „czas leczy rany" Dlatego staram się - kiedy zaczy­nam w grupie pracować nad tematem śmierci - najpierw bezpośrednio zapytać o nastawienie do tego tematu,

0 związane z nim myśli i uczucia Zwykle wtedy oka­
zuje się, ze znaczna część uczestników ma podobne re­
akcje4 lęku, przygnębienia, dezorientacji, bólu I ze ni­
komu nie jest łatwo Zdarza się tez, ze ktoś dowcipkuje

1 wygłupia się - zawsze na to pozwalam i ogłaszam, ze
można się dołączyć i ze nie było umowy, zęby temat
śmierci traktować śmiertelnie poważnie

Jedną z trudności dostępu do tego tematu jest po­wszechne milczące zobowiązanie do solennej powagi i ponurego wyrazu twarzy Aż trudno uwierzyć, ze moż­na do perspektywy śmierci podchodzić ze spokojem i pogodą, czerpać z mej siłę i energię zamiast zapadać w przygnębienie Jak to możliwe? Mam nadzieję, ze stanie się to jaśniejsze po przeczytaniu całej książki



22

23


Chcę jeszcze dodać, iż do pracy z grupą nad sto­sunkiem do śmierci zawsze ubieram się w kolorowy strój i wyjaśniam uczestnikom, ze to celowe - zęby me kojarzyć zajmowania się śmiercią z ponurą atmosferą, beznadziejnością, przygnębieniem Staram się tez mieć jakiś rekwizyt budzący skojarzenia z życiem, na przy­kład kwiat, pastelową lalkę, pluszaka To sygnał, ze praca nad nastawieniem do śmierci jest jednocześnie ożywianiem życia

A więc temat śmierci można traktować całkiem ina­czej, niż mamy w zwyczaju Zęby przekazać chociaż tro­chę z klimatu tej inności, zawsze na początku swoich zajęć recytuję zasłyszany ponad 20 lat temu mój ulubio­ny średniowieczny dwuwiersz o śmierci Dusza z ciała wyleciała, Na zielonej łące stała*

Czytamy tez nieodmiennie japońskie haiku śmier­ci, każda osoba po jednym Tutaj zacytuję tylko parę przykładów

Na rozstajach dróg Mój dom spłonął

życia i śmierci i nic już

krzyk kukułki nie zasłania księżyca

Odsłaniając przód

odsłaniając tył

opada jesienny liść

Radość rosy Czyste niebo

rozpuszczające] się odchodzę drogą

w mgłę którą przyszedłem

Pożegnalny prezent dla mego ciała -ostatni oddech**

* Jest to pieśń ludowa, podobno żywa do dziś, jak pisze Jan Uryga w „Gdzie rwie się życia przędza" Moja Rodzina, 1999 nr 11 - zob www.opoka.org.pl

** Japońskie haiku śmierci Kraków 1993, Wydawnictwo Miniatura, s 10,11,16,17 33 38

To tylko drobne przykłady innego stosunku do śmierci niż nasz, który jest oparty na zmowie milcze­nia i strategu unikania Nie będę tych innych podejść przedstawiać, nie jestem znawczynią filozofii śmierci ani w buddyzmie, ani w chrześcijaństwie, ani w juda­izmie - w każdej z owych tradycji stworzono całe bi­blioteki dzieł poświęconych tej problematyce Mnie przekonuje taki sposób mówienia wprost o śmierci, jak w przedstawionych tu wierszach - z głęboką akcepta­cją i spokojem

Buddyzm zeń uczy patrzeć na śmierć jako na ko­nieczne dopełnienie życia, swoistą kropkę nad i, bez której litera jest nieczytelna i pełna dwuznaczności Uczy odnosić się do życia i do śmierci z jednakowym spokojem i pogodną bezinteresownością Tę właśnie pogodę ducha w momencie śmierci wyrażają [ ] wier­sze Będąc pożegnaniem życia i świata, stanowią jed­nocześnie ich największą afirmację, afirmację nie koń­czącego się strumienia powstawania i zanikania Są przejawem miłości do ulotnego piękna świata i pro­stoty, w której się ono wyraża Śmierć w tych wier­szach nie jest pełną grozy ostatecznością, lecz furtką ku wyzwoleniu, przejściem w inny wymiar - nieogra­niczony, wszechprzenikający akt istnienia, wyrażają­cy się nieskończonym łańcuchem narodzin i śmierci, jest jak rozpuszczający się płatek śniegu w bezkresie oceanu, jak rosa znikająca z liści i kwiatów wraz z pierwszym promykiem słońca Śmierć w tych wier­szach nie jest demoniczna i przerażająca Przeciwnie, jest przyjazna, delikatna i łagodna*

Tak więc uważam, ze ważne dla nas jest rozmawia­nie o śmierci, dzielenie się swoimi przeżyciami, czyta­nie i rozmyślanie o mej Dlaczego to takie istotne? Z kil­ku powodów

• Ślady w psychice, pozostawione przez nieodżało­waną śmierć, latami pozostają bolesne i negatyw-

* Marek Has we wstępie do Japońskich haiku śmierci, wyd cyt



24

25


nie odbijają się na naszym życiu Jednym z takich siadów jest znieczulenie emocjonalne, czyli po pro­stu słabsze przezywanie wszystkich uczuć Jeżeli się je tłumi, to - jak często mówią osoby, które kogoś straciły - wraz z bliską osobą umiera część nas sa­mych Ci, którzy przeszli przez skomplikowany pro­ces odżałowania swoich ważnych strat, opowiadają

0 tym, ze teraz wszystko lepiej do nich dociera wi­
doki, smaki, zapachy, radość, miłość

1 innych, i swoja własna - otwiera ogromne możli­
wości przeżyć i refleksji w kwestiach, jakie wcześniej
w ogóle nie były dopuszczane do świadomości Tak,
jak napomina nas siedemnastowieczna pieśń po­
grzebowa

Co tobie czynić dzisiaj należy, To czyn gorliwie, czas szybko bieży,

Nic do jutra nie odkładaj,

Lecz twym czasem mądrze władaj

Pomnij teraz,

Ze już nieraz

Pan rzekł Liczbę dni składaj1

Nim się dzień skończy, kres nadejść może, O śmierci myśleć ucz mnie, mój Boże,

I o rzeczach ostatecznych, O Twych obietnicach wiecznych

A w godzinie,

Gdy śmierć skinie,

Daj mi serce bezpieczne [wg Hippela, 1796]*

Ale być może najważniejsze, co wnosi w nasze ży­cie zajmowanie się śmiercią, to generalna zmiana nasta­wienia do życia właśnie Chcę jeszcze raz przywołać

Śpiewnik pogrzebowy

Nauczę nas obliczać dni nasze, Abyśmy przywiedli serca do mądrości

Jak tez

Prędko czas upływa Życia doczesnego Śmierć do grobu wzywa Ciebie tak pewnego, Czuwaj przeto dnia każdego

Żyj, jak życzysz sobie

Żyć, gdy zgon nastanie,

Gdy się skończy w grobie

Twe pielgrzymowanie

Pilne o to miej staranie1 [1907]**

* Śpiewnik pogrzebowy Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP Biel-sko-Biała 1994, Wyd Augustana, s 21 Niektóre pieśni datowane są w ten sposób, ze podano przy nich datę śmierci autora **Tamże, s 9 i 32



26

27


Stale obecna perspektywa śmierci - me jako prze­rażającej, ciemnej siły, która budzi w nas bunt i roz­pacz, lecz jako nieuchronnego, naturalnego zwieńcze­nia naszego rozwoju, stanowiącego część ogromnego procesu przemijania - uczy nas cenić ulotne piękno ota­czającego świata, jedyność każdego dnia i każdego zda­rzenia Tak rozumiem sens pozornie paradoksalnego zdania, ze zajmowanie się śmiercią pozwala nam peł­niej żyć

Rozdział 2 W moim życiu i w mojej rodzinie

Jakie są nasze myśli, skojarzenia i uczucia związa­ne ze śmiercią? Kiedy zadaję to pytanie na zajęciach w grupie, w pierwszej chwili wydaje się, jakby było ich niewiele Dwie-trzy osoby pamiętają coś z dzieciń­stwa od opowiadanych przez babcię strasznych bajek albo przez dziadka wojennych opowieści po realne śmierci w swoim domu, w dalszej rodzinie, w szpita­lu Pierwsze wspomnienia - bo o nie właśnie, jako naj­mocniej kształtujące nastawienie, zawsze pytam - wią­żą się raczej z podsłuchanymi rozmowami starszych czy oglądanymi (nieraz bez pozwolenia) pogrzebami niż z rzeczywistymi stratami To w wyniku reakcji oto­czenia na śmiertelną chorobę, umieranie, zgon kształ­tuje się atmosfera przemilczania i zakłamania, będąca - jak już wspominałam - dla większości ludzi podło­żem, na którym wyrasta nasz stosunek do śmierci Ta­kie są wspomnienia Kasi

Rodzice pojechali na pogrzeb babci, a mnie mc o tym nie powiedzieli Widziałam, jak mama płakała, jednak przy mnie udawała, ze wszystko jest normalne Wcześniej tez czułam, ze coś się dzieje, bo pochlipywała po kątach i ciągle bardzo zdenerwowana gdzieś dzwoniła Słyszałam, jak przed wyjazdem prosiła sąsiadkę, z którą mnie zostawiła, zęby mi tylko broń Boże mc me mówiła Nie rozumiałam dlaczego Czułam się jakoś dziwnie, miałam już siedem lat i uważa­łam, ze me trzeba tego przede mną ukrywać Ale kiedy ro­dzice wrócili, o nic ich nie zapytałam Dopiero teraz uprzy­tomniłam sobie, ze nawet nie wiem, na co babcia umarła

A tak wygląda najdawniejsze wspomnienie Julka o zetknięciu ze śmiercią


29


Szliśmy po naszej ulicy, moja siostra i ja, nagle na rogu zobaczyłem zbiegowisko Zaczęliśmy się przeciskać, widać było lezącego na ziemi, koło studzienki kanalizacyjnej, nie­ruchomego mężczyznę w kombinezonie Miał dziwnie nie­bieskie usta Siostra odciągnęła mnie, ludzie tez zaczęli po­wtarzać, ze to me jest widok dla dzieci Nikt nie chciał mi mc wytłumaczyć, wszyscy powtarzali jak ci ludzie na rogu „To me dla dzieci"

Wydaje mi się, ze ich wspomnienia są dość typo­we Co więcej, pokazują, ze przejęliśmy od znaczących dorosłych nastawienie do śmierci, jakie mieli w naszym dzieciństwie, i zwykle trzymamy się go również w póź­niejszych latach naszego życia Jeśli znalazł się ktoś, kto po śmierci członka rodziny, sąsiada, kolegi ze szkoły gotów był posadzić sobie dziecko na kolana, porozma­wiać z mm, nazywając rzecz po imieniu i wyjaśniając (bez drastycznych szczegółów), co się stało - to takie dzieci po latach mają mniej lęku i mniej tendencji do uciekania przed tematem śmierci

Na podłoże ukształtowane w dzieciństwie nakła­da się druga warstwa - realnych, bolesnych, niemożli­wych do powetowania strat Jednym zdarzyło się to jesz­cze w dzieciństwie, innym później, w każdym razie te konkretne straty już bezpośrednio kształtują nasz sto­sunek do życia i śmierci Nie zdajemy sobie z tego spra­wy, bo na co dzień praktycznie nigdy na ten temat nie rozmawiamy, ale prawie wszyscy mamy naprawdę dużo do powiedzenia w odpowiedzi na pytanie „Jakie śmierci wśród bliskich osób przeżyłeś?" Babcia, mama, najbliż­szy przyjaciel, ukochany ojciec, siostra, dziewczyna, kuzyn, wujek - śmierć niektórych z nich mocno zmieni­ła warunki egzystencji tych, co zostali przy życiu, i za­chwiała ich poczuciem bezpieczeństwa czy przekona­niem, ze świat jest stabilny i przyjazny Babcia mnie mocno kochała - mówiła Agata, uczest­niczka jednej z prowadzonych przez mnie grup - to było jasne Rodzice odsyłali mnie do mej często, obydwoje

pili, ale u babci była bezpieczna przystań Kiedy umarła, już mc i nikt mnie me mógł obronie, me miałam gdzie uciec Poczułam się sama na świecie

Zawsze mnie zdumiewało, jak precyzyjnie więk­szość uczestników prowadzonych przez mnie zajęć umiała określić, jaki wpływ na ich życie miała śmierć bliskiej osoby Nie zastanawiali się nad tym wcześniej i tylko dlatego go me dostrzegali Często się zdarza, ze samo uświadomienie sobie oddziaływania tej straty pomaga nie dopuścić do tego, aby nadal miała destruk­cyjny wpływ na nasze życie, czasami trzeba podjąć pra­cę psychoterapeutyczną nad uwolnieniem się od mego Jak to robić - to temat na mną książkę, tutaj będę się nadal zajmować stosunkiem do śmierci

Kolejny krok w wydobywaniu go na światło dzien­ne to badanie osobistych przekonań dotyczących śmier­ci Proponuję tu proste ćwiczenie, wykonywane we wszystkich grupach, z którymi pracuję Piszemy mia­nowicie na kartce dwa zdania, które uzupełniamy tak, jak nam przyjdzie do głowy Nie trzeba się namyślać,



30

31


tylko wpisywać pierwszą rzecz, jaka się pojawia w świadomości. Nie chodzi bowiem o to, co uważamy za właściwe, tylko jakie przekonania chowamy w za­kamarkach umysłu, bo najprawdopodobniej to one wpływają na nasze oczekiwania, a poprzez nie - rów­nież na nasze postępowanie.

MYŚLĘ, ZE UMRĘ W WIEKU ... LAT.

KIEDY BYŁAM MAŁA, MYŚLAŁAM, ZE UMRĘ NA....

Zachęcam wszystkich do podobnego eksperymen­tu, wyniki bywają zaskakujące. Pierwszy powód tego zaskoczenia: niemal u wszystkich pojawiają się konkret­ne cyfry. W mojej obecności padały takie cyfry jak 28, 63,84 - żadnych zaokrąglonych, żadnych przybliżonych typu „ponad sześćdziesiąt", żadnych określeń opiso­wych. Tak jakby w naszej świadomości ujawniało się wyraźne zaprogramowanie, a nie otwarta możliwość,

O znaczeniu tego odkrycia można dyskutować, jako że niektórzy wierzą, iż myślenie ma moc sprawczą i ujawnienie przekonania o długości życia pozwala za­mienić je na inne, zapewniające danej osobie dłuższe życie. Inni uważają, że treść naszego myślenia nie ma bezpośredniej mocy sprawczej, a jeśli jakoś na nas dzia­ła, to za pośrednictwem emocji. Na przykład spotkałam niedawno Karola, uczestnika pierwszych moich zajęć o śmierci, który powiedział mi, że już prawie 10 lat w chwilach załamania przypomina sobie o podjętej wówczas decyzji: „Będę żył co najmniej 94 lata" i uspo­kaja się, że jeszcze nie czas na niego. Może więc tamta zmiana postanowienia nie zmieniła „zaprogramowania" Karola, a jedynie służy mu jako sposób na zaczerpnięcie spokoju i optymizmu? Niemniej tak czy inaczej mu służy.

Kilka słów o przekonaniach z dzieciństwa na te­mat rodzaju śmierci. Pewien wpływ mają niewątpliwie uwarunkowania kulturowe czy prościej - mody na okreś­lonego rodzaju myślenie o śmierci. Dlatego teraz prze­ważają dwa rodzaje uzupełnień zdania „Myślałam, że umrę na...", mianowicie rak i wypadek samochodowy.

Zajmuję się tą problematyką dopiero od 10 lat, dlatego trudno mi się wypowiadać o zmianach w czasie, mam jednak wrażenie, że ostatnio częściej niż kiedyś poja­wiają się odpowiedzi: „Umrę ze starości". Jednak nie wpływy kulturowe są tu najważniejsze. A wobec tego jakie? Odpowiedź dają często szokujące wyniki następ­nej części naszego eksperymentu, mianowicie ujawnie­nie rodzinnych wzorców śmierci.

Chodzi o skonstatowanie, w jakim wieku i na co pomarli najbliżsi: rodzice, dziadkowie oraz inne bliskie i ważne osoby. Na dziadków trzeba zwrócić szczególną uwagę, bo często są to pierwsze śmierci wśród bliskich osób, z jakimi zetknęła się większość z nas i w dużej mierze to właśnie one współwyznaczają stosunek do śmierci. Proponuję zwykle, żeby uwzględnić też dalszą rodzinę, czasami bowiem wzorce obejmują szersze gro­no niż tylko rodziców i dziadków.

Zdumiewające jest, jak często osobiste przekona­nia dotyczące czasu i przyczyny śmierci są takie same lub bardzo podobne do rodzinnych wzorców śmierci. W grupach, które prowadziłam, takie podobieństwa odnajdywała zawsze większość uczestników, często znaczna: przede wszystkim do matki lub ojca, w dru­giej kolejności do babci lub dziadka, następnie do ko­biet albo mężczyzn z szerszej rodziny. Niejednokrotnie robiło to na mnie wrażenie cichej umowy rodzinnej. Charakterystyczna była historia Ryśka, który opowia­dał, że dziadek umarł na astmę i ojciec w jego obecności udusił się w ataku astmy - on sam nagle sobie uświado­mił, że próbuje zrealizować podobny ponury scenariusz. Poparli jego obserwację koledzy z grupy: „Tyle palisz, że też uwędzisz się na śmierć". Szczęśliwie Rysiek po roku rzucił palenie i ma już za sobą prawie 10 lat niko­tynowej abstynencji.

Dość często zdarzają się przekonania, których treść po prostu stanowi kopię czasu i przyczyn śmierci oso­by, z którą było się w bliskim związku emocjonalnym.



32

33


Tak było z Markiem, co jest o tyle interesujące, że Ma­rek jako lekarz z pozoru nie powinien być podatny na iluzje, sugestie czy wmawianie sobie przekonań zwią­zanych z chorobami somatycznymi. Otóż był on pe­wien, że umrze w wieku 52 lat - a właśnie miał 48 - na serce, a dokładnie w takim wieku na chorobę wieńco­wą zmarła jego matka. Nietypowy, ale ciekawy jest przykład Marcina: spodziewał się umrzeć w wieku 68 lat, co po porównaniu z datami śmierci dziadków oka­zało się średnią pomiędzy nimi, jako że jeden umarł mając 71, a drugi 65 lat. „Wiele kobiet w mojej rodzi­nie umierało na raka" albo „Kilku moich krewnych zginęło w wypadkach" - to też przykłady wzorców rodzinnych, do których dopasowane są przekonania o przyczynie własnej śmierci.

W każdej grupie są jakieś osoby, choć jest ich nie­wiele, które nie odnajdują żadnych rodzinnych wzor­ców. Część z nich natrafia na inne źródła swoich prze­konań: ważne lektury albo filmy, straszenie przez doro­słych; część niczego takiego nie stwierdza. To też jest naturalne, ponieważ na stosunek do śmierci wpływa wiele różnych czynników i nie wszystkie udaje się od­słonić.

Na tym etapie zgłębiania nastawienia do śmierci pojawiają się ważne pytania, obudzone przez poprzed­nie odkrycia. Czy czas i powód śmierci może być kwe­stią decyzji? - to najważniejsze z nich. I drugie, mocno z nim związane: czy jeśli nieświadomie powielamy ro­dzinne wzorce śmierci, potrafimy - po ujawnieniu -zaprzestać ich powtarzania? Jak już wspomniałam mówiąc o Karolu, możemy uznać nasze myślenie za siłę sprawczą albo widzieć w nim tylko bodziec do urucha­miania innych zmian. Tak właśnie było z decyzją Ryśka o zaprzestaniu palenia, niewątpliwie sprowokowaną wykryciem rodzinnego wzorca umierania na astmę. Nikt przecież nie zaprzeczy, że rzucając palenie, wpły­nął on na to, kiedy i jak umrze.

Osobiście wierzę, że sposób myślenia o wielu waż­nych życiowych kwestiach, między innymi o śmierci, wpływa na realne zdarzenia. Nasze przekonania, a nie­jednokrotnie wręcz decyzje czy umowy z ważnymi oso­bami ukształtowały się dawno temu, w dzieciństwie, kiedy jeszcze nie mieliśmy wystarczającej wiedzy o świe­cie i nie w pełni umieliśmy ją analizować oraz wyciągać z niej wnioski. A później z dorosłej perspektywy już nig­dy się nie przyglądaliśmy tym swoim przekonaniom i decyzjom i nie mieliśmy okazji ich rewidować.

Dla osób, które myślą i czują podobnie, mam pro­pozycję przyjrzenia się własnej umowie dotyczącej śmierci i jej zamiany na inną. Chcę się tu posłużyć przy­kładem Marka, głęboko przekonanego, że podłożem jego myślenia była nieuświadomiona umowa z matką. Sposób postępowania jest prosty: najpierw trzeba sfor­mułować starą umowę, którą chce się zastąpić, następ­nie nową, jaką zamierzamy zawrzeć ze sobą, i wreszcie przystąpić do rytuału zamiany. Trzeba usiąść wygodnie, rozluźnić się, wyobrazić sobie osobę (lub osoby, a jeśli nie ma nikogo takiego, to siebie samego - przy czym wystarczający jest nawet bardzo mglisty obraz albo zdję­cie) i wypowiedzieć do tej osoby zdanie takiego typu, jak ułożone przez Marka: „Dawno temu umówiłem się z tobą, mamo, że umrę w wieku 52 lat na serce. Teraz unieważniam tę umowę i zawieram nową, ze sobą sa­mym: będę żyć ponad 90 lat i umrę, kiedy będę chciał".

Koniecznie trzeba pamiętać, że są tu trzy ważne elementy:

Muszę powiedzieć, że osoby, które przystępują do zmiany umowy, najwyraźniej wierzą w możliwość wpływania na czas i powód swojej śmierci, skoro niejed­nokrotnie ich nowa umowa brzmi tak: „...I umawiam



34

35


się ze sobą tak: Umrę, kiedy uznam, że już czas, za­chowując do ostatnich chwil zdrowie fizyczne i psy­chiczne oraz jasność umysłu". Dla tych zaś, którzy nie widzą w takim postępowaniu większego sensu, mam argument, że ci, którzy wierzą w możliwość decydo­wania o swojej śmierci, odnoszą się do jej perspekty­wy z większym spokojem ducha. A to też ma swoją wartość.

Jest jeszcze jedna ważna sprawa, o której chcę po­wiedzieć w związku z pytaniem, czy możemy decydo­wać o czasie i powodach swojej śmierci. Otóż chyba u wszystkich ludzi mniej lub bardziej wyraźnie ujaw­nia się pewna tendencja do samozniszczenia. Czasem postronne osoby widzą, jak ktoś lekkomyślnie naraża się na niebezpieczeństwo, na przykład brawurowo pro­wadząc samochód albo motor, pracując bez zabezpie­czenia, prowokując bójki. Ale nie trzeba aż takich dzia­łań, wystarczy zastanowić się nad tym, ile osób wokół pije alkohol i pali papierosy, dramatycznie źle się odży­wia, nie leczy się, nie dba o własny komfort emocjonal­ny, nie uprawia żadnych ćwiczeń fizycznych, nie kon­taktuje się z naturą. To oczywiście kwestia interpretacji, ale dla mnie - gdy patrzę na nich z zewnątrz - nie ulega wątpliwości, że aktywnie współdziałają ze swoim dą­żeniem do śmierci.

Pracując w grupie staramy się - a sądzę, że może to być zadanie dla wszystkich - żeby każdy uczestnik dokładnie i konkretnie określił, jak w jego dzisiejszym życiu ujawnia się dążenie do śmierci. Zdumiewająco często okazuje się, że w sprawach zdrowotnych i bez­pieczeństwa fizycznego otrzymujemy wiele ostrzeżeń, na które jednak nie reagujemy. Mam znajomą, która po raz kolejny została wylosowana do badań prowadzo­nych przez Instytut Onkologii i po raz kolejny tam nie poszła, mimo że jest w grupie wiekowej zagrożonej ra­kiem macicy. Pamiętam też relację Michała, któremu przewożona w samochodzie wiertarka podczas wy-

padku złamała kręgosłup. Przed wyruszeniem przy­szło mu do głowy, żeby ją dobrze przymocować, ale pomyślał: „E, nic się nie stanie"; wyjeżdżając ze stacji benzynowej, już dosyć blisko celu, na myśl o zapięciu pasa zareagował: „Nie chce mi się, to już blisko"; zjeż­dżając z górki, mokrej po przelotnym deszczu, uznał: „Trzeba zredukować prędkość" i też tego nie zrobił. Efekt: lądowanie w rowie na dachu i uraz kręgosłupa z powodu latającej wiertarki. I morał, wygłoszony przez Michała: „Wygląda na to, że sam tego chciałem". Co zatem każdy z nas może zrobić, żeby przeciw­stawić się własnemu dążeniu do śmierci? Uważam, że takie przeciwstawienie się to przede wszystkim kwe­stia decyzji. I skoro taka decyzja zostanie podjęta, trze­ba uważnie obejrzeć swoje życie - najlepiej z kimś dru­gim, bo z dystansu często lepiej widać - żeby wyśledzić i spisać wszystkie stosowane przez siebie sposoby współdziałania z autodestrukcją. A następnie sporzą­dzić plan innego postępowania i zacząć go realizować. Na przykład pójść na zaniedbywane od dawna badania kontrolne albo przed planowaną podróżą sprawdzić hamulce w samochodzie. Chcę to powtórzyć jeszcze raz: jest to kwestia decyzji.


36


Rozdział 3 Wewnętrzne przygotowanie

To kolejny paradoks dotyczący zajmowania się śmiercią uciekamy od tego, ponieważ boimy się śmier­ci, a boimy się między innymi z braku przygotowania, do którego się nie zabieramy, bo się boimy Czy rzeczy­wiście można przygotować się do własnej śmierci? W jaki sposób? Jedną z dróg jest po prostu zadbanie o sprawy, które są niezabezpieczone Dobitny przykład to sytuacja dzieci - mam wrażenie, ze ich przyszłość spę­dza sen z powiek wielu rodzicom, zwłaszcza samotnym matkom „Co by się z nimi stało, gdyby mnie zabrakło?" Drugi przykład to rozdysponowanie swoich ukocha­nych przedmiotów, książek, roślin, ważnych dokumen­tów Wydaje się to może me takie ważne w obliczu ewen­tualnej śmierci, ale zaobserwowałam, ze u ludzi, którzy się tym zajęli, myśl o śmierci wywoływała dużo mniej lęku i napięcia

Podczas zajęć grupowych mamy specjalną część zatytułowaną „Sprawy do załatwienia przed śmiercią" Zęby wyraźniej określić sytuację, proszę o zadanie so­bie pytania „Gdybym miał wkrótce - na przykład za miesiąc - umrzeć, co potrzebuję zrobić, zęby mieć czy­ste sumienie i pozałatwiane ważne sprawy?" Część tych spraw to kwestie bardzo konkretne, choćby ta, ze trze­ba zadecydować kogo i w jaki sposób zabezpieczyć fi­nansowo? Takie zastanawianie się ma nieraz bardzo praktyczne konsekwencje, jak wykupienie polisy na życie, uporządkowanie prawa własności mieszkania czy działki, a raz w wyniku tej części zajęć poświęconych nastawieniu do śmierci zdarzył się nawet ślub Bo Kazikowi te nasze „sprawy do załatwienia" uprzyto­mniły, ze jego druga żona - której formalnie nie poślu-

bił, a z którą byli razem już dwanaście lat i mieli dziec­ko - w razie jego śmierci zostanie bez domu i bez pra­wa dziedziczenia po mm czegokolwiek Ta myśl tak go przestraszyła, ze postanowił radykalnie uporząd­kować sytuację prawną i zaprosił swoją kobietę do urzędu stanu cywilnego „To był świetny pomysł - ko­mentował później - poczułem się o mą i o małego zu­pełnie spokojny Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale chyba mnie to jakoś podskórnie gnębiło"

Podobnie bywa ze sprawą mieszkania, samocho­du, ewentualnie innych wartościowych elementów sta­nu posiadania Co z mieszkaniem? Mam wrażenie, ze tutaj najwięcej jest niezałatwionych spraw urzędowych, zaniedbań prawnych, nie do końca wyjaśnionych kwe­stii własności Wszystko to należałoby załatwić przed śmiercią, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, zęby za­brać się do tego już teraz To nie jedyna taka sprawa, w której świadomość śmierci pomaga uporządkować swoje dzisiejsze życie

Następna rzecz warto zawczasu pomyśleć, jak się chce rozdysponować swoją własność, zwłaszcza ze ukła­dy rodzinne są nieraz bardzo skomplikowane i mogą być potrzebne jakieś postanowienia dotyczące na przy­kład dzieci z różnych małżeństw czy poprzedniego współmałżonka Pamiętam Wiktora, który nagle uprzy­tomnił sobie, ze przecież kocha syna swojej pierwszej żony (ożenił się z nią, kiedy mały miał trzy lata) i chciał­by mu coś po sobie zostawić Zrozumiał, ze to wymaga formalnego załatwienia i postanowił napisać testament, w którym przeznaczył dla dorastającego pasierba swój samochód

A w ogóle testament warto napisać jak najszybciej Zawsze takie stwierdzenie budzi głośny sprzeciw parę osób twierdzi, ze zupełnie nic nie ma, więc me ma czym dysponować Jestem zupełnie innego zdania Każdy z nas ma swoje ważne przedmioty, ma tez jakieś ro­dzinne pamiątki i dokumenty Mirek, którego rodzice



38

39


pochodzili z Kresów Wschodnich i niewiele im zostało z czasów przedwojennych, bardzo sobie cenił te przedmio­ty i postanowił zapisać je w testamencie najmłodszej cór­ce, bo tylko ją rzeczywiście interesuje historia rodziny Za to druga córka jest zafascynowana sztuką i Mirek uznał, ze jej przypadną albumy z jego księgozbioru W moim testamencie szczególne miejsce zajmują książ­ki, a dobrze się poczułam dopiero wtedy, kiedy rozdys­ponowałam je pomiędzy kilka różnych osób Szczegól­ną rzeczą są instrumenty muzyczne każdy, kto ma taki instrument, wie, jak bolesna jest myśl, ze „moja gitara pójdzie w obce ręce" Zresztą czy tylko gitara jest taka ważna? Każdy ma kilka najukochańszych rzeczy, które chciałby sensownie rozdysponować na wypadek śmier­ci, ale uważa, ze mu me wypada

Myślę, ze jest to niezbyt mądry zwyczaj, zęby spo­rządzać testament dopiero wtedy, kiedy ma się brylan­tową kolię i wielki pakiet akcji Uważam, ze nawet dla pojedynczych przedmiotów o dużej wartości emocjonal­nej czy sentymentalnej powinno się znaleźć miejsce w testamencie Chcę przypomnieć jego staropolską nazwę - ostatnia wola W twojej ostatniej woli masz prawo re­gulować wiele spraw, przeznaczać liczne przedmioty dla wielu osób i wyrażać różne życzenia co do swego po­grzebu, sposobu pochowania i upamiętniania Na przy­kład wiele osób życzy sobie, zęby ich bliscy jakoś za­znaczali rocznicę ich śmierci

Kolejna sprawa do załatwienia to opieka nad dzieć­mi czy współmałżonkiem Kogo do tego zobowiązać? Jak się okazało, świadomość, ze można umówić się z rodziną i przyjaciółmi, zęby zajęli się tymi, którzy zo­staną osieroceni, jest bardzo uspokajająca Uczestnika jednej z grup, Józka, chorego na raka, dręczyły obawy

kilka takich osób i Józek rzeczywiście później się do nich o to zwrócił Twierdził, ze po tym nie było mu już tak ciężko myśleć o śmierci

Jeszcze słówko o innej sprawie do załatwienia co powiedzieć partnerowi o następnym związku? Po jakim czasie czy w jakich warunkach może znowu z kimś być? To bardzo ważne, bo - proszę mi wierzyć - są osoby zazdrosne o związki po śmierci, które miałyby się za­dzierzgnąć za kilka czy kilkadziesiąt lat I chociaż me jest to może zbyt racjonalne, podjęcie jasnej decyzji w tej sprawie dobrze wpływa na samopoczucie

Kolejna ważna dziedzina do uporządkowania w obli­czu śmierci to sprawy pomiędzy mną a innymi ludźmi Zęby przystąpić do tego zawczasu, zachęca w pięknych, lapidarnych słowach jedna ze strofek średniowieczne­go wiersza „Skarga umierającego"*

Zbierz gniewliwe i dłużniki, Odproś, zapłać pieniądz wszelki

Warto tu odpowiedzieć sobie na kilka ważnych py­tań A więc czyim jestem „dłużnikiem" komu mam po­wiedzieć coś ważnego, podziękować, okazać miłość, wyjaśnić wzajemne stosunki, wybaczyć? Do tej katego­rii należą dawne grzechy i winy z przeszłości, za które być może trzeba kogoś przeprosić, jeżeli chce się umie­rać z czystym sumieniem Z drugiej strony, to dobre i piękne, co dostaliśmy od różnych ludzi w rozmaitych relacjach, domaga się podziękowań Trudno nam myś­leć o spokojnej śmierci zwłaszcza wtedy, gdy konflikty popsuły nasze istotne i bliskie związki Nieraz ludzie są gotowi przebyć setki kilometrów, zęby przed śmier­cią pogodzić się na przykład z matką czy z bratem I znów powstaje pytanie skoro już to sobie uświadomili, to czy warto czekać aż do śmierci? Różne bolesne proble­my w kontaktach z ważnymi osobami mogłyby zostać

* Cały utwór można znaleźć w Internecie pod adresem http // gimnazjum com pl/staropolska/sredmowiecze/poezja_swiecka/ skarga_umierajacego htm



40

41


rozwiązane, wprowadzając wiele ciepłych uczuć w miejs­ce wrogości i cierpienia

Podczas zajęć grupowych prawie wszyscy ich uczestnicy znajdują jakieś sprawy, które mogą załatwić już teraz, nie zwlekając, zamiast czekać, aż zacznie zbliżać się śmierć Pamiętam jedno z moich własnych odkryć wśród spraw do załatwienia zapisałam sobie, ze chciałabym przed śmiercią powiedzieć moim bli­skim, jak bardzo ich kocham Szybko pojawiła się myśl, ze nie muszę czekać, mogę to zrobić już teraz I co prawda zabierałam się do tego kilka miesięcy, ale na najbliższą Gwiazdkę przygotowałam im pod choinkę własnej roboty książeczkę z wypisanymi odpowiedzia­mi na trzy pytania „Za co Cię kocham? Za co jestem Ci wdzięczna? Co mnie w Tobie zachwyca?" Dopiero wtedy zobaczyłam, jak absurdalnym pomysłem było­by czekanie Jednocześnie wydaje mi się, ze bez „eks­perymentalnego" przygotowywania się do śmierci taki wspaniały pomysł nie przyszedłby mi do głowy

Patrząc na różne sprawy z perspektywy ostatnie­go miesiąca życia, dokonuje się wielu przewartościo­wań Czasami dzieje się to spontanicznie, zwłaszcza u osób, którym widmo śmierci zajrzało w oczy, na przy­kład po wypadku, przed operacją, w czasie groźnej cho­roby, głębokiego miłosnego zawodu, innych okresów skrajnego przygnębienia Jednak pytania o wartości, o sens życia, które nabierają szczególnej ostrości w kon­tekście rozstania ze światem, rzadko znajdują jakiś wy­raz zewnętrzny Bardzo rzadko z kimś o nich rozma­wiamy, me zapisujemy ich, nie formułujemy głośno Niedawno trafiłam na rozważania poetyckie młodego mężczyzny, który w wierszu o znaczącym tytule „Przesłanie" pisze

na cóż bogactwa twe i zaszczyty

dyplomy, tytuły, profity

na cóż odzienie piękne ci będzie

na cóż dom złotem zdobiony?

co w życiu ważne jest, przyjacielu?

o sens wciąż pytam każdego

gdy ten moment, ta chwila nadejdzie

co z sobą zabierzesz na drogę?

Norbert Cichy

W ujawnieniu przewartościowań, jakie perspek­tywa śmierci wnosi do naszego życia, pomaga ekspe­ryment, który proponuję uczestnikom pracy grupowej zęby zrobili listę swoich dzisiejszych zmartwień i kło­potów, a następnie spróbowali sobie wyobrazić, ze oglądają je z łoza śmierci To bardzo dobrze robi - prze­konać się, jak bagatelne i uwikłane po uszy w codzien­ność są sprawy, które teraz zżerają nam czas i nerwy Konflikty z szefem? Zazdrość, ze sąsiedzi się dorobili? Pominięcie przy rozdzielaniu nagród? Nieudane wa­kacje? Aż wstyd zadawać retoryczne pytanie, czymże to wszystko jest wobec wieczności Tu znowu zamiast komentarza chciałabym umieścić fragmenty pieśni ze Śpiewnika pogrzebowego

Ach, jak marne, jak nietrwałe są

Skarby człowieka1

To nam ogień je pozera,

To nam powódź je wydziera,

Nikt ich z sobą nie zabiera [1667]

I jeszcze dobitniej

Doczesny zysk na śmierci zew Rozwieje się jak garstka plew*

Te rozważania kierują nas bezpośrednio ku pro­blematyce wartości To oczywiste, ze ich hierarchia w zetknięciu z perspektywą śmierci staje się inna niż ta, której używamy w odniesieniu do bieżących spraw W „Wysokich Obcasach" (dodatku do Gazety Wybor-

* Śpiewnik pogrzebowy Kościoła Ewangelicka Augsburskiego w RP, wyd cyt s 16 i 48



42

43


czej) trafiłam przypadkiem na wypowiedź Katarzyny Grocholi, dokładnie przekazującą myślenie, jakie po­jawia się w sytuacji zagrożenia życia

Ale nie tylko na bieżące sprawy czy na system war­tości można spojrzeć - jak czasem żartuję - z perspek­tywy pozagrobowej Można przyjąć taki punkt widze­nia po to, zęby przyjrzeć się sobie Na zajęciach propo­nuję więc „Napisz swój nekrolog albo przemówienie nad trumną, wygłoś je i posłuchaj, o co mm chcą je uzu­pełnić" W krótszej wersji każdy podchodzi kolejno do wszystkich pozostałych członków grupy i wygłasza cy­taty z przemówienia nad ich trumną lub z artykułu--wspommema, a także ma okazję coś podobnego usły­szeć od nich Okazuje się, ze to również jest doświad­czenie z serii „Nie trzeba czekać aż do śmierci" Zwykle wszyscy są zdumieni aż tak pozytywnymi informacja­mi o sobie, mówią tez, ze to zdecydowanie podniosło ich samoocenę Nekrolog jest tu oczywiście tylko narzę­dziem, które pozwala wydostać się z bieżących ograni­czeń i spojrzeć na siebie w nowy sposób Znowu dzię­ki dotknięciu tematu śmierci udaje się wprowadzić po­zytywną zmianę w życiu

* Beata Pawlak , Księżniczka z kaczką" Wysokie Obcasy nr 30 (122) s 10

Rozdział 4

Przeciw ciążeniu

albo fałsz i prawda

W każdym człowieku można odkryć dążenie do śmierci, które ściąga nas w stronę samozniszczenia, tak jak w dół ściąga nas ziemskie ciążenie I chociaż sposo­bu życia wielu osób me dałoby się nazwać inaczej niż samobójstwem na raty, najczęściej dzieje się tak właści­wie bez udziału świadomości Narzuca się przypuszcze­nie, ze motorem takiego autodestrukcyjnego zachowa­nia jest negatywne nastawienie do siebie samego* Nie kochamy siebie na tyle, zęby do samozniszczenia nie dopuścić Jest nawet gorzej niektórzy z nas odczuwają do samych siebie taką niechęć, ze życzą sobie śmierci Nieprawdopodobne? Na tyle często słyszałam to od osób, z którymi pracowałam indywidualnie lub w grupie, ze tendencja do samozniszczenia wydaje mi się powszech­na Źródłem takich przypuszczeń jest me tylko to, co ludzie mówią, ale tez to, co robią Zwłaszcza kiedy przyglądam się alkoholikom oraz ich żonom i w ogóle osobom uzależnionym i współuzależnionym, a także ofiarom przemocy - mam wrażenie, ze złe mniemanie o sobie pogrąża je i nie pozwala wydostać się ze zgub­nego dla nich uwikłania

Jak to się dzieje, ze w naszej psychice powstaje dą­żenie do śmierci? Nie miałam na to żadnej odpowiedzi, dopóki nie spotkałam się z Sondrą Ray, która prowa­dziła w Polsce zajęcia pod nazwą Trening Związków Miłości** Podkreślała tam, ze wszyscy aktywnie dąży-

* Na przykład wynika to jednoznacznie z literatury na temat ruchu Anonimowych Alkoholików zob Ernest Kurtz Wstyd i poczucie winy Warszawa 1988, Instytut Psychologu Zdrowia i Trzeźwości ** Sondra Ray uprawia rebirthing i pracę z afirmacjami Stale mie­szka w USA prowadzi warsztaty poświęcone związkom W Polsce


45


my do śmierci i ze trzeba się temu dążeniu przeciwsta­wić Za przyczynę takiego traktowania siebie uważała negatywne zapisy, ukształtowane w psychice w naj­wcześniejszym okresie życia podczas porodu, w nie­mowlęctwie i w dzieciństwie A skoro - twierdziła -można było je tam umieścić, to można tez usunąć Dzię­ki jej warsztatom zajęłam się ujawnianiem złego myśle­nia o sobie, dotychczas głęboko ukrytego, a później rów­nież jego zmianą

Na zajęciach, które prowadzę, robimy to tak każ­dy uczestnik ma wpisać u góry czystej kartki zdanie „Nie zasługuję na życie, bo " i zanotować na tej kartce wszystko, cokolwiek przyjdzie mu do głowy, bez cen­zurowania, z powtórzeniami, w takim sformułowaniu, w jakim się pojawiło Jeżeli myśli przestały napływać, trzeba przeczytać zdanie u góry jeszcze raz i zwykle znowu pojawia się coś do zapisania Zdarza się, ze owych złych myśli na swój temat jest tak dużo, ze aż trudno wszystkie zanotować, bywa, ze jest ich tylko kil­ka Z reguły pytam, czy ktoś ma mniej niż trzy, jednak prawie się to nie zdarza

Uczestników na ogół dziwi, jak dużo takich to­ksycznych stwierdzeń zebrało się w psychice i jak okrut­na bywa ich treść Obok „zwyczajnych" zdań w rodza­ju „Jestem głupia", „Jestem zły", „Egoista", „Nie tro­szczę się o innych", „Nic me potrafię", „Nikomu nie je­stem potrzebna" pojawiają się tez „Takich ludzi w ogóle nie powinno być na świecie", „Lepiej by było, gdybym się me urodziła", „Takie kreatury nie mają prawa do życia i szczęścia", „Przynoszę swoim bliskim samo zło" To ostatnie usłyszeliśmy ze zdumieniem od przystoj­nego prawnika robiącego błyskotliwą karierę, dobre­go męża i ojca dwóch udanych córeczek - jakby na dowód, ze ujawnione złe myśli me mają mc wspólne-

swój Trening Związków Miłości po raz pierwszy poprowadziła w 1984 roku Jest autorką kilku książek, m m Zasługuję na miłość War szawa 1992, Santorski & Co

go z rzeczywistością Porusza mnie to szczególnie, kie­dy prowadzę zajęcia dla osób, które pomagają innym zauważyłam, ze o egoizm często oskarżają siebie ci, którzy z wielkim oddaniem pomagają ludziom zawo­dowo i społecznie

Co jakiś czas znajdzie się w grupie jedna, najwyżej dwie osoby, które uważają, ze do nich się to me odnosi, ponieważ zasługują na życie i nie mają żadnych myśli kończących zdanie „Nie zasługuję na życie, bo " Chęt­nie wierzę, ze mogło być tak, iż w swoim życiu te osoby nie spotkały się ze złym traktowaniem, poniżaniem, sło­wami „Po co się w ogóle urodziłaś?" i dlatego żadna z takich myśli w ich głowach się nie pojawia Jednak co najmniej równie prawdopodobne wydaje mi się, ze trud­no im zajrzeć w bardziej mroczne zakątki swojej psy­chiki i dlatego pozostają w iluzji, jakoby cała ta sprawa z zasługiwaniem na życie ich nie dotyczyła Na potwier­dzenie, ze czasem o to właśnie chodzi, zdarzyło mi się kiedyś, ze jeden z uczestników moich zajęć dotyczących śmierci nic me napisał na swojej kartce, bo - jak twier­dził - takich myśli w ogóle nie miewa, natomiast gdy wrócił na podobne zajęcia po dwóch latach, bez trudu zapisał cały arkusz formatu A4 Tym razem był już przy­gotowany do tego, zęby przyglądać się swojemu dąże­niu do śmierci, a me zaprzeczać mu

Bardzo chętnie korzystam z kartki papieru, bo za­pisane przekonania na własny temat - jak lubił mówić pewien terapeuta - „biją po oczach" Trudno tych nega­tywnych myśli me wziąć pod uwagę czy zbagatelizo­wać, a poza tym samo wyciągnięcie ich na światło dzien­ne powoduje, ze słabną Widziałam parokrotnie, jak ktoś zaśmiewał się, czytając swoje własne „Nie zasługuję na życie, bo " Z drugiej strony ci, u których ta lektura wywołała przygnębienie i rezygnację, potrzebują dal­szej pracy wymierzonej w pozbywanie się fałszywych, mszczących przekonań o sobie Dalej postępujemy tak wszystkie zapisane na kartce stwierdzenia trzeba pod-



46

47


sumować w jednym zdaniu, które Sondra Ray nazywa „kłamstwem osobistym" Zwykle robi się to z pomocą jednej lub kilku osób A więc może to być takie zdanie, które kilkakrotnie pojawiło się w głowie i powtarza się w zapisie, może być podsumowaniem większości za­notowanych stwierdzeń, czymś w rodzaju ich synte­zy, może być to, które jego autor uznał za najważniej­sze lub za takie uważają je koledzy z grupy Uznaje­my, ze to właśnie „kłamstwo osobiste" stanowi sprę­żynę autodestrukcyjnego postępowania, wymierzone­go we własne zdrowie, dobrobyt, wreszcie życie

Kolejny krok polega na zbiorowym zanegowaniu takiego fałszywego zapisu poprzez układanie afirmacji stanowiących jego zaprzeczenie. Co to jest afirmacja? „Afirmacja to pozytywna myśl, którą się świadomie wybiera, zęby zaszczepić ją w swoim umyśle w celu uzyskania pożądanego wyniku" - taką definicję propo­nuje Sondra Ray* Ale jeżeli afirmacja ma zastąpić jakąś negatywną myśl, to powinna się do niej odwoływać, być jej przeciwieństwem Kiedy więc czyimś „kłamstwem osobistym" jest na przykład „Z niczym nie radzę sobie w życiu", to afirmacja powinna brzmieć raczej „Twoje osiągnięcia budzą szacunek" albo po prostu „Idzie ci świetnie", niż powiedzmy „Jesteś bardzo inteligentny" Dla każdego uczestnika cała grupa wymyśla afirmacje, wszyscy przynajmniej po jednej, chociaż są osoby, które z talentem układają ich po kilka czy kilkanaście Ktoś poproszony o to zapisuje wszystkie, zęby można je było potem wykorzystać w domu do powtarzania sobie, prze­pisywania albo nagrania i systematycznego słuchania

Oto przykład wyników pracy, jaką przedstawiłam, pochodzący z prowadzonej przeze mnie grupy Jedna z uczestniczek, Ania, napisała Nie zasługuję na życie, bo Jestem me taka

* Zasługuję na miłość, wyd cyt, s l

Czegoś mi ważnego brakuje

Nikomu tak naprawdę na mnie nie zależy

Dla nikogo nie jestem najważniejsza

Całe życie jestem sama

Od urodzenia mam w sobie jakąś pustkę

Mam czarną aurę i nigdy nie udało mi się jej rozjaśnić

Nikt mnie nie chce

Jestem sama i zawsze będę sama

W gruncie rzeczy jestem skazana na smutek i rozpacz

Nie ma dla mnie szczęścia

Nie ma dla mnie nic

Moje życie to powolne dogasanie

Jestem samotna

Za swoje „kłamstwo osobiste" - po przeczytaniu negatywnych stwierdzeń w czteroosobowej grupce i kon­sultacjach z jej członkami -Ania uznała zdanie „Jestem okropnie samotna i niepotrzebna nikomu" A takie afir­macje ułożyła dla mej grupa Mieszkam w sercach wielu ludzi Jestem kochana Bywam sama, ale nie samotna Świetnie, ze zdążę czasem pobyć sama Ale tłok wokół mnie1 Ludzie mnie kochają Prawdziwa miłość już do mnie zmierza Ja samotna?

W kolejkę proszę, w kolejkę1 Mam wielu sympatyków Bóg mnie kocha

Jestem środkiem swojego świata Przyciągam wspaniałych ludzi Łatwo mnie kochać

W miarę układania afirmacji dla kolejnych osób wyraźnie widać, jak ustępuje zmęczenie, pojawiają się uśmiechy, coraz łatwiej o celne zdania - negatywne myślenie ustępuje pola pozytywnemu Już samo wymyś­lanie i słuchanie dobrze robi, bo główna negatywna



48

49


myśl jednej osoby często bywa drugoplanową, ale istot­ną negatywną myślą kogoś innego Inaczej mówiąc, praca nad afirmacjami na rzecz innych staje się od trut­ką na własne toksyczne przekonania. Zdarza się, ze lu­dzie zapisują sobie afirmacje ułożone dla innych, bo chcą je zachować również dla siebie Ania zanotowała kilka

Jestem mistrzynią sztuki życia Przełożyłam zwrotnicę na lepsze tory Czas na przebudzenie i nowe życie Zaczynam lubić tę kobietę, którą widzę w lustrze Mam moc

Po zebraniu afirmacji od grupy każdy - oczywiś­cie w pierwszej osobie - czyta ułożone dla niego i zapi­sane pozytywne myśli, zęby z nich wybrać dwie-trzy najodpowiedniejsze Proszę zawsze o przeczytanie ich głośno całej grupie, bo wtedy zwiększa się szansa, ze utrwalą się w umyśle

Chcę dodać, ze co prawda można układać afirma­cje pracując w pojedynkę, jednak ich oddziaływanie jest znacznie skuteczniejsze, jeżeli dzieje się to w grupie W sprawach tak fundamentalnych jak kłamstwa osobi­ste jedna osoba może mieć za mało siły, zęby się im prze­ciwstawić Dlatego pracujemy nad tym razem i układa­my wiele afirmacji. Oto przykłady bardziej ogólnych Życie jest moim żywiołem Świat jest lepszy, ponieważ tu jestem Jestem skarbem dla siebie i swoich najbliższych Ludzie kochają mnie i potrzebują Jestem właściwą osobą na właściwym miejscu Z dnia na dzień moje życie staje się coraz bardziej natural­ne i coraz lżejsze

Ponieważ często trzeba dłużej popracować nad tym, zęby pozytywne myśli się zakorzeniły, podaję uczestnikom grupy krótką instrukcje ich przerabiania trzeba każdą pozytywną myśl przepisywać po 10-20 razy dziennie przez kilka lub kilkanaście dni Można

tez uzupełnić wspólnie opracowane afirmacje o dwie inne jedną dotyczącą bezpośrednio śmierci, a drugą dobitnie formułująca prawo do życia* Mój impuls życia jest silniejszy od dążenia do śmierci Jestem darem Bożym dla świata, a świat jest darem Bożym dla mnie

* Dokładny opis pracy z afirmacjami i sposobu ich układania znaj­duje się w książce Sondry Ray Zasługuję na miłość, wyd cyt


Patrzeć inaczej

Dążeniu do śmierci można się przeciwstawiać na różne sposoby:

Ale to nie wszystko. Jedną z najważniejszych prak­tyk, które przeciwstawiają się dążeniu do śmierci i zbli­żają nas do pełnego przeżywania życia, jest rozwijanie w sobie postawy wdzięczności. Na czym to polega? Chodzi po prostu o pełną skupienia i dokładną odpo­wiedź na pytanie: „Za co jestem wdzięczny losowi (Bogu, Opatrzności, naturze, światu, życiu, sobie)?" Po­wodów wdzięczności jest zaskakująco dużo, jak stwier­dzają uczestnicy prowadzonych przeze mnie zajęć. Zwykle ta ich część odbywa się w parach lub trójkach i często przy słuchaniu partnerów przypominają się nowe powody, tak że 10-15 minut na osobę, co przed­tem wydawało się dużą ilością czasu, wielu uczestni­kom nie wystarcza. Zdumiewa także różnorodność spraw, zjawisk, wrażeń, kontaktów, przeżyć, za które odczuwamy żywą wdzięczność, ale zazwyczaj się na tym nie skupiamy, więc wszystkie te uczucia przecho­dzą jakby obok nas.

Przypominanie sobie powodów wdzięczności spra­wia, że koncentrujemy się na dobrych stronach teraźniej­szości, na powodach do życia, że wstępuje w nas ener-

gia i chęć życia. Dostarczają nam one satysfakcji i wiążą nas z życiem. Próbowałam sformułować to inaczej, bo zauważyłam, że słowo „życie" pojawia się w tym krót­kim akapicie kilka razy, ale okazało się, że nie da się zamienić go na żadne inne. To również pokazuje, że praktykowanie postawy wdzięczności kieruje nasze myślenie w stronę odwrotną niż śmierć.

Dlaczego nazywam to praktyką? Ponieważ - jak wiele innych ćwiczeń duchowych, zmieniających nasze wnętrze - przypominanie sobie o wdzięczności i jej umacnianie również wymaga tego, żeby uprawiać tę aktywność systematycznie. Trzeba uczynić z tego co­dzienny nawyk, żeby mogło dojść do wbudowania czy wrośnięcia wdzięczności w nasz sposób odbierania świa­ta. Żeby utrzymać w dobrej kondycji swoją chęć życia i zarazem powstrzymać dążenie do śmierci, trzeba kon­centrować się na wdzięczności systematycznie, lak jak systematycznie ćwiczą ci, którzy chcą utrzymać w do­brej kondycji swoje ciało.

Również w tym sensie wybór należy do nas: czy będziemy pędzić nie zatrzymując się, doświadczać tylko powierzchni zjawisk i kontaktować się głównie z własnymi lękami i wyobrażeniami, czy też zechce­my - pamiętając o śmierci - nauczyć się pełniej prze­żywać życie, dostrzegając całe bogactwo tego, co w nim dobre, piękne, wzruszające i zabawne.

Myślę, że zamiast mojego podsumowania lepiej zabrzmi głos jednego z największych mędrców współ­czesności, Kahlila Gibrana, autora Proroka, który roz­ważając najważniejsze problemy ludzkiej egzystencji, wypowiada się też o śmierci*:

Tajemnicę śmierci poznać byście chcieli, jak ją jednak znajdziecie, dopóki jej w sercu życia samego nie odszuka­cie?

* Kahlil Gibran Prorok Świdnica 1991, Wyd. Pluton, s 95-96



52

53


Sowa, która ma oczy do nocy nawykłe, w ciągu dnia ślepe, zagadki światła zgłębić nie potrafi.

Jeśli naprawdę ducha śmierci oglądać pragniecie, na ciało żywota swe serce szeroko roztwórzcie.

Jako że życie i śmierć to jedno, podobnie jak rzeka i morze jedną falę toczą.

[...]

Twój strach przed śmiercią jest jako drżenie pasterza, stojącego przed królem, który w nagrodę swą dłoń na gło­wie jego kładzie.

Czyż pasterz, mimo drżenia swego, radością nie jest przepełniony, że mu oto znak królewski nosić przyzwolono?

I czyż zarazem lęku swojego nie jest bardziej świadom ?

Jako że cóż to znaczy umrzeć, jeśli nie nagim stać na wietrze i w słońce się wtopić?

A cóż to jest ostatnie wydać tchnienie, jeśli nie oddech z przypływów i odpływów bezsennych uwolnić tak, aby wznieść się mógł i rozszerzyć, i niczym nieskrępowany Boga szukać?

Tylko wtedy, gdy z rzeki milczenia pić będziecie, pieśń wasza bez fałszu zabrzmi.

A gdy już szczyt góry osiągniecie, wspinaczka się wa­sza rozpocznie.

I kiedy ziemia wasze członki sobie przywłaszczy, tań­czyć będziecie prawdziwie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NIE BAĆ SIĘ UMRZEĆ
Mity bezpieczenstwa IT Czy na pewno nie masz sie czego bac mibeit
Dlaczego nie należy bać się nowotworu, WAZNE-DIETA-CHOROBY
Mity bezpieczenstwa IT Czy na pewno nie masz sie czego bac mibeit
Leszek Kołakowski Recenzja książki Barbary Skargi [O filozofię bać się nie musimy] [2001 01 19]
Jeffers Susan Nie bój się bać 2
Jeffers Susan Nie bój się bać 2
Jeffers Susan Nie bój się bać
informatyka mity bezpieczenstwa it czy na pewno nie masz sie czego bac john viega ebook

więcej podobnych podstron