Prof Ryszard Terlecki Skoro można ubolewać


Skoro można ubolewać nad umieszczeniem w murach Uniwersytetu Jagiellońskiego tablicy poświęconej Janowi Pawłowi II, to za chwilę będzie można wyrzucić na śmietnik polską literaturę, a w kościołach, jak czyniono to w ZSRS, urządzić "muzea ateizmu"

Komu przeszkadza nasza pamięć?

0x01 graphic

Prof. Ryszard Terlecki

0x01 graphic


Nie ma wolności bez pamięci. Tak jak nie ma niepodległości bez historii. Ci, którym Polska przeszkadza w ich planach, przede wszystkim zechcą zniszczyć nasze zakorzenienie w przeszłości, nasze poczucie dumy z własnej historii. Gdy im się to uda, staniemy się społecznością nomadów przeganianych w poszukiwaniu pracy gdzieś po ubogich peryferiach Europy.


Od lat obserwujemy uporczywą walkę z pamięcią. W polityce, nauce, sztuce, gospodarce. Szczególnie przypominanie PRL zostało uznane za coś bardzo niestosownego. Politykom nie wypada zarzucać, że całe lata posłusznie spędzili w szeregach PZPR. Uczonym nie wolno wypominać, że swoje doktoraty ozdabiali marksistowskim bełkotem. Artystom nie należy wymawiać, że kariery zaczynali na akademiach ku czci ZOMO albo na wystawach z okazji rocznicy sowieckiej rewolucji. Literatom nie godzi się wytykać utworów na cześć Stalina czy płaszczenia się przed Jaruzelskim. Rekinom biznesu nie warto pamiętać, komu ukradli pierwszy milion i jakie służby ochraniały ich ciemne interesy.
Zapominanie stało się przepustką do życia publicznego: kto zapomniał, jest mile widziany i ma szansę szybko awansować, kto pamięta, jest skazany na środowiskowy bojkot, gazetowe oszczerstwa i sądowe procesy.
Jeżeli wolno cokolwiek mówić o czasach komunistycznej dyktatury, to tylko o tym, jak było zabawnie na pierwszomajowym pochodzie albo jak śmiesznie stało się w kolejce po wołowinę na kartki. Zbrodnie bezpieki to wymysł ponuraków z IPN, a donosiciele zajmowali się wprowadzaniem w błąd swoich oficerów prowadzących i nikomu nie szkodzili. Tysiące funkcjonariuszy produkowało fałszywe dokumenty tylko po to, żeby po latach nie zabrakło makulatury. Sędziowie nie musieli stosować się do poleceń prokuratury, prokuratorzy nie musieli słuchać rozkazów Służby Bezpieczeństwa, a adwokaci tylko wyjątkowo donosili na swoich klientów. Cenzura poprawiała pisarzom błędy ortograficzne, a dziennikarze pisali prawdę, tylko drukarskie chochliki sprawiały, że w gazetach ukazywało się coś całkiem innego. Nawet dyplomaci wystrzegali się kontaktów z sowieckim wywiadem, a oficerów uczono w Moskwie, w jakiej kolejności wznosić toasty na sojuszniczym poligonie.
Według oficjalnie aprobowanej wersji historii, w PRL może nie wszystko było tak, jak być powinno, ale przynajmniej było bardzo zabawnie.

Zakazana historia
Jeżeli jednak ktoś myśli, że gruba kreska niepamięci obejmuje tylko zamierzchłe czasy, jeszcze zanim Wałęsa samotnie i bohatersko obalił komunizm, ten popełnia poważny błąd, który może go drogo kosztować. Katalog znacznie świeższych, a skazanych na zapomnienie faktów mógłby wypełnić całkiem opasłą książkę. Lista wydarzeń, których pamiętać nie wolno, nie wypada, nie warto, bo można urazić wrażliwego na krytykę Michnika albo zatroskanego o dobre maniery Niesiołowskiego, jest coraz dłuższa.
Kto w 1989 r. przyczynił się do wyboru Jaruzelskiego na prezydenta PRL? Kto pił wódkę z Kiszczakiem? Kto przeszedł na ty z Urbanem? Kto proponował NATO-bis i chciał zakładać spółki z sowiecką armią? Kto kazał wynosić dokumenty na swój temat z Urzędu Ochrony Państwa? Kto ukręcał łeb kolejnym aferom? Kto zataczał się na uroczystościach nad polskimi grobami w Charkowie? Kto biegał po Sejmie w czasie czerwcowej "nocnej zmiany", żeby ratować z opresji kolegów-konfidentów? Wystarczy? Czy ktoś odważy się przypomnieć te wydarzenia i ich bohaterów, dziś pouczających nas z ekranów większości stacji telewizyjnych? Kurz zapomnienia coraz grubszą warstwą pokrywa naszą historię.
A skoro tak jest, to można zabrać się za odwracanie biegu wydarzeń. Można postawić pomnik sowieckiej armii i udawać, że to tylko wyraz troski o pojednanie z bratnim narodem. Można opowiadać - w Niemczech, a jakże - że na ulicach okupowanej Warszawy należało obawiać się miejscowych cwaniaków, a nie dobrze wychowanych niemieckich żołnierzy. Można napisać każdą brednię, a wydawnictwo z tradycjami, niegdyś uważane za przyzwoite, dla podreperowania swojej kasy wydrukuje ją w gigantycznym nakładzie. Kiedy ogranicza się i tak okrojoną historię w liceum ogólnokształcącym, to za parę lat będzie można bez trudu przekonywać młodzież, że państwo polskie to geopolityczna pomyłka, która przydarzyła się Europie na początku zeszłego wieku, ale na szczęście została już porzucona wśród nikomu niepotrzebnych rupieci minionej epoki.

Polska to przeżytek
Pamiętać nie wolno. Pamięć to groźna część "PiS-owskiej ideologii". Pewien krakowski - pożal się Boże - filozof, żąda usunięcia z nowohuckiej szkoły wystawy poświęconej pamiątkom "Solidarności". A że wśród tych pamiątek są też krzyże wykonane w latach stanu wojennego, to aż krztusi się ze złości. A że w tej szkole - podobnie jak w tysiącach innych - uczczono pamięć ofiar tragedii smoleńskiej, to aż dławi go nienawiść. "Krzyże, ołtarz, martyrologia, eksponowane w tej szkole to forma patriotyzmu kreowana przez PiS. I to jest niedopuszczalne" - pisze, oczywiście w "Gazecie Wyborczej". Ale łaskawie dodaje, że polskie państwowe godło nadal może znajdować się w szkole. Co mu jeszcze do uczonej głowy przyjdzie po kolejnych paru latach współpracy z tą gazetą - trudno przewidzieć.
Historia jest niewygodna. Po co nam film o "Roju", żołnierzu wyklętym? Po co nam książki o sowieckiej agenturze w czasach PRL? Po co archiwa i muzea? Zamiast uczyć się historii i czytać polską literaturę, niech młodzież kopie piłkę i ogląda telewizyjnych pajaców. Po co przywoływać piękne karty przeszłości, już lepiej skupić się na dawnych błędach i winach. Polska to przeżytek. Można publicznie wetknąć polską flagę w psią kupę, jak to w TVN zrobił pewien młodzieżowy emeryt, a potem kpić sobie z wymiaru sprawiedliwości. Kim są prokuratorzy i sędziowie, którzy nie dopatrzyli się w tym niczego niewłaściwego, jakie szkoły kończyli, jakie studia? Jak słabe jest państwo, które kształci, a potem zatrudnia takich prawników?
Skoro historia jest nieważna, a pamięć szkodliwa, to można popełnić każde draństwo, licząc nie tylko na jego rychłe przedawnienie, ale także na całkowite wymazanie ze zbiorowej pamięci. Skoro dziś można już żądać usunięcia ze szkół pamięci o "Solidarności", skoro można - jak to czyniono parę tygodni temu na sesji w Polskiej Akademii Nauk - ubolewać nad umieszczeniem w murach Uniwersytetu Jagiellońskiego tablicy poświęconej Janowi Pawłowi II, to za chwilę będzie można wyrzucić na śmietnik polską literaturę, a w kościołach, jak czyniono to w Związku Sowieckim, urządzić "muzea ateizmu".

Jak najszybciej zapomnieć
Specjaliści od mieszania w głowach pracują bez przerwy. Chwalą katastrofę polskiej oświaty, rozwodzą się nad pożytkami kulawej ustawy o szkolnictwie wyższym, zacierają ręce nad likwidacją polskiej armii. Przez pięć lat trwała polityczna nagonka na Instytut Pamięci Narodowej, a teraz wreszcie spełniają się marzenia jej organizatorów. Janusz Kurtyka zginął pod Smoleńskiem, sejmowa większość (PO z PSL) wybierze posłusznego prezesa, donosiciele bezpieki wreszcie będą mogli spać spokojnie. A w środowisku, z którego wywodzą się członkowie nowej Rady IPN (także wybranej głosami Platformy), już mówi się o "grantach", dzięki którym pieniądze z kasy Instytutu popłyną do różnych kolegów i znajomych. Wszystko łatwiej jest zepsuć, niż naprawić i chociaż rządy PO szczęśliwie dobiegają końca, to poniesione straty mogą okazać się nieodwracalne.
Najcięższe działa wytacza się w sprawie pamięci o Smoleńsku. Wszystkie środowiska, którym bliska jest idea stopniowej samolikwidacji Polski, sprzymierzyły się w kampanii na rzecz zapominania. Nawet śp. prezydent Lech Kaczyński, dla wielu Polaków jedyny prezydent, którego nie musieli się wstydzić, znów jest atakowany przez dobrze opłacanych propagandzistów (oni sami lubią, jak się o nich mówi: pijarowcy) oraz "użytecznych idiotów", liczących na choćby okruchy z rządowego stołu.
Po co zajmować się katastrofą, skoro i tak nigdy nie poznamy jej przyczyn - przekonują usłużni dziennikarze i wynajęci eksperci. Nie poznamy, bo Rosjanie zniszczyli lub zagarnęli dowody niezbędne do ustalenia prawdy, a obecne władze polskiego państwa panicznie boją się narazić na choćby grymas niezadowolenia Putina. Smoleńska tragedia to też już historia - niewygodna, bo w najlepszym razie ukazująca niedbalstwo i niekompetencję rządu.

Linia obrony
Nasza cywilizacja zbudowana jest na szacunku wobec pamięci. Fundamentem naszej wiary i naszego Kościoła jest historia Zbawiciela. Przywiązanie do Ojczyzny, czyli patriotyzm, dotyczy dnia dzisiejszego, ale odwołuje się do wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości. Utrata pamięci oznacza utratę wolności. Kolejne pokolenia Polaków wiedziały, że Polska zniknie z mapy Europy, jeżeli nie będzie wierna swojej dumnej przeszłości. Dziś historia, a z nią Polska, staje się coraz bardziej zagrożona.
Mali ludzie chcą podeptać naszą pamięć. Jeżeli im na to pozwolimy, zgodzimy się na utratę własnego państwa, zgodzimy się na utratę wolności. Jeżeli nie obronimy naszych szkół, naszych symboli, naszej historii, to nasze dzieci będą musiały przelewać krew w cudzej sprawie i ciężko pracować na bogactwo cudzych państw.

0x01 graphic

Autor jest historykiem, posłem PiS, byłym dyrektorem krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mróz Tomasz, WYKŁAD PROF RYSZARDA PALACZA NA TEMAT MYŚLI ŚREDNIOWIECZNEJ
Tematy blokowane w Polsce prof Ryszard Kozłowski

więcej podobnych podstron