Czlowiek W Cieniu

background image

Eustachy Rylski

(ur. 1944 r.), prozaik, dramaturg, scenarzysta. Debiutował

dyp tykiem powieściowym Stankiewicz. Powrót (1984). Jest autorem zbioru
opowiadań Tylko chłód (1987), sztuk teatralnych i kilku scenariuszy filmo-
wych. Jego powieści i opowiadania przetłumaczono na wiele języków.

„Zachwycająca jak diabli, piękna literatura! Pierwsza od lat książka,
od której nie mogłem się oderwać. Powieść Rylskiego to finezyjna
konstrukcja tragedii mafijnej i wysublimowana polszczyzna.”

Kazimierz Kutz

Początek lat dziewięćdziesiątych. Wakacyjna, wołżańska podróż trzydziesto-
kilkuletniego warszawskiego notariusza, gruntownie znudzonego swoim zaję-
ciem i życiem, staje się początkiem przygody z własną wyobraźnią. Zainspiro-
wany przypadkowym, jak mu się wydaje, rosyjskim kontaktem, zaczyna uda-
wać kogoś kim nie jest. Zostaje wplątany w wojnę gangów. Rzeczywistość
zaczyna żyć własnym, deprawującym się z miesiąca na miesiąc życiem...

EuSTaChY

RyLski

Człowiek w cieniu

EuS
TaCh
Y R
yLski

C

zło

w

ie

k

w

c

ien
iu

fot. Olga Majrowska

Nr 6119

www.swiatksiazki.pl

Cena 24,90 zł

nowa

proza

polska

czlowiek w cieniu 6119.indd 1

2007-03-29 15:01:40

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie

rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez

NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej

zgody

NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej

od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Nexto.pl

.

background image

Człowiek w cieniu

background image

EuSTaChY

RyLski

Człowiek w cieniu

background image

Projekt graficzny serii

Małgorzata Karkowska

Zdjęcie na okładce

Flash Press Media

Redaktor serii

Paweł Szwed

Redaktor prowadzący

Ewa Niepokólczycka

Redakcja

Mira £ątkowska

Redakcja techniczna

Lidia Lamparska

Korekta

Maciej Korbasiñski

Elżbieta Jaroszuk

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego.

Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę,

która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostepnianie

osobą trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób

upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie

w technikach cyfrowych lub podobnych

– jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Copyright © for the e-book edition by Świat Książki Sp. z o.o., 2010

Copyright © by Eustachy Rylski, 2004

Copyright © by Bertelsmann Media Sp. z o.o., 2004

Świat Książki

Warszawa 2004

Bertelsmann Media Sp. z o.o.

ul. Rosoła 10, 02-786 Warszawa

ISBN 978-83-247-2258-7

Nr 45046

background image

I

Rañski wiele sobie po tej podró¿y obiecywa³. Ka¿da po-
dró¿ wzbudza³a w nim mniej lub bardziej sprecyzowane
oczekiwania i ka¿da w jakiejœ mierze je spe³nia³a, ta nie
spe³ni³a ¿adnych. Tak mu siê przynajmniej zdawa³o pod-
czas jej trwania i d³ugo po niej.

Matka Wo³ga okaza³a siê martwa.
Wype³niona wod¹ ponad swoj¹ miarê, ponad swoj¹ na-

turê i ochotê, sp³ywa³a za szybko, brutalnie rozpartym ko-
rytem, bez œladu kaprysu, nostalgii, dzikoœci, bez œladu,
tak s¹dzi³, rosyjskoœci, ja³owa i niezmienna jak jej brzegi.

Zachodni wysoki, piaszczysty, bezleœny, wschodni ni-

ski, bagienny, nieprzerwanie zaroœniêty spl¹tanymi krza-
kami, nad którymi melancholijnie snu³y siê wilgotne opary.

Wy¿ astrachañski, który podobno od koñca maja stawa³

jak drut na Powo³¿u, a¿ po Kazañ, tego lata zawiód³.

By³o wietrznie, deszczowo, dokuczliwie zimno.
Towarzystwo na pok³adach nieciekawe. Polsko-rosyjski

¿ywio³ handlowy, umundurowany w laminowane dresy,
adidasy i zadrukowane podkoszulki, banalny w swej iry-
tacji zwi¹zanej z niepogod¹ i w oczekiwaniu jakichœ szcze-
gólnych, nie bardzo zreszt¹ wiadomo jakich, atrakcji, któ-
re mia³yby w zamian byæ im dostarczone.

W Rosji w tym czasie z wódk¹ by³o krucho. Niekonse-

kwentna, imperialnie ostentacyjna lub tchórzliwie przy-
czajona prohibicja zrobi³a jednak swoje. W tym wzglêdzie

5

background image

rzeczny okrêt „Friedrich Engels” by³ enklaw¹ wolnoœci
i dostatku. Na wszystkich pok³adach otwarte od œwitu do
nocy, a potem ju¿ przez ca³¹ dobê kioski, zwane na wyrost
barami, oferowa³y rosyjsk¹ wódkê, mo³dawskie wina,
kaukaskie koniaki za œmieszne pieni¹dze. Udogodnienia
zwi¹zane z alkoholem by³y jedynymi, na jakie mo¿na
by³o liczyæ, ale te¿ ich gama, by nie rzec – g³êbia, w miarê
trwania podró¿y rekompensowa³a wszelkie niedogodno-
œci, niewygody czy wrêcz afronty, jak na przyk³ad sztyw-
n¹ i absurdaln¹ porê œniadania, siódm¹ rano, skojarzo-
n¹ z niezmiennym jad³ospisem: cienk¹ kaw¹, gliniastym
pieczywem, niemieckimi serkami z wtopion¹ weñ foli¹,
z której nie mo¿na by³o ich obraæ, i po³ow¹ butelki zmro-
¿onego na koœæ szampana unicestwianego gdzieœ potem
w zaciszu kabin.

Serwowali to kelnerzy m³odzi, dobrze zbudowani,

zrêczni, lecz obcesowi, niekryj¹cy niechêci do obs³ugiwa-
nych, naznaczeni tym rosyjskim, a mo¿e tylko radzieckim
poczuciem nieusprawiedliwionej wy¿szoœci i ni¿szoœci za-
razem. Trzeba przyznaæ, ¿e wraz z up³ywem dnia zmie-
niali siê na lepsze. Wieczorem na dansingu, a bywa³o, ¿e
ju¿ przy kolacji, niektórzy z nich stawali siê wrêcz przyja-
cielscy, wyzwalaj¹c siê z toksycznej mieszaniny knajackiej
chytroœci i azjatyckiego dostojeñstwa. Bratali siê z obs³ugi-
wanymi, przymawiali ¿artami i docinkami, poklepywali
po ramionach, przypijali, zapamiêtywali imiona i otcze-
stwa, by w kilka godzin póŸniej, w ogromnej sali katowa-
nej mimo niepogody lodowatym nawiewem hucz¹cych
klimatyzatorów, o³owianym spojrzeniem przygwoŸdziæ
swoich goœci do owalnych sto³ów, nim rozkolebanym kro-
kiem podeszli do ich krawêdzi, by w nieuprzejmym mil-
czeniu podaæ to, co zawsze.

Rejs trwa³ ju¿ pi¹ty dzieñ. Zamiar Rañskiego, by od-

wiedziæ stare nadwo³¿añskie miasta, rozmywa³ siê w nie-
ustêpuj¹cym deszczu. Jak na razie, poza Togliatti, nowym

6

background image

i ju¿ œmiertelnie wyczerpanym, dotkniêtym wszystkimi ra-
dzieckimi plagami miastem, nie zobaczy³ niczego. Rzecz-
ny okrêt, wielki jak lodowa góra, zatrzymywa³ siê przy
nabrze¿ach, za którymi na wzgórzach lub na równinach,
bli¿ej albo dalej, kusi³y urod¹ kopu³y cerkwi, kolumna-
dy rz¹dowych rezydencji, drewniane domki zatopione
w leszczynowych ogrodach, wszystko to zreszt¹ spluga-
wione dymi¹cymi kominami fabryk i wielkop³ytowymi
osiedlami. Rañskiego poci¹ga³a zarówno rosyjskoœæ, jak
i radzieckoœæ tych miast, ale po godzinnym mniej wiêcej
postoju „Friedrich Engels”, nie zabieraj¹c pasa¿erów, nie
uzupe³niaj¹c paliwa ani prowiantu, odp³ywa³ od brzegu
równie bezsensownie, jak do niego przybija³.

Kiedy o mglistym, lodowatym œwicie statek zawin¹³ do

portu w Syzraniu, a po œniadaniu, nie rzucaj¹c trapu, od-
p³yn¹³, Rañski zapyta³ ruchliwego kurdupla, spe³niaj¹ce-
go rolê, jak siê okaza³o, raczej agenta handlowego ni¿
przewodnika, o przyczynê tej niegoœcinnoœci.

– Nie by³o po co – grzecznie odpowiedzia³ agent.
– A w Togliatti? – zirytowa³ siê Rañski.
– W Togliatti by³ towar – odpowiedzia³ agent jeszcze

grzeczniej. Wykrêci³ siê na piêcie i odszed³, utwierdzony
pewno w przekonaniu, ¿e w ka¿dym rejsie trafi siê jakaœ
menda, z któr¹ nie wiadomo, co pocz¹æ.

W istocie to samo musia³ sobie pomyœleæ samotny s¹-

siad Rañskiego przez œcianê kajuty, gdy przy butelce ar-
meñskiego koniaku zapyta³ m³odego cz³owieka o cel wo³-
¿añskiej wyprawy.

– Zamierzam zwiedzaæ – odpowiedzia³ Rañski.
– Co mianowicie? – zapyta³ kompletnie zaskoczony

s¹siad.

– Co siê da.
– Ale pan tego nie robi.
– Bo mi siê to uniemo¿liwia.
Poznali siê tydzieñ temu na Dworcu Kazañskim w Mo-

7

background image

skwie, na swój sposób polubili i poprosili o s¹siednie ka-
biny na statku. Podczas dwudziestogodzinnego oczekiwa-
nia na poci¹g nad Wo³gê, w jednym z przepastnych tuneli
dworca, owiewani hulaj¹cymi na wszystkie strony prze-
ci¹gami, dawali sobie krótkie zmiany w pilnowaniu ba-
ga¿y, których wtedy w Rosji, z wiadomych wzglêdów, nie
nale¿a³o deponowaæ w przechowalniach. Przypatrywali
siê wp³ywaj¹cym do tuneli potokom szarych, zmêczonych
i rozdra¿nionych ludzi, wœród których plebejsk¹ urod¹,
fantazj¹ i zadzierzystoœci¹ wyró¿niali siê podchmieleni
marynarze trzech flot z patelniami czapek zawadiacko
zsuniêtych na potylicê.

– Dopóty Rosji, dopóki tych zuchów – powiedzia³

w³aœnie poznany niewysoki piêædziesiêciolatek, w binok-
lach na stalowym ³añcuszku, upozowany na sto³ypinow-
skiego inteligenta. Mówi³ krótk¹, rwan¹ ruszczyzn¹, jak¹
pos³uguj¹ siê czasem mieszkañcy Przedkaukazia, i Rañ-
ski, os³uchany z pó³nocn¹, jaros³awsko-nowogrodzk¹ fra-
z¹ zapamiêtan¹ przez matkê, fraz¹, której nie lubi³ i nigdy
siê nie nauczy³, z przyjemnoœci¹ przys³uchiwa³ siê prak-
tycznoœci jêzyka, jakiego u¿ywa³ in¿ynier.

Bo tak siê te¿ przedstawi³. Nie z imienia, otczestwa czy

nazwiska, ale z zawodu, wrêcz funkcji. Odbywa inspek-
cyjn¹ podró¿ do Wo³gi, a potem rzek¹ w dó³ do Astracha-
nia, by skontrolowaæ stan œluz, wind wodnych, umocnieñ
i nadbrze¿y na œrodkowym i po³udniowym odcinku rzeki.

Rañski wyrazi³ przypuszczenie, ¿e to bardzo odpowie-

dzialna misja, a in¿ynier stwierdzi³, ¿e w³aœnie z tej przy-
czyny przez trzy tygodnie trwania rejsu odda siê jej bez
reszty. Opowiada³ o dobrych technicznych genach wo³-
¿añskich konstrukcji, ich wrodzonym zdrowiu pochodz¹-
cym st¹d, ¿e stworzyli je budowniczowie wykszta³ceni na
cesarskich politechnikach, maj¹c do dyspozycji tysi¹ce
niewolników z okolicznych ³agrów, z których wysi³kiem,
a wiêc i ¿yciem, nie musieli siê liczyæ.

8

background image

– Bo czas by³ lat trzydziestych – rzek³ posêpnie in¿y-

nier, a mêtne spojrzenie za szk³ami binokli zab³ys³o na
chwilê dziko.

Rañski przeprosi³ go wtedy, poszed³ do kibli na papie-

rosa, a gdy wróci³, zanurzyli siê w nieœpieszn¹ rozmowê.
Wspominam j¹ nie dlatego, by mia³a ona jakieœ znaczenie
dla opowiadanej historii, tylko dlatego, ¿e nasz bohater
czu³ siê w niej dobrze i bezpiecznie, co nie zawsze siê zda-
rza. Mam na myœli rozmowy, które bywaj¹ odpoczynkiem
od milczenia. Ale tego wietrznego, pochmurnego po-
po³udnia, z przyczajonym na Wo³dze deszczem, in¿ynier
nie by³ usposobiony do ¿adnej rozmowy. Butelkê koniaku
wypili w zasadzie w milczeniu. Rañski, rozgl¹daj¹c siê po
zajmowanej przez in¿yniera kajucie, naznaczonej ju¿ tym
nieporz¹dkiem, by nie rzec niechlujstwem, jakim potrafi¹
nie z dnia na dzieñ, ale z godziny na godzinê otoczyæ siê
samotni mê¿czyŸni, nieporz¹dkiem natychmiast podszy-
tym brudem, zapyta³ go o nieobecnoœæ na posi³kach. In¿y-
nier odpowiedzia³, ¿e wymaga³oby to mitrêgi niewartej
przyjemnoœci. Musia³by siê przecie¿ ogoliæ, umyæ, uczesaæ,
prawdopodobnie ubraæ, odczekaæ swoje przy stole z przy-
padkowymi wspó³biesiadnikami, dla których powinien byæ
mi³y, a przynajmniej uprzejmy, a przede wszystkim mu-
sia³by wstaæ z ³ó¿ka. A na to nie ma najmniejszej ochoty.

Trac¹c tak niewiele, obywa siê bez œniadania i obiadu,

a kolacjê i alkohol donosi mu umówiony oficjant i, Bogu
dziêki, czyni to dyskretnie.

– No, a pañska inspekcja? – zapyta³ Rañski, odchylaj¹c

siê na miêkkim, wygodnym krzeœle.

In¿ynier odpowiedzia³ posêpnym spojrzeniem, po któ-

rego strunie sp³ynê³o rosyjskie naplewatielstwo.

Czym on siê w takim razie zajmuje, zastanowi³ siê Rañ-

ski, rozgl¹daj¹c siê za jak¹œ ksi¹¿k¹ czy gazet¹, których
obecnoœæ usprawiedliwi³aby w jakimœ stopniu tê abnega-
cjê, ale niczego takiego nie dostrzeg³.

9

background image

W³aœnie otworzy³ usta, by zadaæ to pytanie, gdy us³y-

sza³ odpowiedŸ:

– A pan?

No w³aœnie, tym, czym zawsze, to znaczy niczym.
Jakkolwiek wygl¹da³oby to z zewn¹trz, ¿ycie Rañ-

skiego up³ywa³o na niczym. Do trzydziestki uwa¿a³, ¿e
jeszcze na wszystko jest czas, po trzydziestce, ¿e ju¿ na
wszystko za póŸno.

¯ycie up³ywa³o mu na niczym i tak up³ywa³a ta podró¿.
Pêta³a go niemoc, która jednoczeœnie nie wyklucza³a

przyjemnoœci. Mo¿na powiedzieæ, ¿e odczuwa³ j¹ inten-
sywniej ni¿ inni, ale przyjemnoœæ mija³a i natychmiast, bez
¿adnego poœlizgu, wpada³ w otch³añ niemocy i smutku.

Papieros, ³adna dziewczyna, jedzenie, gdy by³ g³odny,

czasami alkohol, czasami trawka lub psychotropy, mniej
czy bardziej racjonalny wysi³ek fizyczny przywraca³y go
¿yciu na chwilê, na moment, daj¹c jak¹œ iluzjê i szybko jej
pozbawiaj¹c. Istot¹ melancholii, do której wraca³, nie by³a
cicha rezygnacja, filozoficzna zgoda na porz¹dek rzeczy,
ale bunt, tym bezsilniejszy, im mijaj¹ca przyjemnoœæ wy-
dawa³a mu siê bardziej bezpowrotna.

– Proszê braæ przyk³ad ze mnie – powiedzia³ dwa dni

póŸniej in¿ynier, gdy Rañski zwierzy³ mu siê ze swojego
nastroju. – Rzecz polega na tym, by przyjemnoœci prze-
d³u¿aæ, wyszukuj¹c te, które poddadz¹ siê takiemu ocze-
kiwaniu.

Rañski odpowiedzia³ mu, ¿e to nie jest mo¿liwe, gdy¿

istot¹ przyjemnoœci, jakich doœwiadcza, jest ich przelot-
noœæ. Przeklêta przelotnoœæ.

– Takie pan sobie wybiera, panie Aleksandrze; gdyby

jednak zechcia³ pan wzi¹æ przyk³ad ze mnie... Od po-
cz¹tku podró¿y nie wstajê praktycznie z ³ó¿ka. Nie czeszê
siê, nie golê, nie myjê. Nie upijam siê, ale te¿ nie trzeŸ-
wiejê. Zanurzam siê coraz g³êbiej w œwiat bli¿szy snom

10

background image

ni¿ rzeczywistoœci, maj¹c nadziejê, ¿e pozwoli mi on od-
kryæ coœ, czego nie jestem w stanie nawet siê domyœleæ.
Niewa¿ne, na ile usprawiedliwiona jest nadzieja, wa¿ne,
¿e w ni¹ wierzê i z tej wiary czerpiê przyjemnoœæ, która
bêdzie trwa³a tak d³ugo, jak zechcê. Jak zechcê, panie
Aleksandrze.

– To nie dla mnie! – przerwa³ mu gwa³townie Rañski.
Spaceruj¹c po zamienionej w istny chlew kajucie swego

s¹siada, zapyta³ ostro:

– Czy nie ma pan wra¿enia, ¿e to zanurzanie siê, po-

wolny dryf, to pó³trzeŸwe i pó³pijane lewitowanie w mia-
rê up³ywu czasu zamienia spodziewan¹ przyjemnoœæ
w oczywist¹ udrêkê, kiedy doœwiadczamy upokarzaj¹ce-
go prymatu cia³a nad duchem? Kiedy przyznaæ musimy,
¿e wzlot ducha jest ni¿szy, a upadek cia³a g³êbszy?

– To zale¿y od cia³a – skwitowa³ in¿ynier.
Nie da siê ukryæ. Mia³ nadspodziewanie dobre cia³o.

Niewysoki, suchy, barczysty, smag³y, o ma³ej, gotyckiej
czaszce osadzonej na muskularnej, nietkniêtej up³ywem
czasu szyi. Nie by³a to powierzchownoœæ, która rzuca siê
w oczy, ale im d³u¿ej siê j¹ poznawa³o, tym trudniej by³o
doszukaæ siê w niej jakiegoœ b³êdu czy dysfunkcji. Rañski
mia³ wra¿enie, ¿e nawet od czasu do czasu brutalnie do-
œwiadczane kaprysami swego w³aœciciela cia³o to jest kon-
strukcj¹ ponad potrzeby urzêdniczego ¿ycia i szarej, ro-
dzinnej egzystencji.

Po cholerê mu takie cia³o, zastanawia³ siê nie bez za-

zdroœci, porównuj¹c je z w³asnym.

Gdzieœ na wysokoœci Wolska, kiedy nikt nie czeka³ ju¿

na poprawê pogody, pojawi³y siê dwa ch³odne, ale s³o-
neczne dni. Dwa tylko wprawdzie, bo przed Wo³gogra-
dem lunê³o jak nigdy wczeœniej, ale jednak.

Na okrêcie zmieni³ siê nastrój i sytuacja. O nastroju

wiadomo, wiêc spróbujmy opowiedzieæ o sytuacji.

11

background image

Od pocz¹tku rejsu Rañski mia³ podejrzenie, ¿e oprócz

podró¿nych, których zna, spotyka i rozró¿nia, s¹ te¿ tacy,
których nie widuje.

Zaryglowana czêœæ trzeciego pok³adu, nieudostêpniona

podró¿nym, ale przecie¿ odwiedzana si³ownia, kilkustoli-
kowa zona oddzielona od reszty sali jadalnej wyraŸn¹
przestrzeni¹, z zastaw¹ sugeruj¹c¹, ¿e podaje siê tu je-
dzenie wykwintniejsze ni¿ reszcie, agresywny, prostacki,
nieujarzmiony i na swój sposób porywaj¹cy rock, dobie-
gaj¹cy czasami przed œwitem do kabin podró¿nych, nie
z do³u, gdzie gnieŸdzi³a siê za³oga, ale z samego szczytu
okrêtu, wreszcie – niedefiniowalna, ale obecna atmosfera
niedopowiedzenia i uci¹¿liwej radzieckiej dyskrecji.

Wszystko to budzi³o w Rañskim wra¿enie opresji, jakiej

ten wielki i piêkny rzeczny okrêt by³ poddany i z jak¹ siê
na swój sposób zmaga³.

I nie myli³ siê. S³oñce wywabi³o podró¿nych, których

nie zna³, na pok³ad. By³o ich kilkunastu, zbitych w czam-
bu³, na drewnianych le¿akach.

Nie poddawali siê ¿adnemu wspólnemu opisowi, gdy¿

na pierwszy rzut oka nie by³o niczego, co by ich ³¹czy³o.
Bo to, ¿e byli jakoœ zwierzêco g³odni s³oñca, tak g³odni, ¿e
z³amali zasadê, której podczas ch³odu, wiatru i deszczu
byli wierni, to mo¿na by³o dostrzec dopiero po jakimœ
czasie.

Wiêc ka¿dy z nich by³ inny. Nie jednoczy³ ich strój,

wiek, temperament. Byæ mo¿e wzbudzali respekt, gdy¿
nikt z pozosta³ych nie próbowa³ siê z nimi brataæ, a mono-
tonia podró¿y i jej nadaremnoœæ sk³ania³y do takich za-
chowañ.

W kilka godzin póŸniej, gdy Rañski przyniós³ in¿ynie-

rowi do kajuty keks i wodê, jego zamroczony alkoholem
i nieustêpuj¹co przytomny s¹siad zapyta³, czy cech¹, któ-
ra wyró¿nia mê¿czyzn z trzeciego pok³adu, nie jest przy-
padkiem stepowoϾ.

12

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie

rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez

NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej

zgody

NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej

od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Nexto.pl

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rylski Eustachy Czlowiek w cieniu (CzP)
Rylski Eustachy Człowiek w cieniu
Wykład 1, WPŁYW ŻYWIENIA NA ZDROWIE W RÓŻNYCH ETAPACH ŻYCIA CZŁOWIEKA
CZLOWIEK I CHOROBA – PODSTAWOWE REAKCJE NA
03 RYTMY BIOLOGICZNE CZŁOWIEKAid 4197 ppt
Wzajemne wpływy między człowiekiem4(1)
człowiek
PODSTAWY ANATOMII I FIZJOLOGII CZLOWIEKA
3Zaocz Człowiek na rynku pracy zespół pracowniczy
Pochwała przyjaźni i hartu ducha w opowiadaniu ''Stary człowiek i morze''
Tkanki Człowieka
Nauki o człowieku 13

więcej podobnych podstron