200405 3568

background image

Osza∏amiajàco szybka kariera. Prawie 300 publikacji z nie-
mal wszystkich dziedzin astronomii, na które powo∏a∏o
si´ ju˝ ponad 10 tys. naukowców. Nazwisko znane na
wszystkich wydzia∏ach astronomii i we wszystkich in-
stytutach astronomicznych na ca∏ym Êwiecie. Jak si´ to
wszystko zacz´∏o? „Ojciec kolekcjonowa∏ literatur´ po-
pularnonaukowà – wspomina Bohdan Paczyƒski. – W
jego zbiorze by∏o kilka ksià˝ek sir Jamesa Jeansa, wy-
bitnego astronoma i wspania∏ego popularyzatora. Âwiet-
nie napisane, urzek∏y mnie i dzi´ki nim ju˝ w szkole pod-
stawowej wiedzia∏em, kim zostan´”.

W 1954 roku czternastoletni wówczas Paczyƒski sp´dza∏

wakacje w podwarszawskim Ostrowiku, gdzie Obserwa-
torium Astronomiczne Uniwersytetu Warszawskiego ma
swojà stacj´. Zaprosi∏ go tam W∏odzimierz Zonn, jeden z
za∏o˝ycieli warszawskiej szko∏y astronomicznej, która nie-
bawem sta∏a si´ s∏ynna w ca∏ym Êwiecie. Przedstawiajàc
Paczyƒskiego, powiedzia∏ z nieod∏àcznym uÊmiechem: „A
to jest Bohdanek. Z niego b´dzie astronom”.

Tu˝ po magisterium Paczyƒski pojecha∏ do Lick Obser-

vatory w Kalifornii, gdzie przez rok prowadzi∏ obserwa-
cje gwiazd zmiennych. Jak mówi, by∏a to dla niego oka-

zja, by zapoznaç si´ ze Êwiatem. „Ale obserwowa∏em
niezbyt ch´tnie – w duszy zawsze by∏em teoretykiem” –
dodaje. Brak zapa∏u nie oznacza∏ jednak braku skutecz-
noÊci: opublikowa∏ kilka do dziÊ cytowanych prac ob-
serwacyjnych, a jedna z badanych przez niego gwiazd
jest znana jako „gwiazda Paczyƒskiego”. Pracujàc w
Zak∏adzie Astronomii Polskiej Akademii Nauk, ju˝ jako
teoretyk odwiedza∏ najlepsze placówki astronomiczne
w Europie i w USA. By∏ jednym z inicjatorów przekszta∏-
cenia Zak∏adu Astronomii w mi´dzynarodowy instytut
teoretyczny – obecne Centrum Astronomiczne im. Miko-
∏aja Kopernika PAN. Szybki rozwój nowej placów-
ki zosta∏ przerwany przez stan wojenny. W chwili
jego wprowadzenia Paczyƒski przebywa∏ wraz z rodzi-
nà w s∏ynnym California Institute of Technology. „Gdyby-
Êmy wówczas wiedzieli to, co wiemy teraz, na pewno
byÊmy wrócili – wspomina. – No, ale wtedy wyglàda∏o
to na powrót stalinizmu”.

Majàc do wyboru kilka ofert, przyjà∏ posad´ profeso-

ra w równie s∏ynnym Princeton University i pozosta∏ w
Stanach Zjednoczonych. Nigdy jednak nie zerwa∏ kon-
taktów z krajem i Êrodowiskiem warszawskich astrono-
mów. W trudnych latach osiemdziesiàtych wspiera∏ je
materialnie, prenumerujàc dla nich zagraniczne czaso-
pisma naukowe i kupujàc komputery. Corocznie przyj-
mowa∏ w Princeton kilku astronomów z Polski, którzy
mogli tam nie tylko wspó∏pracowaç z czo∏ówkà Êwiato-
wà, lecz tak˝e podreperowaç swoje mizerne finanse. W
latach dziewi´çdziesiàtych zaczà∏ przyje˝d˝aç do Pol-
ski. Od kilku lat wspó∏pracuje z grupà astronomów z
Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu War-
szawskiego, z którà w ramach projektu OGLE bada zja-
wiska mikrosoczewkowania grawitacyjnego. Ostatnio
bywa∏ w Warszawie Êrednio raz na pó∏ roku.

Ho∏duje zasadzie, ˝e nie wolno zasklepiaç si´ w jed-

nej, wàskiej tematyce i dlatego wielokrotnie zmienia∏
swoje zawodowe zainteresowania. Wsz´dzie zostawi∏
trwa∏e Êlady i wywar∏ wielki wp∏yw na rozwój kilku dzia-

Siewca pomys∏ów

Rozwiàzywanie problemu naukowego ma wiele wspólnego z wyprawà na dziewiczy szczyt:
rzadko mo˝na osiàgnàç wierzcho∏ek, nie wypróbowawszy kilku wariantów.

MICHA¸ RÓ˚YCZKA

Sylwetka

WOJCIECH OLK

UÂNIK/AGENCJA GAZET

A

BOHDAN PACZY¡SKI:

NA WYSOKICH OBROTACH

n

Urodzi∏ si´ w 1940 roku w Wilnie. ˚on´ Hann´ (matematyczk´) pozna∏

w szkole podstawowej. Majà dwoje dzieci, Agnieszk´ (profesor nauk
politycznych w George Mason University) i Marcina (doktorant
w Tufts University) oraz jednà wnuczk´.

n

Astronomi´ studiowa∏ w Uniwersytecie Warszawskim. Do dziÊ

wspomina swych nauczycieli – profesorów Stefana Piotrowskiego
i W∏odzimierza Zonna, z których pierwszy by∏ wymagajàcym
autorytetem naukowym, a drugi znakomitym popularyzatorem.
Jest zdania, ˝e dla astronomów jego pokolenia kombinacja tych
dwóch osobowoÊci by∏a nies∏ychanie wa˝na.

n

Jest autorem fundamentalnych prac z wielu dziedzin astronomii.

Majàc 24 lata, zrobi∏ doktorat. Po trzech latach habilitowa∏ si´,
a po dalszych czterech otrzyma∏ tytu∏ profesora. W wieku 37 lat
zosta∏ cz∏onkiem Polskiej Akademii Nauk. Pi´ç lat póêniej otrzyma∏
stanowisko profesora w Princeton University (jednej z najlepszych
uczelni amerykaƒskich), a po dalszych dwóch latach zosta∏ wybrany
na cz∏onka amerykaƒskiej National Academy of Sciences.

n

Na liÊcie jego pasji drugie miejsce po astronomii zajmujà góry.

Poza tym interesuje si´ najnowszà historià i regularnie czytuje
tygodnik The Economist.

22

ÂWIAT NAUKI MAJ 2004

background image

∏ów astronomii. Otrzyma∏ prawie wszystkie li-
czàce si´ w Êwiecie nagrody naukowe, jakie
mo˝e zdobyç astronom. Czy któràÊ z nich uwa-
˝a za szczególnie cennà? „Zabrzmi to mo˝e
trywialnie – odpowiada – ale wszystkie ceni´
jednakowo jako wyraz uznania Êrodowiska,
˝e to, co robi´, jest wa˝ne. Cenniejsza ni˝
nagroda jest dla mnie radoÊç, jakà odczuwam,
gdy mi coÊ wychodzi. A najbardziej si´ cie-
sz´, gdy dostaj´ nagrod´ za rzecz kontrowersyj-
nà. Po prostu przyjemnie jest mieç racj´!”

Na co dzieƒ jest uÊmiechni´ty i ˝yczliwy,

ale w obliczu absurdu bywa porywczy. Kie-
dyÊ na jego seminarium wtargnà∏ maniak,
który koniecznie chcia∏ przedstawiç swojà
teori´ ewolucji WszechÊwiata. By∏ agresyw-
ny i wÊród s∏uchaczy zapanowa∏a konsterna-
cja. Paczyƒski poprosi∏ go o opuszczenie sali.
Nie poskutkowa∏o. Powtórzy∏ proÊb´ podnie-
sionym tonem. Kiedy i to nie poskutkowa∏o,
z∏apa∏ nieproszonego goÊcia za ko∏nierz i wy-
rzuci∏ za drzwi.

Podobnie reaguje na ignorancj´. Na jednym

ze zjazdów naukowych prelegent wystàpi∏
z tezà, która Êwiadczy∏a, ˝e niezbyt dobrze przy-
swoi∏ sobie podstawy astronomii. Cz´Êç s∏ucha-
czy tego nie zauwa˝y∏a, inni uznali rzecz za nie
wartà interwencji, ale nie Paczyƒski. Nie prze-
bierajàc w s∏owach, wytknà∏ b∏àd („Panie, prze-
cie˝ to kompletnie bez sensu”!), po czym dopad∏ tablicy i w kil-
ka sekund udowodni∏, ˝e sensu w tym rzeczywiÊcie nie by∏o.

We wspó∏pracownikach najbardziej ceni samodzielnoÊç.

Na pytanie o idea∏ studenta odpowiada: „To ktoÊ, za kim nie
trzeba chodziç, kogo nie trzeba do niczego przymuszaç, kto
ch´tnie robi coÊ sam z siebie – najlepiej niedok∏adnie to, o co
go poprosz´. Mo˝e si´ ze mnà nie zgadzaç – tym lepiej. Szyb-
koÊç myÊlenia jest oczywiÊcie bardzo wa˝na, ale jeszcze wa˝-
niejszy jest zapa∏. Entuzjasta, zale˝nie od swoich mo˝liwoÊci
intelektualnych, mo˝e zrobiç wi´cej lub mniej, ale mo˝e. KtoÊ,
kto nie ma zapa∏u, nie zrobi nic albo prawie nic”. W tym za-
palonym, samodzielnym studencie mo˝na zobaczyç samego Pa-
czyƒskiego. Z jednà wszak˝e ró˝nicà: Paczyƒski myÊli bardzo
szybko. Znacznie szybciej ni˝ wi´kszoÊç jego studentów i
wspó∏pracowników.

Nigdy nie czu∏ si´ rasowym wyk∏adowcà. „Prawie zawsze,

kiedy mam przygotowaç kolejny wyk∏ad, musz´ si´ prze∏amy-
waç – mówi. – Podobnie by∏o, kiedy prowadzi∏em obserwacje.
Sp´dzi∏em przy teleskopie ze 150 nocy i przed ka˝dà z nich
patrzy∏em na niebo z nadziejà, ˝e mo˝e si´ zachmurzy i nie
b´d´ musia∏ zaczynaç. OczywiÊcie, w koƒcu jakoÊ si´ w sobie
zbiera∏em: najtrudniej by∏o mi zaczàç, dalej sz∏o ju˝ dobrze.
Ale tym, co idzie mi najlepiej, sà nieformalne kontakty i nie-
formalne wyk∏ady”. I tak te˝ widzà Paczyƒskiego wspó∏pra-
cownicy: z przyjemnoÊcià sieje, ale niezbyt ch´tnie podlewa.
Trudno jednak mieç mu to za z∏e. Cieszy si´ opinià kogoÊ, kto
ma mnóstwo pomys∏ów i zawsze ch´tnie si´ nimi dzieli.

Ze swoich publikacji najbardziej ceni dwie krótkie prace z

1986 roku. Jedna z nich traktuje o mikrosoczewkowaniu gra-

witacyjnym, druga o b∏yskach gamma. „Nie wiem – mówi – czy
mog´ je nazwaç najwa˝niejszymi w moim dorobku, ale mam do
nich du˝y sentyment. Tak˝e i dlatego, ˝e sà eleganckie: krótkie
i proste, a do tego kontrowersyjne. Sama elegancja nie jest jed-
nak taka istotna – coÊ tam si´ po nich w koƒcu ruszy∏o, praw-
da”? Prawda, tyle ˝e to „coÊ” to... prawie ca∏a astronomia.

Metodà opisanà w pracy o mikrosoczewkowaniu mo˝na

badaç obiekty, których nie da si´ zaobserwowaç w ˝aden in-
ny sposób, m.in. krà˝àce wokó∏ dalekich gwiazd planety i ich
ksi´˝yce oraz samotne czarne dziury. Natomiast praca o b∏ys-
kach gamma by∏a poczàtkiem historii, której kulminacja zna-
laz∏a wyraz w wielkiej publicznej dyskusji nad naturà tych
zjawisk.

Jako adwersarz Paczyƒskiego wystàpi∏ w niej Donald Lamb

z University of Chicago. Lamb optowa∏ za hipotezà „lokalnà”,
zgodnie z którà êród∏a b∏ysków mia∏y le˝eç w naszej Galakty-
ce lub w jej bliskim otoczeniu. Paczyƒski – za hipotezà „kosmo-
logicznà”, zgodnie z którà b∏yski mia∏y powstawaç w niezmier-
nie odleg∏ych galaktykach. Ró˝nica o tyle istotna, ˝e w tym
drugim przypadku b∏yski by∏yby echami najpot´˝niejszych
wybuchów we WszechÊwiecie (co najmniej stokrotnie silniej-
szych od wybuchów supernowych). Dyskusja odby∏a si´ w
kwietniu 1995 roku, w 75 rocznic´ prze∏omowego wydarze-
nia w dziejach astronomii – Wielkiej Debaty Astronomicznej,
podczas której Harlow Shapley i Heber Curtis starali si´ roz-
strzygnàç problem budowy WszechÊwiata. Dla Shapleya
WszechÊwiat by∏ praktycznie to˝samy z Galaktykà; Curtis
uwa˝a∏, ˝e Galaktyka jest tylko jednym z wielu podobnych jej
obiektów. Trzy i pó∏ roku po Wielkiej Debacie okaza∏o si´, ˝e

WOJCIECH OLK

UÂNIK/AGENCJA GAZET

A (

portr

et

); S. BECK

WITH & THE HUDF WORKING GROUP (

STScI

),

HST

, ES

A, NA

S

A

(t∏o

)

MAJ 2004 ÂWIAT NAUKI

23

ASTRONOMIA TO RÓWNIE˚ ROZRYWKA

– twierdzi Bohdan Paczyƒski: „Wystarczy

popatrzeç, jakim zainteresowaniem cieszà si´ coraz to nowe zdj´cia z teleskopu Hubble’a.
Nie widz´ fundamentalnej ró˝nicy pomi´dzy prze˝ywaniem koncertu symfonicznego
i kontemplacjà odpowiednio objaÊnionych obrazów kosmosu. Jedno i drugie jest formà
rozrywki intelektualnej: muzyka zaspokaja g∏ód pi´kna; astronomia – g∏ód ciekawoÊci”.

background image

racj´ mia∏ Curtis. Podobnie
by∏o i tym razem. Racj´
mia∏ Paczyƒski – Wszech-
Êwiat znów okaza∏ si´ bar-
dziej z∏o˝ony i tajemniczy,
ni˝ to mo˝na sobie by∏o wy-
obraziç, nie wykraczajàc po-
za powszechnie zaakcepto-
wane teorie.

Ju˝ przed przygodà z b∏y-

skami gamma jednomyÊlnie
zaliczano Paczyƒskiego do
najwybitniejszych wspó∏-
czesnych astrofizyków. Te-
raz jego autorytet wzrós∏
jeszcze bardziej. Jednocze-
Ênie – jak sam mówi – jego
stosunek do standardowe-
go sposobu uprawiania na-
uki sta∏ si´ nieco cyniczny.
„Przez kilkanaÊcie lat 90%
astronomów uwa˝a∏o, ˝e
êród∏a b∏ysków gamma le-
˝à w Galaktyce, nie majàc
do tego ˝adnych sensow-
nych podstaw – wyjaÊnia. – Bazujàc na tym za∏o˝eniu, zbu-
dowano niewiarygodnie skomplikowane modele teoretyczne.
W koƒcu okaza∏o si´, ˝e b∏yski sà kosmologiczne, a po mode-
lach «galaktycznych» nie zosta∏o dok∏adnie nic. Stàd mój cy-
nizm. Nie traktuj´ serio teorii, która ma zbyt wiele swobodnych
parametrów lub opiera si´ na zbyt skàpych danych. Poza pew-
nà granicà sà ju˝ tylko spekulacje. Szansa, ˝e sà poprawne, jest
bardzo ma∏a – po prostu zbyt wiele jest mo˝liwoÊci. Wielu
teoretyków ciàgle tego nie dostrzega; w tym konkretnym przy-
padku modele lokalne b∏ysków gamma zosta∏y zastàpione
przez równie skomplikowane i równie ryzykowne modele
kosmologiczne”.

Tych teoretyków jednak nie pot´pia; przeciwnie, znajduje dla

nich zrozumienie. „We wspó∏czesnym Êwiecie m∏ody cz∏owiek
praktycznie nie ma wyboru – mówi. – Po prostu musi pisaç
prace, najlepiej na modne tematy. Na luksus zastanawiania
si´, co pisaç, mo˝e sobie pozwoliç dopiero wtedy, gdy si´ ja-
ko tako ustabilizuje. Refleksje przychodzà z wiekiem; kiedy
by∏em m∏odszy, tak˝e spekulowa∏em, w tajemnicy – dodaje
˝artobliwie. – Teraz po prostu szkoda mi na to czasu”. Jak
wi´c pracuje? Ca∏a sztuka polega wed∏ug niego na tym, ˝eby
skupiaç si´ na problemach, które sà do rozstrzygni´cia na
obecnym poziomie wiedzy i za pomocà wspó∏czesnych tech-
nik obserwacyjnych. „Tylko takie problemy mnie pociàgajà,
a przy tym potrafi´ wybraç z nich te, które sà dla mnie ∏atwe
(oczywiÊcie to, co jest ∏atwe dla mnie, nie musi byç takim dla
innych, i na odwrót). Ale to jest moja postawa – inni rzucajà
si´ na g∏´bokà wod´, spekulujà, i to jest naturalne. Niech ju˝
tak b´dzie. To chyba dobrze, ˝e nie wszyscy pracujà w ten
sam sposób”.

Wielu naukowców intensywnie prze˝ywa chwile ilumina-

cji, w których skomplikowane problemy nagle okazujà si´
proste, a d∏ugo poszukiwane rozwiàzania „same przychodzà

do g∏owy”. „Tak, znam to
uczucie – mówi Paczyƒski.
– Ale bywa i tak, ˝e cz∏o-
wiek doÊwiadcza fa∏szy-
wych iluminacji, które si´
potem rozwiewajà. One
równie˝ sà dla mnie bar-
dzo wa˝ne, bo utrzymujà
mnie na wysokich obro-
tach. JeÊli mam do wyboru
z∏udnà iluminacj´ z nast´-
pujàcym po niej rozcza-
rowaniem lub ca∏kowity
brak iluminacji, to zde-
cydowanie wybieram to
pierwsze. Bardzo rzadko
si´ zdarza – przynajmniej
u mnie – ˝eby od poczàt-
ku do koƒca wszystko sz∏o
jak po sznureczku. Zazwy-
czaj jest to ˝mudny proces
– wydaje mi si´, ˝e coÊ
znalaz∏em, i bardzo tym
si´ ekscytuj´, a po pew-
nym czasie okazuje si´

– nie, to jednak nie tak, po czym przychodzi kolejne olÊnie-
nie, te˝ niekoniecznie prawdziwe. Fa∏szywej iluminacji nie
uwa˝am za pora˝k´. Nawet wtedy, gdy w jej nast´pstwie na-
pisz´ bzdurnà prac´ (a napisa∏em ich ca∏kiem sporo). Uwa˝a∏-
bym, ˝e ponios∏em pora˝k´, gdyby okaza∏o si´, ˝e przez d∏u˝-
szy czas id´ w zupe∏nie z∏à stron´. CoÊ takiego nigdy mi si´ na
szcz´Êcie nie zdarzy∏o. Gdybym mia∏ szukaç analogii, powie-
dzia∏bym ˝e rozwiàzywanie problemu naukowego ma wiele
wspólnego z prowadzeniem nowej drogi wspinaczkowej: rzad-
ko mo˝na dotrzeç na szczyt, nie wypróbowawszy kilku wa-
riantów. Rozwiàzanie problemu, czyli dojÊcie na szczyt, jest
oczywiÊcie bardzo wa˝ne, ale sama wspinaczka tak˝e jest êró-
d∏em niezapomnianych wra˝eƒ. Pora˝kà jest natomiast wpa-
kowanie si´ w teren nie do przejÊcia i koniecznoÊç wycofa-
nia si´ ze Êciany”. Te porównania nie dziwià – za m∏odu
Paczyƒski wspina∏ si´ w Tatrach, a pewnego razu na Gerlacha
zaprowadzi∏ nawet swojà mam´.

Jest znany jako tytan pracy. Jak to permanentne zapracowa-

nie przyjmowa∏a rodzina? „To si´ bardzo na niej odbija∏o –
przyznaje. – Có˝, kiedy cz∏owiek koncentruje si´ na pracy, to
inne sprawy si∏à rzeczy zaniedbuje. Od kilku lat próbuj´ si´
zmieniç, ale nie jestem pewien, czy rodzina to zauwa˝y∏a.
Mam nadziej´, ˝e tak – dodaje z uÊmiechem – na wszelki wy-
padek wol´ jednak nie pytaç”.

Kilka miesi´cy temu podupad∏ na zdrowiu. O górskich w´-

drówkach na razie nie ma mowy; o podró˝ach do Polski te˝
nie. Ale jak zawsze codziennie mo˝na go znaleêç w naro˝nej
pracowni w Peyton Hall – nowoczesnym, troch´ stylizowa-
nym na gotyk budynku, w którym mieÊci si´ Wydzia∏ Astrono-
mii Princeton University.

Mija w∏aÊnie 50 lat od chwili, gdy Paczyƒski po raz pierw-

szy pojawi∏ si´ w Ostrowiku. Âwietna okazja, by skonstato-
waç, ˝e profesor Zonn mia∏ racj´.

n

24

ÂWIAT NAUKI MAJ 2004

Sylwetka

PROFESOR PACZY¡SKI

czuje si´ dobrze i w Polsce, i w Ameryce, ale...

na Êwiecie jest tylko jeden taki budynek. Zdj´cie wykonano na tarasie
Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego w Alejach
Ujazdowskich. Paczyƒski studiowa∏ tu astronomi´, a w pomieszczeniu
pod widocznà w tle kopu∏à mieÊci∏a si´ jego pierwsza pracownia naukowa.

BAR

OMIEJ ZBOROWSKI/FOTO RZEP

A


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
200405 3587
20040520195728id 25234
200405 3557
200405 3594
200405 3556
200405 3560
200405 3582
200405 3574
200405 3584
200405 3579
3568
200405 3548
200405 3586
200405 3549

więcej podobnych podstron