Medittationes de prima philosophia I III

background image

w rodzaju zagięć, które pozostają na papierze, kiedy

go złożymy; tak więc sądzę, że są one wchłaniane przez

całą substancję mózgową,

nie przeczę, że

mogą w jakiś sposób tkwić w owym gruczole, zwłasz­

cza u tych ludzi, którzy mają otępiały umysł, bo

w umysłach bardzo sprawnych i bardzo subtelnych

cieszy się on całkowitą swobodą i dużą ruchliwością,

a ponadto widzimy, że u ludzi jest on mniejszy niż

u zwierząt, odwrotnie niż inne części mózgu.

tłum. Ewa Wende

4 4

11 I I I 1640

Do druku nie dam mej metafizycznej próby dopóty,

dopóki nie będę w Lejdzie, do której zamierzam przy­

być za pięć czy sześć tygodni. (...)

Co się tyczy Fizyki, uważałbym, że nie wiem z niej

nic, gdybym umiał jedynie powiedzieć, jak może być

z rzeczami nie wykazując wcale, że nie może być z ni­

mi inaczej, albowiem po sprowadzeniu jej do p r a w

ustalonych przez nauki matematyczne jest to rzecz cał­

kiem możliwa i myślę, że mogę to zrobić z tą odrobiną

wiedzy, jaką zdaję się mieć w tym zakresie,

nie zrobiłem tego w moich

ponieważ nie chcia­

łem podawać w nich mych zasad, i nadal niczego ta­

kiego nie widzę, co zachęcałoby mnie do podania ich

w przyszłości.

tłum. Stanisław Cichowicz

4 5

de prima

I)

Przed kilkoma już laty spostrzegłem, jak wiele rze­

czy fałszywych uważałem w mojej młodości za p r a w ­

dziwe i jak wątpliwe jest to wszystko, co później na

podstawie zbudowałem; [doszedłem więc do

konania], że jeżeli chcę nareszcie coś pewnego i trwa-

244

w naukach ustalić, to trzeba raz w życiu z gruntu

wszystko obalić i na nowo rozpocząć od pierwszych

podstaw. (...)

Do tego jednak nie trzeba będzie, bym okazał, że

wszystkie te poglądy są fałszywe, tego może nigdy nie

mógłbym osiągnąć. Lecz ponieważ już sam rozum ra­

dzi, by nie mniej ostrożnie powstrzymać się od uznania

tych rzeczy, które są

pewne i niewątpliwe,

jak od oczywiście fałszywych, zatem wystarczy do od­

rzucenia wszystkich, jeśli w każdej znajdę jakąś rację

do wątpienia. (...)

Otóż wszystko, co dotychczas uważałem za najbar­

dziej prawdziwe, otrzymywałem od zmysłów lub przez

zmysły; przekonałem się jednak, że te minie niekiedy

zwodzą, a roztropność nakazuje nie ufać nigdy w zu­

pełności tym, którzy nas chociaż raz zwiedli. Jedna­

kowoż — choć nas zmysły niejednokrotnie zwodzą, gdy

o jakieś przedmioty małe i bardziej oddalone,

to może jest wiele innych rzeczy, o

wcale nie

wątpić, chociaż też od zmysłów je przyjmuje­

my, jak np. że teraz tutaj jestem, że siedzę koło ognia,

że jestem odziany w zimową szatę, że dotykam tego

papieru rękoma itp. W jakiż sposób można by zaprze­

czyć, że te właśnie ręce i całe to ciało moje jest? (...)

Dobrze więc, przypuśćmy, że śnimy i że nieprawdą

są wszystkie te szczegóły, jak to, że otwieramy oczy,

poruszamy głową, wyciągamy ręce, że

takie

ręce i takie całe ciało. Trzeba jednak z pewnością przy­

znać, że senne widziadła są jak gdyby jakimiś malo­

widłami, które mogły zostać utworzone jedynie na po­

dobieństwo rzeczy prawdziwych. Że więc przynajmniej

te rzeczy ogólne, jak oczy, głowa, ręce i całe ciało ist­

jako rzeczy prawdziwe a nie

wyobrażo­

ne. (...) Na tej samej podstawie trzeba koniecznie przy­

znać, że chociaż te rzeczy ogólne, jak oczy, głowa, ręce

itp. mogą być tylko tworami imaginacji, to jednak rze­

czywistymi są jakieś inne rzeczy prostsze i ogólniej­

sze, z których — jak gdyby z prawdziwych barw —

tworzą się wszystkie bądź fałszywe, bądź prawdziwe

obrazy rzeczy, jakie się znajdują w naszej myśli (co-

Tego rodzaju, zdaje się, jest istota ciała w ogó­

le i jego rozciągłość, podobnie kształt rzeczy rozciąg­

łych, dalej quantum, czyli ich wielkość i liczba, tak

245

background image

samo miejsce, w którym się znajdują, czas, przez jaki

trwają itp.

Toteż na podstawie tego może nie będzie mylny wnio­

sek, że choć fizyka, astronomia, medycyna i wszystkie

inne nauki, które zależą od

rzeczy zło­

żonych, są wprawdzie niepewne, to jednak arytmety­

ka, geometria i inne tego rodzaju

które traktują

jedynie o rzeczach najprostszych i najogólniejszych —

nie troszcząc się wcale o to, czy one istnieją w

czywistości, czy nie

zawierają coś pewnego i n i e ­

wątpliwego. Bo czy czuwam,

śpię, to 2 3 5,

a kwadrat nie więcej ma boków niż cztery, i zdaje się

jest niemożliwe, by tak oczywiste prawdy popadły

w podejrzenie, jakoby były fałszywe.

Jednakowoż znajduje się w moim umyśle pewne

dawne, silnie

mniemanie, że istnieje Bóg,

który wszystko może i który stworzył mnie takim, ja­

kim jestem. Skąd jednak wiem, że on nie sprawił tak,

iż w ogóle nie ma żadnej ziemi, ani nieba, ani żadnej

rzeczy rozciągłej, żadnego kształtu, żadnej wielkości,

ani miejsca, a że mimo to, wszystko przedstawia mi

się tak, jak teraz, jako istniejące? Skąd wiem, że tak

jak o innych niekiedy sądzę, że się mylą w takich spra­

wach, o których

jak im się

posiadają

doskonałą wiedzę, że tak samo ja sam nie ulegam złu­

dzeniu, gdy dwa do trzech dodaję lub liczę boki kwa­

dratu, albo gdy wykonuję coś jeszcze łatwiejszego, je­

żeli coś takiego da się pomyśleć? (...)

...lecz w

muszę wyznać, że o wszystkim, co

dawniej uważałem za prawdziwe, można wątpić i to

nie przez nieostrożność lub lekkomyślność, lecz z po­

wodu poważnych i przemyślanych racji. Jeśli więc chcę

znaleźć coś pewnego, to muszę nie mniej ostrożnie

powstrzymywać się od uznania tego wszystkiego jak

od oczywistych fałszów. (...)

Dlatego — jak sądzę

nieźle uczynię, jeśli, zwró­

ciwszy się umyślnie w kierunku wprost przeciwnym,

siebie będę łudził i uważał przez jakiś czas owe

mniemanie za zupełnie fałszywe i urojone, aż wreszcie

po zrównoważeniu niejako obustronnym

nych sądów więcej już żadne złe przyzwyczajenie nie

sprowadzi mego sądu z drogi właściwego ujmowania

(perceptio) rzeczy. Bo przecież wiem, że nie może stąd

246

wyniknąć żadne

ani błąd i że nie

mogę w nieufności pójść za daleko, ponieważ nie

dzi teraz o działanie, lecz tylko

poznanie.

Przyjmę więc, że nie najlepszy Bóg,

prawdy,

lecz jakiś duch złośliwy a zarazem najpotężniejszy

i przebiegły, wszystkie swe siły wytężył w t y m kie­

runku, by mnie zwodzić. Będę uważał, że niebo, po­

wietrze, ziemia, barwy, kształty, dźwięki i wszystkie

inne rzeczy zewnętrzne są tylko zwodniczą grą snów,

przy pomocy których zastawił on sidła na moją łatwo­

wierność. Będę uważał, że ja

nie mam ani rąk,

ani oczu, ani ciała, ani krwi, ani żadnego zmysłu, lecz

że mylnie sądziłem, iż to wszystko posiadam. Będę

trwał uparcie przy tym rozmyślaniu i w ten sposób,

może nie jest w mojej mocy poznać jakąkolwiek

prawdę, to jednak będę się miał niezachwianie

ności, żebym nie uznawał, o ile to możliwe, rzeczy

fałszywych i żeby mi ten

chociażby nie

wiem jak potężny i przebiegły, nie mógł niczego na­

rzucić. Ale to przedsięwzięcie jest pełne trudów i jakaś

bierność prowadzi mnie z powrotem do

ży­

cia.

tłum. Maria i Kazimierz

46

de

II)

Zakładam więc, że wszystko to, co widzę, jest fał­

szem, wierzę, że nie istniało nigdy nic z tego, co mi

kłamliwa pamięć przedstawia, nie posiadam wcale zmy­

słów. Ciało, kształt, rozciągłość, ruch i miejsce są chi­

merami. Cóż zatem będzie prawdą? Może to jedno tyl­

ko, że nie ma

pewnego.

Lecz skądże wiem, że poza

co

wymieniłem,

nie ma nic innego, o czym wątpić najmniejszej dopraw­

dy nie ma przyczyny? Czyż może istnieje jakiś Bóg

czy jakiekolwiek mam nadać miano

kto te właś­

nie myśli we minie wzbudza? Lecz dlaczego mam to

przypuszczać, jeśli może

jestem ich sprawcą? Czyż

więc przynajmniej ja

czymś jestem? Zaprzeczy­

łem już jednak, jakobym posiadał w ogóle jakieś

247

background image

sły i jakieś ciało. Tu jednak

się. Bo cóż

stąd wynika? Czyż jestem tak ściśle związany z ciałem

i zmysłami, że bez nich nie mógłbym istnieć? Lecz już

przyjąłem, że nic w świecie nie istnieje: ani niebo,

ani ziemia, ani umysły, ani ciała, czyż więc nie przy­

jąłem, że i ja nie istnieję? Ja jednak

pewno istnia­

łem, jeśli coś przyjąłem. Lecz istnieje

nie wiem, kto nim jest — wszechpotężny i

bieglejszy, który zawsze rozmyślnie mnie łudzi. Nie

ma więc wątpliwości, że istnieję,

mnie łudzi!

I niechajże mnie łudzi, ile tylko potrafi, tego jednak

nigdy nie dokaże, abym był niczym dopóty, dopóki

będę myślał sam, że czymś jestem. Tak więc po wy­

starczającym i wyczerpującym rozważeniu wszystkie­

go, należy na koniec stwierdzić, że to powiedzenie:

Ja

ja istnieję, musi być prawdą, ilekroć je

wypowiadam lub pojmuję umysłem.

Jednakże jeszcze niedostatecznie rozumiem, kim je­

stem ja

ja, który teraz już koniecznie istnieję;

muszę więc uważać, abym przypadkiem czegoś innego

nierozważnie nie wziął za siebie i tym sposobem nie

popadł w błąd nawet w tym poznaniu, które uważam

za najpewniejsze i najbardziej oczywiste ze

kich. Z tego powodu rozważę ponownie, za

się daw­

niej uważałem, zanim nie wszedłem na drogę tych roz­

myślań

z tych dawnych mych poglą­

dów usunę następnie wszystko to, co z

powodów mogłoby zostać w najmniejszym choćby

stopniu podważone, tak aby w końcu pozostało dokład­

nie to tylko, co jest pewne i niewzruszone.

Za cóż się tedy dotychczas uważałem? Oczywiście

za człowieka, lecz czym jest człowiek?

powie­

dzieć: istotą żyjącą rozumną? Nie! Gdyż następnie n a ­

leżałoby zapytać, czym jest istota żyjąca i

r o ­

zumna, i w ten sposób zamiast jednego pytania sta­

nęłoby przede mną kilka pytań jeszcze

nie mam zaś tyle wolnego czasu, abym go mógł po­

święcić na takie subtelności. Raczej zwrócę uwagę na

to, co się dawniej myśli mojej samo w sposób natu­

ralny narzucało, ilekroć rozważałem, czym jestem. (...)

Cóż jednak teraz będzie, skoro zakładam, że zwodzi­

ciel jakiś przepotężny i

jeśli godzi się tak powie­

dzieć — złośliwy zadaje sobie trudu, aby mnie zwo-

248

dzić we wszystkim, ile tylko potrafi? Czyż mogę twier­

dzić, że posiadam chociażby jakąś najmniejszą rzecz

z tych wszystkich, o których poprzednio powiedziałem,

że należy do n a t u r y ciała? Natężam uwagę, myślę, roz­

ważam i niczego takiego nie znajduję;

silam się powtarzaniem tego samego. Lecz cóż z tego

posiadam, co przypisywałem duszy, np. jakże jest z od­

żywianiem się lub chodzeniem? Otóż skoro już nie

m a m ciała, to i one nie są niczym innym jak tylko

fikcjami. A jak się ma rzecz z czuciem? I ono oczy­

wiście nie może się dokonywać bez ciała, a nawet zda­

wało mi się, że bardzo wiele rzeczy czułem we śnie,

których — jak się później przekonałem — nie czułem.

jak jest z myśleniem? Teraz znalazłem! Tak: to m y ­

ślenie! Ono jedno nie daje się ode mnie oddzielić.

jestem, ja istnieję; to jest pewne. Jak długo jednak?

Oczywiście, jak długo myślę; bo może mogłoby się

zdarzyć, że gdybym zaprzestał w ogóle myśleć, to na­

tychmiast bym cały przestał istnieć. Teraz przyjmuję

to, co jest koniecznie prawdziwe; jestem więc

mówiąc tylko rzeczą myślącą, to znaczy

umysłem (mens),

duchem

bądź inte­

lektem

bądź rozumem

wszystko

wyrazy o nie znanym mi dawniej znaczeniu. Jestem

więc rzeczą prawdziwą i naprawdę istniejącą; lecz jaką

rzeczą? Powiedziałem: myślącą. (...)

Czymże więc jestem? Rzeczą myślącą; ale co to jest?

Jest to rzecz, która wątpi, pojmuje, twierdzi, przeczy,

chce, nie chce, a także wyobraża sobie i czuje.

tłum. Maria i Kazimierz

4 7

de prima

III)

Teraz jednak

jak się zdaje — porządek wymaga,

abym przede wszystkim wszelkie moje myślenie

podzielił na pewne rodzaje i zbadał, na któ­

rych właściwie z nich polega prawda lub fałsz. Nie­

które z nich są jak gdyby obrazami rzeczy i tym tylko

właściwie przysługuje

idei, gdy na przykład

249

background image

myślę o człowieku, chimerze, niebie, aniele, Bogu. Inne

jednak mają jakieś inne jeszcze formy; gdy na przy­

kład chcę, gdy się boję, gdy twierdzę, gdy przeczę,

wtedy wprawdzie zawsze ujmuję jakąś rzecz jako

przedmiot

mojej myśli, lecz także ogar­

niam myślą coś

niż podobieństwo do tej

Z nich jedne nazywają się

albo uczuciami,

drugie zaś sądami.

Co się zaś tyczy idei, to nie mogą one właściwie być

fałszywe, jeżeli się je rozważa same w sobie, a nie

w odniesieniu do czegoś innego;

czy sobie wyobra­

żam kozę, czy chimerę, to niemniej prawdą jest, że

sobie wyobrażam pierwszą, jak to, że sobie wyobrażam

drugą. Nie należy się też obawiać fałszu w samym

chceniu czy w uczuciach; bo choćbym mógł pragnąć

czegoś niedorzecznego, a nawet czegoś, czego w ogóle

nigdzie

ma — to niemniej jest prawdą, że ja tego

pragnę. Pozostają więc jedynie sądy jako dziedzina,

w której muszę się strzec przed błędem. Zasadniczy

zaś i najczęściej spotykany błąd, jaki mógłby się w nich

znaleźć, polega na tym, że sądzę, iż idee, które są we

mnie, są podobne albo zgodne z jakimiś rzeczami znaj­

dującymi się poza mną. Gdybym natomiast same idee

rozważał jako pewne odmiany

mego myślenia,

a nie odnosiłbym ich do czegoś innego, to z pewnością

nie mogłyby mi dostarczyć żadnego materiału do

pełnienia błędu.

Z tych zaś idei jedne wydają mi się być wrodzone,

inne nabyte, jeszcze

przeze mnie samego urobio­

ne. Bo, że pojmuję, co to jest rzecz, co prawda, co

myślenie, to — jak mi się zdaje — m a m nie skądinąd,

jak od samej mojej natury. Że zaś teraz słyszę hałas,

widzę słońce, czuję ciepło ognia, to — jak dotychczas

sądziłem — pochodzi od jakichś rzeczy poza mną się

znajdujących. A wreszcie syreny, hipogryfy itp. są

urobione przeze mnie samego. Ale mogę też uważać

wszystkie idee za

albo też wszystkie za w r o ­

dzone, albo wszystkie za urobione przeze minie

go; nie zdałem sobie jeszcze bowiem jasno sprawy, skąd

naprawdę pochodzą. (...)

ile bowiem owe idee są tylko pewnymi odmiana­

mi myślenia, to nie widzę, żeby się w ogóle między

sobą różniły i wszystkie zdają się pochodzić w ten s a m

250

ode mnie; lecz jeżeli jedna

jedną

rzecz, a inna inną, wtedy oczywiście różnice między

nimi będą

wielkie. Bez wątpienia bowiem te

idee, które mi przedstawiają substancję, są czymś wię­

cej i zawierają w sobie więcej — że się tak wyrażę —

obiektywnej rzeczywistości (realitatis

aniżeli te, które przedstawiają tylko

czy

też przypadłości

a znowuż idea, przez któ­

rą pojmuję

Boga najwyższego, który jest

wieczny, nieskończony, wszystkowiedzący, wszechmo­

gący i jest stworzycielem wszystkiego,

jest poza

nim, zawiera z pewnością więcej obiektywnej rzeczy­

wistości, aniżeli te idee, które przedstawiają substan­

cje skończone. (...)

Otóż — jeżeli rzeczywistość obiektywna którejkol­

wiek z moich idei jest tak wielka, że jest rzeczą pew­

ną, iż nie może ona być we mnie ani formalnie, ani

a co za tym idzie, że ja sam nie mogę być

przyczyną

idei — to z

wynika niezbicie, że

nie jestem

na świecie,

że istnieje jeszcze jakaś

inna rzecz, która jest przyczyną owej idei. Jeżeli się

jednak żadna taka idea we mnie nie znajdzie, to

nie będę miał żadnego dowodu, który by mnie upew­

nił o istnieniu jakiejś rzeczy różnej ode mnie; wszyst­

ko bowiem jak

rozpatrzyłem i niczego

innego dotychczas znaleźć nie zdołałem.

Wśród tych zaś moich idei

oprócz

która mi

przedstawia mnie samego i która nie może tu spra­

wiać żadnej trudności

inna, która przedstawia

mi Boga, inne przedstawiają mi rzeczy cielesne i nie­

ożywione, inne znów aniołów, inne zwierzęta, a w

cu takie, które mi przedstawiają innych ludzi, do mnie

podobnych. Łatwo też pojmuję, że jeżeli chodzi o idee,

które przedstawiają innych ludzi, bądź zwierzęta, bądź

aniołów, to można je utworzyć przez połączenie posia­

danych przeze mnie idei mnie samego, rzeczy cieles-

* U tłumaczy reprezentuje.

A u t o r y z o w a n y przez Kartezjusza przekład francuski do­

daje w t y m miejscu następujące słowa: „tj. uczestniczą dzięki

p r z e d s t a w i a n i u w wyższym stopniu b y t u czy doskonałości".

U tłumaczy

251

background image

i Eoga, nawet gdyby nie

na świecie oprócz

mnie żadnych ludzi ani zwierząt, ani aniołów.

Co się zaś tyczy idei rzeczy cielesnych, to nic w nich

nie pojawia się tak wielkiego, żeby nie mogły one po­

chodzić ode mnie samego. Jeżeli bowiem przyjrzę się

im dokładniej i zbadam poszczególne idee w ten sam

sposób, jak wczoraj

ideę wosku, to widzę,

że tylko bardzo niewiele jest rzeczy, które w nich u j ­

muję jasno i wyraźnie, a mianowicie wielkość, tj. roz­

ciągłość pod względem długości, szerokości i głębo­

kości; kształt, który powstaje dzięki ograniczeniu tej

rozciągłości, położenie, jakie przyjmują względem sie­

bie różne przedmioty wyposażone w

i ruch,

czyli zmianę owego położenia. Do tego można jeszcze

dodać substancję, trwanie i liczbę. Wszystko zaś inne,

jak np. światło i barwy, dźwięki, zapachy, smaki, cie­

pło i zimno, i inne jakości podpadające pod zmysł do­

tyku, zjawiają się w mojej myśli jedynie bardzo nie­

wyraźnie i niejasno, tak dalece, że nawet nie wiem,

czy są prawdziwe, czy fałszywe, tzn. czy ich idee, któ­

re posiadam, są ideami jakichś rzeczy czy nie-rze-

czy. (...)

Pod nazwą Boga rozumiem pewną substancję nie­

skończoną, niezależną, o najwyższym rozumie i mocy,

która stworzyła mnie samego i wszystko inne, co ist­

nieje, o ile istnieje. Otóż te wszystkie przymioty są

tak wielkie, że im uważniej się nad nimi zastanawiam,

tym bardziej niemożliwym mi się wydaje, by

pochodzić ode mnie samego. Musi się więc na podsta­

wie tego, co przed chwilą powiedziałem, dojść do

wniosku, że Bóg koniecznie istnieje. Bo chociaż idea

substancji jest wprawdzie we mnie, dlatego właśnie,

że ja sam jestem substancją, nie byłaby to jednak idea

substancji nieskończonej, jako że ja

skończony,

chyba żeby pochodziła od jakiejś substancji, która by

naprawdę była nieskończona.

Nie powinienem też sądzić, że nie ujmuję tego, co

nieskończone, przy pomocy prawdziwej idei, lecz tylko

przez zaprzeczenie tego, co skończone, tak jak ujmuję

spoczynek i ciemności przez zaprzeczenie ruchu i świa­

albowiem przeciwnie, pojmuję to zupełnie

że więcej rzeczywistości jest w substancji

niż w skończonej, i że zatem jest we mnie w jakiś

252

sposób na pierwszym miejscu ujęcie tego, co nieskoń­

czone, przed ujęciem tego, co skończone, czyli ujęcie

Boga przed ujęciem mnie samego. Bo jakżebym mógł

inaczej pojąć, że mam wątpliwości, że czegoś pragnę,

to znaczy, że czegoś mi brak i że nie jestem zupełnie

doskonały, jeżeliby nie było we mnie żadnej idei bytu

którego porównanie ze mną pozwoliłoby

mi poznać własne moje braki?

Nie można także powiedzieć, że może ta idea Boga

jest materialnie fałszywa, a tym samym może powstać

z niczego, jak to przed chwilą zauważyłem o idei

pła, zimna i tym podobnych; przeciwnie, ponieważ jest

ona jak najbardziej jasna i wyraźna i więcej ma w so­

bie rzeczywistości obiektywnej niż każda inna, to żad­

na nie jest sama z siebie bardziej prawdziwa ani

mniejszym stopniu podległa podejrzeniu o fałszy-

wość. Jest — powiadam — ta idea bytu najbardziej

doskonałego i nieskończonego w najwyższym stopniu

prawdziwa; bo chociaż może można by sobie pomyśleć,

że taki byt nie istnieje, to nie można sobie pomyśleć,

że jego idea nie przedstawia mi niczego rzeczywistego,

jak to przedtem powiedziałem o idei zimna. A także

jest w najwyższym stopniu jasna i wyraźna, albowiem

wszystko to, co ujmuję jasno i wyraźnie jako rzeczy­

wiste, prawdziwe i w pewien sposób doskonałe, to

w całości w niej się zawiera. Co wcale nie przeszkadza,

że mogę nie rozumieć tego, co nieskończone; albo że są

w Bogu

rzeczy, których w żaden

nie mogę ani zrozumieć, ani może nawet

do­

tknąć;

już w naturze tego, co nieskończone, leży

to,

ja — jako skończony — nie ogarniam go i wy­

starczy,

właśnie to zrozumiał i sądził, że to

wszystko, co ujmuję jasno i wyraźnie i co — jak

wiem — zawiera pewną doskonałość, a także może

jeszcze bardzo wiele innych rzeczy, których nie znam,

jest w Bogu formalnie albo eminentnie, to — jak mó­

wię — wystarczy, aby idea, którą mam o nim, była

najprawdziwszą, najjaśniejszą i

ze

wszystkich, jakie posiadam. (...)

Można się dalej pytać, czy mógłbym istnieć ja

mający tę ideę, gdyby nie istniał żaden taki byt.

Od kogóż więc pochodziłbym? Oczywiście od siebie

albo od

albo od czegoś innego mniej

253

background image

nałego od Boga, bo przecież nie można sobie pomyśleć

ani wymyśleć niczego doskonalszego ani nawet równie

jak on. Gdybym jednak

od siebie

pochodził, to nie miałbym ani wątpliwości, ani prag­

nień, ani w ogóle żadnych braków, bo wyposażyłbym

się we wszystkie doskonałości, których jakaś idea jest

we mnie,

ten sposób sam

Bogiem. I nie

powinienem sądzić, że może trudniej byłoby mi osiąg­

nąć to, czego mi brak, niż to, co już jest we

albowiem przeciwnie, jest oczywiste, że znacznie trud­

niej by było, bym ja, to jest rzecz, czyli substancja

myśląca, powstał z niczego, aniżelibym osiągnął po­

znanie wielu rzeczy nie znanych mi, będących tylko

przypadłościami

owej substancji. (...)

Nie można też wyobrazić sobie, że może więcej przy­

czyn częściowych

się na moje powstanie i od

jednej otrzymałem ideę jednej z doskonałości, które

przypisuję Bogu, od drugiej ideę innej doskonałości,

tak że wprawdzie wszystkie owe doskonałości gdzieś

we wszechświecie się znajdują, ale nie wszystkie razem

złączone w jakiejś jedności, która by była Bogiem. Jest

bowiem przeciwnie: jedność, prostota, czyli

ność wszystkiego, co jest w Bogu, jest właśnie jedną

z zasadniczych

które są w nim według

mego

I z pewnością nie mogła powstać we

mnie idea tej jedności wszystkich doskonałości z żad­

nej takiej przyczyny, od której bym nie otrzymał także

idei innych doskonałości. Nie mogła bowiem sprawić,

abym pojął, że idee owe są razem połączone i niero­

zerwalne, gdyby równocześnie nie sprawiła, bym

znał, co to za idee.

Go się zaś w końcu tyczy rodziców, to choć wszyst­

ko może być prawdą, co kiedykolwiek o nich sądzi­

łem, jednak bynajmniej oni mnie nie zachowują, a

że w żaden sposób mnie nie stworzyli jako rzeczy m y ­

ślącej, lecz

włożyli pewne dyspozycje w tę m a ­

terię, w której, jak sądziłem, tkwię ja, czyli mój umysł,

bo jego tylko uważam teraz za siebie. I

może tu już powstać żadna trudność, lecz w

trzeba dojść do wniosku, że już to

iż ja istnieję

i posiadam ideę bytu najdoskonalszego, to jest Boga,

dowodzi jak

że Bóg także istnieje. (...)

I naprawdę nie ma w t y m nic dziwnego, że Bóg

2 5 4

stwarzając mnie zaszczepił we mnie tę ideę, by

gdyby znakiem, którym artysta naznaczył"

Nie trzeba też wcale, by ten znak był

od samego dzieła, lecz na podstawie tego

że Bóg mnie stworzył, jest bardzo

że mnie

stworzył w pewien sposób na obraz i podobieństwo

swoje i że to podobieństwo, które zawiera ideę Boga,

ujmuję przy pomocy tej samej zdolności,

którą

ujmuję siebie samego. To znaczy, że gdy skieruję uwa­

gę na siebie samego, to nie tylko pojmuję, że jestem

rzeczą niezupełną i zależną od kogoś innego, rzeczą,

która dąży

do Czegoś coraz większego,

czyli lepszego, lecz pojmuję także równocześnie, że ten,

którego jestem zależny, posiada te wszystkie rzeczy

większe nie w jakiś sposób nieokreślony i potencjalny

tylko, lecz rzeczywiście ma

w sobie w stopniu

ograniczonym, a przeto

Bogiem.

siła tego dowodu polega na tym, że uznaję, iż

możliwe, żebym był takiej natury, jakiej

jestem, a mianowicie takiej, że mam w sobie ideę

ga, gdyby nie istniał naprawdę Bóg. Ten

Bóg —

powiadam —

idea jest we mnie, tżn. posiada­

jący te wszystkie doskonałości, których wprawdzie nie

mogę pojąć, lecz zaledwie tylko w jakiś sposób zbliżyć

się do nich myślą — i który nie podlega żadnym bra­

kom. Z tego dostatecznie wynika, że nie może On być

bo oczywiste jest dzięki przyrodzonemu

że wszelkie oszustwo i wszelkie zwodzenie

ma źródło w jakimś

tłum. Maria i Kazimierz Ajdukiewiczowie

de prima

IV)

Bez wątpienia Bóg mógł mnie stworzyć takim, żebym

się

nie mylił; a także nie ma wątpliwości, że zaw­

sze chce tego, co najlepsze. Czy więc lepszym jest to,

żebym się mylił,

też, żebym się nie mylił?

* U

rozumu.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Historia filozofii nowożytnej, 08. Descartes - meditationes de prima philosophia, Rene Descartes - &
de Kerckhove - Inteligencja Otwarta [opracowanie], kulturoznawstwo, III semestr, komunikacja kulturo
Asimov, Isaac La Edad de Oro de la Ciencia Ficcion III
Sprague; A parallel with De Anima III 5
Marse, Juan La oscura historia de la prima Montse
Herodoto Los Nueve Libros de la Historia Tomo III
Caminos de Autorealiz Sup Tomo III
Sade de; Philosophy in the Boudoir
Jakubowski, Maxim Los Mejores Relatos de Fantasia III
Adolphe Thiers Histoire de la Revolution francaise, III
Alonso de Ercilla La Araucana III
Huerta de Soto Socjalizm ROZDZIAL III
Napoléon Bonaparte Oeuvres de Napoleon Bonaparte, TOME III
Delany, Samuel CT III, Ciudad de los Mil Soles
Missa Gaudeamus Agnus Dei III Tomas Luis de Victoria
3 tydzień Wielkanocy, III piątek
Jezus III
Brasil Política de 1930 A 2003

więcej podobnych podstron