Campbell Ross Sztuka akceptacji, czyli jak po prostu kochac swego nastolatka

background image

ROSS CAMPBELL

SZTUKA AKCEPTACJI

CZYLI JAK PO PROSTU KOCHAĆ SWEGO NASTOLATKA

Oficyna Wydawnicza „Vocatio"

Warszawa

Miłość cierpliwa jest,

łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,

background image

nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,

nie szuka swego,

nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;

nie cieszy się z niesprawiedliwości,

lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,

wszystkiemu wierzy,

we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.

Miłość nigdy nie ustaje...

[IKor 13,4-8]

Z OKŁADKI:

„Gdy miałem piętnaście lat, mój ojciec był największym ignorantem jakiego znałem. To

zadziwiające, ile zdołał się nauczyć w ciągu następnych pięciu lat" - Mark Twain

Aby przygotować nastolatka do samodzielnego, odpowiedzialnego życia w tym zwariowanym

świecie, musimy nauczyć go jasno myśleć. Konieczne jest przy tym abyśmy zdawali sobie sprawę z
faktu, że rozwój intelektualny dziecka odbywa się etapami, a czynnikiem od którego najbardziej zależy

poziom umiejętności rozumowania na każdym z tych etapów, jest stopień zaspokojenia potrzeb

emocjonalnych. Im bardziej potrafimy autentycznie bezwarunkowo kochać nasze dziecko, tym lepiej
będzie się ono rozwijało intelektualnie. Im bardziej nasz nastolatek będzie się czuł kochany, tym

łatwiej mu przyjdzie nauka jasnego i logicznego myślenia. Niestety również im mniej będzie czuł się

kochany i ważny, tym słabszy będzie jego umysł.

Aby nastolatek rozwijał się optymalnie musi mieć przede wszystkim poczucie własnej wartości.
Dzięki temu będzie mógł stać się rozsądnym, rozumnym człowiekiem, który będzie potrafił prawidłowo

ocenić sytuację - zwłaszcza emocjonalną. Chociaż nastolatki zbliżają się do dorosłości. ich potrzeby

emocjonalne od czasów dzieciństwa niewiele się zmieniły. Nadal pragną mieć pewność, że je
naprawdę kochamy, że mamy dla nich czas. że zawsze im pomożemy najlepiej, jak potrafimy, bo

zależy nam na ich szczęściu. Dopóki będą wiedzieć, jak bardzo są dla nas ważne i jak bardzo

pragniemy ich dobra, możemy skutecznie wywierać na nie wpływ, pomagając im osiągnąć
niezależność.

Okres dojrzewania to na szczęście przemijająca choroba. My rodzice, musimy umieć wziąć się w

garść w tych trudnych latach zasadniczych przemian w życiu naszych dzieci. Jeśli w tym czasie

zachowamy spokój i będziemy nad sobą panować, wtedy one wejdą w dorosłość dojrzalsze i
pozostaną z nami w dobrych stosunkach. Ta książka mówi o tym jak to wykonać w praktyce.

Przedmowa

„Sztuka akceptacji..." to książka o niezwykłej wartości, zwłaszcza dla

społeczeństwa, w którym zbyt wielką wagę przykłada się do własnego interesu i dóbr

background image

materialnych. Doktor Ross Campbell pokazuje rodzicom, jak łatwo poprawić kontakty
z nastolatkami oraz jak rozwijać wzajemne relacje, aby były satysfakcjonujące i

wzbogacające.

Mamy pięcioro dzieci. Gdy w 1981 roku poproszono mnie o napisanie

przedmowy do tej książki, najstarsze z nich było nastolatkiem, a dwoje młodszych

wchodziło w wiek dojrzewania. W takiej sytuacji książka doktora Campbella nie tylko

wzbogaciła naszą wiedzę, lecz również trafiła w nasze ręce w najbardziej
odpowiednim czasie.

Jednym z największych atutów tej książki jest prostota, z jaką mówi się w niej o

najważniejszych sprawach codziennego życia. Osobiście jestem szczególnie
wdzięczna za rozdziały poświęcone temu, jak radzić sobie z gniewem i frustracją oraz

przypominające o potrzebie bezwarunkowej miłości. Przyznam, że bardzo przydała mi

się również porcja otuchy, której dodaje doktor Campbell, ukazując że nie jesteśmy
jedynymi rodzicami, którzy muszą jakoś sobie radzić ze zmiennymi nastrojami czy

kaprysami swych nastolatków,

Na kartach tej książki wielokrotnie pojawia się myśl, którą bardzo cenię. Oto my,
rodzice, powinniśmy uporządkować własne życie — fizyczne, moralne i duchowe,

ponieważ jesteśmy dla naszych dzieci wzorem zachowania. Jeśli przyjmiemy rady
doktora Campbella, będzie to pożyteczne zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci.

Gorąco polecam tę książkę rodzicom. Jestem pewna, że po przeczytaniu

zarekomendujecie ją swoim przyjaciołom.

Marianne Staubach

Dallas, Teksas

Wstęp

Wychowywanie nastolatka to trudne wyzwanie dla większości rodziców. Z roku

na rok pojawiają się nowe, coraz poważniejsze problemy. Liczba samobójstw
popełnianych przez młodzież wzrosła tak dramatycznie, że stała się statystycznie

drugą przyczyną śmierci osób między czternastym a dwudziestym rokiem życia. Od

kilku lat obserwujemy w tej grupie niepokojące zjawisko stałego pogarszania się
wyników w nauce. Wstrząsające są dane statystyczne na temat narkomanii,

przestępczości, ciężarności nieletnich, zachorowalności na choroby przenoszone

drogą płciową. Czujemy się przytłoczeni poczuciem bezradności i beznadziejności.

Dlaczego jest aż tak źle? Główną przyczynę upatruję w fakcie, że rodzice

zazwyczaj nie wiedzą, jak traktować swoje nastoletnie dzieci. Mają także wypaczone

pojęcie o tym, czym jest wiek dojrzewania i czego można się spodziewać po
nastolatkach.

Chociaż większość rodziców naprawdę kocha swoje dzieci, to nie wiedzą oni, jak

przekazać tę miłość nastolatkom, aby czuły się kochane i akceptowane. Na szczęście
możemy nauczyć się tej sztuki.

Przekonałem się, że rodzice, którzy stosują omówione w tej książce zasady,

bardzo skutecznie potrafią pomóc swoim nastolatkom odpowiednio się rozwijać oraz

stać się odpowiedzialnymi, dojrzałymi i rozsądnymi ludźmi dorosłymi.

Część przedstawionego tutaj materiału pochodzi z mojej pierwszej książki

zatytułowanej „Sztuka zrozumienia — czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko"

background image

(Oficyna Wydawnicza „Vocatio", Warszawa 1999). Potrzeby nastolatków są jednak
bardziej złożone niż potrzeby młodszych dzieci. Dlatego namawiałbym do twórczego,

liczącego się z okolicznościami, zastosowania podanych tu informacji i sugestii.

Jeśli połączą Państwo zawarte w tej książce pomysły z własną wrażliwością i

stworzą wewnętrznie spójny model postępowania wobec waszego nastolatka, to

wkrótce ze zdziwieniem przekonają się Państwo, że taka mądra miłość przemienia

wasze dzieci, a nowe relacje dostarczą wam wiele satysfakcji.

Na następnych stronach przedstawiłem liczne przykłady, z którymi się

zetknąłem. Stanowią one niezbędną ilustrację i pozwalają naświetlić przedstawione

problemy. We wszystkich wypadkach imiona, nazwiska i okoliczności zostały
zmienione, aby nie było można zidentyfikować moich klientów.

1.

Nastolatki — dzieci wkraczające

w dorosłość

— Wprost nie mogę uwierzyć, że ona to zrobiła — tymi słowami pani Batten

rozpoczęła opowieść o wstrząsającym wydarzeniu. Siedziała w moim gabinecie wraz

z mężem i oboje wyglądali na załamanych. — Była taką dobrą, zawsze zadowoloną
dziewczynką. Nigdy nie mieliśmy z nią poważniejszych kłopotów. Sądziłam, że

dawaliśmy Debbie wszystko, czego potrzebowała. Miała ładne ubrania i pięknie

urządzony pokój. Naprawdę nic jej nie brakowało.

— Dlaczego usiłowała się zabić? Dlaczego połknęła te tabletki? Naprawdę

chciała umrzeć, czy tylko próbowała zwrócić na siebie uwagę? Sama nie wiem, co o

tym myśleć. Czuję się kompletnie zagubiona. Debbie stała się teraz ponura i
nieprzystępna. W ogóle się do mnie nie odzywa, nie odpowiada na żadne pytania.

Prawie wcale nie wychodzi ze swojego pokoju. I zaczęła przynosić bardzo złe stopnie.

Pani Batten westchnęła ciężko. Jej zazwyczaj promienne spojrzenie było

przygaszone. Jeszcze przez kilka minut opowiadała o problemach córki, widać było

jednak, że sama jest równie osamotniona jak Debbie. Ta kobieta była klasycznym

przykładem matki, która nie wie, jak kochać swoją nastolatkę.
— Kiedy pani zauważyła zmiany w zachowaniu Debbie? — spytałem.

— Jakieś dwa lub trzy lata temu — odparła. — Ale początkowo chodziło o

drobiazgi, dlatego nie przykładałam do nich wagi. Zmiany następowały stopniowo,

więc jeszcze do niedawna uważałam, że to nic poważnego. Obecnie Debbie ma

piętnaście lat, ale już pod koniec szóstej klasy*(

* W Stanach Zjednoczonych dzieci

rozpoczynają naukę w wieku 7 lat, w szóstej klasie mają więc, tak jak w Polsce, 13 lat

)

zauważyliśmy, że nasza córka jest znudzona obowiązkami szkolnymi. Jej stopnie

bardzo się pogorszyły. Nauczycielka poinformowała nas, że nasza córka myśli o
niebieskich migdałach, nie uważa i nie bierze udziału w lekcjach. Niepokoiła się o

Debbie. Szkoda, że wtedy nie przejęliśmy się słowami pani Collins. Była doskonałą

wychowawczynią.

— Później Debbie zaczęło nudzić prawie wszystko. Straciła zainteresowanie

sprawami, którymi pasjonują się dzieciaki w jej wieku. Rezygnowała kolejno z

różnych zajęć, które przedtem lubiła, nie chciała chodzić do kościoła, zaczęła unikać
swoich przyjaciółek. Coraz więcej czasu spędzała sama, coraz mniej mówiła.

background image

— Sytuacja jeszcze się pogorszyła, gdy Debbie poszła do siódmej klasy.

Przestała utrzymywać kontakty z bliskimi dotąd koleżankami i wpadła w złe

towarzystwo. Stała się krnąbrna i nieprzyjemna. Szybko upodobniła się do swoich

nowych przyjaciół. Brała z nich przykład i przez nich często wpadała w poważne
kłopoty.

— Próbowaliśmy dosłownie wszystkiego — kontynuowała pani Batten. —

Najpierw parę razy spuściliśmy jej lanie. Później odebraliśmy jej dotychczasowe
przywileje i ograniczyliśmy swobodę. W końcu zabroniliśmy jej wychodzić z domu.

Nagradzaliśmy ją za dobre zachowanie. Rozmawialiśmy z wieloma osobami, które

naszym zdaniem mogły nam pomóc. Naprawdę próbowaliśmy chyba wszystkiego.
— Jesteśmy zrozpaczeni — dodał pan Batten. — Czy to nasza wina? Czy byliśmy

złymi rodzicami? Przecież tak bardzo się staraliśmy. Może to dziedziczne? A może ona

jest na coś chora? Czy powinniśmy ją przebadać, zrobić test na poziom cukru lub
badania neurologiczne? Sądzi pan, że przydałyby się jakieś witaminy lub

mikroelementy? Kochamy Debbie, doktorze, ale sami nie wiemy, co robić. Czy nie ma

już żadnej nadziei?

Po wyjściu rodziców poprosiłem do gabinetu Debbie. Była ładną, grzeczną

dziewczynką. Nie brakowało jej inteligencji, lecz miała duże trudności z wysławianiem
się w zrozumiały sposób. W rozmowie posługiwała się półsłówkami lub potakiwała w

formie licznych „uhm". Brakowało jej naturalnej u piętnastoletnich dziewcząt

spontaniczności i entuzjazmu. Widać było, że jest nieszczęśliwa, a komunikowanie się
z nią było bardzo trudne.

Po jakim czasie Debbie poczuła się trochę pewniej. Zaczęła mówić swobodniej,

częściej nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy. Jej zachowanie i słowa
potwierdzały, iż nie zależy jej na tym, co dawniej było dla niej ważne. W końcu

oświadczyła: ..To wszystko nie ma sensu. Nikogo nie obchodzę i nikt mnie nie

obchodzi. Ale to i tak nie ma żadnego znaczenia".
Było jasne, że Debbie jest ofiarą depresji — poważnego problemu, który coraz

częściej dotyka bardzo młodych ludzi. Debbie rzadko czuła się zadowolona z siebie

lub z życia. Od lat marzyła o bliskim, pełnym miłości związku z rodzicami, ale w ciągu
ostatnich miesięcy przestała wierzyć, że to jest możliwe. Zwróciła się w stronę

rówieśników, ponieważ sądziła, że tam otrzyma akceptację i więcej uczucia; zawiodła

się jednak i ogarnęło ją poczucie beznadziejności.

Przykro to mówić, ale przypadek Debbie nie jest wyjątkiem. Przeciwnie,

nastolatków takich jak ona jest bardzo dużo. Kiedy była młodsza, wydawało się, że
jest szczęśliwa. Nie było z nią żadnych kłopotów, ponieważ nie wymagała wiele od

rodziców, nauczycieli i innych ludzi. Wszyscy uważali ją po prostu za miłą

dziewczynkę. Nikt nie podejrzewał, że nie czuje się naprawdę kochana i akceptowana
przez rodziców. Rodzice kochali ją całym sercem i jej dobro było dla nich

najważniejsze, ale Debbie odbierała to inaczej. Owszem, rozum mówił jej, że jest

kochana i otoczona opieką, dlatego nigdy nie powiedziałaby, że jest inaczej.
Brakowało jej jednak tej cennej i najważniejszej pewności, że rodzice darzą ją

bezwarunkową miłością i całkowicie akceptują.

Rzeczywiście trudno to zrozumieć, ponieważ rodzice Debbie kochali ją i

zaspokajali jej potrzeby najlepiej, jak mogli i umieli. Starali się postępować mądrze,

korzystali również z porad fachowców. Byli udanym małżeństwem. Kochali się,

traktowali wzajemnie z szacunkiem, związek ich był stabilny.

background image

Mimo to Battenowie, podobnie jak wielu współczesnych rodziców, nie potrafili
poradzić sobie z wychowywaniem nastolatki. Nie wiedzieli również, w jaki sposób

skutecznie pomóc jej przejść przez kolejne fazy dojrzewania. Współczesna rodzina

codziennie musi mierzyć się z wieloma wyzwaniami. Dlatego łatwo o wątpliwości,
obawy i pesymizm. Rosnące wskaźniki orzekanych rozwodów, kryzys ekonomiczny i

finansowy, pogarszająca się jakość edukacji, obniżenie autorytetu władzy

państwowej — wszystko to negatywnie odbija się na naszym życiu emocjonalnym.
Jeżeli my, rodzice, sami borykamy się z coraz większymi problemami natury fizycznej,

emocjonalnej czy duchowej, to oczywiście będziemy mieć również problemy z

wychowywaniem naszych dzieci. Osobiście uważam, że w tych niełatwych czasach
dziecko, zwłaszcza dziecko nastoletnie, płaci najwyższą cenę. Nastolatek to

najbardziej wrażliwa osoba w społeczeństwie, a jej największą potrzebą jest potrzeba

miłości.
Rodzice Debbie starali się dbać o swoją córkę najlepiej, jak potrafili. W zasadzie

nic nie można zarzucić ich rodzicielskiej odpowiedzialności. A jednak coś było nie tak.

Jak już wspomniałem, Debbie nie czuła się autentycznie kochana. Czyżby zawiedli
rodzice? Czy ich należało winić? Nie sądzę. Państwo Batten zawsze kochali Debbie,

ale nie wiedzieli, jak przekonać o tej miłości swoje dziecko. Podobnie jak wielu innych
rodziców, mieli tylko ogólne pojęcie o jego potrzebach: poczuciu bezpieczeństwa,

dachu nad głową, jedzeniu, ubraniu, nauce, wpajaniu wartości, miłości itd. I dawali

to wszystko. Nie wiedzieli tylko o potrzebie bezwarunkowej miłości.

Nastolatki to ciągle jeszcze dzieci

Nastolatki to dzieci w okresie przejściowym. Jeszcze nie są dorosłymi ludźmi.

Nadal mają potrzeby, również emocjonalne, typowe dla dzieci. Jednym z błędów, jaki

rodzice, nauczyciele i wychowawcy najczęściej popełniają w stosunku do młodzieży,

jest traktowanie nastolatków jak osób co prawda młodych, ale już dorosłych. Wiele
osób, od których nastolatki są zależne, nie dostrzega ich dziecięcej potrzeby miłości i

akceptacji. Nastolatki pragną również być dla kogoś ważne, chcą wiedzieć, że komuś

na nich naprawdę zależy.

Obecnie zbyt dużo nastoletnich dzieci nie ma tej pewności. W rezultacie

borykają się z poczuciem beznadziei i bezradności, tracą poczucie własnej wartości,
zaczynają uważać się za kogoś gorszego.

Współczesne nastolatki często określa się mianem „pokolenia apatycznego". Ale

ta apatia to pozory, zewnętrzna warstwa. Pod nią kryje się gniew i zagubienie.
Dlaczego? Ponieważ bardzo dużo nastoletnich dzieci postrzega siebie w negatywny

sposób. Sądzą, że nikt ich nie docenia i czują się bezwartościowe. Taki wizerunek

własnej osoby jest rezultatem przeświadczenia dziecka, że nikt go naprawdę nie
kocha i że nie jest nikomu potrzebne.

Ta apatia może mieć różne, czasem bardzo niebezpieczne konsekwencje. Jedne

z najgroźniejszych to depresja i bunt przeciwko autorytetom. Apatyczne nastolatki
stają się łatwym łupem ludzi pozbawionych skrupułów, którzy wykorzystują młodzież

do własnych celów. Nastolatki podatne są na wpływy osób, które łatwo

podporządkowują sobie słabszych, i na przykład zwalczają legalną władzę.
Rezultatem takiego przewrotnego manipulowania młodymi jest społeczeństwo coraz

bardziej wrogo nastawione do władzy i jej przedstawicieli. Tb bardzo poważne

zagrożenie w państwie demokratycznym, w którym bezpieczeństwo zależy głównie
od zaufania i osobistej odpowiedzialności jednostek. W dalszej części tej książki

background image

przyjrzymy się metodom pozwalającym przeciwdziałać apatii naszych nastolatków i
wzmacniającym zdrowe, twórcze i aktywne postawy.

Wpływ domu

W dzisiejszych czasach rola rodziców nastolatka jest rzeczywiście trudna.

Wynika to między innymi stąd, że przeciętny nastolatek większość czasu spędza poza

domem, pozostając pod wpływem różnych osób — nauczycieli, rówieśników czy
sąsiadów, ale przede wszystkim mediów—głównie telewizji. Rodzice czują się w tej

sytuacji bezradni. Sądzą, że bez względu na to, jak dobrze będą wykonywać swoje

rodzicielskie obowiązki, i tak mają niewielki wpływ na swoje dzieci. Prawda wygląda
jednak inaczej. Rezultaty wielu badań dowodzą bowiem, że dom rodzinny nadal ma

decydujące znaczenie w procesie kształtowania osobowości i postaw dzieci. To

właśnie od atmosfery i stosunków panujących w domu najbardziej zależy poczucie
szczęścia i bezpieczeństwa dorastającego nastolatka, jego emocjonalna stabilność i

pewność siebie oraz sposób reagowania na nowe lub zaskakujące sytuacje. Wpływ
domu na życie nastolatka jest znacznie silniejszy niż jakichkolwiek innych środowisk.

Nastolatek pod pewnymi względami może przerastać swoich rodziców —

dosłownie lub w przenośni. Może być wyższy, silniejszy, bardziej inteligentny czy
sprytniejszy, niż oni. Ale pod względem emocjonalnym ciągle jest jeszcze dzieckiem.

Nadal ponad wszystko potrzebuje rodzicielskiej miłości i akceptacji. To doświadczenie

jest bezcenne dla jego harmonijnego rozwoju. Jeśli go nie ma, to nie rozwinie swoich
możliwości.

Niewielu młodych ludzi w wieku dojrzewania czuje miłość i akceptację tak, jak

tego potrzebują. Rodzice zwykle głęboko kochają swoje dzieci i sądzą, że one o tym
wiedzą. Nic bardziej mylnego! Nie potrafią bowiem przekazać dorastającym dzieciom

swojej miłości. Dzieje się tak po prostu dlatego, że nie wiedzą, jak to robić.

Rozmawiam z wieloma nastolatkami. Często, szukając pomocy, opowiadają mi o
swoich problemach. Prawie zawsze związane są one z emocjonalnym zranieniem,

wynikającym z przekonania, że nie są kochane przez rodziców, nie są dla nich kimś

ważnym.
Temu właśnie problemowi poświęciłem niniejszą książkę: jak okazywać miłość

kilkunastoletnim dzieciom, aby się mogły dobrze rozwijać i właściwie zachowywać
oraz stać wartościowymi ludźmi. Modlę się o to, aby książka ta była nie tylko zbiorem

odpowiedzi dla zagubionych rodziców, lecz aby stała się również prawdziwą księgą

nadziei.

Muszę powiedzieć, że sam kocham młodzież. Jest wspaniała i mówię to z

absolutnym przekonaniem. Jeśli emocjonalne potrzeby nastolatków są zaspokajane,

to po prostu rozkwitają w tak cudowny, radosny sposób, że serce rośnie.
Owszem, prawdą jest również, że nastolatki bywają niezrównoważone i potrafią

grać nam na nerwach. Tracimy wtedy cierpliwość i wychodzimy z siebie, by w końcu

stwierdzić, że najwyraźniej nie nadążamy za ich potrzebami. Czasem nawet mamy
ochotę uciec lub po prostu się poddać.

Ale nie róbmy tego, Drodzy Rodzice! Wytrwałość naprawdę ma sens i przynosi

fantastyczne rezultaty. Nic tak nie cieszy, jak obserwowanie własnego dorastającego
dziecka, które stopniowo zmienia się w sympatycznego i twórczego dorosłego

człowieka. Jednak bądźmy realistami. To samo nie przychodzi. Musimy podjąć wielki

wysiłek.

background image

Gorąco pragnę, aby książka ta stała się źródłem nadziei. Nie jest moją intencją
wywoływanie poczucia winy. Wszyscy popełniamy błędy. Nie ma idealnych dzieci, nie

ma też idealnych rodziców. Nie pozwólmy, by poczucie winy z powodu dawniej

popełnionych błędów sparaliżowało nasze obecne wysiłki.

Większość problemów naszej młodzieży można złagodzić lub rozwiązać,

poprawiając napięte stosunki między rodzicami a ich nastoletnimi dziećmi. Jednak

część kłopotów nastolatków jest spowodowana lub pogłębiona przez schorzenia
nerwowe lub fizjologiczną depresję. W takich wypadkach zawsze należy najpierw

zająć się sprawami natury medycznej, a dopiero później podejmować próby naprawy

związków między rodzicami a ich dziećmi.
Tak naprawdę rozwiązywanie problemów młodzieży rzadko wymaga ingerencji

specjalistów. Rodzice sami mogą zadbać o poprawę stosunków z dziećmi, jeżeli tylko

nauczą się, jak skutecznie okazywać im swoją miłość. I właśnie o tym jest ta książka.

2.

Dom

Najważniejszym obowiązkiem rodziców jest stworzenie szczęśliwego i pełnego

miłości domu. A najważniejszym związkiem w owym domu jest związek małżeński,
który ma pierwszeństwo przed związkiem rodzice-dzieci. Poczucie bezpieczeństwa

nastolatka i jakość stosunków łączących rodziców z dzieckiem w wielkim stopniu

zależy od jakości więzi małżeńskiej. Im bardziej udane jest małżeństwo rodziców,
tym łatwiej jest im odnieść się do problemów nastolatka i pomóc w ich rozwiązaniu.

Chuck

Rodzice przyprowadzili Chucka do mojego gabinetu dlatego, że wagarował,

kradł i był nieposłuszny. Mówiąc o swoim synu, państwo Hargrave okazywali

frustrację i gniew. Zaniepokoiła mnie intensywność ich negatywnych uczuć w
stosunku do własnego dziecka.

Chuck milczał i ze spuszczonymi oczami słuchał tych oskarżeń. Gdy w końcu się
odezwał, jego głos brzmiał cicho i potulnie. Nie mówił całymi zdaniami. Używał tylko

krótkich sformułowań.

Jak zwykle w takich sytuacjach poprosiłem rodziców o opuszczenie gabinetu,

żeby porozmawiać z nastolatkiem w cztery oczy. Był zły, ale nie potrafił wyjaśnić

dlaczego. Wkrótce stało się oczywiste, że Chuck jest mocno zagubionym chłopcem.

Nie rozumiał sam siebie, miał wątpliwości dotyczące związku swoich rodziców.
Chodził na wagary, ale nie bardzo wiedział, dlaczego to robi. Był bystrym uczniem i

dostawał dobre stopnie, koledzy go lubili, a nauczyciele traktowali dobrze. Nie

wiedział również, dlaczego kradnie, gdyż wcale nie potrzebował owych drobiazgów.
Wszystko wskazywało na to, że chce zostać złapany na gorącym uczynku.

Przypadek Chucka wcale nie jest wyjątkowy. Jego rodzice chcieli dobrze, ale

popełnili kilka zasadniczych błędów. Ich małżeństwo przeżywało poważne problemy,
głównie dlatego, że oboje nigdy nie nauczyli się szczerze rozmawiać ze sobą o swoich

uczuciach i postawach. Pani Hargrave nie potrafiła prosto i otwarcie wyrażać swojego

gniewu wobec męża; wolała manifestować go bardziej subtelnie, nie wprost — na
przykład szastając pieniędzmi. Pan Hargrave także nie umiał przedstawiać swojej

background image

żonie zarzutów. Jego skumulowany gniew przejawiał się milczeniem, unikaniem
kontaktu wzrokowego, uchylaniem się od obowiązków rodzinnych i domowych.

Chuck dobrze pojął tę lekcję. Skoro w jego domu nie było szczerych i otwartych

rozmów i nie okazywano sobie uczuć, więc demonstrował swój gniew poprzez takie
czyny, które wprawiały rodziców w zakłopotanie lub wyprowadzały z równowagi.

Z powodu braku umiejętności właściwego porozumiewania się pan i pani

Hargrave nie byli w stanie zrozumieć, co drugie z nich czuje do Chucka i czego od
niego oczekuje. Dlatego nigdy wspólnie nie ustalili żadnego wzorca, według którego

mogliby wychowywać swojego syna i wdrażać go do odpowiedzialnego życia.

Chuck w takiej sytuacji był zdezorientowany. Nigdy nie wiedział, czego rodzice
od niego oczekują. Owszem, chciał, by byli z niego zadowoleni, ale jak miał

postępować? Rodzice nie powiedzieli mu o zasadach, których powinien przestrzegać.

Wszystkie problemy Chucka pojawiły się dlatego, że jego rodzice nie umieli ze sobą
rozmawiać o ważnych sprawach ani wspólnie podejmować decyzji.

Roger

Oto inny przykład, który obrazuje, jak ważne są relacje małżeńskie w procesie

wychowywania dorastającego dziecka. Czternastoletni Roger został złapany na
kradzieży w cudzym domu. Rodzice przyprowadzili go do mojej poradni, ponieważ

opuszczał szkołę, był zbuntowany, arogancki i zawsze w ponurym nastroju. W trakcie

rozmowy okazało się, że problemy z Rogerem zaczęły się kilka lat wcześniej. Był
nieposłuszny, bezustannie kwestionował rodzicielski autorytet i zręcznie manipulował,

żeby postawić na swoim, co notabene na ogół mu się udawało. Roger umiejętnie

wykorzystywał wypowiedzi jednego rodzica w celu zantagonizowania go z drugim.
Stosowanie takiej taktyki w końcu doprowadziło rodziców do głębokiego konfliktu.

Matka i ojciec spierali się o to, jak radzić .sobie z Rogerem, a on śmiał się za ich

plecami i robił to, co mu się żywnie podobało.
Psychologiczne badanie ujawniło, że chłopiec ma problemy z percepcją, jest w

głębokiej depresji i wykazuje skłonności do zachowań pasywno-agresywnych (patrz

rozdział siódmy). Gdy podałem swoje zalecenia, jego rodzice — w typowy dla siebie
sposób — zaczęli kłócić się na temat wskazanych działań. Nawet mając w ręku

konkretne sugestie lekarza, ci nieszczęśni rodzice nie byli w stanie podjąć
racjonalnych decyzji dotyczących własnego syna.

Moim najważniejszym zadaniem w tym przypadku było udzielenie pomocy

rodzicom. Najpierw trzeba było doprowadzić do poprawy łączących ich stosunków,
aby później mogli zgodnie zająć się Rogerem. Tylko wspólne postępowanie ojca i

matki mogło skłonić chłopca do okazywania im szacunku, zaprzestania

antagonizujących rodziców manipulacji i opanowania sztuki kontrolowania samego
siebie.

Potrzeba porozumienia

Podane przykłady zaczerpnięte z mojej własnej praktyki lekarskiej wyraźnie

pokazują, że kłopoty małżeńskie rodziców bywają przyczyną problemów wielu

nastolatków. Każde dorastające dziecko potrzebuje rodziców, których związek jest
stabilny, oparty na wzajemnym szacunku i miłości oraz umiejętności porozumienia

między sobą.

W każdym małżeństwie umiejętność wyrażania uczuć — zwłaszcza tych

przykrych — ma zasadnicze znaczenie. Prowadzenie szczerych rozmów — szczególnie

background image

w trudnych okresach życia — jest po prostu niezbędne i może okazać się czynnikiem
decydującym o trwałości związku. Trudne chwile mogą małżeństwo umocnić lub

zniszczyć, w zależności od tego, czy obie strony potrafią naprawdę komunikować się

ze sobą.

Sam wielokrotnie przekonywałem się, często w bolesny sposób, jak wielkie

znaczenie ma umiejętność porozumiewania się z żoną. Najtrudniejszym okresem w

naszym małżeństwie były tygodnie zaraz po przyjściu na świat naszej drugiej córki.
Cathy urodziła się upośledzona fizycznie. Przyznaję, że nie było mi łatwo pogodzić się

z tym faktem. Niestety, po roku okazało się, że nasza córeczka jest również ciężko

upośledzona umysłowo, ma porażenie mózgowe i napady drgawek. Jako
dwudziestoczteroletni mąż i ojciec zacząłem nagle zmagać się z uczuciami, o które

sam siebie nigdy nie podejrzewałem. Targała mną złość, gniew i poczucie winy,

bardzo cierpiałem, wydawało mi się, że nie sprawdziłem się jako mężczyzna, ojciec i
mąż. Bardzo źle to znosiłem. Wiele razy po prostu chciałem uciec zwłaszcza, że nie

było nadziei na poprawę. Nasza córka nie mogła niczego się nauczyć, pozostawała

ciągle bezradna jak niemowlę.
Chwilami przyprawiała nas o czarną rozpacz. Gdy w końcu posiadła umiejętność

przesuwania się po podłodze, natychmiast pojawiły się nowe problemy. Zaczęła
pochłaniać wszystko, cokolwiek zdołała wepchnąć do buzi, włącznie ze śmieciami, a

ponieważ prawie nie odczuwała bólu, często usiłowała dotykać gorących płytek

kuchenki. Żyliśmy w ciągłej obawie, że zrobi sobie krzywdę.

Wydarzenia te miały miejsce podczas pierwszego roku moich studiów

medycznych. Wydatki związane z leczeniem i rehabilitacją Cathy oraz koszty mojej

nauki sprawiły, iż nasza sytuacja materialna zaczęła wyglądać bardzo źle. Często
wówczas się zastanawiałem, czy nasze małżeństwo przetrwa.

Moja żona Pat zawsze była w naszym związku osobą bardziej dojrzałą

emocjonalnie. Podobnie jak ja cierpiała z powodu Cathy i naszych materialnych
kłopotów. Ale reagowała na to zupełnie inaczej. Mimo zgryzot Pat troskliwie dbała o

Cathy. Cierpliwie, łagodnie i z wielką miłością zaspokajała wszystkie potrzeby naszej

maleńkiej córeczki. Bardzo rzadko poddawała się przygnębieniu, które mnie
dosłownie zżerało. Piękno jej miłości, dobroci i cierpliwości po prostu przekraczało

moją zdolność rozumienia. Najgorsze zaś było to, że nie umiałem docenić

wspaniałych cech i umiejętności żony, ponieważ kontrastowały one z moją
nieudolnością w radzeniu sobie z tą trudną sytuacją. Czułem, że na tle dojrzałości Pat

jako mąż i ojciec wypadam bardzo słabo. Z tego powodu nabrałem do niej niechęci.
W ogóle starałem się w miarę możności trzymać z daleka od Pat i Cathy.

Jednak kochałem Pat, toteż wkrótce zrozumiałem, że zamiast jej pomagać,

swoim postępowaniem dodatkowo zwiększam dźwigany przez nią ciężar. Poczułem
się winny i jeszcze bardziej bezradny. Zwróciłem się do kilku osób z prośbą o pomoc.

Miałem nadzieję, że ktoś mi wyjaśni, jak postępować w tej rozpaczliwej walce.

Niestety, nikt nie wiedział, o czym mówię.

Chyba najgorszy okres nastąpił wtedy, gdy postanowiliśmy poddać Cathy

specjalnym ćwiczeniom. Modna była wówczas metoda fizykoterapeutyczna nazywana

metodą naśladowania. Cathy równocześnie zajmowało się pięć osób, które poruszały
jej kończynami i główką w taki sposób, że w sumie dawało to efekt raczkowania. Ta

stymulowana gimnastyka trwała po kilka godzin dziennie i pochłonęła wszystkie

nasze oszczędności. Byliśmy na skraju ruiny.

background image

Później okazało się, że technika stymulowania rozwoju fizycznego metodą

naśladowania nie ma żadnych podstaw naukowych. Podobnie jak wiele innych osób,

przekonaliśmy się, że była to tylko strata czasu i pieniędzy. Zanim jednak to

zrozumieliśmy, nasza rodzina znalazła się w rzeczywiście trudnej sytuacji.
Ale nawet i wtedy Pat dbała o Cathy z tą samą łagodnością, miłością i niebywałą

cierpliwością. Nadal imponowała wewnętrznym spokojem i pięknem.

A ja? Borykałem się z ogromnymi kłopotami. Od rana do nocy cierpiałem,

myśląc o Cathy. Nie potrafiłem pogodzić się z jej stanem, nie potrafiłem skupić się na

nauce i martwiłem się brakiem pieniędzy. Obawiałem się, że moje małżeństwo

wkrótce się rozleci. Bezustannie powtarzałem sobie w myśli następujące pytania: ,Jak
dużo stresów może wytrzymać normalne małżeństwo? Rozpadnie się z hukiem, czy

po prostu wypali się to, co nas łączy?".

W tym czasie Cathy miała już pięć lat. Jej stan w zasadzie się nie zmieniał, choć
napady drgawek stawały się coraz silniejsze i trudniejsze do opanowania za pomocą

środków farmakologicznych. Nawet najmniejsze zmiany w jej otoczeniu wywoływały

kolejną falę drgawek. Po takich atakach Cathy nie jadła przez trzy dni. Gdy
częstotliwość ataków zwiększyła się do kilku w ciągu jednego dnia, konieczne stało

się karmienie dożylne. W końcu zrozumieliśmy, że Cathy może przeżyć tylko w
warunkach klinicznych. Musieliśmy podjąć najtrudniejszą decyzję i umieścić Cathy na

stałe w szpitalu specjalnym. Trudno wyrazić, co czuliśmy, oddając swoją kochaną

pięcioletnią córeczkę pod opiekę obcym ludziom. Nie byłem pewien, czy podołam
ciężarowi tego nowego stresu. I wtedy znów z pomocą przyszła mi moja żona. Pat

cierpiała tak samo jak ja, ale wiedziała, co robić; podjęła decyzję i znalazła w sobie

dość odwagi, aby pokonać swoje wątpliwości. Jednocześnie nie straciła nic ze
swojego wewnętrznego spokoju i piękna.

Ja, niestety, uczę się dość powoli, ale wówczas postanowiłem, że nie będę

zmagał się z sytuacją, której nie sposób zmienić. Zamiast wypalać się trawiony
poczuciem winy (a także niechęcią wynikającą z faktu, że moja żona lepiej potrafi

radzić sobie z życiowymi trudnościami), przyznałem, że Pat może mnie dużo nauczyć.

A ona — tak, jak to tylko kobieta potrafi — nauczyła mnie, jak pokonywać
najtrudniejsze rafy.

Każda osobowość ma swoje plusy i minusy, W opisanej sytuacji Pat okazała się

silniejsza, a ja musiałem nie tylko uczyć się od niej, ale również na niej wesprzeć.
Natomiast w innych okolicznościach ja z kolei radzę sobie lepiej i wtedy mogę pomóc

Pat.

Trzeba zrozumieć, że kryzysy pojawiają się w każdym małżeństwie. Mogą je

albo zrujnować, albo wzmocnić. Wszystko zależy od sposobu, w jaki mąż i żona na

nie reagują. W wypadku Cathy moja reakcja na kryzysową sytuację była
destrukcyjna. Starałem się unikać zaangażowania i tym samym zrzucałem cały ciężar

na barki Pat. Lecz ona stanęła na wysokości zadania. Swoim zachowaniem dawała mi

dobry przykład. Dzięki temu nauczyłem się, jak w praktyce realizować moje
małżeńskie i ojcowskie zobowiązania oraz postępować odpowiedzialnie. I wtedy mój

szacunek i miłość do Pat bardzo wzrosły. Nauczyłem się, jak radzić sobie z

cierpieniem, zamiast od niego uciekać. Dlatego w późniejszych latach naszego
małżeństwa potrafiliśmy z żoną wspólnie zmierzyć się z innymi problemami, które

zwykle są źródłem emocjonalnego cierpienia.

Drodzy Rodzice, jeśli nie odwracamy się plecami do problemów, które są

przyczyną kryzysów w naszym życiu, i wspólnie ze współmałżonkiem staramy się

background image

uzdrawiać trudne sytuacje, to nasz związek tylko na tym zyskuje, ponieważ
ubogacamy się wewnętrznie. Jeśli traktujemy nasze małżeństwo jako zobowiązanie

na całe życie, to będziemy razem się rozwijać, ofiarowując sobie wzajemną miłość,

uznanie i szacunek. Musimy przyjąć założenie, że jedynym wyjściem jest sukces
naszego małżeństwa. Musimy uwierzyć, że z czasem będzie się ono stawało coraz

doskonalsze. Owszem, udane małżeństwo wymaga pracy. Ciężkiej pracy. A także

wspólnego zobowiązania na całe życie. Zbyt dużo małżeństw opiera się dziś filozofii
„spróbujemy — zobaczymy". Dwoje ludzi stwierdza: „Będziemy jakiś czas ze sobą, a

jeśli nam się to nie uda, to rozstaniemy się ". Żaden związek, w którym stosuje się tę

zasadę, nie może stać się silnym, trwałym małżeństwem. Zbyt mało osób, które
obecnie się pobierają, zakłada, że ich związek przetrwa całe życie, a przecież całe

wieki podstawą życia społecznego była silna rodzina. Jeśli nie postaramy się, by znów

stała się ważna i nienaruszalna, to instytucję małżeństwa czeka zagłada.

Rodziny niepełne

W 1989 roku 26% dzieci w wieku poniżej osiemnastego roku życia

wychowywało się w niepełnych rodzinach, to znaczy takich, w których był tylko ojciec

lub matka. Ten wskaźnik wykazuje, niestety, stałą tendencję wzrostową. Ponad
połowa obecnie przychodzących na świat dzieci spędzi przynajmniej część swojego

dzieciństwa w niepełnych rodzinach.

Zdaniem wielu osób jeden rodzic nie jest w stanie wychować swojego dziecka
tak dobrze, jak może to uczynić dwoje rodziców dbających o dom i potomstwo. David

Clavenger w swoim artykule zatytułowanym „Rodzicielstwo lat dziewięćdziesiątych",

opublikowanym we wrześniu 1992 roku na łamach czasopisma

Facets, wydawanego

przez Amerykańskie Stowarzyszenie Lekarzy, wyraża jednak opinię, że również

samotni rodzice mają wielkie możliwości. Jako argumentu używa on rezultatów

badań naukowych, przeprowadzonych w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Clavenger
pisze: „Fakt, że jest się samotnym rodzicem, wcale nie przekreśla szansy na

rodzicielski sukces. Wszyscy rodzice muszą pokonywać różne przeszkody natury

osobistej i społecznej, które utrudniają proces wychowywania dzieci. To oczywiste, że
te przeszkody są większym problemem dla samotnych matek lub ojców".

W powyższym artykule cytuje on wypowiedź T. Berry'ego Brazeltona, jednego z
najbardziej znanych i szanowanych amerykańskich pediatrów, który twierdzi:

„Ogromne znaczenie ma to, czy jest się samotnym rodzicem, czy też nie. Lecz mimo

to uważam, że taka osoba może wspaniale wychować swoje dziecko. Jest to
oczywiście znacznie trudniejsze zadanie, ponieważ jej sytuacja materialna jest na

ogół o wiele gorsza. Dodatkową trudnością jest fakt, że samotny rodzic musi być

zarówno osobą narzucającą określone rygory, jak też tym, kto daje pozytywne, ciepłe
uczucia, i stwarza w domu dobrą atmosferę".

Samotny rodzic musi również zarabiać na utrzymanie rodziny i zajmować się

domem. Psychiatra z Uniwersytetu Harvarda, Alvin Poussaint, tak mówi o tej kwestii:
„Niepracująca zawodowo matka wykonywała mnóstwo ważnych dla rodziny

obowiązków. Była w domu, gdy dzieci wracały ze szkoły. Rano szykowała im

śniadanie. Chodziła na wywiadówki. Zabierała dzieci do lekarza i do dentysty. Kto
robi to wszystko w niepełnej rodzinie? Samotna matka lub ojciec żyje w bezustannym

stresie".

W swoim artykule David Clavenger podkreśla negatywne znaczenie złej sytuacji
materialnej: „W rzeczywistości najważniejszą przyczyną obniżonej rodzicielskiej

background image

energii i kompetencji jest bieda, czynnik, który w dużym stopniu utrudnia życie
samotnym matkom. Obecnie tylko około 8% amerykańskich pełnych rodzin żyje na

granicy ubóstwa. Natomiast w przypadku rodzin niepełnych, których głową jest

samotna matka (taka jest struktura większości niepełnych rodzin), ten wskaźnik jest
znacznie wyższy — 48% tych rodzin żyje poniżej granicy ubóstwa".

Dlaczego samotni rodzice mają większe trudności z wychowywaniem dziecka?

Otóż matki i ojcowie z tradycyjnych (pełnych) rodzin mają siebie nawzajem. I
zazwyczaj służą sobie oparciem emocjonalnym, psychicznym, fizycznym i

finansowym. Samotny rodzic na ogół nie może liczyć na pomoc byłego

współmałżonka.
Brak tego rodzaju wsparcia bywa również argumentem przemawiającym za tym,

że niepełna rodzina nie jest strukturą, w której udaje się dobrze wychować dzieci. Ale

ci, którzy szermują tym argumentem, zapominają jednak o czymś ważnym. Samotny
rodzic również może znaleźć niezbędne oparcie. Nawet jeśli nie otrzymuje go od

byłego współmałżonka, to ma szansę znaleźć osoby, na których może polegać —

członków dalszej rodziny, przyjaciół, fachowych doradców, pracowników
specjalistycznych instytucji, grup sąsiedzkich etc.

I to wsparcie z różnych źródeł w istotny sposób pomaga pokonać trudności

towarzyszące samotnemu rodzicielstwu. W praktyce najlepiej radzą sobie ci samotni

rodzice, którzy potrafią skutecznie korzystać z dostępnego wsparcia, usuwając w ten

sposób własne ograniczenia. Dzięki temu mogą dobrze wypełnić swoje rodzicielskie
zadanie.

Odwrócenie ról

W dzisiejszych czasach dość często spotyka się sytuację, w której pod pewnym

względem odwracają się role w rodzinie. To rodzic oczekuje, że dziecko zaspokoi jego

potrzeby emocjonalne. Może się to zdarzyć w każdej rodzinie, lecz najczęściej taki
układ pojawia się w rodzinie niepełnej.

Samotni rodzice często mają skłonność do czynienia z nastoletnich dzieci swoich

kolegów lub powierników. Dzieje się tak dlatego, że brak im dorosłego partnera
(męża lub żony), z którym mogliby dzielić problemy.

Z powodu samotności, kompleksów, frustracji, przygnębienia i innych przyczyn
samotnym rodzicom często trudno powstrzymać się od traktowania nastolatków jak

swoich rówieśników. Zdarza się, że ci rodzice mówią dzieciom o swoich intymnych,

bardzo osobistych sprawach, których one (z powodu niedojrzałości) nie są w stanie
ocenić i przyjąć z odpowiednim dystansem. Tacy rodzice często bywają „najlepszymi

przyjaciółmi" nastolatków, zamiast utrzymywać prawidłową relację między rodzicami i

dziećmi. W swojej praktyce miałem do czynienia z tego typu ekstremalnymi
przypadkami.

Jim był szesnastolatkiem, który często ze swoim ojcem upijał się w barze. Działo

się tak z powodu samotności ojca i braku przyjaciół, lecz ów ojciec wmawiał sobie, że
robi z syna mężczyznę. Pamiętam też Julie, której matka prosiła swojego przyjaciela

o przyprowadzenie kolegi w charakterze chłopaka dla jej córki, aby mogli pójść we

czwórkę na kolację.
To oczywiście krańcowe przykłady, lecz odwrócenie ról to zjawisko dość często

występujące, choć na ogół przybiera ono mniej drastyczne formy. Rodzice na

przykład skarżą się dzieciom na swoją samotność, przygnębienie; narzekają, że są
nieszczęśliwi i wykorzystywani przez innych .Tymczasem powinni unikać takich

background image

sytuacji, ponieważ to ich obowiązkiem jest zaspokajanie emocjonalnych potrzeb
dziecka, nawet kilkunastoletniego, a nie odwrotnie. Zaspokajanie przez dziecko

emocjonalnych potrzeb rodzica to przejaw odwrócenia ról i zjawisko niezdrowe.

Nastolatek, który pełni taką funkcję, nie będzie prawidłowo się rozwijać.

Bez względu na stan cywilny i układ rodzinny, my, rodzice zawsze musimy

utrzymywać w domu naszą pozycję matki lub ojca. Jako dorośli, jesteśmy

odpowiedzialni za zrozumienie i zaspokojenie potrzeb emocjonalnych naszych
nastolatków. Jeżeli odwracamy ten naturalny porządek rzeczy i oczekujemy od nich

emocjonalnego wsparcia, to wyrządzamy im krzywdę i niszczymy łączący nas

związek. Emocjonalne wsparcie musimy uzyskać gdzie indziej — nie powinniśmy
domagać się go od naszych dzieci.

Nigdy specjalnie nie lubiłem sprawować nad kimkolwiek władzy. Dotyczyło to

zwłaszcza moich dzieci. Gdy przestały być nastolatkami, kusiło mnie, aby zacząć
traktować je jak moich rówieśników i przyjaciół. Nie odważyłem się jednak na to.

Owszem, zawsze je kochałem i zachowywałem się wobec nich przyjaźnie, lubiłem

wspólne rozrywki. Czasem rozmawiałem z nimi o sprawach osobistych, ale robiłem to
tylko dla celów wychowawczych, a nie dla własnych emocjonalnych korzyści. Zawsze

pamiętałem, że jestem ojcem, a moje dzieci potrzebują mojego autorytetu i
wskazówek. Nie mogłem zrezygnować lub zaniedbać obowiązku bycia w domu

wspólnie z żoną, Pat, autorytetem. Gdybym to zrobił, moje dzieci nie byłyby

szczęśliwe. Straciłyby poczucie bezpieczeństwa, a ich zachowanie prawdopodobnie
zaczęłoby ewoluować w nieodpowiednim kierunku.

My, rodzice, nie powinniśmy używać swoich dzieci, nawet tych kilkunastoletnich,

jako doradców i powierników, na których ramieniu można się wypłakać. Nie
powinniśmy robić z nich naszych kolegów i zwracać się do nich z prośbą o wsparcie.

Oczywiście, możemy czasem prosić dzieci o radę lub wyrażenie opinii, o ile nie

nakłaniamy ich do leczenia naszych emocji. Nie możemy prosić dzieci, aby poprawiły
nasze samopoczucie. Należy również pamiętać o tym, że nie będziemy w stanie być

w stosunku do swoich dzieci konsekwentni i stanowczy, jeśli to one staną się naszą

podporą.
Pierwszy, najważniejszy obowiązek rodziców wobec dzieci to takie wychowanie,

które sprawi, że będą one czuć się autentycznie kochane. Zaś naszym drugim

obowiązkiem jest bycie autorytetem — podejmowanie decyzji i pełne miłości
utrzymywanie dyscypliny.

3

Bezwarunkowa miłość

Podstawą silnego związku z nastolatkiem jest bezwarunkowa miłość. Tylko ona
może zapobiec wystąpieniu takich problemów. jak niechęć, uraza, poczucie winy,

strach lub brak poczucia bezpieczeństwa wynikający z przeświadczenia, że jest się

kimś niechcianym.

Tylko wtedy, gdy nasze relacje z dzieckiem budujemy na bezwarunkowej

miłości, możemy być pewni, że dobrze wywiązujemy się ze swojej rodzicielskiej roli.

Bez tej podstawy niemożliwe jest prawdziwe zrozumienie nastolatka, kierowanie nim
i kształtowanie jego zachowania.

background image

Brak bezwarunkowej miłości czyni z wychowania skomplikowany i frustrujący

ciężar. Ta miłość jest jak światło pokazujące nasze prawdziwe relacje z dzieckiem i

drogę, którą powinniśmy iść. Jeśli naszemu rodzicielstwu od początku towarzyszy

bezwarunkowa miłość, to łatwiej uda się nam poznać nastolatka i kierować nim oraz
wyczuwać jego potrzeby każdego dnia. Szybko również zorientujemy się, czy nasze

wychowanie jest skuteczne i w którym miejscu popełniamy błędy.

To oczywiste, że chcemy mieć poczucie, że dobrze wypełniamy naszą

rodzicielską rolę. Niektórzy ludzie wątpią, czy to jest możliwe. Moim zdaniem z całą

pewnością można być dobrym rodzicem i jednocześnie wiedzieć, że się nim jest.

Co to jest bezwarunkowa miłość?

Bezwarunkowa miłość to uczucie, które istnieje bez względu na okoliczności.

Oznacza, że kochamy naszego nastolatka i już.
— Nieważne, jak on wygląda.

— Nieważne, jakie ma zalety, wady czy obciążenia.
— Nieważne, jak postępuje.

Co wcale nie znaczy, że musi podobać nam się jego zachowanie. Ale

bezwarunkowa miłość oznacza, że kochamy nastolatka nawet wtedy, gdy jest on
okropny.

Bezwarunkowa miłość to ideał. Nie sposób kochać nastolatka (lub kogokolwiek

innego) absolutnie przez cały czas, przez całą dobę każdego dnia. Ale im bliżej
jesteśmy tego maksimum, tym bardziej będziemy usatysfakcjonowani i zadowoleni.

Nasz nastolatek również będzie bardziej sympatyczny i zadowolony.

Gdy cofam się w myśli do czasów, kiedy moje dzieci były nastolatkami, to

przypominam sobie, że czasem nie czułem się jak kochający tata. Ale starałem się

osiągnąć ten cudowny cel, jakim było ich bezwarunkowe kochanie. Pomagałem

sobie, próbując zawsze pamiętać o tym, co jest podstawą w relacjach z nastolatkami:
— nastolatki to dzieci;

— nastolatki zazwyczaj postępują jak nastolatki;

— nastolatki często zachowują się nieprzyjemnie.
Jeśli kochamy nastolatka tylko wtedy, gdy jest miły (miłość warunkowa) i tylko

wówczas okazujemy mu miłość, to on nie będzie czuł się prawdziwie i szczerze
kochany. Taka sytuacja odbierze mu pewność siebie, obniży jego samoocenę i w

konsekwencji uniemożliwi rozwinięcie dojrzałych zachowań.

Jeżeli bezwarunkowo kochamy nastolatka, będzie on z siebie zadowolony.

Będzie w stanie panować nad swoimi pragnieniami i w rezultacie nauczy się

kontrolować swoje zachowanie w trudnym okresie wchodzenia w wiek dorosłości.

Jeśli zaś kochamy go tylko wtedy, gdy spełnia nasze oczekiwania, to uzna się za
nieudacznika. Dojdzie do wniosku, że nie ma sensu się starać, bo nie jest w stanie

sprostać naszym wymaganiom. Zwątpi w siebie, zacznie go zżerać niepokój, rozwój

jego emocji i zachowań będzie napotykać różne przeszkody. Jak widać i z tego
powodu ogólny rozwój nastolatka jest ogromnie uzależniony od odpowiedzialności

jego rodziców.

Oboje z Pat staraliśmy się stosować w praktyce omówione tu zasady, modliliśmy
się, aby nasza miłość do nastolatków była tak bezwarunkowa jak to tylko możliwe.

Na szczęście dobrze rozumieliśmy, że ich przyszłość zależy od naszej biblijnej

podstawy.

background image

„Kochasz mnie?"

Czy wiecie, jak brzmi najważniejsze pytanie, które nurtuje waszego nastolatka?

Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, on bezustannie pyta: „Czy kochasz mnie?". To

jest absolutnie najważniejsza kwestia. Warto również wiedzieć, że nastolatek
najczęściej zadaje to pytanie pośrednio swoim zachowaniem, a nie werbalnie.

„Kochasz mnie?" Odpowiedź, jakiej z kolei my przez swoje zachowanie

udzielamy, ma zasadnicze znaczenie. Jeśli odpowiadamy „nie", to nastolatek nie
będzie starał się postępować najlepiej, jak potrafi. Musimy więc odpowiadać „tak".

Niestety, robi to niewielu rodziców, choć to wcale nie znaczy, że nie kochają swoich

nastolatków. Problem polega na tym, że większość rodziców nie wie, jak odpowiadać
„tak"; nie wie, jak okazać nastolatkom, że są kochane.

Jeśli kochamy nastolatka bezwarunkowo, on czuje, że odpowiadamy mu „tak".

Natomiast jeśli kochamy go warunkowo, jest niepewny i niespokojny. Nasza
odpowiedź na zasadnicze pytanie „Kochasz mnie?" determinuje podejście nastolatka

do życia. Jakież to ważne!
Dlaczego większość rodziców nie wie, jak przekazać nastolatkom swoją miłość?

Przyczyną jest fakt, że nastolatki mają

orientację behawioralną. Dorośli zaś —

orientację werbalną.
Posłużę się następującym przykładem: przebywający w podróży mąż uszczęśliwi

swoją żonę, jeśli do niej zatelefonuje i powie: „Cześć, kochanie, kocham cię". Słysząc

te słowa, żona będzie w siódmym niebie. Jeśli jednak ów pan ma czternastoletniego
syna i powie mu przez telefon: „Synku, pamiętaj, że cię kocham", to ów nastolatek

prawdopodobnie wzruszy ramionami i odpowie: „Tak, tato, wiem, ale właściwie po co

dzwonisz?".
Różnica jest oczywista, prawda? Nastolatek wykazuje nastawienie behawioralne,

podczas gdy dorośli porozumiewają się przede wszystkim werbalnie.

Serce pełne ciepłych uczuć do nastolatka to rzecz cudowna. Dobrze, jeśli

mówimy dziecku „kocham cię". Trzeba to robić — ale to za mało! Jeśli chcemy, aby

nasz nastolatek

wiedział, że jest kochany i czuł się kochany, to musimy okazać mu to

swoim zachowaniem. Dopiero wówczas nabierze pewności, że odpowiadamy „tak" na
najważniejsze dla niego pytanie. Nastolatek odbiera naszą miłość do niego poprzez

to, co

mówimy i co robimy. Tyle tylko, że to drugie jest o wiele ważniejsze. On

bardziej reaguje na nasze czyny niż na słowa.

Powinniśmy także pamiętać o tym, że nastolatek posiada pojemnik na emocje.

Pojemnik to oczywiście przenośnia, ale idea jest całkowicie realna. Nasz nastolatek
ma pewne potrzeby emocjonalne i fakt, czy są one zaspokojone (poprzez miłość,

zrozumienie, utrzymywanie dyscypliny itd.), decyduje o tym, co czuje — czy jest

zadowolony, rozgniewany, przygnębiony lub radosny. Ma to również wielki wpływ na
jego zachowanie — sprawia, że jest posłuszny lub nieposłuszny, zniechęcony lub

pełen energii, rozbawiony i chętny do żartów, albo zachowuje dystans. Im pełniejszy

jest ów emocjonalny pojemnik, tym uczucia są bardziej pozytywne, a zachowanie —
lepsze.

W tym miejscu proszę moich czytelników, aby na chwilę przestali czytać i

przyswoili sobie jedno z najważniejszych stwierdzeń zawartych w tej książce. Oto
ono:

tylko wtedy, gdy emocjonalny pojemnik nastolatka jest pełny, można od niego

oczekiwać, że będzie postępował najlepiej jak potrafi. Naszym rodzicielskim

obowiązkiem jest zrobić wszystko co w naszej mocy, aby pojemnik na emocje
naszego nastolatka zawsze był pełny.

background image

Zwierciadła miłości

Można przyjąć, że dzieci bardzo przypominają lustra. Na ogół nie inicjują

miłości, lecz ją odbijają. Jeśli otrzymują miłość, to rewanżują się nią. Jeśli zaś jej nie
dostają, to nie mogą jej dać. Bezwarunkowa miłość odbija się od lustra jak promień

światła i w takiej samej, bezwarunkowej postaci powraca do ofiarodawcy.

Identycznie dzieje się z miłością warunkową — ona wraca jako uczucie uzależnione
od spełnienia pewnych warunków.

Mówiąc o miłości odbijającej się jak w lustrze, przypomnijmy sobie Debbie, którą

poznaliśmy w pierwszym rozdziale. Miłość łącząca Debbie i jej rodziców była
typowym przykładem uczucia warunkowego. Państwo Batten, niestety, uznali, że

najskuteczniej skłonią ją do dobrego zachowania, jeśli będą ją chwalić i okazywać jej

uczucia wtedy, gdy uczyni coś nadzwyczajnego, a oni będą z niej dumni. Sądzili, że
nadmiar uczuć i aprobaty zepsuje Debbie i osłabi jej starania, aby stać się kimś

lepszym. Dorastając, Debbie była coraz bardziej przekonana, że rodzice wcale jej nie
kochają ani nie cenią za to, kim jest, tylko najbardziej przejmują się swoim

rodzicielskim wizerunkiem.

Będąc nastolatką, Debbie już doskonale wiedziała, jak kochać warunkowo.

Nauczyła się tego od swoich rodziców. Tylko wtedy zachowywała się w sposób

zadowalający mamę i tatę, gdy oni sprawili jej jakąś przyjemność. Oczywiście bardzo

szybko doszło do sytuacji patowej, ponieważ obie strony czekały, aż ta druga uczyni
coś, za co można będzie jej się zrewanżować, okazując trochę ciepłych uczuć.

To typowy rezultat warunkowej miłości. Okazywanie miłości zostaje wstrzymane

aż do chwili, gdy druga strona jakimś miłym uczynkiem zasłuży na otrzymanie
kolejnej porcji uczuć. Wszyscy stopniowo stają się coraz bardziej rozczarowani,

zagubieni i zdezorientowani panującą sytuacją. Aż w końcu pojawią się depresja,

gniew i uraza. Niektórzy ludzie tak jak państwo Batten szukają wtedy fachowej
pomocy.

Pojemniki na emocje

Jak już wspomniałem wcześniej, nastolatki pod względem emocjonalnym są

jeszcze dziećmi. Aby to zilustrować, porównajmy nastolatka z dwulatkiem. Obaj
usiłują być niezależni i obaj mają pojemniki na emocje. Obaj będą dążyć do

niezależności, bazując na energii czerpanej z tego pojemnika. Gdy zostanie on

opróżniony, obaj zrobią to samo — wrócą do rodzica, aby pojemnik napełnił, żeby oni
znów mogli dążyć do niezależności.

Przypuśćmy, że matka weźmie swoje dwuletnie dziecko do nowego miejsca, na

przykład na szkolną wywiadówkę. Początkowo maluch będzie trzymał się matki, która
jest dla niego źródłem emocjonalnego wsparcia. Mając zbiornik pełen pozytywnych

emocji, dziecko zacznie ćwiczyć swoją niezależność przez badanie terenu. Najpierw

może po prostu stanie obok matki i będzie się rozglądać. Gdy zbiornik z emocjami się
opróżni, dziecko znów zwróci się do matki, aby go napełnić. Wystarczy kontakt

wzrokowy, fizyczny i zwrócenie na siebie uwagi matki, Po chwili ponownie będzie

gotowe do ćwiczeń w niezależności. Tym razem, korzystając z zapasu emocjonalnego
paliwa, może dotrzeć aż do ostatniego rzędu krzeseł. Albo nawet zaczepić kogoś

obcego, kto siedzi w pobliżu. Dopiero wtedy pojemnik znów będzie pusty.

Łatwo zauważyć pewien wzór postępowania, prawda? Dziecko musi wciąż

powracać do rodzica, aby napełnić swój emocjonalny pojemnik i móc kontynuować

background image

swoje eskapady. Dokładnie to samo dzieje się z nastolatkiem, zwłaszcza we
wczesnym okresie dojrzewania. Nastolatek na ogół w inny (czasem niepokojący lub

irytujący) sposób realizuje swoje dążenie do niezależności, ale on także potrzebuje

do tego celu energii z pojemnika z emocjami. A kto jest źródłem tego paliwa?
Oczywiście rodzice. Nastolatek będzie dążył do niezależności w typowo młodzieżowy

sposób — demonstrując swoją samodzielność, spędzając czas poza domem, testując

wpojone przez rodziców zasady postępowania. W końcu jednak zużyje całe
emocjonalne paliwo i wróci do rodziców, aby ponownie napełnili zbiornik. A przecież

my, rodzice, właśnie tego chcemy. Chcemy, aby nasz nastolatek

był w stanie zwrócić

się do nas, ilekroć potrzebuje emocjonalnego wsparcia.
To napełnianie zbiornika jest bardzo ważne z kilku powodów:

— Nastolatki potrzebują dużej ilości emocjonalnego pokarmu, aby funkcjonować jak

najlepiej i rozwijać swoje możliwości.
— Koniecznie powinny mieć pełne pojemniki energii, aby mieć poczucie

bezpieczeństwa i pewności siebie, niezbędne do radzenia sobie z presją rówieśników

oraz innymi wymogami życia w młodzieżowej społeczności. Bez tej pewności siebie
nastolatki są podatne na presję swojego środowiska i mają trudności z

akceptowaniem i stosowaniem zdrowych, etycznych wartości.
— Uzupełnianie zapasów w emocjonalnym zbiorniku ma ogromne znaczenie

również dlatego, że stwarza doskonałe warunki do komunikowania się obu stron —

rodziców i nastolatków. Gdy zbiornik nastolatka jest pusty i dziecko potrzebuje
kolejnej porcji rodzicielskiej miłości, porozumienie rodzice-dzieci staje się o wiele

łatwiejsze.

Większość rodziców nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ważna jest dla ich

nastolatka możliwość zwrócenia się do nich, aby napełnili jego pojemnik na emocje.

Przejawy dążenia do niezależności czasem bywają dla matek i ojców irytujące do

tego stopnia, że niejeden rodzic reaguje na nie zbyt emocjonalnie i zazwyczaj z
nadmiernym gniewem. Taki emocjonalny wybuch—jeśli przybiera bardzo przykrą

formę lub zdarza się zbyt często, miewa negatywne konsekwencje. Nastolatek może

stopniowo coraz rzadziej szukać kontaktu z rodzicami. Po pewnym czasie, jeśli
komunikacja między nimi a dzieckiem zostanie zakłócona, nastolatek zacznie zwracać

się po emocjonalne wsparcie do swoich rówieśników. Jest to niebezpieczna, często

katastrofalna w skutkach sytuacja! Taki nastolatek jest bowiem bardzo podatny na
wpływ rówieśników, religijnych sekt oraz ludzi pozbawionych skrupułów, którzy

wykorzystują młodzież do niecnych celów.

Gdy nastolatek wypróbowuje nas, dążąc do niezależności niewłaściwą drogą,

musimy zachować spokój. Nie wolno nam wybuchnąć, co nie oznacza, że mamy nie

reagować na złe zachowanie. Przeciwnie, musimy wyrazić swoją opinię uczciwie i w
odpowiedni sposób — to znaczy bez nadmiernego gniewu, krzyków, wyzwisk, ataków

werbalnych. Nie możemy stracić panowania nad sobą, ponieważ to prawdopodobnie

przyniosłoby skutek odwrotny do zamierzonego. Wyobraźmy sobie, że ktoś, kogo
znamy, wybucha przesadną złością. Jak na to reagujemy? Nasz szacunek dla tego

człowieka maleje, zwłaszcza jeśli często zachowuje się tak gwałtownie.

Im bardziej rodzic traci nad sobą panowanie w obecności nastolatka, tym mniej
nastolatek będzie go szanował. Dlatego powinniśmy umieć wziąć się w garść i

pohamować ewentualny emocjonalny wybuch, bez względu na to, jak nasz

nastolatek wyraża swoje dążenie do niezależności. Drogi, którymi może on wrócić do
nas, abyśmy mogli znów napełnić jego pojemnik, muszą być zawsze przejezdne. Jest

background image

to niezbędne, jeżeli chcemy, aby nasz nastolatek wkroczył w dorosłość jako
emocjonalnie zdrowy człowiek.

4

Skupiona uwaga

Ofiarowanie naszemu nastolatkowi naszej pełnej uwagi to coś więcej niż tylko

kontakt wzrokowy lub fizyczny. Kontakt wzrokowy i fizyczny (oba omówimy w
rozdziale piątym) rzadko wymagają ze strony rodziców prawdziwego poświęcenia.

Natomiast skupienie uwagi to coś zupełnie innego. Wymaga czasu i to na ogół

niemało. Często musimy wysłuchać nastolatka akurat wtedy, gdy mielibyśmy ochotę
robić coś zupełnie innego. Zdarzają się bowiem takie chwile, kiedy nastolatek

rozpaczliwie potrzebuje poświęcenia mu pełnej uwagi, a rodzice kompletnie nie

wiedzą, na czym to polega.

Skupienie uwagi to okazanie nastolatkowi pełnego, nie rozproszonego innymi

sprawami zainteresowania, które pozwala mu poczuć się naprawdę kochanym, w

pełni akceptowanym, zasługującym na naszą uwagę, aprobatę i szczere uznanie.
Taka pełna uwaga daje nastolatkowi pewność, że jest dla nas, swoich rodziców,

najważniejszą osobą na świecie.

W Piśmie Świętym wielokrotnie wyrażano wielkie uznanie dla dzieci. Król Dawid
nazywał je dziedzictwem Pana. Jezus Chrystus powiedział, że nikt nie powinien

przeszkadzać dzieciom przychodzić do Niego. Ostrzegł również, że tych, którzy
dziecko skrzywdzą, należałoby zabić. Powiedział, że jeśli nie staniemy się przed Nim

jak dzieci, to nie wejdziemy do królestwa niebieskiego (patrz: Księga Psalmów 127,

3-5; Ewangelia według św. Mateusza 18, 1-10; Ewangelia według św. Marka 10,13-
16).

Powinniśmy uświadamiać naszym nastolatkom, że są ważne. Niewiele z nich ma

tę pewność. Wielka szkoda, ponieważ działa ona na dzieci wręcz magicznie. Możemy
je przekonać o ich wyjątkowości tylko za pomocą okazywanego im zainteresowania.

Ma to zasadnicze znaczenie dla ich samooceny i w dużym stopniu kształtuje zdolność

do utrzymywania stosunków z innymi ludźmi i kochania ich.

Potrzeba pełnej uwagi jest, moim zdaniem, największą potrzebą nastolatka.

Niestety, zbyt wielu rodziców nie potrafi jej rozpoznać, nie mówiąc już o jej

zaspokojeniu. Dzieje się tak z wielu powodów. Rodzice na przykład robią dla dzieci
inne rzeczy — dają im prezenty, spełniają prośby, przyznają przywileje, co często

staje się substytutem prawdziwego zainteresowania ich sprawami. Te swoiste

świadczenia mogą oczywiście być czymś dobrym, ale nie mogą zastępować uwagi
rodziców. Stosowanie takich substytutów to kusząca alternatywna, ponieważ jest

łatwe i mniej czasochłonne. Lecz nastolatki nie będą lepsze, nie będą się lepiej czuły i
lepiej zachowywały, jeśli nie otrzymają od rodziców tej konkretnej rzeczy — ich

pełnej uwagi.

Priorytety

Nie jestem w stanie wypełniać moich wszystkich obowiązków i wywiązywać się z

zobowiązań tak, jak bym chciał. Po prostu brak mi na to czasu. Jakie więc mam
wyjście? Tylko jedno, które, niestety, nie jest proste — muszę ustalić priorytety,

background image

wytyczyć cele i odpowiednio gospodarować czasem, aby je osiągnąć. Muszę nad
swoim czasem panować i w pierwszej kolejności realizować zadania najważniejsze.

A jakie są wasze priorytety? Jakie miejsce zajmują wśród nich wasze dzieci? Czy

są na pierwszym miejscu waszej listy? Na drugim? Na trzecim? Musicie to ustalić. W
przeciwnym razie dzieci spadną na daleką pozycję i boleśnie odczują, że nie są dla

was najważniejsze.

Tylko my sami możemy zdecydować, co w naszym życiu najbardziej się liczy. A
to życie bywa nieprzewidywalne i czasem ogranicza nasze możliwości zajmowanie się

dziećmi. Dlatego powinniśmy maksymalnie wykorzystać okazje zaplanowane przez

nas samych oraz te, które dają nam nasze nastolatki. Będzie tych okazji mniej, niż
nam się wydaje, ponieważ nasze dzieci są nastolatkami bardzo krótko.

Konieczność ofiarowania pełnej uwagi

Nasza skupiona, pełna uwaga nie jest czymś, co łatwo i bez wysiłku można dać

nastolatkowi, choć to podstawowa potrzeba życiowa każdego dorastającego dziecka.
Sposób jej zaspokajania ma zasadnicze znaczenie dla tego, jak nastolatek będzie

postrzegał samego siebie i jak będzie akceptowany przez swoje środowisko. Jeśli nie

poświęcimy mu naszej pełnej uwagi, zacznie on odczuwać coraz większy niepokój.
Uzna bowiem, że dla jego rodziców wszystko inne jest ważniejsze niż on. Stopniowo

będzie tracił pewność siebie, co niekorzystnie odbije się na jego emocjonalnym i

psychicznym rozwoju.

Łatwo rozpoznać takiego nie doinwestowanego nastolatka. Na ogół bywa on

mniej dojrzały lub pewny siebie niż te nastolatki, których rodzice zaspokoili tę

potrzebę. Często również jest zamknięty w sobie i trudno mu porozumieć się z
rówieśnikami. Gorzej radzi sobie w sytuacjach konfliktowych i zazwyczaj reaguje na

nie nieodpowiednio. Jest zbyt zależny od innych, z rówieśnikami włącznie, i łatwiej

poddaje się presji z ich strony.
Zdarza się jednak i tak, że niektóre młodsze nastolatki (zwłaszcza dziewczęta,

którym ojcowie nie poświęcają uwagi) zachowują się w zupełnie inny sposób. Są

bardzo rozmowne, potrafią manipulować innymi, zwracać na siebie uwagę, a nawet
być uwodzicielskie. Czasem uważa sieje za przedwcześnie rozwinięte i bardziej

dorosłe niż inne dzieci w tym wieku. Ale w miarę upływu lat ich zachowanie wcale nie
staje się naprawdę dojrzałe, lecz zaczyna być coraz bardziej niestosowne. Taki

nastolatek zazwyczaj budzi zastrzeżenia zarówno swoich rówieśników, jak i osób

dorosłych. Ale nawet i w takim wypadku poświęcenie mu dużo uwagi może przynieść
bardzo pozytywne rezultaty. Zwłaszcza wpływ ojca może okazać się zbawienny.

Nastolatek może wtedy ograniczyć samodestrukcyjne zachowanie, pozbyć się

niepokoju i rozwijać dalej normalnie.

Jak okazać zainteresowanie?

Przekonałem się, że najlepszą metodą, pozwalającą poświęcić nastolatkowi

pełną uwagą, jest spędzenie wyłącznie z nim pewnego czasu. Owszem, nie jest to

łatwe. Sam dobrze o tym wiem. Znalezienie wolnego czasu, który spędzimy tylko z

dzieckiem, to rzeczywiście najtrudniejszy element obowiązków rodzicielskich. Nie
oszukujmy się jednak — jeśli chcemy być dobrymi rodzicami, musimy poświęcić na to

sporo czasu. Żyjemy w hiperaktywnym społeczeństwie, toteż nasze nastolatki także

bywają bardzo zajęte. Mają liczne obowiązki i zainteresowania. I właśnie to sprawia,
że nasza pełna uwaga staje się jeszcze bardziej potrzebna. Pamiętajmy bowiem, że

background image

współczesne nastolatki, jak nigdy dotąd, podlegają wpływom spoza środowiska
rodzinnego.

Dlatego koniecznie trzeba wygospodarować trochę wolnego czasu dla własnego

dziecka. Nagroda, jaka nas spotka, zrekompensuje nam nasze wysiłki. Cudownie jest
bowiem widzieć, że nastolatek jest szczęśliwy, pewny siebie, lubiany przez

rówieśników i dorosłych, zachowuje się najlepiej jak potrafi, uczy się i rozwija. Taka

satysfakcja nie przychodzi jednak automatycznie. My, rodzice, musimy za nią
zapłacić. Tą ceną jest właśnie nasz czas, który trzeba spędzić sam na sam z każdym

naszym dzieckiem.

Zawsze starałem się poświęcić swoim dzieciom jak najwięcej mojego czasu. Na
przykład, gdy moja córka Carey w poniedziałkowe popołudnia miała lekcje muzyki w

pobliżu mojego gabinetu, starałem się tak zaplanować wizyty pacjentów, aby móc

odbierać Carey. Po lekcji jechaliśmy do restauracji i razem jedliśmy kolację. Podczas
tych wieczorów, gdy nikt nam nie przeszkadzał, poświęcałem Carey całą moją

uwagę, mogłem słuchać wszystkiego, o czym moja córka chciała mi opowiedzieć.

Tylko w takich chwilach, gdy rodzic nie zajmuje się niczym innym, można wraz
ze swoim dzieckiem rozwijać tę szczególną, trwałą więź, której każde dziecko tak

bardzo potrzebuje. Daje mu ona siłę, pozwalającą spokojnie zmierzyć się z różnymi
sytuacjami życiowymi. Dla dziecka ten wspólnie spędzony czas ma ogromne

znaczenie, a pamięć o nim powraca wtedy, gdy życie staje się trudne — zwłaszcza w

burzliwych latach konfliktów okresu dojrzewania.
Okazując swojemu dziecku zainteresowanie, rodzice mają doskonałą okazję do

nawiązania i utrzymania z nim kontaktu wzrokowego i fizycznego. Ma on szczególne

znaczenie i wywiera duży wpływ na życie nastolatka.

Naprawdę warto szukać wszelkich sposobności umożliwiających ofiarowanie

nastolatkowi jak najwięcej czasu. Na przykład, będąc gdziekolwiek tylko z dzieckiem,

zawsze możemy uzupełnić jego zapasy emocjonalnego paliwa i zapobiec problemom,
które powoduje jego brak. Takie chwile mogą być bardzo krótkie, ale nawet i one

potrafią zdziałać cuda. Liczy się każda chwila, ponieważ gra toczy się o wysoką

stawkę. Co może nas spotkać gorszego niż posiadanie zbuntowanego syna lub córki?
A co może być lepsze niż rozsądne, harmonijnie rozwijające się dziecko?

Owszem, poświęcenie naszej skupionej, pełnej uwagi jest czasochłonne, trudne

do częstego praktykowania i stanowi obciążenie dla zmęczonych rodziców. Lecz
jednocześnie jest to najskuteczniejsza metoda uzupełniania emocjonalnego paliwa w

pojemniku naszego nastolatka oraz najlepsza inwestycja w jego przyszłość.
Im starsze dzieci, tym dłuższy powinien być czas, który poświęcamy wyłącznie

im. Starsze dzieci potrzebują dłuższej rozgrzewki. Nie od razu są w stanie się

otworzyć i szczerze podzielić swoimi najskrytszymi myślami—zwłaszcza tymi, które są
źródłem niepokoju i wątpliwości.

Dzieci wchodzące w okres dojrzewania powinny spędzać w gronie rodzinnym

więcej, a nie mniej czasu. Błędne jest założenie, że skoro nastolatki tak szybko stają
się niezależne i pragną coraz więcej swobody, to można poświęcać im mniej czasu.

Wielu rodziców popełnia ten najbardziej niebezpieczny błąd. Gdy ich dzieci wkraczają

w wiek dojrzewania i brną przez ten trudny dla nich okres, rodzice często
wykorzystują wolny czas na zaspokajanie swoich własnych potrzeb, np. na rozrywki.

Wszystkie znane mi nastolatki interpretują to jako odrzucenie. Uważają, że rodzicom

coraz mniej na nich zależy.

background image

Młodzież w wieku dojrzewania bardziej niż kiedykolwiek przedtem potrzebuje

rodzicielskiego czasu i uwagi. Bardzo młodzi ludzie każdego dnia są poddawani

różnym wpływom, a wielu z nich, niestety, ma niezdrowy, nieodpowiedni, a czasem

wręcz szkodliwy lub destrukcyjny charakter. Jeżeli chcemy, aby nastolatek potrafił
sprostać wyzwaniom współczesności, to musimy spędzać z nim konstruktywnie dużo

czasu; szczególnie jeśli dziecko przeżywa typowe dla okresu dojrzewania rozterki.

Jeżeli postaramy się zaspokoić potrzeby emocjonalne nastolatka, nabierze on
pewności siebie i przekonania, że potrafi dokonać wyboru wartości, które będzie

stosował w życiu. Rozwinie też w sobie wewnętrzną siłę, która pozwoli mu

przeciwstawić się szkodliwym wpływom ludzi nie dbających o jego dobro, lecz
pragnących go po prostu wykorzystać.

Okazywanie zainteresowania nie jest łatwym zadaniem, zwłaszcza jeśli nasze

dziecko nie chce komunikacji z nami. co jest typowe dla początkowego i środkowego
etapu okresu dojrzewania. Warto pamiętać, że bariera psychologiczna, którą otacza

się humorzasty nastolatek, bywa trudna do sforsowania, a on sam potrzebuje dużo

czasu, aby trochę ją obniżyć.

Ale, gdy to w końcu uczyni, jest w stanie dobrze porozumieć się z nami i

podzielić się tym, co naprawdę go nurtuje. A więc jak brzmi magiczne słowo? CZAS.

Pamiętam, jak nasza Carey miała czternaście lat. Cóż to był za rok! Carey

znajdowała się w typowej, przejściowej fazie dojrzewania i często porozumiewała się

z otoczeniem wyłącznie monosylabami np. „aha", „uhm" i słowem „co?".

Dokonałem wówczas dwóch ważnych odkryć. Po pierwsze, absolutnie

nieskuteczną i szkodliwą metodą jest w tym okresie zmuszanie dziecka do mówienia

o jego przeżyciach i problemach. Chociaż bardzo korciło mnie, aby zasypać Carey
pytaniami, natychmiast przekonałem się, że to zasadniczy błąd, który tylko pogarsza

sytuację. Po drugie, okazało się, jak ważne jest poświęcenie przynajmniej

dwudziestu—trzydziestu minut na lekką rozmowę lub wspólną rozrywkę. Te pół
godziny, kiedy Carey nie czuła presji zmuszającej do zwierzeń, przynosiło wspaniałe

rezultaty. Stopniowo się relaksowała i wkrótce oboje mogliśmy szczerze mówić o

tym, co myślimy i czujemy.
Jedną z najbardziej skutecznych metod umożliwiających takie porozumienie było

pójście z Carey do restauracji. Zawsze wybierałem lokal, w którym obsługa była

najwolniejsza w całym mieście, i porę największego tłoku, abyśmy musieli czekać w
kolejce na stolik. Gdy już przy nim usiedliśmy, kilka razy mówiłem kelnerce, że

jeszcze nie zdecydowaliśmy, co zamówić. W ten sposób grałem na zwłokę, aby Carey
miała wystarczająco dużo czasu na rozgrzewkę. Jedliśmy powoli, zamawiałem też

deser, czego na ogół unikam, a potem jeszcze powoli popijałem kawę.

Nie przynaglałem Carey do rozmowy, a wspólna kolacja sprawiała, że moja

córka czuła się w mojej obecności najzupełniej swobodnie, bo nie musiała nic mówić.

Taką sytuację stwarza np. stanie w kolejce, a także łowienie ryb, polowanie, wspólna

wędrówka, podróż (krótka lub długa), gra (na przykład w karty), wyprawa do teatru
lub filharmonii. Jeśli nastolatek przebywa w towarzystwie ojca lub matki i nie czuje

presji skłaniającej do zwierzania się, to stopniowo przestaje zachowywać się

defensywnie i zaczyna rozmawiać początkowo o głupstwach, a później o sprawach
coraz ważniejszych.

Gdy kończyliśmy kolację, Carey na ogół już chętnie paplała, choć wciąż o mało

istotnych sprawach, o zajęciach sportowych, nauczycielach, lekcjach i pracach
domowych. Wtedy zazwyczaj regulowałem rachunek i szliśmy do samochodu.

background image

W tym miejscu chciałbym dodać pewną interesującą informację. Gdy

prowadzimy auto, mając za pasażera nastolatka (zwłaszcza jeśli są z nim jego

rówieśnicy), to jakby tracimy swą osobowość i wydaje się, że jesteśmy częścią

pojazdu. W każdym razie nastolatki traktują nas wtedy jak coś w rodzaju
przedłużenia kierownicy. Mojej żonie i mnie bardzo odpowiada taka ich postawa,

ponieważ zachowują się one wówczas całkiem naturalnie. Dzięki temu wspólne

podróże były dla nas obojga niezmiernie kształcące.
Wróćmy jednak do Carey i do mnie. Wsiadaliśmy do samochodu i zazwyczaj,

gdy byliśmy jakiś kilometr— dwa od domu, Carey w końcu zaczynała mówić o

rzeczach, które naprawdę były dla niej ważne. Na przykład o przyjaźniach i
sympatiach w gronie rówieśników, o układach rodzinnych, o presji brania

narkotyków. Oczywiście nigdy nie wyczerpywaliśmy tematu przed przyjazdem do

domu. Nastolatki, świadomie lub nieświadomie, stosują bowiem pewien chwyt.
Mówiąc o ważnych sprawach, pragną jednocześnie mieć wygodną furtkę. Muszą

czuć, że w każdej chwili mogą z niej skorzystać, jeżeli ujawnienie ich najskrytszych

uczuć wywoła nieodpowiednią reakcję rodziców. Czego nastolatki najbardziej wtedy
się obawiają? Na pewno nie innego zdania, lecz gniewu, dezaprobaty, wyszydzania

lub odrzucenia. Furtka daje im niezbędne poczucie bezpieczeństwa, ponieważ mogą
przez nią uciec, jeśli poczują się w jakiś sposób zagrożone.

Właśnie dlatego Carey dopiero w pobliżu domu dzieliła się ze mną tym, co było

dla niej naprawdę istotne. Nasze rozmowy wtedy rzeczywiście nabierały rumieńców.
Carey czasem udawała, że mówi o problemach któregoś z jej rówieśników. To

ulubiona sztuczka nastolatków, którą stosują wówczas, gdy chcą porozmawiać o

krępujących, wprawiających w zakłopotanie i trudnych sytuacjach.

Czasem nastolatek pragnie przedyskutować z rodzicem jakiś problem, ale nie

potrafi zainicjować takiej rozmowy. Zdarza się, że w takim wypadku posługuje się

sygnałami, które mogą przybierać różne formy. Nastolatek, który chce porozmawiać,
lecz nie potrafi tego zrobić, może zacząć od czegoś zupełnie innego niż to, co

naprawdę go nurtuje. Na przykład, zadaje pytanie na temat pracy domowej. Pyta

rodziców, jak minął im dzień. Lub rzuca uwagę dotyczącą swojego dnia w szkole.

Rodzice muszą być wyczuleni na takie z pozoru nic nie znaczące lub

niezrozumiałe odezwania. W rzeczywistości bowiem są one swoistą prośbą nastolatka

o poświęcenie mu uwagi. Nasz nastolatek próbuje nas wyczuć, delikatnie sprawdza,
w jakim jesteśmy nastroju, i czy bezpiecznie prowokować nas do rozmowy o

kłopotliwej dla niego sprawie.

Innym razem może chcieć przetestować nasze opanowanie, mówiąc coś, co

prawdopodobnie nas zdenerwuje lub przynajmniej zirytuje. To doskonały sposób,

żeby się przekonać, czy można nam zaufać i zwierzyć się z problemu, który go

rzeczywiście absorbuje. Jeżeli zareagujemy emocjonalnym wybuchem, zwłaszcza

gniewem lub krytyką, nastolatek uzna, że podobnie zareagujemy na jego problem. A

więc i w tym wypadku warto zachować spokój i panować nad sobą. Im więcej
okażemy opanowania, tym bardziej otwarty i szczery wobec nas będzie nastolatek.

Takie okazje są po prostu bezcenne. Jeżeli je przegapimy i zamkniemy przed

naszym dzieckiem drzwi, to poczuje się ono odrzucone. Natomiast jeśli zachowamy
czujność i zauważymy te subtelne podchody, to możemy odpowiednio zareagować i

pomóc mu. Będzie to również przekonujący dowód, że je kochamy i umiemy wyczuć

jego potrzeby.

background image

Pamiętam wiele takich okazji z czasów, gdy Carey miała jedenaście-dwanaście
lat. Najczęściej wybierała chwilę, kiedy byliśmy z żoną sami i było mało

prawdopodobne, aby ktoś nam przeszkodził. Łatwo zgadnąć, o jaką porę chodzi —

oczywiście o tę, kiedy Pat i ja właśnie zamierzaliśmy zgasić światło i iść spać. Nasi
młodsi synowie już dawno smacznie spali, więc nie musiała obawiać się konkurencji.

Drzwi do naszej sypialni leciutko się uchylały i pojawiała się Carey. Nieśmiało pytała,

czy mogłaby pożyczyć coś z naszej łazienki. Brała tę rzecz i wychodząc z pokoju,
mówiła: „A przy okazji... "

Nie sposób przecenić znaczenia tego dobrze znanego zwrotu „A przy okazji..."

lub czegoś podobnego. Czy wiecie, co on zazwyczaj oznacza, gdy pada z ust
nastolatka? Znacz}' on tyle: Zaraz powiem wam, po co naprawdę tutaj przyszedłem.

Ale najpierw muszę wiedzieć, czy jesteście w dobrym humorze i czy macie ochotę

mnie wysłuchać. Czy mogę zwierzyć się wam z czegoś bardzo osobistego? Czy
przyjmiecie to do wiadomości i mi pomożecie, czy też wykorzystacie to przeciwko

mnie? Czy mogę wam zaufać?

Jeżeli w takiej chwili nie okażemy nastolatkowi pełnego zainteresowania, uzna
on, że odpowiedź brzmi „nie". Natomiast jeżeli skupimy na nim uwagę i wysłuchamy

go, pozwalając mu kierować rozmową, to bez obaw opowie nam o swoim problemie.
Dlatego zawsze powinniśmy umieć zauważyć owe sygnały oraz słynny zwrot „A przy

okazji... ".

Pamiętam, że czasem próbowałem robić unik i na przykład mówiłem Carey,

żeby na pewno zgasiła światło. I wtedy czułem pod kołdrą znaczące kopnięcie w

kostkę, ponieważ moja żona doskonale wiedziała, o co Carey chodzi i zamierzała dać

jej to cenne dobro, czyli nasze zainteresowanie. Carey zaczynała więc najpierw
paplać o głupstwach i stopniowo przechodziła do spraw najważniejszych. Przysiadała

w nogach naszego łóżka, a po chwili już tam leżała, oparta na łokciu i rozwijała swój

monolog. W końcu docierała do sedna sprawy. Kiedyś na przykład powiedziała: „Nie
wiem, czy Jim jeszcze mnie lubi. On tak bardzo się zmienił". Takie wyznanie chyba

było dla Carey trudne. Musiała więc najpierw się upewnić, że sytuacja sprzyja

szczerości. Dlatego skorzystała z pretekstu, aby rozpocząć rozmowę z nami i
sprawdzić, w jakim jesteśmy nastroju.

Istnieje jeszcze jeden aspekt podobnych sytuacji. Rzecz w tym, żeby szczerego

wyznania naszego nastolatka nie zbyć banalną odpowiedzią. To dla niego znak, że
jego problem nie ma żadnego znaczenia. Nie wolno nam tak traktować naszego

dziecka. Musimy mieć poważny stosunek do nastolatków, starannie przeanalizować
razem z nimi ich problem i pomóc im znaleźć logiczne i sensowne rozwiązanie.

Postępując w ten sposób nie tylko udzielimy dobrej rady, lecz — co ważniejsze —

umocnimy uczuciową więź łączącą nas z naszym dzieckiem.
Pomagając im rozwiązywać ich problemy, możemy również uczyć ich logicznego,

racjonalnego myślenia i analizowania związków przyczynowo-skutkowych. Tylko

dzięki umiejętności rozumowania nastolatek może nauczyć się odróżniać dobro od zła
i zbudować odpowiedni system wartości.

Poczucie winy i zazdrość

Aby rozumieć przyczyny większości problemów młodzieży, trzeba dobrze poznać

tę społeczność. Przypomina ona skupisko kurczaków —zarówno nastolatki, jak i

kurczęta potrafią nieźle dziobać. Społeczność młodzieży nie jest jednorodna, ale
zasadniczo opiera się ona na popularności i akceptacji. Naprawdę warto wiedzieć,

background image

jakie miejsce zajmuje nasze dziecko w tym układzie. Dlaczego? Ponieważ źródłem
najbardziej bolesnych młodzieńczych problemów są sprawy związane z rówieśnikami,

a w grę wchodzi na ogół przynajmniej jedno z następujących uczuć: zazdrość,

poczucie winy, gniew i przygnębienie. Gniew i depresję omówimy bardziej
szczegółowo w następnych rozdziałach. Teraz zajmijmy się zazdrością i poczuciem

winy.

Kontakty z rówieśnikami często bywają powodem problemów, które wywołują w
nastolatkach poczucie winy lub zazdrość. Większość nastolatków, niestety, nie potrafi

zidentyfikować tych uczuć. Dlatego doświadczając ich, cierpią lub czują się zagubieni.

Jeżeli problem nastolatka wiąże się z rówieśnikiem mniej od niego ważnym w

społeczności młodzieżowej, to prawdopodobnie będzie miał poczucie winy. Jeśli zaś

ów rówieśnik zajmuje lepsze miejsce, nastolatek prawdopodobnie będzie czuł

zazdrość. Gdy pojawia się konflikt interesów lub pozycji, to powodowany zazdrością
nastolatek zajmujący słabszą pozycję spróbuje wzbudzić w tym uprzywilejowanym

poczucie winy.

Ważne jest, aby rodzice orientowali się, jaką pozycję w konflikcie zajmuje ich

dziecko i prawidłowo zidentyfikowali uczucia, z którymi ono się zmaga. Wyjaśnienie

mu panującej sytuacji będzie dla niego korzystne z kilku powodów.
— Pozwoli mu dokładnie zrozumieć, co się dzieje i dlaczego.

— Pomoże mu stwierdzić, czy uczynił coś złego.

— Pomoże mu poradzić sobie z daną sytuacją oraz z innymi podobnymi do niej.

Na przykład, jeśli nasz nastolatek czuje się winny, to warto przeanalizować

sytuację, która do tego doprowadziła. Zazwyczaj okazuje się, że dziecko wcale nie

ma powodów do poczucia winy, a prawdziwy problem to w rzeczywistości zazdrość
odczuwana przez innego nastolatka.

Jeśli zaś nastolatek jest zazdrosny, to na dobre wyjdzie mu uświadomienie sobie

tego uczucia i zrozumienie jego przyczyn. Wtedy my, rodzice, możemy pomóc
dziecku rozwiązać problem. Powinno ono albo zrozumieć, że nie ma podstaw do

zazdrości (jeśli to prawda), albo nauczyć się, jak pokonywać swoją zazdrość (jeśli jest

uzasadniona).
Gdy Carey wygrała konkurs na Miss Nastolatek, prawie wszyscy jej rówieśnicy

cieszyli się z tego i byli z niej bardzo dumni. Ale któregoś wieczoru, wkrótce po

wyborach, Carey przyszła bardzo przygnębiona. Okazało się, że czuła się winna z
powodu swojego sukcesu. Jakaś zawistna koleżanka powiedziała bowiem coś

takiego: „Oto nasza wielka gwiazda! Całkiem przewróciło się jej w głowie!".

Ta kąśliwa uwaga zepchnęła Carey na dno rozpaczy (co w tego rodzaju

okolicznościach jest typową reakcją nastolatków). Matka pomogła Carey zrozumieć

jej poczucie winy — wyjaśniła córce, że nie zrobiła ona nic złego i po prostu dała się
opanować nieuzasadnionym wątpliwościom.

Przykład Carey ilustruje problem poczucia winy i zazdrości, często

doświadczanych przez nastolatki. Aby więc umożliwić dzieciom w tym wieku
prawidłowy rozwój emocjonalny, koniecznie trzeba nauczyć je uświadamiać sobie i

rozumieć odczuwane przez nie uczucia oraz wyjaśnić, jak mają radzić sobie z nimi.

Jeśli bowiem nie posiądą tej sztuki, to łatwo mogą stać się ofiarami

manipulacji przez

wzbudzanie poczucia winy.

Poczucie winy jako narzędzie manipulacji

background image

Jest to problem wielu współczesnych nastolatków. Im większa jest wrażliwość
młodego człowieka, tym łatwiej można nim manipulować, posługując się poczuciem

winy. Z kolei nastolatki mniej wrażliwe są bardziej skłonne do stosowania tego typu

manipulacji.

Cały manewr jest dosyć prosty. Osoba manipulująca w jakiś sposób wzbudza

poczucie winy u osoby manipulowanej, gdy ta nie chce spełnić żądania drugiej

strony. Klasycznym, a jednocześnie jednym z najbardziej drastycznych przykładów
jest sytuacja, w której chłopak skłania dziewczynę do stosunku seksualnego,

mówiąc: „Zgodziłabyś się, gdybyś naprawdę mnie kochała".

Rodzice poddanego takiej manipulacji wrażliwego nastolatka mają świetną

okazję, aby wyjaśnić swojemu dziecku mechanizm tego postępowania oraz pokazać,

jak w takim przypadku postępować. Nastolatek powinien wiedzieć trzy rzeczy:

— jak rozpoznać manipulowanie przez wzbudzanie poczucia winy,
— rozumieć, że jest ono szkodliwe i nieetyczne — że to coś złego,

— pamiętać, że normalną i w pełni uzasadnioną reakcją na manipulowanie jest

gniew.
Czytając przypowieść o konfrontacji między Jezusem Chrystusem a kupcami w

świątyni, widzę, że elementem, który wzbudził gniew Jezusa Chrystusa, była
manipulacja. Przychodzący do świątyni ludzie musieli składać ofiarę, aby wypełnić

swoje religijne obowiązki. Gdyby nie złożyli ofiary ze zwierzęcia, mieliby poczucie

winy. Tam, gdzie Jezus Chrystus używa określenia „jaskinia zbójców", stosowano
manipulowanie za pomocą wzbudzania poczucia winy (Ewangelia według św.

Mateusza 21, Ewangelia według św. Marka 11, Ewangelia według św. Łukasza 19,

Ewangelia według św. Jana 2).

Pamiętam, jak na sesje terapeutyczne przychodziła do mnie piękna

szesnastoletnia Claudia. Była wyjątkowo wrażliwą dziewczyną pogrążoną w głębokiej

depresji. Podczas naszych rozmów odkryłem, że chłopak Claudii manipulował nią
przez wywoływanie poczucia winy. Jak to na ogół bywa wśród nastolatków, Claudia

nie była świadoma swojej wrażliwości i tego, że wpadła w depresję, nie mówiąc już o

tym, że jest obiektem manipulowania. Najpierw więc powiedziałem dziewczynie o jej
wrażliwości. Wyjaśniłem Claudii, jak łatwo ją zranić i sprawić, że poczuje się winna.

Następnie wytłumaczyłem jej, w jaki sposób inni ludzie, a zwłaszcza jej chłopak, są w

stanie nad nią panować, wzbudzając w niej poczucie winy, jeżeli ona nie robi tego,
czego oni sobie życzą.

Claudia początkowo nie rozumiała, o czym mówiłem. Podałem więc przykład z
innej dziedziny. Powiedziałem: ,,Claudio, ja też jestem osobą wrażliwą, ale dopiero

kilka lat temu przekonałem się, jak niektórzy ludzie mogą mną manipulować, budząc

we mnie poczucie winy. Gdy skończyłem studia medyczne, postanowiłem sprzedać
swój dom. Nie umiałem sam się tym zająć, toteż zleciłem sprzedaż agencji

zajmującej się handlem nieruchomościami. Kilka dni później zjawił się u mnie

znajomy student medycyny, który zamierzał odbyć praktykę lekarską w miejscowym
szpitalu. Chciał kupić mój dom, ale bez pomocy pośredników, aby oszczędzić na

związanych z tym kosztach. Odparłem, że nie mogę zgodzić się na taki wariant,

ponieważ dom już został zarejestrowany w agencji i zobowiązałem się skorzystać z
jej usług. Tego samego dnia wieczorem pracownik agencji poinformował mnie, że

ma klienta (nie był nim mój kolega). Przyjąłem tę ofertę. Wieść o tym rozzłościła

mojego znajomego. Próbował namówić mnie do zmiany decyzji i sprzedania domu
jemu. Twierdził, że po znajomości powinienem iść mu na rękę. Argumentował

background image

również, że podczas mojej praktyki będę zarabiał więcej od niego, a poza tym mój
dom miał już pięć lat i, zdaniem kolegi, nie był wart tyle, ile zamierzał za niego

zapłacić klient agencji".

Opowiedziałem Claudii o tej sprawie i spytałem: „Widzisz Claudio, jak ten

człowiek usiłował mną manipulować? Chciał wzbudzić we mnie poczucie winy i w ten

sposób skłonić mnie do sprzedania jemu mojego domu".

Oczy Claudii rozbłysły. Zrozumiała, dlaczego tak słabo panowała nad swoim

życiem. Gdy spotkałem się z nią następnym razem, Claudia była w znacznie lepszym

nastroju. Prawie całkiem pokonała swoją depresję. Uczyła się podejmować rozsądne

decyzje dotyczące swojej osoby i wiedziała, że nie może pozwolić, aby ktoś
stymulował jej poczucie winy i w ten sposób osiągał swoje cele.

Rodzice także absolutnie nie powinni tego robić. Łatwo wpaść w tę pułapkę i

kierować nastolatkiem, wzbudzając w nim poczucie winy, zwłaszcza jeśli dziecko jest
wrażliwe. Pamiętajmy o tym, że nastolatek manipulowany poczuciem winy przez

swoich rodziców7 łatwo stanie się obiektem manipulowania przez innych ludzi.

Jak najskuteczniej chronić nastolatki przed takim wykorzystywaniem? Należy

okazywać im bezwarunkową miłość oraz okazywać im zainteresowanie i w tym

kontekście uczyć dzieci dostrzegania manipulacji innych osób. Dzięki temu nastolatki
będą wiedziały, czego powinny unikać.

5

Kontakt fizyczny i wzrokowy

W dzisiejszych czasach istnieje nie spotykana dotąd liczba zewnętrznych

czynników, które wpływają na nastolatki. Niektóre z tych czynników są niezdrowe,
czasem złe lub destrukcyjne. Mogą one mieć duży wpływ na te spośród naszych

dzieci, które czują się niekochane i zaniedbane, i z tego powodu bezbronne. Często

padają ofiarą pozbawionych skrupułów ludzi, którzy uwodzą spragnionych uczuć
młodych, poświęcając im trochę swego czasu, uwagi i uczuć.

Lata umykają bardzo szybko. Jako rodzice mamy bardzo mało czasu i okazji, by

przekazać dziecku naszą bezwarunkową miłość. Ale musimy pamiętać, aby
codziennie uzupełniać w jego pojemniku zapasy emocjonalnego paliwa. Dzięki temu

nastolatek będzie mógł prawidłowo się rozwijać i w końcu stać się człowiekiem, który

potrafi racjonalnie myśleć, dbać o swoje dobro i odpowiednio panować nad sobą.
Tylko wtedy, gdy on naprawdę uwierzy, że kochamy go bezwarunkowo, będziemy

mieć na niego taki wpływ, jaki rodzice powinni wywierać na swoje dziecko.

Oczywiście mówimy mu, że go kochamy, ale oprócz tego musimy udowodnić mu to
praktycznie przez nasze zachowanie.

W codziennych stosunkach z dziećmi konieczny jest kontakt fizyczny i

wzrokowy. Oba powinny być naturalne, serdeczne i akceptowane przez obie strony.

Dziecko czy nastolatek wychowujący się w rodzinie, w której wszyscy pozostają ze

sobą w bliskim kontakcie, będą bardziej zadowoleni z siebie i swobodniejsi w
towarzystwie innych ludzi. Będą również łatwiej komunikować się z otoczeniem i w

konsekwencji będą lubiani i świadomi własnej wartości.

Odpowiedni i wystarczająco częsty kontakt wzrokowy i fizyczny to najcenniejsze
z prezentów, jakie możemy ofiarować naszemu nastolatkowi. Podobnie jak skupiona

background image

uwaga, są jednym z najbardziej skutecznych sposobów napełniania pojemnika emocji
naszego nastolatka i tworzenia warunków do jego harmonijnego rozwoju.

Kontakt wzrokowy

Jednym z zasadniczych powodów, z jakich kochającym rodzicom nie udaje się

przekazać nastolatkowi ich bezwarunkowej miłości, jest brak kontaktu wzrokowego.

Patrzenie sobie w oczy nie tylko poprawia porozumiewanie się w rodzinie, ale również
zaspokaja emocjonalne potrzeby nastolatka. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego,

że kontakt wzrokowy służy do wyrażania wielu uczuć — smutku, złości, nienawiści,

gniewu i miłości. W niektórych rodzinach rodzice i nastolatki zadziwiająco rzadko
patrzą sobie w oczy. A kiedy już to robią, to często w nieprzyjemnych okolicznościach

— na przykład wtedy, gdy nastolatkowi prawi się kazanie lub wydaje konkretne

polecenia. Im częściej wyrażamy wzrokiem miłość do dziecka, tym bardziej będzie
ono czuło się emocjonalnie doinwestowane i pewne uczuć swoich rodziców.

Nasz nastolatek nic zawsze wykazuje chęć nawiązania kontaktu wzrokowego.

Czasem będzie go bardzo potrzebował, kiedy indziej zaś może wręcz unikać naszego

spojrzenia. Ale nawet przy takiej skali wahań uczy się on pewnych wzorców takiego

kontaktu, obserwując w domu innych członków rodziny.

Kiedyś zjawił się w moim gabinecie siedemnastoletni Bruce. Wysoki, dobrze

zbudowany, przystojny chłopak był bardzo dobrym uczniem i sportowcem. Miał także

miłą osobowość. Mimo tych wspaniałych zalet, Bruce wydawał się pełen kompleksów.
Oczywistym przejawem jego niskiego mniemania o sobie był prawie całkowity brak

kontaktu wzrokowego. Podczas naszej rozmowy Bruce tylko parę razy podniósł

wzrok. A gdy już spojrzał mi w oczy, nasz kontakt wzrokowy trwał tylko przez ułamek
sekundy. Wyjaśniłem Brucerowi, że typowy dla niego, minimalny kontakt wzrokowy

ma duży wpływ na jakość stosunków z innymi ludźmi. Bruce rzadko patrzył ludziom

w oczy, co w konsekwencji pogarszało jego opinię o sobie samym. Dlaczego? Otóż
ludzie czuli się trochę skrępowani towarzystwem Bruce'a — uważali, że on ich

lekceważy lub ignoruje. Z ulgą kończyli rozmowę z chłopakiem, który wprawiał ich w

zakłopotanie. On zaś opacznie tłumaczył sobie to, że jego rozmówcy szybko się
oddalali. Ich zachowanie interpretował jako odrzucenie i czuł się wart coraz mniej.

Nic dziwnego, że Bruce w końcu nabawił się kompleksów, choć nie było ku temu
żadnych przyczyn. Na szczęście udało mi się wytłumaczyć Bruce’owi, że jego niska

samoocena wynika z błędnej interpretacji faktów. Pomogłem mu również

przyzwyczaić się do pełnego kontaktu wzrokowego ze swoimi rozmówcami.
Jeżeli nasz nastolatek przyswoił sobie niewłaściwy model kontaktu wzrokowego,

możemy po prostu powiedzieć mu, że to błąd i jak należy go naprawić. Jakość

kontaktu wzrokowego może mieć decydujący wpływ na odniesienie sukcesu lub
porażkę w wielu życiowych sytuacjach.

Czasem trudno obdarzyć nastolatka serdecznym, ciepłym spojrzeniem,

szczególnie gdy jest dla nas nieprzyjemny i mało komunikatywny. Zdarza się, że
trudno z nim porozmawiać, zwłaszcza jeśli odpowiada na nasze pytania

monosylabami.

Ten przykry brak komunikatywności zazwyczaj jest skutkiem jednego z trzech
powodów:

- Pierwszy to cofnięcie się do wcześniejszego etapu psychoseksualnego rozwoju (ten

temat omówimy w rozdziale szóstym). W tym wypadku nastolatek stara się
zneutralizować konflikt, który miał miejsce w przeszłości.

background image

— Drugi to nagłe, silne dążenie do niezależności — nastolatek wówczas odczuwa
potrzebę odseparowania się od rodziców.

— Trzeci to uczucie głębokiej krzywdy wywołanej zatargiem z rówieśnikami.

W takich okresach smutku, wycofania się i milczenia nastolatek zazwyczaj

niechętnie odnosi się do przejawów miłości okazywanej mu przez rodziców. Nie

należy wtedy popełniać błędu i narzucać się lub dręczyć go pytaniami. Rodziców

często irytuje, gdy nastolatek zamyka się w sobie. Za wszelką cenę usiłują
sprowokować go do rozmowy i zarzucają gradem pytań typu: „Jaki miałeś dzień?",

„Jak ci poszło w szkole?", „Dobrze się bawiłeś?", „Kto był na prywatce?" itp. Takie

indagacje mogą zdenerwować każdego, kto akurat nie ma nastroju do rozmowy.

Cały sekret polega na tym, aby

być dostępnym. Oznacza to, że zamiast w

danym momencie zmuszać dziecko do podjęcia rozmowy, lepiej po prostu zawsze

być do niej gotowym, gdy tylko ono ma ochotę i czuje taką potrzebę.
Wkraczając w okres dojrzewania, nasze dziecko zaczyna podlegać presji dążenia

do niezależności, seksualnej ekspresji i bycia akceptowanym przez rówieśników. Musi

rozwinąć w sobie umiejętność przeciwstawiania się tym wewnętrznym i zewnętrznym
naciskom, aby nie dać się zdominować. Niestety, czasem stosuje najprostsze i

najłatwiejsze metody, zamyka się w sobie, unika kontaktu z otoczeniem i pogrąża się
w smutku.

Takie prymitywne sposoby obrony mogą zostać przezwyciężone tylko dzięki

naszym dobrym relacjom z dzieckiem. Jedynym odpowiednio rozsądnym i
konstruktywnym podejściem jest przeczekanie tego okresu. Musimy w tym czasie być

dla nastolatka

dostępni, aby miał możliwość zwrócić się do nas wtedy, gdy do tego

dojrzeje.
Oczywiście istnieją pewne sposoby, dzięki którym możemy złagodzić ten trudny

okres. Omówimy je nieco później. Natomiast teraz jest ważne, abyśmy zrozumieli, że

zwalczanie stosowanych przez dziecko metod obronnych i zmuszanie go do
komunikowania się z nami może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Zdolność nastolatka do podtrzymywania kontaktu wzrokowego waha się w

zależności od tego, jak bardzo broni się przed światem zewnętrznym. Małe dziecko
prawie zawsze bywa podatne na kontakt wzrokowy. Natomiast wchodząc w wiek

dojrzewania, czasem celowo powstrzymuje się od nawiązywania tego kontaktu z

osobami ze swojego otoczenia.

Nie dopuszczajmy do tego, żeby owa skłonność do unikania kontaktu

wzrokowego wyprowadzała nas z równowagi. Spróbujmy ją zaakceptować.
Pamiętajmy o tym, że jeśli będziemy przez cały czas dostępni dla naszego nastolatka,

to on na pewno zwróci się do nas, gdy jego zbiornik emocji całkiem się opróżni.

Wtedy chętnie nawiąże z nami kontakt wzrokowy i stanie się komunikatywny. Dla
jego wyobrażenia o sobie, poczucia własnej wartości i psychicznego rozwoju

niezmiernie ważna jest pewność, że jesteśmy dostępni, ilekroć on będzie nas

potrzebował.

Kontakt fizyczny

Nastolatek potrzebuje od swoich rodziców bezustannego zapewniania, że jest

kochany i akceptowany. Wielu rodziców nie ma pewności co do tego, w jaki sposób

to robić.

Niektórzy próbują nadmiernego obdarowywania prezentami. Dają swoim

dzieciom na przykład samochód, sprzęt stereofoniczny i sportowy, aby nie czuły się

background image

gorsze od rówieśników. Dobra materialne same w sobie oczywiście nie są złe, ale nie
mogą być substytutem tego, czego nastolatki potrzebują najbardziej —

bezwarunkowej miłości. Zdarza się również, że rodzice przyznają dzieciom różne

przywileje, na przykład pozwalając nastolatkom robić rzeczy nieodpowiednie. Znam
sporo rodziców, którzy nie mają nic przeciwko temu, aby ich dzieci uczestniczyły w

przyjęciach, na których podaje się alkohol, zażywa narkotyki i nikogo nie dziwi

wzbudzanie seksualnych podniet. Niewiele nastolatków opiera się tym pokusom, a
presja wywierana na młodzież jest coraz większa. Mimo to coraz rzadziej rodzice

potrafią pomóc swoim nastolatkom wybrać odpowiednią drogę przez życie. Dlaczego?

Ponieważ wcześniej nie umieli ich przekonać, że są kochane, akceptowane i ważne.

Odpowiedni i stale podtrzymywany kontakt fizyczny to naturalna droga

przekonania nastolatka o naszej miłości. Ta metoda jest szczególnie skuteczna

wtedy, gdy nastolatek unika rozmowy, jest smutny, nieufny i ma zmienne nastroje.
W takich chwilach kontakt wzrokowy może być trudny lub wręcz niemożliwy,

natomiast prawie zawsze można skutecznie nawiązać kontakt fizyczny. Jest mało

prawdopodobne, aby nastolatek zareagował negatywnie na przelotne dotknięcie w
ramię lub w plecy. Wyobraźmy sobie na przykład, że siedzi w fotelu i ogląda

telewizję. Cóż prostszego, jak lekko pogłaskać go po ramieniu, gdy przechodzimy
obok. Nasz nastolatek pewnie nawet tego nie zauważy, ale

zarejestruje to jego

umysł. Warto o tym pamiętać i stosując często małe dawki fizycznego kontaktu,

bezustannie przypominać nastolatkowi, że go kochamy. Od czasu do czasu zaś warto
te dawki zwiększać.

Nawet wtedy, gdy nastolatek unika rozmowy, kontakt fizyczny jest doskonałą

metodą przypominającą dziecku, że troszczymy się o nie. Dopóki

pełna uwaga

naszego nastolatka jest skupiona na czymś innym, my jesteśmy w stanie przedłużać

kontakt fizyczny,

mimo że jasno nie wyraził takiej potrzeby. Przypuśćmy, że jest on w

szczególnie złym nastroju i nas to niepokoi. Udaje się nam wciągnąć dziecko do
rozmowy o czymś, co odwraca jego uwagę

od niego samego i kieruje ją w inną

stronę, na przykład na rysunki lub fotografie. Dobrze jest wykorzystać takie sytuacje,

kładąc rękę na ramieniu lub plecach dziecka. Na ogół znamy je wystarczająco
dobrze, aby wiedzieć, jaką porcję kontaktu fizycznego zaakceptuje w danym

momencie.

Czasem zdarza się, że nastolatek nie jest w stanie świadomie przyjąć naszego
dotyku. Nie oznacza to. że wtedy musimy w ogóle z niego zrezygnować. Możemy go

podjąć w chwili, gdy uwaga naszego nastolatka jest na czymś skupiona i dlatego on
nawet

nie uświadomi sobie zaistnienia tego kontaktu. Mimo to efekt będzie

pozytywny, wzmocni bowiem przeświadczenie nastolatka, które on sam mógłby

przedstawić następująco: „Moja matka i ojciec kochają mnie i zależy im na mnie
nawet wówczas, gdy nie mam ochoty na rozmowę z nimi".

Istnieją również inne możliwości kontaktu fizycznego z nastolatkami. Pamiętam,

że nasz syn Dawid jako trzynastolatek często nadwerężał sobie podczas zajęć
sportowych jakiś mięsień. Bez wahania prosił mnie o pomasowanie bolącego miejsca.

Z chęcią to robiłem — między innymi dlatego, że była to doskonała okazja do

kontaktu fizycznego.
Kiedyś zdarzyło się, że nasza córka Carey źle skoczyła z trampoliny i mięśnie jej

szyi wymagały masażu. To też była okazja do pozytywnego kontaktu fizycznego.

Na szczęście wszystkie nasze dzieci lubiły pieszczotliwe głaskanie i drapanie po
plecach. Oboje z Pat chętnie to robiliśmy. To głaskanie zadziwiająco skutecznie

background image

skłaniało nasze nastolatki do szczerych wyznań, a jednocześnie było jednym z
doskonałych źródeł umożliwiających napełnianie pojemników emocji naszych dzieci.

Pierwszą rzeczą, o którą kiedyś poprosił Dawid po powrocie z wakacyjnego obozu,

było podrapanie go po plecach. Chciał też w tym czasie porozmawiać ze mną i z
mamą oraz posłuchać, jak któreś z nas czyta mu książkę.

To prawda, że niektórzy ojcowie i matki nie mają ochoty dostarczać swoim

nastolatkom emocjonalnego pokarmu, zwłaszcza za pomocą kontaktu fizycznego.

Większość rodziców ma jednak inne, zdrowe podejście do tej sprawy. Kontakt

fizyczny to bardzo prosta i skuteczna metoda.

W pewnych sytuacjach można również uścisnąć i pocałować swojego nastolatka.
Oczywiście nie należy robić tego zbyt często, aby nie wprawiać go w zakłopotanie,

ale czasem uścisk i buziak są jak najbardziej na miejscu. Odpowiednie okoliczności to

na przykład wyjazd w podróż lub powrót do domu, składanie nastolatkowi gratulacji,
gdy zrobił coś, z czego

on sam jest szczególnie dumny (otrzymanie nagrody lub inny

sukces). A także wtedy, gdy dziecko przychodzi do nas głęboko czymś zranione,

pełne wyrzutów lub przygnębione i zdaje się potrzebować emocjonalnego wsparcia
wraz z całusem. Zdarzają się również takie chwile, kiedy nastolatek bez szczególnych

powodów potrzebuje czułości. Jeśli potrafimy wyczuć taką potrzebę, spędzimy ze
swoim dzieckiem wspaniałe, cenne chwile. Musimy jednak uważnie je obserwować,

aby nie przegapić takich okazji, ponieważ czasem trudno stwierdzić, kiedy nastolatek

naprawdę potrzebuje naszych uczuć.
Często bardzo subtelnie daje nam to do zrozumienia. Na przykład może zacząć

rozmawiać z nami o głupstwach. To zazwyczaj tylko pretekst, aby zwrócić naszą

uwagę. W takiej chwili jest skupiony i poważny, a ten nastrój zupełnie nie pasuje do
banalnego tematu rozmowy. Musimy wówczas okazać dużo cierpliwości. W takiej

chwili gra on bowiem, mniej lub bardziej świadomie, na zwłokę, bowiem potrzebuje

trochę czasu, żeby psychicznie przygotować się do poruszenia ważnej, nurtującej go
sprawy. Panujmy więc nad sobą, nie popędzajmy go i nie zbywajmy byle czym. Takie

zachowanie uznałby bowiem za odrzucenie i mógłby stracić zaufanie do nas. Jeśli zaś

jesteśmy cierpliwi i damy naszemu nastolatkowi czas, którego potrzebuje, to w końcu
przejdzie do sedna sprawy. Musimy więc być dobrymi słuchaczami, a to wymaga

cierpliwości.

Podczas konferencji rodzinnych ojcowie i matki bardzo często pytają: „Jak mogę
nadrobić dotychczasowy brak lub niedostatek kontaktu wzrokowego lub fizycznego z

moim nastolatkiem?". To bardzo dobre pytanie. W takim wypadku rodzice absolutnie
nie powinni nagle przytłaczać dziecka dowodami swojego zainteresowania. Najpierw

muszą zdać sobie sprawę, jaka jest obecna sytuacja, i w następnych tygodniach i

miesiącach

stopniowo zwiększać ten kontakt. Im mniej zauważalnie następuje to

zwiększanie, tym lepiej i tym bardziej naturalnie nastolatek przyjmie te zmiany.

Ktoś kiedyś powiedział: „Okres dojrzewania to na szczęście przemijająca

choroba". My, rodzice, musimy umieć wziąć się w garść w tych trudnych latach
zasadniczych przemian. Będą one miały znacznie spokojniejszy i mniej traumatyczny

przebieg, jeżeli my będziemy panować nad sobą i swoimi reakcjami. Dzięki temu

nasze dzieci wejdą w dorosłość bardziej dojrzałe i pozostaną z nami w dobrych
stosunkach.

Jeżeli jesteśmy stale dostępni dla naszych nastolatków, dajemy im naszą miłość,

ilekroć chcą i mogą ją przyjąć, to traktujemy je tak, jak Bóg traktuje nas. Jeśli
naprawdę jesteśmy członkami Jego rodziny, to zawsze możemy liczyć na Jego miłość

background image

i pomoc — nawet wówczas, gdy Go odrzucamy. „Jeśli my odmawiamy wierności, On
wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego" (Drugi List do Tymoteusza

2,13).

6

Rodzicielskie opanowanie

Państwo Oliver patrzyli na siebie i ze zdumieniem kręcili głowami. Dosłownie

kilka minut przedtem ich szesnastoletnia córka Amy wyjaśniła, jak udało się jej

zdobyć bardzo atrakcyjną pracę. Dokonała tego, ponieważ zachowała się dojrzale i

dzięki temu wywarła na pracodawcy doskonałe wrażenie. A teraz żałośnie
pochlipywała, ponieważ brat umył sobie włosy jej szamponem!

Rodzice nastolatków wiedzą, jaki burzliwy jest okres dojrzewania.

Kilkunastoletnie dziecko potrafi zmienić się z trzylatka w dorosłego, z osoby słodkiej
jak miód w kwaśną niczym ocet, z logicznej w zupełnie irracjonalną, a wszystko to

może się zdarzyć w ciągu jednego dnia lub nawet jednej godziny. Te zmiany bywają

czasem szokujące i częste, a zbyt mało rodziców wie, dlaczego następują.
W okresie dojrzewania młodzi ludzie porządkują swoje życie. Próbują rozwiązać

wszelkie problemy, jakich do tej pory doświadczyli—zwłaszcza te związane z

rodzicami. Nastolatki nie są świadome, że walczą z duchami przeszłości, ale ich chęć,
aby tego dokonać, jest bardzo silna. Dlatego wszyscy wokół sądzą, że umyślnie

wybierają taki sposób działania.

Wczesny okres dojrzewania, między dwunastym a piętnastym rokiem życia,

bywa pełen nieoczekiwanych zmian nastrojów. Nastolatek w jednej chwili zdaje się

być rozsądny i dojrzały, a za moment zachowuje się jak przedszkolak. Zanim
naprawdę dorośnie, stanie się odpowiedzialny i uniezależni od rodziców, musi

najpierw — mówiąc w przenośni — oczyścić swoją przeszłość z problemów i

konfliktów, w których brali udział inni ludzie (szczególnie rodzice).
Gdy nasza Carey miała trzynaście lat, pewnego dnia spostrzegłem, że traktuje

mnie z irytacją, prawie wrogo. Powiedziałem wówczas: „Kochanie, dlaczego jesteś

taka na mnie zła? Czy zrobiłem coś, co cię zdenerwowało lub sprawiło ci przykrość?".
W odpowiedzi Carey bez wahania przypomniała mi incydent, który zdarzył się sześć

lat wcześniej! To było wtedy, gdy jechaliśmy mikrobusem. Moja żona i ja siedzieliśmy

z przodu, trójka naszych dzieci zajmowała miejsca za nami, a Carey z koleżanką
siedziała z tyłu. Wszystkie dzieciaki rzucały w siebie prażoną kukurydzą. Przyznam, że

dekoncentrowało mnie ich zachowanie, więc krzyknąłem, żeby się uspokoiły. A sześć

lat później Carey oświadczyła, że było jej strasznie głupio, bo wrzeszczałem na jej
przyjaciółkę. Owszem, pamiętałem tamtą scenę, ale nigdy bym nie przypuszczał, że

Carey poczuła się wtedy tak bardzo urażona.

Czyniąc mi zarzuty, moja córka cofnęła się do poziomu siedmioletniej

dziewczynki, ponieważ musiała rozwiązać tamten konflikt sprzed lat. Gdy Carey

wyjaśniła mi, dlaczego jest taka rozgoryczona, a ja usłyszałem w jej głosie
autentyczny gniew, powiedziałem, że naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z

zakłopotania i cierpienia, które wywołałem. Przyznałem, że jest mi bardzo przykro z

tego powodu i poprosiłem Carey o wybaczenie. Natychmiast się rozpogodziła i znów
zaczęła się zachowywać jak trzynastolatka.

background image

Właśnie te wahania wieku psychicznego powodują, że młodsze nastolatki

postępują w sposób trudny do przewidzenia i czasem nie możemy ich zrozumieć.

Rodzice powinni reagować odpowiednio do wieku, jaki ich dziecko ujawnia w danej

chwili. Przypuśćmy, że nasz dwunastolatek zwraca się do nas z taką kwestią: „Tato,
co sądzisz na temat kryzysu bliskowschodniego? Zastanawiam się, czy wypędzone

rodziny palestyńskie powinny mieć prawo do powrotu na swoje ziemie i stać się

integralną częścią narodu izraelskiego". W pierwszej chwili na pewno nas zatka z
wrażenia, ale musimy wziąć głęboki oddech i podjąć z naszym nastolatkiem dyskusję

na tym właśnie poziomie.

Za pół godziny nasz nastolatek może wpaść do pokoju, dając popis napadu

złości, typowego dla dwuletniego brzdąca, który nie chce zjeść kaszki. I co wtedy

mamy zrobić? Oczywiście potraktować dziecko właśnie jak tupiącego i wrzeszczącego

dwulatka! Jak widać rodzice muszą wykazać się szybkim refleksem i reagować
elastycznie, aby porozumiewać się z nastolatkiem na odpowiednim w danej chwili

poziomie. Właśnie dlatego dobry psycholog, który przez cały dzień udziela porad

nastolatkom, wieczorem jest kompletnie wykończony.

W tym miejscu pragnę podkreślić, jak wielkie znaczenie ma rodzicielskie

opanowanie. Zbyt emocjonalna reakcja rodzica może zaszkodzić więzi, która łączy go
z nastolatkiem.

Nadmierny i nie kontrolowany gniew sprawi, że nastolatkowi będzie trudno

zwrócić się do rodziców, gdy w jego pojemniku na emocje pokaże się dno.

Emocjonalny wybuch przyczynia się do utraty autorytetu; nastolatek zaczyna

nas mniej szanować. Jest to naturalna reakcja w stosunku do każdej osoby, która nie

potrafi panować nad sobą. Nasz brak opanowania zazwyczaj prowadzi do tego, że
nastolatek staje się coraz bardziej podatny na wpływ innych ludzi, zwłaszcza swoich

rówieśników.

Jak zachować opanowanie

Ale jak my, rodzice, mamy utrzymać w dobrym stanie naszą kondycję

emocjonalną? Co robić, aby nie stracić opanowania? Najbardziej powszechnymi
problemami, które przeszkadzają w kontrolowaniu gniewu u dorosłego człowieka, są

przygnębienie (lub wręcz depresja), zmęczenie i niepokój. Większość ludzi nie umie
skutecznie przeciwdziałać depresji, ponieważ nie wiedzą, jak bardzo zależy ona od

tego, ile czasu spędzamy z innymi, a ile w samotności. Mówiąc innymi słowy — od

bilansu czasu. Każdy z nas ma pod tym względem inne potrzeby. Niektórzy muszą
często spotykać się ze znajomymi, inni zaś potrzebują więcej czasu na bycie sam na

sam tylko ze sobą. Niestety, mało kto zdaje sobie sprawę z tej niezmiernie ważnej

zależności. Większość ludzi stosuje w praktyce następujący wzorzec: poświęca coraz
więcej czasu na okazje typu towarzyskiego, aż dochodzi do swoistego przesycenia

przebywaniem z innymi ludźmi. Konsekwencją jest większa podatność na

przygnębienie i depresję, wynikające ze zmęczenia życiem towarzyskim i
emocjonalnym wyczerpaniem. Depresja na ogół skłania do odseparowania się od

świata. Znużenie obecnością innych sprawia, że ludzie zaczynają zbyt wiele czasu

spędzać samotnie. A wtedy dokucza im brak kontaktów ze światem, więc znów coraz
bardziej angażują się w życie towarzyskie i kółko się zamyka, dając początek

kolejnemu, podobnemu do poprzedniego, cyklowi. Właśnie z tego powodu tak mało

ludzi prowadzi harmonijne, dobrze zbilansowane życie.

background image

Niektórzy z nas nie mają warunków do osiągnięcia takiej harmonii. Nie mogą
sobie pozwolić na wystarczającą prywatność, są zmuszeni do spędzania zbyt dużej

ilości czasu z innymi ludźmi. Wielu jest także samotników z przymusu — ludzi

starych, chorych i nie mających przyjaciół. Dlatego przygnębienie i depresja zbierają
potężne żniwo.

Dla zdrowia psychicznego naszego i naszych nastolatków musimy ustalić, jaką

część czasu powinniśmy spędzać z ludźmi, a jaką samotnie. Pamiętajmy również o
tym, że nasz indywidualny wskaźnik może zmieniać się w zależności od różnych

czynników, na przykład od pory roku i okoliczności.

Ważna jest również jakość obu rodzajów spędzania czasu, ze szczególnym

uwzględnieniem czasu spędzanego samotnie, który powinien pomóc nam odzyskać

równowagę emocjonalną. Warto więc wybrać takie zajęcia, które nas wewnętrznie

wzbogacają i dodają sił, na przykład czytanie dobrej literatury, piesze wędrówki i
spacery, gimnastykę, modlitwę lub medytowanie. Telewizja nie zdaje egzaminu. W

rzeczywistości oglądanie TV na ogół jest zajęciem zubożającym emocjonalnie.

Emocjonalna równowaga i umiejętność panowania nad sobą nie spadają z

nieba. Musimy się ich nauczyć, przygotować się do radzenia sobie z emocjonalnym

napięciem i frustracją. Normalny nastolatek zapewni nam i jedno, i drugie. Jeśli
chcemy utrzymać z nim dobre stosunki i nie stracić z nim porozumienia, to

powinniśmy umieć nad sobą panować, a przede wszystkim kontrolować swoją złość i

gniew. Emocjonalne wybuchy są siłą destrukcyjną, zwłaszcza jeżeli zdarzają się zbyt
często i nie zostaną odpowiednio zakończone. Każdemu zdarza się czasem

wybuchnąć, ale gdy jest to pojedynczy incydent, to można nie tylko wybrnąć z tej

sytuacji, lecz nawet przekształcić ją w coś pozytywnego. Na przykład zawsze warto
przeprosić syna lub córkę za swoją zbyt gwałtowną reakcję, mówiąc: „Kochanie,

przepraszam za to, że wczoraj przesadziłem i wrzasnąłem na ciebie. Co prawda

postąpiłaś źle, ale ja też zareagowałem nieodpowiednio. Powinienem był zachować
spokój. Wybaczysz mi?". Takie podejście nie tylko zapobiegnie wielu ewentualnym

konfliktom, lecz może również przyczynić się do ocieplenia stosunków rodzinnych.

Jeśli jednak wybuchamy zbyt często i gwałtownie, to same przeprosiny i prośba o
wybaczenie nie wystarczą. Mogą nawet pogorszyć opinię nastolatka o nas.

Im lepiej go traktujemy, tym bardziej możemy sobie pozwolić na stanowczość,

ustalając obowiązujące zasady i ograniczenia. I odwrotnie — im mniej mili jesteśmy
dla naszego nastolatka, tym mniej możemy sobie pozwolić na stanowczość wobec

niego. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że, o czym już mówiliśmy, im bardziej
jesteśmy nieprzyjemni, tym mniej nasz nastolatek będzie nas szanował i tym chętniej

buntował przeciwko wytyczonym przez nas normom. Po drugie, im częściej będziemy

dawali upust swojej złości i frustracji, tym bardziej tracimy swój rodzicielski autorytet.
Natomiast nasza uprzejmość powoduje, że zachowamy więcej autorytetu i łatwiej

będzie nam kontrolować zachowanie nastolatka. A przecież właśnie tego chcemy —

skutecznego wpływu na jego postępowanie! Jak możemy oczekiwać, że nastolatek
będzie panował nad sobą, skoro my sami nie opanowaliśmy tej sztuki? Jeśli mamy

być uprzejmi w konfrontacji z nieprzyjemnym, lecz normalnym zachowaniem

nastolatka, to potrzebujemy maksymalnie dużo energii, przygotowania,
samodyscypliny i opanowania.

Trudno zapanować nad swoim gniewem, jeśli nasze życie duchowe nie jest w

dobrym stanie. Nie uporządkowane życie duchowe może wywołać depresję i
niepokój. Ma także niekorzystny wpływ na nasz sposób myślenia i pośrednio staje się

background image

przyczyną podejmowania złych decyzji lub wyciągania niewłaściwych wniosków —
włącznie z błędną interpretacją motywów kierujących działaniem innych ludzi. Każdy

z tych problemów może spowodować brak duchowej perspektywy i ograniczyć naszą

zdolność do kontrolowania gniewu.
Wierzę, że prawidłowe życie duchowe istnieje wtedy, gdy jesteśmy w kontakcie

z Bogiem. Jak spełnić ten warunek? Po pierwsze musimy mieć czyste serce. Dlatego

prośmy Boga, aby patrzył na nas i pokazał nam wszelkie zło, które w nas znajdzie.
Następnie przyznajmy się do tego zła, a wtedy otrzymamy od Boga przebaczenie. To

jest sposób na porozumienie między nami a Bogiem. Jesteśmy wtedy gotowi, aby

otworzyć się na Boga i żeby nas przyjął. Wtedy Bóg może napełnić nasz emocjonalny
i duchowy pojemnik. Robi to przez swoją obecność, słuchając, kierując i łagodząc

nasze cierpienie, dodając nam otuchy swoimi obietnicami i miłością.

Taka wspólnota z Bogiem nie pojawia się z dnia na dzień. Trzeba dużo czasu,
aby naprawdę Go poznać. On także potrzebuje czasu, aby nas napełnić i

przygotować do naszych rodzicielskich powinności.

Ja sam z wielką trudnością znajduję chwile, które mógłbym spędzić tylko z

Bogiem, bez rozpraszania innymi sprawami. Ten czas na emocjonalne i duchowe

pokrzepienie z moim Niebieskim Ojcem zwykle rozpoczyna się po dziewiątej
wieczorem, gdy wszystkie dzieci są już w łóżkach. Aby móc się skupić, często idę

wtedy na spacer lub po prostu siedzę na dworze (o ile pozwala na to pogoda) albo w

pustym pokoju. Zazwyczaj po dziesięciu, dwudziestu minutach udaje mi się
wewnętrznie wyciszyć po pracowitym, pełnym zajęć dniu. Dopiero wtedy, w

samotności, czuję obecność Boga. On ani się nie śpieszy, ani też mnie nie popędza.

Jest bardzo spokojny i przemawia do mnie stale cichym głosem, który słyszę w moim
sercu.

Na naszą zdolność do panowania nad gniewem wpływa wiele czynników.

Większość z nich nie ma nic wspólnego z nastolatkiem. Jednym z tych czynników jest
fizyczna kondycja i zdrowie. Czy odżywiamy się odpowiednio? Znam mnóstwo ludzi,

którzy są przeświadczeni, że jedzą to, co powinni, choć w rzeczywistości odżywiają

się bardzo niezdrowo. Większość specjalistów do spraw żywienia uważa śniadanie za
najważniejszy posiłek dnia. To, co jemy rano, ma zasadnicze znaczenie dla naszego

samopoczucia aż do wieczora. Ludzie na ogół spożywają na śniadanie za dużo

węglowodanów, a za mało białka i błonnika. Z tego powodu później stają się ospali,
co sprawia, że sięgają po stymulatory w postaci kawy lub gazowanych napojów

(wiele tych ostatnich zawiera kofeinę). Kofeina działa na ludzi w różny sposób, ale
żaden z nich nie poprawia emocjonalnej stabilności i opanowania, koniecznych w

kontaktach nie tylko z nastolatkami. Jeśli więc chcemy nauczyć się sztuki panowania

nad sobą, to dobrym początkiem powinno być odpowiednie śniadanie, składające się
z małej ilości węglowodanów, a dużej — białka i wypełniającego błonnika.

Zapomnijmy też o kawie.

Wielu ludzi sądzi, że dobrze im robi rezygnacja ze śniadania lub nawet lunchu.
Opuszczanie posiłków wcale nie przyczynia się do zachowania szczupłej sylwetki, ani

nie poprawia samopoczucia. Lunch także nie powinien być przeładowany

węglowodanami i kawą. Nadmiar węglowodanów obniża naszą energię. Kofeina
zwiększa skłonność do irytacji i generalnie wprawia w nerwowy nastrój. To

zadziwiające, o ile lepiej czuję się po lunchu składającym się z zielonej sałaty niż po

kanapce lub hamburgerze.

background image

Ludzie na ogół jadają zbyt dużą kolację. Znacznie lepiej jest zjeść zdrowe

śniadanie i lunch, a wieczorem unikać przejadania się. Jeśli jednak w ciągu dnia

zjedliśmy zbyt dużo węglowodanów lub zrezygnowaliśmy ze śniadania (albo lunchu),

to wieczorem trudno jest nam zapanować nad wzmożonym apetytem, zwłaszcza gdy
zmagamy się z depresją lub lękiem. Poza tym nieodpowiednie odżywianie w ciągu

dnia sprawia, że wieczorem nie czujemy się dobrze.

Regularna gimnastyka, racjonalna dieta, rekreacja i głębokie życie duchowe to
elementy, które w dużym stopniu mogą zapobiegać depresji, choć, niestety, nie

każdej. Wielu ludzi wykazuje skłonność do depresji z powodu czynników

biochemicznych lub dziedzicznych. Jeśli człowiek zrobił wszystko, co w jego mocy,
aby przeciwdziałać depresji, lecz mimo to w nią wpadł, to powinien skorzystać z

pomocy fachowców. Należy to uczynić nie tylko dla swojego dobra, lecz także dla

dobra swojej rodziny. Rodzic pogrążony w mniej lub bardziej poważnej depresji nie
jest w stanie prawidłowo zajmować się wychowywaniem nastolatka.

Rozgniewany ojciec

Siedemnastoletni Bob zjawił się w moim gabinecie z powodu licznych

problemów. Brał narkotyki, źle się uczył i zachowywał wyzywająco. Rozmawiając z
nim w cztery oczy, stwierdziłem, że jest spokojnym, uprzejmym chłopakiem, z

którym łatwo można się porozumieć. Czułem, że jest szczery, gdy mówił, że nie jest

zadowolony ze swego postępowania i chce je zmienić. Przyznał, że już próbował to
zrobić, ale po licznych zatargach i kłótniach z ojcem, zdarzających się prawie

codziennie, nie potrafi zwalczyć swojego gniewu wobec ojca. Dlatego myśli tylko o

tym, jak mu dopiec, robiąc wszystko, co ojcu nie odpowiada (i jemu, Bobowi, także).
Oczywiście postanowiłem sprawdzić, czy Bob nie przedstawił ojca tendencyjnie.

Poprosiłem więc, aby na następną wizytę Bob przyszedł z rodzicami.

Ojciec Boba rzeczywiście okazał się człowiekiem niezwykle skłonnym do gniewu.
Zaraz na początku uczynił bardzo nieprzyjemną uwagę na temat „okropnego

zachowania rozwydrzonego syna". Podczas rozmowy gniew ojca i dosadność

stosowanych przez niego określeń nasilały się. Bob się nie odzywał, ale widać było po
nim, że w głębi czuje ból i złość. W końcu wtrąciła się matka Boba, mówiąc mężowi,

że nie rozumie jego zdenerwowania, skoro ostatnio Bob zachowuje się zupełnie
dobrze. Ja zaś zauważyłem, że uczynki Boba, na które narzekał jego ojciec, nie

zasługiwały na aż tak gwałtownie wyrażane potępienie. Ojciec nie tylko ignorował

usilne prośby matki, lecz wykorzystywał zachowanie Boba jako pretekst do
wyrzucenia z siebie swojej skumulowanej złości. Podczas późniejszej rozmowy tylko z

ojcem odkryłem prawdziwą przyczynę jego frustracji. Miał poważne problemy w

pracy, był pogrążony w głębokiej depresji, prawie nie sypiał i nie jadł, szybko się
męczył i uważał, że życie jest nic nie warte. Bob był jedynym „bezpiecznym"

obiektem, na którym mógł wyładować dręczące go uczucia. Nie wiem, kogo bardziej

było mi żal — Boba, jego matki czy ojca.

Nastolatki często bywają ofiarami fałszywie ukierunkowanego gniewu swoich

rodziców. A ponieważ same też często powodują naszą irytację i zdenerwowanie,

więc częste jest wyładowywanie na nich całej naszej skumulowanej złości. To bardzo
niebezpieczna praktyka! Nadmierny i gwałtownie uzewnętrzniany gniew bardzo

przeszkadza w ułożeniu dobrych stosunków między rodzicami a kilkunastoletnimi

dziećmi. Nic tak skutecznie nie niszczy porozumienia jak źle kontrolowany gniew.

background image

Większości rodziców wydaje się, że nastolatek nie potrzebuje już tak bardzo ich
miłości i czułości jak wtedy, gdy był małym dzieckiem. To błędne założenie.

Nastolatki także są spragnione miłości i jej przejawów: potrzebują jej nawet bardziej

niż kiedykolwiek przedtem, choć często w swoim dążeniu do niezależności zachowują
się tak, jak gdyby miłość rodziców była im obojętna.

Ja także popełniłem taki błąd. Osiemnaste urodziny Carey i jej matura prawie

zbiegły się w czasie. Podświadomie przestałem traktować Carey jak dziecko,
ponieważ stała się osobą dorosłą. Zacząłem okazywać jej mniej uczuć i troskliwości

niż dawniej. Carey poczuła się tym zraniona, ponieważ uznała, że widocznie zrobiła

coś złego. Dzięki Bogu moja żona zauważyła zmianę mojego postępowania i zwróciła
mi na to uwagę. Wtedy znów zacząłem traktować swoją dorosłą córkę po prostu jak

moje dziecko.

Tak naprawdę nigdy nie przestajemy potrzebować miłości i czułości. W

dorosłym życiu te potrzeby bywają stopniowo coraz bardziej zaspokajane przez inne

osoby, już nie tylko przez rodziców. Ale gdy nasze dzieci jeszcze są z nami, my,

rodzice, musimy zawsze być dla nich dostępni, gotowi okazywać im naszą miłość i
troskliwość, ilekroć tego potrzebują — zwłaszcza wtedy, gdy są nastolatkami.

7

Młodzieńczy gniew

Zdaniem wielu rodziców gniew nastolatka to coś złego i nienormalnego, toteż

należy go tłumić i nie pozwalać na jego okazywanie. Takie podejście to niebezpieczny

błąd. Pismo Święte zawiera następujące polecenie: „Wdrażaj chłopca w prawidła jego

drogi, a nie zejdzie z niej i w starości" (Księga Przysłów 22, 6). Jedną z
najważniejszych dziedzin, w których trzeba kształcić nastolatka, jest uczenie go, jak

radzić sobie z gniewem.

Uczucie gniewu samo w sobie nie jest ani złe, ani dobre. Gniew to rzecz

normalna i zdarza się każdemu człowiekowi. Problem nie polega na tym, że

odczuwamy gniew, tylko na tym, jak sobie z nim radzimy. Właśnie z tym większość z

nas ma poważne kłopoty. Moim zdaniem konieczne jest poznanie różnych sposobów
radzenia sobie z gniewem i wybranie tych najlepszych.

Zachowanie pasywno-agresywne

Zacznijmy od czegoś, co uważam za absolutnie najgorszy sposób okazywania

gniewu—

zachowania pasywno-agresywnego. Tb specjalistyczne określenie każdy

powinien włączyć do swojego słownika. Zachowanie pasywno-agresywne jest

przeciwieństwem otwartego, uczciwego, bezpośredniego i werbalnego wyrażania

gniewu. Zachowanie pasywno-agresywne polega na odgrywaniu się w sposób
pośredni. Łagodne wersje tego zachowania to na przykład zwlekanie, mitrężenie

czasu, upór, celowa nieudolność i tak zwane „zapominanie". Nie w pełni

uświadamianym celem pasywno-agresywnego zachowania dziecka jest

zdenerwowanie rodziców lub opiekunów i wyprowadzenie ich z równowagi. Postawa

pasywno-agresywna to

odmowa wzięcia na siebie odpowiedzialności za własne

zachowanie.

background image

Pasywno-agresywne techniki wyrażania gniewu mają charakter pośredni,

podstępny, samounicestwiający i destrukcyjny. Zachowanie pasywno-agresywne,

niestety, jest także motywowane podświadomie; w takim wypadku dziecko nawet nie

zdaje sobie sprawy z tego, że jego wrogie, obstrukcyjne zachowanie jest sposobem
na wyładowanie gniewu i zdenerwowanie rodziców.

Zachowanie pasywno-agresywne jest źródłem większości problemów

współczesnych nastolatków — np. ich złych stopni, narkomanii, a nawet samobójstw.
Oczywiście problemy młodzieży mają też inne przyczyny, toteż zawsze należy

precyzyjnie ustalić, czy w danym wypadku mamy do czynienia właśnie z

zachowaniem tego typu. Wymaga ono bowiem innego traktowania niż pozostałe
nieodpowiednie postawy nastolatków.

Jak zidentyfikować zachowanie pasywno-agresywne? Po pierwsze, trzeba wziąć

pod uwagę fakt, że jest ono irracjonalne — nie opiera się na żadnej logice. Dobrym
przykładem może być uczeń, który ma wszelkie dane po temu. aby dostawać dobre

stopnie, chce dostawać dobre stopnie, usiłuje je dostawać... ale zbiera same dwóje.

Nie ma w tym żadnego sensu, prawda?
Po drugie, z zachowaniem tego typu mamy na ogół do czynienia wtedy, gdy nic

nie jest w stanie wpłynąć na postępowanie naszego dziecka. Dzieje się tak dlatego,
że ukrytym, podświadomym motywem jego działania jest zdenerwowanie rodzica lub

innej osoby, której ono podlega. Jeśli uczeń powinien dostawać dobre stopnie, a ich

nie dostaje, to bez względu na pomoc rodzica lub nauczyciela sytuacja wcale się nie
poprawia; nawet zmiana programu nauczania czy pedagoga nie zaowocuje lepszymi

stopniami. Prawdziwym motywem zachowania ucznia jest wyprowadzenie z

równowagi rodziców lub nauczycieli, toteż podświadomie stara się on, aby nie
pomogły mu żadne przeprowadzane zmiany.

Zidentyfikowanie zachowania pasywno-agresywnego to bardzo ważna sprawa.

Uczeń przybierający tę postawę, który mógłby mieć dobre stopnie, lecz ich nie ma,
kształtuje swoją przyszłość. Jeżeli nie nauczy się, jak dojrzale radzić sobie z własnym

gniewem i do 16-17 roku życia nie wyrośnie z takiego zachowania, to ono się utrwali.

Stanie się częścią osobowości młodego człowieka i będzie mu towarzyszyć do końca
życia. Nie zawaha się on stosować zachowania pasywno-agresywnego wobec swoich

profesorów, pracodawców, współmałżonka, dzieci itp. Doprowadzi to do poważnych

problemów, z którymi ów człowiek będzie musiał sobie radzić, a dla osób z jego
otoczenia będzie źródłem cierpienia.

Niewielu ludzi nauczono sztuki radzenia sobie z gniewem, toteż większość z nas
robi to z tą samą dojrzałością, jaką reprezentowaliśmy, będąc nastolatkami. Dlatego

często nadal mamy tendencję do zachowań pasywno-agresywnych, choć na ogół nie

zdajemy sobie z tego sprawy. Nam, dorosłym, także przydałaby się pomoc w tej
dziedzinie, prawda? Najlepiej spytać o to naszych współmałżonków lub najlepszych

przyjaciół...

Jednym z najwcześniej występujących przejawów pasywno-agresywnego

zachowania dziecka jest siusianie w majtki wtedy, gdy już umie korzystać z toalety.

Często bywa tak, że rodzice zabraniają dziecku wyrażać gniew, zwłaszcza słowami.

Później zaś sami reagują zbyt emocjonalnie, okazują gniew lub karzą dziecko, gdy
otwarcie okaże złość. Co ono ma robić, jeśli poczuje wzbierający w nim gniew?

W takiej sytuacji dziecko przybiera postawę pasywno-agresywną, aby

zdenerwować rodziców i w ten sposób odegrać się na nich. Siusia więc w majtki, co
jest bardzo skutecznym, lecz niedobrym sposobem wyrażania gniewu. Wiadomo, że

background image

w takiej sytuacji rodzice nie mogą mu nic zrobić. Nie chcieli pozwolić dziecku na
otwarte i bezpośrednie wyrażanie gniewu, więc ich pociecha zastosowała pośrednią,

szkodliwą metodę, a rodzice sami wpakowali się w ślepą uliczkę. Im bardziej będą

karać dziecko, tym częściej będzie ono robić w majtki. Dlaczego? Ponieważ
istniejącym w podświadomości celem zachowania pasywno-agresywnego jest

zdenerwowanie rodziców. Trudna sytuacja, prawda? Niech Bóg się wówczas ulituje

zarówno nad rodzicami, jak i dzieckiem.

Wiele starszych dzieci, które wyrażają swój gniew w sposób pasywno-

agresywny, ma złe wyniki w nauce. Nastawienie tych dzieci można ująć następująco:

„Nawet jeśli siłą przyprowadzisz konia do wody, to nie zmusisz go, żeby się napił.
Nawet jeśli zmusisz mnie do chodzenia do szkoły, to nie zmusisz mnie do

otrzymywania dobrych stopni". Taką sytuacją rządzi gniew dziecka i rodzice są

najzupełniej bezradni. Im bardziej się denerwują (co jest istniejącym w
podświadomości celem tego wszystkiego) — tym bardziej sytuacja się pogarsza.

Ważne, abyśmy wiedzieli, że nasze dziecko nie przyjmuje postawy pasywno-

agresywnej świadomie i z premedytacją. Jest ona częścią nie uświadomionego
procesu, który został uruchomiony wskutek takiego, a nie innego zachowania

rodziców.
Pasywno-agresywne postawy młodszych dzieci są poważnym problemem, ale w

wypadku nastolatków mogą mieć wręcz katastrofalne skutki. W swojej praktyce

miałem do czynienia z całą gamą tych szkodliwych sposobów wyrażania gniewu —
począwszy od przynoszenia złych stopni i zażywania narkotyków, poprzez

zachodzenie w ciążę i popełnianie przestępstw, aż do prób samobójczych. Takie

zachowanie miewa oczywiście również inne przyczyny, ale coraz częściej zasadniczą
rolę odgrywają właśnie techniki pasywno-agresywne.

Spotkałem wiele nastolatków, które źle się uczyły, ponieważ ich rodzice stali się

dla nich niedostępni—albo z powodu zbyt emocjonalnych wybuchów złości, albo z
powodu nietolerancji (np. zakazu otwartego wyrażania negatywnych uczuć). Miałem

także do czynienia z nastolatkami, które nie przestrzegają wprowadzonych przez

rodziców zasad (np. określających godzinę powrotu do domu) nie dlatego, że
przeszkadzają w dążeniu do niezależności, lecz dlatego, że łamanie ich jest formą

pośredniego wyrażania gniewu i źródłem irytacji rodziców. Podobny cel przyświeca

niektórym dziewczętom, które zachodzą w ciążę, lub nastolatkom, które wyrażają
swój gniew poprzez antyspołeczne postawy oraz wrogość wobec władz i uznanych

autorytetów.
Nastolatki, które tłumią w sobie gniew, w końcu kierują go na siebie, co często

staje się przyczyną problemów psychosomatycznych, takich jak np. bóle głowy,

owrzodzenie, schorzenia dermatologiczne. Najbardziej tragiczne są przypadki
nastolatków, dla których zachowania pasywno-agresywne stały się najważniejszą

metodą radzenia sobie z każdą wywołującą gniew sytuacją. Te nastolatki są w stanie

nawet popełnić samobójstwo, aby tym czynem pośrednio wyrazić swoją złość.

Moją pacjentką była kiedyś szesnastoletnia dziewczyna. Jej rodzice błędnie

sądzili, że dobrze wychowują swoją córkę, ponieważ nie pozwalają jej wyrażać

żadnych negatywnych uczuć — zwłaszcza gniewu. Sądzili, że uszczęśliwiają, jeśli
nauczą okazywania tylko pozytywnych uczuć. Dziewczynka nauczyła się unikać

otwartego mówienia o swoim gniewie tym, którzy byli źródłem jej frustracji; wyrażała

go w taki sposób, aby pośrednio zranić człowieka, który ją rozgniewał. Tak przywykła
do tego zwyczaju, że jej zachowanie stawało się zrozumiałe tylko wówczas, gdy

background image

odkryto ten mechanizm. Zwróciła się o pomoc po szóstej próbie samobójczej. Każda
z nich miała na celu zdenerwowanie i zranienie konkretnej osoby oraz wzbudzenie w

niej poczucia winy. Pierwszych pięć prób zostało dokonanych bez przekonania; nie

stanowiły wielkiego zagrożenia dla życia. Szósta okazała się znacznie groźniejsza—
dziewczyna przez kilka dni była pogrążona w śpiączce i walczyła ze śmiercią.

Rozmawiałem z nią, gdy już wyzdrowiała. Okazało się, że jej postępowanie stanowiło

dla niej samej zagadkę. Nie rozumiała, że rządzi nim dawno temu utrwalona metoda
pośredniego wyrażania gniewu w szkodliwy, destrukcyjny, nieodpowiednio

ukierunkowany sposób.

Zachowanie pasywno-agresywne to powszechne zjawisko. Dlaczego? Ponieważ
większość ludzi nie rozumie gniewu ani nie wie, co z nim począć. Powszechnie uważa

się, że gniew to coś złego lub grzesznego, co należy z dziecka wykorzenić. To

całkowicie błędne podejście. Uczucie gniewu jest bowiem jak najbardziej normalne i
doświadczyli go wszyscy ludzie od czasów Adama i Ewy. Przypuśćmy, że nastolatek

wpada w złość, a my wrzeszczymy na niego: „Natychmiast przestań tak mówić! Nie

pozwalam ci na takie wybuchy!". Co wtedy może on zrobić? Dwie rzeczy—może nas
nie posłuchać i kontynuować „taki wybuch", albo okazać nam posłuszeństwo i

„przestać tak mówić". Jeżeli wybierze to drugie i przestanie wyrażać swój gniew, to
on wcale nie zniknie. Zostanie tylko zepchnięty do podświadomości naszego dziecka,

gdzie pozostanie utajony. Będzie tam tkwił i czekał na okazję uzewnętrznienia

poprzez szkodliwe i/lub pasywno-agresywne zachowanie.

Innym, często popełnianym przez rodziców błędem, związanym z wyrażaniem

gniewu, jest niewłaściwe posługiwanie się żartem. W napiętych, nerwowych

sytuacjach, zwłaszcza gdy ktoś wpada w złość, wielu rodziców mówi coś zabawnego,
aby zneutralizować napięcie. Poczucie humoru i dowcip to oczywiście wspaniały

element w rodzinnych relacjach. Jeśli jednak stale stosuje się go jako ucieczkę przed

uzasadnionym gniewem, to nastolatki nigdy nie nauczą się prawidłowo radzić sobie z
tym uczuciem.

Byłem kiedyś z wizytą u rodziny, w której ojciec miał ogromne poczucie humoru.

Mówił coś bardzo zabawnego, ilekroć jego żona lub któreś z nastolatków poruszało
trudny temat. W konsekwencji żadne z nich nie nauczyło się odpowiednio wyrażać

swojego gniewu, lecz uciekali się do zachowań pasywno-agresywnych. Za każdym

razem, gdy chłopiec był sfrustrowany lub znalazł się w sytuacji wywołującej gniew,
skarżył się na silny ból głowy. Dziewczynka zaś dawała upust swojemu gniewowi w

inny sposób. Oferowała matce pomoc np. w kuchni lub przy sprzątaniu, ale
wykonywała te obowiązki tak beznadziejnie, że matka miała z tego powodu jeszcze

więcej pracy.

Zachowanie pasywno-agresywne łatwo staje się utrwalonym zwyczajem, który
towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Jeżeli nastolatek unika uczciwego,

szczerego i odpowiedniego wyrażania swojego gniewu, to jest prawdopodobne, że

będzie przyjmował postawę pasywno-agresywną w każdym swoim związku z innymi
ludźmi. Może na tym później ucierpieć małżeństwo, kontakty z dziećmi,

współpracownikami i przyjaciółmi. To naprawdę smutna perspektywa! A większość

tych nieszczęśników, stosujących pasywno-agresywne zachowania, nie zdaje sobie
sprawy, że ma problemy z wyrażaniem swojego gniewu.

Jednym z najczęściej spotykanych i najniebezpieczniejszych typów pasywnej

agresywności jest sposób prowadzenia samochodu przez niektórych kierowców. Czy
zauważyliście, że niektórzy z nich nagle przyśpieszają, gdy próbujemy ich

background image

wyprzedzić? Inni zaś najpierw wyprzedzają nas i wjeżdżają na nasz pas tuż przed
maską naszego auta, zmuszając nas do gwałtownego hamowania. Oba zjawiska są

przykładami rażącego i niebezpiecznego pasywno-agresywnego działania. To fakt, że

trudno polubić kogoś, kto je stosuje.
Pamiętam pewną kobietę przed czterdziestką o imieniu Margaret. Urodziła się i

wychowała w chrześcijańskiej rodzinie, ale niestety miała rodziców, którzy nie

pozwalali na otwarte wyrażanie gniewu. Dlatego Margaret nigdy nie nauczyła się, jak
sobie z nim radzić i jak go rozładowywać. Stała się osobą, która całym swoim

postępowaniem starała się irytować rodziców. Jej życie było podporządkowane temu

celowi; podświadomie wszystko robiła odwrotnie, niż oni sobie życzyli, choć uważała
się za dobrą chrześcijankę, która szczerze pragnie dobrze żyć. W praktyce jednak co

pewien czas miała kolejnego kochanka i to na dodatek na ogół żonatego. Oskarżono

ją o malwersacje i oszustwa. Margaret sama dla siebie była zagadką. Przed
poddaniem się terapii nie mogła zrozumieć, dlaczego jej styl życia i zachowania

pozostają w całkowitej sprzeczności z wyznawanymi przez nią zasadami. Marnowała

sobie życie, upokarzając samą siebie i niszcząc, ponieważ jej zasadniczym celem było
takie postępowanie, jakiego nie akceptowali jej rodzice. To było tragiczne.

Zachowanie pasywno-agresywne jest z kilku powodów najgorszym sposobem
wyrażania gniewu:

— Łatwo może stać się utrwalonym, stałym wzorem postępowania, które czasem

trwa przez całe życie.
— Może skrzywić osobowość człowieka i uczynić z niego osobę, której nikt nie

będzie akceptował.

— Może zakłócać wszystkie przyszłe związki z innymi ludźmi.
— To jedno z zaburzeń zachowania, które najtrudniej wyleczyć.

Pismo Święte zaleca nam uczyć dziecko, jak powinna wyglądać jego droga.

Zmuszanie do ukrywania gniewu i nieodpowiedniego radzenia sobie z nim jest
pokazywaniem dziecku drogi, którą ono

nie powinno pójść. Dziecko musi zostać

nauczone, jak należy radzić sobie z gniewem. Należy więc uczyć je, jak rozładowywać

gniew, a nie jak go tłumić.

„Drabina gniewu"

Zachowanie pasywno-agresywne to tylko jeden z wielu sposobów wyrażania

gniewu. Im mniej dojrzały jest człowiek, tym mniej dojrzale okazuje swój gniew. I

odwrotnie — człowiek dojrzały radzi sobie z nim dojrzale. Odpowiednie i dojrzałe
kierowanie swoim gniewem to jedna z najtrudniejszych umiejętności, które musi

posiąść człowiek dorosły. Niestety, wielu nigdy nie opanowało tej sztuki.

Dzieci wyrażają swój gniew niedojrzale, dopóki nie

nauczy się ich, jak powinny

to robić. Nie można oczekiwać, że nastolatek automatycznie będzie wyrażał swój

gniew odpowiednio i dojrzale. A jednak rodzice tego właśnie oczekują, gdy po prostu

każą swojemu dziecku uspokoić się. Takie podejście nie ma sensu. Rodzice muszą
uczyć dzieci, jak krok po kroku opanowywać trudną sztukę radzenia sobie z gniewem.

„Drabina gniewu" stanowi ilustrację różnych działań, będących wyrazem gniewu.

Mają one związek z poziomem dojrzałości stosującej je osoby. Ta „drabina" powinna
uświadomić rodzicom konieczność nauczenia nastolatka osiągania coraz wyższych

szczebli dojrzałości w wyrażaniu swojego gniewu.

1. Jak już mówiliśmy, zachowanie pasywno-agresywne jest najgorszym

sposobem wyrażania gniewu. (Nie bierzemy tu pod uwagę przypadków socjopatii,

background image

takich jak np. zabójstwo z premedytacją; są one niezmiernie rzadkie wśród
nastolatków, całkowicie nietypowe, i merytorycznie wykraczają poza tematykę tego

rozdziału).

2. Nieco lepszą metodą wyrażania gniewu jest całkowita

utrata panowania nad

swoim zachowaniem. Przejawia się ona nagłym napadem furii, w której człowiek

niszczy przedmioty i/lub zachowuje się gwałtownie w stosunku do innych ludzi.

Chociaż brzmi to być może niewiarygodnie, to zachowanie pasywno-agresywne jest
gorsze od przedstawionego powyżej. Dlaczego? Dlatego, że atak gniewu łatwiej

opanować i skorygować (lub mu zapobiec) niż zachowanie pasywno-agresywne.

3. Jeszcze mniej destrukcyjnym sposobem wyrażania gniewu jest

szaleńczy

wybuch, ale taki, gdy człowiek na tyle panuje nad sobą, że niczego nie niszczy ani

nie atakuje nikogo z otoczenia. Wybuch ogranicza się do krzyków, wrzasków lub

obrzucania wyzwiskami i oskarżeniami osoby, którą chcemy werbalnie zranić. Gniew
jest skierowany nie tylko na osobę, która stała się przyczyną wybuchu, lecz na

każdego, kto akurat znajduje się w pobliżu. Ta metoda wyrażania gniewu jest

oczywiście nieodpowiednia i świadczy o niedojrzałości człowieka, ale jest znacznie
lepsza niż zachowanie pasywno-agresywne lub inne sposoby okazywania gniewu.

4. Kolejną, lepszą od wyżej opisanych, metodą radzenia sobie z gniewem jest
niekontrolowany

werbalny wybuch, lecz bez ranienia słowami, obrażania lub

krytykowania kogokolwiek. Także w tej sytuacji gniew bywa skierowany nie tylko na

jego źródło, lecz również na każdego, kto znajduje się w pobliżu. Chociaż jest to
metoda także prymitywna i nieodpowiednia, to jest zarazem lepsza niż wszystkie

dotychczas wymienione.

5. Rozsądniejszy sposób wyrażania gniewu to okazywanie go w sposób

nieprzyjemny, na przykład krzykiem, lecz ograniczenie swoich uwag do prowokującej

sprawy oraz — o ile to możliwe — do osoby, która wywołała gniew. Oczywiście od

konkretnej sytuacji zależy, czy odpowiedni jest sposób wyrażania gniewu przez
nastolatka w stosunku do osoby, która go rozzłościła.

6. Najlepszym sposobem wyrażania gniewu jest jak najgrzeczniejsze i rzeczowe

sformułowanie swoich pretensji oraz skierowanie zarzutów wyłącznie do osoby,
będącej przyczyną gniewu. Osoba rozgniewana może spodziewać się wtedy, że

przeciwnik zareaguje równie dojrzale, spróbuje zrozumieć jej stanowisko i oboje

rozwiążą konfliktowy problem. To ostatnie oznacza, że racjonalnie i logicznie
przeanalizują sprawę, omówią jej aspekty, spojrzą na nią z punktu widzenia

adwersarza i wspólnie zdecydują, co dalej robić. Tego rodzaju postępowanie wymaga
od obu stron dużej dojrzałości i trzeba przyznać, że niewielu osobom udaje się

osiągnąć ten poziom.

Osobiście przekonałem się, że opisywanie różnych szczebli dojrzałości w

wyrażaniu gniewu jest bardzo skomplikowane i trudne. Aby to uprościć, a

jednocześnie przekazać moim czytelnikom praktyczną wiedzę na ten temat,

stworzyłem tzw. drabinę gniewu.

Piętnaście sposobów reakcji w chwili gniewu tworzy różne kombinacje

zachowań. Należy zwrócić uwagę na to, że większość metod wyrażania gniewu ma

negatywny charakter. Na naszej drabinie tylko dwa górne szczeble oraz piąty są
całkowicie pozytywne.

1. Uprzejme zachowanie.
2. Szukanie rozwiązania.

background image

3. Skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło.
4. Koncentracja na zasadniczej przyczynie gniewu.

5. Myślenie logiczne i konstruktywne.

6. Zachowanie nieprzyjemne i głośne.
7. Przeklinanie.

8. Kierowanie gniewu na inne obiekty niż zasadnicze źródło.

9. Wyrażanie zastrzeżeń nie uzasadnionych sytuacją.
10. Rzucanie przedmiotami.

11. Niszczenie przedmiotów.

12. Werbalne obrażanie.
13. Zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.

14. Ataki fizyczne.

15. Zachowanie pasywno-agresywne.

_____________________________________________________________________

Sposoby pozytywne

1. Uprzejme zachowanie; szukanie rozwiązania; skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło;

koncentracja na zasadniczej przyczynie gniewu; logiczne myślenie.

2. Uprzejme zachowanie; skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło; koncentracja na zasadniczej
przyczynie gniewu; logiczne myślenie.

_____________________________________________________________________

Sposoby pozytywne i negatywne

3. Skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło; koncentracja na zasadniczej przyczynie gniewu;

logiczne myślenie; zachowanie nieprzyjemne i głośne.

4. Koncentracja na zasadniczej przyczynie gniewu; logiczne myślenie; zachowanie nieprzyjemne i
głośne; kierowanie gniewu na inne osoby.

5. Skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło; koncentracja tylko na zasadniczej przyczynie

gniewu: logiczne myślenie; zachowanie niegrzeczne i krzykliwe; werbalne obrażanie.

6. Logiczne myślenie; zachowanie nieprzyjemne i głośne; kierowanie gniewu na inne obiekty;
wyrażanie zastrzeżeń nie uzasadnionych sytuacją.

_____________________________________________________________________

Sposoby zasadniczo negatywne

7. Zachowanie nieprzyjemne i głośne: kierowanie gniewu na inne obiekty; wyrażanie zastrzeżeń nie

uzasadnionych sytuacją; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.

8. Zachowanie nieprzyjemne i głośne: kierowanie gniewu na inne jego źródła; wyrażanie zastrzeżeń
nie uzasadnionych sytuacją; werbalne obrażanie; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.

9. Zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie; kierowanie gniewu na inne obiekty: wyrażanie

zastrzeżeń nie uzasadnionych sytuacją; werbalne obrażanie; zachowanie emocjonalne destrukcyjne.
10. Skierowanie gniewu na jego źródło; zachowanie nieprzyjemnej głośne; przeklinanie: kierowanie

gniewu na inne obiekty; rzucanie przedmiotami; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.

11. Zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie; kierowanie gniewu na inne obiekty;

rzucanie przedmiotami; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.

_____________________________________________________________________

Sposoby negatywne

12. Skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło; zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie;
niszczenie przedmiotów; werbalne obrażanie; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.

13. Zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie; kierowanie gniewu na inne obiekty: niszczenie

przedmiotów; werbalne obrażanie: zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
14. Zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie; kierowanie gniewu na inne obiekty: niszczenie

przedmiotów; werbalne obrażanie; ataki fizyczne; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.

15. Zachowanie pasywno-agresywne.

_____________________________________________________________________

background image

Od 15 stopnia każdy stopień w górę oznacza lepszy sposób wyrażania gniewu.

Warto nauczyć naszego nastolatka wspinać się po kolejnych stopniach. Jak mamy to

zrobić?

Przede wszystkim jako rodzice powinniśmy sami dawać dobry przykład w

sposobie wyrażania gniewu. Musimy również uznać za normę to, że nasze dziecko

czasem wpada w złość. Zamiast mu tego zakazywać lub reagować na jego gniew
zbyt impulsywnie, należy ustalić, jaki sposób wyrażania gniewu jest mu właściwy i

zacząć je uczyć reakcji bardziej prawidłowych. Przypuśćmy, że nastolatek wyraża

swój gniew na 6 stopniu „drabiny gniewu".
Zachowuje się więc niegrzecznie, kieruje swój gniew na nieodpowiednich ludzi,

czyli na inne obiekty, na przykład na swoje młodsze rodzeństwo, zamiast na osobę,

która wprawiła go w złość, ale koncentruje się na zasadniczej przyczynie swojego
gniewu (to znaczy na tym, co go wywołało), postępuje logicznie i konstruktywnie (to

znaczy usiłuje sytuację poprawić, a nie pogorszyć).

Wtedy ustalamy, jaki postęp w tej dziedzinie powinien osiągnąć nasz nastolatek.
Powiedzmy, że pragniemy, aby nauczy! się kierować swój gniew na odpowiednią

osobę, a nie atakował swojego brata, który akurat nic nie zawinił.

Najlepszą chwilą do pouczenia nastolatka będzie ta, kiedy i on, i my już

ochłonęliśmy, a atmosfera poprawiła się. Wtedy trzeba pochwalić nastolatka za te

elementy wyrażania gniewu, które były

prawidłowe. Następnie należy mu

powiedzieć, aby poprawił to zachowanie, które było nieodpowiednie — w tym

wypadku kierowanie gniewu na młodszego brata.

Wszyscy musimy posiąść sztukę uczenia naszych nastolatków dojrzałego

radzenia sobie z gniewem. Ja z czasem wypracowałem dość skuteczną metodę. Jeśli

jedno z moich kilkunastoletnich dzieci werbalnie wyrażało swój gniew, a ja

widziałem, że coś w tej sferze trzeba poprawić, starałem się jak najszybciej znaleźć
spokojną chwilę, gdy obaj (lub oboje) byliśmy opanowani i odprężeni. Wtedy, po

pierwsze, mówiłem mojemu dziecku, że akceptuję werbalne wyrażanie gniewu przy

mnie i że nie uważam tego za coś złego. Chodziło o to, aby nastolatek w przyszłości
nie obawiał się takich reakcji i nie zaczął się z nimi kryć przede mną. Mówiłem więc

coś w tym stylu: „Gdy jesteś szczęśliwy, oboje z twoją mamą chcemy wiedzieć, że

jesteś szczęśliwy. Chcemy też wiedzieć o twoim smutku lub o twoim gniewie. To
normalne".

Po drugie, starałem się popierać właściwe zachowanie, i chwalić za nie.

Pamiętajmy o tym, że gdy nastolatek

werbalnie wyraża swój gniew, to już należy mu

się plus Dlatego wtedy dodawałem: „Jestem z ciebie dumny, bo nieźle poradziłeś

sobie z gniewem. Nie wyładowałeś go na swoim bracie ani na psie, niczym nie
rzucałeś, ani nie wywlekałeś spraw, które nie miały związku z przyczyną twojej

złości".

Wówczas mogłem pomóc mojemu nastolatkowi wspiąć się na wyższy szczebel
„drabiny gniewu". Proszę pamiętać, że cały proces wspinania się to przedsięwzięcie

obliczone na 5-6 lat, a nastolatek jednorazowo może zrobić ograniczony postęp,

Ustalałem więc, który to powinien być stopień i

prosiłem moje dziecko o wysiłek, a

nie

kazałem się zmienić. Na przykład mówiłem coś takiego: „Synu, jedyne, co

zrobiłeś źle, to użycie wobec mnie tego obraźliwego określenia. Jeśli jesteś wściekły,

mów do mnie po prostu «tato»".

background image

To, co tu napisałem, jest bardzo ważne. Nie można przecież oczekiwać, że

wyrażając werbalnie swój gniew, nastolatek automatycznie zachowa się tak, jak

powinien. Uzdrowienie sytuacji wymaga ponawiania prób. Pamiętajmy, że stawanie

się dojrzałym człowiekiem to proces długotrwały, trudny i często również bolesny. W
końcu jednak nasz nastolatek staje się (miejmy nadzieję, że w wieku szesnastu-

siedemnastu lat) odpowiedzialną, chętną do współpracy, dojrzałą osobą. No cóż, bez

pracy nie ma kołaczy.
W tym miejscu przypomina mi się następujące powiedzenie Marka Twaina: „Gdy

miałem piętnaście lat, mój ojciec był największym ignorantem, jakiego znałem. To

zadziwiające, ile zdołał się nauczyć w ciągu pięciu następnych lat". Tak właśnie myśli
młodzież! Pozwolę sobie jeszcze wyjaśnić pewien szczegół, aby być dobrze

zrozumianym. Powinniśmy nauczyć naszego nastolatka

werbalnego wyrażania

gniewu, aby nasze dziecko lepiej nim kierowało. Nie jestem zwolennikiem postawy
przyzwalającej (permisywnej). Musimy stanowczo wymagać od naszego nastolatka

odpowiedniego zachowania, ustalać obowiązujące go zasady i pilnować, aby ich

przestrzegał. To rozróżnienie między werbalnym (słownym) i behawioralnym
(przejawiającym się w zachowaniu) wyrażaniem gniewu jest sprawą wielkiej wagi.

Dawid

Podobnie jak wielu ludziom, i mnie zdarzają się chwile, gdy gniew staje się

trudnym problemem — zarówno mój własny, jak i ten okazywany przez innych.
Przypominam sobie jednak pewną sytuację, o której myślę, że stanąłem na

wysokości zadania, a co najważniejsze, bardzo wzbogaciłem swoją wiedzę na temat

dziecięcego gniewu. Nasz syn Dawid miał wtedy trzynaście lat. Pewnego dnia zadano
mu w szkole dużą pracę domową. Wrócił do domu wpół do czwartej i zabrał się do

odrabiania lekcji. Wieczorem zjadł kolację i poszedł się uczyć dalej, koło jedenastej

nadal siedział nad książkami. Za kilka dni musiał mieć gotową recenzję książki. O
jedenastej trzydzieści powiedziałem:

— Dawid, nic mnie nie obchodzi, ile jeszcze masz nauki. Jest późno, a ty musisz

się wyspać, więc idź do łóżka.
— Daj mi jeszcze pięć minut, tato. Już prawie skończyłem — odparł.

— No dobrze, jeszcze pięć minut i na tym koniec — oświadczyłem.
Poszliśmy z żoną do sypialni. Po kilku minutach zjawił się tam Dawid, z książką

w ręce. Podszedł do matki i powiedział:

— Wiesz, mamo, chyba napiszę recenzję z tej książki.
Matka spojrzała na tytuł i zaprotestowała.

— Dawid, nie możesz pisać recenzji tej książki, bo już opisałeś ją w zeszłym

roku.

— Wiem, mamo, ale napiszę nową recenzję. Tyle tylko, że nie będę musiał

czytać nowej książki.

— Wybacz, Dawid, ale to nie byłoby uczciwe. Musisz przeczytać inną książkę.
Dawid wpadł w złość i odpowiedział matce bardzo niegrzecznie:

— Dobrze, jeśli mi znajdziesz coś innego. Niech ci będzie!

W pierwszej chwili chciałem zareagować tak, jak to się zwykle robi wobec

rozzłoszczonego, krzyczącego dziecka. Poczułem, że zaczyna ogarniać mnie gniew.

Pomyślałem: „Jak on śmie mówić do matki takim tonem! Już ja mu pokażę! Niech

sobie nie myśli, że mu się to upiecze!".

background image

Na szczęście w porę przypomniałem sobie wydarzenie sprzed trzech dni. Tak

bardzo rozzłościłem się na pewnego człowieka (i to na dodatek w kościele!), że

nazwałem go kłamcą! Kto lepiej wyraził swój gniew — Dawid czy ja? Po chwili

namysłu zrozumiałem, że Dawid zrobił to lepiej. Był na trzecim stopniu drabiny
gniewu, a ja chyba w okolicy piątego. Skierował swój gniew na jego źródło, czyli na

swoją matkę. Nie wyładował go na swoim młodszym bracie, nie kopnął psa, nic nie

zniszczył, nie usiłował zranić matki wyzwiskami ani krytycyzmem, nie zastosował
zachowania pasywno-agresywnego. Nie poruszał innych nieprzyjemnych tematów ani

nie wywlekał jakichś zadawnionych uraz. Po prostu oświadczył, że przeczyta inną

książkę. A więc co mogłem mieć mu za złe? Jedynie to, że zwracając się do matki,
podniósł głos. Zdarza się to także wielu dorosłym.

Co by się zdarzyło, gdybym słownie napadł na Dawida i go ukarał? Zaraz wam

powiem. Dawid był na trzecim szczeblu „drabiny gniewu", więc

następnym razem,

gdy wpadłby w złość, zostałby zmuszony do zastosowania mniej dojrzałego sposobu

(odpowiadającego niższemu szczeblowi z „drabiny gniewu") wyrażenia swojego

gniewu.
A więc co powinienem był zrobić tamtego wieczoru? Najlepiej było w ogóle nie

odpowiadać. Milczenie wcale

nie oznacza rozgrzeszenia ze złego zachowania.

Zarówno moja mina, jak i wyraz twarzy mojej żony dobitnie świadczyły o tym, że nie

podoba nam się postępowanie Dawida. Nie mógł mieć co do tego żadnych

wątpliwości.

Nie odpowiadając, mówiliśmy mu: „Nie akceptujemy tego, co robisz, ale

skoro się na to zdecydowałeś, to proszę bardzo. Twoje podejście nie jest na tyle złe,

aby mu przeciwdziałać, ale nam ono się nie podoba".

Gdy wszyscy się uspokoiliśmy, Dawid poszedł do łóżka. Podczas naszego

zwyczajowego wieczornego rytuału (oto dobry przykład sytuacji świadczącej o

zaletach takich rytuałów), już po wspólnej modlitwie, powiedziałem do Dawida:

„Jestem zadowolony z tego, w jaki sposób poradziłeś sobie dzisiaj ze swoim
gniewem. Niczym nie rzucałeś, nie ciskałeś się, ani nie mówiłeś nic złego. Zwróciłeś

się bezpośrednio do swojej matki i nie starałeś się zranić jej obraźliwym słowem czy

docinkami. Po prostu powiedziałeś, że przeczytasz inną książkę. To wspaniale. Mam
ci za złe tylko to, że podniosłeś na matkę głos". Efekt mojej przemowy okazał się

bardzo pozytywny. Dawid poczuł ulgę, ponieważ nie byłem na niego zły, ale miał

wyrzuty sumienia, ponieważ odezwał się do mamy ostrym tonem. Nazajutrz ją za to
przeprosił.

Uczmy naszego nastolatka

Bądźmy zadowoleni, jeśli nastolatek wyraża swój gniew bezpośrednio i za

pomocą słów. Następnie ustalmy, któremu stopniowi „drabiny gniewu" odpowiada
jego gniewne zachowanie oraz które jego przejawy są odpowiednie, a które nie.

Łatwo pomylić werbalne wyrażanie gniewu z brakiem szacunku. To duży

problem dla wielu rodziców. Aby go rozwiązać, warto zadać sobie następujące
pytanie: „Jakie na ogół jest podejście mojego dziecka do mnie? Czy on okazuje mi

szacunek, czy brak szacunku?". W przypadku większości nastolatków odpowiedź

brzmi:

Okazuje mi szacunek. Prawie wszystkie nastolatki zasadniczo szanują swoich

rodziców. Jeżeli tak jest w naszej rodzinie, to możemy się uspokoić i przyjąć, że

werbalizowanie gniewu przez nastolatka (zwłaszcza gniewu dotyczącego konkretnej

sprawy) jest właśnie takie, jak być powinno. Wtedy będziemy w stanie pomóc
nastolatkowi w dojrzałym radzeniu sobie z gniewem. Natomiast jeśli nastolatek

background image

generalnie traktuje nas lekceważąco, mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją.
Świadczy to bowiem o poważnych problemach we wzajemnych relacjach; wtedy

warto jak najszybciej skorzystać z pomocy profesjonalnego doradcy.

Inny problem pojawia się wtedy, gdy nastolatek z jakiegoś powodu nie jest w
stanie werbalnie wyrażać swojego gniewu. Wówczas bardzo trudno nauczyć go

dojrzałego radzenia sobie ze złością (czasem bywa to nawet niemożliwe). Jeśli

podejmujemy się tego zadania, to początkowo największym problemem jest
skłonienie nastolatka do wyrażenia gniewu słowami. Nie przychodzi to łatwo.

Widzimy więc, drodzy rodzice, że powinniśmy cieszyć się z faktu, iż nasze dziecko

posiada umiejętność werbalnego wyrażania gniewu. Bazując na tym, możemy uczyć
je coraz bardziej dojrzałych reakcji w tej sferze.

Najpierw pochwalmy więc nastolatka za wszystkie pozytywne elementy

zachowania w chwili, gdy ogarnie go gniew. Następnie możemy powiedzieć o

jednym

z nieodpowiednich sposobów wentylowania złości (np. obrzucaniu kogoś

wyzwiskami) i poprosić o poprawę w tej sprawie. Rozmowę na ten temat powinniśmy

przeprowadzić w najbardziej odpowiednim momencie. Starajmy się przekonać
nastolatka, aby spróbował chociaż raz zmienić jeden z przejawów swojego gniewu.

Właśnie tak wdrażamy go do stopniowego

(po jednym schodku) osiągania coraz

wyższego poziomu na „drabinie gniewu".

Trzeba wiedzieć, że pewne elementy pasywno-agresywnego zachowania to we

wczesnym okresie dojrzewania dziecka rzecz normalna — o ile to zachowanie nikomu
(z nastolatkiem i jego rodziną włącznie) nie szkodzi. Takie zachowanie pasywno-

agresywne pojawia się zazwyczaj około jedenastego roku życia dziecka. Pamiętajmy,

że powinno ono wyjść z tej fazy około szesnastego-siedemnastego roku życia. Jest to
więc przedsięwzięcie długofalowe. Musi potrwać przynajmniej pięć lub sześć lat.

Ważne, aby zdawać sobie z tego sprawę, ponieważ musimy w tym czasie zachować

cierpliwość i oczekiwać powolnej, stopniowej poprawy — czegoś w rodzaju „trzy kroki
do przodu, dwa w tył". Dzieje się tak dlatego, że prawidłowe radzenie sobie z

gniewem wymaga osobistej dojrzałości, a wszyscy dojrzewamy bardzo powoli. Wolne

tempo postępów naszego nastolatka nie powinno nas więc irytować. Jeśli zaczniemy
frustrować się nim, to nieopatrznie możemy zniszczyć całe przedsięwzięcie. Bądźmy

więc cierpliwi!

Większość rodziców sądzi, że ich dzieci

bez żadnego wdrażania będą panować

nad swoim gniewem dojrzale, na poziomie najwyższego szczebla. Takie podejście to

jakby przed pierwszą lekcją gry w tenisa powiedzieć uczniowi: „Uważam, że już
mógłbyś wziąć udział w turnieju wimbledońskim".

Czasem zdarza się, że rozładowanie gniewu bywa niemożliwe, na przykład

wtedy, gdy osoba, która go wywołała, jest niedostępna. W takim wypadku nastolatek
musi inaczej poradzić sobie ze swoim gniewem, najlepiej w sposób wcześniej

wyuczony (na przykład przez ćwiczenia gimnastyczne, rozmowę o bulwersującej go

sprawie z kimś dorosłym, skoncentrowanie się na innym przyjemnym zajęciu, lub
dzięki chwili samotności, która pomoże w odprężeniu się).

Można również nauczyć nastolatka radzić sobie z niektórymi rodzajami gniewu

za pomocą sztuki

rozumowego zapobiegania mu. Oznacza to wykorzystanie

aktywnego procesu myślowego w celu zniwelowania gniewu. Gdy mój syn Dawid stał

się nastolatkiem, miałem okazję zaobserwować ogromną zmianę jego umiejętności

kontrolowania gniewu. Zamiast reagować stuprocentowo emocjonalnie, Dawid
nauczył się bardziej racjonalnego podejścia.

background image

Jako świeżo upieczony nastolatek tracił czasem panowanie nad sobą, gdy

podczas gry w baseball inny zawodnik popełnił jakieś oczywiste wykroczenie

(szczególnie, jeśli był to bolesny faul). Ale któregoś lata zauważyłem wyraźne

przejawy postępu. Podczas meczu małej ligi Dawid właśnie biegł do tzw. bazy
domowej, gdy łapacz chwycił piłkę rzuconą z pola zewnętrznego. Był gotów

wyautować Dawida, gdy ten zaskoczył łapacza, przeskakując przez swoją rękawicę.

Robiąc to, niestety, wyskoczył również poza obręb bazy domowej. Akurat leżał na
brzuchu, usiłując dotknąć pola bazy, gdy łapacz, rozwścieczony zastosowanym przez

Dawida trikiem, uderzył go w twarz. Patrzyłem na tę scenę oszołomiony. Obawiałem

się, że Dawid, potężniej zbudowany niż atakujący go łapacz, zareaguje bardzo
gwałtownie. Ku mojej uldze (a także zdumieniu) syn po prostu otrzepał się z pyłu i

spokojnie odszedł, żeby odsapnąć. (W pobliżu bazy znajduje się zadaszone miejsce

— tzw.

dugout — przeznaczone dla zawodników, którzy akurat nie uderzają lub nie

przebywają na polu—przyp. tłum.). Przekonałem się wtedy, że Dawid nauczył się

radzić sobie z gniewem intelektualnie. Zrozumiał, że tamten zawodnik miał trudności

z pohamowaniem złości i wyraził ją w nieodpowiedni sposób. Mówiąc krótko, Dawid
wiedział, że zachowanie łapacza było konsekwencją problemów z panowaniem nad

swoim zachowaniem, a nie przejawem osobistej wrogości.
Wielu ludzi dorosłych źle radzi sobie ze swoim silnym gniewem. Czasem tracą

panowanie nad sobą i wyrażają swój gniew, kierując go na nieodpowiednią osobę. Są

też tacy, którzy ranią osobę, na którą są źli. za jej plecami, stosując zachowania
pośrednie, pasywno-agresywne. Dlaczego tak postępują? Ponieważ nikt nie nauczył

ich, jak inaczej można sobie radzić z gniewem. A kto ich tego nie nauczył? Ich

rodzice.

Musimy wiedzieć, że niektóre dzieci mają wrodzone trudności z prawidłowym

radzeniem sobie z gniewem—bez względu na rodzicielskie wychowanie. Na przykład

małe dzieci lub nastolatki mające pewne problemy neurologiczne są szczególnie
skłonne do zachowań pasywno-agresywnych dla neutralizowania swojego gniewu.

Szczególnie często zdarza się to w wypadkach, kiedy dzieci od dawna miewały

problemy z nauką lub percepcją. Te dzieci i nastolatki (a później dorośli) często
uciekają się do zachowań pasywno-agresywnych oraz popadają w depresję.

Codziennie jesteśmy świadkami niedojrzałych sposobów okazywania gniewu.

Widzimy kłócących się, krzyczących na siebie i obrzucających się inwektywami
mężów i żony. Znamy małżeństwa, w których obie strony chcą odegrać się na

współmałżonku i w tym celu angażują się w pozamałżeńskie romanse. Widzimy
pracowników, którzy pracują źle, aby szkodzić swojemu pracodawcy. Dyrektora

szkoły traktującego źle nauczyciela, nauczyciela, który podkopuje autorytet

dyrektora. Obserwujemy grupy interesu, których celem jest materialne zniszczenie
innych grup. Niedojrzałe przejawy gniewu spotyka się na każdym kroku. Są one

obecnie jednym z największych problemów w sferze biznesu, ponieważ kształtują złe

nastawienie zarówno pracodawców, jak i pracowników. Od sześćdziesięciu do
osiemdziesięciu procent problemów w każdej organizacji ma związek z personelem,

ponieważ niewielu ludzi potrafi dojrzale radzić sobie z gniewem. Większość z nich

doskonale potrafi go maskować w codziennych kontaktach z otoczeniem, ale
nadchodzi taki dzień, że ów gniew zostaje uzewnętrzniony w bardzo gwałtowny i

niestosowny sposób.

Jedną z najważniejszych prawd na temat gniewu, bez względu na to, kogo on
dotyczy: pracowników, związków zawodowych, rządów państw czy nastolatków, jest

background image

ta, że na pewno się pojawi. Może być rezultatem praktycznie każdego wzajemnego
kontaktu dwóch lub większej liczby osób. Kolejnym ważnym faktem jest tendencja do

kumulowania się gniewu, który stopniowo coraz trudniej kontrolować i który może

wybuchnąć, jeśli w porę nie zostanie rozładowany. A to narastanie może być
destrukcyjne! Dlatego musimy nauczyć się tłumić gniew w zarodku (jeśli jest

konsekwencją nieporozumienia) lub wentylować go powoli aż do całkowitego

zniwelowania (jeśli ma realne podstawy). Ta umiejętność nikomu nie przychodzi
łatwo. Dojrzałego wyrażania gniewu w odpowiedni, zależny od sytuacji sposób trzeba

się długo uczyć i praktycznie tę sztukę ćwiczyć.

8.

Od rodzicielskiej kontroli

do samokontroli

Gdy dziecko staje się nastolatkiem, wychowywanie powinno stopniowo zmieniać
charakter, opierając się w coraz mniejszym stopniu na rodzicielskiej kontroli, a w

coraz większym — na zaufaniu. Od niego zależą wszelkie przyznawane nastolatkowi

przywileje i swobody. Gdy dziecko jest małe i nie potrafi prawidłowa oceniać swojego
postępowania i zachowania, za jego kształtowanie w stu procentach są

odpowiedzialni rodzice. Im dziecko staje się starsze i zaczyna dążyć do niezależności,

tym bardziej pragnie samo kontrolować swoje działania i samodzielnie podejmować
decyzje. Rodzice powinni starać się, aby ten okres przejściowy przebiegał jak

najłagodniej i bez wstrząsów.

Przede wszystkim trzeba więc zaakceptować fakt, że dążenie do niezależności
jest czymś najzupełniej normalnym. Nasze dziecko w przyszłości powinno

uniezależnić się od nas, nawet jeśli ta perspektywa nie bardzo nam się podoba.

Natomiast dopóki to nie nastąpi, powinniśmy mądrze kontrolować tę drogę do
niezależności, aby była ona zgodna z tempem wszechstronnego dojrzewania naszego

nastolatka. Najlepszym wskaźnikiem jego rozwoju jest to, w jakim stopniu możemy

mu zaufać i jaka jest jego umiejętności kontrolowania swojego zachowania.

Nastolatek prawdopodobnie będzie testował wprowadzone przez nas

ograniczenia oraz naszą miłość do niego. Dlatego musimy zdecydować, jaki będzie
zakres tych ograniczeń. Czy powinny być niewielkie i stwarzać nastolatkowi szerokie

pole manewru? A może wręcz przeciwnie —bardzo surowe? Warto pamiętać, że

normalną postawą nastolatka będzie testowanie — a czasem nawet łamanie —
ograniczeń i zasad postępowania, bez względu na to, jakiej sfery dotyczą. Jeżeli

wprowadzimy wyjątkowo surowe zasady, to nastolatek na pewno zechce je

przetestować i prawdopodobnie je złamie. Jeśli zaś będą one dopuszczać dużą
swobodę, to nastolatek i tak znajdzie sposób, aby je zakwestionować czy złamać.

Skoro więc większość nastolatków poniekąd ma we krwi kwestionowanie i/lub

łamanie obowiązujących zasad, bez względu na ich charakter, to zdrowy rozsądek
nakazuje, aby początkowo były one stosunkowo surowe i restrykcyjne. Później zaś

wszystko zależy od zachowania naszego dorastającego dziecka. Jeśli okaże się godne

zaufania, to możemy stopniowo przyznawać dziecku coraz więcej swobody i
ograniczać rodzicielską kontrolę. Innymi słowy, przywileje przyznawane nastolatkowi

background image

powinny być uzależnione od tego, czy potrafi on udowodnić, że można mu zaufać. Im
bardziej pokazuje, że jest godny zaufania, tym bardziej mu ufamy. Jeśli zachowuje

się bez zarzutu, zwiększamy liczbę lub zakres przywilejów. Ale chcąc iść tą drogą,

musimy zacząć od stanowiska restrykcyjnego.

Takie podejście ma wiele zalet. Dobrze być w sytuacji pozwalającej na

ewentualne zwiększenie, a nie — ograniczenie przywilejów. Nasz kontakt z

nastolatkiem jest lepszy, gdy możemy mu pozwalać na coraz więcej; staje się
bardziej napięty, gdy musimy czegoś odmawiać lub zabraniać. Gdy nasze dziecko

dopiero rozpoczyna „karierę” nastolatka, zwłaszcza w zakresie życia towarzyskiego,

to warto, abyśmy początkowo byli nawet nieco zbyt surowi. Wtedy później możemy
sobie pozwolić na złagodzenie narzuconych dziecku zasad i przyznać mu więcej

przywilejów. Dzięki temu zyskamy sobie opinię „dobrych staruszków". Jeśli natomiast

zaczniemy od okazania tolerancji i zrozumienia, od razu pozwalając nastolatkowi na
wiele, a narzucając mało restrykcji, to później nie mamy żadnego wyboru. Możemy

tylko zwiększać ograniczenia i być „wrednymi wapniakami". Poza tym, jeżeli jesteśmy

zbyt elastyczni i łagodni, a nasz nastolatek i tak nadużyje naszego zaufania, to w ten
sposób przynosi wstyd i szkodzi nie tylko sobie, ale i całej swojej rodzinie.

Pragnę podkreślić, że niezmiernie ważne jest ustalenie takich zasad, które

pozwolą nam okazać nasze pozytywne nastawienie. Dobrze jest zacząć od

nadmiernej restrykcyjności, aby potem móc stopniowo ofiarowywać naszemu

nastolatkowi coraz więcej przywilejów. Jeśli bowiem damy mu je wszystkie od razu,
to później nie mamy czym się rządzić. Nie dysponujemy niczym, co byłoby nagrodą

za odpowiedzialne zachowanie naszego dziecka. A co gorsze, nie posiadamy żadnego

narzędzia, które pomogłoby w kształtowaniu jego postępowania i odpowiedzialności.

Celem, któremu służyć mają restrykcje, a potem przywileje, jest uczynienie z

nastolatka osoby odpowiedzialnej, godnej zaufania i niezależnej. Nasze dziecko

powinno mieć ukształtowane te cechy, gdy wejdzie w wiek dojrzały.

Realizacja tego celu nie jest łatwa. Trzeba odwagi i zdecydowania, aby

przyznawać swojemu dziecku takie przywileje, które będą proporcjonalne do jego

umiejętności kontrolowania swojego zachowania. Trzeba siły, aby umieć
przeciwstawić się presji skłaniającej do czynienia ustępstw, na które dziecko nie

zasłużyło. A te naciski często są wywierane nie tylko przez nastolatka, lecz także

przez jego rówieśników, innych rodziców, a nawet przez społeczeństwo.

Pamiętajmy przy tym o jednej ważnej prawdzie: wszystkie nastolatki wgłębi

duszy zdają sobie sprawę, że potrzebują rodzicielskich wskazówek i kontroli.

Chcą i

jednego, i drugiego. Zdaniem wielu nastolatków, rodzice ich nie kochają, a dowodem

na to jest niedostatek rodzicielskiej stanowczości i surowości (taką opinię słyszałem

na własne uszy). Mnóstwo młodych ludzi jest wdzięcznych swoim rodzicom i kocha
ich za to, że dowiedli swoich uczuć i troskliwości poprzez odpowiednie

wychowywanie, z kontrolowaniem i zakazami włącznie.

Ponoszenie konsekwencji

Jeżeli nastolatek ma odpowiednio się rozwijać i uczyć odpowiedzialnego

postępowania, to musi również nauczyć się ponoszenia

konsekwencji swojego

zachowania—przyjmowania pochwał za zachowania pozytywne i odpowiedzialne oraz

negatywnych następstw zachowań nieodpowiednich i nieodpowiedzialnych, Te

konsekwencje powinny być sprawiedliwe i proporcjonalne do czynów, a nie wynikać
na przykład z naszego aktualnego nastroju. Także i w tym wypadku powinniśmy

background image

zdawać sobie sprawę, jak ważna jest nasza rodzicielska samokontrola, a nie
kierowanie się impulsem, i podejmować decyzje rozsądne, po gruntownym

przemyśleniu problemu.

Jak to realizować?

Sądzę, że każda zasada lub decyzja powinna być umotywowana. Nastolatek ma

prawo wiedzieć, dlaczego ustalamy takie a nie inne reguły. Rodzice zaś muszą
dopilnować, żeby powody, które podają, były racjonalne i przekonujące, a nie tylko

moralistyczne. Wprowadzanie danej zasady jest oczywiście zazwyczaj motywowane

racjami moralnymi, ale podanie dziecku racjonalnego powodu jest niezbędne.
Nastolatki wkraczające w okres dojrzewania są skłonne do kwestionowania

wpajanych im przez rodziców zasad i wartości. Lepiej zrozumieją i łatwiej akceptują

zasady wynikające z przyczyn praktycznych niż moralistycznych. Właśnie nadmierne
akcentowanie racji moralnych sprawia, że wiele nastolatków zwraca się przeciwko

nim. W tym okresie buntu, a czasem nawet wrogości mądrzy rodzice starają się
rozsądnie wyjaśnić dzieciom, dlaczego życzą sobie od nich takich lub innych

zachowań. Pamiętajmy jednak, że wystarczy samo podanie powodu; nie należy

następnie go dodatkowo uzasadniać i przekonywać o jego słuszności, jak gdyby był
tezą z pracy doktorskiej. Dyskutowanie na ten temat z nastolatkiem rzadko bywa

potrzebne i ma sens. Wystarczy więc, jeśli sam powód brzmi rozsądnie. Natomiast

inicjowanie dalszej dyskusji zazwyczaj staje się wstępem do ostrej wymiany zdań,
kłótni i gniewu.

Gdy nasza Carey chciała zacząć chodzić na randki w wieku dwunastu lat,

powiedzieliśmy jej, że zgodzimy się na to, gdy będzie w odpowiednim wieku — czyli
za około cztery lata. Zostawiliśmy więc sobie duże pole manewru. Pamiętajcie, że o

wiele lepiej stopniowo obniżać wymagania, niż wprowadzać coraz ostrzejsze

restrykcje.

Carey zapytała nas wtedy: „Dlaczego?". Wyjaśniliśmy, że w naszym świecie

bardzo ważne jest nauczenie się dobrego funkcjonowania w grupie, a tę umiejętność

zdobywamy właśnie we wczesnym okresie młodzieńczym. Wielu dorosłych nie
nauczyło się tej sztuki w wieku 12—14 lat i z tego powodu są nieprzystosowani do

życia społecznego i towarzyskiego. Następnie zadałem dramatyczne pytanie: „I moja
córka miałaby stać się kimś takim?". Powiedzieliśmy Carey, że gdy już nauczy się

odpowiednio funkcjonować w grupie, to porozmawiamy o ewentualnych

dodatkowych przywilejach.

Minął rok i Carey oświadczyła nam, że już nauczyła się funkcjonowania w

grupie. Przyznaliśmy, że rzeczywiście zrobiła duże postępy. Dodaliśmy jednak, że

dobre funkcjonowanie w grupie to nie tylko zgodna koegzystencja z kolegami i
koleżankami, lecz również pozytywny wkład w działanie tych grup. Chodzi o to, aby

nie tylko w nich być i podlegać ich wpływowi, lecz samemu je kształtować.

Podkreśliliśmy, że mimo znacznych postępów, Carey daleko do roli przywódcy,
ponieważ nadal częściej wykonuje polecenia innych dzieci, niż skłania je do realizacji

własnych pomysłów. Z satysfakcją muszę powiedzieć, że z czasem Carey znacznie

rozwinęła swoje przywódcze umiejętności. Zaczęła twórczo, serdecznie, pozytywnie i
łagodnie, ale skutecznie, kształtować działania nie tylko swojej grupy kościelnej, lecz

również grup szkolnych i pozaszkolnych.

Jak chronić nastolatka

background image

Rodzice nastolatków powinni mieć ze sobą kontakt — czyli znać się osobiście na
tyle dobrze, aby zwracać się do siebie po imieniu. Jest to szczególnie ważne w

wypadku rodziców tych nastolatków, które się przyjaźnią i spędzają ze sobą dużo

czasu. Takie kontakty są bezcenne, ponieważ pozwalają na wymianę informacji,
dzielenie się wątpliwościami dotyczącymi problemów młodych ludzi oraz współpracę

w ustalaniu metod wychowawczych i ich stosowaniu.

Przypominam sobie wiele sytuacji, kiedy Carey bywała zapraszana na spotkania
towarzyskie, o których my nic nie wiedzieliśmy. Bardzo ważna była wówczas

możliwość zatelefonowania do znajomych rodziców, którzy mieli podobne wątpliwości

i wspólne ich wyjaśnienie. Rodzicom nie wolno się wahać w takich sytuacjach —
zawsze trzeba zadzwonić i wyjaśnić wątpliwości, bez względu na to, kto organizuje

prywatkę. Z przykrością muszę powiedzieć, że wielu rodziców nie tylko godzi się z

elementami niemoralnego i destrukcyjnego wpływu na młodzież, ale nawet aktywnie
go popiera.

Dlatego zawsze bez wahania powinniśmy kontaktować się z rodzicami lub

innymi dorosłymi odpowiedzialnymi za organizację spotkania i dowiedzieć, jaki będzie
jego przebieg oraz jakie zaplanowano atrakcje. Tylko w ten sposób możemy

kontrolować i chronić nastolatki. A podczas rozmowy obserwujmy uważnie postawę i
ton wypowiedzi, bo one często mówią więcej niż same słowa. Na przykład jeśli nasz

rozmówca sprawia wrażenie zadowolonego, a nawet wdzięcznego za to, że go

wypytujemy i troszczymy się o swoje dziecko, to jest to dobry znak. Dobrze jest
usłyszeć, że inny rodzic rozumie nasz niepokój, ponieważ świadczy on o

zainteresowaniu dobrem dziecka. Gdy widzę taką postawę, dziękuję Bogu za to, że

wciąż istnieją na tym świecie porządni, kochający i troskliwi rodzice, którzy
odpowiednio wychowują swoje latorośle.

Zdarza się jednak, że nasze rozsądne zainteresowanie spotyka się ze zgoła inną

reakcją. Pamiętam telefoniczną rozmowę z pewną matką, która urządzała prywatkę
dla młodzieży. Carey — wówczas piętnastoletnia — także została zaproszona. Na

moje pytania gospodyni zareagowała wrogo. Powiedziała: „To prywatne przyjęcie.

Pańska córka jest zaproszona i może przyjść lub nie. Decyzja należy do niej, a to, co
się dzieje u mnie w domu, jest wyłącznie moją sprawą!'-. Te słowa wystarczyły,

abym doszedł do wniosku, że ten dom nie jest odpowiednim miejscem dla

nastolatków.

Mimo to chciałem skłonić tamtą panią do podania kilku szczegółów.

Powiedziałem; „Rozumiem. Ale z troski o swoją córkę byłbym wdzięczny za kilka
informacji o tym przyjęciu". Moją rozmówczynię najwyraźniej rozgniewała moja

ciekawość, ale dzięki uporowi zdołałem się dowiedzieć, że nastolatki będą pić wino i

koktajl „krwawa Mary" w zmysłowej atmosferze.
W dzisiejszych czasach takie sytuacje to codzienność. Nie możemy siedzieć z

założonymi rękami i łudzić się, że nasze dzieci są pod dobrą opieką, ponieważ ktoś na

nimi „czuwa". Musimy współpracować z innymi rodzicami, aby stworzyć dzieciom
zdrowe warunki do rozrywki i rozwijania zainteresowań, oraz informować się

nawzajem o tym, co się z nimi dzieje. Nikt za nas tego nie zrobi, a wiele jest zła,

przed którym powinniśmy je chronić.

Charakter sytuacji i zaufanie

Wychowując nastolatka, trzeba między innymi pamiętać o dwóch rzeczach. Po
pierwsze — przyznawajmy mu przywileje, opierając się na wzajemnym zaufaniu. Po

background image

drugie — starajmy się sprawdzić, czy nasze dziecko potrafi poradzić sobie w
konkretnej sytuacji, zanim pozwolimy mu w niej uczestniczyć.

Te dwie zasady są tylko pozornie sprzeczne, lecz wielu rodziców nie zdaje sobie

z tego sprawy. Ufając swojemu dziecku, przyznają mu pewne przywileje, ale nie
sprawdzają okoliczności z nimi związanych — na przykład tego, czy spotkanie

towarzyskie ma odpowiedni charakter. Takie sprawdzanie wcale nie oznacza, że nie

ufamy swojemu nastolatkowi. Chodzi przecież o coś innego. Nawet jeśli nasz syn (czy
córka) jest godny zaufania i rozsądny oraz majak najlepsze intencje, to i tak może

mu zabraknąć dojrzałości, aby poradzić sobie w pewnych sytuacjach. I właśnie

dlatego my, rodzice, musimy go chronić.

Wracając do wspomnianego wcześniej przyjęcia — moja żona i ja mogliśmy

mieć pełne zaufanie do Carey. Nic wątpiliśmy w jej dobre intencje i to, że chce

zachowywać się odpowiednio. Jedyny problem polegał na tym, że była za młoda i
zbyt niedojrzała, aby właściwie postąpić w tak trudnej sytuacji.

Gdy powiedziałem Carey, że nie może iść na prywatkę, moja córka oczywiście

zapytała „Dlaczego?". Przypomniała mi, że dotychczas zachowywała się bez zarzutu i
że wie, jak powinna postępować, a my, rodzice, możemy jej ufać. Przyznałem, że ma

absolutną rację. Naprawdę byłem dumny z Carey i wiedziałem, że zasługuje na
zaufanie. Uważałem jednak, że jeszcze nie jest gotowa, aby zmierzyć się z taką

trudną i potencjalnie niebezpieczną sytuacją jak tamta prywatka. Wyjaśniłem to

Carey, posługując się swoim własnym przykładem. Ja także zachowywałem się bez
zarzutu i można było mi ufać, ale jak każdy człowiek pewnie nie zawsze potrafiłbym

oprzeć się wszystkim pokusom, choć prawdopodobnie poradziłbym sobie w prawie

każdej sytuacji zawodowej. Na dowód tego opowiedziałem Carey o tym, że podczas
służby w marynarce musiałem kiedyś podczas przepustki nadzorować moich

podkomendnych, gdy udali się do baru ze striptizem i damską obsługą w strojach

topless. Ale tam działały też pewne czynniki zewnętrzne, które zmuszały mnie do
odpowiedniego zachowania —byłem dowódcą, miałem na sobie oficerski mundur i

osobiście odpowiadałem za moich marynarzy.

Nawet po tym sprawdzianie charakteru może się zdarzyć, że jakaś pokusa okaże
się silniejsza i ulegnę jej, jeżeli nie będę odpowiednio kontrolował swojego życia. Po

cóż miałbym ryzykować utratę mojej uczciwości, zrujnowanie mojego małżeństwa,

duchowej wspólnoty, szczęścia moich dzieci i całego mojego życia? Wyjaśniłem
Carey, że właśnie dlatego nie chadzam do barów i rozrywkowych klubów. Owszem,

ufam swojemu charakterowi, ale nie mogę mieć stuprocentowej pewności, że oprę
się absolutnie każdej pokusie. Opowiedziałem Carey o pewnym znanym pastorze,

który uznał, że jego powołaniem jest duchowa opieka nad bywalcami barów. Nie

zdziwiłem się, gdy wkrótce okazało się, że całkiem zmienił dotychczasowy styl życia,
kompromitując zarówno swoją duchową służbę, jak i swoje małżeństwo.

Zdołałem uświadomić Carey, że naprawdę jej ufam, ponieważ zachowuje się

doskonale, lecz może sobie nie poradzić w pewnych sytuacjach, a niektórych zawsze
powinna unikać — podobnie jak robią to wszyscy rozsądni ludzie.

Gra na zwłokę

Powiedzmy, że przyznajemy naszemu nastolatkowi pewne przywileje, ponieważ

mu ufamy, a sytuacja, z którą są związane, obiektywnie nie budzi zastrzeżeń. Te

kryteria są spełnione, o czym trzeba powiedzieć dziecku, aby wiedziało, dlaczego
podjęliśmy taką decyzję i że nie jesteśmy arbitralni. Ale te elementy nie zawsze są

background image

wystarczające. Często bowiem zdarza się, że decyzja nie przychodzi nam łatwo i
wciąż pojawiają się nowe wątpliwości.

Pamiętam, jak kiedyś zaproszono piętnastoletnią Carey na duży jacht. Wszyscy

goście mieli w ciągu dnia pływać i nurkować, a wieczorem wziąć udział w przyjęciu
na pokładzie. Moja żona i ja nie byliśmy pewni, czy pozwolić Carey na tę wyprawę.

Atrakcje zaplanowane na dzień nie budziły naszych zastrzeżeń, natomiast

perspektywa nocnej prywatki trochę nas niepokoiła, chociaż wiedzieliśmy, że rodzice,
którzy mieli czuwać nad młodzieżą, są ludźmi rozsądnymi.

W tym miejscu pozwolę sobie udzielić moim czytelnikom praktycznej rady: jeżeli

dręczą was wątpliwości dotyczące imprezy, na którą wasz nastolatek pragnie iść, a
nie jesteście w stanie sprecyzować ich przyczyny, to w takim wypadku najlepiej grać

na zwłokę.

Ja zazwyczaj mówię coś w tym stylu: „Zabiłaś mi ćwieka, kochanie. Pozwól mi to
przemyśleć, dobrze?". W świecie nastolatków wydarzenia i sytuacje na ogół zmieniają

się tak szybko, że problem tego rodzaju często rozwiązuje się sam. (Osobiście

pamiętam tylko dwie sytuacje, kiedy tak się nie stało). Inną zaletą gry na zwłokę jest
to, że daje ona nastolatkowi czas na zastanowienie i tym samym umożliwia

samodzielne podjęcie dojrzałej decyzji. Wtedy, gdy chodziło o imprezę na łodzi, także
poprosiłem Carey o czas do namysłu. Moja córka odparła: „Dobrze, tato, ale nie

zwlekaj za długo. Muszę znać twoją odpowiedź najpóźniej w czwartek".

Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu problem, niestety, sam się nie rozwiązał.
Prywatka wciąż była aktualna, prognozy pogody—wspaniałe, a kalendarz

przypominał, że już jest czwartek. Wieczorem Carey spytała poirytowanym głosem;

„Jaka jest twoja odpowiedź, tato? Greg musi ją poznać jeszcze dziś".
Czułem, jak coś skręca mnie w żołądku, ponieważ nie byłem w stanie wymyślić

żadnej sensownej przyczyny uzasadniającej moją odmowę. Carey od dłuższego czasu

zachowywała się wzorowo. Właśnie zamierzałem udzielić jej pozwolenia, gdy ona
nagle powiedziała: „A przy okazji... (Pamiętacie ten ważny zwrot?) Greg nie dostanie

od rodziców samochodu, żeby pojechać na imprezę. Musimy wziąć jego dżipa —

wiesz, tego gruchota bez pasów bezpieczeństwa — i czeka nas przejazd przez most o
piątej po południu, w godzinach szczytu'".

Naprawdę się cieszę, że wtedy uważnie słuchałem swojej córki, ponieważ z

lekkim sercem mogłem natychmiast odpowiedzieć: „Przykro mi, ale nie możesz
pojechać na to przyjęcie".

Carey nawet nie spytała mnie, dlaczego. Od razu zatelefonowała do Grega i

poinformowała go o mojej decyzji.

Często zdarza się, że nastolatek sam udziela nam ukrytych wskazówek, gdy

chce, abyśmy odpowiedzieli na jego pytanie „nie" lub na coś nie pozwolili. Musimy
dobrze wsłuchiwać się w to, co mówi nasze dziecko, ponieważ te ukryte wskazówki

pojawiają się zazwyczaj wtedy, gdy szuka ono wyjścia z trudnej sytuacji związanej z

rówieśnikami. Jeśli nasze dziecko może użyć wtedy naszej odmowy jako
przekonującego argumentu, to zaczyna nas z dzieckiem łączyć nowa, przyjacielska

wieź. Powinniśmy pozwalać naszemu nastolatkowi wykorzystywać nas w ten sposób.

Oczywiście nie możemy wówczas tolerować kłamstw oraz ewentualnej nieuczciwości
w celu skłonienia nas do określonej reakcji.

Wracając do Carey — ona sama prawdopodobnie czuła, że przerastają

wieczorna prywatka na jachcie, i potrzebowała jakiejś wygodnej „furtki". Ja być może
wyczułem niepewność Carey i dlatego zacząłem mieć wątpliwości. Sam nie wiem.

background image

Najważniejsze jednak było to, że Carey wykorzystała nasz rodzicielski autorytet i
zrezygnowała z czegoś, co mogło się okazać nieodpowiednie.

Spojrzenie w przyszłość

Istnieje również inna strategia, którą uważam za bezcenną, gdy mamy do

czynienia z dążeniem nastolatka do niezależności i domaganiem się nowych swobód i

przywilejów. Jej podstawą jest odpowiednia reakcja rodziców na wyraźną potrzebę
niezależności nastolatka. Postawa rodziców ma bardzo duży wpływ na to, jak ich

nastolatek będzie traktował rodzicielską kontrolę i autorytet.

Jeżeli staramy się za wszelką cenę utrzymać nastolatka przy sobie (być może

dlatego, że boimy się o niego) i poniekąd dławimy jego dążenie do samodzielności i

niezależności, to konsekwencje okażą się negatywne. Jeśli dziecko podda się naszym

naciskom, to okres wchodzenia w odpowiedzialną dorosłość będzie się wydłużał.
Może wyrosnąć więc na osobę bierną, zależną od innych. Jeśli zaś będzie się

buntować przeciwko nadmiernej, ograniczającej go opiekuńczości, to nasze stosunki
z nim ulegną pogorszeniu, co stanie się źródłem konfliktów.

Jaka więc powinna być nasza postawa? Jaką filozofią powinniśmy się kierować?

Otóż najzdrowszym podejściem jest racjonalna współpraca z nastolatkiem. Wspólnie
z nim musimy dążyć do uczynienia z niego odpowiedzialnego,

niezależnego

człowieka. Jednocześnie zakładamy, że osiągniemy ten cel, gdy nasze dziecko

formalnie stanie się dorosłym, czyli pełnoletnim człowiekiem. Musimy jasno
przedstawić ten cel naszemu nastolatkowi, aby zrozumiał, że naprawdę

chcemy, aby

w określonym czasie stał się niezależny i pragniemy pomóc mu osiągnąć to stadium.

Dzięki temu będzie miał świadomość, że jesteśmy jego sprzymierzeńcami, a nie
wrogami.

Od czasu do czasu trzeba przypomnieć nastolatkowi o tym partnerstwie —

róbmy to zwłaszcza wtedy, gdy chce on postąpić niewłaściwie. Przypuśćmy na
przykład, że nastolatek zamierza iść na prywatkę, a my dowiedzieliśmy się, że będzie

to impreza dla niego nieodpowiednia. Jeśli sami jesteśmy wobec niego w porządku —

byliśmy zawsze dostępni i dbaliśmy, aby jego pojemnik emocji był pełen, a przywileje
przyznawaliśmy, ufając mu — to sytuacja jest łatwiejsza. Stosowaliśmy również

technikę gry na zwłokę, lecz tym razem problem nie rozwiązał się samoistnie.
Okazuje się, że teraz musimy powiedzieć „nie". Czujemy jednak, że nasz nastolatek

nie chce lub nie może zaakceptować naszej odmowy.

Właśnie w takich okolicznościach należy zastosować wspomnianą przeze mnie

strategię. Przekonałem się, że bardzo skutecznie pomaga ona nastolatkowi

obiektywnie ocenić sytuację i zrozumieć, że rodzice chcą jego dobra, a nie

ograniczenia niezależności. Ten trudny okres na ogół przypada na szesnasty rok życia
nastolatka. W tym czasie otrzymuje swoje pierwsze prawo jazdy, które prowokuje do

sięgania po nowe, nieznane doświadczenia. To, jak stanowczo powinniśmy sięgać po

tę strategię, zależy oczywiście od konkretnej sytuacji.

Pamiętam sesje terapeutyczne z rodzicami szesnastoletniego Randy'ego.

Chłopak uparł się, że pójdzie na koncert, którego charakter był najzupełniej

nieodpowiedni dla nastolatka. Aż do tego czasu rodzice Randy'ego skutecznie
panowali nad jego zachowaniem i rozwojem życia towarzyskiego, kierując się

wzajemnym zaufaniem i stosując technikę gry na zwłokę. Ale ta sytuacja

najwyraźniej okazała się trudniejsza. Oboje rodzice byli bliscy udzielenia Randy'emu
pozwolenia, choć wiedzieli, że popełniliby błąd. Musimy pamiętać, że nastolatek

background image

podświadomie pragnie, aby rodzice zawsze panowali nad sytuacją. Oczywiście mogą
w uzasadnionych przypadkach zmienić zdanie, ale nie dlatego, że kapitulują w obliczu

żądań nastolatka.

Poradziłem tym rodzicom, aby przyjaźnie, lecz stanowczo wyjaśnili synowi, jakie
jest ich stanowisko. Mieli uświadomić Randy'emu, że chcą, aby stał się niezależny i

samodzielnie podejmował dotyczące go decyzje, ale dopiero wtedy, gdy już będzie w

stanie to robić. Randy pół roku wcześniej skończył szesnaście lat, toteż pozostało
tylko osiemnaście miesięcy (pamiętajmy, aby ten okres zawsze podawać w

miesiącach—wtedy wydaje się krótszy) na uczynienie z Randy'ego całkowicie

niezależnego człowieka. Już za osiemnaście miesięcy będzie prawnie dorosły i będzie
można (pamiętajmy, aby powiedzieć „będzie można", a nie „będzie się" — nie

pakujmy się sami w kłopoty) od niego oczekiwać, że samodzielnie zajmie się swoimi

sprawami, zarobi na swoje utrzymanie, znajdzie sobie mieszkanie, będzie sam prał
swoje rzeczy, gotował posiłki itd.

Jeżeli te argumenty nie skłonią nastolatka do zastanowienia, choć zazwyczaj są

bardzo skuteczne, i nadal będzie pozostawał w opozycji, to musimy posunąć się
dalej. Informujemy nasze dziecko, że po ukończeniu osiemnastu lat nie będziemy

mieć wobec niego żadnych prawnych zobowiązań i dlatego w ciągu najbliższych
osiemnastu miesięcy uczynimy wszystko, co w naszej rodzicielskiej mocy, aby

przygotować go do dorosłego życia, ponieważ później kończy się nasza prawnie

usankcjonowana odpowiedzialność. Znów nie zapomnijmy użyć słowa „prawny", żeby
potem nie żałować swoich słów; rodzice mają przecież inne zobowiązania wobec

pełnoletniego dziecka.

Ta strategia bywa raczej przykra dla nastolatka i należy ją stosować tylko wtedy,
gdy w trudnych sytuacjach zawiodły wszystkie inne metody. Poza tym nastolatek

powinien być świadomy tego, że intencją rodziców rzeczywiście jest przygotowanie

go do odpowiedzialnej niezależności i dorosłości, a nie podcinanie mu skrzydeł i
utrudnienie życia.

Możemy go o tym przekonać w różny sposób. Na przykład dajemy mu jego

własną książeczkę czekową, wpłacamy na jego konto co miesiąc jakąś kwotę i
uczymy odpowiedzialności za regulowanie określonych opłat lub dokonywanie

pewnych zakupów. Dzięki temu nie tylko będziemy z nim współpracować, lecz

pomożemy mu w rozwijania jego niezależności. Nasz nastolatek początkowo
powinien być odpowiedzialny za kupowanie jedynie kilku rzeczy, ale w miarę rozwoju

określonych umiejętności może brać na siebie więcej zobowiązań. Jest to bardzo
kształcąca metoda; pomaga nauczyć się solidnego traktowania swoich obowiązków i

praktycznie przygotowuje do samodzielnego gospodarowania po osiągnięciu

pełnoletniości. Inną metodą opartą na współpracy z nastolatkiem i mającą na celu
stymulowanie niezależności (przy założeniu, że obie strony potrafią dobrze

porozumieć się ze sobą) jest rozmawianie o przyszłości nastolatka, o jego planach po

ukończeniu szkoły średniej, o wyborze zawodu lub kierunku studiów i ewentualnie
konkretnej uczelni. Przykładem twórczej, pożytecznej i zbliżającej obie strony

współpracy jest zwłaszcza dyskusja na temat zalet i wad różnych college'ów i

uniwersytetów oraz zapewnienie nastolatkowi np. możliwości uprawiania nowego
sportu lub rozwijania nowych zainteresowań.

Ustalanie ograniczeń i kar

background image

Rodzice często zastanawiają się, czy i jak powinni karać nastolatka za

nieposłuszeństwo. Nastolatki, podobnie jak wszystkie dzieci, mają duże poczucie

sprawiedliwości. Doskonale wiedzą, czy rodzice są zbyt pobłażliwi, czy też karzą zbyt

surowo w stosunku do popełnionego przewinienia. Miałem do czynienia z rodzicami
przyjmującymi i jedną, i drugą postawę. Ci pierwsi praktycznie nie są w stanie

wprowadzić żadnych zasad i konsekwentnie egzekwować ich przestrzegania, toteż są

manipulowani przez swoje dzieci. Drudzy zaś stosują zbyt bezwzględne środki. Znam
pewną nastolatkę, która za pójście do baru została przez rodziców ukarana zakazem

wychodzenia z domu (w celach towarzyskich) przez cały rok. Rodzice muszą

pamiętać o tym, że kara powinna być proporcjonalna do przewinienia. Należy w tej
dziedzinie kierować się zdrowym rozsądkiem. Mniejsze wykroczenia, na przykład

piętnastominutowe spóźnienie, zasługuje, moim zdaniem, na karę ograniczenia wyjść

z domu przez czas krótszy niż tydzień. Jeśli zaś nieposłuszeństwo się powtórzy, to
wtedy karę trzeba zwiększyć. Rzadko bywają uzasadnione ograniczenia trwające

dłużej niż dwa tygodnie, a cztery tygodnie to już limit maksymalny. Jeśli zdarzają się

często i są dłuższe niż tydzień, to znaczy, że dzieje się coś złego — może oczekiwania
rodziców są zbyt wygórowane lub stosunki łączące rodziców i dzieci nie układają się

dobrze, Bywają również inne przyczyny, które omówimy później. Przede wszystkim
pamiętajmy o tym, że nastolatki obdarzone mądrą miłością rodziców łatwiej poddają

się kontroli i dyscyplinie niż te niekochane.

Uprzejmość rodziców

Inna bardzo ważna sprawa, o której warto pamiętać, to konieczność okazywania

sympatii i uprzejmości rówieśnikom naszego dziecka. My, rodzice, powinniśmy
traktować ich uprzejmie, bez względu na naszą opinię o nich. Wiele niepotrzebnych

problemów bierze się z faktu, że jesteśmy wrogo nastawieni do kolegów i koleżanek

naszych kilkunastoletnich dzieci. Rodzice to osoby cieszące się autorytetem, ale
większość nastolatków będzie bez względu na sytuację współczuć i brać stronę tych

kolegów, którzy są źle traktowani przez ich rodziców.

Smutny przykład tego rodzaju miał miejsce w rodzinie państwa Dempsey.

Chłopak Jane nie podobał się jej rodzicom. Był od niej o kilka lat starszy i wszyscy

wiedzieli, że handluje narkotykami. Poza tym zachowywał się ordynarnie i nie
okazywał szacunku osobom na ten szacunek zasługującym.

Rodzice Jane byli w stosunku do chłopaka wyjątkowo wrogo nastawieni i nie

kryli tego bynajmniej w kontaktach z nim. Głównie z tego (a także kilku innych)
powodów Jane coraz bardziej angażowała się w tę znajomość, co stało się

ogromnym problemem matki i ojca.

Uprzejmość w stosunku do każdego, z rówieśnikami naszego nastolatka

włącznie, zawsze popłaca. Nasze dziecko na pewno ją doceni i będzie bez obaw

przyprowadzać do domu swoich przyjaciół. Poza tym wiele nastolatków nie potrafi

porozumieć się ze swoimi rodzicami i często zwraca się z problemami do innych osób.
Wspaniale jest stać się przyjacielem kolegów naszego nastolatka. Można wówczas nie

tylko im pomóc, lecz również bardziej zbliżyć się do własnego dziecka.

Gdy zaś uprzejmie traktujemy nawet tych nie akceptowanych przez nas jego
przyjaciół, to mimowolnie nie popychamy go w ich stronę, jak pośrednio zrobili to

państwo Dempsey.

W rzeczywistości nasze dziecko bardzo często pragnie porozmawiać z nami o

swoich rówieśnikach i przyjaciołach, poznać naszą opinię o nich. Natomiast w

background image

wypadku, gdy mamy do nich wrogi stosunek, nastolatek powstrzyma się od takich
dyskusji, a nasz wpływ na własne dziecko zostanie z tego powodu ograniczony.

Sytuacje nietypowe

Nasze dotychczasowe rozważania i wnioski dotyczą sytuacji typowych. Zdarza

się jednak, że rodzice stają w obliczu problemów o nietypowym charakterze. Jeżeli

nastolatek—mimo bezwarunkowej miłości i odwoływania się do jego rozsądku —
bezustannie stwarza trudności natury wychowawczej, to prawdopodobnie boryka się

z poważniejszymi kłopotami i potrzebuje fachowej pomocy.

Istnieje kilka problemów występujących w wieku dojrzewania, z którymi rodzice
mogą sobie nie poradzić. Jednym z nich jest depresja — często kompleksowa i

zdradliwa, gdy dotyczy nastolatka. Drugi problem, który dotyka coraz więcej młodych

ludzi, to zaburzenia procesu myślowego, czyli trudność kontrolowania swojego
myślenia. Jeszcze inny, wymagający specjalistycznej interwencji, to zaburzenia

neurologiczne z konsekwencjami natury emocjonalnej.
Lekarz musi także brać pod uwagę ewentualne zaburzenia charakterologiczne. O

ich istnieniu może świadczyć na przykład niezdolność nastolatka do odpowiedniego

radzenia sobie z gniewem. Zachowanie nastolatka czasem bywa trudne do
kontrolowania z powodu działania w rodzinie różnych, niekiedy sprzecznych sił, i

nieodpowiednich układów rodzinnych. W rzeczywistości problemy nastolatka mogą

być spowodowane lub pogłębione przez każdą kombinację tych czynników. Problemy
te stają się coraz bardziej powszechne, toteż mądrzy rodzice powinni od razu starać

się nimi zająć, zanim rozwiną się. Większość problemów można rozwiązać, jeśli

nastolatkiem zajmie się kompetentny, wykształcony i doświadczony terapeuta, który
będzie współpracował z rodzicami.

W ostatnich latach specjaliści z dziedziny edukacji, medycyny i zdrowia

psychicznego zrobili duży krok do przodu w zakresie kompleksowego zrozumienia
problemu zwanego zaburzeniem w koncentracji uwagi (ang.

attention deficit

disorder) lub zaburzeniem braku koncentracji uwagi związanym z nadmierną

aktywnością (ang.

attention deficit hyperactive disorder). W tym miejscu omówimy

jedynie kilka najważniejszych aspektów tego zaburzenia.

Przede wszystkim przykre jest to, że cierpiące na nie dzieci uważa się za

nienormalne. Miałem do czynienia z setkami takich dzieci i z przekonaniem twierdzę,

że wcale

nie są nienormalne. Prawie każde z nich ma jakieś wyjątkowe zdolności, ale

rzadko udaje się je odkryć, ponieważ zmaga się ono z problemami szkolnymi oraz
niską samooceną, z depresją i/lub kłopotami, jakie stwarzają zachowania pasywno-

agresywne. Dzieci te rodzą się z dwoma zasadniczymi problemami. Pierwszy to

hiperaktywność (nadmierna aktywność, nadpobudliwość), która w praktyce oznacza
bardzo krótki okres koncentracji uwagi. Dzieci te nie są w stanie wystarczająco długo

skupiać się na konkretnym zagadnieniu intelektualnym i dlatego nie przyswajają

sobie wiedzy w takim stopniu, jaki wyznacza ich poziom umysłowy.

Drugi problem polega na tym, że owe dzieci (zarówno te młodsze, jak i

nastolatki) mają kłopoty natury percepcyjnej. Nie oznacza to bynajmniej

nieprawidłowości w budowie lub funkcjonowaniu ich oczu lub uszu. Informacje są
odbierane prawidłowo i przekazywane do mózgu. Tam podlegają przetworzeniu i na

tym etapie zostają odkształcone. Dlatego informacja docierająca do świadomości

dziecka jest

niezupełnie tym samym, co ono widzi lub słyszy (stopień owego

odkształcenia bywa różny).

background image

Wyjaśnianie powodów tych zaburzeń nie wchodzi w zakres tematyki tej książki.
Koniecznie musimy jednak wiedzieć o tym, że z powodu owego ułomnego

postrzegania świata każde z tych dzieci czuje się niekochane i niechciane. Błędnie

odbiera uczucia otrzymywane od innych ludzi, podobnie jak inne informacje. Nasze
uczucia wobec niego, niestety, odbiera negatywnie. Dlatego tak trudno sprawić, aby

poczuło się naprawdę kochane i ważne. Ta sytuacja w miarę upływu lat coraz

bardziej sprzyja depresji i kumulowaniu się gniewu. W końcu depresja i gniew
(przejawiający się głównie zachowaniami pasywno-agresywnymi) stają się

największym problemem dziecka i jego rodziców. Może to nastąpić w każdym wieku,

ale depresja zaostrza się na ogół około dziesiątego roku życia, a zachowania
pasywno-agresywne stają się naprawdę niepokojące, gdy dziecko wchodzi w okres

dojrzewania. W tym czasie normalne zachowania pasywno-agresywne, typowe dla

wieku dojrzewania, nakładają się na zachowania pasywno-agresywne będące
konsekwencją zaburzeń koncentracji uwagi, co sprawia, że dziecko wkracza w

niezwykle trudny okres swojego życia. Niech Bóg ma w swojej opiece zarówno to

dziecko, jak i jego rodziców.
Jest więc niesłychanie ważne, abyśmy rozumieli, że takie dziecko jest normalne,

ale możliwe, że boryka się z poważnymi problemami w postaci np. depresji i
skłonności do zachowań pasywno-agresywnych, przy których bledną kłopoty z

nadaktywnością i zaburzenia w przyswajaniu wiedzy. Większości dzieci cierpiących na

zaburzenia koncentracji uwagi może pomóc tylko specjalistyczne, indywidualne
kształcenie i zapewnienie odpowiednich leków. Oczywiście przynosi to korzyści;

szkoda tylko, że na ogół ignoruje się znacznie ważniejszą i bardziej niebezpieczną w

skutkach depresję i zachowania pasywno-agresywne.
Drodzy rodzice dzieci z zaburzeniami koncentracji uwagi, proszę mi wierzyć, że

jeśli wasz nastolatek otrzymuje to, co powinien, to rokowania dla niego są co

najmniej dobre. Oznacza to, że wasze dziecko

w końcu pokona swoje problemy.

Pamiętajcie, że minie sporo czasu, zanim to nastąpi, ponieważ chodzi o proces

bezpośrednio związany z

rozwojem dziecka. Codziennie dostarczajcie więc tego,

czego wasz nastolatek potrzebuje. Oto, co powinniście robić:
1. Starajcie się poszerzać swoją wiedzę na temat zaburzeń koncentracji uwagi.

2. Pamiętajcie o tym, że wasze dziecko nie jest nienormalne, lecz może mieć

problemy w pewnych dziedzinach. Ale przecież żadne dziecko nie jest doskonale!
3. Dwukrotnie przeczytajcie bardzo uważnie (a nawet nauczcie się go na pamięć!)

rozdział dziewiąty traktujący o depresji wieku młodzieńczego. Jeśli tego nie zrobicie,
to możecie nie zauważyć u waszego dziecka ewentualnych oznak depresji i nie

zapewnicie mu natychmiastowej pomocy. Jeżeli zaś jego depresja wejdzie już w

średnie stadium, jak najszybciej skorzystajcie z pomocy specjalisty.
4. Może zabrzmi to dziwnie, ale proszę: przez cały tydzień czytajcie rozdział szósty i

siódmy, zanim pójdziecie spać. Najtrudniejszym elementem wychowywania

nastolatka jest, moim zdaniem, radzenie sobie z jego gniewem. Jeżeli przeczytacie
rozdział szósty i siódmy tylko jeden raz, to prawdopodobnie przez kilka dni zdołacie

zachować odpowiednią postawę, lecz później stopniowo zaczniecie coraz częściej

zapominać o niej i nieprawidłowo reagować na gniew waszego dziecka. Dlatego
czytajcie te rozdziały co wieczór, starając się „zaprogramować" na najbliższe

dwadzieścia cztery godziny. Musicie bowiem postępować konsekwentnie.

5. Pamiętajcie o tym, że naprawdę trudno sprawić, aby nastolatek z deficytem
uwagi poczuł się autentycznie kochany. Aby osiągnąć ten cel, musimy bardzo

background image

dokładnie pamiętać o wszystkich elementach ważnych w okazywaniu dziecku miłości
(kontakt wzrokowy, kontakt fizyczny, skupiona uwaga, pełne miłości wychowywanie).

Trzeba również pamiętać, że nastolatek z deficytem uwagi może błędnie

interpretować kary cielesne jako przejaw gwałtowności, a następnie usprawiedliwiać
nimi swoją gwałtowność.

9

Depresja wieku młodzieńczego

Depresja wieku młodzieńczego to złożone, ukryte i niebezpieczne zjawisko. Jest

złożone z powodu wielu skomplikowanych przyczyn i skutków. Jest ukryte, ponieważ
prawie zawsze długo trwa jego identyfikacja — nawet nastolatki, których ono

dotyczy, nie wiedzą, co przeżywają — a często zostaje zdiagnozowane dopiero

wtedy, gdy zdarza się tragedia. Jest niebezpieczne, ponieważ miewa groźne
konsekwencje — począwszy od złych wyników w nauce, a skończywszy na

samobójstwie.

W mojej zawodowej praktyce miałem do czynienia z wieloma nastolatkami,

które usiłowały zrobić sobie krzywdę lub się zabić. Te próby na ogół są szokiem dla

rodziców i przyjaciół. Wszyscy wokół do tej pory byli bowiem święcie przekonani, że

te dzieci nie miały żadnych problemów.
Depresja nastolatków jest trudna do stwierdzenia, ponieważ jej objawy są inne

niż klasyczne symptomy depresji ludzi dorosłych. Na przykład nastolatek w łagodnej
depresji zachowuje się i rozmawia całkiem normalnie. Nie przejawia żadnych

zewnętrznych oznak depresji. Dowodem jej istnienia jest ponure fantazjowanie,

dziwne sny lub sny na jawie. Łagodną depresję może zidentyfikować tylko ktoś, kto
zna procesy myślowe nastolatka i treść jego myśli. To stadium depresji potrafi

wykryć niewielu specjalistów.

Nastolatek pogrążony w depresji umiarkowanej także zachowuje się i rozmawia
normalnie. Ale w tym stadium w jego wypowiedziach pojawia się temat śmierci,

problemy zdrowotne, kryzysy. Ta faza depresji może jednak również być trudna do

wykrycia, ponieważ takie tematy porusza wielu ludzi.

Kilka lat temu zatelefonowała do mnie pewna zaniepokojona matka

czternastoletniego chłopca. Zastanawiała się, czy jej syn przypadkiem nie potrzebuje

fachowej pomocy. Zdaniem tej mamy, chłopiec zachowywał się normalnie, wyglądał
normalnie i rozmawiał normalnie. Jej niepokój wzbudziła natomiast pewna uwaga,

którą chłopiec uczynił, oglądając dziennik telewizyjny. Chłopiec powiedział coś w tym

rodzaju: „Na tym świecie wszystko dzieje się coraz gorzej. Zastanawiam się, czy nie
byłoby lepiej po prostu umrzeć". U tego chłopca stwierdzono umiarkowaną depresję.

U osób dorosłych umiarkowana depresja przejawia się w bardzo szkodliwy

sposób. Często powoduje bezsenność, problemy z odżywianiem się, uniemożliwia lub

w dużym stopniu utrudnia człowiekowi codzienne funkcjonowanie w różnych

dziedzinach—w rodzinie, w pracy itd. Może mieć niebezpieczne konsekwencje, z
samobójstwem włącznie.

Umiarkowana depresja nastolatków jest równie poważna jak depresja dorosłych.

Obie są dokładnie takie same pod względem biochemicznym i neurohormonalnym.
Ale ich przejawy bywają diametralnie różne. Pogrążony w umiarkowanej depresji

background image

dorosły zazwyczaj wygląda okropnie, czuje się beznadziejnie i z trudem wykonuje
swoje obowiązki. A nastolatek? W większości wypadków tylko ten pogrążony w

głębokiej depresji wygląda na bardzo przygnębionego. Gdy mówimy: „O rany, ten

chłopak chyba jest w depresji!", to prawdopodobnie mamy przed sobą młodzieńca,
który z powodu depresji jest bliski samobójstwa.

Depresję nastolatka trudno rozpoznać, ponieważ młodzież umieją doskonale

maskować. Młodzi ludzie potrafią sprawiać wrażenie osób zadowolonych i
beztroskich, chociaż w rzeczywistości są w okropnym stanie. To zjawisko często bywa

nazywane

depresją z uśmiechem. Nastolatki przyjmują tę pozę całkiem nieświadomie

i robią to głównie wtedy, gdy przebywają w towarzystwie innych ludzi. Natomiast gdy
są same, stają się sobą, i wtedy można się zorientować, że coś nie jest w porządku.

Sposobem na rozpoznanie ewentualnej depresji nastolatka jest więc obserwowanie

dziecka wtedy, gdy ono o tym nie wie. Wyraz twarzy nastolatka zmienia się w
zadziwiający sposób. Gdy jest sam, ma niezwykle smutną minę i wygląda jak

uosobienie bezbronności. Ale gdy tylko się zorientuje, że ktoś na niego patrzy,

natychmiast przywdziewa uśmiechniętą maskę, jak gdyby wszystko było w idealnym
porządku. Uważne, lecz dyskretne obserwowanie swojego dziecka to dość skuteczny

sposób wykrywania depresji, choć nie jest to metoda najlepsza.

Jak stwierdzić depresję

W jaki sposób możemy wykryć depresję, aby móc przeciwdziałać, zanim zdarzy
się tragedia? Jest absolutnie konieczne, żebyśmy rozpoznali ją we wczesnym

stadium, ponieważ nie leczona przynosi dzieciom wiele szkody. Pogrążony w depresji

nastolatek bywa bardzo podatny na szkodliwy wpływ rówieśników, może uzależnić
się od alkoholu i narkotyków, popełniać przestępstwa, eksperymentować z seksem

oraz zachowywać się antyspołecznie, a także podejmować próby samobójcze.

Najlepszy sposób identyfikowania depresji nastolatka polega na poznaniu

różnych jej objawów i procesu ich rozwoju. Jest niezmiernie ważne, aby szczegółowo

zapoznać się z całym zespołem symptomów, ponieważ jeden lub dwa nie oznaczają

jeszcze prawdziwej depresji. Depresja to proces biochemiczny i neurohormonalny,
który w wypadku nastolatka rozwija się powoli i trwa całe tygodnie lub nawet

miesiące.
Zanim omówimy specyficzne objawy depresji wieku młodzieńczego, powinniśmy

sobie uświadomić, że u pogrążonego w niej nastolatka czasem ujawnia się jeden (lub

więcej) klasyczny symptom depresji wieku dojrzałego, np. poczucie bezradności i
beznadziejności, zniechęcenie i rozpacz; problemy ze spaniem (za dużo lub za mało

snu); problemy związane z odżywianiem (niedojadanie lub przejadanie się, którym

towarzyszy spadek wagi ciała lub jej wzrost); brak energii; niskie poczucie własnej
wartości; problemy z panowaniem nad swoim gniewem.

Przyjrzyjmy się teraz konkretnym objawom depresji wieku młodzieńczego.

1.

Skrócenie czasu koncentracji uwagi. Pierwszym zauważalnym objawem łagodnej

depresji jest obniżenie zdolności do skupiania uwagi przez dłuższy czas. Nastolatek

potrafi ją skoncentrować tylko na krótko. Jego umysł szybko znajduje inne obiekty

zainteresowania i nastolatek coraz bardziej się rozprasza. Sprawia wtedy wrażenie
osoby myślącej o „niebieskich migdałach". To skrócenie czasu koncentracji uwagi

staje się widoczne, gdy nastolatek usiłuje odrabiać lekcje. Wtedy przekonuje się, że

coraz trudniej przychodzi mu długotrwałe skupienie uwagi na konkretnym szkolnym
temacie. A na dodatek im bardziej się stara, tym mniej udaje się mu osiągnąć.

background image

Oczywiście prowadzi to do frustracji, ponieważ zaczyna uważać się za głupiego lub
tępego. Dochodzi do wniosku, że ma braki intelektualne i dlatego nie daje sobie rady

ze swoimi obowiązkami. Łatwo sobie wyobrazić, jak działa to na jego poczucie

własnej wartości.
2.

Sny na jawie. Skrócenie czasu koncentracji uwagi ma niekorzystny wpływ na

udział nastolatka w zajęciach lekcyjnych. Początkowo może koncentrować się na

nauce przez prawie całą lekcję i bujać w obłokach tylko pod koniec. Jednak w miarę
pogłębiania się depresji i skracania czasu koncentracji uwagi nastolatek myśli o lekcji

coraz mniej, a coraz więcej śni na jawie. W tym okresie rozwoju depresji najłatwiej

może ją zidentyfikować nauczyciel. Bujanie w obłokach, niestety, zazwyczaj bywa
uważane za przejaw lenistwa i braku obowiązkowości. Należy jednak pamiętać

również o tym, że wystąpienie tylko jednego lub dwóch objawów — takich jak sen na

jawie lub krótszy okres koncentracji uwagi — nie jest jednoznacznym dowodem
istnienia depresji wieku młodzieńczego. Dopiero stopniowe pogłębianie się zespołu

różnych objawów potwierdza ten stan.

3.

Złe wyniki w nauce. Logiczną konsekwencją występowania i pogłębiania się

dwóch wyżej wymienionych symptomów jest pogarszanie się wyników w nauce.

Proces ten bywa jednak tak powolny, że często trudno od razu go zauważyć. Z tego
powodu rzadko wiąże się go z depresją. W rzeczywistości zarówno nastolatek, jak i

jego rodzice oraz nauczyciele na ogół zakładają, że prawdopodobnie materiał jest za

trudny do przyswojenia lub że nastolatek zaczyna bardziej interesować się innymi
sprawami. Autentyczne zaniepokojenie wzbudziłoby nagłe i znaczne obniżenie

szkolnych ocen, na przykład z piątek od razu na dwójki lub pałki. W praktyce dzieje

się inaczej — spadają one stopniowo, z piątek i piątek z minusem na czwórki z
plusem, nieco później na czwórki. Takie oceny jeszcze nie są sygnałem alarmowym

wskazującym na depresję. Dlatego w tej fazie rzadko bierze się ją pod uwagę.

4.

Nuda. Nastolatek, który coraz więcej czasu spędza na bujaniu w obłokach, czuje

się stopniowo coraz bardziej znudzony. Nuda to stan zdarzający się wielu

nastolatkom (zwłaszcza we wczesnym stadium dojrzewania), ale okresy znudzenia na

ogół nie trwają długo. Normalna nuda ogarnia nastolatka na godzinę lub dwie,
czasem — na cały wieczór lub dzień, rzadko — na dwa dni. Jeśli jednak utrzymuje się

dłużej (przez kilka lub więcej dni), to nie jest zjawiskiem normalnym i powinna dać

nam do zrozumienia, że coś dzieje się źle. Niewiele rzeczy uważam za równie
niepokojące, jak przedłużająca się nuda doskwierająca nastolatkowi, zwłaszcza temu

w młodszym wieku. Znudzenie nastolatka zazwyczaj przejawia się jego chęcią do
spędzania coraz dłuższego czasu w samotności. Nastolatek po prostu leży wtedy na

łóżku, śni na jawie i np. słucha muzyki. Znudzony nastolatek traci zainteresowanie

wieloma rzeczami, które do tej pory sprawiały mu przyjemność, np. zajęciami
sportowymi, modnymi ubraniami, samochodami, swoim hobby, rozrywkami,

spotkaniami towarzyskimi i kościelnymi, chodzeniem na randki.

5.

Depresja somatyczna. W miarę pogłębiania się stanu znudzenia nastolatek

stopniowo pogrąża się w depresji umiarkowanej. Na tym etapie zaczyna cierpieć z

powodu czegoś, co nazywam

depresją somatyczną. Używam tego terminu, ponieważ

w tej fazie (mimo tego, że jest sprawą natury fizjologicznej lub wynika z zaburzeń
biochemiczno-neurohormonalnych) objawy zaczynają być przykre pod względem

fizycznym. Zdarza się, że nastolatek odczuwa ból; może on pojawić się w różnych

miejscach, najczęściej jednak daje o sobie znać w dolnej części klatki piersiowej lub
jest typowym bólem głowy. Takie objawy depresji miewa wiele nastolatków.

background image

6.

Izolacja. Oznacza ona odsunięcie się od rówieśników. A co gorsze, czasem nie

polega na ich unikaniu, lecz traktowaniu ich w sposób tak wrogi, agresywny i

nieprzyjemny, że oni sami się odsuwają. W rezultacie nastolatek staje się bardzo

samotny. A ponieważ skutecznie zraził do siebie dobrych przyjaciół, więc często
wpada w złe towarzystwo — na przykład rówieśników, którzy używają narkotyków i

miewają inne poważne kłopoty. W ten sposób sytuacja zaczyna być niebezpieczna.

Długotrwała nuda miewa rozmaite konsekwencje. W tym stadium depresji

nastolatek może odczuwać bardzo silne i czasem trudne do zniesienia bóle, a jego

wytrzymałość w końcu się wyczerpuje. Po pewnym czasie nastolatek rozpaczliwie

pragnie, aby jego cierpienie skończyło się. Zadziwiające jest to, że nawet wtedy nie
zawsze zdaje sobie sprawę ze swojej depresji. Potrafi niesłychanie skutecznie sam

siebie oszukiwać. Właśnie ta negacja sprawia, że depresja staje się oczywista

najczęściej dopiero wtedy, gdy dochodzi do tragedii.

Aktywne rozładowywanie depresji

Gdy pogrążony w depresji, umiarkowanej lub poważnej, nastolatek nie jest już

w stanie dłużej jej znieść, podejmuje pewne działania, które mają na celu złagodzić

udrękę i rozpacz. Te działania noszą miano „aktywnego rozładowywania depresji".
Przybiera ono bardzo różne formy.

Chłopcy bywają bardziej gwałtowni od dziewcząt. Często usiłują zmniejszyć siłę

objawów depresji za pomocą kradzieży, kłamstwa, udziału w bójkach, szybkiej jazdy
samochodem lub przez inne aspołeczne zachowania. Jednym z najczęściej

spotykanych zachowań kryminalnych typowych dla chłopców jest

włamywanie się do

cudzych domów. Robienie czegoś, co wydaje się podniecające i niebezpieczne, do
pewnego stopnia łagodzi cierpienia związane z depresją. Włamaniu towarzyszy

podniecający dreszczyk emocji, toteż jest on często sposobem odreagowania wśród

chłopców pogrążonych w depresji.
Chłopcy włamują się również z innych powodów, dlatego mając do czynienia z

młodocianym pacjentem, który popełnił taki czyn, zawsze najpierw staram się ustalić,

czy rzeczywiście motywem działania była depresja nastolatka. Ma to zasadnicze
znaczenie, ponieważ pogrążonego w depresji pacjenta nie można wyleczyć za

pomocą profesjonalnej terapii, jeśli równocześnie z nią nie leczy się depresji.
Ignorowanie lub niedostrzeganie depresji to niezmiernie szkodliwe zaniedbanie. A

większość instytucji zajmujących się problemami młodzieży skupia swoją uwagę na

zachowaniu i, niestety, nie dostrzega depresji, będącej przyczyną problemów wielu
dzieci.

Dziewczęta rozładowują depresję w mniej gwałtowny sposób, choć i to się

zmienia pod wpływem szkodliwych, pełnych przemocy wzorców oferowanych przez
środki masowego przekazu. Typową dla dziewcząt metodą rozładowywania depresji

jest swoboda seksualna. Stosunek seksualny i fizyczna bliskość drugiego człowieka

łagodzi cierpienie spowodowane przez depresję. Niestety, po zakończeniu zbliżenia te
biedne dziewczyny zazwyczaj czują się jeszcze gorzej. Są bardziej przygnębione niż

przedtem, co bierze się z uczucia z poniżenia. Przyczyną swobody seksualnej

dziewcząt jest prawie zawsze depresja i niskie mniemanie o sobie. Lecząc ich
depresję, możemy w dużym stopniu im pomóc. I odwrotnie — ignorując ją, nie

możemy im pomóc prawie wcale.

Pogrążony w depresji nastolatek czasem ucieka się do innych metod jej

rozładowywania i na przykład może zacząć się narkotyzować. Marihuana i depresja to

background image

bardzo niebezpieczne połączenie, ponieważ marihuana rzeczywiście poprawia
samopoczucie przygnębionego nastolatka. Ale nie jest ona środkiem

antydepresyjnym; po prostu chwilowo przynosi ulgę w cierpieniu. Gdy jednak

narkotyk przestanie działać, cierpienie powraca. Nastolatek musi więc zwiększyć
dawkę, aby poczuć taką samą ulgę jak poprzednio. Właśnie tak najczęściej uzależnia

się od marihuany i zaczyna stosować ją regularnie. Inne narkotyki działają podobnie

na pogrążonego w depresji nastolatka. Jeśli więc staramy się pomóc
kilkunastoletniemu narkomanowi, zawsze musimy ustalić, jak wielką rolę w jego

wypadku odgrywa depresja. Bardzo niepokoi mnie fakt, że wiele instytucji i

specjalistów zajmujących się sprawami narkomanii wśród młodzieży nie dostrzega lub
bagatelizuje depresję.

Kolejnym sposobem rozładowywania depresji przez nastolatka może być

próba

samobójcza. Czasem bywa ona jedynie sposobem na zwrócenie uwagi otoczenia. Ale
zdarza się i tak, że nastolatek naprawdę chce odebrać sobie życie. Dziewczęta

częściej podejmują tylko próby samobójcze, natomiast chłopcy są w swym działaniu

bardziej skuteczni, to znaczy częściej rzeczywiście odbierają sobie życie. Dziewczęta
stosują na ogół mniej gwałtowne środki, na przykład tabletki nasenne. Natomiast

chłopcy często w tym celu sięgają po broń palną. Z tego powodu znacznie łatwiej
uratować dziewczynę niż chłopca. Widziałem jednak wiele dziewcząt, które naprawdę

były bliskie śmierci lub umarły. To straszna tragedia!

Jak zaradzić łagodnej depresji

Co robić, aby pomóc nastolatkom pogrążonym w depresji? Przede wszystkim,

aby zapobiegać tragedii, musimy zidentyfikować ją we wczesnym stadium. Dlatego
powinniśmy dobrze znać objawy depresji wieku młodzieńczego. Informacji na ten

temat najbardziej potrzebują rodzice oraz osoby mające częsty kontakt z

nastolatkami, na przykład nauczyciele, szkolni doradcy, pracownicy instytucji
zajmujących się sprawami młodzieży. Depresja w swojej łagodnej postaci jest łatwa

do powstrzymania i wyleczenia.

Większość przypadków depresji ma skomplikowane podłoże, lecz często istnieje
jeden specyficzny, główny czynnik, który w pewnym momencie zaczyna dziecko

przytłaczać i wywołuje całą serię objawów. Może nim być na przykład śmierć,
choroba lub wyjazd osoby ważnej dla nastolatka, rozczarowanie spowodowane takim

wydarzeniem jak rozwód rodziców lub konflikt między nimi, a także przeprowadzka w

nieznane miejsce. W takich sytuacjach nastolatek czuje się samotny, niechciany i
niekochany. Wówczas zasadnicze znaczenie ma pokazanie dziecku, że nam na nim

zależy i że je kochamy. Przekonujemy je o tym, spędzając z nim tak dużo czasu, aż

przestaną działać mechanizmy obronne jego psychiki i znów możliwe będzie
wzajemne porozumienie. Wtedy ważne będzie okazanie mu naszej miłości poprzez

kontakt wzrokowy i fizyczny oraz ofiarowanie dziecku naszej pełnej uwagi.

W wypadku, gdy szkodliwym czynnikiem jest konflikt w rodzinie, na przykład

rozwód, nastolatek potrzebuje pomocy w radzeniu sobie z własnymi uczuciami

dotyczącymi owego problemu. Jest szczególnie ważne, aby zdał sobie sprawę z tego,

że rozwód nie jest jego winą — że absolutnie nie mógł mu zapobiec.
Nastolatki są wyjątkowo wrażliwe na problemy, które dzielą rodziców. Niestety,

większość ludzi uważa, że nastolatek, który skończy szkołę i opuści rodzinny dom,

przestaje się przejmować tym, co dzieje się między matką i ojcem. W rzeczywistości
zaś jest zupełnie inaczej.

background image

Pamiętam pierwszą wizytę, którą złożyliśmy Carey, gdy rozpoczęła studia w

college'u. Tamtego wieczoru poszliśmy coś zjeść razem z mniej więcej

dwudziestoosobową grupą przyjaciół naszej córki. Wszystkie jej koleżanki i wszyscy

koledzy byli studentami pierwszego roku i po raz pierwszy przebywali z dala od
domu. Byli pod wrażeniem nowej uczelni, nowych znajomych i w ogóle życia

studenckiego, lecz przyznawali się również do tęsknoty za rodzicami. Mówili, że oni

zbyt rzadko komunikują się z nimi. Rodzice zbyt rzadko telefonowali do swoich dzieci,
prawie nie pisali do nich listów i nie przyjeżdżali w odwiedziny.

Większość rodziców po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo

dramatyczny bywa ten okres w życiu młodego człowieka i jakie znaczenie ma dla
niego świadomość posiadania trwałego oparcia w bliskiej rodzinie. Chyba najgorszym

czasem na przeprowadzanie rozwodu jest dłuższy wyjazd nastolatka z domu. Takie

opuszczenie domu — zwłaszcza po raz pierwszy — to najbardziej niepokojąca,
budząca obawy i pozbawiająca poczucia bezpieczeństwa część życia każdego

człowieka. W tym czasie zasadniczym źródłem jego siły są rodzice i dom, w którym

się wychował. Rozwód niszczy to źródło stabilności. Naprawdę zadziwiające, jak
bardzo ludzie tego nie rozumieją i jak wielu rodziców rozwodzi się wkrótce po

wyjeździe dziecka na studia. Ten fakt bardzo istotnie wpływa na kształtowanie się
systemu wartości młodego człowieka i podkopuje jego przeświadczenie o świętości

małżeństwa. Wkraczającemu w dorosłość nastolatkowi trudno później rozładować

negatywne uczucia wywołane przez rodziców, takie jak frustrata, gniew, niepokój,
strach i poczucie odrzucenia. Zdarza się, że dźwiga ten ciężki bagaż, gdy sam zakłada

rodzinę. Te nie rozwiązane konflikty źle wpływają na jego związek.

Depresja umiarkowana i poważna

W miarę pogłębiania się depresji pojawiają się poważne komplikacje. Dotyczą

one procesów myślowych nastolatka. W stadium umiarkowanym i poważnym
stopniowo traci on zdolność do jasnego, logicznego i racjonalnego myślenia.

Pogarsza się jego umiejętność oceniania, zachowywania zdrowego dystansu do

otoczenia; coraz bardziej koncentruje się on na chorobliwych problemach. Deformuje
się jego postrzeganie rzeczywistości, zwłaszcza ma fałszywe mniemanie o tym, co

sądzą o nim inni ludzie. Nastolatek coraz częściej dochodzi do wniosku, że wszystko
jest smutne, nic nie warte, a życie nie ma żadnego sensu.

Gdy zaburzenia procesów myślowych stają się poważne i nastolatek coraz gorzej

radzi sobie z myśleniem i komunikowaniem się, sesje terapeutyczne przynoszą coraz
mniej korzyści. To bardzo niebezpieczna sytuacja. Jak bowiem można pomóc

nastolatkowi, jeśli nie sposób porozumieć się z nim? Wtedy niezbędna staje się

pomoc medyczna, ponieważ w tym stadium (gdy nastolatek przestaje myśleć i
postępować racjonalnie, rozsądnie i logicznie) młody człowiek zaczyna rozładowywać

swoją depresję autodestrukcyjnie.

Depresja wieku młodzieńczego nie jest jakąś przypadłością, która z czasem po
prostu mija. Ten stan na ogół się pogłębia i wymaga szybkiego zdiagnozowania oraz

odpowiedniego leczenia.

Depresja a narkotyki

Jak już wspomniałem, pogrążony w depresji nastolatek łatwo może popaść w

narkomanię, ponieważ wiele narkotyków, zwłaszcza marihuana, blokuje lub tłumi
związane z depresją cierpienie. To zadziwiające, jak wiele nastolatków i dorosłych

background image

sądzi, że marihuana jest całkiem nieszkodliwa, choć codziennie widzimy efekty tego
zdradliwego narkotyku.

Pamiętam przypadek pewnego piętnastoletniego chłopca. Przyjęto go do

szpitala z powodu stosowania narkotyków, poważnej depresji i problemów natury
behawioralnej. Wykonano podstawowe badania lekarskie i analizę krwi. Stwierdziłem,

że pacjent ma poważną anemię. Z powodu narkomanii jego ciało stopniowo traciło

zdolność do wytwarzania czerwonych krwinek. Przed rozpoczęciem terapii mającej na
celu rozwiązanie problemów psychicznych, musiałem przekazać chłopca na oddział

uniwersyteckiego centrum medycznego, aby przeprowadzono transplantację szpiku

kostnego. Rokowania dotyczące stanu chłopca były mało optymistyczne.
W ten sposób wracamy do rodzicielskiej kontroli postępowania nastolatka, czyli

do naszego obowiązku przyznawania przywilejów i swobód w zależności od tego, czy

dziecko jest godne zaufania, solidne i rozsądne. Jeżeli nastolatek rzeczywiście czuje,
że go kochamy i że zależy nam na nim, to prawdopodobnie chętnie nas wysłucha i

weźmie pod uwagę nasze rady dotyczące jego bezpieczeństwa. Dlatego musimy się

starać, aby emocjonalny pojemnik naszego dziecka zawsze był pełny. Wtedy
będziemy mogli pomagać dziecku unikać szkodliwych konsekwencji ulegania presji

rówieśników namawiających do zażywania narkotyków. Musimy także często
przypominać swojemu nastolatkowi, aby zachował niezbędną ostrożność i nigdy nie

pił lub nie jadł czegoś, co może zawierać narkotyk ukradkiem przez kogoś dodany.

Na każdym przyjęciu, gdzie nie ma absolutnej pewności co do oferowanych drinków,
zdrowy rozsądek nakazuje unikać picia ponczu podawanego w dużej wazie i

przyjmowania jedzenia oraz napojów od osób, których dobrze się nie zna. Wiem, że

brzmi to trochę paranoicznie, ale osobiście miałem okazję się przekonać, jak wiele
szkody młodemu, rozwijającemu się umysłowi może wyrządzić pojedyncza, doustna

dawka narkotyku.

Najbardziej niepokojący aspekt stosowania narkotyków to ich wpływ na procesy
myślowe nastolatka. Widziałem wiele nastolatków, które po zażyciu nawet jednej

porcji narkotyku nie były w stanie logicznie myśleć i analizować faktów. To

zaburzenie procesów myślowych często bywa tak subtelne, że nikt go nie zauważa,
lecz jego konsekwencje bywają tragiczne. Po pewnym czasie stosowania narkotyków

nastolatek nie potrafi pozytywnie odnosić się do ludzi. Niekorzystnie zmienia się jego

opinia o bliskich, obowiązujących wartościach, władzach, społeczeństwie i o nim
samym. Nastolatek błędnie interpretuje wypowiedzi innych ludzi i motywy ich

działania. Najgorsze zaś jest to, że z powodu trudności z logicznym myśleniem staje
się w pewnym sensie zagubiony i łatwo daje się omotać rówieśnikom, członkom

różnych sekt oraz innym osobom, które z różnych względów chcą go wykorzystać.

Co może budzić większy niepokój niż ludzie, którzy nie potrafią sensownie

myśleć, mają wypaczone poglądy i zdeformowany system wartości? Czy chcemy być

pewni, że nasz nastolatek prawidłowo przeszedł przez okres dojrzewania, a jego

umiejętność życia w społeczności oraz intelektualne i psychologiczne zasoby nie
zostaną nadszarpnięte lub zniszczone? Jeśli tak, to musimy mądrze go kochać oraz

poświęcać dużo czasu i wysiłku, aby odpowiednio go nadzorować i kierować nim. To

niełatwe zadanie, ale nagroda w pełni uzasadnia nasz wysiłek. Niewiele bowiem jest
rzeczy równie wspaniałych, jak doczekanie chwili, kiedy nasze dziecko wyrasta na

dojrzałego, wrażliwego, niezależnego, rozsądnie myślącego człowieka, który swoim

działaniem wzbogaca świat.

background image

10

Intelektualny rozwój

nastolatka

Aby przygotować nastolatka do życia w tym zwariowanym świecie, musimy

nauczyć go jasno myśleć. Istnieje po temu pięć zasadniczych powodów.
Po pierwsze, jasne myślenie jest niezbędne, aby w miarę przyzwoicie zrozumieć

ten świat. Młodzież nie postrzega rzeczywistości w kontekście historycznym i bez

logicznego rozumowania nie może pojąć codziennych zdarzeń.
Po drugie, nastolatek musi nauczyć się jasno myśleć, aby umieć odróżnić dobro

od zła. Bez zdrowego, racjonalnego rozumienia zasad etycznych nastolatek staje się

łatwą zdobyczą antyautorytetów i akceptuje destrukcyjne zachowania, tak obecnie
rozpowszechnione. Wystarczy wsłuchać się w etyczny i moralny ton wypowiedzi wielu

wpływowych osobistości z kręgu mediów, polityki i religii. Powinniśmy więc

koniecznie uzbroić nasze dziecko w narzędzia umożliwiające przeciwstawienie się
szkodliwym wpływom. Nie jest łatwo to zrealizować; między innymi dlatego, że wielu

dorosłych ludzi czuje się coraz bardziej zagubionych i oszołomionych tym, co się
wokół nich dzieje. Zachowania szkodliwe i nieetyczne w zastraszająco szybkim

tempie stają się w naszym społeczeństwie obowiązującą normą.

Po trzecie, musimy nauczyć nastolatka jasno myśleć, aby potrafił samodzielnie
podejmować logiczne, racjonalne decyzje dotyczące jego życia. Pragniemy przecież,

aby postępowanie naszego dziecka wynikało z rozsądnych decyzji i zdrowego,

racjonalnego rozumowania. W naszym społeczeństwie wiele zachowań wynika z
impulsów irracjonalnych, kaprysów, a nie z rozumowania. Żyjemy w społeczeństwie,

w którym nie ma poszanowania dla uznanych autorytetów, co w dużej mierze wynika

z niedojrzałego traktowania gniewu (patrz: rozdział siódmy), a sytuacja w tej
dziedzinie staje się coraz gorsza. Osoba, która potrafi myśleć, ma wielką przewagę

nad innymi.

Po czwarte, dzięki umiejętności jasnego myślenia nastolatek uczy się współżyć
na płaszczyźnie społecznej i staje się dojrzały społecznie. Ten, kto potrafi logicznie

myśleć i racjonalnie postępować w kontaktach z innymi ludźmi reprezentującymi

różne typy osobowości i zachowań, może się uważać za szczęściarza. Nastolatek
wyposażony w te talenty ma wszelkie dane, aby wyrobić sobie dobry, silny charakter.

Po piąte, bez logicznego, jasnego myślenia nastolatek nie będzie mieć mocnej i
trwałej wiary oraz systemu wartości moralnych. Autentyczna i silna wiara, która

nadaje życiu sens, nie może być wiarą ślepą. Musi się opierać na racjonalnej,

logicznej podbudowie. Musi mieć odniesienie do realnego świata. Musi również
dawać odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytania.

Koniecznie należy nauczyć nastolatka myśleć racjonalnie i logicznie oraz

odpowiednio oceniać i porządkować fakty. Najlepsze wyposażenie, jakie możemy mu
dać, to umiejętność kontrolowania i oceniania swojego sposobu myślenia. Dziecko

powinno mieć pewność, że rozumuje prawidłowo i być w stanie zmienić sposób

myślenia w świetle nowych informacji. Poza tym powinno nauczyć się dostrzegać
słabe punkty swojego rozumowania i wiedzieć, co prowadzi do wyciągania błędnych

wniosków. Jak możemy pomóc nastolatkowi osiągnąć to wszystko?

Rozwój intelektualny

background image

Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że rozwój intelektualny dziecka odbywa się
etapami. Czynnikiem, od którego najbardziej zależ}' poziom umiejętności

rozumowania na danym etapie, jest stopień zaspokojenia emocjonalnych potrzeb. Im

bardziej potrafimy bezwarunkowo i autentycznie kochać nasze dziecko, tym lepiej
będzie ono rozwijało się intelektualnie. Im bardziej nastolatek będzie czul się

kochany, tym łatwiej mu przyjdzie nauka jasnego, logicznego myślenia. I odwrotnie—

im mniej będzie się czuł kochany i ważny, tym słabszy będzie jego umysł.
Aby jego umysł rozwijał się optymalnie, nastolatek musi mieć przede wszystkim

poczucie własnej wartości. Dzięki temu będzie mógł stać się rozsądnym, rozumnym

człowiekiem, który będzie potrafił prawidłowo ocenić sytuację — zwłaszcza
emocjonalną. Młoda osoba, której potrzeby emocjonalne nie są w pełni zaspokojone,

może nie być w stanic odpowiednio kontrolować swojego myślenia, dać się opanować

uczuciom i działać pod ich wpływem zbyt impulsywnie. Jest więc niezmiernie ważne,
abyśmy dużo inwestowali w sferę uczuciową naszego dziecka.

Kilka lat temu miałem do czynienia z atletycznie zbudowanym czternastolatkiem,

który zaatakował swojego trenera baseballu kijem do gry. Ten chłopak uważał, że
postąpił właściwie. Rywalizował z synem owego trenera o konkretne miejsce w7

drużynie i uznał, że znajduje się na gorszej pozycji. Z tego powodu rzucił się na jego
ojca.

Takie żałosne rozumowanie, jakie przeprowadził tamten chłopiec, nosi miano

chaotycznego kojarzenia. Myśląc w ten sposób, można usprawiedliwić prawie
wszystko. W myśleniu tego rodzaju brakuje pierwiastka logicznego i często bywa ono

niebezpieczne w skutkach. A na dodatek jest coraz bardziej powszechne wśród

młodzieży. Wadliwe procesy myślowe, niestety, trudno wykryć, jeśli nie znamy
dobrze danej osoby. Szkoda, bo w znacznym stopniu utrudniają one przygotowanie

nastolatka do roli dojrzałego człowieka.

Powinniśmy bezustannie szukać okazji do uczenia nastolatka sztuki

prawidłowego, precyzyjnego kojarzenia. Przeciętny nastolatek w miarę dobrze

opanowuje sztukę myślenia abstrakcyjnego dopiero w wieku piętnastu lat i później

pogłębia tę umiejętność. Właśnie dlatego wielu nastolatków w początkowej i
środkowej fazie dojrzewania sądzi, że rodzice nie mają racji lub są ignorantami.

Natomiast gdy ich myślenie nabiera cech dojrzałości, a oni sami są w stanie

rozumować kategoriami abstrakcyjnymi, zaczynają rozumieć swoich rodziców i
szanować ich zdanie.

My, rodzice, musimy w tym trudnym okresie okazywać naszemu dziecku dużo
cierpliwości i miłości, a jednocześnie delikatnie uczyć go racjonalnego myślenia.

Można to robić między innymi przez wskazywanie błędnego kojarzenia i

wnioskowania, a następnie korygowanie tych błędów.

Potrzeba afirmacji intelektu

Aby nauczyć się racjonalnie myśleć, nastolatek potrzebuje, aby ktoś docenił jego
intelekt. Jeśli człowiek ma myśleć twórczo, to musi mieć szacunek do siebie samego

— swoich uczuć, swojego ciała, a także intelektu. Musi wiedzieć, że jego umiejętność

myślenia spotyka się z aprobatą. Nie oznacza to, że mamy udawać, że uważamy
nastolatka za osobę nieomylną. Chodzi raczej o wzmacnianie jego poczucia własnej

wartości, które bierze się między innymi ze świadomości, że umie prawidłowo

rozumować i rozwiązywać problemy.

background image

Większość nastolatków bez pomocy rodziców lub innych bliskich osób nie

nabierze tej pewności siebie. Aprobata rodziny ma zasadnicze znaczenie. Wielu

rodziców popełnia błąd, ograniczając się tylko do zwracania uwagi na niewłaściwe

działania nastolatka i karania go. On będzie wiedział, że jest kimś wartościowym
dopiero wtedy, gdy zostanie oceniony pozytywnie i otrzyma pochwałę, a gdy trzeba

— także karę.

Jeśli naprawdę pragniemy w ten sposób pomóc naszemu nastolatkowi, to

musimy utrzymywać z nim także kontakty intelektualne. Powinniśmy więc chętnie

podejmować dyskusje o sprawach interesujących go. Cierpliwie słuchać jego opinii i

zawsze pozwalać mu mówić tak długo, jak chce, bez względu na to, jak mielibyśmy
ochotę zareagować. Później należy powstrzymać się od wyliczania jego błędów i od

kłótni, i spokojnie porozmawiać o poruszonych sprawach: należy wtedy brać pod

uwagę punkt widzenia nastolatka oraz rzeczowo sprecyzować swój własny. Taka
rozmowa ma przypominać konwersację dobrych przyjaciół. Postępując w ten sposób,

bynajmniej nie rezygnujemy ze swojego rodzicielskiego autorytetu, lecz po prostu

traktujemy z szacunkiem sposób rozumowania naszego dziecka. A przez to
uświadamiamy mu, że jego myśli i opinie są ważne i wartościowe. Jeśli uwierzy w

naszą miłość i szacunek dla niego, to stopniowo będzie myślał coraz bardziej
podobnie jak my— uzna nasze opinie i wartości za godne akceptacji.

Niestety, zbyt wielu rodziców nie chce rozmawiać z nastolatkami po partnersku.

Wolą traktować swoje dzieci tak, jak gdyby były przedszkolakami. Nastolatki czują
wtedy, że ich zdanie w ogóle się nie liczy, ponieważ rodzic nie okazał uznania dla ich

intelektu. Nie widza wtedy miłości swoich rodziców. Nabierają przeświadczenia, że

nie są szanowane. W rezultacie cierpią i zaczynają odczuwać gniew.
Dodajmy do tego fakt, że nie dowiedział się, jakie jest ich myślenie, prawidłowe

czy nieprawidłowe, logiczne czy irracjonalne. Nie otrzymały od rodziców żadnej

wskazówki pozwalającej stwierdzić, czy ich młodzieńcze idee i pomysły mają sens.
Większość nastolatków nie wie, czy odpowiednio ocenia to, o czym myśli. A ta

niepewność skłania ich do szukania opinii innych ludzi, czasem całkiem obcych i

myślących zupełnie inaczej niż rodzice. Taka alienacja z rodziny sprawia, że
nastolatkom trudno zaakceptować opinie i wartości wyznawane przez rodziców (lub

inne osoby oficjalnie sprawujące nad nimi opiekę). Wówczas zaczynają słuchać tych,

którzy mogą wypaczyć ich sposób myślenia, ich emocje, duchowość, lub zrobić
krzywdę całkiem konkretną, fizyczną.

Jako dobrzy i mądrzy rodzice pragniemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby
nasz nastolatek czuł się bezwarunkowo kochany. Utrzymujmy więc kontakt wzrokowy

i kontakt fizyczny, obdarzajmy go naszą pełną uwagą. Odnośmy się z szacunkiem do

jego intelektualnych możliwości — słuchajmy, co do nas mówi, analizujmy sposób, w
jaki myśli i wyciąga wnioski. Traktujmy go jak kogoś, kto jest dla nas niesłychanie

ważny — dlatego przekazujmy mu naszą opinię, lecz nie krytykujmy ani jego, ani

jego rozumowania.

Dopiero wtedy, gdy nastolatek przekona się, że naprawdę odnosimy się do

niego jak do osoby odpowiedzialnej i mającej swój rozum, uwierzy, że zdoła nauczyć

się logicznego myślenia i osiągnąć intelektualną dojrzałość.

Gdy poddajemy opinie nastolatka miażdżącej krytyce, to on prawdopodobnie

czuje gniew, urazę i gorycz. Może również zbuntować się i uodpornić na jakikolwiek

pozytywny wpływ. Jeśli do tego dojdzie, będzie zawsze obstawał przy swoim zdaniu,
nawet gdy świadczyłoby ono o niedojrzałości, egoizmie i ignorancji, i ze swoimi

background image

opiniami nie rozstanie się przez długie lata. Może się zdarzyć, że zachowa je nawet
do końca życia. Wszyscy znamy takich dorosłych, którzy są wyznawcami

dziwacznych, szkodliwych lub po prostu niemądrych idei. Ci nieszczęśni ludzie nie

potrafią zrozumieć istoty społecznych, duchowych ani emocjonalnych związków.
Zazwyczaj stają się gorącymi zwolennikami mód, które obecnie cieszą się największą

popularnością, ich poglądy często są niespójne lub wręcz sprzeczne.

Uczyć za pomocą przykładów

Jako rodzic popełniłem trochę błędów. Ma to jednak swoje dobre strony,

ponieważ pisząc tę książkę, mogę posłużyć się konkretnymi przykładami. Pozwolę
sobie podać taki, który dotyczy rozwijania intelektu naszego syna Dawida, gdy był on

nastolatkiem.

Dawid wiedział, że nie pozwalamy mu oglądać pewnych programów

telewizyjnych. Na ogół stosował się do naszych wymagań. Ale pewnego wieczora

zasiadł przed telewizorem akurat wtedy, gdy emitowano odcinek serialu pt. „Statek
miłości". Przypomniałem mu, że nie chcę, aby oglądał ten serial, a mój syn spytał

„Dlaczego?"- Następnie dodał, że to przyzwoita rozrywka, bo „nikt nikomu nie robi

nic złego".
Czy ten argument nie wydaje się znajomy? Chociaż Dawid użył go przed wielu

laty, to jego stwierdzenie wyrażało to, co obecnie mówi się na temat moralności.

Często słyszymy oświadczenia typu: „Mogę robić, co chcę, o ile nikomu to nie
szkodzi".

Język mnie świerzbił, żeby zaatakować Dawida i ostro skrytykować go za płytkie

i niedojrzałe rozumowanie. Programy telewizyjne od dawna narażają młodzież na
wpływ niebezpiecznej filozofii podawanej w zakamuflowany sposób. Z zadowoleniem

donoszę jednak, że wtedy w porę przypomniałem sobie, co jestem winien Dawidowi

— mianowicie

pochwałę jego intelektu i lekcję dojrzałego myślenia.

Odpowiedziałem więc: „Rozumiem, o co ci chodzi, Dawid, ale moim zdaniem

«Statek miłości» propaguje postawy hedonistyczne i narcystyczne". Te słowa

natychmiast zwróciły uwagę Dawida. „Co to znaczy?" — zapytał.
..Wiesz co, Dawid — powiedziałem — zerknijmy do słownika i razem sprawdźmy

znaczenie tych wyrazów". Nawiasem mówiąc, korzystanie ze słownika zawsze
nadzwyczajnie pomagało mi w tłumaczeniu moim dzieciom trudnych zagadnień.

Wspólnie znaleźliśmy słowa „hedonistyczny" i „narcystyczny" i omawialiśmy je

tak długo, aż nabrałem pewności, że Dawid dobrze je rozumie. Ale przyswoił sobie
tylko definicje, natomiast jako typowy, rozwijający się nastolatek (którym był od

niedawna) nadal nie rozumiał, co owe słowa mają wspólnego z życiem. Spytałem

więc: „Jak sądzisz, Dawid — czy hedonista lub narcysta może być dobrym mężem,
żoną, matką lub ojcem? Pomyśl o swojej mamie. Czy ona jest egoistką? Czy zajmuje

się tylko sobą, a o innych wcale się nie troszczy? Czy dba tylko o swoje przyjemności,

a dobro innych jej nie obchodzi?". Moje pytania rzeczywiście rozjaśniły Dawidowi w
głowie. Zaczął mówić o tym, co jego matka zrobiła dla niego tego dnia, chociaż nie

czuła się dobrze.

Bardzo się ucieszyłem, gdy Dawid stwierdził: „Wobec tego egoista koncentruje
się wyłącznie na własnych przyjemnościach, a dobro innych ludzi w ogóle go nie

interesuje".

background image

Później rozmawialiśmy o bohaterach „Statku miłości" — o ich egoistycznych

postawach i prawie całkowitym braku szacunku dla innych ludzi, zainteresowania ich

sprawami i troski o ich dobro.

Uczenie nastolatka sztuki racjonalnego myślenia jest zajęciem trudnym,

pracochłonnym i męczącym. Jeśli jednak odpowiednio nie naświetlimy takich spraw,

jak te właśnie opisane, to światopogląd naszego nastolatka będą kształtować czynniki

szkodliwe, które go wypaczą.

Bądźmy konsekwentni

Wiele nastolatków ma trudności ze zrozumieniem i odpowiednią interpretacją

spraw natury moralnej. Dzieje się tak między innymi dlatego, że niektórzy rodzice

nawet nie próbują wpajać dzieciom wyznawanych przez siebie wartości. Inni

twierdzą, że w nic wierzą, lecz w życiu wcale nie postępują zgodnie z nimi. Sporo
matek i ojców", także chrześcijan, ma poważne problemy z własnym — szeroko

pojętym postępowaniem. Alarmująco powszechne są takie zjawiska, jak seksualna
swoboda. złe traktowanie dzieci, zdrada i oszustwo.

Nic tak bardzo nic miesza nastolatkowi w głowie jak brak konsekwencji w

postępowaniu własnych rodziców, zwłaszcza gdy chodzi o sprawy rzekomo
najwyższej wagi, które są traktowane przez nich gorzej niż lekceważąco. Czy rodzice

mogą skutecznie uczyć nastolatka zdrowego, racjonalnego rozumowania oraz

szacunku dla moralnych i duchowych wartości, jeśli sami tak nie postępują, a ich
życie bynajmniej nie jest rezultatem sensownych przemyśleń? Oczywiście, że nie.

Sądzę, że koniecznie trzeba zająć się korygowaniem zachowań, których

skutkiem jest niszczenie moralnej tkanki naszego społeczeństwa. Bóg bez wątpienia
osądzi nas za brak dyscypliny i samokontroli, widoczny w życiu tylu ludzi uważających

się za chrześcijan. Drodzy rodzice, uporządkujmy swoje życie. Wiemy, czego wymaga

od nas Bóg. więc przestrzegajmy wyznaczonych przez Niego zasad. Postępując w ten
sposób, będziemy mogli oczekiwać, że spełnienie Bożych obietnic, złożonych nam,

stanie się udziałem również naszych dzieci.

11

Rozwój duchowy nastolatka

Jak już wspomniałem wcześniej, współczesne pokolenie nastolatków często

bywa określane mianem „pokolenia apatycznego". Warto pamiętać, że ta apatia to

zewnętrzna warstwa, pod którą kryje się gniew i wściekłość, często wobec
powszechnie uznanych autorytetów. Niestety, wiele naszych nastolatków wykazuje

apatyczne nastawienie, szczególnie wobec przyszłości. Tym młodym ludziom, którzy

przecież są nadzieją naszego kraju i kiedyś będą nim rządzić, brakuje witalności,
energii, optymizmu i chęci do działania, czyli tego wszystkiego. co tak bardzo cenimy.

Dlaczego tyle nastolatków popada w apatię? Dlaczego brak im inicjatywy i

energii skłaniającej do aktywności? Wszechobecne poczucie beznadziejności to coś
znacznie gorszego niż agresywne i gwałtowne fale protestów z lat sześćdziesiątych.

Młodzi ludzie tamtych czasów mieli swoje idee. I chociaż czasami były one błędnie

ukierunkowane i wykorzystywane, to w rzeczywistości odzwierciedlały nadzieję.

background image

Tamta młodzież wierzyła w swój kraj i w swój styl życia, a co najważniejsze —
wierzyła w siebie.

Obecnie prawie nie widzi się takich postaw. Większość młodych ludzi jest

sparaliżowana poczuciem

beznadziejności i bezradności oraz rozpaczą. A my, rodzice,

zastanawiamy się, jak w ogóle mogło dojść do takiej okropnej sytuacji. Człowiek

czasem odnosi wrażenie, że z wielu naszych nastolatków po prostu wydarto serce i

duszę. Dlaczego przyszłość wydaje się im czymś tak bezsensownym?

Winą za ten stan rzeczy łatwo obarczyć świat i nieszczęścia, jakich można

wymienić wiele, na przykład bezrobocie, katastrofy, AIDS, głód, zanieczyszczenia

środowiska. Ale te problemy — choć niezmiernie poważne —

nie są przyczyną

poczucia beznadziejności i rozpaczy naszej młodzieży.

Nasi przodkowie także musieli w przeszłości stawić czoło trudnym,

niebezpiecznym i frustrującym problemom. Często stwarzały one nieporównywalnie
większe zagrożenie niż te, z którymi my się borykamy. Nasi ojcowie i dziadkowie żyli

w czasach Wielkiego Kryzysu, holocaustu i innych przerażających zdarzeń drugiej

wojny światowej. Ale młodzi ludzie tamtych czasów nie wiedzieli, co to poczucie
beznadziejności i rozpacz.

Postawy i nastroje typowe dla młodzieży1 danego kraju na ogół są

odzwierciedleniem postaw i nastrojów pokolenia ludzi dorosłych. Czasem młodzież

wspiera starszych, zwłaszcza w wypadku zagrożenia bezpieczeństwa narodowego.

Kiedy indziej zaś młodzi ludzie przeciwstawiają się

status quo, do czego skłania ich

na przykład niechęć do hipokryzji. Ale obecnie nic widać ani postaw „za", ani

„przeciw". Natomiast wszechobecna jest pesymistycznie nastrajająca inercja. Jakie

postawy i nastroje dorosłych przejmuje nasza młodzież? Otóż przejmuje ona
przygnębienie, poczucie beznadziei i rozpacz. Jakim cudem w takiej atmosferze

nastolatek miałby zachować pozytywne podejście do świata? Młody człowiek

potrzebuje jakiegoś optymistycznego i wartościowego stymulatora do działania.

Nastolatki, niestety, nie potrafią spojrzeć na życie z perspektywy historii i

czerpać wiedzy z doświadczeń minionych pokoleń. Są w stanie analizować tylko

teraźniejszość i przyszłość. Dlatego ich postawy i nastroje kształtują się na podstawie

obecnie dominujących trendów oraz aktualnych prognoz dotyczących przyszłości.

Jedna z głównych przyczyn utrudniających nastolatkom kształtowanie postaw

pozytywnych jest to, że my, dorośli, nie potrafimy odpowiednio przygotować naszych
dzieci do konfrontacji z przyszłością. Nie potrafimy bowiem wszczepić im

wystarczająco dużo zdecydowania, nadziei i otuchy. My, starsze pokolenie, chyba
dajemy młodym zły przykład, ponieważ sami reprezentujemy postawy

nieodpowiednie i dalekie od biblijnych. Niemal nie zdając sobie z tego sprawy, my,

dorośli, przyjmujemy postawy szkodliwe, pasywne, mało twórcze. Izolujemy się od
świata Pozwalamy innym ludziom decydować o naszym systemie wartości i podejściu

do życia. Wielu z nas sądzi, że:

— jesteśmy pierwszym pokoleniem, które musi zmierzyć się z kryzysem;
— dawniej świat był lepszy, przyjemniejszy i bezpieczniejszy, i żyło się na nim

łatwiej, a wszelkie problemy pojawiły się dopiero teraz:

— świat tak szybko robi się coraz gorszy, że nie ma sensu planować przyszłości, bo
przecież ona w ogóle może nie nadejść.

Nic dziwnego, że nastolatek, który wie niewiele o historii ludzkości i jeszcze

mniej o wspaniałych obietnicach Boga, łatwo ulega temu duszącemu, odzierającemu
z nadziei pesymizmowi. Staliśmy się ludźmi, których postawy i system wartości są

background image

bez trudu kształtowane przez innych. Wpadamy w rozpacz, gdy coś nie jest takie
dobre, jak było kiedyś, a ignorujemy to, co jest dobre. Nie cieszymy się naszymi

radościami. Widziałem ludzi, biadających z powodu absolutnych głupstw lub

zachwyconych równie nieważnymi sprawami, takimi jak na przykład kupno nowego
samochodu lub ubrania. Dlaczego sądzimy, że nasza młodzież zbyt szybko podlega

wpływom grup rockowych lub sekt, skoro my również pozwalamy sobą manipulować

telewizji i różnym grupom interesu?

Potrafię zrozumieć, że osoba niewierząca może w takich realiach czuć się

zdezorientowana, zagubiona i zrozpaczona. Ale nie pojmuję, jak w tę pułapkę

beznadziejności wpada chrześcijanin. A jednak spotykam tylu chrześcijan ulegających
pesymizmowi. I widzę ich dzieci, które nie mogą odnaleźć tej niesłychanie ważnej,

dającej pokój kotwicy nadziei, ofiarowanej ludziom przez Jezusa Chrystusa.

Chciałbym, aby naszym nastolatkom dawano

nadzieję i otuchę oraz stawiano

przed nimi odpowiednie

wyzwania. Lecz nasze pokolenie generalnie straciło kontakt

ze swoim

duchowym dziedzictwem. Owszem, borykamy się z problemami, a niektóre

z nich rzeczywiście pojawiły się dopiero niedawno, ale problemy mieli również nasi
dziadkowie i babcie. Dlaczego więc nie moglibyśmy zmierzyć się z naszymi kryzysami

i trudnościami bez pesymizmu i depresji, bez poczucia beznadziejności i
katastrofizmu?

Koniec świata?

W trudnych czasach niektóre ugrupowania religijne i duchowi przywódcy usiłują

uciec od odpowiedzialności, izolując się od problemów i czekając na koniec świata.

Zamiast traktować słowa Biblii zgodnie z intencją Boga—jako wyraz nadziei i
obietnicę — ci samozwańczy prorocy używają ich do przepowiadania nadchodzącego

końca świata. Przesłanie, jakie dają światu, jest kwintesencją beznadziejności.

Prorocy przekonują, że koniec nadejdzie już wkrótce, więc nie ma sensu rozwiązywać
problemów ani starać się o zapewnienie dzieciom lepszej przyszłości.

Rozpowszechnianie takich sugestii prowadzi do duchowego i emocjonalnego paraliżu.

Popularna staje się postawa, którą można ująć następująco: „Jedz, pij i baw się, bo
jutro i tak umrzemy".

Wyobraźmy sobie, jak taka atmosfera działa na nastolatka. Wtedy, gdy powinien
przygotowywać się do życia aktywnego, niosącego dobro całemu światu, młody

człowiek widzi, że wielu innych żyje tylko dniem dzisiejszym, ponieważ jutro — nawet

jeśli nadejdzie — może nie być warte zachodu.

Takie idee skutecznie podkopują odpowiedzialność zarówno młodzież, jak i

dorosłych. Po przeczytaniu książki o „końcu świata", niedawno oferowanej w

telewizyjnym markecie, pewna matka przyznała: „Wciąż się zastanawiam, po co mam
wychowywać dzieci lub przygotowywać je do przyszłości, której nie będzie".

Mężczyzna, który zapoznał się z treścią innej książki o podobnej, fatalistycznej

wymowie, oświadczył: „Mam ochotę rzucić pracę i dać sobie ze wszystkim spokój. Po
co się dalej męczyć?".

W tej atmosferze rosnącej eschatologicznej beznadziejności ludziom trudno

zwalczyć cynizm, unikać narkotyków oraz wywiązywać się ze swoich obowiązków.
Gdy ogłasza się nadejście końca świata, nie równoważąc go nadzieją i wiarą w Boże

obietnice i miłość Jezusa Chrystusa, to nic dziwnego, że chrześcijanom coraz trudniej

żyć odpowiedzialnie, odważnie i produktywnie.

background image

Okresy szkodliwego wzrostu zainteresowania proroctwami o końcu świata

zdarzają się średnio co pięć-dziesięć lat. Te okresy zazwyczaj poprzedza wydanie

szeroko rozreklamowanej, dobrze się sprzedającej książki na ten temat. Jej autor

zazwyczaj wybiera garść realiów ze współczesnego świata i porównuje je z biblijnym
proroctwem. Jako rodzice musimy zdawać sobie sprawę, jak bardzo przytłaczająco

takie rozważania mogą podziałać na nastolatka. Jeśli tak się stanie, to zapoznajmy go

z historią tego zjawiska, aby je zrozumiał i nabrał do niego zdrowego dystansu.
Powinien także zapoznać się z prawdziwą istotą biblijnych proroctw i umieć je

prawidłowo interpretować. W przeciwnym razie nasz nastolatek nie tylko może

pogrążyć się w pesymizmie i depresji, lecz także zainteresować się astrologią oraz
włączyć w krąg wpływów różnych wieszczów, wróżbitów i jasnowidzów.

W naukach Jezusa Chrystusa nie ma pesymizmu. Jego przesłanie jest pełne

nadziei i radości. Mówiąc o ostatnich dniach, Jezus Chrystus powiedział: „Lecz o dniu
owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec.

Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie" (Ewangelia według

św. Marka 13; 32-33). Mamy więc oczekiwać Jego przyjścia i modlić się. Absolutnie
nie powinniśmy się poddawać, ani myśleć pesymistycznie o przyszłości. Nie

powinniśmy rezygnować z naszej moralnej odpowiedzialności zobowiązującej nas do
bogobojnego życia i wpajania naszym dzieciom prawdziwych wartości. Pismo Święte

zachęca nas, abyśmy byli radośni, pełni optymizmu i nadziei, i spodziewali się tego,

co najlepsze.

Jeżeli my jako rodzice zdołamy objąć umysłem całość historii, to zobaczymy

miejsce, które w niej zajmujemy — miejsce nadzwyczajne i wyjątkowe. My jesteśmy

tylko jednym rozdziałem w Bożych planach i księgach historii. A Jego plany i historia
nigdy się nie skończą. Gdy nasz rozdział zostanie zamknięty, chciałbym spojrzeć za

siebie i przekonać się, że my, jako Jego ludzie, wypełniliśmy wolę Bożą oraz że

zawsze wierzyliśmy w Niego i w Jego dobroć. Chciałbym cieszyć się z tego, że nie
uległem naciskom i nie wykorzystałem swoich talentów do przeżywania dzisiejszych

„doświadczeń" kosztem rezygnacji z danego nam przez Boga przywileju

sprawiedliwego, bogobojnego życia. Chciałbym móc powtórzyć za Św. Pawłem: „W
dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem" (Drugi List do

Tymoteusza 4,7).

Oby Bóg pomógł nam ukończyć nasz bieg i ustrzec wiary. Jeśli uda się nam tego
dokonać, wykorzystując wszystkie nasze zdolności, będzie to dla naszego nastolatka

dar cenniejszy niż cokolwiek innego. Aby jednak dać mu nadzieję, wiarę i optymizm,
najpierw sami musimy żyć tymi wartościami.

„Pokaż mi, jak żyć”

Jednym z najważniejszych oczekiwań nastolatków wobec ich rodziców jest

prośba o etyczny i moralny system wartości, który stanie się przewodnikiem przez

życie. Mówią, że potrzebują „życiowego wzorca", „sensu życia", „czegoś, na czym
można się wesprzeć" lub „wyższego autorytetu".

Te rozpaczliwe pragnienia są udziałem nie tylko małej garstki sfrustrowanych,

nieszczęśliwych dzieciaków. Przeciwnie — większość nastolatków chce, aby ktoś
nadał ich życiu odpowiedni kierunek. Ci młodzi ludzie czują się strasznie zagubieni we

wszystkich ważnych dziedzinach swojej egzystencji. Niestety, rzadko zdarza się

spotkać nastolatka, który wie, że jego życie ma sens, a on sam —jakąś misję do
spełnienia. Mało który młody człowiek może poszczycić się wewnętrznym spokojem

background image

oraz zdrowym podejściem do skomplikowanego, gwałtownie zmieniającego się i
niepokojącego świata.

Dziecko oczekuje od rodziców wskazówek dotyczących życia. Pragnie dowiedzieć

się, jak należy postępować i dlaczego. Nie wszyscy rodzice są w stanie pokierować
swoim dzieckiem, ponieważ często sami nie odnaleźli sensu swojego życia, a ich

dziecko nie jest w stanie zaakceptować wyznawanych przez nich wartości. Jest to

szczególnie trudne dla dziecka, które nie czuje się naprawdę kochane przez swoich
rodziców.

Przeanalizujmy pierwszy warunek, od którego zależy to, czy dziecko otrzyma od

rodziców owe niezbędne wskazówki. My, rodzice, potrzebujemy oparcia, solidnego
fundamentu, na którym budujemy swoje życie. Fundamentu, który przetrwa próbę

czasu, na którym będziemy się wspierać we wszystkich kolejnych fazach naszego

życia, dzięki któremu poradzimy sobie z trudnościami małżeńskimi, kryzysami
finansowymi, problemami z dziećmi, brakiem energii i napięciami w zmieniającym się

społeczeństwie o coraz słabszej sferze duchowej. My, rodzice, musimy dysponować

tym fundamentem, abyśmy mogli przekazać go naszym dzieciom.

Ten bezcenny skarb, dający ukojenie i wewnętrzny spokój, tak potrzebny

każdemu sercu, to Osoba. To Ktoś, kto wie o nas wszystko, lecz mimo to możemy Go
dzielić z innym człowiekiem. Ten Ktoś dodaje nam siły w chwilach największego

mozołu i ukojenie, gdy ogarnia nas smutek. Daje nam mądrość, gdy nie wiemy, jak

postąpić oraz poprawia nas, gdy się mylimy. Pomaga nam, gdy tego potrzebujemy, a
Jego pomoc nigdy się nie skończy. On bowiem prowadzi nas bez przerwy i jest „bliżej

niż brat".

Daje wskazówki, którymi należy się kierować, ale obiecuje cudowne nagrody za
posłuszeństwo. Czasem dopuszcza stratę, udrękę i cierpienie, ale zawsze daje nam

coś lepszego w zamian. Nie narzuca się nam, lecz cierpliwie czeka, abyśmy zaprosili

Go do swojego życia. Nie wymusza na nas postępowania zgodnie z Jego wolą, ale
jest boleśnie rozczarowany, gdy zrobimy coś złego. Pragnie, abyśmy Go kochali,

ponieważ On jako pierwszy nas pokochał, ale daje nam prawo wyboru — możemy Go

wybrać lub odrzucić. Chce troszczyć się o nas, ale do niczego nas nie zmusza.
Najbardziej pragnie być naszym Ojcem, jednak sam się nie narzuca. Jeżeli chcemy

tego, czego chce On — pełnego miłości i wzajemnej troski związku łączącego nas —

Jego dzieci, z Nim — naszym Ojcem, to musimy przyjąć Jego ofertę. On jest zbyt
delikatny, aby forsować swoją wolę. Jeśli nie przyjęliśmy Jezusa Chrystusa jako Pana

i Zbawiciela, to pamiętajmy, że On czeka, abyśmy stali się Jego dziećmi. Bóg jest
osobowy, dlatego możliwy jest osobisty kontakt między Nim a nami.

Ten osobowy związek z Bogiem poprzez Jego Syna Jezusa Chrystusa jest

najważniejszą rzeczą w życiu. Jest tym „czymś", czego tak bardzo potrzebują i
pragną młodzi ludzie —jest „sensem życia", „czymś, na co można liczyć", „czymś, co

daje ukojenie, gdy wszystko zdaje się rozpadać na kawałki". Zaspokaja te wszystkie

potrzeby.
Czy łączy was z Bogiem taki związek? Jeśli nie, to warto skorzystać z pomocy

duchownego lub głęboko wierzącego przyjaciela.

Drugi warunek to konieczność identyfikowania się dziecka z jego rodzicami, aby
mogło ono zaakceptować wyznawane przez nich wartości i uznać je za swoje.

Nastolatek — jak wiemy — musi czuć się kochany i akceptowany. Jeśli nie ma

tego poczucia, to naprawdę trudno mu przyjąć za swoje wartości wyznawane przez
rodziców. Do rodzicielskich wskazówek i kierowania na ogół odnosi się z gniewem i

background image

wrogością. Każdą rodzicielską prośbę lub polecenie postrzega jako swoisty przymus i
uczy się mu przeciwstawiać. W krańcowych wypadkach nastolatek traktuje każdą

prośbę rodzica tak wrogo, że zaczyna totalnie odrzucać rodzicielski autorytet, a w

końcu każdy autorytet, z Bożym włącznie. W konsekwencji zaczyna postępować
dokładnie odwrotnie, niż powinien. W takiej fazie wyalienowania rodzice już nie są w

stanie wpoić nastolatkowi swoich moralnych i etycznych wartości.

Jeżeli nastolatek ma identyfikować się z rodzicami, być z nimi blisko związany i
przyjąć ich normy, to musi czuć się naprawdę przez nich kochany i akceptowany.

Rodzice, którzy chcą, aby ich nastolatka łączyło z Bogiem to samo, co ich z Nim

łączy, muszą dołożyć wszelkich starań, aby ich dziecko miało pewność, że jest
bezwarunkowo kochane. Nastolatkowi, który jej nie ma, bardzo trudno uwierzyć, że

Bóg go kocha.

Nauka religii

Jest ważne, abyśmy zdawali sobie sprawę, jak działa pamięć nastolatka. Wiemy
już, że nastolatek to pod względem emocjonalnym jeszcze dziecko i z natury jest

bardziej emocjonalny niż racjonalny. Dlatego o wiele łatwiej kumuluje w pamięci

uczucia niż fakty. Dziecko na ogół pamięta, jak się czuło w jakiejś konkretnej
sytuacji, choć może nie pamiętać związanych z nią szczegółów. Na przykład uczeń

szkółki niedzielnej będzie długo pamiętał swoje odczucia, choć zapomni, o czym

mówiono na lekcji.

Często więc ważniejszy od tego, czego uczył nauczyciel, jest charakter

związanych z tą nauką przeżyć dziecka. Oczywiście lepiej, gdyby były przyjemne. Nie

chcę przez to powiedzieć, że nauczyciel musi dostarczać uczniowi rozrywki, aby
dziecko dobrze się bawiło. Chodzi mi o to, że nauczyciel powinien traktować je z

szacunkiem, okazywać mu uprzejmość i dbać, aby miało poczucie własnej wartości.

Nie należy dziecka krytykować i upokarzać lub w jakikolwiek sposób poniżać.
Jeżeli nauka religii jest dla nastolatka nudna lub przykra, to on prawdopodobnie

nie zechce przyswoić sobie nawet najbardziej wartościowej wiedzy, zwłaszcza jeśli

tematy będą dotyczyć moralności i etyki. Właśnie w takich sytuacjach nastolatek
nabiera uprzedzeń do spraw religijnych i zaczyna traktować ludzi związanych z

Kościołem jak hipokrytów. Później bardzo trudno zmienić taką opinię; zdarza się, że
człowiek zachowuje ją do końca życia.

Natomiast jeśli nauka jest przyjemna, to wspomnienia nastolatka związane z

religią też będą przyjemne i mogą wzbogacić jego osobowość. Emocjonalność i
duchowość nie są całkowicie odrębnymi sferami, lecz nawzajem od siebie

uzależnionymi. Jeśli rodzice chcą nastolatkowi pomóc w rozwoju duchowym, to

muszą zatroszczyć się także o jego emocje. Dziecko łatwiej zapamiętuje uczucia niż
fakty, toteż trzeba mu stworzyć atmosferę przyjemnych wspomnień, dzięki którym

będzie mogło zachować w pamięci również fakty — zwłaszcza te dotyczące

duchowości człowieka.

Postawa typu „poczekamy — zobaczymy"

Przeanalizujmy teraz bardzo popularne podejście, które można przedstawić

następująco: „Chcę, aby moje dziecko nauczyło się samodzielnie podejmować

decyzje, i aby osobiście poznało różne sprawy. Nie musi wierzyć w to, w co wierzę ja.

Niech zdobędzie wiedzę o różnych religiach i filozofiach, a kiedy dorośnie, samo
wybierze to, co uzna za odpowiednie dla siebie".

background image

Rodzic, który mówi coś takiego, to człowiek, który albo unika zajęcia stanowiska
wobec ważnego problemu, albo nie ma pojęcia, na jakim świecie żyjemy. Doprawdy

żal dziecka wychowywanego wedle takich o zasad. Nie otrzymując odpowiednich

wskazówek i wyjaśnień na temat etyki, moralności i duchowości, będzie coraz mniej
rozumieć nasz świat. A przecież istnieją rozsądne odpowiedzi dotyczące wielu

życiowych problemów i pozornych sprzeczności. Jednym z najwspanialszych

prezentów, jakie rodzice mogą dać swojemu dziecku, jest dobre pojęcie o świecie
oraz o tym, co i dlaczego na nim się dzieje. Ta solidna baza wiedzy i zrozumienia jest

niezbędna każdemu dziecku. Jeśli zaś jej brak, to nic dziwnego, że tak wiele dzieci z

rozżaleniem pyta rodziców: „Dlaczego nie wyjaśniliście mi znaczenia tego
wszystkiego? O co tutaj chodzi?".

Przyjęcie postawy „poczekamy—zobaczymy" wobec spraw duchowych jest

szkodliwe również z innego powodu. Coraz więcej organizacji i sekt oferuje
destrukcyjne, ogłupiające i błędne odpowiedzi dla ludzi dręczonych wątpliwościami.

Człowiek wychowany rzekomo wszechstronnie, na osobę tolerancyjną, staje się

łatwym łupem grup, które dają gotowe, konkretne odpowiedzi. Tyle tylko, że na ogół
nie ma w nich prawdy, a jest dużo zamętu.

To zadziwiające, jak wielu rodziców decyduje się wydać tysiące dolarów i

posuwa się do wyrafinowanych politycznych manipulacji, aby zapewnić swoim

dzieciom jak najlepsze wykształcenie. Ale nie daje im tego, co najważniejsze — nie

przygotowuje ich do zmagań duchowych i nie tłumaczy im, dlaczego życie ma sens.
Chcąc wypełnić tę lukę, niejedno dziecko wpada w sidła sekciarzy.

Rozwijać duchowość nastolatka

Jak rodzice mogą wzbogacić życie duchowe nastolatka? Wielkie znaczenie mają

lekcje religii i inne zajęcia z tej dziedziny. Należy jednak pamiętać, że najbardziej

kształtuje dzieci dom rodzinny i to wszystko, co tam się dzieje. Nie wolno rodzicom
całkowicie zrzucić tego wychowania na barki osób zajmujących się religijnym

wychowaniem młodzieży, nawet jeśli oni wspaniale wykonują swoje obowiązki.

1.

Rodzice muszą uczyć nastolatki zainteresowania sprawami duchowymi. Muszą

nie tylko podawać dzieciom fakty z tej dziedziny, lecz uczyć ich prawidłowej

interpretacji i stosowania wynikających z nich wniosków w życiu codziennym. Nie jest
to łatwe zadanie. Można bez trudu podać informacje, na przykład powiedzieć

nastolatkowi, kim były postacie biblijne i co robiły. Ale chodzi o coś więcej niż tylko

przekazanie dziecku tych podstawowych wiadomości. Musimy pomóc nastolatkowi
zrozumieć postawę tych osób i sens ich działania oraz wspólnie z dzieckiem

zastanowić się, dlaczego i w jaki sposób zawarte w Biblii zasady dotyczą jego życia.

Osiągnięcie tego celu wymaga od rodziców sporego wysiłku. Trzeba bowiem
poświęcić nastolatkowi naszą uwagę i dużo czasu. Zaspokajanie potrzeb

emocjonalnych i duchowych to zajęcie długotrwałe.

2.

Rodzice muszą dzielić się z dziećmi swoimi duchowymi doświadczeniami.

Dysponując wiedzą teoretyczną zdobytą w kościele, na religii i w domu, nastolatek

posiada jedynie surowiec, który daje podstawę do rozwoju duchowego. Aby stać się

osobą dojrzałą duchowo, musi nauczyć się stosować tę wiedzę prawidłowo i
skutecznie. Powinien więc nabrać przeświadczenia, że codziennie przebywa w

towarzystwie Boga oraz nauczyć się zawsze na Nim polegać i postępować zgodnie z

Jego zasadami. Najlepiej pomożemy nastolatkowi osiągnąć tę fazę, dzieląc się z nim
swoim życiem duchowym. W miarę, jak nastolatek dojrzewa, mówimy mu coraz

background image

więcej o tym, jak kochamy Boga, jak postępujemy według Jego zaleceń, polegamy
na Nim, zwracamy się do Niego z prośbami o radę i pomoc, dziękujemy Mu za Jego

miłość, troskę, dary i wysłuchanie naszych modlitw.

Rozmawiajmy o tych sprawach wtedy, gdy mają miejsce, a nie dopiero później.
Tylko w ten sposób nastolatek będzie mógł uczyć się na podstawie aktualnych,

realnych sytuacji. Opowiadanie mu o swoich dawnych przeżyciach duchowych jest

tylko dalszym wzbogacaniem jego wiedzy teoretycznej, natomiast nie stwarza
nastolatkowi możliwości samodzielnej nauki drogą własnego doświadczenia. Jest

dużo prawdy w znanym powiedzeniu „Doświadczenie to najlepszy nauczyciel".

Podzielmy się swoim doświadczeniem z naszym dzieckiem. Im bardziej będzie ono
umiało ufać Bogu, tym silniejszym stanie się człowiekiem. Nastolatek powinien

zrozumieć, w jaki sposób Bóg zaspokaja nasze osobiste i rodzinne potrzeby, z

finansowymi włącznie. Musi także wiedzieć, o co modlą się jego rodzice. Na przykład
powinien wiedzieć, kiedy modlimy się za innych ludzi. Powinien także znać problemy,

o ile można mu o nich powiedzieć, z którymi zwracamy się do Boga o pomoc.

Pamiętajmy, aby informować nastolatka o tym, jak Bóg interweniuje w naszym życiu
oraz jak kieruje nami, aby poprzez nas pomagać innym. Nasz nastolatek powinien

oczywiście wiedzieć, że modlimy się za niego i o spełnienie jego konkretnych potrzeb.
3.

Rodzice przebaczający. Rodzice na podstawie przykładów z życia codziennego

powinni nauczyć nastolatka sztuki przebaczania i szukania przebaczenia—zarówno u

Boga, jak i ludzi. Róbmy to, przede wszystkim przebaczając innym. Kiedy zaś
uczynimy coś, czym zranimy nasze dziecko, to otwarcie przyznajmy się do błędu i

poprośmy go o przebaczenie. Nie sposób przecenić znaczenia takiego gestu. W

dzisiejszych czasach tak wielu ludzi zmaga się z poczuciem winy. Nie potrafią
wybaczyć i/lub nie są w stanie przyjąć przebaczenia. Czy może być coś

smutniejszego? Osoba, która miała szczęście nauczyć się przebaczać tym, którzy

zrobili jej coś złego, oraz potrafi poprosić o wybaczenie, wyróżnia się równowagą
psychiczną.

4.

Rodzice muszą uczyć swoje nastolatki, jak dojrzale radzić sobie z gniewem. Jak

już była mowa w rozdziale siódmym, jest do pewnego stopnia normalne, gdy
nastolatek w gniewie stosuje zachowania pasywno-agresywne. Są one skierowane

przeciwko autorytetom i jeśli nie zostaną skorygowane i odpowiednio ukierunkowane,

to nastolatek wybierze dla siebie taki system wartości (z duchowymi włącznie), który
będzie niezgodny, na ogół wręcz sprzeczny, z systemem wartości wyznawanym przez

rodziców. Normalne skłonności do zachowań pasywno-agresywnych powinny
przestać się pojawiać około szesnastego-siedemnastego roku życia. Gdy tak się

dzieje, to nastolatek zaczyna pozytywnie traktować autorytety, zwłaszcza rodziców.

Później — zazwyczaj w wieku osiemnastu-dwudziestu pięciu lat — wybiera dla siebie
system etyczno-duchowych wartości i dzięki swojemu pozytywnemu podejściu

dokonuje tego wyboru racjonalnie, logicznie, poprzez rozumowanie wolne od

szkodliwego, pasywno-agresywnego gniewu. Właśnie dlatego my, rodzice, musimy
bardzo się starać, aby nauczyć nastolatka, jak powinien radzić sobie ze swoim

gniewem.

„Ludzie z balkonu"

Mój dawny pastor, Moncrief Jordan, opowiedział mi kiedyś o swoim przyjacielu.

Z tej historii można wyciągnąć konstruktywne wnioski, które pomogą nam
wychowywać nasze dzieci. Dlatego pragnę wam ją opowiedzieć. Otóż przyjaciel

background image

pastora Jordana zwierzył się mu, że ilekroć usiłuje zwalczyć w sobie skłonność do
zniechęcenia i rozpaczy, pozwala swoim „ludziom z balkonu" porozmawiać ze swoimi

„głosami z piwnicy".

„Głosy z piwnicy", które odzywają się w każdym z nas, pochodzą z podziemi
naszego życia. Czasem są impulsami lub skłonnościami, które uważamy za niegodne

człowieka. Są to: popędliwość, gniew, żądza zemsty.

Lecz głosy z piwnicy to nie tylko nasze emocjonalne lub fizyczne reakcje.

Większość piwnicznych głosów pochodzi z ciemnej strony naszej osobowości — tej,

którą inni ludzie rzadko mają okazję oglądać. Piwnica to miejsce, gdzie powstaje

nasza nienawiść, pazerność, duma, żądza i chęć niszczenia. I biada temu, kto
zlekceważy potencjał tkwiący w tej mrocznej sferze!

„Głosy z piwnicy" pochodzą również od tych ludzi z naszego otoczenia, którzy z

powodu np. niskiego mniemania o sobie, poczucia winy, frustracji lub skumulowanej
wrogości, starają się wprawić nas w stan przygnębienia, mówiąc nam, że świat jest

zły — i my także. Jeżeli im na to pozwolimy, to „głosy z piwnicy" doprowadzą nas do

rozpaczy i poczucia beznadziejności.
Przyjaciel pastora Jordana na szczęście mówił także o „ludziach z balkonu*'. Są

to osoby — żyjące lub zmarłe — które uskrzydliły nas swoją miłością, wiarą, nadzieją
i odwagą.

Wszyscy potrzebujemy „ludzi z balkonu”, którzy pokazują, jak wznieść się ponad

sprawy przyziemne i nic nie znaczące. Udowadniają, że nie musimy pogrążać się w
negacji i rozpaczy. Że możemy nie dopuścić do tego, aby nasze wewnętrzne konflikty

rujnowały nasze życie. Że możemy żyć zwycięsko. „Ludzie z balkonu" przekonują nas

zarówno słowami, jak i czynami.

Niektórzy „ludzie z balkonu" zostali dla nas wspaniale opisani w jedenastym

rozdziale Listu do Hebrajczyków. Wymieniono tam tych wszystkich, którzy

udowodnili, że wiara przynosi rezultaty, a życie ma sens w

każdym okresie historii.

Większość z nas jest w stanie wyciągać konstruktywne wnioski ze swoich

własnych doświadczeń. Ale tylko naprawdę mądry człowiek leczy się, analizując

doświadczenia innych. Możemy cieszyć się z tego, że „ludzie z balkonu" oszczędzają
nam popełnienia wielu błędów i angażowania się w niepotrzebne konflikty oraz

podnoszą na duchu, dając nadzieję.

Może powinniśmy wziąć pod uwagę napisanie swojej wersji tego rozdziału, w

której opiszemy naszych własnych „ludzi z balkonu". Warto zdać sobie sprawę, że

obecnie mamy ich znacznie więcej niż ludzie żyjący w ubiegłych stuleciach. Oni
wszyscy mogą nas wesprzeć.

Na naszej liście „ludzi z balkonu" powinniśmy umieścić osoby obecnie żyjące,

przed którymi od czasu do czasu możemy otworzyć serce i duszę. To ci, których
podziwiamy, którym całkowicie ufamy i którym możemy ujawnić ciemną stronę

naszej osobowości, ponieważ oni nas kochają i będą modlić się za nas. Między innymi

właśnie o to chodzi w Kościele Jezusa Chrystusa.
Nasze nastolatki potrzebują „ludzi z balkonu", aby otrzymać od nich nadzieję. Na

co dzień słyszą bowiem aż nadto dużo „głosów z piwnicy". My, rodzice, powinniśmy

być „ludźmi z balkonu" dla naszych dzieci. Musimy jednak trochę popracować nad
sobą, aby nie brzmieć ponuro i nie mówić o beznadziejności. Nastolatki są

niesłychanie wrażliwe i podatne na pesymistyczny wpływ, zwłaszcza jeśli taki nastrój

staje się udziałem rodziców. Wierzmy w Boga i w siebie samych — czy już

background image

przeczytaliście ten jedenasty rozdział Listu do Hebrajczyków? Jeszcze nie? To na co
czekacie? Daje on nadzieję, której nie sposób zniszczyć.

Bóg daje nam nadzieję. Nadzieja to nie pobożne życzenia. Nadzieja to

przekonanie, że cudowne Boże obietnice zostaną spełnione. Bóg złożył ich wiele.
Przeczytajmy je. Zacznijmy od wersetu Listu do Rzymian 8, 28: „Wiemy też, że Bóg z

tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są

powołani według [Jego] zamiaru".
A może spodoba się nam werset 11 z 29 rozdziału Księgi Jeremiasza; .Jestem

bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was — wyrocznia Pana —

zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej
oczekujecie".

Przypomnijcie sobie również werset z Księgi Izajasza 41,10: „Nie lękaj się, bo Ja

jestem z tobą; nie trwóż się, bom Ja twoim Bogiem. Umacniam cię, jeszcze i
wspomagam, podtrzymuję cię moją prawicą sprawiedliwą".

Lub z Księgi Psalmów werset 34,20: „Wiele nieszczęść spada na sprawiedliwego,

lecz ze wszystkiego Pan go wybawia".

Chrześcijańska nadzieja

W naszym kraju musi nastąpić odrodzenie nadziei. Nasza młodzież potrzebuje

jej, aby móc zmierzyć się z niepewną przyszłością. Jeśli jednak damy młodym

ludziom to, czego potrzebują, aby tej przyszłości się nie obawiać, to będą dobrze do
niej przygotowani i dadzą sobie radę. Musimy więc ofiarować im pewność, odwagę,

siłę moralną i poczucie obowiązku. Ale nie możemy dać im tych bezcennych wartości,

jeśli wcześniej nie wszczepimy im nadziei — tego stuprocentowego przekonania, że
Bóg istnieje, że nas kocha i że Jego obietnice są spełniane.

Moncrief Jordan opowiedział mi też kiedyś o pewnym człowieku, którego często

odwiedzał. Ten mężczyzna miał poważne dolegliwości i w końcu amputowano mu
obie nogi. Pastor Jordan sądził, że to kalectwo pozbawi znajomego całej radości życia

i optymizmu. Ale tak się nie stało. Mężczyzna nauczył się podciągać na specjalnym

drążku i przesiadać z łóżka na inwalidzki wózek. Codziennie jechał nim do saloniku w
smutnym domu opieki, w którym mieszkał. Następnie grał na pianinie i śpiewał, a

inni stopniowo pr2yłączali się do niego. Wkrótce śpiewali wszyscy obecni tam
pensjonariusze. Pod koniec swoich dni ów człowiek dał nadzieję i radość wielu

ludziom.

Chrześcijańska nadzieja zależy nie od tego, jak traktuje nas świat, lecz od tego,
co my na nim robimy i jak odpowiadamy na Boża miłość do nas.

Drodzy rodzice, dodawajmy otuchy i hojnie szafujmy nadzieją, której nasze

nastolatki tak rozpaczliwie potrzebują. Bądźmy „ludźmi z balkonu", jak czasem
nazywa się tych, którzy serdecznie troszczą się o innych, pomagając im iść przez

życie. Trudno być „człowiekiem z balkonu", ale zapewniam was, że warto się

postarać, ponieważ daje to równie wielką satysfakcję, jak polanie wodą ziemi
spękanej z powodu suszy. A co najważniejsze, jako „ludzie z balkonu" dajemy

naszym nastolatkom to, co jest niezbędne, aby i one znalazły się „na balkonie".

Z natury nie jestem aż takim „balkonowym człowiekiem" jak moja żona Pat. W
jej ślady poszła nasza córka. Z radością przez całe lata obserwowałem, jak staje się

„balkonowym człowiekiem". Bardzo podziwiam takich ludzi i staram się choć trochę

do nich upodobnić.

background image

Rozwijajmy się razem, drodzy rodzice. Jeśli codziennie nad sobą popracujemy,
to stopniowo będziemy coraz bardziej podobni do Jezusa Chrystusa —

najwspanialszej Osoby „z balkonu".

12.

Starszy nastolatek

Gdy nastolatki wkraczają w wiek, w którym następuje normalna separacja z

domem rodzinnym, nadal potrzebują swoich rodziców, aby pomogli im przekroczyć

próg dorosłości. W przeciwieństwie do tego, co wielu rodziców sądzi, to przejście nie

odbywa się w ciągu jednego dnia z chwilą zdania matury lub wyprowadzenia się z
domu.

Wchodzenie w dorosłość powinno być procesem stopniowego odłączania się,

ponieważ obie strony muszą się przygotować do oddzielnego życia.
Najpierw powinniśmy się przekonać, że nasz nastolatek nauczył się prowadzić

samodzielne życie. Być może w przeszłości miał okazję sprawdzić się, gdy przez

pewien czas przebywał z dala od domu, na przykład na wakacyjnym obozie lub z
wizytą u krewnych. Lecz teraz musimy sprawdzić, czy jest samowystarczalny w

podstawowych sprawach. Czy potrafi zrobić pranie? Racjonalnie odżywiać się?

Wykonać wszystkie inne obowiązki związane z życiem w pojedynkę? Często zapomina
się o takich podstawowych sprawach, zwłaszcza gdy chodzi o chłopców. A później

młody człowiek, który po raz pierwszy mieszka z dala od rodziców, dzień w dzień
przygotowuje sobie taki sam niezdrowy posiłek, co w końcu prowadzi do niedoboru

witamin i podatności na choroby.

Zanim wejdzie w okres pełnej niezależności, nastolatek powinien nauczyć się

gospodarować swoimi finansami. Oznacza to planowanie wydatków w zależności od

dochodów i bilansowanie swojego budżetu. Te sprawy mogą wydawać się trywialnie

proste, ale w rzeczywistości wielu dorosłych nie potrafi racjonalnie gospodarować
pieniędzmi, nie mówiąc już o oszczędzaniu.

Wdrażanie nastolatka do efektywnego zajmowania się swoimi sprawami to

zajęcie na dłuższy czas. Dziecko nie nabędzie tych umiejętności z dnia na dzień.
Zawsze zadziwia mnie to, że wielu studentów nawet nie jest w stanie przyjść

punktualnie na poranne zajęcia w college'u. Człowiek najskuteczniej uczy się

samodyscypliny w domu. Później trudno się do niej przyzwyczaić.
Zwyczaje, które zachowujemy na całe życie, powstają na ogół w drugiej fazie

dojrzewania. Mimo że większość cech charakteru nastolatka jest już ukształtowana,

to jednak na ogół nie są one jeszcze utrwalone. Dlatego obie strony—rodzice i
nastolatek — powinny wykorzystać ten czas na pogłębienie cech pozytywnych oraz

zmodyfikowanie lub odrzucenie tych niepożądanych.

Wybór życiowej drogi

Jednym z najważniejszych aspektów osobowości nastolatka jest jego zdolność
do stawiania sobie życiowych celów. Nikt, a zwłaszcza nastolatek, nie osiąga w tej

dziedzinie idealnej równowagi. Niektórzy ludzie myślą tylko o osiąganiu celów i dają z

siebie wszystko, żeby zdobyć to, czego najbardziej pragną — dobre stopnie, tytuł
magisterski, pieniądze; rezygnują przy tym z innych, równie ważnych rzeczy, na

background image

przykład z rozrywek, odpoczynku i bliskich kontaktów z ludźmi. Osoba dążąca do
realizacji celu na ogół wykazuje skłonności do perfekcjonizmu, arbitralności i

chłodnego rozumowania, bywa też przemądrzała, spięta i wiecznie niespokojna.

Wiele rzeczy traktuje zbyt poważnie — wszystkim się przejmuje i jest przewrażliwiona
na punkcie swojej osoby. Każde słowo krytyki bierze do siebie. Do tej kategorii na

pewno można zaliczyć wiele osób czytających tę książkę. Ja też należę do tej grupy.

Nie ma nic złego w sumienności i stawianiu sobie ambitnych celów. Ale ludzie,
którzy są skupieni wyłącznie na ich realizacji, zazwyczaj uważają życie za ciężką

harówkę tylko z odrobiną przyjemności. Wykazują także większą skłonność do

depresji, zwłaszcza gdy są już w średnim wieku. Z osiągania celów uczynili sens
swojego życia. Kiedy więc już je zrealizują, zastanawiają się, po co żyć. Jeśli ich nie

zrealizują, są sfrustrowani. Jeżeli nastolatek ma tendencje do takich postaw, to

możemy mu pomóc. Powinniśmy nauczyć go znajdować radość i sens w rozwijaniu
zainteresowań oraz innych źródłach

przyjemności i relaksu; zwłaszcza warto, aby

docenił wagę dobrych przyjaźni i osobistych związków z innymi ludźmi. Starszy

nastolatek stosunkowo łatwo może się zmienić, ale w miarę upływu lat ta
elastyczność maleje. A im bardziej człowiek dorosły jest perfekcjonistą nastawionym

na osiąganie wytyczonych sobie celów, tym większe prawdopodobieństwo, że w
starszym wieku będzie nieczułym, przygnębionym, surowym i nieprzyjemnym

osobnikiem.

Posłużę się przykładem dwojga znanych mi ludzi. Jedno jest absolutnym

przeciwieństwem drugiego. Moim pacjentem został kiedyś sześćdziesięciosiedmioletni

mężczyzna, który zawsze ciężko pracował i poświęcał się prawie wyłącznie

zawodowym obowiązkom. Niewiele czasu spędzał z rodziną, miał mało przyjaciół i był
klasycznym perfekcjonistą. Czerpał z życia sporo satysfakcji. Później jednak, gdy

przeszedł na emeryturę, jego życie nagle straciło sens, który dotychczas nadawała

mu praca. Ów pan szybko popadł w poważną depresję. Gdy go poznałem, siedział
bez ruchu wpatrzony w jedno miejsce, jak gdyby był pogrążony w katatonicznym

transie. Prawie nie mógł się poruszać i spędzał na kanapie całe dnie. W końcu

rodzina przywiozła go do mnie, aby poddać go jakiejś terapii.
Zupełnie inną osobą jest nasza kochana sąsiadka. To wdowa, która prowadziła

aktywne życie i nadal jest zaangażowana w wiele spraw. Zawsze lubiła ludzi i miała

szerokie grono przyjaciół. Każdy czuje się wspaniale w jej towarzystwie.

Cóż za kontrast! Mężczyzna miał zbyt perfekcjonistyczne podejście do życia i

skupił się prawie wyłącznie na realizacji jednego celu; nasza sąsiadka osiągnęła
wspaniałą równowagę. Warto pamiętać, że zasadnicze cechy ich charakteru były

ukształtowane już pod koniec okresu dojrzewania, a w późniejszych latach po prostu

się spotęgowały i utrwaliły.
Im lepiej nastolatek rozumie potrzebę utrzymywania związków międzyludzkich i

ich wartość, tym przyjemniejszym i bardziej sympatycznym będzie człowiekiem, gdy

dorośnie. Będzie też bardziej odporny na problemy i nie stanie się podatny na
paraliżującą depresję. Kluczem do tego jest

równowaga. Chcemy, aby nasze dziecko

było obowiązkowe i dążyło do realizacji swoich celów, dzięki czemu osiągnie to, co da

mu w życiu satysfakcję. Ale chcemy także, aby ceniło innych i mogło cieszyć się
naprawdę wartościowymi, bliskimi relacjami z innymi ludźmi, jako współmałżonek,

rodzic i przyjaciel.

Często rozmawiałem na ten temat z moją córką Carey, zanim wyjechała do

college?u. Podkreślałem znaczenie przyjaźni zawiązanych w średniej szkole i na

background image

studiach. Są to na ogół bardzo cenne, prawdziwe przyjaźnie, które warto
podtrzymywać. Radziłem Carey, aby w notesie zapisywała nazwisko i adres każdej

osoby, z którą naprawdę się zaprzyjaźni, i utrzymywała z nią kontakty.

W każdym wieku można z kimś się zaprzyjaźnić, ale przyjaźnie z czasów

szkolnych i studenckich to coś szczególnego. Przyjaciele z tamtego okresu to ludzie,

do których można zadzwonić po wielu latach i nie czuć żadnego dystansu, jak gdyby

rozmowa była po prostu kontynuacją jakiejś konwersacji, prowadzonej w „dawnych,
dobrych czasach". Docenianie przyjaciół to sprawa szczególnie ważna w wypadku

starszego nastolatka, który jest tak nastawiony na realizację swoich celów, że

przyjaciele czasem schodzą na dalszy plan.

Bywa jednak, że dla nastolatka najważniejsze są rozrywki i odpoczynek, a

wykonywanie obowiązków wciąż odsuwa w bliższą lub dalszą przyszłość. Zgodnie ze

zdrowym rozsądkiem trzeba zmieniać taką postawę, gdy tylko ją rozpoznamy.

Może również istnieć inna sytuacja — nastolatek co prawda jest w stanie

dostawać dobre stopnie, ale tak bardzo lubi rozrywki i kontakty z kolegami, że za

mało czasu i wysiłku poświęca na naukę. Ten problem należy szybko rozwiązać, o ile
nie jest wynikiem zachowań pasywno-agresywnych. Jeśli nie mamy do czynienia z

problemem gniewu, możemy skutecznie pomóc nastolatkowi w bardziej racjonalnym
podejściu do obowiązków. Jeżeli byliśmy dobrymi rodzicami i robiliśmy wszystko, co

w naszej mocy, aby nasze dziecko czuło się bezwarunkowo kochane, to mamy nie

tylko pełne prawo, ale i obowiązek skłonić je do większej odpowiedzialności oraz
prawidłowego ustalania celów i ich realizacji.

Przypomina mi się sytuacja związana z Dawidem, gdy miał trzynaście lat. Umiał

zapracować na dobre oceny i dostawał je aż do początku siódmej klasy. Wtedy dał
się pochłonąć grze w piłkę nożną i spotkaniom z kolegami, co prawie natychmiast

niekorzystnie odbiło się na jego stopniach — zaczął dostawać same trójki. Oboje z

Pat wiedzieliśmy, że te wyniki są dużo poniżej jego możliwości. Stwierdziliśmy
również, że Dawid za bardzo angażuje się w liczne rozrywki i kontakty z

rówieśnikami, a za krótko się uczy. Musieliśmy zmienić tę sytuację. Poprosiliśmy

nauczycieli Dawida, aby przez najbliższe półtora miesiąca co tydzień przekazywali
nam informację o stopniach naszego syna. Powiedzieliśmy też synowi, że za każdą

ocenę poniżej czwórki — przez najbliższy tydzień będzie miał zakaz udziału w

zajęciach sportowych. Ustaliliśmy więc zasady i sankcje. Metoda okazała się
nadzwyczaj skuteczna. W następnym tygodniu Dawid, po pierwsze, zbierał same

piątki, a po drugie poprawił się jego stosunek do szkolnych obowiązków. Miał wielką
satysfakcję ze swoich sukcesów i już nie trzeba było zmuszać go do nauki.

Czasem zdarza się, że nastolatek w maturalnej klasie nagle opuszcza się w

nauce. Często bywa tak w wypadku uczniów, którzy w przeszłości mieli trudności z
przyswajaniem wiedzy lub problemy dotyczące percepcji. Taka sytuacja stanowi

potencjalne źródło konfliktu z rodzicami, mającymi wysokie aspiracje i pragnącymi,

aby ich dziecko ukończyło studia. Każdy układ rodzinny jest inny i powyższy problem
należy traktować indywidualnie. W wielu znanych mi wypadkach rozwiązano go,

zachęcając dziecko do rocznej lub dwuletniej przerwy w nauce, przeznaczonej na

pracę lub służbę wojskową. Dzięki temu nastolatek ma czas na podjęcie życiowych
decyzji oraz okazję do zebrania dodatkowych doświadczeń, które pomagają mu

dojrzeć, spokojnie przemyśleć różne możliwości i ustalić, co chce robić w przyszłości,

jakie ma cele zawodowe i jakie jest jego miejsce w społeczeństwie.

background image

Przygotowanie do spotkania z realnym światem

Jednym z najtrudniejszych zadań, z jakimi my, rodzice, musimy w dzisiejszych

czasach się zmierzyć, jest przygotowanie młodych ludzi do życia w realnym świecie,

pełnym problemów z alkoholizmem, narkomanią, swobodą obyczajową, malejącym
znaczeniem wartości duchowych i powszechnym egoizmem. To niełatwy temat, i

budzący wiele kontrowersji. Osobiście uważam, że całkowite izolowanie dzieci od

świata to błąd, który może mieć bardzo przykre konsekwencje. Niestety, wielu
rodziców go popełnia. A przecież w końcu nasze dzieci i tak odchodzą z domu i

rozpoczynają samodzielne życie w tym świecie. Jeśli nie nauczymy nastolatka radzić

sobie z różnymi zagrożeniami i problemami, to jak zdoła przeciwstawić się im, gdy
będzie zdany tylko na własne siły?

Dopóki nastolatek mieszka z nami, ma poczucie bezpieczeństwa i jest pod naszą

opieką, powinien w kontrolowany sposób poznać różne sfery życia,. Oczywiście
absolutnie nie sugeruję, aby zachęcać go do szkodliwych eksperymentów lub

pozwalać na udział w nieodpowiednich przedsięwzięciach. Mam na myśli

uczenie

nastolatka sztuki postępowania w określonych sytuacjach i przyznawanie przywilejów

na zasadzie zaufania i obserwacji jego zachowania. Te przywileje należy tak ustalać,

aby ewoluowały; dzięki temu nastolatek będzie uczył się radzić sobie z różnorodnymi
sprawami, które się pojawią. Nastolatek musi umieć radzić sobie w prawie każdej

sytuacji. Rzecz jasna nie oznacza to, że w celach szkoleniowych ma robić rzeczy

sprzeczne z obowiązującymi normami. Przeciwnie, powinien nauczyć się prawidłowo
oceniać różne zjawiska i działania oraz umieć zachować dystans wobec szkodliwych

aspektów naszej rzeczywistości. Proces wyrabiania w nastolatku takiej życiowej

dojrzałości wymaga od nas czasu, dobrego przygotowania, nauki, przekonania i
samokontroli.

Należy również uważać, aby nie popełnić bardzo poważnego błędu. Otóż nie

wolno nam przerzucić odpowiedzialności za tę sferę rozwoju naszego dziecka na
szkołę, Kościół ani inne instytucje. To rodzice mają największy wpływ na swoje

dziecko, zwłaszcza gdy chodzi o system wartości i styl życia. Szkoła i Kościół mogą

być siłą wspomagającą rodziców, lecz bez ich pełnego zaangażowania w
wychowywanie nastolatek może napotkać trudności, z którymi sobie nie poradzi, bo

nie będzie wiedział jak. Jeśli ktoś wysyła na studia nastolatka, którego nie
przygotował do życia, to znaczy, że nie wywiązał się ze swoich rodzicielskich

obowiązków. Widziałem wiele nastolatków, które w rodzinnym domu zachowywały

się odpowiednio, a z dala od rodzicielskiej kontroli zaczynały szaleć. Po prostu nie
nauczyły się samokontroli, tak niezbędnej, aby właściwie radzić sobie z

niezależnością i wolnością.

Aby zapobiec takiej katastrofie, kształtujmy postawy swojego nastolatka aż do
osiągnięcia przez niego niezależności. Uświadamiajmy mu, że działamy wraz z nim, a

nie przeciwko niemu, że pragniemy, aby wszedł w dorosłość odpowiednio do niej

przygotowany. Wychowując nastolatka, powinniśmy starannie ustalić, jakie mogą być
konsekwencje zawiedzionego zaufania. Podczas kilku miesięcy bezpośrednio

poprzedzających opuszczenie domu możemy stopniowo przyznawać nastolatkowi

coraz większe przywileje, aż będą one odpowiadać tej swobodzie, jaką nastolatek
będzie miał tam, gdzie się wybiera, a więc np. w studenckim akademiku lub

wynajętym mieszkaniu. Musimy nauczyć nastolatka radzić sobie dzięki samokontroli i

odpowiedzialnemu postępowaniu w sytuacjach, w których brak odgórnego nadzoru
łub jest go niewiele. Taka nauka bywa dla rodziców trudna ze względów

background image

emocjonalnych. Po latach troskliwego wychowywania i pilnowania dzieci musimy
wypuścić je spod opiekuńczych skrzydeł i pozwolić im odejść. Pomoże nam w tym

świadomość, że uczyniliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby w domowej, ciepłej

atmosferze, stopniowo i przy współudziale naszego nastolatka nauczyć go
rozsądnego podejścia do wyzwań samodzielności. Uczmy go, kolejno znosząc

obowiązujące do tej pory nakazy i zakazy, aby nastolatek przez kilka tygodni lub

miesięcy cieszył się swobodą odpowiednią dla kilkunastoletniej osoby zamierzającej
wkrótce opuścić dom. Postępujmy z wyczuciem i obserwujmy swoje dziecko. Jeżeli

dobrzeje wychowaliśmy, to będzie ono postępować rozsądnie.

Bywa jednak i tak, że pojawiają się pewne typowe konflikty, które mogą

zakłócać harmonijne życie rodzinne. Nastolatek może na przykład zacząć wracać

późno do domu, irytując tym innych domowników; może nie okazywać rodzinie

odpowiednich względów, np. nie uprzedzając o tym, że nie przyjdzie na obiad, lub
nie informując rodziców, gdzie będzie; może nie wykonać należących do niego

domowych obowiązków lub nie zjawić się tam, gdzie akurat powinien być. Jeśli takie

zachowanie się powtarza, rodzice muszą powrócić do metody przyznawania
przywilejów na zasadzie zaufania, na jakie obecnie zasługuje. Będzie to znak, że

nastolatek jeszcze nie dorósł do wymogów samodzielności.

Poczucie bezpieczeństwa

Chociaż nastolatki zbliżają się do dorosłości, ich potrzeby emocjonalne od

czasów dzieciństwa niewiele się zmieniły. Nadal pragną mieć pewność, że je

naprawdę kochamy, że mamy dla nich czas, że zawsze im pomożemy najlepiej, jak

potrafimy, bo zależy nam na ich szczęściu. Dopóki będą wiedzieć, jak bardzo są dla
nas ważne i jak bardzo pragniemy ich dobra, możemy skutecznie wywierać na nie

wpływ, pomagając im osiągnąć niezależność.

Na tym etapie wielu rodziców boryka się ze starym wrogiem, czyli z gniewem. Ci
rodzice, którzy potrafili sobie z nim radzić, gdy ich nastolatki były młodsze, w tym

najtrudniejszym okresie rozstawania się z dzieckiem znowu zaczynają mieć problemy

z opanowaniem gniewu. Musimy pamiętać o tym, że nastolatki także przeżywają ten
czas boleśnie. Proces odłączania się od rodziny trwa długo i w tym czasie powinniśmy

być dla nich dostępni, aby je wspierać i pomagać im. Czy kiedykolwiek widzieliście,
jak ptasia mama wypycha z gniazda swoje pisklęta, gdy nadeszła pora, aby stały się

samodzielne? Niedawno obserwowałem kilka jaskółczych gniazd, gdzie matki-jaskółki

wykonywały to trudne zadanie. Kilka młodych ptaszków pofrunęło bez wahania.
Niektóre jeszcze nie potrafiły dobrze latać, ale mama i tato byli w pobliżu, aby pomóc

swoim pisklakom. I wtedy zdarzyło się coś bardzo przykrego. Jeden ptaszek

szaleńczo machał skrzydełkami, usiłując latać, ale po chwili runął na ziemię jak
kamień. Okropny odgłos uderzenia nie pozostawił wątpliwości, że stało się najgorsze.

Pisklę nie było gotowe do samodzielnego życia, a rodzice znajdowali się za daleko,

aby mu pomóc w tej ostatniej fazie nauki.

Nawet wówczas, gdy nasze dziecko już z nami nie mieszka,

wciąż nas

potrzebuje. Pragnie wiedzieć, że może na nas liczyć, ponieważ na pewno mu

pomożemy, gdy będzie to konieczne. W rozdziale dziewiątym wspomniałem o
wizycie, którą Pat i ja złożyliśmy Carey, gdy była na pierwszym roku studiów.

Poznaliśmy grupę jej nowych przyjaciół. Ci młodzi ludzie rzeczywiście cieszyli się z

tego, że studiują, ale wszyscy narzekali na jedno — ich rodzice rzadko kontaktowali
się z nimi. Zbyt rzadko telefonowali, rzadko pisali listy i przyjeżdżali.

background image

Gdy później poruszyliśmy ten temat w rozmowie z Carey, nasza córka przyznała,
że ma podobne odczucia. Bardzo mnie to zdziwiło, ale gdy zastanowiłem się nad tym

i przypomniałem sobie mój pierwszy dzień z dala od domu, zacząłem ją rozumieć.

Odchodzenie z udanego związku łączącego rodziców z dzieckiem trwa długo i bywa
bolesne. Od tamtego weekendu oboje z Pat w każdą niedzielę wieczorem

telefonowaliśmy do Carey, aby jej powiedzieć, że o niej myślimy, modlimy się za nią i

że zawsze jej pomożemy, jeśli będziemy mogli.
Młodzi ludzie, którzy opuszczają rodzinny dom, mają również inną, typową w tej

sytuacji potrzebę. Pragną, aby w nim nic się nie zmieniło; żeby zostało tak, jak

wyglądało wtedy, gdy jeszcze tam mieszkali. Dzięki temu młody człowiek ma większe
poczucie bezpieczeństwa. Dlatego warto zachować jak najwięcej rzeczy — zwłaszcza

wyposażenie pokoju i różne drobiazgi będące własnością dziecka. Może ono poczuć

się bardzo zranione, jeśli jego sypialnię przekażemy młodszemu bratu lub siostrze.
Nie śpieszmy się również ze sprzedażą domu i przeprowadzką do mniejszej siedziby.

Osobiście słyszałem z ust kilku nastolatków następujące słowa: „Mam nadzieję, że

moi rodzice nigdy nie sprzedadzą naszego domu. Chciałbym zawsze móc wracać do
tego miejsca".

Ale bezsprzecznie najważniejszą kotwicą zapewniającą nastolatkowi poczucie

bezpieczeństwa jest związek małżeński rodziców. Jedną z najbardziej druzgocących

rzeczy, jakie mogą spotkać nastolatka wkrótce po wyjeździe z domu, jest separacja

lub rozwód jego rodziców. Nastolatek czuje się wtedy tak, jak gdyby fundamenty
jego całego świata nagle legły w gruzach. A jednak zadziwiająco wielu rodziców

wręcz planuje „zostać razem dla dobra dzieci, ale po ich wyjeździe wziąć rozwód".

To wyjątkowo niemądre postępowanie. Nie tylko rozsypuje się życiowa baza

nastolatka, ale otrzymuje najsilniejszy cios właśnie wtedy, gdy najbardziej potrzebuje

oparcia — gdy rozpaczliwie usiłuje przystosować się do wymogów nowego życia,

zaprzyjaźnić z nowymi znajomymi itd. Rozstanie rodziców w większości wypadków
przytłacza nastolatka ogromnym po czuciem winy. Jakkolwiek brzmi to

bezsensownie, młodej osobie wydaje się, że jest przynajmniej częściowo

odpowiedzialna albo za konflikt w małżeństwie rodziców, albo za ich rozwód. Jeśli
jest on nieunikniony, to byłoby o wiele lepiej, gdyby nastąpił na długo przed

wyjazdem nastolatka. Dzięki temu mógłby on poradzić sobie z naturalnym w tej

sytuacji poczuciem straty i żalem przy pomocy rodziców, przyjaciół i duchownego, a
dopiero później uczynić ten trudny krok, jakim jest opuszczenie domu na długi czas

lub na zawsze.

Znam pewnego młodego człowieka, Johna, który wyjeżdżając na studia, był

pewien, że jego rodzice są szczęśliwi w małżeństwie. Oni zaś trzy miesiące potem

wzięli rozwód. Matka wkrótce powtórnie wyszła za mąż i sprzedała dom, w którym
John się wychował. Chłopak rzadko ją odwiedzał, ponieważ te wizyty działały na

niego przygnębiająco. Podstawa, na której wspierało się jego poczucie

bezpieczeństwa, została zniszczona. Łatwo sobie wyobrazić, jak to podziałało na jego
samopoczucie.

Inna ważna sprawa związana z wyjazdem dzieci to konieczność podtrzymywania

kontaktu z innymi źródłami bezpieczeństwa, stabilności i rozwoju. Jednym z nich jest
Kościół. Powinniśmy nie tylko regularnie chodzić z naszymi dziećmi i nastolatkami do

kościoła, lecz także starać się, aby czas tam spędzony wywoływał dobre

wspomnienia. Bardzo korzystny, zwłaszcza dla nastolatka, jest udział w zajęciach
młodzieżowych grup kościelnych. Gdy zaś nasze dzieci wyjeżdżają do college'u lub do

background image

pracy w innym mieście, należy je zachęcić do chrześcijańskiej aktywności i
zaangażowania religijnego w nowym miejscu zamieszkania.

Wybór współmałżonka

Jednym z priorytetowych rodzicielskich zadań, jakie sobie wyznaczyliśmy, było

takie przygotowanie naszych dzieci, aby każde z nich wiedziało, jakie cechy powinien

mieć przyszły współmałżonek. Dopatrzenie się u rówieśnika tych rysów osobowości,
które rokują, że będzie on dobrym współmałżonkiem lub rodzicem, nie jest dla

nastolatka łatwe. Randki są w pewnym sensie sztuczną sytuacją, toteż młody

człowiek częstokroć opiera swoją opinię o rówieśniku na tym, że jest mu z nim
„dobrze". Oczywiście nie wolno polegać tylko na takim wrażeniu —mogłoby to mieć

katastrofalne skutki. W swojej pracy codziennie mam do czynienia z młodymi

pacjentami, którzy popełnili ten tragiczny błąd. Decyzję o zaangażowaniu się w
związek, również małżeński, podjęli opierając się tylko o swoich subiektywnych

uczuciach, zamiast wziąć pod uwagę o wiele ważniejsze czynniki.

Pat i ja przede wszystkim przekonaliśmy Carey, że należy poznać charakter

chłopca oraz przeanalizować uczucia, które w niej wzbudza. Wyjaśniliśmy jej też, że

najlepszym wskaźnikiem tego, jak chłopak będzie po ślubie traktował swoją żonę,
jest jego obecny stosunek do osób, którym nie musi okazywać szczególnych

względów — np. ludzi starszych, nieuprzejmych wobec niego lub bezradnych.

Zasugerowaliśmy jej, aby obserwowała, jak on zachowuje się wobec osób
usługujących, np. kelnerów lub kelnerek.

Carey szczególnie spodobała się nasza trzecia rada — aby przekonać się, jak

chłopak odnosi się do dzieci, zwłaszcza tych małych. Carey miała bowiem dwóch
młodszych braci, którzy idealnie nadawali się do takich eksperymentów. Przed naszą

dyskusją na ten temat Carey przed przyjściem jej chłopaka zawsze starała się spławić

Dawida i Dale`a, aby nie plątali się pod nogami. Natomiast po tej rozmowie wzięła
sobie nasze rady do serca i często prosiła obu braci, aby otworzyli drzwi i pogawędzili

z jej chłopcem, zanim ona nie będzie gotowa do wyjścia. Przyznaję, że z wielkim

zainteresowaniem patrzyłem na Carey, która z ukrycia obserwowała, jak jej chłopak
radzi sobie z dwoma dzieciakami. Nasze rozmowy rzeczywiście pomogły Carey

zdobyć bezcenne wyczucie, pozwalające zorientować się, kim naprawdę są chłopcy, z
którymi się umawiała.

Ta wiedza okazała się bardzo przydatna i stuprocentowo sprawdziła się w

praktyce. Kilka lat temu Carey wyszła za mąż za Chrisa — jednego z najbardziej
wartościowych młodych ludzi, jakich zdarzyło się nam poznać. Całym sercem

jesteśmy Bogu wdzięczni za Chrisa. A przy okazji — moja córka i jej mąż uszczęśliwili

Pat i mnie wspaniałą wnuczką o imieniu Cami.
Inną ważną cechą osoby, która ma być dobrym współmałżonkiem i rodzicem,

jest jej zdolność do rozsądnego rozumowania. Ta umiejętność ma zasadnicze

znaczenie w małżeństwie i jest bardzo potrzebna rodzicom wychowującym dzieci.
Aby być osobą racjonalną i rozsądną, trzeba umieć mądrze rozumować. Jeśli zaś ktoś

to potrafi, to zazwyczaj również jest w stanie dojść z innym człowiekiem do

porozumienia lub zdobyć się na kompromis w wypadku rodzinnych konfliktów.
Inaczej mówiąc, osoba ta potrafi przedstawić swój punkt widzenia, umie też przyznać

rację drugiej stronie lub iść na ustępstwa, aby wspólnie ze współmałżonkiem czy

dzieckiem wyciągnąć wnioski zadowalające obie strony. Natomiast człowiek, który nie
potrafi rozsądnie rozumować i dyskutować, prawie na pewno będzie zajmować

background image

sztywne stanowisko. W wypadku różnicy zdań nie będzie w stanie spokojnie i
racjonalnie przedstawić swoich argumentów i prawdopodobnie będzie chciał za

wszelką cenę postawić na swoim.

Cechy i skłonności tego rodzaju — jeśli chce się stwierdzić, czy druga osoba je
posiada — można łatwo i szybko rozpoznać, zwłaszcza w sytuacji, gdy ta osoba

wpada w złość lub gniew. Osoba, której nigdy to się nie zdarza, powinna, wzbudzić

nasze podejrzenia. Może bowiem być człowiekiem o skłonnościach do zachowań
pasywno-agresywnych lub nie posiadać odpowiednich zasobów emocjonalnych,

umożliwiających uczuciowy związek. Trudno żyć z człowiekiem, który reprezentuje

jeden z tych typów osobowości. Należy jednak dodać, że istnieją ludzie serdeczni i
dobrzy, którzy są po prostu z natury tak spokojni, że niezmiernie rzadko zdarza się im

wpadać w gniew. Naprawdę im zazdroszczę. Stanowią prawdziwą rzadkość.

Innym niezwykle ważnym, lecz trudnym do stwierdzenia wskaźnikiem jest

umiejętność panowania nad sprzecznymi uczuciami. Ambiwalencja to odczuwanie

sprzecznych emocji w stosunku do tej samej osoby. Moim zdaniem, najłatwiej wykryć

tę ambiwalencję, obserwując stosunek człowieka do ludzi inaczej myślących. Znam
na przykład takich, którzy mają wyrobione zdanie na każdy temat i absolutnie nie są

skłonni go zmienić. Uważają ludzi albo za bardzo dobrych, albo za bardzo złych, za
mądrych lub kretynów. Nie widzą, że w każdym człowieku tkwi zarówno coś dobrego,

jak i złego, miłego i niemiłego itd. Wszyscy miewamy ambiwalentne uczucia. Sposób,

w jaki sobie z nimi radzimy, świadczy o naszej dojrzałości. (Aby zapoznać się z
szerszym omówieniem ambiwalencji, proszę przeczytać drugi rozdział książki „Sztuka

zrozumienia, czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko", Oficyna Wydawnicza

„Vocatio", Warszawa 1999).

Innym dobrym sposobem pozwalającym stwierdzić, jakim współmałżonkiem i

rodzicem będzie dany człowiek, jest obserwowanie, jak radzi sobie z własnymi

rodzicami, braćmi, siostrami, dziadkami i innymi krewnymi oraz długoletnimi
przyjaciółmi. Na tej podstawie można doskonale zorientować się, jak w przyszłości

będzie traktować swojego życiowego partnera i własne dzieci.

Młoda osoba nie powinna dopuścić do tego, aby przy wyborze współmałżonka
uczucia przesłoniły jej obiektywizm niezbędny do oceny charakteru ewentualnego

partnera. Z drugiej strony ustalenie, co reprezentuje sobą człowiek, jest niesłychanie

trudne. Charakter to ukryty stosunek do samego siebie w relacjach z innymi ludźmi i
sposób postępowania.

To oczywiste, że większość łudzi stara się maskować swoje wady, a eksponować
zalety, aby wywrzeć jak najlepsze wrażenie, zwłaszcza w okresie zalotów. Ale w

końcu i tak ujawniają prawdziwy charakter ze wszystkimi jego pozytywnymi i

negatywnymi cechami. Koniecznie trzeba więc wiedzieć jak najwięcej o charakterze
ewentualnego współmałżonka. Poznanie całej prawdy — a zwłaszcza cech

negatywnych — niestety, trwa bardzo długo. Dlatego starałem się wpoić moim

dzieciom jedną z najważniejszych zasad w tej dziedzinie. Oto ona:

aby dobrze

zrozumieć prawdziwy charakter człowieka, musimy dobrze go poznać przez

przynajmniej dwa lata. Byłoby znacznie mniej rozwodów, gdyby ludzie ją stosowali.

Jednak większość młodych osób o wiele za szybko decyduje się na ślub, kierując się
wyłącznie uczuciami i zapominając o konieczności poznania charakteru przyszłego

małżonka.

Bądźmy optymistami

background image

Podczas naszej dyskusji na temat młodzieży rozmawialiśmy o rzeczach

przykrych. Mówiliśmy jednak również i o tym, dlaczego możemy i powinniśmy myśleć

optymistycznie i z nadzieją o przyszłości nastolatków. Owszem, wielu młodych ludzi

miewa problemy — czasem nawet bardzo poważne. Ale inni radzą sobie wspaniale i
stanowią dla mnie źródło autentycznej otuchy. Wielokrotnie gościliśmy u siebie w

domu studentów należących do naszego Kościoła. Wizyty tych serdecznych,

mądrych, dojrzałych, radosnych i sympatycznych ludzi zawsze podnosiły mnie na
duchu. Potwierdzały, że nasze wysiłki mają sens.

Drodzy rodzice, ta książka o nastolatkach została napisana specjalnie

dla Was

przez innego rodzica. Moim największym pragnieniem zawsze było doczekanie chwili,
gdy moje dzieci staną się rozsądnymi, zdrowymi, szczęśliwymi i niezależnymi

dorosłymi ludźmi. Dzięki Bogu moje marzenie się spełniło. Chciałbym, aby i Was to

spotkało, ponieważ dzieci to nasze największe szczęście. Część zawartego tutaj
materiału podczas pierwszego czytania może być trudna do przyswojenia. Dlatego

proponuję, abyście przeczytali tę książkę jeszcze raz i wykorzystali zawarte w niej

rady w konkretnych realiach swojej rodziny. Jako rodzice musimy bowiem wciąż od
nowa przypominać sobie, jak mądrze kochać swojego nastolatka.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Campbell Ross Sztuka akceptacji, czyli jak po prostu kochac swego nastolatka
Campbell Ross Sztuka akceptacji, czyli jak po prostu kochac swego nastolatka
ROSS CAMPBELL „SZTUKA AKCEPTACJI. CZYLI JAK PO PROSTU KOCHAĆ SWEGO NASTOLATKA”, PEDAGOGIKA
sztuka manipulacji czyli jak nie?ć się oszukać reklamie Z7F3IG24ZANNAIASDWR2HUQKVT7VLOJXYU3XR4Q
sztuka tworzenia czyli jak zbudowac dobre cv list motywacyjny i zaplanowac swoja kariere[1]
McGinnis Alan Loy Sztuka Motywacji czyli jak wydobyć z Ludzi to, co w nich najlepsze(1)
Klasa jak orkiestra czyli jak i po co integrować
Słownik polsko-niemiecki niemiecko-polski czyli, jak to powiedzieć po niemiecku praca zbiorowa DOWNL
Aparatura i przepis na bimber czyli jak zrobić bimber z owoców, Sztuka Destylacji
Kubow Łukasz Sztuka ekstazy oralnej czyli jak zaprowadzić ją na szczyt przyjemności jeszcze dziś
Fundusze unijne i europejskie czyli jak nie oszalec w drodze po srodki pomocowe z UE e 016e
FAQ, czyli jak zarabiać w Złotym Programie Partnerskim krok po kroku pełna wersja
Fundusze unijne i europejskie czyli jak nie oszalec w drodze po srodki pomocowe z UE
Sztuka bycia towarzyskim czyli jak sie odnalezc w kazdej sytuacji arttow
Sztuka pisania opisów w powieści, czyli jak tworzyć opisy w książce, cz I
Sztuka bycia towarzyskim czyli jak sie odnalezc w kazdej sytuacji arttow

więcej podobnych podstron