Rozdział 1
Lisica
Lisica czekała.
Pstrokate światło słońca padało wokół niej na miękką ziemię pod drzewami pomarańczy, złocąc jej brunatne futro i uderzając od czasu do czasu krótkimi błyskami w jej żółte oczy. Czekała tu w sadzie od świtu i była gotowa iść dalej czekając aż zajdzie księżyc jeśli potrzeba. Potrzebowała tylko jednego dziecka, ale dziecko musiało być same, i nie mogło być żadnego innego człowieka na ulicy by zniósł bycie świadkiem.
Była bardzo zmęczona.
W końcu frontowe drzwi domu po drugiej stronie ulicy otworzyły się. Fala napięcia przeszła przez ciało lisicy, zaczynając na końcu jej ogona i biegło w górę by nadać jej wąsom drganie. Jej jedwabne uszy nastawiły się do przodu kiedy postać wyszła z domu.
To była ta młoda, najmłodsza. I była sama.
Zęby lisicy zabrzęczały razem delikatnie.
Claudia była w drodze do skrzynki pocztowej. To był zimny sobotni poranek w grudniu; jej ojciec czytał gazetę, jej matka była w ciemni, Alys grała w tenisa, Charles nadal był w łóżku, a Janie- cóż, Janie cokolwiek co robiła Janie. Więc Claudia, która zawsze miała wolny czas, została wysłana by odebrać pocztę.
Nie zobaczyła zwierzęcia dopóki nie było na niej.
To stało się w jednej chwili, tylko kiedy wyciągnęła dwie pełne garście listów ze skrzynki. To stało się tak szybko, że nie miała czasu na krzyczenie czy nawet bycie przerażoną. Jednym płynnym ruchem zwierzę skoczyło na nią, i czuła otarcie twardych zębów o jej kostki, a potem to było jej przeszłością.
Claudia usiadła ciężko i niespodziewanie, gryząc się w język. Z ból łzy naszły jej do oczu, kiedy spojrzała na stworzenie, które bało się jej.
To był lis, lub przynajmniej wyglądał jak lisy, które widziała wystawione w Irvine Park. Lis skoczył na nią. Pierwszymi impulsami Claudii były ucieczka do domu i powiedzenie komuś o tym i krzyczenie.
Dwie rzeczy zatrzymały ją. Po pierwsze lis był piękny. Jego lśniące futro było czerwone jak ogień, a jego oczy były jak złote klejnoty. Jego szczupłe ciało wyglądało na zwinne, silne i bardzo, bardzo umiejętne. Dzikość zaparła jej dech w piersiach. Drugą rzeczą było to, że lis pognał z jednymi z jej listów w pysku.
Usta Claudii otworzyły się i zamknęły. Rozglądała się po ulicy za kimś z kim podzieliłaby się zdumiewającym widokiem, ale nikogo nie było. Kiedy spojrzała za lisem ten spojrzał się i stanął naprzeciwko niej znowu i obserwował ją swoimi złotymi oczami. Kiedy zobaczył jej zainteresowanie, odwrócił się i zrobił kilka kroków dalej, patrząc zza ramienia.
Powoli, Claudia wstała. Zrobiła krok ku lisowi.
Lis zrobił dwa kroki dalej.
Claudia zatrzymała się. Lis zatrzymał się.
„Hej,” powiedziała Claudia. Nie wymyśliła nic innego do powiedzenia. „Hej,” powiedziała znowu.
Lis upuścił jej listy i spojrzał na nią, lekko zdyszany.
Tym razem dopuścił ją by doszła na tyle, by nie dosięgnęła go ręką, zanim się ruszył, a wtedy zwędził listy z ziemi i pognał w dół ulicy. Ale zawsze patrzył zza ramienia jakby chciał się upewnić, że ona nadchodzi.
Poprowadził ją w dół do Taft Avenue i w górę Center Street. Poprowadził ją przez zagajnik pomarańczy, obok spokojnych domów, przez pustą działkę, aż wszedł na wzgórze. A potem zniknął.
Nie było tutaj skrzyżowania dróg, tylko wysoka żelazna brama. Za bramą była żwirowa droga, która prowadziła do ogromnego starego domu. Claudia wahała się, stojąc najpierw na jednej, a potem na drugiej nodze. Dzieciom nie wolno było zbliżać się do starego domu na wzgórzu, nawet nie w Halloween. Opowiadano dziwne historie o kobiecie, która tam mieszkała.
Ale lis miał listy Claudii, a lis był piękny.
Claudia przecisnęła się między kratami bramy.
Żwirowa droga była długa i stroma jako, że pięła się na wzgórze. Wysokie drzewa otaczały ją, a Claudia miała dziwne przeczucie, że kiedy szła, drzewa zbliżały się za nią, odcinając ją od reszty Villa Park.
Wznoszący się ponad drzewami na szczycie wzgórza był dom, z potężnymi murami z szarego kamienia i czterema wysokimi wieżami. Claudia prześlizgnęła się przez następną bramę. W oddali wyłapała mignięcie czerwieni, a ona podążała za nim wokół całego wysokiego domu na tył. A tam był lis, złapany między Claudią i ogromnymi drewnianymi drzwiami. Jeśli ucieknie, pomyślała, musiałabym biec za nią.
Ale kiedy Claudia pośpieszyła do przodu złapać go, lis rzucił się przez pół otwarte drzwi.
Claudia uderzyła ręką o usta. Potem wkradła się do drzwi i zajrzała wewnątrz.
Dom był ciemny i martwy. Gdy jej oczy dostosowały się do półmroku zauważyła, lisa siedzącego na środku ogromnego pokoju patrzącego na nią, listy miał między przednimi łapami.
Uczucie mrowienia zaczęło się między Claudii łopatkami i rozprzestrzeniło się na jej dłonie i w górę jej szyi. Słonce i świeże powietrze były tuż za nią i przez chwilę myślała, że po prostu pobiegłaby z powrotem w dół na drogę Center Street.
Zamiast tego postawiła jedna nogę wewnątrz wejścia.
Uczucie mrowienia urosło w siłę. Na zewnątrz, wiatr wydawał się wstrzymywać oddech. Wewnątrz, dom był pusty i pogłosowy, a powietrze było chłodne.
Claudia spojrzała na lisa, a lis na Claudię. A następnie Claudia zrobiła drugi krok i obie jej nogi były wewnątrz domu.
„Dorze!” powiedział lis. „Teraz zostań!”