Matura O, ściągi1, Człowiek jest zdumiewający, ale arcydziełem nie jest" (JOSEPH CONRAD)


Człowiek jest zdumiewający, ale arcydziełem nie jest" (JOSEPH CONRAD). Przedstaw swoje refleksje na temat złożoności ludzkiej natury na podstawie dowolnie wybranych utworów.

      Człowiek - któż to taki? Istota pełna miłości do świata i wewnętrznego ciepła duchowego, czy egoista walczący wyłącznie o wymiar swojego życia? Twórca wielkich i wspaniałych budowli, czy morderca potrafiący zabijać dziesiątki innych ludzi w imię politycznych interesów swoich przywódców? "Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce" powtarzali pisarze renesansu za Terencjuszem. Czy rzeczywiście nikt nas nie jest w stanie zaskoczyć, otaczający ludzie są dla nas zrozumiali?
Natura ludzka jest bardzo złożona. O prymat walczą w niej ustawicznie między innymi wielkie idee oraz zasady przeciwko żądzom i namiętnościom. Szala zwycięstwa w tej walce przechyla się na różne strony zaskakując nie tylko wszystkich obserwujących te zmagania, ale również same igrzysko walki: pojedynczego człowieka. Poznając postaci bohaterów literackich często odnajdujemy w ich sylwetkach siebie samych. Wtedy dopiero uzmysławiamy sobie potęgę naszego gatunku. Potęgę - ale zarazem marność.
      "Człowiek jest tylko człowiekiem a ta odrobina rozumu, którą posiada jest niczym, gdy szaleje namiętność a granice człowieczeństwa uciskają." W ten sposób nasze postawy wobec tysięcy wyborów, jakie niesie ze sobą życie, próbuje usprawiedliwić główny bohater opowiadania Alberta Camusa pod tytułem "Upadek". Sam nie potrafi sobie wybaczyć obojętności jaką zareagował na wołanie o pomoc tonącej dziewczyny. Szuka zapomnienia w różnych doczesnych rozrywkach, ale ciężar tej winy nie daje mu spokoju, nie pozwala pracować i normalnie żyć. Przybiera zajęcie sędziego - pokutnika, opowiadając innym o swoich błędach, próbuje im pokazać ich samych. Jego zaiste zdumiewający i pełen zaskakujących przełomów życiorys pomaga słuchaczom zrozumieć swoje zachowanie, ustrzec się powielania tych samych błędów. Z drugiej strony głównemu bohaterowi daleko jest do doskonałości - jego życie obfituje w wydarzenia godne niejednego kryminalisty.
      Osobowością równie wewnętrznie skomplikowaną, lecz nie aż tak sprzeczną z ogólnie przyjętymi zasadami moralnymi obowiązującymi we współczesnym świecie charakteryzuje się Stanisław Wokulski - główny bohater powieści "Lalka" Bolesława Prusa. W jego wnętrzu trwa nieustannie walka pomiędzy wartościami idealistów - romantyków i pozytywistów patrzących realnie i krytycznie na otaczający świat. Z jednej strony jest wybitnym kupcem, człowiekiem sukcesu, z drugiej - ze względu na nieodwzajemnioną miłość Izabeli Łęckiej decyduje się popełnić samobójstwo. Jego zachowanie może niejednego czytelnika wprawić w zdumienie. Jednak Bolesław Prus ma bardzo dużo racji: tacy właśnie jesteśmy. Potrafimy w chwilach uniesień dokonywać czynów przekreślających dorobek całego naszego życia. Im więcej posiadamy, tym więcej pragniemy mieć i to prowadzi do tragedii. Stanisław Wokulski nie jest jednak postacią negatywną (Czy w ogóle wolno nam oceniać innych ludzi? Czy mamy do tego moralne prawo?). Reprezentuje tylko model człowieka, który poszukuje szczęścia i dochodzi do przekonania, iż takie nie może istnieć bez odwzajemnionej miłości.
      Zachłanność typowo materialną, potężną cechę natury człowieka, reprezentują między innymi dwie bohaterki powieści Honoriusza Balzaka p.t. "Ojciec Goriot". Autor przedstawia dwie córki Joachima Goriota, które pod wpływem swoich arystokratycznych mężów, odwracają się od własnego ojca traktując go wyłącznie jako źródło pieniędzy. Nie opiekują się nim, gdy przychodzi na niego czas choroby, nie zauważają jego ubóstwa. Liczą się dla nich tylko pieniądze. Dla nas, żyjących współcześnie ludzi, fakt taki jest chyba coraz mniej rażący, przejmujący, ale patrząc z boku nie trzeba dużo wysiłku by spostrzec, iż posuwająca się materializacja życia wygląda przerażająco. Bardzo ciekawą osobą jest sam tytułowy ojciec Goriot. Dla szczęścia swoich najukochańszych córek poświęca całe swoje życie i majątek. Nie myśli o sobie - jest człowiekiem żyjącym wyłącznie dla innych. Gdy dosięga go nędza i ubóstwo nie skarży się na swój los, cały czas myśli tylko jak pomóc i uprzyjemnić życie tym dwóm dziewczynom. Balzak wydaje się to podkreślać - miłość rodzicielska może "przenosić góry". Żadna inna istota na Ziemi nie potrafi tak poświęcić się dla dobra swoich najbliższych.
      Nie wszystkich stać jednak na takie poświęcenia. W ekstremalnie ciężkich warunkach, w sytuacji gdy człowiek walczy już nie o życie, ale o przeżycie bardzo często wybór pomiędzy człowieczeństwem a szansą na przetrwanie pada na to drugie. Wiele dowodów na to możemy spotkać w literaturze czasów wojny i okupacji. W powieści "Inny świat" Gustawa Herlinga - Grudzińskiego jeden z więźniów zwierza się narratorowi, iż dla uratowania swojego życia musiał wydać innych czterech współwięźniów. W opowiadaniach "Pożegnanie z Marią" Tadeusza Borowskiego odnajdujemy epizodyczną sylwetkę młodej dziewczyny, która wyrzeka się swojego małego synka, aby uchronić swoje własne życie. Zofia Nałkowska w opowiadaniu "Przy torze kolejowym" w "Medalionach" opisuje dramat Żydówki, która uciekła z transportu kolejowego, ale z powodu rany w kolano nie mogła uciec. Ludzie ze wsi obserwują jej cierpienia i męki, jednak nikt nie decyduje się jej pomóc. Boją się narażać własne życie... Także w wierszu "Campo di Fiori" Czesław Miłosz opowiada o obojętności (powodowanej lękiem) ludzi wobec cierpień innych. Autor męczy się ze świadomością, iż przez wieki, od śmierci na stosie Giordano Bruno, aż po tragiczne wypadki płonącego getta warszawskiego, mentalność ludzka nie uległa przemianie - nadal większość milczy i przechodzi bez zastanowienia obok niewinnie umierających.
      Natura ludzka jest nieprzenikniona. W wielu przypadkach strach o własną egzystencję decyduje o wszystkim, często jednak liczy się zupełnie coś innego... Jak bowiem wytłumaczyć zachowanie starej Żydówki opisane we wspomnianych już opowiadaniach Tadeusza Borowskiego? Gdy zagłada getta wyglądała coraz poważniej i okazało się, że żadnym sposobem nie można wyrwać z tego "piekła" jej najukochańszej córki, kobieta ta, pomimo iż sama wielkim kosztem i prawie cudem uciekła stamtąd, zdecydowała się wrócić spowrotem. Wybrała śmierć przy najbliższej osobie w zamian za samotne i pełne poczucia winy życie.
       Przykłady wielkiego heroizmu, na którego stać człowieka, odnajdujemy także w powieści "Kolumbowie - rocznik dwudziesty" Romana Bratnego. Młodzi ludzie potrafią nie ugiąć się pod nawet najcięższymi i najbardziej drastycznymi torturami i zachować tajemnice partyzanckiego podziemia. Najbardziej utkwiło mi w pamięci zachowanie dziewczyny - Basi, która męczona w sposób najbrutalniejszy z brutalnych (chciałoby się powiedzieć zwierzęcy, ale czy zwierzęta są zdolne do takiego okrucieństwa?) potrafi zachować godność aż do ostatniej chwili swojego życia.
Jaki więc przypisać charakter człowiekowi? Czy można powiedzieć, że jesteśmy egoistami zapatrzonymi w nasz własny interes, czy wręcz przeciwnie - jesteśmy istotami zdolnymi do wielkich czynów? Literatura nie daje na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Może w rzeczywistości każdy ma w sobie obie te cechy, które się nieustannie w nim spierają? Jedno jest tylko pewne: Jesteśmy pozostawieni samym sobie i tylko od nas zależy, czy swoimi czynami wprawimy innych w zdumienie wynikające z podziwu, czy z odrazy.
       Wielkiego pogubienia we własnym wewnętrznym świecie wartości, walka między dwiema, lub kilkoma równorzędnymi racjami bardzo często jest motywem wykorzystywanym w literaturze. Już w czasach antycznych Sofokles przedstawił w "Antygonie" problem rozdarcia kobiety poszukującej rozwiązania sporu pomiędzy miłością a praworządnością, dobrem ogółu a szczęściem jednostki. Podobne problemy trapiły ludzi przez wszystkie wieki i męczą do dziś. Szekspir w jednym z najsłynniejszych dramatów świata pod tytułem "Hamlet", George Byron w "Giaurze", Johan Goethe w "Cierpieniach młodego Wertera", większość pisarzy-poetów romantycznych a także współcześni twórcy zastanawiają się nad tym co jest ważniejsze: miłość czy życie, szczęście wszystkich czy jednostki, prawo ludzkie czy naturalne, boskie. "Człowiek jest skazany na wolność" mówi egzystencjonalista Jean Paul Sartre. Ta wolność właśnie jest przyczyną naszej różnorodności i nieprzewidywalności.
       Człowiek sam dla siebie jest zagadką. Nie potrafimy zrozumieć naszej natury, nie potrafimy poznać siebie. "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" - twierdzi Wisława Szymborska i trudno naszej noblistce nie przyznać racji. Po lekturze kilku utworów literatury czasów wojny i okupacji bardzo dręczy mnie ogromny problem: Czy stać mnie na takie bohaterstwo? Czy umiałbym zachować się równie heroicznie jak bohaterzy "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kamińskiego, czy też wspomnianych "Kolumbów"? Chyba właśnie dlatego Joseph Conrad ma rację: Jakże daleko mi do arcydzieła, które powinno mieć opracowany jasny i szlachetny plan działania i być pewnym, że będzie w stanie go zrealizować... Jedną z cech naszej natury jest drzemiąca w nas agresja i okrucieństwo. Pod wpływem różnych czynników, między innymi umiejętnie prowadzonej indoktrynacji i propagandzie, niektórzy zaczęli wykorzystywać te cechy do własnych rozgrywek skierowując je przeciwko drugiemu człowiekowi. Bardzo pasjonującym studium na ten temat można znaleźć w "Rozmowach z katem" Kazimierza Moczarskiego. Jurgen Stroop pod wpływem ciągłej propagandy faszystowskich mediów i organizacji do tego stopnia posuwa się w swoim okrucieństwie i obojętności, iż zatraca podstawowe odruchy ludzkiej moralności. Niestety wszyscy (jedni w mniejszym stopniu, inni w większym) jesteśmy "plastyczną masą", która umiejętnie "ugniatana" rodzi potwory...       Wewnętrzne bogactwo człowieka może wywoływać zrozumiałe zdumienie, gdyż stać nas na bardzo wiele. Arcydziełem jednak nie jesteśmy, gdyż bardzo często nie potrafimy z tego wewnętrznego bogactwa właściwie korzystać - żyć nie tylko dla siebie, ale również dla innych. Powinniśmy jednak starać się docierać do głębi swojego człowieczeństwa, bo musimy pamiętać, iż, jak napisał nasz wielki wieszcz Adam Mickiewicz: "Kto nie był ni razu człowiekiem, temu człowiek nic nie pomoże"...



02. Miłość - buduje czy rujnuje? Rozwiń to zagadnienie odwołując się do par bohaterów literackich.

      Miłość to nieodłączny składnik ludzkiego życia, podobnie jak żal, nienawiść czy złość. Uczucie to fascynowało twórców, dlatego też od najdawniejszych czasów powstawały wiersze, poematy i pieśni opiewające ów niezwykły stan. Miłość nie łączy się jednak tylko z parą osób przeciwnej płci. Wystarczy przypomnieć sobie choćby Ślimaka z "Placówki", który kochał ziemię, Rolanda, wielbiącego honor i ojczyznę, czy tytułowego "Ojca Goriot", bezgranicznie oddanego swoim córkom. W niniejszej pracy zajmę się jednak owym tradycyjnym pojęciem słowa "miłość"- jako uczucia łączącego dwoje bohaterów znanych z kart literatury. Jaka jest więc miłość? Z pewnością zaborcza, ale też i piękna. Miłość rujnuje czy buduje? Czy może ona być źródłem szczęścia czy cierpienia?
      W utworze pt. "Dzieje Tristana i Izoldy" mamy przedstawione losy dwojga tytułowych bohaterów i miłości, jaka się narodziła między nimi. Tristan, nim pokochał Izoldę Jasnowłosą ,był lennikiem i wasalem, który wiernie służył swojemu opiekunowi- królowi Markowi. Władca ów wysłał swojego poddanego do Kornwalii, by przywiózł mu oblubienicę, którą miał wkrótce poślubić. Młodzieniec uczynił chętnie to, co nakazał mu król, ale podczas pobytu w pałacu Tristan i Izolda zakochują się w sobie. Kobieta zaczyna zwracać uwagę na każdy gest posłańca króla Marka. Ich późniejsze życie było pełne bólu i udręki. Król Marek po pewnym czasie pojął ,jak wielkie i namiętne uczucie łączy tych dwoje młodych ludzi, kazał więc wygonić Tristana. Ich miłość pełna była przeszkód, można ją określić mianem niepewnej i pełnej strachu. W momencie, gdy oboje decydują się na życie w lesie ,pośród drzew i zwierząt, narażają się na niebezpieczeństw. Ich kryjówka nie mogła być azylem na wiele lat, gdyż nie opodal odbywały się polowania, wokół chodziło dużo ludzi. Pewnego dnia w ich tymczasowym mieszkaniu odnalazł ich król Marek, który wspaniałomyślnie przebaczył obojgu to zło, które uczynili. Konsekwencją owego gestu władcy było to, że kochankowie się opamiętali. Postanowili wrócić do dawnego trybu życia: Izolda znowu była żoną króla ,zaś Tristan ponownie stal się jego rycerzem. Dobrowolna rozłąka oblubieńców przyczyniła się do wzrostu miłości [i cierpienia] pomiędzy nimi. Jak możemy oceniać miłość kochanków? Uczucie to było jednocześnie źródłem szczęścia i cierpienia, więc zarówno budowało jak i rujnowało. Powodowało ono, że bohaterowie zawsze byli rozdarci między dwoma racjami. Tristan jako prawy rycerz, wierny sługa króla Marka winien był mu posłuszeństwo i lojalność. Łącząc się z Izoldą staje się niegodziwy i godny pogardy [ma te świadomość]. Również Jasnowłosa cierpi i tęskni za swym ukochanym Tristanem, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że popełnia okrutną zdradę względem swojego męża. Dlatego kochankowie pomimo to, że są szczęśliwi, bo się wzajemnie kochają to cierpią, ponieważ wiedzą, że uczucie to jest niemoralne i haniebne.
      Kolejną parą bohaterów literackich, o których miłości mówią pokolenia czytelników są Konrad Wallenrod i Aldona. Ów tytułowy bohater poematu Mickiewicza często mawiał: "Ja i ojczyzna to jedno", z jego ust można było tez usłyszeć wyznanie: "[...]Słodszy wyraz nad wszystko, wyraz miłości, któremu / Nie masz równego na ziemi, oprócz wyrazu ojczyzna[...]" Z owych słów można wywnioskować, iż najważniejsza dla niego była ojczyzna nie ukochana kobieta. Dlatego kiedy bohater stanie przed dylematem: ojczyzna czy Aldona, wybierze pierwszą opcję. To właśnie ona była wartością nadrzędną, dla niej Wallenrod gotów był zrezygnować z wszystkich pragnień i obowiązków. bohater ów odrzucił wszystkie idee i cele, po to, by całe swoje życie podporządkować walce w obronie ojczyzny. Jego ukochana Aldona cierpiała w związku z owym postanowieniem, ale zaakceptowała je. W żadnym razie nie możemy nazwać tego uczucia budującym, ponieważ wywołało ono u pary bohaterów literackich wiele dylematów moralnych, aż w końcu przyniosło cierpienie i ból. Sam Konrad mówi: "Straszniejszej zemsty nie wymyśli piekło. / Ja więcej nie chcę, wszak jestem człowiekiem!"
Ta wypowiedź świadczy, iż jego serce jest nieustannie rozrywane sprzecznymi uczuciami- zemstą i miłością ,odwagą i strachem. Bohater jest świadomy, że dokonując w swoim życiu wyraźnego rozgraniczenia, rani drugą osobę oraz traci godność i honor średniowiecznego rycerza. Tragizm wyboru prowadzi Konrada do samobójstwa. Czy ten rodzaj miłości można nazwać szczęśliwą i budującą? Na pewno nie. Owej pary nie można dołączyć do grona bohaterów literackich przeżywających szczęśliwą miłość.
      Kolejną parą, której losy znane są każdemu Polakowi, jest Ewa i Jacek Soplica- bohaterowie "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. Mężczyzna ukazany jest w epopei jako młody, przystojny szlachcic o porywczym charakterze i gwałtownym temperamencie. Dzięki tym cechom stał się przywódcą szlachty zaściankowej. Często zrywał sejmiki. Soplica był częstym gościem w zamku Stolnika. Zakochał się z wzajemnością w Ewie- jego córce. Nie wolno mu jednak było poślubić swej wybranki, gdyż był ubogi. duże szanse miał za to Wojewoda, który posiadał pieniądze i ugruntowana pozycję społeczną. Kiedy więc Soplica poprosił o rękę Ewy podano mu czarną polewkę- znak odmowy. Nikt nie liczył się z tym, że młodzi się kochają, ważne jedynie było to, że Jacek nie posiadał majątku. W związku z tym w sercu młodzieńca zrodził się bunt i chęć zemsty. Chcąc zapomnieć o ukochanej, ożenił się z biedną dziewczyną, której wcale nie kochał. Zaniedbał żonę, dom, gospodarstwo. W dalszym ciągu jednak marzył o Ewie. Pewnego dnia na zamek Stolnika napadli Moskale, a przejeżdżający obok Soplica wystrzelił do stojącego gospodarza ,raniąc go śmiertelnie. Od tamtego czasu przylgnęło do niego miano zdrajcy, ponieważ sądzono, że to on sprowadził Rosjan. Chcąc się zrehabilitować, Soplica przywdziewa habit mnicha, by odtąd walczyć w obronie ojczyzny. Jak możemy ocenić postępowanie bohaterów, ich miłość? Sądzę, iż miała ona szansę stać się spełnioną i szczęśliwą, gdyby nie Stolnik, który rozdzielił dwójkę młodych ludzi. Swoim postępowaniem przyczynił się do tego, że unieszczęśliwił nie tylko Jacka i Ewę, ale i osoby, które się z nimi związały. Wykorzystując chwilowo Soplicę i dając mu nadzieję na rychły ślub z jego córką, Stolnik sprawił, że Jacek nabrał zaufania do przyszłego teścia. Późniejsze rozczarowanie było ogromne. Miłość łączącą tych dwoje bohaterów można określić mianem burzącej i rujnującej, gdyż zburzyła i zrujnowała przyszłość Jacka i Ewy, Nie byli oni w stanie normalnie żyć. Nigdy nie byli szczęśliwi w związku z drugimi osobami. Miłość w tym przypadku przyniosła jedynie ból i cierpienie.
      Zupełnie inny rodzaj miłości, którą można nazwać wręcz magiczną, opisuje Eliza Orzeszkowa w powieści "Nad Niemnem". O tym uczuciu opowiadało sobie kilkanaście pokoleń, a parę tę znali wszyscy. Kochankowie nosili imiona: Jan i Cecylia. Mężczyzna był bardzo silny, zaś kobieta jawiła się jako piękna, wzniosła dama. Para, zanim znalazła miejsce do osiedlenia, przeszła wzdłuż puszczę i zbudowała chatę nad Niemnem. Miłość pomiędzy nimi była ogromna, ponieważ pomogła im przetrwać głód, chłód i strach. W miarę upływu czasu Jan i Cecylia postawili lepszy i bardziej przytulny dom, doczekali się potomstwa: sześciu córek i sześciu synów. Ujarzmili oni dziką puszczę, poskromili zwierzęta. To właśnie oni dali początek rodowi Bohatyrowiczów. Podobnie jak ich przodkowie ,odznaczali się oni pracowitością, ambicją, honorem, godnością. Taka miłość, jaką darzyli się Jan i Cecylia, była z pewnością uczuciem wzniosłym, które pozwalało im pokonywać wszelkie niedogodności i przeciwności losu. Są oni parą, która przeszła do historii literatury jako ta, której miłość była najbardziej czysta i spełniona.
      Izabela Łęcka i Stanisław Wokulski to bohaterowie powieści Bolesława Prusa pt."Lalka". Kobieta odznaczała się takimi cechami jak: duma, naiwność, wyrachowanie, wyniosłość. Nieświadomym jej licznych wad był znany w Warszawie subiekt- Wokulski. Działo się tak dlatego, że mężczyzna ów zakochał się w pięknej ,lecz pustej jak lalka pannie Izabeli. Młoda arystokratka spogląda na parweniusza z góry, nie chce być dla niego dobra, pomimo życzliwości, którą okazuje jej na każdym kroku pan Stanisław. Ukrywa ona całą prawdę, nie chce wyrazić prawdziwych sądów na temat Wokulskiego [choć do innych arystokratów nie szczędzi słów krytyki wobec osoby subiekta], ale wobec niego nie potrafi być szczera. Owe igraszki dotyczące Stanisława ,jej lekceważenie, pobłażanie z jakim na niego patrzy, przyczyniają się do tego, że Wokulski cierpi. Próbuje on zapomnieć o Izabeli, więc wyjeżdża, pracuje, handluje, poznaje inne kobiety. Wszystko to jednak na próżno- okazuje się bowiem zawsze, że sprzedawca kocha jedynie Izabelę Lęcką, która jednak nie odwzajemniała tych uczuć. Bywało jednak tak, że arystokratka spoglądała na Wokulskiego przychylnym okiem. Działo się tak jednak dlatego, że była ona wyrachowaną i przebiegłą osobą, a zawsze pod owym płaszczykiem uprzejmości kryła się jakaś prośba. Czyny takie robiły jedynie zamęt w sercu subiekta i przyczyniały się do cierpień, gdyż Izabela ponownie stawała się chłodna i obojętna. Apogeum żalu pana Wokulskiego przypadło wtedy, gdy przypadkowo usłyszał, co o nim naprawdę sądzi panna Lęcka. Wówczas Stanisław pogrążył się w smutku, zapragnął śmierci, gdyż życie straciło dla niego sens.
Jak można oceniać tę miłość? Sądzę, że Stanisław Wokulski kochał tak, jakby sobie tego życzyła każda kobieta. Natomiast arystokratka to ,według mnie, osoba pozbawiona skrupułów, wyrafinowana, wręcz demoniczna. Potrafiła ona zniszczyć człowieka, doprowadzić go do próby samobójczej, nigdy nie czując przy tym żalu i skruchy.
      Jaka jest więc miłość? Z pewnością piękna ,ale bywa też tragiczna. Pokazują to losy bohaterów opisane powyżej. Z pewnością najbardziej czytelnika wzrusza historia Jana i Cecylii, żal nam Wokulskiego, współczujemy Jackowi Soplicy. Te wszystkie historie miłosne znane są odbiorcom. Przyczyniają się one do tego, że treść czytanej lektury staje się bardziej interesująca. Ponadto uczą one, że miłość to nie tylko spokój, harmonia i radość, ale także cierpienie, ból i strach. Dużo zależy od tego, czy jest to miłość spełniona, czy nie. Jeśli miłość jest spełniona - może ona przenosić góry, jeśli jest nieszczęśliwa ma siłę destrukcyjną.

Człowiek nie może żyć bez miłości" - rozwiń myśl Jana Pawła II na podstawie literatury i własnych przemyśleń.

Cóż to jest miłość? Definicji może być wiele i każdy to uczucie rozumie inaczej. Jest to coś więcej niż szacunek, podziw czy namiętność, coś, co pozwala dzielić uczucia drugiej osoby jej radość, smutek, rozkosz czy rozpacz. Potrzeba miłości tkwi głęboko w każdym z nas. Gdy jesteśmy kochani, łatwiej nam przetrwać trudne chwile, czujemy się szczęśliwi i ważni; jeżeli my kochamy, umiemy przezwyciężyć własny egoizm, pragniemy dawać, a nie jedynie brać.

Miłość cierpliwa jest łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości nie szuka poklasku,
nie unosi się gniewem nie pamięta złego;

Miłość może być różna: miłość mężczyzny i kobiety, miłość rodzicielska, braterska, miłość do Boga, Ojczyzny aż wreszcie umiłowanie drugiego człowieka. Jest więc wiele odmian miłości, a każda z nich jest inna, z czego innego się zrodziła i czemu innemu służy. Kochać nie znaczy zawsze to samo, ale kto kocha, ten zdolny jest do największych ofiar.

Miłość była wdzięcznym tematem dla twórców już od czasów starożymych. Wierna żona Penelopa przez 20 lat cierpliwie oczekiwała swojego ukochanego męża. W utworze Antygona Sofokles przedstawił miłość siostrzaną, piękną i bezinteresowną. Tytułowa bohaterka, nie zważając na konsekwencje, przeciwstawia się władzy, aby spełnić odwieczne przykazanie i swoją świętą powinność pochowania zmarłego brata zgodnie z tradycją. Najsławniejszy utwór o nie szczęśliwej miłości to Romeo i Julia Szekspira. Bohaterów połączyła miłość od pierwszego wejrzenia. Oboje są bardzo młodzi, dzięki wielkiemu uczuciu szybko dojrzewają. Pokonuje wszelkie przeszkody i niebezpieczeństwa, są pewni swojej miłości. Są dla siebie wszystkim. Ich świat kończy się wraz ze śmiercią ukochanej osoby.

Dla bohaterów romantycznych miłość i nienawiść była podstawą egzystencji. Targani namiętnościami, nie znajdowali szczęścia. Nieszczęśliwie zakochany Werter popełnia samobójstwo. Gustawa miłość do kobiety przeradza się w miłość do Ojczyzny. Będzie odtąd cierpiał za miliony, na ołtarzu Ojczyzny złoży swoje młode życie.

W Ojcu Goriot Balzac ukazał obraz miłości ojcowskiej. Bohater utworu pragnął, aby jego córki żyły w dostatku i szezęściu. Kochał je ślepą miłością, w imię której człowiek jest zdolny do największych wyrzeczeń. Mimo iż został przez dzieci odtrącony, starał się zaspokoić ich zachcianki, chociaż żył w skrajnej nędzy. Odpychał od siebie myśl, że córki go nie kochają.

Powieści pozytywistyczne głównie podejmowały problemy społeczne. Bohaterowie utworów tego okresu, nie idąc za głosem serca, nie byli szczęśliwi. Ich poświęcenie wynikało nie z miłości do ludzi, lecz z poczucia obowiązku, odpowiedzialności za niższe warstwy społeczeń stwa. Ale i oni odczuwali potrzebę miłości. W Nad Niemnem E. Orzeszkowej Anzelm Bohatyrowicz, odrzucony przez kobietę, której pragnął, całe swe życie strawił w samotności. Inaczej stało się z Justyną. Ona po przeżyciu niespełnionej miłości, po zaznaniu zdrady i upokorzenia spotyka człowieka , dla którego rezygnuje z dotychczasowego życia. Porzuca korczyński dwór, nie decyduje się na "wspaniałe" życie u boku bogatego Różyca. Wyjdzie za mąż za Janka Bohatyrowicza, szlachcica z zaścianka; i wraz z ukochanym mężczyzną będzie pracować, pomagać innym i wieść życie mozolne, ale szczęśliwe.

W okresie dwudziestolecia międzywojennego powstawało wiele utworów inspirowanych miłością. Miłość była bodźcem do tworzenia. Było to uczucie odmienne od tego w epokach wcześniejszych: szczęśliwe, często beztroskie, tryskające radością życia - miłość spełniona. Tuwim pisze:

A jeżeli coś? A jeżeli tak?
Rozgolębią mi się zorze
Ogniem cały świat zagorze,
Jak czerwony mak,"
Bo jeżeli tak,"
No to... Boże.!!(...)

I wreszcie literatura okresu II wojny światowej i powojenna. Powstają utwory, w których pośród okrucieństwa, nienawiści i ogromu nieszczęścia spotykamy się uczuciem miłości do drugiego człowieka. Wspomnijmy choćby Dżumę A. Camusa, w której w obliczu tragedii i śmierci tysięcy osób ktoś wyciąga pomocną dłoń, stawiając swoje życie niżej od życia bliźnich.

Człowiek musi kochać, aby żyć, a miłość to uczucie, dla którego żyć warto. Może czasem nie zdajemy sobie z tego sprawy. Ludzie, dla których jedynym przejawem miłości jest miłość do siebie samego, tak naprawdę nie żyją pełnią życia, stają się jak "cymbał brzmiący". Bądźmy szczęśliwi, jeżeli miłość, jakakolwiek by nie była, pozwala nam z radością patrzeć dokoła, zaglądać w przeszłość i oczekiwać jutra

Dziełami wielkimi i moralnymi są tylko dzieła prawdy" (Emil Zola) . Skomentuj tę opinię, odwołując się do wybranych utworów literackich.

Sztuka, tworzona przez człowieka i dla człowieka, jest nieodłącznym elementem naszej egzystencji. Jako stałej towarzyszce ludzkiego życia, zwykliśmy wyznaczać jej funkcję nośnika ponadczasowych prawd i uniwersalnych wskazówek. Wielkimi dziełami określamy więc utwory, które - oprócz walorów estetycznych - zawierają naukę moralną. Dla mnie wzorem takiego arcydzieła jest Biblia, która nie tylko mówi o świętości, ale także nią jest. Idealnym dziełem jest bowiem utwór, który mówiąc o życiu, jest zarazem jego częścią. Mam na myśli jedność pracy z rzeczywistością, a więc "zlanie się" jej z naturą. Pamiętając jednak o arystotelesowskim mimesis, czyli naśladowczym charakterze sztuki, mam świadomość, że osiągnięcie takiego ideału jest praktycznie niemożliwe. Możliwe jednak jest zbliżenie się do tego wzorca poprzez realistyczne obrazowanie świata. Prawdy wielkie i moralne płyną bowiem z samego życia.

Źródłem ludzkiej moralności są, moim zdaniem, prawdy pierwotne, prawdy czerpane z natury. Według filozofii taoistycznej, która dla mnie stała się podstawą do odnalezienia własnej "drogi życia", najistotniejsze prawdy tkwią w naturze i codzienności. Trzeba umieć obserwować rzeczywistość, dostrzec, jakie prawa rządzą ludzkim działaniem, aby z nich zbudować własny kodeks moralny.

Swiatem jcdnak często kierują fałszywe odruchy ludzkie, dlatego aby odnaleźć istotę jego funkcjonowania, należy przebić się przez grubą warstwę zakłamania. Trzeba odnaleźć prawdę o ludziach, która często skrywana jest pod płaszczem pozorów. Wysiłek ten chyba najczęściej podejmują literaci, jako ci, których szczególna wrażliwość nie pozwala na tolerowanie zakłamania. Na przestrzeni wieków wielu twórców usiłowało odsłaniać prawdziwe oblicze świata, ale niewielu jest takich, którym się to udało.

Dla mnie twórca, który napiętnował zakłamanie, w obojętnie jakiej dziedzinie życia, godzien jest miana mistrza; jego utwór zaś gotowy jestem okrzyknąć arcydziełem. Wydaje mi się bowiem, że literatura powinna być w pewien sposób utylitarna, jeżeli chodzi o jej treści moralne. Chciałabym przytoczyć kilka przykładów dzieł, które właśnie ze względu na zawartą w sobie prawdę o życiu nazwać można "wielkimi i moralnymi".

Jak już wspomniałem, problem prawdy o życiu nękał literatów już od najdawniejszych czasów. Dla udowodnienia własnych słów, chciałbym podać przykład Antygony Sofoklesa - utworu z IV wieku p.n.e. Tytułowa bohaterka, wbrew woli władcy państwa, Kreona, postanawia pochować zwłoki swego brata, Polinejkesa. Sofokles ukazuje prawdę o bohaterce, która, będąc rozdartą wewnętrznie, popada w konflikt tragiczny. Chcąc być w zgodzie z prawami boskimi, Antygona łamie zakazy Kreona. Decyduje się na pochowanie brata, a tym samym skazuje się na śmierć.

Kreon jest przykładem władcy-tyrana, który, pragnąc realizować własne wyobrażenia na temat państwa, postępuje wbrew prawu boskiemu. Przyrównać go można do Hitlera lub Stalina, którzy w miejsce tradycyjnej religii wprowadzają kult silnej władzy. Przypomnijmy sobie w tym miejscu decyzję Stalina o zburzeniu cerkwi Chrystusa Zbawiciela i planie budowy na jej miejscu Pałacu Sowietów, aby zobrazować proces wypierania religii jednowładztwem. Ofiarami takiego procesu padają zwykle ludzie, tacy jak Antygona lub jej współczesny odpowiednik - ks. Popiełuszko.

Sofokles sugeruje nam refleksję, że mimo śmierci Antygony, triumfuje moralność. Antygona jest reprezentantką całego społeczeństwa, Kreon zaś - jednostką o wielkiej władzy. Moim zdaniem racja tkwi więc w zbiorowej świadomości, a nie w umyśle i wyobrażeniach jednostki. Sofokles pokazuje nam prawdę na temat relacji władza-społeczeństwo, a także wskazuje rozbieżności między prawem boskim a ziemskim. Opisując określone postawy, skłania do wyciągnięcia wniosków z przedstawionych faktów. Prawda niesie bowiem ze sobą naukę moralną. Tylko odwieczna i ciągle ta sama etyka, nakazująca miłość do drugiego człowieka, i głęboka wiara są wartościami ponadczasowymi. Prawo boskie zawsze zwycięża ziemskie zakazy. Człowieka można zabić, ale jego racje pozostaną niepodważalne i wciąż żywe. Antygona zginęła, ale klęskę poniósł Kreon. Popiełuszko został zabity, ale nadal funkcjonuje w społeczeństwie polskim przeświadczenie o słuszności jego poglądów i działania, którego się podjął. Według mnie Antygonę należy zaliczyć się do tych utworów, które, ze względu na zawartą w nich prawdę o człowieku, wzbogacają nasze wnętrze i niosą bezwzględne nakazy walki o własną moralność, o zgodę z samym sobą i zachowanie godności.

Myślę, że rozważając problem moralności na podstawie odkrywania prawdy o człowieku, warto wspomnieć o Innym świecie G. Herlinga-Grudzińskiego. Łagier sowiecki, przedstawio ny przez Grudzińskiego, zupełnie inaczej wygląda "zza drutów", a inaczej widziany od wewnątrz. Czyżby prawda miała dwa oblicza? Pokój przeznaczony dla odwiedzających, utrzymany w przytulnej, prawie domowej atmosferze, daje podstawę, aby sądzić, że cały obóz wygląda podobnie. Rzeczywistość jest jednak całkowicie odmienna. Prawdziwy jest tylko obraz postrzegany przez więźniów, oni tylko upoważnieni są do wypowiadania opinii na temat swoich warunków życia. Tylko ci, którzy doświadczą konkretnej rzeczy, znajdą się w określonej sytuacji lub spróbują życia w danych warunkach, mają prawo do nazywania swoich spostrzeżeń prawdziwymi. Prawda nie uznaje bowiem światłocieni. Herling-Grudziński, obrazując nieludzkie warunki życia w obozie i be

stialski sposób traktowania więźniów, wskazuje na sylwetki bohaterów, którzy pośród odczłowieczenia umieli zachowywać się jak ludzie. Michaił Kostylew i Natalia Lwowna potrafili postępować zgodnie z samym sobą, być godnymi i wolnymi tym specjalnym rodzajem wolności, która pozwala decydować o wiasnej śmierci. I choć autor ma świadomość, że podobne postępowanie wymagało heroicznego wysiłku, nie usprawiedliwia jednak tych, którzy go nie podjęli, a tym samym dali się odczłowieczyć, skrzywdzić i poniżyć.

Manichejska struktura dzieła (prześwity w mrokach) wskazuje na dualizm natury ludzkiej oraz daje bezwzględny nakaz walki o zachowanie godności. Herling-Grudziński na przykładzie bolesnej prawdy o obozie przekazuje czytelnikowi naukę moralną. Naukę, która mówi o konieczności zachowania silnego charakteru nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Głosi potrzebę stworzenia sobie ugruntowanego systemu wartości, który może stać się dla człowieka "ostatnią deską ratunku". Herling Grudziński, poprzez ukazanie prawdy o człowieku, w naturze którego leży uzależnienie własnych poglądów od sytuacji, udowadnia, że relatywizm zasad moralnych prowadzi do zabicia osobowości. Wydaje mi się, że właśnie ukazanie łagrowej rzeczywistości w sposób realistyczny jest punktem wyjścia do rozważań nad ludzką moralnością. Tylko ukazanie prawdy o zachowaniu się ludzi w warunkach ekstremalnych może doprowadzić do właściwych wniosków. Poznanie warunków determinuje bowiem ich analizę.

Kolejnym utworem, który pragnę zaprezentować jako nośnik ponadczasowych prawd, jest III część Dziadów. Mickiewicz, wskazując na podział społeczeństwa na część zainteresowaną losami kraju i obojętną wobec nich, demaskuje prawdziwe oblicze Polaków. Podczas gdy młodzież i weterani torturowani są za działalność niepodległościową, arystokracja stara się nie angażować w politykę. Jedni widzą w Nowosilcowie kata narodu, inni - doskonałego wodzireja balów. Mickiewicz wyraźnie wartościuje obie części Polaków. Jego sympatia jest zdecydowanie po stronie aktywnych, którzy zachowali honor, uczciwość i chęć walki o ojczyznę. Są oni spadkobiercami najlepszych polskich tradycji, do których należą: głęboka wiara, rycerskość i służba krajowi. Młodzi pozostali wierni ojczyźnie, zachowali ideę niepodległościową, wbrew ogólnemu przeświadezeniu o klęsce Polski. Arystokracja natomiast zaprzedała się Rosji. Postawami arystokratów rządzi chęć zysku - zdobywania kontaktów, urzędów i pieniędzy. Analiza podziału społecznego w Polsce dziewiętnastowiecznej skłania nas do refleksji na temat uczciwości wobec własnego kraju. Można powiedzieć, że arystokracja zdradziła Polskę, niczym Piłat umyła ręce od odpowiedzialności. Mickiewicz wyraźnie krytykuje podobne zachowanie. Popiera natomiast Polaków aktywnych, którym nawet zadedykował swoją pracę:

Narodowej chwały męczennikom poświęcam
- Autor



Poparcie młodzieży jest zarazem pochwałą moralności, nakazującej wierność własnym przekonaniom, rycerską odpowiedzialność za ojczyznę oraz zdolność do poświęceń. Bywają sytuacje, w których bezpośrednie przekazywanie prawdy jest niemożliwe. Realistyczny przekaz zastępuje wówczas metafora, a konkretnie cechy uosabiają np. zwierzęta. Mam na myśli bajki I. Krasickiego, które stanowią krytykę określonych postaw i zachowań. Krasicki piętnuje ludzkie wady, a żeby krytyka nie była zbyt zjadliwa, okrywa ją płaszczem metafory. Lis u niego staje się symbolem sprytu i chytrości, ptak - wolności, jagnię - potulności. Prawda nie jest przekazana w sposób dosłowny, ale niesie jednak naukę moralną.

Prawda pozwala na stworzenie zasad moralnych, obrazuje złe lub dobre postawy, ale jej nadrzędną funkcją jest, jak sądzę, przekaz istotnych zdarzeń lub informacji. Tylko za sprawą rzeczywistego opisu możemy poznać fakty dotyczące historii. Przypomnijmy sobie reportaż Zofii Nałkowskiej pt. "Dwojra Zielona". Jest w nim zawarty wizerunek kobiety, która za wszelką cenę pragnie przeżyć wojnę. Nie ma co jeść, nie ma gdzie spać, jest ranna i zmęczona, ale tkwi w niej ogromna wola przetrwania. Dlaczego? W kilka lat po wojnie Dwojra przyzna się reporterce, że w ciągu tych strasznych dni wojennych czuła, że musi przeżyć, aby móc opowiedzieć o cierpieniach innych. Niech świat wie, co oni robili - powie Dwojra, tłumacząc pragnienie przeżycia.

Prawdziwa relacja obiektywnej osoby jest jedyną możliwością odtworzenia dziejów. "Medaliony" Nałkowskiej są właśnie takim beznamiętnym, suchym, pozbawionym komentarza zapisem faktów. Dają czytelnikowi wierny obraz rzeczywistości, pozostawiając mu ocenę. Aby udowodnić wartość dzieła zawierającego obiektywny opis zdarzeń, chciałabym podać przykład Kroniki Wincentego Kadłubka, która, mimo że ma duże walory artystyczne, jest pracą zupełnie bezwartościową z punktu widzenia nauki. Kadłubek upiększał bowiem swoje dzieło, do historii Polski wplatał fikcyjne wątki, dodawał cytaty.

Zastanawiając się nad istotą prawdy, dochodzę do wniosku, że jej największą zaletą jest krytycyzm. Prawda ma ściśle określone granice, a jej łagodzenie, zaostrzenie lub jakiekolwiek koloryzowanie sprawia, że granice te przesuwają się. Prawda przestaje być prawdą. Dzieła prawdy godzą w ludzkość, a zarazem doskonalą ją. Wydaje mi się, że ludziom bardzo trudno jest pogodzić się z krytycznymi uwagami na ich temat, a jeszcze trudniej wykorzystać je do pracy nad sobą. Realistyczne prace pełniąwięc rolę wychowawcy - wskazują błędy i nawołują do poprawy poprzez naśladowanie określonych wzorów.

"Gdzieś tam na trzęsawiskach, na rozstajach małej jak atom ziemi umierają ludzie i konają nieszczęśliwe narody... Serce kosmosu bije na alarm." Rozważ myśl autora w odniesieniu do literatury ukazującej człowieka XX wieku w sytuacjach totalitarnych.

"Miał być lepszy od zeszłych nasz XX wiek" - w ten niezwykle sugestywny sposób Wisława Szymborska rozpoczyna swój wiersz "Schyłek wieku". Nadzieja na to, że dwudziestestulecie będzie inne, bardziej ludzkie i moralne od dotychczasowych, jest widoczna już w antydekadenckich wierszaCh L. Staffa z cyklu "Sny o potędze". Takie przekonanie znajduje licznych zwolenników w dwudziestoleciu międzywojennym. Dopiero co odzyskana niepodległość sprawiła, że rzeczywistość była postrzegana w jaśniejszych barwach; porzuciwszy bolesną tematykę narodowo-niepodlegościową, ludzie mogli zająć się innymi problemami. Antoni Słonimski opisuje tę sytuację w "Czarnej wiośnie" następująco:

"Ojczyzna moja wolna, wolna..."
Więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada

Ona sprawia, że witalność, młodość i miłość znowu mogą cieszyć umysł. Dodatkowo, wraz z postępem technicznym i wiarą w empiryczne poznanie świata, okres ten ożywia przekonanie o mocy człowieka i potędze jego kreacji. Czas ten jednak okazał się być czasem dziecięcego optymizmu, który musiał się skończyć, wobec symptomów zbliżającej się katastrofy.

Jednym z pierwszych zwiastunów tego swoistego wychodzenia z niepełnoletniości jest liryka J. Czechowicza, oparta na podświadomych przeczuciach, pełna niepewności, trwogi, lęku przed światem. W wierszu Przeczucia z cyklu Ballady z tamtej strony podmiot liryczny, zamknięty w czterech ścianach, doświadcza dezintegracji otaczającego go świata, pomimo trwogi przed tym, co jest na zewnątrz, chce to poznać, wciąż silny jest w nim ten scjentystyczny optymizm poznawczy. Obserwacja świata, zmian zachodzących w społeczeństwach - kryzysu dotychczasowych wartości i kultury - zaczyna budzić uzasadnione obawy. Przerażającą, choć jak przyszłość pokazała trafną diagnozę stawia S.I. Witkiewicz w Szewcach - dramacie o ludzkości daremnie poszukującej prawdziwej idei w obliczu upadku dotychczasowej kultury i cywilizacji. Witkacy, przeczuwając, że taka sytuacja może generować totalitaryzmy, zdaje się przepowiadać ludzkości kolejne etapy katastrofy. Pierwszy, uosabiany przez Skurviego, to pucz faszystów, rewolucja szewców to komunizm, wreszcie trzeciego przewrotu dokonują Towarzysz X i Abramowski, technokraci, dla których nie człowiek, lecz postęp jest ważny. Ta ewolucja świata powoduje śmierć człowieka jako istoty metafizycznej. Prawdopodobnie dlatego - gdy ten scenariusz zaczynał się sprawdzać - 17 września 1939 roku Witkacy popełnił samobójstwo.

Wrzesień 1939 roku jest początkiem nowej ery. Następuje zagłada porządku, cywilizacji opartej na wartościach, w jej miejsce powstaje zdehumanizowany świat wojny, bólu, obozów, świat cierpienia. Jednostka musi przyjąć wobec tego jakąś postawę. Najprościej być obojętnym. Taką postawę człowieka, zdrajcy kultury, prezentują bohaterowie T. Borowskiego. U niego nie ma herosów, gdyż normy postępowania są nieadekwatne dla tego świata, są tylko tacy którzy, chcą przeżyć. Stąd relatywizm wartości i wynoszenie ponad nie korzyści materialnych. Dlatego rodzi się pytanie: czy dając taką diagnozę ludzkości, Borowski jest nihilistą? Moim zdaniem nie; on chce tylko ukazać, że my wszyscy jesteśmy współodpowiedzialni za zło w świecie. Sam też nie uchyla się od tej odpowiedzialności. W kilku opowiadaniach daje narratorowi, będącemu jednocześnie głównym bohaterem, swoje imię - Tadek, również niektóre elementy swojej biografii: pobyt w obozie, studia na Uniwersytecie Warszawskim czy umiłowanie poezji. Chociaż wiadomo, że naprawdę zachowywał się inaczej, Tadek jest gotowy poświęcić każdą moralną wartość dla odrobiny chleba. Z Opowiadań Borowskiego przebija przekonanie, że powrót do kultury, do etyki, do normalności po Oświęcimiu będzie trudny, jeśli nie niemożliwy.

Podobna wymowa charakteryzuje "Medaliony" Zofii Nałkowskiej, która przedstawiła pozbawioną patosu i ocen etycznych faktograficzną relację o zbrodni. Motto, jakie autorka nadała swojemu utworowi - ludzie ludziom zgotowali ten los - dobitnie świadczy o wątpliwościach autorki co do moralnej kondycji ludzkości.

Inny jest świat w utworach J.J. Szczepańskiego czy też G. Herlinga-Grudzińskiego. Tu zło przychodzi z zewnątrz, trzeba się przed nim bronić albo mu ulec, nie można pozostać obojętnym. Zajmując stanowisko wobec świata, powraca pytanie o rolę wartości w życiu. Dzięki etyce zachowujemy człowieczeństwo, czyli świadome bycie w świecie, które ułatwia rozróżnianie wartości. Takie jest przesłanie Świętego i Innego świata. Myślą przewodnią tych utworów może być cytat z Zapisków z domu umarlych F. Dostojewskiego: "Tu otwiera się całkiem inny, odrębny świat. Dlatego nie można go ani osądzać, ani też usprawiedliwiać, gdyż człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach, pozostaje tylko obserwacja."

W "Świętym" Szczepański stawia przewrotną tezę, że człowieczeństwo najlepiej widać w sytuacji granicznej, w czasie wojny, w obozie koncentracyjnym. W świecie, w którym model kultury opartej na judeochrześcijańskich uniwersalnych wartościach, musi konkurować z brutalną siłą i ślepym pędem do utrzymania życia. Zdaniem hitlerowców ten drugi model zawsze wygrywa. Stąd ludzie to tylko kontyngent zwłok czekajqcy w kolejce do pieca. Maksymilian Kolbe swoją postawą zadaje kłam owej tezie. On oddaje swoje życie za bliźniego. Bierze odpowiedzialność za swoje życie, przekraczając własne zahamowania spowodowane strachem, presją otaczającego świata, jak i samą naturą człowieczeństwa. Jego ofiara, w swojej istocie głęboko humanistyczna, przywraca nadzieję na normalny świat, oparty na uniwersalnych wartościach.

Gustaw Herling-Grudziński w Innym świecie przedstawia obraz degradacji moralnej człowieka w nieludzkich warunkach sowieckiego łagru i dochodzi do zaskakującego wniosku: pomimo zniewolenia ciała, prób dezintegracji osobowości, człowiek ma niebywałą zdolność do odnajdywania swojej tożsamości. Tak jakby chciał zaprzeczyć T. Borowskiemu, mówiąc, że rzeczywiście z człowiekiem można zrobić wszystko, ale są wyjątki dotyczące moralności. Właśnie ich ukazaniu i zrozumieniu poświęcony jest Inny świat. Dlatego tak bogate i prawdo podobne psychologicznie są portrety postaci: Kostylewa, Natalii Lwownej, Rusto Karinena, Nastazji Jegorowncj i innych. Są one dowodem, że pomimo dezintegracji osobowości, spowodowanej głodem i morderczą pracą, pomimo bólu myślenia o własnym położeniu i wynikającej z niego ucieczce w automatyzm, świadome bycie w świecie jest możliwe. Natalia Lwowna nie może mieć nadziei na życie, w świecie gułagu nie jest ono nic warte, może być w każdej chwili odebrane, dlatego swoją siłę witalną czerpie z Dostojewskiego i przekonania, że zawsze może świadomie pokierować swoim życiem i popełnić samobójstwo. Kostylew tak nienawidzi zniewalającego systemu sowieckiego, że świadomie decyduje się na śmierć, mówiąc, że nie będzie go wzmacniał swoją pracą. Rusto Karinen, pomimo świadomości, że od obozu nie można uciec, wielokrotnie próbuje tego dokonać. Chce przeżyć, aby znowu spróbować ucieczki. Wreszcie Nastazja Jegorowna, kochanka obozowego felczera, która zakochuje się w innym więźniu, studencie. Gdy ten zostaje wysłany na daleki wschód, jedzie za nim. Grudziński pisze o niej, że życiem zapłaciła za to jedno zmartwychwstanie. Są to przykłady, że nawet w zniewolonym, zautomatyzowanym świecie świadome życie jest możliwe. Możliwe jest przekraczanie sytuacji dezintegracji osobowości i strachu, aby zachować swoje człowieczeństwo. I jeżeli Tadeusz Różewicz domaga się w wierszu "Ocalony" nauczyciela wartości, to być może postawa każdego z wyżej wymienionych godna jest naśladowania.

Doświadczenie wojny wyrządziło głębokie szkody w psychice ludzkiej. Niezwykle przejmującą i głęboką syntezą świadomości pokolenia wojennego spotykamy w wierszu Czesława Miłosza pt. Portret z połowy XX wieku. Utwór, napisany językiem dziwnej smutnej ironii, jest oskarżeniem owego XX wieku. Bohater wiersza, przeżywszy wojenną apokalipsę, utracił wszelkie dotychczasowe punkty odniesienia, oparcia, teraz na nowo próbuje odnaleźć sens życia. Ta częściowa lub całkowita dezintegracja osobowości będzie powodowała wieloletnie poszukiwania własnego "ja", własnej tożsamości. Tym trudniejszej do odnalezienia, bo poddanej nowemu totalitaryzmowi - indoktrynacji komunistycznej. Jeżeli w kilkanaście lat po wojnie T. Różewicz w Kartotece będzie mówił o potrzebie tożsamości i zagubionych wartości jako 0 potrzebie pokolenia, będzie to owo najtragiczniejsze dziedzictwo wojny, dziedzictwo XX wie ku, które trzeba pokonać. Problem, jak żyć, pozostał do dziś.

Indywidualista - jednostka społeczna. Bohater literacki szuka tożsamości.

Każdy człowiek jest pod wpływem społeczeństwa i epoki, w której żyje. Wynika to ze wspólnej dla całej społeczności historii i tradycji, które generują takie lub inne zachowania. Dlatego odizolowanie się od własnych korzeni wydaje się być bardzo trudne, wręcz niemożliwe. Człowiek nie może się od nich odciąć, ale może podjąć próbę kształtowania swojego życia samodzielnie, próbując przełamać otaczające go stereotypy. To świadomy indywidualizm, po stawa bardzo trudna do realizacji.

Początek zainteresowania na szerszą skalę problemami relacji jednostka-zbiorowość wiąże się, moim zdaniem, z pojawieniem się nowożytnego społeczeństwa w XIX wieku, z relacjami międzyludzkimi w formie znanej nam do dziś - gdyż zwłaszcza w tych warunkach pojawia się problem odnalezienia i zachowania swojej tożsamości. Dlatego właśnie literatura tamtego okresu najlepiej zilustruje problem przedstawiony w temacie. To zainteresowanie szczególnie silne było w prozatorskich prądach literackich, realizmie i naturalizmie. W realizmie - gdyż tematem go interesującym było wierne oddanie obrazu epoki, podstawą tego wizerunku była analiza zachowań społecznych. W naturalizmie - dlatego że w orbicie jego zainteresowań była psychika jednostki, psychika słaba, podatna na wpływy otoczenia.

Weźmy kilka przykładów: Eugeniusza de Rastignac, panią de Bovary czy wreszcie Radiona Raskolnikowa. Z Rastignaca otoczenie tworzy oportunistę. Romantyczny indywidualizm pani de Bovary doprowadza ją do samobójstwa. Raskolnikow buntuje się przeciw niesprawiedliwościom własnej epoki, jednak sposób walki z nimi wskazuje na głęboką zależność od poglądów tejże. Postaci te pokazują, jak trudną jest sztuka zachowania tożsamości w świecie.

Droga życia Rastignaca ukazana w "Komedii Iudzkiej" jest obrazem przejścia od młodzieńczego buntu i indywidualizmu do konformizmu i hedonizmu. Najważniejszy krok na tej drodze został dokonany w "Ojcu Goriot". Tu poznajemy Rastignaca, który zaczyna dostrzegać reguły rządzące światem. Dostrzega "żądzę władzy", która jest motorem świata. Dostrzega upośledzenie jednostki, która sama, bez pomocy innych, niewiele może. Dostrzega wreszcie rozbieżność pomiędzy prozą życia a wartościami wyniesionymi z domu. Musi dokonać wyboru: pragmatyka czy moralność? Wybiera to pierwsze. Czy może być inaczej w tym "najdoskonalszym ze światów"? Przykład Bianchona - który kontynuuje naukę, zostaje wybitnym chirurgiem i leczy ludzi niezależnie od ich sytuacji finansowej - dowodzi, że można.

John Stuart Mill powiedział, że to, co niszczy indywidualność, to żądza panowania, niezależnie jak ją określimy. Rastignac zaczyna ją odczuwać. Wyzbywa się cech ludzkich, nawet miłość staje się dla niego tylko powodem społecznym, czysto ambicjonalnym. Pomaga mu ona znaleźe kogoś, kto go przedstawi w odpowiednim środowisku, dzięki komu nawiąże kontakty. Wreszcie, która zapewni mu pieniądze, gdyż one są motorem poruszającym świat. Rastignac przeżywa momenty buntu, jakby miał jeszcze jakieś skrupuły, czy może chciałby pozostać w stanie jakiejś dziwnej równowagi. Odrzuca kryminalne oferty Voutrina, opiekuje się ojcem Goriot. Prawie równocześnie zaś wyłudza od swej rodziny oszczędności. Wydawać by się mogło, że jest to jakaś dziwna gra pozorów, w której jeden czyn pozytywny ma być przykrywką dla innych, negatywnych. Rastignac idzie po najmniejszej linii oporu, twierdzi, że świata nie można zmienić, dlatego trzeba się weń wtopić, by móc później stanąć na jego czele. Nie, nie po to, żeby go przeobrazić - Rastignac nie jest Wallenrodem - ale żeby wykorzystać dla własnej wygody, hedonizmu. Poddaje się on żądzy władzy i pieniądza, która pozbawia człowieka wszelkiego indywidualizmu. Taka jest moja diagnoza Rastignaca. Utracił on swoją tożsamość, przyjmując jakąś inną, ogólnoludzką.

Rozważaniom na temat kolejnego bohatera literackiego - Raskolnikowa - można nadać motto "Czy wolność osobista może stanowić cel sam w sobie?". Jest on postacią, która kontestuje zasady społeczne, jego świat wartości jest odmienny niż ogółu. Czy w związku z tym żyje poza społeczeństwem? Nie, Raskolnikow kontestuje jego prawa, ale ma poczucie przynależności do jego struktur. Jak inaczej bowiem nazwać ukrywanie dowodów zbrodni i zacieranie śladów? Nie jest to zgodne z jego systemem wartości, według tegoż zrobił dobrze - wszę zabiłem, nie człowieka. Robi to dlatego, że odczuwa, jako jednostka, przynależność do społeczeństwa. Dalsze jego cierpienia będą powodowane tym, że coraz silniej uświadamia sobie związek z nim. Otwierają się przed nim dwie drogi - ucieczka w szaleństwo lub powrót do normalności. Raskolnikow wybiera normalność. Jego odrodzenie odbywa się poprzez kontakty z bliźnimi: z Sonią, z Porfirym Piotrowiczem i tyluż innymi, poprzez miłość i cierpienie. Co ciekawe, społeczeństwo u Dostojewskiego, przeciwnie niż u Balzaca, odgrywa pozytywną rolę. Jest ono przedstawione jako normalność, do której trzeba wrócić. To ono uświadomiło bohaterowi powieści, że za zbrodnie jest odpowiedzialny nie tylko przed sobą, ale też przed Bogiem i ludźmi. To odkrycie, że jest odpowiedzialny przed każdym, nawet przed jakimś dzielnicowym prokuratorem, załamuie go psychicznie. Poddaje się i poprzez karę odkupuje swoje winy.

Raskolnikow jest jednostką żyjącą własnymi ideami, która w miarę upływu czasu i wpływu społeczeństwa, zmienia swój światopogląd. Przemiana wewnętrzna, którą przeżył, pozwoliła mu na nowo odnaleźć się w społeczeństwie. Normy i prawa ogółu wpłynęły pozytywnie na zmianę systemu wartości i postępowanie bohatera (inaczej niż w przypadku bohatera powieści Balzaca). Mottem przemiany może być to, że człowiek nie żyje tylko dla siebie, ale też dla innych. Tym różni się przykład Raskolnikowa od Rastignaca. Postawa tego pierwszego jest już bliska świadomemu tworzeniu własnego życia i wartości z niego wypływających. Drugiego zaś - tylko hedonistycznym poszukiwaniem szczęścia.

Problem indywidualizmu dotyczył również pani de Bovary. Wychowana w klasztorze, z dala od normalnego życia, czerpie swoją wiedzę o świecie głównie z romansów. Tego typu sytuacja, w połączeniu z brakiem kontaktu z rzeczywistością, powoduje u niej stałą tęsknotę za owym nieznanym, wielkim światem. Towarzyszy jej poczucie, że coś jej w życiu umyka, że coś traci, czegoś nie doznaje. To nie pozwala jej się cieszyć swoim względnym, mieszczańskim szczęściem. Mąż, dostatnio urządzony dom czy wreszcie dziecko - to wszystko pogłębia tylko jej apatię. Pragnie ona owego romantycznego szczęścia, jakie możliwe jest tylko w powieściach. Pragnie żyć w świecie, do którego nie miała dostępu. I udaje jej się to częściowo, jednak ceną za nie jest ciągły strach przed wydaniem się tajemnicy, kłamstwa i długi. Pani de Bovary jest postacią tragiczną, nie potrafi żyć w społeczeństwie, ono ją brzydzi, jest zbyt prymitywne dla niej. Nie może odnaleźć swojej tożsamości, zawieszona pomiędzy światami tym, z którego pochodzi i którym pogardza, i tym, do którego pragnie wejść, ale nie ma do niego dostępu. To rozdwojenie powoduje jej zagładę. Pani de Bovary jest przykładem osoby, która żyje poza światem, poza społeczeństwem. Ale tak żyć nie można, bo to prowadzi do autodestrukcji.

Człowiek jest istotą społeczną. Przykład pani de Bovary jest najlepszym tego dowodem. Rastignac zawdzięcza temu swoją fortunę. Do prawdy tej dochodzi też Raskolnikow na zesłaniu; w jego wypadku możemy, moim zdaniem, mówić o najbardziej twórczych zmaganiach z własną tożsamością. Rezygnuje on z własnego nihilistycznego indywidualizmu, gdyż uświadamia sobie, że nie żyje wyłącznie dla siebie.

Jak literatura polska XIX lub XX wieku tworzy i demaskuje mity narodowe?

Literatura, towarzysząc człowiekowi w każdej z następujących po sobie epok, starała się zawsze w pewien sposób kształtować jego światopogląd. Za jej pośrednictwem pisarze i myśliciele wyznaczali drogę rozwoju ludzkiej osobowości. Poeci i twórcy, stając się moralnym autorytetem narodu, brali niejednokrotnie na swe barki odpowiedzialność za poziom intelektualny przyszłych pokoleń, za to także, by wpajane wartości i prawdy zaowocowały, dając społeczeństwo moralnie i światopoglądowo rozwinięte i ukształtowane. Stąd więc daje się zaobserwować dydaktyczny i moralizatorski charakter literatury, literatury "w służbie narodu", której zadaniem miało być wpłynięcie bezpośrednio na psychikę odbiorcy, poruszenie w nim "strun" ambicji patriotycznej i zarażenie go ideą narodową.

To właśnie najtrudniejsze czasy wymagały od literatury, by stanąwszy na czele narodu, jak na przywódcę przystało, porwała za sobą serca, opanowała umysły i powiodła naród ku wolności i sławie. Miała więc literatura zagrzewać do walki, głosić hasła wolnościowe i wyrażać sprzeciw zniewolonego narodu, ale także wskazywać odpowiednią drogę, drogę zorganizowanego działania, a nie bezrozumnego buntu.

Szczególnie w epoce romantyzmu, kiedy to Polski nie było na mapach Europy, w literaturze znalazły oddźwięk wolnościowe hasła i treści patriotyczne. Dla spotęgowania efektu, nadania głoszonym postulatom wyrazistości, odwoływano się często do polskiej tradycji. Narodowa tradycja rozumiana była dwojako: jako związek wzajemnie wspierających się pokoleń żywych i umarłych, jak to obserwujemy w II części Dziadów, oraz historycznie - jako skarbnica narodowych wartości i mitów, pozwalających na zachowanie tożsamości narodowej w okresie niewoli. Z tym ostatnim rozumieniem spotykamy się między innymi w III części Dziadów, Panu Tadeuszu i Kordianie. Artystycznym wyrazem tych poglądów były popularne w romantycznej literaturze obrazy "grobu-kolebki", ziarna ukrytego w ziemi lub wulkanu. Przetwarzając grecki mit o Persefonie, która każdej wiosny wraca z podziemi na świat, romantycy objaśniali w ten sposób śmierć narodu jako konieczny warunek odrodzenia. Groby ukrywały więc w sobie zalążki życia. Były one obrazem pozbawionego wolności narodu i przyszłego ruchu wyzwoleńczego, który ujawnić miał się gwałtownie i nieoczekiwanie. Powstać i rozwinąć się miało to, co przez pewien czas musiało być ukryte.

Zrodził się także w owym czasie kult narodowych pamiątek, z czym wiązało się też umiesz czanie motywów historycznych w literaturze. Polegało to na określonych sposobach rekonstrukcji narodowej przeszłości i na tworzeniu koncepcji filozoficzncj, wyjaśniającej najogólniejsze prawa kierujące rozwojem historii polskiej. Z tego miała wynikać wskazówka dla narodu, by popełnione błędy nie powtórzyły się, by wykluczone zostały dzięki doświadczeniu.

Jedną z form literackiego odwołania się do narodowej przeszłości była tak zwana "historyczna maska", pod którą autor ukrywał aktualne problemy. Spotykamy się z nią w utworach takich, jak Konrad Wallenrod czy Grażyna, w których przedstawiona epoka to tylko kostium.

Inną formą było wyraźne beletryzowanie, rekonstruowanie wydarzeń historycznych w celach polityczno-dydaktycznych. Romantycy szukali w historii trwałych wartości, które mogłyby uchronić naród przed zatraceniem poczucia swojej odrębności. Tak więc literatura miała za zadanie objawienie narodom prawd, pokazywanie ideałów i perspektywy przyszłości. Dzieło literackie musiało odznaczać się odpowiednią siłą ekspresji, aby mogło spełniać te doniosłe funkcje.

Po roku 1831 literatura rzeczywiście zaczęła przewodzić narodowi. Kreowała jego świadomość, kształtowała duszę. Stała się w owym czasie siłą polityczną.

Odwołując się do świetności narodowej tradycji, literatura tworzyła narodowe mity. Należą do nich zarówno mit bohatera-patrioty, przywódcy społeczeństwa - szlachty, a także mity dotyczące sposobu walki o niepodległość. W dobie romantyzmu mity narodowe tworzone były głównie przez dwóch poetów: Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Wypada zaznaczyć, że Słowacki, polemizując z Mickiewiczem na łamach swych utworów, dopuszczał się w pewnym sensie dewaluacji pewnych narodowych mitów tworzonych przez wieszcza.

Pierwszym z mitów był mesjanizm romantyczny, przypisujący narodowi polskiemu szczególną rolę, specjalne posłannictwo. Rozwinął się on po klęsce powstania listopadowego i był niejako próbą tłumaczenia poniesionych ofiar, jako niezbędnego warunku do wypełnienia przez polski naród swej szczególnej misji. Misja owa polegać miała na wyzwoleniu i uszczęśliwieniu wszystkich ludów Europy, przy czym nie dzięki walce zbrojnej, ale drogą cierpień i męczeństwa, które miały zagwarantować odkupienie. Była to swego rodzaju optymistyczna interpretacja bolesnej sytuacji narodu i swoisty sposób "pokrzepienia serc".

W III części Dziadóu~ widzimy Polskę jako ukrzyżowanego Chrystusa narodów. Właśnie tej koncepcji przeciwstawił się w Kordianie J. Słowacki, wykazując absurdalność hasła Polska Winkelriedem narodóv~. Różnica polegała również na tym, że winkelriedyzm postulował walkę zbrojną, aktywną działalność, a nie bierną postawę męczeństwa i zgody na cierpienie."

Słowacki twierdził bowiem, że jest to tylko ze strony Mickiewicza usypianie aktywności narodu, poddał w ten sposób teorię mesjanizmu demitologizacji. Polemizował w tym przypadku także z Zygmuntem Krasińskim, który głosił, że wypełnienie przez Polskę owej szczególnej misji powinno polegać na tak zwanym "czynie etycznym", to jest pokornym cierpieniu i osiągnięciu wewnętrznej doskonałości. Takie jest przesłanie całej twórczości Krasińskiego, który, obawiając się rewolucji społecznej, towarzyszącej ruchom wolnościowym całego narodu polskiego, nie mógł wyzbyć się konserwatyzmu szlacheckiego. Utwory Przedświt i Psalmy przyszlości prezentują przekonanie, że jedynym właściwym sposobem na odzyskanie niepodległości jest mesjanistyczne cierpienie i czekanie na ingerencje kierującej procesem dziejowym opatrzności.

Cała twórczość Juliusza Słowackiego nacechowana jest silnym krytycyzmem w stosunku do powszechnie przyjętych w polskiej literaturze romantycznej wzorców i schematów, bardzo często nierozerwalnie związanych z mitami narodowymi. Nawiązująca do przedchrześcijańskich legend i historii Lilla Weneda to alegoryczny obraz Polski po powstaniu listopadowym. W utworze tym autor kwestionuje zasadność romantycznego, heroicznego czynu jednostki, wątpi w przywódczą, wieszczą siłę poezji. Słowacki zwraca uwagę na wewnętrzne rozdarcie narodu polskiego, stojące na przeszkodzie odzyskaniu niepodległości, mówi o konieczności ofiary i wymianie niezdolnych do przewodzenia narodowi elit. Podobną wymowę ma Balladyna, dewaluująca romantyczne wartości, takie jak lud, poezja.

W bogatej twórczości Juliusza Słowackiego, obok utworów takich jak Grób Agamemnona, tematycznie nawiązujących do omówionych wyżej, znajdujemy cykl patriotycznych wierszy, będących wezwaniem do wolnościowego porywu narodu, np. Hymn odwołujący się do tradycji świetności polskiego oręża czy też Oda do wolności. Wiersze te są przykładem twórczości związanej z mitem poezji trytejskiej, w której wartość Słowacki wielokrotnie powątpiewał.

Na szczególną uwagę zasługuje dygresyjny poemat Juliusza Słowackiego, zatytułowany Beniowski. Obserwujemy w nim demitologizację wzoru bohatera romantycznego. Beniowski ukazany jest bowiem jako hulaka, lekkoduch, wyruszający w świat po fortunę, a nie po sławę bohatera i patrioty. Jest to postać wyraźnie odheroizowana, będąca jakby swoistym przeciwieństwem Mickiewiczowskiego Konrada. Utwór ten jest kolejnym przykładem polemiki między dwoma narodowymi wieszczami.

W następnym okresie literackim, pozytywizmie, akcentowano potrzebę kulturalno-oświatowej i gospodarczej odbudowy Polski, wyciągając wnioski z nieudanych powstań zbrojnych. Demitologizacji romantycznych idei zrywów wolnościowych sprzyjało samo ludzkie życie; wrażliwość psychiki i słabość charakteru były niejednokrotnie triumfatorami w konfrontacji ideałów z życiem. W dobie pozytywizmu "patriotyzm walki" został zastąpiony "patriotyzmem pracy". Młody pozytywista miał dużo z młodego romantyka, u niego także dominowało szlacheme dążenie do wprowadzenia w życie wyznaczonej idei i on także stawiał dobro ludzi na pierwszym planie.

Jak już wspomniałem, w pozytywizmie nastąpiła zamiana "patriotyzmu walki" na "patriotyzm pracy". Doskonałym przykładem są losy Rzeckiego, subiekta z Lalki Bolesława Prusa. W młodości jako młody romantyk brał on udział w walkach, a gdy okazały się one bezskuteczne, nie spełniły jego oczekiwań, oddał się więc całkowicie pracy.

Demitologizację narodowych koncepcji propagowanych w romantyzmie obserwujemy w opowiadaniach Stefana Żeromskiego. Pierwsze z nich zatytułowane jest Rozdzióbią nas kruki i wrony... i odnosi się do czasów powstania. Główny bohater, powstaniec, zostaje zatrzymany przez Moskali w czasie przewozu broni. Ma on wiele wspólnego z konwencją i mitem narodowego bohatera romantycznego, jest bowiem osamotniony w swym działaniu, a ponadto ryzykuje życiem w imię dobra Ojczyzny. Demitologizacja następuje wówczas, gdy zatrzymany powstaniec prosi przed śmiercią o litość. Górę bierze naturalny człowiekowi strach przed śmiercią. Żeromski chciał w ten sposób podkreślić, że człowiek jest tylko człowiekiem, że ma prawo do lęku; nie może być zaś skazany na coś z góry, nie mogło być w nim wymuszone pożądane zachowanie, jak to było preferowane w romantyzmie, kiedy to wtłoczony w machinę historii człowiek raz zadecydowawszy, chcąc nie chcąc, musiał brnąć do końca.

Kolejne opowiadanie Żeromskiego nosi tytuł Echa leśne i tak jak poprzednie odnosi się do wydarzeń z okresu walk powstańczych. Demitologizację określonej postawy obserwujemy na przykładzie bratanka Rozłuckiego. Bratanek ów, występujący nawet pod pseudonimem "Rymwid", co wiąże go z utworem Adama Mickiewicza Grażyna, dopuszcza się zdrady. Plami przyjęte imię i tradycję mitu narodowego bohatera. Rymwid w Grażynie jest bowiem ukazany jako patriota i ucieleśnienie idei patriotyzmu narodowego.

Zagadnienia patriotyczno-niepodległościowe również uległy swoistej destrukcji w części literatury modernistycznej, chociażby z racji preferowanej postawy dekadenckiej. Manifestując brak wiary w jakikolwiek sens, odrzucała ona wszelką aktywność, każdy rodzaj walki, propagując zniechęcenie i marazm. Jako programowy wyraz takiej tendencji przytoczyć można wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera Nie wierzę w nic, w którym podmiot liryczny stawia pod znakiem zapytania wszystkie uznawane od wieków wartości. Ogólny kryzys wartości sprzyjał więc w dużym stopniu obalaniu mitów szczytnych i wzniosłych.

Diametralnie zmienił się stosunek literatury do człowieka w okresie międzywojennym, a także w latach wojny i okupacji. Szczególnie w tym ostatnim okresie stało się jasne, że ismieją pewne granice ludzkiej wytrzymałości, które - przekroczone - automatycznie niwelują wszystko, co nazwane zostało honorem, męstwem, godnością. W obozach koncentracyjnych, w gettach, w okupowanych miastach upadały mity narodowe. Zdemaskowana została ich utopijność, nierealność, nieprawdziwość. W miejscach, gdzie - jak pisał Borowski w swych opowiadaniach człowiek poddany był ciągłej presji, tresurze, gdzie ciągły terror odbierał atrybuty człowieczeństwa, nie było miejsca na winkelriedyzm. Kiedy człowiek pozbawiony został swej godności i uczuć, pozostawał już tylko ciałem. Ciało to z kolei opanowane zostało przez głód. Pozostawały instynkty, z których najsilniejszy był instynkt chęci przeżycia.

W Medalionach Zofii Nałkowskiej nadzieją była szansą przeżycia, zaś w opowiadaniach obozowych Tadeusza Borowskiego stała się czynnikiem destrukcyjnym, wyzwalającym najgorsze instynkty, obalającym mity szlachetności. Tu nie było na nie miejsca, tu miało miejsce tylko Dziwne opętanie człowieka przez człowieka. Bo gdzie podziały się owe mity, kiedy ludzie odczłowieczani przez faszystów zatracili poczucie własnej godności do tego stopnia, że - jak pisała Nałkowska w Dnie - wygłodzone więźniarki jadły mięso trupów, zdemoralizowane dzieci bawiły się z kolei patykami w palenie Żydów, a Jurek Szretter z Popiołu i diamentu Jerzego Andrzejewskiego posunął się do zabójstwa kolegi?

Z podobną sytuacją spotykamy się w Innym świecie Herlinga--Grudzińskiego, który pisał, że najwyższa instytucja, jaką było NKWD, uznawała, że nie ma ludzi niewinnych, wszyscy mogli być aresztowani, a każdy mógł dopiero udowodnić swą niewinność. Czy człowiek w takiej sytuacji mógł uwierzyć w siebie, być wierny swym ideałom?

Schemat funkcjonowania łagrów radzieckich zdecydowanie usuwał zagadnienia narodowych roszczeń i mitów. Więzienna hierarchia, trzy kotły z jedzeniem, z których każdy odpowiadał "zasługom" więźniów, działały destrukcyjnie na psychikę i osobowość. Tu, gdzie ludzie walczyli o każdą kromkę chleba, nie było miejsca na potwierdzenie prawdziwości narodowych mitów.

Jak pisał Różewicz w wierszu Przystosowanie, tylko ten, kto potrafił przystosować się do narzuconych warunków, przeżył, lecz przeżył już zmieniony, jako inny twór - "nowotwór" wyzuty z ludzkiej godności i uczuć.

Mit romantycznego bohatera obalała postawa sędziego Antoniego Kosseckiego z Popiołu i diamentu. Ten szanowany człowiek, cieszący się autorytetem w rodzinnym miasteczku, w obozie, chcąc bronić własną skórę, stał się katem współwięźniów. Znów więc zwyciężył strach przed śmiercią, zwyciężyła słabość.

Literatura współczesna demaskowała narodowe mity w sposób dość zdecydowany i jednoznaczny, nie przebierając też w środkach. Okazało się bowiem z czasem, że nie są one na tyle idealne, by oprzeć się próbie czasu i próbie ludzkiego charakteru. Jasne stało się, że skończyły się czasy sztandarowych utworów, których bohaterowie nie byli ludźmi - byli bohaterami. Mity upadły, a człowiek przetrwał, kształtowany okolicznościami epoki, lecz zawsze ten sam - ze swoimi zaletami i wadami. Gotów do działania i walki, ale nie jest doskonały i nie jest nieomylny.

Literatura i sztuka wobec ludzkiego cierpienia.

Jesienią 1846 roku ulicą Petersburga szedł młody, dwudziestokilkuletni człowiek. Gdy zobaczył idącego z przeciwnej strony Turgieniewa, krzyknął: Nikt mi niestraszny, nikt, dajcie mi tylko czasu, a ja was wszystkich wdepczę w błoto! Dostojewski, bo to on był owym młodym człowiekiem, pytany potem o ten gwałtowny wybuch, odpowiedział, iż jego celem i największym marzeniem jest ukazanie tragizmu ludzkiego losu, jakiegoś wewnętrznego rozdarcia i cierpienia, które są udziałem każdego z nas.

Gdy przeczytałam o tym incydencie, to (choć sama postać Dostojewskiego jest niewątpliwie postacią fascynującą) uwagę moją zwróciło nie zachowanie pisarza, a fakt nieco inny. Otóż pewnym zaskoczeniem stała się dla mnie świadomość, iż największym marzeniem jednego z najdoskonalszych, według mnie, twórców było oddanie pełni ludzkiego cierpienia. Wniknięcie w jego przyczyny, głęboka analiza, próba odnalezienia jego sensu - oto zadanie, które postawił przed sobą Dostojewski, ale chyba nie tylko on... Słowa przez niego wypowiedziane są dla mnie bowiem swoistym symptomem zjawiska pojawiającego się w literaturze i sztuce wszystkich epok. Problem ludzkiego cierpienia w twórczości wielu artystów jawi się jako niezwykle istotny, czasem wręcz fundamentalny. Warto więc go przeanalizować.

Patrząc na to, czym jest dla twórcy cierpienie, w jaki sposób stara się je udokumentować, zrozumieć, wyjaśnić, dość wyraźnie dostrzegamy pewną ewolucję patrzenia na ten problem, jakby kolejne etapy na drodze poznawania i przedstawiania cierpienia. Odczuwanie cierpienia z pewnością nie jest obce nikomu. Nieważne, czy jest to "ból istnienia" Wertera czy "dramat bezideowości" Kordiana, ból Antygony czy nie mniej bolesna samotność pani Bovary. Jakim kolwiek to cierpienie by było, to oprócz lęku i bólu niesie ze sobą pragnienie nazywania go, zarysowania choćby jego konturów. U twórców pragnienie to jest tak silne, że często jak gdyby zagłusza samą istotę cierpienia. Tak więc artysta, człowiek wrażliwy, z pewnością na cierpienie nie pozostaje obojętny, podejmuje próbę poznania go, przekazania poprzez swoje dzieło. Nie jednokrotnie ta próba okazuje się trudna i dramatyczna. Wystarczy wspomnieć wypowiedź Tuwima szukającego słów dla żywego świata:

Boże dobry moich lat chłopięcych
Moich jasnych świtów Boże święty
Czy już nigdy nie będzie więcej szumiącej nad słwem mięty
Czy to już tak zawsze i wszędzie Będą słowa wypływać z rozpaczy I sitowia,
sitowia zwyczajnego Nigdy zwyczajnie nie zobaczę.

Być może spostrzeżenia podmiotu lirycznego są subiektywne, ale nie ma dla mnie w całej literaturze słów dobitniej mówiących o cierpieniu. Co prawda, mowa tu jest o odczuciach twórcy nie znajdującego słów, by nazywać to uczucie, ale jednak przecież o cierpieniu. Istotny jednak wydaje mi się tutaj jeszcze jeden fakt - ukazanie ludzkiego cierpienia poprzez literaturę i sztukę jest co najmniej niełatwe, a być może w ogóle nie jest do zrealizowania.

Jednakże wobec ogromu cierpienia, o którym wspomniałam wcześniej, próba ta będzie, moim zdaniem, na nowo podejmowana. I w tym momencie rozpoczyna się jakby kolejny etap. Artysta zaczyna szukać przyczyn cierpienia, analizować motywy postępowania, konsekweneji czynów człowieka, chce dotrzeć do najgłębiej ukrytych zakamarków jego duszy. W efekcie powstaje swoiste studium cierpienia. Wystarczy tu wspomnieć chociażby rozterki Raskolnikowa czy Makbeta. Od twórcy tylko zależy, na ile dokładnie i na ile doskonale odda to, co dzieje się w jego wnętrzu. Nie sposób nie odwołać się tutaj do (moim zdaniem) jednej z najdoskonalszych, najbardziej udanych realizacji tego zamierzenia, mianowicie do Niepokojów wychowanka Tórlessa Roberta Musila. Opisy cierpień i rozterek bohatera czującego między swoim najwewnętrzniejszym , "ja" a tym, co wypowiada i nazywa - jakąś odległość nie do pokonania, mur nie do rozbicia - są wręcz mistrzowskim zapisem ludzkiego cierpienia. Tak głęboka analiza, obecna przecież u wielu twórców, prowadzi także do poznania różnych rodzajów cierpienia, specyfiki takiego stanu. Różni się przecież bardzo cierpienie Syzyfa czy Prometeusza od cierpienia Hioba. Inaczej czuje się opuszczona małżonka św. Aleksego, inaczej Justyna Bogutówna. Cierpień Lorda Jima nie można porównać z przeżyciami Wertera.

A więc potrafi artysta w większym lub w mniejszym stopniu, dokonując analizy zachowań, reakcji, sposobu myślenia, dotrzeć do "środka duszy" swojego cierpiącego bohatera. I w tym momencie możliwe są dwie drogi. Temat wymaga, abym przedstawiła obie, choć jedna z nich wydaje mi się bardziej warta uwagi. Gdy stwierdzimy bowiem, że znamy człowieka, jego pragnienia, ograniczenia, cele, z których wypływa cierpienie (bo w zasadzic literatura i sztuka wykazały, iż cierpienie to nic innego, jak dramat bezideowości lub niemóżności realizacji tej że), to jedynym, co nam pozostaje, jest poszukiwanie wyjścia z tego swoistego labiryntu bólu i lęku. Pomijam oczywiście modernistyczną rezygnację z wszystkiego i chęć "zanurzenia się w nirwanie", gdyż koncepcja ta, według mnie, jest raczej ucieczką od problemu niż próbą jego rozwiązania. Poszukiwanie drogi do szczęścia w zasadzie znane jest chyba każdemu człowiekowi, więc jest ono niezwykle istotne. W artystyczny sposób powinno być cenne i niezastąpione.

I po raz kolejny słuszne wydaje mi się nawiązanie do Zbrodni i kary Dostojewskiego, a mianowicie do postaci Soni, która sugeruje Raskolnikowowi, by przyjął cierpienie i tym sposo bem odkupił swoje winy. Jest to chyba pewien fenomen - zarówno w prozie, w poezji, dramacie, jak i malarstwie. Sposobem na wyjście z kryzysu, na zrozumienie cierpienia staje się etyka chrześcijańska. Nieprzypadkowo bowiem obok "przegranego", wydawałoby się, Raskolnikowa pojawia się Sonia. W pewien sposób do niego podobna, bo oboje "sprzedali siebie", staje się jednak swoistym cudem, który (tak jak w przypowieści o Łazarzu) pozwala odzyskać wiarę, nadzieję, oddalić smutek, cierpienie i rozpacz.

Piszę tak dużo o tej sytuacji, gdyż jest ona charakterystyczna dla wielu twórców. Wystarczy przypomnieć treny Kochanowskiego, wizję Pankracego w ostatniej scenie Nie-Boskiej komedii czy hymny Kasprowicza, by zobaczyć, jak istotne miejsce zajmuje etyka chrześcijańska. Warto przypomnieć niezawinione cierpienie Hioba, który z pokorą poddał się woli Boga, choć nie rozumiał, dlaczego Stwórca tak okrutnie go karze (bogobojny Hiob utracił rodzinę, majątek i zdrowie). Hiob rozumiał, że plany Boga nigdy nie będą zrozumiałe dla człowieka i że jedyne, co może zrobić, to cierpliwie czekać na boskie miłosierdzie.

Cierpienie nierozerwalnie złączone jest z miłością i wiarą, dzięki którym człowiekowi łatwiej jest je znosić. To zagadnienie ukazane jest w filmie Kieślowskiego Niebieski. Kiedy cierpienie staje się doświadczeniem większym niż cokolwiek, dane nam było poznać w życiu (bohaterka filmu, Julie, traci w wypadku męża i dziecko), a na dodatek zabiera nawet wspomnienia, mogące przecież stać się - jak pisał o tym Borges swoistym "rajem utraconym" (Julie nie zostają nawet wspomnienia, bo małżeństwo, które wydawało się jej szczęśliwe, było złudą i jakimś totalnym fałszem, jedynie iluzją - jej mąż związany był jeszcze z inną kobietą), to okazuje się, że tylko niezwykle silna wiara, wielka nadzieja i ogarniająca wszystkich miłość mogą stać się większe niż cierpienie.

Próby odnalezienia sensu cierpienia, jego wyjaśnienia, zwykle zakończone zostają sukcesem, bo człowiek potrafi chyba jednak rozwiązywać każdy problem. Lecz napisałam wcześniej, że kiedy człowiek pozna swoje cierpienie, to zwykle są dwie możliwości działania. Dokładna analiza, wyciąganie wniosków, swojego rodzaju "wyzwalanie się" dokonywane przez twórców jest na pewno trudne, ważne, ale czy... potrzebne? Moja ocena jest oczywiście subiektywna, ale przyznam, że czasami czuję przesyt, nuży mnie zbyt drobiazgowa analiza, zbyt boleśnie i dramatycznie przeżywane życie. Czytając Antygonę, nie mogłam oprzeć się dziwnemu wrażeniu, iż jej ból, rozpacz są trochę sztuczne, trochę "nad miarę wytrzymałości". Jej trwanie w podjętej decyzji ocierało się czasem o jakąś przekorę, a nawet wręcz fanatyzm. Jej płacz nie wzbudzał we mnie współczucia, a drażnił i irytował, to jej dziwny upór (a nie istnienie dwóch równorzędnych, lecz przeciwstawnych racji) był dla mnie przyczyną zaistniałej tragedii.

Celowo dopiero w tym momencie nawiązałam do fragmentu wiersza Czesława Miłosza dopiero teraz bowiem mogę pokazać to, wcale nie tak rzadkie, zjawisko przedstawienia ludzkiego cierpienia tak, iż jest ono "zaiste nad miarę wytrzymałości". Bolesław Prus w jednym z wywiadów porównał kiedyś dzieło literackie do obrazu, na którym jest las. Powiedział, że czasami widać dokładnie wszystkie drzewa, a nie widać... lasu. Tymczasem zadaniem artysty, i to nie tylko literata, jest przede wszystkim ukazanie owego lasu. I trochę podobnie jest z przedstawieniem ludzkiego cierpienia - widać mnóstwo detali, tymczasem zatarta zostaje sama istota takiego stanu. Postacie (jak chociażby Antygona) stają się zbyt sztuczne, zresztą chyba dla tego, że ich twórca chce, by były jak najbardziej naturalne.

A więc wręcz ciśnie się na usta pytanie: czy taki sposób przedstawienia, obrazowania ludzkiego cierpienia jest sposobem najdoskonalszym? Otóż, moim zdaniem, nie! Jest bowiem jeszcze owa druga możliwość, o której już wspomniałam, dużo bardziej pociągająca i atrakcyjna, bo przynosząca znacznie lepsze efekty.

Jest taki obraz Muncha, który artysta zatytułował Krzyk - kilka barwnych plam, nieskomplikowana linia, a jednak... A jednak krzyk ukazanej postaci jest na tyle przejmujący, że gdy patrzę na ten obraz, to mam wrażenie, iż to ten potworny wrzask wręcz "niebo w pasy drze", sprawia, że wszystko zamiera w bezruchu. A owa postać, mimo prostej przecież linii, ma na twarzy wypisane więcej niż gdyby była namalowana realistycznie. Jej nieme cierpienie (nieme - bo swoistym paradoksem tego obrazu jest, według mnie, to, że zawiera on w sobie jednocześnie najpotworniejszy krzyk, jak i najbardziej upiorną, przerażającą ciszę, łączy dynamikę i statystykę) wyraża dużo więcej, niż potrafi zrobić jakikolwiek inny obraz. Krzyk jest jednym z moich ulubionych obrazów, bo stanowi swoisty symbol tego, o co (według mnie) chodzi w sztuce.

Realne i wierne oddanie cierpienia nie jest możliwe, tak więc dużo doskonalsze i dojrzalsze artystycznie będzie przyjęcie nieco innej konwencji. Mam na myśli wykorzystanie tylko pewnego symbolu, niedomówienia, niejasności, by wyrazić to, co teoretycznie niewyrażalne. I nie jest konieczne posługiwanie się, tak jak Munch, techniką symbolizmu i ekspresjonizmu. Przed oczami stają mi bowiem także grafiki Bruno Schulza, którego o ekspresjonizm trudno posądzić. Jednakże grafiki, na których pokazywał Edzia czy Adelę i jej adoratorów (będące, notabene, ilustracjami do utworów), mimo zupełnie innego charakteru, są czasami równie wymowne jak obrazy Muncha. Wobec pewnego ciepła, pogody, które zawsze niesie ze sobą twórczość Schulza, niekiedy jeszeze brutalniej potrafią obnażyć ludzką samotność.

Co jednak będzie się działo, gdy droga artystyczna pójdzie właśnie w kierunku owej umowności i symboliczności w ukazywanie cierpienia? Od symbolu niedaleko chyba do karykatury i groteski, do czegoś, co dla mnie jest szczytem artyzmu w pokazywaniu ludzkiego bólu.

Dotychczas rozważałam jedynie problem cierpienia jednostki, co jednak robić, gdy cierpią miliony? Myślę o twórcach okresu wojny i okupacji. To, co działo się wtedy (obojętne czy opisane jest to w Innym świecie czy Dzienniku pisanym nocą G. Herlinga-Grudzińskiego, czy w chaotycznej relacji w Pamiętniku z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego), przekracza ludzką wyobraźnię. Każdy z ludzi, który doświadczył cierpienia, jakie niesie ze sobą wojna, mógłby powtórzyć za Krzysztofem Kamilem Baczyńskim:

Boże mój ja przed Tobą
Ołtarz ciala rozdarty
Jedynym sumieniem zrodzony
Dymię tysiącem martwych

I każdy taki zapis będzie dokumentem ludzkiego cierpienia. Dokumentem w pewien sposób doskonałym, bo nie wymagającym jakiejkolwiek analizy; każdy komentarz, analiza takiej literatury czy sztuki będzie tylko jej spłyceniem.

Ludzie zawsze cierpieli. Motyw cierpienia pojawia się więc literaturze i sztuce od zawsze. Myślę, że artysta nigdy na ból nie zareaguje obojętnością, jednak każdy przedstawia ten motyw w sposób bardzo różny. Artystycznym rozważaniom o cierpieniu towarzyszyć musi zawsze nadzieja, bo tak naprawdę tylko ona jest silniejsza niż samo cierpienie. Dlatego też chciałabym zakończyć te rozważania fragmentem wiersza Adama Asnyka:

Miejcie nadzieję nie tę lichą naszą
Co rdzeń spróchniaiy w wątły kwiat ubiera
Lecz tę niezłomną która tkwi jak ziarno
Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.

Miasto - przestrzeń znacząca, miejsce destrukcji, szansa rozwoju..." Jaki sens nadała literatura temu motywowi?

Od wieków miasta wydawały się ludziom synonimem lepszego, łatwiejszego życia, awansu społecznego, nobilitacji. Ucieczka do miasta stwarzała możliwość zdobycia wykształcenia, osiągnięcia sukcesu. Ogromne skupiska ludności zdawały się oznaczać nieograniczone możliwości rozwoju, często jednak realia okazywały się zgoła odmienne. Początek kariery miasta na szerszą skalę to druga połowa wieku XVIII, kiedy to zaczyna się ono stawać kolebką cywilizacji, miejscem narodzin wielkich wynalazków, daje szansę rozwoju twórczej myśli. Epoka "oświeconych umysłów" widzi w nim prognostyk świetlanej przyszłości, choć są i tacy, którzy zaczynają przeczuwać związane z nim zagrożenia. Boją się zagubienia jednostki w wielkiej masie, utraty indywidualizmu, skoncentrowania się na materialnym aspekcie życia. Dlatego też rodzi się pewna sprzeczność cywilizacja-natura; niektórzy uważają, że najlepszym lekarstwem na pojawiające się problemy jest powrót do tego, co pierwotne, naturalne.

Znakomitą ilustracją tego zagadnienia jest twórczość Jana Jakuba Rousseau, który za przyczynę większości nieszczęść ludzkości uznał cywilizację. Tymczasem tempo życia w mieście wzrasta, wielka rewolucja przemysłowa przynosi wytwory niewyobrażalne dotychczas dla człowieka. Cywilizacja staje się zjawiskiem coraz bardziej kontrowersyjnym, w związku z czym coraz częściej staje się przedmiotem literackich rozważań. Motyw miasta w literaturze to jednak nie tylko analiza i diagnoza problemów z nim związanych; środowisko miejskie było wykorzystywane również do prezentacji innych problemów.

Jednym z pierwszych polskich autorów, którzy umieścili swojego bohatera w środku wielkiego miasta, był Adam Mickiewicz. W III części Dziadów więzień Konrad przygląda się Petersburgowi. Obraz stolicy imperium to jednocześnie wizerunek zmęczonego, zniewolonego okrucieństwem i tyranią cara społeczeństwa rosyjskiego. Charakter wzniesionego na bagnach miasta-kaprysu jest dla Konrada przerażający. Zewnętrzny blichtr nie robi na nim wrażenia, wie, że fundamentem Petersburga są krew i cierpienie tysięcy ludzi, dlatego mówi o samotności wśród świeżo małpowanych budowli.

W tym samym czasie na zachodzie rorwija się kapitalizm, wielkie miasta rosną i potężnieją, coraz bardziej przytłaczając małego człowieka. Coraz częściej tłem panoramicznym powieści XIX wieku są europejskie metropolie. Paryż ukazany w najbardziej znanej z powieści Balzacka - Ojcu Goriot - to środowisko ludzi, których jedyną pasją jest bezwzględne pomnażanie majątku, którzy wszystkie dziedziny życia podporządkowują temu celowi. Za motyw przewodni całej Komedii ludzkiej obrał autor żądzę bogactwa, swoistą "hipnozę pieniądza" i towarzyszący jej zanik indywidualizmu. Historia Rastignacka pokazuje, w jaki sposób jednostka zatraca własną tożsamość na rzecz tej "wyznawanej" przez większość. Miasto w Ojcu Goriot to obszar panowania mamony, przestrzeń ujednolicania się ludzkich postaw.

Rozważając sens, jaki nadała literatura motywowi miasta, warto również zwrócić uwagę na Zbrodnię i karę Fiodora Dostojewskiego. Miejscem akcji tej powieści jest Petersburg; autor nie porusza wątku wspaniałości miasta, nie zachwyca się nim, ale "schodzi niżej", tam gdzie moż na ujrzeć jego prawdziwe oblicze. Stolica potężnej Rosji jawi się nam jako miasto ciasnych uliczek, krętych zaułków, ciasnych bram i brudnych schodów. Raskolnikow, spacerując przez plac Sienny, zmierza do dzielnicy szynkarzy, prostytutek, lumpenproletariatu - właśnie w takiej okolicy mieści się jego obskurna klitka. Wreszcie mieszkańcy Petersburga to nie wysoko postawieni urzędnicy, arystokracja, ale głównie zwykli, biedni, cierpiący ludzie, tacy jak rodzi na Marmieładowów. Jednym ze źródeł patologii czynu Raskolnikowa jest właśnie dramatyczna sytuacja socjalna tych, dla których kapitalizm nie okazał się łaskawy. Dostojewski pokazuje drugie oblicze wielkiego rozwijającego się miasta - oblicze nędzy i cierpienia.

Dość szybko dostrzegli ten problem polscy pozytywiści, którzy jeszcze kilka lat wcześniej głęboko wierzyli w kreatywną siłę cywilizacyjnego postępu. Zafascynowani myślami europejskich ewolucjonistów, nie potrafili o rozwoju myśleć inaczej niż jako o sile pozytywnej, kierującej świat ku dobremu. Okazywało się jednak, że nie wszyscy są beneficjentami przemian. Bardzo wyraźnie, niemalże z kronikarską pasją, uwidacznia to Bolesław Prus w Lalce - powieści ukazującej Warszawę w dobie przemian cywilizacyjnych. Widzimy walczącą o utrzymanie majątku i pozycji arystokrację, zacięcie i bezwzględność rywalizujących ze sobą kupców, wreszcie beznadziejną sytuację najbiedniejszych, którzy walczą o przetrwanie. Warszawa w Lalce to również miejsce bankructwa dotychczasowych ideologii - wobec nowych zjawisk wyznacza jących rozwój świata.

Mówiąc o negatywnych zjawiskach towarzyszących przemianom związanym z rozwojem kapitalizmu, nie sposób pominąć pierwszej powieści naszego "narodowego sumienia" - Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego. W powieści tej pisarz daje świadectwo wielkiej wrażliwości na nędzę. Sytuacja robotników pracujących w przerażających warunkach, mieszkających w ruderach przy ulicy Ciepłej wydaje się być bez wyjścia; jedynym ratunkiem okazuje się emigracja.

Miasto to jednak nie tylko kariera i pieniądze jednych obok nędzy i ubóstwa drugich, lecz również zwykła szara egzystencja tych przeciętnych - szeroko rozumianego mieszczaństwa. Literatura modernizmu bardzo gwałtownie krytykuje fasadową moralność, egoizm i obłudę tej grupy społecznej. Miasto dla artystów moderny to przede wszystkim siedziba filistrów i prostaków, których podstawowym zajęciem jest dorabianie się. Taka właśnie jest geneza buntu artysty przeciw społeczeństwu. Wiersze Koniec wieku XIX i Eviva larte Kazimierza Przerwy Tetmajera mówią o dramacie dekadenta, który nie może funkcjonować wśród ludzi, u których fałsz zastępuje cnotę, a miejsce prawdziwych wartości zajął pieniądz. Gabriela Zapolska w dramacie pt. Moralność pani Dulskiej demaskuje degradację moralną w rodzinie mieszczańskiej. Autorka pokazuje rozdźwięk między deklarowanym przez rodzinę Dulskich przywiązaniem do wartości a ich faktycznym dniem codziennym, rządzącym się zupełnie innymi zasadami.

Niosąca nowe nadzieje sztuka awangardowa prezentuje miasto zupełnie inaczej - jako przestrzeń znaczącą, szansę rozwoju. Rozwijający się tuż przed pierwszą wojną światową na zachodzie futuryzm chce zerwać z dotychczasową tradycją, wartościami, uznając je za przyczynę ogólnego kryzysu kultury. Urbanizacja, industrializacja, postęp i spychany na margines społeczny w "starym" układzic społecznym proletariat miały doprowadzić do powstania nowe go, lepszego świata. W Polsce, na fali euforii związanej z odzyskaniem niepodległości, wy znawcami podobnych teorii stali się poeci z kręgu Awangardy Krakowskiej. Znajdowały one wyraz w haśle "miasto, masa, maszyna". Przedstawiciele Awangardy, między innymi Tadeusz Peiper i Julian Przyboś, apoteozowali życiowy pęd, rozwój miast, cywilizacji, techniki. Poeta miał być wykrzyknikiem ulicy. Optymizm nie trwa jednak długo, wielu twórców dwudziestolecia pisze o groźbie umasowienia i zaniku wszelkiej indywidualności. Julian Tuwin w utworze Mieszkańcy wraca do tematu bezrefleksyjnej egzystencji mieszczan. Jarosław Iwaszkiewicz w wierszu Jesień w Warszawie boi się, że zatraci własną osobowość, że podda się masie, tłumowi. Literatura znowu zaczyna dostrzegać zagrożenia dla człowieka w stylu życia generowanym przez miasto, cywilizację, postęp. Twórcy zwracają uwagę fakt, iż ciągły wzrost tempa życia, konieczność podporządkowania się tendencjom, jakie narzuca świat, w konsekwencji prowadzą do utraty części osobowości.

Miasto - "przestrzeń znacząca", od początku XIX wieku odgrywające zasadniczą rolę w naszej cywilizacji, budziło i będzie budzić kontrowersje. Związane z nim szanse i zagrożenia dla człowieka idealnie dają się streścić w formule "szansa rozwoju, miejsce destrukcji", jednak przyglądając się literaturze i obserwując nasze współczesne miasta, zauważamy, iż o rozwoju można mówić raczej tylko w odniesieniu do nauki i techniki.

Od naśladownictwa rzeczywistości do deformacji - tradycja i nowoczesność w literaturze XX wieku.

Najdawniejsze tradycje literackie sięgają czasów Arystotelesa, który znormalizował literaturę i przeprowadził jej teoretyczną analizę. Klasyczne normy Arystotelesa, z zasadą mimezis na czele, funkcjonują aż do XVIII wicku, czyli okresu neoklasycyzmu, w którym powstał kolej ny traktat teoretyzujący literaturę - Sztuka poetycka. Buallo, autor dzieła, otwiera przed literatami furtkę fantazji, umożliwia odejście od naśladowczego charakteru sztuki na rzecz subiektywnego obrazowania świata. Tę szansę wykorzystują romantycy, dla których już nie mędrca szkielko i oko, lecz czucie i wiara stają się sposobem patrzenia na otaczającą rzeczywistość. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że to właśnie romantycy są pradziadami dwudziestowiecznych kreatorów czy może raczej deformatorów świata.

Do wieku XVIII literat był uwięziony, zniewolony przez otaczającą go rzeczywistość. Romantyzm jest pierwszą epoką, w której to artysta kreuje świat, nie zaś świat jego. Niewątpliwie najstarszą formą opisu rzeczywistości, bo jak już wspomniałam sięgającą czasów Arystotelesa, jest jej odwzorowywanie, literackie naśladowanie. Memesis zmusza autora do obiektywnej obserwacji i krytycznej oceny. Podstawą takiego działania jest więc racjonalizm, czyli rozumowe postrzeganie świata, które wyklucza możliwość odnoszenia rzeczywistości do stanów psychicznych człowieka, pełnej i subiektywnej ekspresji. Kierowanie się intuicją i uczuciami w procesie poznawczym niesie bowiem obraz świata zniekształcony za sprawą osobistych skłonności obserwatora.

Te dwa sposoby percepcji: rozumowy i uczuciowy są całkowicie sprzeczne ze sobą, czego dowód odnajdujemy w balladzie Wolfganga Goethego Król Olszyn. Podczas drogi wśród śnieżnej zamieci wyobraźnia dziecka przekształca widziane obrazy - chłopiec dostrzega zmory i strachy, które dla trzeźwo myślącego ojca są jedynie wiatrem i mgłami.

Wrażliwośe człowieka i jego wyobraźnia są źródłem deformacji w odbiorze rzeczywistości, natomiast racjonalizm niesie za sobą jej wierne odwzorowanie. Dlatego też epoki literackie hołdujące racjonalizmowi bogate są w dorobek realistyczny, te zaś, w których uczuciom i sercu wyznacza się rolę środka umożliwiającego poznanie świata, "rodzą" deformację.

Wiek XX jest czasem wzajemnego przenikania się tradycji realistycznych i kreatorskich, dlatego proponuję analizę zmian zachodzących zarówno w jednej, jak i drugiej koncepcji.

Rodzajem literackim, który jako pierwszy odszedł od realizmu, była liryka. W Balladach i romansach Adama Mickiewicza świat przedstawiony jest tylko iluzją, wyobrażeniem samego autora. Ludowe podania i legendy inspirują poetę do tworzenia fantastycznych obrazów pełnych duszków i świtezianek. W romantycznych lirykach rzeczywistość łączy się z metafizyką, zjawiska i uczucia przyjmują ludzkie kształty (np. Kordian, bohater tytułowy Słowackiego, podczas próby zabójstwa cara napotyka ucieleśnienie swoich uczuć - strach i imaginację).

Liryka dwudziestowieczna, głównie poezja ekspresjonistyczna, jest bezpośrednim nawiązaniem do tradycji romantycznej. Ekspresjoniści, których reprezentuje w mojej pracy Jan Kasprowicz, sprzeciwiają się naturalizmowi, krytykując kopiowanie rzeczywistości; pragną bowiem stworzyć własnąwizję świata, opartą na przeżyciach wewnętrznych. Okres "wadzenia się z Bogiem" w twórczości Kasprowicza cechuje mistycyzm, proroczy charakter i katastrofizm, co w dużej mierze zbliża go do Mickiewicza (por. Wielka Improwizacja). Hymn Dies Irae jest apokaliptyczną wizją poety, literackim zapisem jego obaw, obsesji i katastroficznych wizji. Mistrzem w kształtowaniu nowej rzeczywistości jest Julian Przyboś. Poeta ten nie naśladuje realiów, lecz sam je tworzy. Przyboś w przedstawieniu pejzażu nie posługuje się po prostu jego opisem, ale wprawia go jakby w ruch, wypełnia sytuacjami kojarzącymi się z danym widokiem. Przykładem może być wiersz pt. Z Tatr, który jest opisem zdarzenia mającego określić charakter gór. Nie jest to charakterystyka wyglądu Tatr, ale jakby refleksja nad ich możliwościami.

Liryka XX wieku nie opiera się jednak wyłącznie na przekształcaniu rzeczywistości. Twórczość Władysława Broniewskiego niechaj będzie dowodem na to, że nie tylko kreacyjne tradycje są żywe, ale także zachwyt nad istniejącym światem. Poezja Broniewskiego, szczególnie tomy Troska i pieśń i Krzyk ostateczny, w których łączy się tematyka społeczna z rewolucyjną, mają charakter mimetyczny. Poeta nawiązuje do faktycznych zdarzeń, rzeczywistych miejsc, charakteryzuje historyczne postaci, np. Elegia o śmierci Ludwika Waryńskiego, Komuna Pary ska, Łódź.

W dziedzinie epiki również zgodnie współistnieją naśladownictwo z kreacją. Realistyczne i naturalistyczne tendencje pozytywizmu (Lalka, Nad Niemnem) są nadal konsekwentnie eksploatowane, czego dowodem są Chtopi W. Reymonta. Artysta odwzorowuje rzeczywistość przedstawia dokładny opis wsi Lipce, zawierający szczegóły położenia geograficznego, zabu dowy. Życie jej mieszkańców określone jest poprzez opis zasad funkcjonowania zbiorowości wiejskiej i stosunków społecznych. Wybór metody opisu rzeczywistości często podporządkowany jest jakiemuś określonemu celowi. W twórczości Stefana Żeromskiego tym celem było rozdrapywanie ran, aby nie zabliźnity się błoną podłości. Epika Żeromskiego miała bowiem piętnować wady, przedstawiać bolączki i problemy, z jakimi borykała się Polska, aby ukazać konieczność wprowadzania reform. Ludzie bezdomni zawierają rzeczywisty obraz stosunków społecznych początków XX wieku. Autor często korzysta z naturalistycznej techniki opisu, nie wahającej się przed pokazywaniem najbardziej drastycznych szczegółów. Technikę tę stosuje w celu wzmocnienia sugestywności utworu - odsłania najbardziej bolesne problemy, np. drobiazgowe i podkreślające brzydotę opisy dzielnic nędzy w Warszawie.

Po II wojnie światowej za sprawą Zofii Nałkowskiej i Hanny Krall rozwinął się w Polsce reportaż. Ta forma literacka narzuca wyjątkowo surowe rygory dotyczące opisu rzeczywistości - reportaż jest bowiem obiektywną relacją, pozbawioną jakichkolwiek uwag i komentarzy odautorskich. Nałkowska w Medalionach przedstawia jedynie "suche" fakty - wstrząsające i szokujące czytelnika, mające sprawić, aby wydarzenia wojenne znane były na całym świecie i nie zostały nigdy zapomniane.

W epice, podobnie jak w liryce, równolegle rozwija się w XX wieku nurt awangardowy, propagujący artystyczne przekształcenia otaczającej człowieka rzeczywistości. Z nowatorskich poszukiwań środków wyrazu wyrasta proza Bruno Schulza. Kreuje on świat baśniowy, oderwany od realiów - tworzy mitologię. Wkracza w nadrzeczywistość poprzez przejście od realnego bytu do stopniowego przekształcania go w marzenia. Świat, który ukazuje nam Schulz, jest nie tylko widzialny, ale także odczuwalny wszystkimi innymi zmysłami. Dlatego aby w pełni wchłonąć atmosferę opowiadań, należy zintegrować wrażenia wzrokowe, słuchowe, dotykowe, smakowe i węchowe (synestezja). Żeby wychwycić tajemniczuść cynamonowych sklepów - obiektu dziecięcych marzeń, należy wyczuć specyficzny zapach wnętrza, ujrzeć i dotknąć regały pełne tkanin w kolorach jesieni. W opowiadaniach Schulza brak jest logicznego ciągu, czas przenika się, nie jest on bowiem istotny - jak mówi sam autor, akcja dzieje się w trzynastym miesiqcu roku. Tajemniczość prozy potęgowana jest poprzez neologizmy i obco brzmiące słowa, ułatwiające czytelnikowi oderwanie się od rzeczywistości podczas czytania utworu. Świat przedstawiony w Sklepach cynamonowych widziany jest oczyma dziecka. Tylko dziecko może bowiem nie uznawać granic między wnętrzem, psychiką a otaczającym je światem, między snem a jawą, między fantazją a rzeczywistością.

Innym przykładem kreacyjnej powieści jest Ferdydurke Witolda Gombrowicza. Pełne groteski sceny (np. wydarzenia w dworku Hruściewskich) oraz wszechobecny absurd (np. trzydziestolatek jako uczeń) sprawiają, że autor wielokrotnie stawia pytanie: Czy to sen, czy jawa? Ferdydurke ma fabułę, ismieje bowiem ciąg zdarzeń, ale nie sposób ich ze sobą połączyć ze względu na przyczynę i skutek. Widzimy niekonwencjonalność symboli, którymi w powieści stają się powszechnie funkcjonujące pojęcia, tj. pupa, gęba, łydka. Udziwniony język i przebo gata stylistyka oraz fakt, że sam autor kpi z siebie samego, sprawiają, że niemożliwa jest jednoznaczna interpretacja utworu. Wykreowany przez Gombrowicza świat każdy człowiek odbiera inaczej. Dzięki brakowi konkretnej koncepcji odczytywania sensu treści każdy czytający - zgodnie z tym, o co walczył Gombrowicz - zachowuje indywidualność, nie poddaje się określonej "formie".

XX wiek wnosi nowe tendencje także do dramatu. Prekursorami dramatycznych nowości i awangardy w tej dziedzinie byli: Samuel Becket - Czekając na Godota, Eugeniusz Jonesco Łysa śpiewaczka oraz Bertolt Brecht - Kariera Artura Ui. Nowością jest prawie całkowita eliminacja akcji oraz pozbawienie bohaterów typowo ludzkich cech. Postaci Becketa przypomina ją tragiczne kukły, niezdolne do wzajemnego porozumiewania i współżycia. Podobna koncepcja jest wyrazem stosunku do świata, który - chyląc się ku upadkowi - sprawia, że ludzie oddalają się od siebie, nie mogą nawiązać kontaktu. Pojawia się dramat absurdu, w którym funkcjonują świadome przerysowania i specyficzny humor, mające na celu demaskowanie bezsensu współczesnego świata. Awangardowy dramat na grunt polski sprowadził Witkacy. Przeciwstawiał się on wszelkiej dramatycznej tradycji, głównie dramatowi realistycznemu i mieszczańskiemu. Polemizując z Rippnerem i krytykując realizm, napisał dramat W małym dworku, będący parodią ustabilizowanego życia, konwenansów i tradycji. Kreacja świata u Witkiewicza polega na brzmieniu jego zewnętrznego ładu i wewnętrznej harmonii, poprzez wprowadzenie fantastycznych postaci i duchów, które normalnie uczestniczą w życiu ludzi. Witkiewiczowskie zjawy, oprócz iście pozaziemskiego przenikania przez ściany, jedzą, piją, dyskutują ze zwykłymi śmiertelnikami. Zdaniem Witkacego zadaniem sztuki nie jest naśladowanie rzeczywistości, ale dostarczenie odbiorcy metafizycznych przeżyć, zbliżających go do poznania "Tajemnicy Istnienia". W jego dramatach, obok słów, istotną rolę odgrywa konstrukcja barw, dźwięków i działań całkowicie niezależnych od prawdopodobieństwa i życiowego sensu. Działanie bohaterów może być wręcz całkowitym bezsensem, ale istotne jest to, by wynikało z artystycznej konieczności. Oglądając lub czytając dramat, odbiorca ma bowiem doznawać artystycznych przeżyć.

Szlakiem przetartym przez Witkacego podążał ku awangardzie Tadeusz Różewicz. Autor Kartoteki nie wykorzystywał tradycji realistycznych i naturalistycznych, zrezygnował bowiem z kopiowania rzeczywistości na rzecz jej samodzielnej kreacji. Z tej przyczyny jego sztuki nazywane są często antydramatami. Kartoteka składa się z luźno połączonych epizodów, które określić można mianem obrazów strumienia świadomości przepływającego przez mózg Bohatera. Dramat ma swobodną kompozycję; napisany jest techniką kolażu. Różewicz umieszcza różne rodzaje estetyki - wzniosłość graniczy u niego z trywialnością. Wzniosłym tonem wypowiadane są kwestie bohatera na temat wojny, groteskowe są natomiast sceny erotyczne, a szczególnie rozmowa z Tłustą Kobietą. Świat przedstawiony przez Różewicza ogranicza się do jednego pokoju, bohaterem jest człowiek symbolizujący całe pokolenie. Rzeczywistość, w której przyszło mu żyć, jest jakby odbiciem normalnego świata w krzywym zwierciadle. Maturę zdają osiemdziesięciolatkowie, a do łóżka Bohatera "wskakują" ledwo co poznane kobiety. Przyczyną owego wykrzywienia w postrzeganiu rzeczywistości są przeżycia wojenne.

W XX wieku coraz bardzicj powszechna staje się tendencja do twórczego przerabiania czy wręcz tworzenia świata. Rzeczywistość jest doskonale znana z życia codziennego, literatura powinna być zatem jakąś odskocznią od problemów, jakie niesie ze sobą każdy zwyczajny i szary dzień. Kreowanie własnego świata lub deformacja rzeczywistości stają się dla artystów szansą na wyrażcnie światopoglądu, filozotii żyiowej poprzez metafizyczną dyskusję. Deformatorzy i kreatorzy nie operują codziennością. Wykraczają puza ramy zwyyczajnego życia, zarazem poza ziemskie problemy, np. społeczne czy polityczne. Ich literatura jest wyzwolona spod jarzma utylitaryzmu, uzależniena jedynie od myślenia i wyobraźni. Nie rozdrapują więc ran, nie piszą dokumentów dla potomnych, oni nie dają świadectwa. Głównym celem jest dotarcie do odbiorcy poprzez prowokację i szok, a nie urzekanie go doskonałością fotograficznego odwzorowania. Sztuka przestaje być zatem na usługach czegokolwiek, staje się wartością samą w sobie.

"Pierwowzory greckie bierzcie do rąk i czytajcie i w dzień i w nocy" (Horacy). Jak dzisiaj potraktowałbyś "pouczenie" Horacego?

W dziełach literackich znajdują odzwierciedlenie epoki "burzy i naporów", a także okresy ciszy, milczenia, spokoju. Wszystkie jednak właśnie poprzez literaturę, jej cudotwórczą, fantastyczną, magiczną niemalże moc prowadzą ludzkość wciąż wyżej i naprzód. Od zarania dziejów aż po współczesne nam dni człowiek ingeruje z całą swą mocą w postępujący nieustannie rozwój świata. Czasem zwraca swój wzrok ku nowemu, pozostawiając gdzieś tam, na uboczu, dorobek i dziedzictwo minionych pokoleń, wprowadzając często nowatorskie, odbiegające nie bywale od już istniejących rozwiązania. Czasem jednak ma pełną świadomość wielkości dzieł swych przodków, które nabierają dlań w pełni sakralnego wymiaru, niemal boskiego majestatu, charakteru świętych ołtarzy, których nie można deptać.

Historia uczy, że niejednokrotnie to wszystko, co w pewnym konkretnym czasie wydaje się znaczące, odkrywcze, wybitne, traci po latach swój pierwotny wymiar wielkości, aby przykryć się pyłem zapomnienia. To zupełnie naturalne prawo historiozoficzne. To tak jak przypływ i odpływ, wschód i zachód słońca. Wszystko podlega destrukcyjnej, szatańskiej, niszczycielskiej sile pędzącego naprzód czasu. Wszystko razem z nim przemija i wszystko, pomimo swej najwyższej choćby wartości, odchodzi w zapomnienie - ale nie antyczne wzory... Ich uniwersalizm stanowi o nieśmiertelnym wymiarze tych najdawniejszych czasów, których filozoficzne treści, mądre przesłania moralne pozostają aktualne zawsze i wszędzie. I dziś.

Cała niemalże antyczna kultura, "greckie pierwowzory", pozostaje wciąż niewyczerpanym, bezustannie na nowo odradzającym się źródłem, które nie podlega niszczycielskiej mocy czasu, które - pomimo trudnych, beznadziejnych wydarzeń - trwa niepodzielnie. Przecież dzieła antycznej literatury to tekst historii żywy i dziś. Ot, choćby mity - są przecież bogatą skarbnicą ponadczasowych motywów, archetypów i toposów, w których zakorzenione są pierwotne i jedyne wzorce ludzkich zachowań, formy naszego postępowania. Wzorzec kochającej matki, utrwalony w opowieści o Demeter i Korze, mit buntownika Prometeusza czy choćby ikaryjski archetyp marzyciela i idealisty - wszystkie przez wieki stanowiły pewien punkt odniesienia, źródło, ku któremu chętnie i z upodobaniem zwracali wzrok twórcy literatury. I choć niekiedy dochodziło do pewnych przewartościowań mitów greckich, choć historia wymusiła pewne uproszczenia bądź też narzuciła konieczność ich weryfikacji, to przecicż nadal żyją om w naszej świadomości, wytyczając niejednokrotnie drogi postępowania ludzkości.

Jak zatem nie przyznać racji Horacjańskiemu przeświadczeniu, jego przekonaniu o nieśmiertelności antycznego artysty i jego dzieła? Jego swoiste exegi monumentum przetrwało najstraszliwszą próbę czasu. A przecicż współczesny poeta z ironią odnosi się do antycznego motywu, powątpiewa w możliwość oddziaływania dzieła w przyszłości i przedłużenia krótkotrwałego życia twórcy. Jednakże na ten diametralnie odmienny pogląd Słonimskiego z pewnością wpłynęły rewolucyjne niemalże doświadczenia naszego wieku, kiedy ideał sztuki zostaje odtrącony, aby ustąpić dziś miejsca wartościom tak często przecież przyziemnym, tym niższego rzędu. Ta jakże niebezpieczna postawa utrwala się w ludziach nam współczesnym i może być najpierwszym symptomem zaniku wrażliwości człowieka, jego moralnej wartości, tego co dobre, mądre, spokojne.

Wisława Szymborska, współczesna poetka, którą cenię i podziwiam, powiedziałaby tutaj, że prawdziwym bohaterem naszego czasu staje się bynajmniej nie mędrzec, filozof, poeta czy człowiek w pełni świadom swej wewnętrznej wartości. Prawdziwym bohaterem naszego czasu pozostaje kulturysta i właśnie jemu na "Konkursie piękności męskiej" z uwielbieniem biją brawa. Zagubienie naprawdę wartościowych jednostek i dramatyzm sytuacji niejednego człowieka stale pogłębiały się w istniejącej rzeczywistości, a jego najpełniejszy wyraz daje wspomniana poetka, przedstawiając zdeterminowanego człowieka w płynącym świecie, zanurzonego w otchłani rzeki Heraklita. Ja ryho pojedyńcza, ja ryho odrębna tak niewiele tu znaczę. Oto nadchodzi koniec świata. Koniec mojego świata. Oto nadchodzi era takich ludzi, jak choćby Witkiewiczowski Hiper-Robociarz czy Edek z dramatu Mrożka. W pełni świadomi zdają się tego być dzisiejsi artyści. Choćby poeci, których postawa przypomina literacką kreację Wisławy Szymborskiej, właśnie takiej Kasandry, złowróżbnej prorokini, zwiastunki nieszczęścia, zapowiadającej upadek już nie Troi, lecz całej ludzkości.

W obliczu takich problemów, wobec których staje twarzą w twarz współezesność, w obliczu egzystencjalnych lęków i niepokojów "człowieka końca wieku", zupełnie naturalne okazuje się Miłoszowe pytanie: Gdzież jest, poeto, ocalenie, I Czy coś ocalić może Ziemię?

Ale poezja współczesna nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytania o wartości, przypomina raczej twórczość pytań i wątpliwości, nie tak jasno rozstrzyga przeklęte problemy dotyczące natury ludzkiej. Ocalenie tkwi jednak niepodzielnie w wartościach w pełni humanistycznych, w wewnętrznym dobru człowieka, sile jego umysłu i serca.. Dążenie do odnalezienia tych wartości to prawie jak u Marcela Prousta poszukiwanie straconego czasu, czasu dawnego, minionego, który może być pewną gwarancją ocalenia ludzkości. To poszukiwanie właśnie antycznego czasu... Lekarstwem dla współczesnego świata z powodzeniem może być owo Horacjańskie branie do ręki i czytanie w dzień, i w nocy tych "pierwowzorów greckich". Przecież w nich tkwi nieujarzmiona i budująca siła, "fatalna moc", najbogatsza galeria pierwotnych wartości, które dziś znikają, a które wskrzesić należy. Gdzież więc szukać ocalenia? - właśnie u prastarych źródeł naszej kultury, źródeł, które nie zostały pokalane ani skażone cywilizacyjnym rozwojem świata.

Pełną świadomość największej i niebywałej wartości tych korzeni ma jeden ze współcze snych twórców. Zbigniew Herbert, bo właśnie o nim mowa, pozostaje bez wątpienia poetą wartości kulturowych, który obserwuje i bada współczesne zachowania w konfrontacji z minionym, antycznym czasem. Niejednokrotnie i w niejednym z przebogatej galerii jego poetyckich wierszy dźwięcznie pobrzmiewają echa kultury starożytnej, co przejawia się nie tylko w przywołaniu szeregu najróżniejszych motywów antycznych.

Dlaczego klasycy? Skąd poszukiwania odpowiedzi właśnie tam, w zamierzchłej, pradawnej rzeczywistości? Taka postawa wyrasta z Herbertowskiego filozoficznego przekonania o jedności obydwu kultur. Nie znajduje przecież poeta jakiejś bezgranicznej przepaści pomiędzy "greckimi pierwowzorami" i doświadczeniami współczesnego czasu. I choć w ludzkiej świadomości od czasów Horacego i Owidiusza dokonały się niezaprzeczalne, ogromne zmiany, to jednak poeta z powodzeniem przerzuca pomost łączący obydwie epoki. Nieodłącznie towarzyszyć teraz będzie Herbertowskim wierszom owo tchnienie minionego wieku będącego przecież ostoją prawdy - tego, co dobre i tego, co piękne. Wspomniany utwór jest świadectwem pełnej godności, człowieczeństwa i ludzkiej tożsamości, zasługującej na szczery podziw i nieme naśladowanie godności zakorzenionej głęboko w sercach i postawach antycznych generałów. Niech oni będą przykładem i wzorem dla współczesnych, dla ludzi, którym brak godności i najprawdziwszych, bezcennych skarbów - wartości humanistycznych. Dzisiejsi generałowie poszukują winnych i usprawiedliwień, dlatego w nich, ale i niemal w całą współczesną społeczność wymierzona jest ostra krytyka poety, który poszukuje ocalenia i zmartwychwstania w ludziach tamtych dawnych wartości, "pierwowzorów greckich". Jedność i nierozerwalność obydwu czasów wytyczą paralelę pewnych doświadczeń obecnych i minionych w Herbertowskiej "opowieści" O Troi. Zniszczone i pogrzebane, obrócone w proch mury legendarnego miasta posłużyły poecie do zobrazowania dokonujących się w dzisiejszym świecie spustoszeń. Gruzy antycznej Troi są jakże trafną metaforą cywilizacyjnego upadku, który przerasta swym ogromem nawet wyobraźnię artysty.

Konfrontacje przeszłości z teraźniejszością wskazują na przeogromną potrzebę naprawy współczesności poprzez odwoływanie się do pradawnych i niezmiennych wzorów starożytności, będących największą chyba szansą ratunku i ocalenia.

Ale był taki czas, kiedy sponiewierano, zbeszczeszczono antyczną tradycję, upatrując jedynie w cywilizowanym rozwoju świata i techniki jedynej drogi prowadzącej ludzkość ku lepszemu. To okres międzywojennych doświadczeń, hołdujących czysto materialnym dobrom (futurystyczna "masa, maszyna, miasto") i odcinających się zasadniczo od przeszłości, tradycji, kulturalnego dziedzictwa. Jak złudne i iluzoryczne pozostawało jednak takie przekonanie, w pełni obrazuje droga poetycka niejednego z międzywojennych twórców. Chciałabym odwołać się do sylwetki Juliana Tuwima, którego doświadczenia i długotrwałe poszukiwania skierowały ostatecznie na drogę klasycyzmu. A przecież w młodzieńczych jego lirykach do głosu dochodziła niebywała fascynacja postępem, urzeczenie rozwojem techniki i kult dla tego, co nowe. Niejednokrotnie podkreślał poeta żywiołowość i biologiczny wymiar życia, mówił o krzyku radości i niepowstrzymanym pędzie tramwaju, aby wkrótce doszukać się w świecie pędzącej śmierci (Ekstroblott). I oto najpewniejsze lekarstwo na opanowanie wciąż pogłębiającego się chaosu okresu międzywojennego odnajduje nie żywiołowy, lecz refleksyjny Tuwim w późniejszych utworach, w ciszy i spokoju kontemplując wartość tradycji. Okazało się bowiem ponownie, że właśnie ona daje człowiekowi poczucie pewnej niezależności, tak potrzebnej zagubio nym w naszych zakamarkach codziennego życia, daje możliwość wyciszenia emocji, złagodzenia wdzierającego się natarczywie w życie chaosu.

Tuwim wypełnił Horacjańskie "polecenie" i odnalazł chyba to coś, czego tak nieustannie poszukiwał. A przecież "pierwowzory greckie" brali do rąk swoich i jego poprzednicy. Dla Leopolda Staffa zawarte w nich klasycystyczne wartości stały się w pełni udaną próbą wyzwolenia się spod młodopolskich nastrojów dekadenckich. Bo kiedy trudno było poecie odnaleźć własne ,"ja" i sens pustej, marnej egzystencji stojącego w strugach Jesiennego deszczu człowieka, kiedy wydawało się, że wszystko jest beznadziejne - wówczas odnalazł Leopold Staff nadzieję i epikurejską radość życia w ideałach starożytności. Klasycyzm Staffa zamanifestował się najpełniej w Przedśpiewie, gdzie przywołał poeta hasło antycznego Terencjusza, gdzie wskrzesza filozoficzne założenia stoicyzmu Seneki i Aureliusza. Oto kolejne potwierdzenie tego, jak wielką szansą, choćby na radość życia, pozostają ideały starożytnych. Ale pamiętajmy, że są one i szansą ocalenia ludzkości. Najznamienitsi twórcy, a przewodził im Jan Kochanowski, artyści tacy jak choćby Daniel Naborowski i wspomniany już Staff, odkryli wartość filozofii stoickiej. Wspomniany wyżej Zbigniew Herbert znosi stoicyzm jakby z piedestału, pozbawiając posągowego Marka Aureliusza aureoli niezłomności i dostojeństwa mędrca. To właśnie owo przewartościowanie niektórych znaczeń antycznych motywów, symboli - przewartościowanie wywołane przez czas, narzucone przez historię. Poeta Herbert raz jeszcze podaje dłoń minionym czasom, zbliżając posągowego Marka do doświadczeń człowieka współezesnego.

Czytanie i w dzień, i w nocy "greckich pierwowzorów", choć trudne dziś i wymagające chyba pewnych wyrzeczeń, ma w sobie jednak niepodważalny moralny cel. Horacjańskie "polecenie" człowieka współczesnego niech nie będzie jedynie słowem, propozycją, którą odbiorca bierze pod rozwagę. Przeciwnie, niech będzie wręcz wyzwaniem narzuconym człowiekowi, nakazem, a może nawet i obowiązkiem. Cóż bowiem pozostanie po naszym świecie, który bliski wydaje się być zapowiadanej niejednokrotnie przez artystów - profetów zagładzie wartości, jeśli odwrócimy się od najpewniejszej chyba drogi ocalenia? Jest nią przecież zwrot ku literackim dziejom, ku jasnej i prostej zdawałoby się przeszłości, na której kartach znajdują się odpowiedzi na dręczące człowieka pytania natury egzystencjalnej. Prawdziwą wartość tej antycznej księgi uświadamiali nam przez wieki literaccy twórcy i filozofowie. Właśnie oni, wnikając w tajniki starożytnej kultury, wyzwolili się z chaosu rzeczywistości, w której przyszło im trwać. Odnaleźli w niej przecież wszystkie te ideały, których na próżno szukać w świecie rozchwianego kodeksu moralnego, umierających wartości, zanikającej ludzkiej wrażliwości.

"Polecenie" Horacego? nie, raczej ten etyczny nakaz należałoby chyba dopisać do dekalogu moralnego współczesnych nam czasów. Czasów szczególnie niepokojących i wyzwalających w człowieku najgorsze instynkty. Czasów zagrożenia, w których przecież brakuje godności mitycznych herosów, poświęcenia i miłości mitologicznych bogiń. Lecz czy do tych ideałów wystarczy jedynie sięgać właśnie wtedy, gdy mamy świadomość zanikania pewnych wartości, kiedy wzmaga się niebezpieczeństwo i pogłębia ludzkie zagubienie w świecie, kiedy zło przychodzi, kiedy światem zaczyna rządzić absurd, w końcu - gdy dżuma zbiera największe plony? Nie. Chyba nie. Te pierwotne, prymarne ideały niech będą treścią człowieczego życia zawsze i wszędzie, niech nigdy nie przykryje ich pył zapomnienia. Życiodajne źródło antyku ta nieskończona księga ma w sobie tę magiczną właściwość, że zawsze pozostaje otwarta i zawsze możemy odnaleźć w niej odpowiedzi na niejedno pytanie: pytanie o wartości, o los. Choćby takie, jak to Edwarda Stachury:

Czy wszystko już dla mnie stracone, skończone?
Wróżbiarzu, co czytasz z obłoków jak z ksiąg,
Spójrz i przeczytaj, co pisze tam o mnie.
Weź przebij, weź odsłoń mi nieco ten gąszcz!

Pokora i bunt jako dominujące postawy wobec Boga.

Bóg jest postacią, czy jak chcą inni, zbiorem wartości, dogmatów dotyczących naszego życia, wobec których trzeba przyjąć jakieś stanowisko. Trudno być wobec niego czy też webec nich obojętnym, gdyż obojętność świadczy o braku zainteresowania, a wydaje się, że nie moż na być takim wobec najważniejszych, najsilniej dotyczących życia wartości. Wiara lub jej brak powinna pociągać za sobą przyjęcie pewnego świata wartości moralnych, których realizacja jest jej dowodem. Nie może być wiary bez uczynków, to przecież jedno z podstawowych przesłań Nowego Testamentu. Obserwując na przestrzeni dziejów relacje pomiędzy Bogiem i człowiekiem, można odnieść wrażenie, że wraz z upływem czasu więź pomiędzy nimi rozluźnia się. Można by to porównać do relacji pomiędzy dzieckiem a ojcem, na początku silnej, z upływem czasu słabnącej, zmieniającej się w stosunki równorzędne.

Stary Testament obrazuje Boga - władcę wszechwładnego, który za dobre wynagradza, a za złe karze. W starotestamentalnym, w pewnym sensie mitycznym świecie, bogatym w przypowieści i hiperbolizację rzeczywistości nie ma miejsca na bunt. Pan jest jedynym oparciem swojego ludu, wspiera go tylko wtedy, gdy ten jest Mu wierny. Natomiast gdy lud od Niego się odwraca, surowo, dla przykładu, go karze. Taki schemat istnieje w przypowieści o Kainie zabi jającym Abla. Abel i Kain składają ofiary Bogu, jednak ta od Abla z jakichś względów jest milsza Bogu. To wywołuje zawiść u Kania, który zabija brata, za to zostaje przez Boga wyklęty i skazany na wieczną tułaczkę po ziemi. W kontekście biblijnych realiów nawet przykład walki, najbardziej spektakularnej i brzemiennej w skutki ze Starego Testamentu, tej pomiędzy Jakubem a Bogiem, nabiera zupełnie nowego znaczenia. Jakub walczy, niejako zmusza Boga do błogosławieństwa, aby dał mu siłę do walki z Jego wrogami (taki jest sens nadanego Jakubowi imienia Izrael - Bóg walczy). To nie jest przeciwstawianie się Bogu. To paradoksalnie forma prośby Pokonałem cię w uczciwej walce, to prawda jesteś Panem wszechwładnym, możesz zrobić wszystko, ale uznaj moją wytrwałość i mi pobłogosław. Starotestamentalni bohaterowie byli oczywiście zmuszani do pokory. Była ona przede wszystkim probierzem ich wiary. Wystarczy przywołać tu postać Hioba, którego Bóg wydał szatanowi, by go wypróbować. Hiob utracił wszystko, na czym mu w życiu zależało, dom, rodzinę, przyjaciół, ale pozostał Mu wierny i za to został w końcu wynagrodzony. Jednak satysfakcja nie jest pełna, przesłaniem tej księgi jest zerwanie automatyzmu, w którym mówi się, że czyn dobry i czyn zły zostaną na ziemi od razu nagrodzone lub ukarane. Postać Hioba burzy ten obraz i pozostawia niepewność co do planów Boskiej Opatrzności. Dlatego trudno oprzeć się wrażeniu, że ta parabola, której przesłaniem jest bezwarunkowa wiara i zaufanie do Boga, niezależnie od problemów życia, tak naprawdę obrazuje życie każdej osoby wierzącej. Podobny jest też powód Boskiego zadania, aby Abraham przeznaczył swojego pierworodnego syna na ofiarę całopalną. Gdy Pan przekonuje się o jego lojalności, zmienia przedmiot ofiary, a jego samego obdarowuje wieloma łaskami.

Właściwie w ten sposób będzie wyglądał świat relacji aż do końca średniowiecza. Trudno oprzeć się wraieniu, że jest tak dlatego, że człowiek jest jeszcze słaby, cały czas potrzebuje wsparcia. Dlatego czuje się bezpieczny w Teocentrycznym świecie. Taki obraz można udowodnić na podstawie egzemplów z tej epoki. Pokora wobec Boga, wynikająca z niej modlitwa i skrajna asceza powodują, że Książe Aleksy, bohater Legendy o św. Alelksym, zaraz po śmierci dostaje się do panteonu świętych.

Renesans burzy dotychczasowy porządek świata. Słowa Emanuela Kanta o wychodzeniu z niepełnoletniości nie powinno się odnosić do oświecenia, a właśnie do tej epoki. Świat odkry wa na powrót kulturę antycznych Greków i Rzymian. Prądy intelektualne: humanizm i reformacja zmieniają oblicze świata. Również zmianie podlega stosunek człowieka do Boga; przechodzi on od silnej i bezwarunkowej Mu podległości do stosunków bardzięj równorzędnych, do antropocentryzmu i humanizmu, uznającego rozwój intelektualny człowieka za podstawową wartość, wartość większą niż ślepe posłuszeństwo Bogu. Oczywiście odrodzenie nie neguje istnienia Boga. Ateizm jest jeszcze nie do przyjęcia. Ale człowiek rozwija się, dorasta, pierwiastki buntu już się w nim zalęgły. Od tej pory są one cały czas obecne w podświadotności i będą wyczekiwać odpowiedniego momentu na ujawnienie się. Jednak na razie w kulturze objawiają się tylko pozytywne pierwiastki dziedzictwa antyku. Przywiązanie do piękna świata, przejęcie twórczości Horacego, pozytywne rozwijanie jego myśli Carpe diem powodują, że świat wydaje się miejscem optymalnym dla ludzkiego rozwoju, miejscem arkadyjskim. Kochanowski w Pieśniaeh rysuje taki jego obraz, w którym człowiek może rozwijać swoje talenty (komu dowcipu równo z wymową staje...) świata przyjaznego, będącego przez to niemą pochwałą tego, który go stworzył - Boga. Takie jest przesłanie psalmu, którego pierwsze słowa "Czego chcesz od nas Panie za twe hojne dary, czego za dobrodziejstwa których nie znasz miary" tak silnie i trafnie oddają uwielbienie Boga, że do tej pory są śpiewane w kościele jako pieśń dziękczynna. Ale nawet w twórczości Kochanowskiego samodzielność człowieka prowadzi do buntu przeciw Stwórcy. Tak jest w Trenach. Śmierć własnego dziecka wywołuje w poecie pytania o sens wiary. W Trenie X podmiot liryczny zadaje podstawowe dla wiary pytanie: szukając swojej córki po rajach różnych kultur i nie mogąc jej znaleźć, prosi, aby się ukazała gdzieś kolwiek jest, jeśliś jest. To jeśliś jest wskazuje na załamanie się owej pełnej optymizmu wiary, postawienie pytania od tej pory na stale obecnego w kulturze: a co, jeżeli nie ma świata pozagrobowego? To pytanie wywołuje bunt, bunt przeciw sytuacji, w której jego nie ma, w której można zachowywać się dowolnie. Choć dylematy podmiotu lirycznego Trenów znajdują rozwiązanie (W Trenie XXI podmiotowi lirycznemu pojawia się we śnie matka trzymająca jego córecrkę na kolanach, to jednak problem pozostanie. Pascal będzie starał się go rozwiązać za pomocą swojego słynnego zakładu: "Zachowujmy się tak jakby Bóg istniał, nawet jeżeli nie istnieje to nic nie tracimy, a jeśli istnieje, to możemy wiele zyskać. W zasadzie przyniesie to skutek, ale wiara nigdy już nie tak bezwarunkowa jak dawniej. Jawnym zaś przeciw niej buntem będzie oświecenie z postulatami racjonalizmu i scjentyzmu. W tym porządku nie było już miejsca dla Boga, nie mieścił się on wszak ani w scjentystycznym, ani w empirycznym porządku poznania świata.

Romantyzm, starający się być przeciwieństwem oświecenia, ostentacyjnie powraca do Boga, spoobem poznania świata staje się mistycyzm, czyli przekonanie o możliwości kontaktu pozamaterialnego, pozarozumowego z Absolutem. Romantyczne widzenie świata zdecydowanie uwzględnia obecność jakiejś siły wyższej. Ale jednocześnie to epoka buntu przeciw dotychczasowym wartościom, autorytetom i Bogu. Taka jest wymowa "Fausta" Goethego, w którym tytułowy bohater jest wydany - podobnie jak Hiob - na pastwę szatana, by mógł doświadczyć życia i odnaleźć jego sens. Jednak Faust daje się skusić potędze mocy uzyskanej od zła, mówi chwilo trwaj! jesteś tak piękna! Stawia się na równi z Bogiem i dlatego musi zostać potępiony. Zresztą motyw buntu, buntu przeciw Bogu, przekonanie, że jednostka dzięki swojej uczuciowości jest bardziej predestynowana do kierowania światem niż On, jeszcze wielokrotnie będzie się ujawniało. Choćby w III części Dziadów, kiedy to Gustaw Konrad będzie śpiewać pieśń zemsty, której przewodnim motywem jest refren: Zemsta, zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem a choćby mimo Boga. Dalsza eskalacja buntu przeciw Stwórcy nastąpi w Wielkiej Impiowizacji, w której Gustaw Konrad domaga się od Boga rzędu dusz, jest przecież wybitną jednostką, wyjątkowo wrażliwą i cierpiącą, czuje, że może objąć swoim sercem cierpienia całego narodu i dzięki nim uporządkować świat. Żeby to zrobić, musi zwalczyć uosabiającego rozum Boga. Jednak człowiek musi przegrać. Jego pycha, która kazała równać mu się z Bogiem, zostaje złamana. Gdyż On mu nie odpowiada, milczy. Dlatego żądania człowieka przekształcają się w histeryczne bluźnierstwa, których ukoronowaniem jest nazwanie Boga Carem. Wtedy okazuje się, że prometejska walka Konrada jest walką szatańską. Konrad, ocalony przez księdza Piotra, odnajduje prawdziwą drogę ku zbawieniu narodu, zostaje pielgrzymem. W tej postaci urasta do roli prawdziwego zbawiciela ojczyzny, podkreśla to jego nowe imię czterdzieści i cztey - imię Mesjasza. Bunt okazuje się zwodniczy, jedyną prawdziwą drogą jest pokora.

Zagadnienie buntu wobec Boga znajdujemy również w literaturze Młodej Polski. Artysta, przyjmując definicję jego funkcji od Przybyszewskiego, stoi ponad światem, ponad życiem, jest stwórcą, którego dzieło równe jest Bogu. Bóg zaś jest sprawcą ludzkiego nieszczęścia, to jego winą jest, że człowiek musi żyć w tym złym świecie, pełnym melancholii, pustki, samotności, poczucia wyczerpania. W "Dies Irae" Kasprowicza, utworze w formie hymnu, czyli mają cego chwalić Boga, o treści pełnej wyrzutu w stosunku do Niego i niepewności co do sensu życia, podmiot liryczny jest obserwatorem paruzji, powtórnego przyjścia Chrystusa na świat. Dostrzega On małość i grzech ludzki, który istnieje nawet w tak ostatecznej perspektywie. Widzi, że plemię ludzkie zostanie starte z powierzchni ziemi, ale pomimo jego małości, zostaje jego samoistnym obrońcą. Stawia on Bogu zarzut, że to On jest sprawcą grzechu na ziemi, przecież on dał ezłowiekowi Ewę - kochankę szatana za towarzyszkę życia, wszak sam zaprojektował on grzech jako część ludzkiego życia. Tryumf Boga przedwiecznego, który został ukazanego jako Starotestamentalny obiektywny sędzia, wzbudza w podmiocie lirycznym i w nas, odbiorcach, poczucie buntu. Buntu przeciw nieproporcjonalnie dużej, nie do końca zawinionej karze.

Doświadczenie II wojny światowej jeszcze ten bunt powiększa. Rodzi pytania o miejsce, 0 obecność Boga w świecie. "Medaliony" Nałkowskiej czy Opowiadania Borowskiego są relacją ze świata wojny. Świata bez Boga. Jest to straszny, nieludzki świat. Pytanie, dlaczego On nie ingerował, cisnęło się wszystkim na usta. Jak Bóg mógł pozwolić na Oświęcim? - pytało wielu. W tym kontekście trzeba powrócić do przesłania Księgi Hioba: człowiek musi Mu ufać bezwarunkowo, niezależnie od okoliczności, taki jest wyraz pokornej wiary - ufać. To trudne, prawie niemożliwe. Wojna ukazała też inny problem, problem zaniku wartości w świecie. Mówi o tym podmiot liryczny Ocalonego T. Rożewicza. Szuka on nauczyciela i mistrza, który przywróci mu zagubione wartości. Nie ma tu miejsca na bunt, potrzeba wartości, nazwania od nowa świata, wymaga Mistrza - do którego ma się bezgraniczne zaufanie, które pozwala pokornie odtwarzać zatracone wartości. W ten sposób, paradoksalnie, koło ewolucji zostało zamknięte. Człowiek, wychodząc od postawy pokory na początku świata, poprzez bunt i próbę tworzenia własnego, opartego na innych niż boskie wartościach, doszedł znowu - po załamaniu się jego własnej konstrukcji - do momentu, w którym może powiedzieć już tylko: Abba ratuj, nie wiem co robić.

Powieść jest to zwierciadło, które obnosi się po gościńcu." Skomentuj zdanie Stendhala, pamiętając o rozwoju tego gatunku w XIX i XX wieku.

Powieść jest bardzo elastyczną formą literacką i brak jest oficjalnych reguł rządzących nią. Jest to naturalne dla tego gatunku, gdyż wykształcił się on dzięki zerwaniu restrykcjami formalnymi organizującymi epos. Struktura, język, narracja czy wreszcie problematyka, od momentu powstania powieści podlegała dość istotnym zmianom, które są odzwierciedleniem sytuacji historycznej i związanych z nią potrzeb, zainteresowań twórców i publiczności. Komentarz do stwierdzenia Stendhala będzie więc wymagał przyjrzenia się genezie gatunku.

Upraszczając nieco problem, powieść możemy określić jako zdegradowaną formę eposu wierszowanego. Pierwsze utwory prozą to nic innego jak przekształcenia, odmiany poematów heroicznych, legend. Doskonałym przykładem są tu opowiadania o królu Arturze, będące zapisem anglonormandzkich legend o św. Graalu. Podobnie rzecz ma się w przypadku Lancelota, średniowiecznego bohatera, który został wykreowany przy użyciu wzorców zaczerpniętych z Pieśni o Rolandzie. Stąd jest już bardzo niedaleko do kolejnego stadium prapowieści, mianowicie romansu rycerskiego. Zasadniczym tematem tych powieści jest przygoda, bohaterski czyn lub idealna miłość. To właśnie tego typu utworami zaczytuje się Don Kichot, który zaczyna żyć w iluzji i boryka się z problemami, które nie istnieją, co najdobitniej świadczy o tym, że romans rycerski nie był zwierciadłem obnoszonym po gościńcu. Tematyka tych utworów była zdeterminowana potrzebami epoki, czyli zabawą dworską lub też kreacją mitów narodowych propagujących określone cnoty. Dalszy rozwój prozy naznaczony był koniecznością istnienia przygody czy też podróży jako pewnego fundamentu, w oparciu o który autor prezentował swoje teorie. Z jednej strony mamy do czynienia z powieściami, w których świat przedstawiony i jego bohaterowie są całkowicie fikcyjni, przykładem mogą tu być Podróże Guliwera Johnatana Swiffta, z drugiej zaś obserwujemy rozwój "powiastek filozoficznych", w których akcja jest tylko pretekstem do rozważań filozoficznych. Do tego typu utworów możemy zaliczyć Kubusia Fatalistę Denisa Dideróta, twórczość Voltaira czy też Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki. Są one znacznie bliższe formule głoszonej przez Stendhala, gdyż miejsce fikcyjnych rzeczywistości zastępują realia dostępne każdemu człowiekowi. "Powiastki filozoficzne" były kamieniem milowym na drodze ku "prawdziwej powieści" i chcąc być ścisłym, należałoby powiedzieć, że to właśnie one zapoczątkowały rozwój powieści pojmowanej nowocześnie, czyli utworów będących bliżej "gościńca", przedstawiającej problemy zwykłych ludzi, ich psychikę i zmaganie się ze światem.

Zdanie Stendhala wydaje się najbardziej adekwatne do założeń realizmu, który wykształcił się w głównej mierze dzięki przemianom ekonomiczno-społecznym dziewiętnastego wieku. Efektem wspomnianych przeobrażeń było pojawienie się na szeroką skalę nowej grupy społecznej, mieszczaństwa, które potrzebowało sztuki mówiącej o jego problemach. Generalizując, można powiedzieć, że olbrzymie zmiany cywilizacyjne spowodowały pojawienie się nowych problemów i to właśnie nimi zajmuje się realizm. Kierunek ten działał dokładnie na zasadzie zwierciadła obnoszonego po ulicy, a trafność tego określenia nie jest przypadkowa, gdyż Stendhal był przecież jednym z czołowych przedstawicieli tego prądu w literaturze. Realizm opierał się na przekonaniu, że dzieło ma być pełnym sprawozdaniem z ludzkich doświadczeń, opisem zachowań, przedstawieniem szezegółów życia, wreszcie wiernym odwzorowaniem charakterów. Według tych zasad zorganizowany był cykl kilkudziesięciu powieści Balzacka, zatytułowany Komedia ludzka. Opisują one całokształt życia porewolucyjnej Francji, świat, w którym panuje "hipnoza" pieniądza. Balzac, podobnie jak i Stendhal w Czerwonym i czarnym, dobiera postaci reprezentatywne i dokonując wnikliwej analizy postaw, wyszczególnia dany problem.

Specyficzną odmianą powieści, rozwijającą się w ramach realizmu, były utwory powieściopisarzy rosyjskich, charakteryzujące się pogłębionym realistycznym studium psychologicznym postaci. Największym twórcą, obok Lwa Tołstoja i Iwana Turgieniewa, był Fiodor Dostojewski, w którego utworach szczególne uwzględnienie znalazła problematyka moralna. W tym przypadku można mówić o "zwierciadle", lecz skierowanym bardziej na konkretnego człowie ka niż na "gościniec".

Kierunkiem, który rozwijał się niemal równolegle do realizmu, był naturalizm. Podobnie jak miało to miejsce w poprzednim przypadku, naturalizm był odpowiedzią na potrzeby epoki. Związany z wielkimi przełomowymi odkryciami dziewiętnastowieczny optymizm naukowy prowadził do przekonania, że dzięki nauce można dotrzeć do prawdy. Z tego też powodu niektórzy twórcy doszli do przekonania, iż nauka powinna mieć zasadniczy wpływ na filozofię i literaturę. Powyższy pogląd sformułował August Comte, który tym samym zapoczątkował ideologię pozytywistyczną. Ta ideologia, połączona z założeniami realizmu, dała efekt w postaci naturalizmu. Naturaliści postulowali całkowity obiektywizm naukowy, brak komentarza autorskiego, analityczność i obnażanie ukrytych mechanizmów sterujących ludzkimi postawami. Ta ostatnia cecha była wynikiem poważnego potraktowania odkryć Karola Darwina i przekonania, że społeczeństwo można badać, odkrywać na wzór dociekań naukowych. Czołowy przed stawiciel tego kierunku, Emil Zola, pisał: "Naturalizm w literaturze jest to zwrot do natury i człowieka, bezpośrednia obserwacja i pojmowanie tego co istnieje". Naturalizm bardziej niż miało to miejsce w realizmie uwypuklał znaczenie jednostki, jej przeżyć, świata wewnętrznego. Praktyka twórcza naturalizmu pokazywała jednak, że obok obiektywizmu naukowego powieści naturalistyczne silnie określane były przez temperament artysty i jego stosunek do świata. Naturaliści w szczególny sposób eksponowali biologizm, zwierzęce instynkty w człowieku. Taki stan rzeczy powodował, że wymowa większości utworów była jednoznacznie pesymistyczna. Stendhalowskie zwierciadło jest więc w tym wypadku krzywym lustrem i to obnoszonym tylko po niektórych gościńcach. Naturaliści posuwają również powieść w kierunku zmiany struktury - opowiadanie odbywa się już nie tylko poprzez akcję, lecz scena zaczyna być elementem zasadniczym.

Dalszą ewolucję powieści znakomicie charakteryzuje Artur Schopenhauer, który napisał: powieść staje się tym lepsza i szlachetniejsza, im więcej przedstawia życia wewnętrznego niż ze wnętrznego. Pierwszym sygnałem tego typu zmian jest "Na Wspak" Huysmansa, który, wychodząc z naturalistycznych założeń, napisał antynaturalistyczną powieść. Scena pełna jest szczegółów, które doprowadzają ją do absurdu, roztrząsanie pewnych kwestii powoduje, że stają się one nierealne, co już jest sprzeczne z założeniami naturalizmu.

Ważnym symptomem zmian w rozwoju powieści jest schodzenie narracji w kierunku eseju, dywagacji. W tym właśnie kierunku podążyła powieść na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku, realność staie się już tylko pewną protezą wprawiającą w ruch. Wykorzystując niezbyt rozbudowane wątki fabularne, twórcy dają impuls do rozważań filozoficznych. Fabuła jako zestaw przygód, przeżyć, wydarzeń traci swoje pierwotne znaczenie, miejsce przygody fabularnej zajmuje przygoda intelektualna. Znakomitym przykładem jest "Czarodziejska Góra" Tomasza Manna. Jej główny bohater - Hans Castorp - w ciągu siedmiu lat akcji książki prawie niczego nie przeżywa. Pobyt w sanatorium, będący głównym wydarzeniem, jest okazją do wielu dyskusji ideologicznych, rozważań na temat czasu itp. W tym kierunku także idzie pisarstwo Prousta, Kafki czy też Joyca, który zapisuje przeżycia bohaterów na zasadzie strumienia świadomości. Równie często w prozie dwudziestowiecznej mamy do czynienia z powieścią behawiorystyczną, która, nawiązując do założeń naturalizmu, zawiera wyłącznie opis zachowań, sytuacji.

Powieść dwudziestowieczna odżegnuje się od tradycyjnego psychologizmu - psychologia tradycyjna, taka jak u Dostojewskiego, idzie w kierunku symbolu, alegorii, spotykanych na przykład w powieściach Franza Kafki. Obowiązuje technika skrótu intelektualnego w postaci paraboli, nierzadko groteski, parodii, sceny tworzą luźną kompozycję. Niewątpliwie możemy mówić o redukcji konwencjonalnych struktur fabularnych, a próbując wykorzystać określenia Stendhala, należałoby powiedzieć, że lustro schodzi z gościńca do wnętrza duszy, umysłu, odbijając niezbadany dotychczas przez literaturę w dostatecznym stopniu obszar doświadczeń wewnętrznych, również tych nie do końca świadomych.

Przyglądając się kolejnym, czasem bardzo różniącym się etapom ewolucji powieści, można zadać sobie pytanie: W jaki sposób prawdziwe są powieści Balzacka, a w jaki utwory Kafki? Co jest prawdziwe, opis czy metafora? Jest to pytanie o naturę prawdy. Oczywiście nie ma wątpliwości, że oba wielkie dzieła są "prawdziwe", jednak każde na swój sposób.

Relacje, jakie zachodzą pomiędzy człowiekiem a Bogiem, między sferą sacrum a profanum w literaturze średniowiecza, renesansu i baroku. Omów, nie stroniąc od kontekstów filozoficznych.

Niezwykle ciekawe wydaje mi się zagadnienie ewolucji myśli religijnej, rozwoju świadomości człowieka i kształtowania się jego osobistej relacji z Bogiem. Zarówno w średniowieczu, renesansie, jak i w baroku inaczej wyglądały zmagania z tajemnicą bytu i dualizmem ludzkiej natury. Próby przezwyciężenia lub też afirmacji zmienności i znikomości doczesnego życia za każdym razem opierały się na nieco innych założeniach filozoficznych.

Epoka średniowiecza była zdominowana przez wizję teologiczną. Według św. Augustyna człowiek jest bytem zawieszonym pomiędzy dwoma przeciwnymi biegunami, duchem i materią. Ta sytuacja jest przyczyną jego samotności i cierpienia, a jedynym wyjściem jest wiara, podporządkowanie całego swojego życia Bogu i oderwanie się od doczesności. Literatura, szczególnie we wczesnym średniowieczu, miała za zadanie propagowanie określonych treści związanych z powszechnie wyznawanym światopoglądem. Znaczną jej część stanowią pieśni, hagiografie czy kazania mówiące o Stwórcy, jego świętych. Quasi-teatralne misteria służyły kontemplacji wydarzeń historii zbawienia. Wymownym świadectwem tamtych czasów jest Legenda o św. Aleksym, opisująca człowieka, który tuż po ślubie opuszcza swoją małżonkę, by oddać się surowej ascezie, za co po śmierci zostaje świętym.

Jednocześnie otaczająca rzeczywistość - wojny, epidemie, fale wielkiego głodu powodowane nieurodzajem - często przypominają o kruchości ludzkiego życia, stanowiąc w ten sposób jakby uzasadnienie głoszonej przez Kościół potrzeby skierowania wszystkich pragnień, działań człowieka ku Bogu, ku życiu wiecznemu. Dlatego też tematem wielu średniowiecznych dzieł był motyw vanitas - marności wszystkiego, co związane z życiem doczesnym, z materią postrzeganą jako potencjalne źródło zła. Ta atmosfera powoduje, że jednym z kluczowych zagadnień wieków średnich staje się właśnie śmierć. Utwór pt. "Skarga umierajqcego" wyraża lęk przed niewłaściwym zachowaniem się w kluczowym momencie przejścia na tamten lepszy świat, które może zniweczyć dotychczasowe wysiłki w celu osiągnięcia zbawienia. Realizacji hasła "memento mori" służyły również takie utwory, jak Rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią czy też obrzęd będący jednocześnie motywem w sztuce - taniec śmierci - pokazujący, że wszyscy są równi wobec Boga i śmierci, która jest wszechobecna i zabierze wszystkich bez względu na stan społeczny, pochodzenie.

Świat był wyraźnie podzielony na sacrum, związane z tym, co duchowe, wzniosłe, i profanum, jednoznaczne z tym, co ziemskie - z cielesnością, zmysłami. Ludzkość, żyjąc moralnie, miała służyć sacrum i w ten sposób dotrzeć do Niebieskiego Królestwa, do Boga postrzeganego jako sprawiedliwego, surowego sędziego. Ze względu na tę powszechność dążeń, istnienie jednego uniwersalnego zamysłu, nie czyniono między ludźmi rozróżnień - jednostka była jedynie elementem zbiorowości. Jej indywidualne dążenia nie liczyły się wobec nadrzędnego celu - zbawienia świata. Każdy miał zająć swoje wyznaczone miejsce w "drabinie bytów" św. Tomasza, cnotliwie pełniąc swoje obowiązki. Jedynym autorytetem w sprawach wiary był określający dogmaty Kościół, a subiektywne doświadczenie religijne nie miało znaczenia. Przekonania te znalazły odbicie w literaturze i sztuce - jej anonimowości, uniwersalnym języku i parenetyczności. Artysta miał w dziele prezentować nie siebie, lecz wyznaczone przez teologię wzorce. Wartość człowieka objawiała się nie w nim samym, lecz w Bogu.

Kultura średniowiecza koncentrowała się w głównej mierze na sacrum, jednak nie oznacza to bynajmniej, że sfera profanum była w niej nieobecna. Jednym z jej elementów był karnawał kilka dni, w czasie których odwracano istniejący porządek społeczny, wyśmiewano święte historie i postaci, aby odreagować istniejący przez cały rok porządek. Romanse rycerskie czy Wielki Testament Villona są dowodem na inne zainteresowania niż te, związane bezpośrednio z teologią.

Symptomów nowej epoki można by się doszukiwać już u św. Franciszka, który zapoczątkował nowe spojrzenie na otaczający świat - dostrzegał w nim wielki dar Stwórcy, świadectwo jego obecności, a nie coś, co należy bezwzględnie odrzucić. Jeden z prekursorów humanizmu - prądu umysłowego, będącego zwiastunem renesansu - Francesco Petrarca, czytając św. Augustyna, dostrzega przede wszystkim nawoływanie do refleksji nad sobą samym, do zgłębiania istoty człowieczeństwa. Humanizm, nawiązując do antycznych filozofii stoicyzmu i epikureizmu, w centrum swoich zainteresowań stawia indywidualnego człowieka, "wydobywając" go ze średniowiecznego uniwersum. Zgodnie z wyznawaną terencjuszowską zasadą, "człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce", zadaniem człowieka było harmonijne formowanie osobowości i rozwijanie twórczych zdolności. Człowiek renesansu przeżywa zachwyt otaczającą rzeczywistością, jednak źródło optymizmu nie leży już - tak jak to było w przypadku św. Franciszka - w ufności w Boże miłosierdzie, lecz w odkryciu twórczej mocy samego człowieka. Człowiek renesansu polega bardziej na sobie niż na dogmatach teologicznych; receptą na kruchość życia staje się horacjański postulat carpe diem, rozumiany jako poszukiwanie, realizowanie szczęścia pojmowanego jako brak cierpienia, jako harmonijne życie w cnocie i umiarze. Przeciwwagą nietrwałości doczesnej egzystencji, ulotności jej radosnych momentów, nieszczęść miał być stoicyzm, nakazujący niewzruszoną postawę wobec odmian losu, połączony z wiarą w znającego przyszłość Boga. Odpowiedzialność za zły los, chaos świata ponosi nie Bóg, lecz fortuna. Afirmacja świata i człowieka spowodowała, iż Bóg postrzegany był raczej jako wielki artysta i budowniczy, który stworzył piękny świat i obdarza człowieka hojnymi darami niż jako surowy sędzia, karzący za grzechy. Taka jest wymowa Pieśni - utworu największego polskiego poety renesansu, Jana Kochanowskiego. W tej epoce średniowieczne ideały Bóg i Niebo stają się drugorzędne, ich miejsce zajmują świat i piękno. Znika anonimowość sztuki, która staje się w pełni autonomiczna, mająca przysparzać nieśmiertelnej sławy genialnym twórcom.

Drugim silnym prądem w epoce renesansu była reformacja, będąca odpowiedzią na kryzys Kościoła katolickiego. Reformacja - odrzucona przez Kościół próba reformy - zdecydowanie różniła się od humanizmu, gdyż podobnie jak średniowiecze, była teocentryczna, a nadrzędnym celem człowieka, według jej doktryny, było życie wieczne. Zauważamy jednak również pewne podobieństwa: humanistyczny indywidualizm przekładał się tutaj na zalecenia samodzielnej lektury Pisma Świętego, rezygnację ze stawianej u katolików na równi z Biblią tradycji. Odtąd jednostka, znacznie ograniczając pośrednictwo Kościoła, w większym niż dotychczas stopniu dąży do osobistej relacji z Bogiem. Wzmaga się kult chrystianizmu ze względu na dualizm natury Chrystusa - Madonna renesansu to matka żywa i ludzka, rozkochana w swym dziecku.

Wydaje się, że za genezę kolejnej epoki - XVII-wiecznego baroku - można uznać wzajemne oddziaływanie i wpływ humanizmu i reformacji. Doskonałą ilustracją kryzysu renesansowego światopoglądu są Treny Jana Kochanowskiego. Idee humanizmu okazały się niewystarczające do ogarnięcia wszystkich paradoksów istnienia, "fortuna" okazała się jednak zbyt okrutna, pozbawiając autora ukochanej córeczki. Nie można jednak uznać Trenów za dzieło barokowe, gdyż autor, przezwyciężając kryzys, odbudowuje swój humanistyczny światopogląd, choć na innych zasadach. Zwraca się przy tym niejednokrotnie do Boga, jednak to nie w Nim na nowo odnajduje nadzieję - ośrodkiem świata pozostaje nadal człowiek, mający nosić ludzkie przygody.

Inny charakter ma twórczość żyjącego w tym samym czasie Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego. Poeta nie znajdował w życiu doczesnym żadnej nadziei - zmienność losu, cierpienie, sprzeczności targające człowiekiem, który z jednej strony dąży do Boga, z drugiej zaś ulega pokusom świata, budziły w nim niepokój i trwogę. Osamotniony w kosmosie człowiek okazuje się wbrew filozofii głoszonej przez humanistów - słaby i bezbronny. Poezję Sępa-Szarzyńskiego, tworzącego w późnym renesansie, można uznać za barokową, dlatego że - przeciwnie niż Kochanowski - jedyną szansę dla człowieka widział w wierze w Boga, jego szczególnej łasce, która pozwoli obronić się przez zakusami szatana. Mimo iż opatrzność działa w sposób dla ludzi niezrozumiały, nie pozostaje nic innego poza zaufaniem. Taka będzie wizja człowieka pascalowskiej trzciny najwątlejszej w przyrodzie - w baroku metafizycznym. Relacje między Bogiem a jednostką ulegają dalszej indywidualizacji, poezja angielskich metafizyków pełna jest zapisów mistycznych doświadezeń. Kartezjusz, mówiąc myślę więc jestem, afirmuje świat i Boga, opierając się na jednostkowym istnieniu. Religijność barokowa jest inna od średniowiecznej, w której doświadczenie wewnętrzne nie miało większego znaczenia.

Inne zjawisko artystyczne baroku - nurt dworski - dotyczy sfery profanum. Poezja J.A. Morsztyna w niezwykle wyrafinowany sposób opisuje miłość. DIa tzw. poetów światowych rozkoszy, np. Hieronima Morsztyna, niepokój przemijania stał się powodem fascynacji krótkotrwałą, ale pociągającą urodą świata. Przykład postawy starającej się pogodzić świadomość marności, przemijania z urokami życia znajdujemy w poezji jednego z przedstawicieli nurtu dworskicgo - Daniela Naborowskiego. W jednym z utworów pisze on: "żartujmy i miłujmy, jeno pobożnie i uczciwie."

Myślę, że można spróbować porównać ewolucję myśli religijnej w trzech opisanych epokach do dość powszechnej drogi dojrzewania do religijnej dojrzałości osoby wierzącej. Zaczyna się ona od bezkrytycznego przyjęcia pewnych prawd w dzieciństwie (prostota i podporządkowanie się autorytetom w średniowieczu), przez ich młodzieńcze zakwestionowanie i próbę racjonalizowania świata (aspiracje renesansu), po dojrzałą refleksję i indywidualne doświadczenia Boga (barok).

Rola świata nadprzyrodzonego w dramatach różnych epok.

Potęga świata nadprzyrodzonego leży poza ludzkimi możliwościami empirycznego poznania. Człowiek nie zna charakteru tej przestrzeni, nie potrafi zamknąć jej w fizycznych wzorach i twierdzeniach, niczego nie jest w stanie dowieść, nie wie nawet, czego oczekiwać - może więc co najwyżej uwierzyć w jej istnienie.

Ludzie różnie wyobrażają sobie świat nadprzyrodzony. Wizje te dostarczają kulturze nowych elementów i przekazywane są następnym pokoleniom jako część wiedzy o świecie. Wiara w to, że istnieje jeszcze inny poziom bytów, porządkuje, harmonizuje życie doczesne, daje nadzieję na lepsze, na inne. Tamtejszy świat, tamtejsze istoty są doskonałe, silne, wieczne, mają władzę nad ludzkim duchem i ciałem, mądrość i wiedzę. Część swej "absolutnej prawdy" bogowie, duchy czy inne tajemne postaci udostępniają człowiekowi w postaci systemów norm moralnych, dzięki którym dostąpić będzie mógł on godności doskonałego. Jeśli przestrzegać będziesz nakazów i zakazów, spotka cię nagroda - nęcą. W zależności od kultury, religii czy koncepcji filozoficznej jest to wieczne życie w Niebie, idealna harmonia wewnętrzna lub uniknięcie kaźni w mitycznym Tartarze.

Świat nadprzyrodzony ujawnia się też w przepowiedniach, tajemniczych zjawiskach, bez pośredniej jego ingerencji w życie śmiertelników, czyli jak to nazwali starożytni - Deus ex machina. W taki sposób zakorzeniły się w świadomości ludzkiej religie, magia, zabobony czy prosta ufność, że istnieje coś ponad nami, że natura nas wyróżniła i nie poddała władzy przypadku i statystyki, że jest może jakiś cel, jakiś sens. Dużo ważniejsza od społecznego wymiaru tej wiary jest jednak indywidualna strefa relacji świat nadprzyrodzony-człowiek. Nie mówię tu tylko o wybitnych jednostkach-prorokach, szamanach czy alchemikach. Każdy człowiek jest w jakiejś małej cząstce mistykiem. Tego nie doświadczanego umysłem dotyka za każdym razem, gdy porzuca racjonalność i zdaje się na wolę i intuicję. To pozarozumowe poznanie jest świętem dla duszy, objawieniem, iluminacją. Jest przeżyciem nie tylko absolutu, ale też na reszcie próbą analizy własnego "ja", poprzez odsłonięcie tych najmroczniejszych miejsc, których istnienia często nawet nie jesteśmy świadomi.

Ten właśnie rodzaj psychoanalizy ilustrował często w swych dramatach William Szekspir. Jego bohaterowie byli indywidualistami, jednostkami wyróżnionymi zdolnościami czytania tajemnych symboli "księgi prawdy". Mieli także, a może przede wszystkim, wolę i możliwość wyboru. Czymże jest bowiem umiejętność poznania prawdy o przeszłości i przyszłości, bez możliwości wykorzystania tej wiedzy według własnego pomysłu na życie? Czyny postaci mają więc swoje źródło w charakterze, w osobowości, a nie - jak to miało miejsce w starożytnych dramatach - wynikały z fatum, z góry określonego przez bogów losu. Możliwość wyboru jest przyczyną stałego konfliktu wewnętrznego: którą drogę wybrać? jakie są priorytety? Dla szekspirowskich bohaterów powstaje hybris w chrześcijańskim wydaniu. Jest to lęk i przewrotna satysfakcja, a przede wszystkim świadomość czynienia grzechu, przyjmowania na siebie dobrowolnej winy. Świat nadprzyrodzony gra więc w życiu Hamleta, Ryszarda III czy Makbeta jedynie dodatkową rolę. Nie jest czynnikiem sprawczym, a tylko ukierunkowaniem, pretekstem do poznania własnych pragnień i aspiracji, towarzyszy w momentach przełomowych na drodze życia. Fabuła Makbeta oparta jest na przepowiedni, a sama scena wróżby rozpoczyna dramat. Przy wtórze wichury, błysków, tętentu koni, tajemniczych chichotów dwóm jeźdźcom objawiają się trzy mary. Są jak trzy Mojry - przędą nić przeznaczenia, znają czas i bawią się tą wiedzą. Prowokują Makbeta przez wyjawienie rąbka tajemnicy o przyszłym losie. Nocne zjawy nie reagują na groźby rycerzy, istnieją na wyższym poziomie, doczesność ich nie dosięga. Być może są tylko senną marą; sen bowiem, jak mówi Freud, jest odzwierciedleniem podświadomości. Jest pierwszym etapem walki moralności z żądzami. Być może Makbet w ten sposób zmaterializował swoje marzenia.

Makbet jako król i morderca nie zaznaje spokoju. Pokonał sam siebie. Usidlił swoje życie w pułapce podejrzeń, intryg, tajemnic. Boi się, że prawda wyjdzie na jaw, a może jest to lęk przed odpowiedzialnością, lęk przed samym sobą - do czego byłem zdolny, co jeszcze jestem gotów zrobić, by zrealizować przepowiednię? Makbeta nawiedzają duchy umarłych. Nie widzi ich nikt poza królem. Są to wizje chorego ducha, będące wyrzutami sumienia. Nieprawy władca umiera w ten sposób zgodnie z jego pragnieniami, wróżba spełnia się. Nic nie dzieje się jednak poza sprawiedliwością. Przychodzi czas na rozliczenie, wtedy - zgodnie z odwieczną regułą - przychodzi nagroda lub kara.

Romantyzm jeszcze mocniej fascynował się tym, co w człowieku i świecie nie wyjaśnione, tajemnicze i niecielesne. Bohater romantyczny źle się czuł w zwykłym ludzkim świecie. Aspirował do boskości, wolności od przyziemnych spraw i potrzeb. Chciał wzlatywać w nieskończoną przestrzeń, pragnął władzy i wiedzy, nieograniczonych możliwości. Stąd bliskość i poufałość, z jaką odnosił się do świata nadprzyrodzonego. Dla niego był on częścią rzeczywistości, a jednocześnie reprezentantem absolutu, magii. Romantycy "uciekali" w metafizykę, dzięki temu eskapizmowi próbowali odkryć sens istnienia, wartości ponadczasowe, do istoty własnego ,"ja".

Dziady Adama Mickiewicza przedstawiają ludzkie życie jako wzajemne przenikanie się dwóch światów - rzeczywistego i pozaziemskiego. Wiara ta ma swoje źródło w ludowych przekonaniach, iż nawiązanie dialogu między żywymi i umarłymi przynosi oczyszczenie za równo doczesnym, jak i tym, którzy już znaleźli się po tamtej stronie. Idea nierozerwalnego związku cielesności i metafizyki jest głównym ogniwem łączącym wszystkie części dramatu, stąd też motto wieńczące utwór: "Są dziwy w niebie i na ziemi, o których ani śniło się waszym filozofom.

Akcja II części Dziadów rozgrywa się w kaplicy, nocną porą. Odbywają się tu tajemnicze obrzędy przywoływania duchów zmarłych. Należą one do trzech różnych kategorii. Przychodzą więc widma dzieci, które nie są, co prawda, obarczone żadną winą, lecz ponieważ nie zaznały ziemskiej goryczy, nie dane im będzie poznać słodyczy niebiańskiej wieczności. Zaklęcia Guślarza przywołują inną zjawę - dziewczynę, która nie kochała i nie zaznała miłości, nie dotknęła ziemi ni razu, nie może więc przebywać w niebie. Kaplicę nawiedza też upiór - zły pan, który od śmierci pozostaje w mocy złego ducha. Jest to kara za okrucieństwo i kamienne serce w doczesnym życiu. Dla niego nie ma ani zbawienia, ani pocieszenia. Rytuał zakłóca jedynie pojawienie się milczącego widma, które następnie przewodzi w IV części Dziadów. Jest to pustelnik zmarły dla świata, którego zabiło romantyczne usposobienie, wiara w miłość, literatura. Zatracił się w uczuciu do kobiety, zamknął przed zwyczajnym światem; to go zniszczyło. Nawiązując do II części dramatu, młodzieniec przekazuje żywym przestrogę.

W III części Dziadów Gustaw przeżywa przemianę. W więziennej celi walczą o niego dobre i złe duchy. Niefrasobliwy kochanek Gustaw przeradza się w Konarda - nowego Prometeusza, żywiciela narodu, bojownika gotowego zmierzyć się z Bogiem. Walka ta to Wielka Improwizacja. W monologu padają oskarżenia, groźby i bluźnierstwa pod adresem Boga. Jednym z nich jest nazwanie Boga Carem, jednak to słowo wypowiada za Konrada zniecierpliwiony diabeł. Mickiewicz, nawiązując do biblijnej walki Jakuba z aniołem, obdarza Konrada znamieniem, które ma świadczyć o kontakcie, walce z Bogiem - światem nadprzyrodzonym.

Kolejnym utworem, na który chciałbym zwrócić uwagę, jest "Sonata Widm" Augusta Strindberga. Dramat przepojony jest poetyką marzenia sennego, sceny przenikają się nawzajem. Elementy świata nadprzyrodzonego nawiązują do innych znanych w kulturze wyobrażeń przestrzeni nierzeczywistej. Sama lokalizacja duchów ma pewne znaczenie, jest symboliczna. Te dobre stoją po prawej stronie, złe po lewej. Są one jakby normalnymi postaciami sztuki, równoległymi bohaterami. Uczestniczą w życiu śmiertelników, rozmawiają z ludźmi, są świadkami zdarzeń. Nie mają jednak mocy zmieniania losów, decydowania o postawach i zachowaniach zwykłych bohaterów dramatu. Widma detronizują fałsz, którym człowiek jest przeniknięty, obrazują świat jako grę pozorów, wzajemne oszukiwanie się, przybierania masek. U Strindberga tylko widma i duchy potrafią być czyste i prawdziwe. Tylko ich przestrzeń żyje życiem szczerym, a w człowieku prawdziwy jest tylko lęk; wszystko poza tym jest iluzją i mistyfikacją.

Fascynacja światem nadprzyrodzonym jako tajemniczym, niezbadanym, od zawsze towarzyszy ludzkości w procesie tworzenia kultury. Jest to motyw niezwykle płodny, który poszczególni artyści wykorzystywali niezwykle twórczo, prezentując własną wizję świata nadprzyrodzonego i jego roli, funkcji w rzeczywistości lub też posługując się nim jako metaforą różnorodnych wewnętrznych i zewnętrznych doświadczeń i przeżyć człowieka.

Rozmowa z Bogiem - forma, funkcje.

Nie ma nic trudniejszego niż szczera rozmowa. Wydawać by się mogło, że to banalne stwierdzenie, ale nie do końca. Aby rozmawiać, do niedawna jeszcze, dopóki nie wymyślono telefonów, trzeba było stanąć twarzą w twarz z rozmówcą. To powodowało, że oprócz słów dostrzegaliśmy też mimikę i bezpośrednią reakcję na nią i wypowiadane treści. W bezpośredniej rozmowie trudniej jest nam kłamać, gdyż niepokój i obawa przed zdemaskowaniem zawsze będą widoczne.

Literackie rozmowy człowieka z Bogiem zawsze były pełne dramatyzmu, napięcia, zawsze okazywały się brzemienne w skutkach. Ukazuje je również Stary Testament; był to czas, kiedy Pan prowadził swój lud, starając się go bronić i ochraniać. Można to porównać do relacji pomiędzy ojcem a jego dzieckiem. Ojciec, chroniąc dziecko, karze je za błędy - wskazując właściwą drogę. Stawia to człowieka w trudnej sytuacji istoty zależnej, gorszej, wiecznie karanej za swoje słabości, dlatego uciekającej się do kłamstwa i ucieczki od rzeczywistości. Rozmowy z Bogiem napawają człowieka przerażeniem. Dowodem jest postać Adama, który po zjedzeniu owocu z drzewa poznania dobra i zła, wołany przez Boga, chowa się i nie chce z Nim rozmawiać. Boi się, że gdy stanie z Nim twarzą w twarz, to prawda o jego grzechu wyjdzie na jaw. Metaforycznym określeniem tego lęku jest stwierdzenie jestem nagi, w znaczeniu: nie mogę z Tobą rozmawiać, jestem grzeszny. Adam chowa się, a gdy nie przynosi to skutku, próbuje obarczyć odpowiedzialnością Ewę. Podobnie Kain, po zabójstwie Abla nie chce rozmawiać z Bogiem, mówi: czy to ja jestem stróżem brata mego, szuka ucieczki przed nieuniknioną karą.

Zupełnie inną postać mają rozmowy Hioba z Bogiem. Trudno się zresztą temu dziwić, gdyż Księga Hioba powstała dużo później niż wspomniane wyżej historie z Księgi Rodzaju i głównie to wpływa na zmianę relacji pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Tu Bóg tłumaczy Hiobowi swoje zachowanie, odchodząc od mechanizmu czynu i podążającej za nim natychmiastowej kary.

Postać Hioba - człowieka bezgrzesznego, a pomimo tego wydanego na pokuszenie i tracącego wszystko - zrywa oczywistość relacji pomiędzy dobrym lub złym ezynem a nagrodą lub karą objawiającą się na ziemi. Bóg stara się wytłumaczyć człowiekowi, że troszczy się o wszystkie istoty na świecie, że je kocha. Mówi, że Hiob nie może mieć do niego pretensji, gdyż człowiek nie jest w stanie przeniknąć planów Boga i jedyne, co mu pozostaje, to wiara i ufność. Potwierdzeniem jego słów jest Nowy Testament, w którym Chrystus umiera za grzechy ludzkości. W tym kontekście najbardziej znacząca jest rozmowa pomiędzy Bogiem Ojcem a Chrystusem, jego Synem, który, będąc Bogiem, materialnie jest człowiekiem - rozmowa w Ogrójcu. Jest ona kwintesencją boskiej miłości do człowieka. Chrystus, doświadczając takich ludzkich uczuć, jak strach, przerażenie, pyta, czy nie ma innej drogi do zbawienia ludzkości. Prosi: Odsuń ten kielich ode mnie. Milczenie Boga jednoznacznie wskazuje na to, że nie ma innej drogi. Jednak istotą rozmowy w Ogrójcu jest dobrowolność ofiary Chrystusa. Sam dochodzi do takiego wniosku - nie zmuszany przez swojego Ojca.

Od tej pory Bóg pozostawia człowieka samego. Okres jego ciągłych ingerencji w ludzkie życie bezpowrotnie mija. W pewnym sensie sytuacja odwraca się, teraz to człowiek szuka kontaktu z Bogiem. Obrazem tej zmiany mogą być pozostawione przez Chrystusa sakramenty; aby otrzymać związane z nimi łaski, trzeba najpierw do Niego przyjść. Jest to zerwanie automatyzmu zależności i przejście do bardziej dobrowolnych związków. Oczywiście wywołuje to samotność i poczucie opuszczenia. Człowiek próbuje sobie to rekompensować, taki jest choć by powód budowy gotyckich katedr - ich potęga i przytłaczająca wielkość mają uosabiać Boga i zmuszać do pokory, wymuszanej poprzednio Jego słowami. Jednak teraz inicjatywa spotkania wychodzi od człowieka.

Renesans zmienia dotychczasowe relacje pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Siłą rzeczy zmienić się też musi sposób dialogu pomiędzy nimi. Odrodzeniowy humanizm, zmieniając punkt ciężkości w świecie, przenosi go z Boga na człowieka, powoduje tym samym, że ich rozmowa nabiera cech równorzędności. Zanika owa, tak silna poprzednio, bojaźń przed Nim. Dowodem może być sposób parafrazy biblijnego Psalmu CXXX przez Kochanowskiego. Podmiot liryczny, zwracając się do Boga, poprzez ukazanie pozytywnych jego cech, kreśląc obraz Boga, zwraca przede wszystkim uwagę na jego dobroć, litość i miłosierdzie. Te cechy pozwala ją patrzeć człowiekowi z nadzieją w przyszłość. Z nadzieją, że zostanie on wyswobodzony z grzechu i trosk życia doczesnego.

Istotna zmiana stosunku do Boga nastąpi w baroku. Tu stale powiększający się straszny i nieznany świat zacznie przerażać człowieka. Znowu jedynym ratunkiem będzie ucieczka w ramiona wszechmogącego Boga. O to będzie prosił Mikołaj Sęp-Szarzyński. W Sonecie IV podmiot liryczny, mówiąc z manichejskim wręcz przekonaniem o marności życia doczesnego, będzie błagał Boga o postawienie się przy sobie, o powrót do relacji tak dobrze już znanych ze Starego Testamentu. Ciekawe i warte zauważenia jest, jak bardzo różne są parafrazy tego samego biblijnego psalmu - Psalmu CXXX w wykonaniu Kochanowskiego i Sępa-Szarzyńskiego. Ten pierwszy interpretuje go w duchu humanizmu chrześcijańskiego. Podmiot liryczny u Szarzyńskiego będzie podkreślał marność, grzeszność, a przede wszystkim brak samodzielności ludzkiego żywota. Będzie mu się marzył powrót do stosunków, w których Bóg wychowuje człowieka.

Po okresie względnego braku zainteresowania Bogiem, spowodowanym przez głoszone przez oświecenie teorie racjonalizmu, empiryzm i scjentyzm, problem dialogu z Nim powrócił w romantyzmie. Przyjmując, przypominając istnienie siły wyższej, świata nadprzyrodzonego, obsesyjnie starano się nawiązać z Nim kontakt. Ma temu służyć mistycyzm, czyli pozamaterialny, pozarozumowy kontakt z Absolutem. Jednak pojawiająca się znowu w tym kontekście rozmowa ma zupełnie inne znaczenie, odwrotnie niż w Starym Testamencie, tu człowiek chce wpłynąć na Boga. Przykładem może być choćby Wielka Improwizacja w III części Dziadów. Gustaw Konrad prosi Go o rząd dusz nad światem. Jest jednostką wybitną, czującą i widzącą więcej niż inni, dlatego ma do tego - wedle romantycznej filozofii - pełne prawo. Aby udowodnić swoje racje, zadaje pytanie, w jego mniemaniu retoryczne, kto powinien rządzić świa tem - czy uosabiający rozum Bóg, czy też może czujący sercem człowiek, nie mogący się pogodzić z cierpieniem ludzi - własnego narodu? Człowiek przegrywa to starcie. Bóg pozostaje głuchy na jego żądania, co siłą rzeczy sprowadza je do roli histerycznych oskarżeń, z których najcięższe to nazwanie Boga Carem. Tej postawie satanicznego buntu przeciwstawia się bernardyn, ksiądz Piotr. Odprawiając egzorcyzmy nad Gustawem, odkrywa, że za ideą prometejskiego buntu kryje się szatan. Za swoją postawę chrześcijańską, pełną pokory i wiary, zostaje nagrodzony. Otrzymuje od Boga mistyczną wizję losów narodu, o którą bezskutecznie prosił Konrad. Ma ona, w tym kontekście, podkreślić specjalny, święty, metafizyczny wymiar historii narodowej.

Zupełnie inny jest cel młodopolskiego buntu przeciw Bogu. Problem historiozofii, tak frapujący romantyków, nie jest już dla twórców interesujący. Pojawia się natomiast problem bezsensu życia, pustki, samotności, niespełnienia. Zdaniem twórców młodopolskich sprawcą tego jest Bóg. To On umieścił człowieka w nędznym, pełnym cierpienia świecie, to On jako Twórca odpowiedzialny jest za jego wady, za grzechy. Nie może za nie winić człowieka, który jest tylko Jego marnym stworzeniem. Takie jest przesłanie "Dies Irae" Jana Kasprowicza. Autor przekazuje jedynie wyrzuty w stosunku do Boga, chce ukazać szokującą prawdę, że nie ma, na prawdę nie ma za co Go chwalić. Podmiot liryczny jest obserwatorem Sądu Ostatecznego. Dostrzega ludzką małość, grzech, które są obecne w tej sytuacji. Jednakże perspektywa wyniszczenia plemienia ludzkiego z powierzchni ziemi, a przede wszystkim nieproporcjonalny w stosunku do win rozmiar kary powodują, że staje się samoistnym jego obrońcą. Stawia Bogu zarzut, że to Jego winą jest grzech na ziemi, to On go stworzył, tworząc szatana czy Ewę - jego kochankę. Nie może więc karać człowieka za coś, co sam stworzył. Jednak ludzka obrona nie zostaje wysłuchana. Tryumf Boga przedwiecznego, ukazanego jako surowego starotestamentalnego sędziego, jest pełen. Jedynie w odbiorcach pozostaje uczucie nieproporcjonalnej krzywdy i wynikający z tego bunt i niewiara w Jego sprawiedliwość.

Tragiczne doświadczenia XX wieku, doświadczenia wojny, chaosu, zniszczenia polaryzują ludzkie postawy. Z jednej strony stają się przyczyną postaw ateistycznych, niewiary w dopuszczającego do tak wielkiego cierpienia Boga, z drugiej zaś powodują przywrócenie zaufania do Boga. W świecie nihilizmu wydaje się być on jedynym niezmiennym elementem, tak stałym, że aż wzbudzającym pytania - czy rzeczywiście kontroluje On to, co dzieje się w stworzonym przez Niego świecie? Taka, według mnie, jest wymowa "Powrotu" Tadeusza Różewicza. Podmiot liryczny, wracając do Nieba, nie ma odwagi powiedzieć Bogu Ojcu śpiącemu pod kominem, że człowiek człowiekowi skacze do gardła. Słowa te paradoksalnie są prośbą o powrót Boga w nasze, ludzkie życie. Człowiek, usamodzielniając się, pokazał, że tak naprawdę nie może sobie bez Boga poradzić.

Różnorodny sens cierpienia w życiu człowieka, na podstawie poznanych w szkole utworów literackich .

Problem cierpienia i zła - wymykający się racjonalnym kategoriom, niezbadany, trudny. Towarzyszy on człowiekowi od zarania dziejów, budząc lęk, wątpliwości, powodując tragedie, ale również wywołując postawę pokory, zawierzenia Bogu. Tragiczny wymiar ludzkiej egzystencji, jakim jest cierpienie, zwłaszcza to niezawinione, rodził i będzie rodzić nadal pytania o jego sens, znaczenie. Człowiek od zawsze próbował zrozumieć, dlaczego tak wiele jest w życiu zła, rozpaczy, bólu. Zagadnienie to na gruncie naszej kultury judeochrześcijańskiej często roz patrywane było w kontekście głoszonej przez religię chrześcijańskąwszechmocy i nieskończonej dobroci Boga dla człowieka.

Jednym z pierwszych w historii utworów literackich, w którym spotykamy się z tym problemem, jest biblijna Księga Hioba. Jej główny bohater, żyjący uczciwie i bogobojnie Hiob, jest doświadczony ogromnym cierpieniem fizycznym i duchowym. Jest to swoista próba zaufania sprawiedliwego Hioba względem obdarzającego go do tej pory dobrobytem i szczęściem rodzinnym Boga. Sens niezasłużonego cierpienia, które spotyka Hioba, polega na próbie wiary. Utwór ten zarazem pokazuje, że ludzkie myślenie o cierpieniu jest zawodne i schematyczne. Rozmawiający z cierpiącym Hiobem przyjaciele próbująza wszelkącenę zracjonalizować cierpienie; jeden twierdzi, że Hiob musiał zgrzeszyć, drugi zaś uważa, że cierpienie jest wynikiem przypadku ze wzgiędu na rządzący światem chaos. Hiob jednak nie przyjmuje ich poglądów, wie, że nie zgrzeszył, i nie wierzy w przypadkowość swojego położenia. Nie chce się wyrzec Boga, mimo że nie rozumie, dlaczego znalazł się w takiej sytuacji, heroicznie trwa w postawie wiary. Kończące Księgę mowy Boga alegorycznie pokazują, że Bóg panuje nad siłami zła symbolizowanymi tutaj przez olbrzymie dzikie zwierzęta - i że jego zamiary, plany względem ludzkości mają ukryty sens, który jednak zawsze będzie niepojęty dla człowieka. Pokorna postawa Hioba jest zatem właściwa.

Kolejnym dziełem literackim, w którym ukazane jest znaczenie cierpienia w życiu człowieka, jest średniowieczna Legenda o św. Aleksym. Tytułowy Aleksy w noc poślubną opuszcza swoją żonę, by oddać się praktykom pokutnym, polegającym na umartwianiu ciała; chce w ten sposób zasłużyć na życie wieczne. Dobrowolna zgoda na cierpienie była w zdominowanym przez teologię średniowieczu formą ekspiacji. Asceza polegająca na przezwyciężeniu materii, od której pochodzi wszelkie zło, miała gwarantować zbawienie. Sława świętego, którą został otoczony, ze względu na występujące po jego śmierci nadprzyrodzone zjawiska, jest potwierdzeniem tego, że obrana przez Aleksego droga była słuszna.

Swoistą kontemplacją cierpienia był występujący w literaturze i sztuce średniowiecza motyw Stabat Mater Dolorosa, którego polską wersją jest Lament świętokrzyski. Cierpienie stojącej pod krzyżem Chrystusa Marii było łatwiejsze do wyobrażenia, identyfikacji dla człowieka niż bardziej metafizyczna męka Chrystusa. Wymowa tego motywu jest podobna do przesłania Księgi Hioba - cierpienie Matki Bożej jest konieczne do realizacji planu zbawienia ludzkości. Maria jest wzorem postawy bezgranicznej ofiary, poświęcenia i pokory w stosunku do Boga.

Inaczej wyglądały próby rozwiązania problemu cierpienia w renesansie. Humanistyczne fascynacje stoicyzmem i epikureizmem spowodowały wytworzenie innej od średniowiecznego teocentryzmu wizji świata i człowieka. Przywiązywano dużo większą wagę do życia doczesnego i autonomii człowieka. Odpowiedzialnością za ludzkie niedole obarczano nie Boga, lecz obojętną na wszystko zimną fortunę; Bóg pozostawał jedynie wielkim architektem i budowniczym pięknego świata. Przed jakże często okrutną fortuną miała bronić niewzruszona postawa stoicka. Jak więc zatem tłumaczono sens cierpienia? Myślę, że warto w tym miejscu odwołać się do Trenów Jana Kochanowskiego, których genezą jest tragiczne wydarzenie, śmierć ukochanej córeczki poety. Cykl Trenów ukazuje ewolucję postawy autora, od kryzysu dotychczas wyznawanego renesansowego światopoglądu, po odbudowę humanistycznego poglądu na życie. Kochanowski pozostaje humanistą, gdyż ratunek odnajduje nie w Bogu, lecz polega na siłach człowieka, który ma nosić ludzkie przygody - czyli z godnością znosić ludzki los pełen kaprysów fortuny. Nie jest to jednak powrót do poglądów zawartych we wcześniejszym utworze Kochanowskiego, Pieśniach; humanizm Trenów jest inny, pozbawiany złudzeń co do ideałów, filozofii, które miały rzekomo obronić człowieka przed cierpieniem. Cierpienie dla Kochanowskiego nie ma ukrytego znaczenia, mimo wstrząsającego przeżycia, jakim jest śmierć jego dziecka, pozostaje on wierny laickim postawom. W Trenach mówi, że cierpienie należy znosić po ludzku, bez odwoływania się do transcendencji.

Z bardzo szczególnym sposobem pojmowania sensu cierpienia spotykamy się w "Dziadach" Adama Mickiewicza. Cierpienie narodu polskiego - niewola pod zaborami - zostało uzasadnione przez koncepcję mesjanizmu narodowego. Polska i Polacy mieli do spełnienia szczegól ną misję, powierzoną im przez Boga, polegająca na wyzwoleniu narodów Europy spod ucisku tyranów. W III części Dziadów w scenie widzenia księdza Piotra Polska występuje jako Chrystus narodów, ukrzyżowany na krzyżu trzech zaborców. Upadek państwa potwierdzał jego szczególne posłannictwo, a cierpienia symbolizowane przez opisywany proces filomatów i spotykające ich represje były koniecznym elementem wypełnienia się misji dziejowej Polski i jej przyszłego odrodzenia.

Myślę, że przy okazji rozważań na temat różnych znaczeń nadawanych przez literaturę cierpieniu warto zwrócić uwagę na "Zbrodnię i karę" Fiodora Dostojewskiego. Cierpienie odgrywa bardzo ważną rolę w tej powieści. Główny bohater Rodion Raskolnikow, po popełnieniu ciężkiej zbrodni, targany wyrzutami sumienia, przeżywa dezintegrację osobowości - dramatyczny konflikt wewnętrzny, dotyczący przyznania się do winy. W takim stanie "spotyka się" z miastem ludzkiego cierpienia, Petersburgiem, w którym panuje nędza moralna i materialna. Przykład postawy Soni, pokornie znoszącej cierpienia, realizującej przesłanie chrześcijańskiej miłości bliźniego, jest jednym z głównych powodów przemiany wewnętrznej bohatera, który decyduje przyznać się do winy. Doświadczenie cierpienia innych oraz własne cierpienie duchowe, dramatyczny konflikt rozum - wartości wypływające z wiary powodują przemianę bo hatera.

Wiele ludzkich poglądów na cierpienie ukazuje "Dżuma" Alberta Camusa. Doktor Rieux w rozmowie z jezuitą Panelouxem mówi: "inaczej rozumiem miłość i nigdy nie będę kochał tego świata, gdzie dzieci są torturowane". Doktor nie nadaje cierpieniu metafizycznego znaczenia, nie wierzy w Boga, cierpienie traktuje jako bezwzględne zło, będące stałym elementem ludzkiego losu, któremu trzeba się mężnie przeciwstawiać, polegając wyłącznie na własnych siłach, nie licząc na Boga, jego łaski i miłosierdzie. Ksiądz reprezentuje pogląd głoszący, że dżuma jest karą Bożą za ludzką pychę. W rozmowie z doktorem jest mu trudno pogodzić wszechmoc Boga z jego dobrocią. Próbuje przekonać doktora Rieux do swoich racji, mówiąc, że należy nauczyć się kochać to, czego nie rozumiemy. Znamienną jest postać dziennikarza Ramberta, u którego doświadczenie dżumy owocuje przemianą wewnętrzną, faktycznym przewartościowaniem dotychczasowej filozofii życia. Podobnie dzieje się z urzędnikiem Grandem. U Camusa wszystkie różniące się postawy i poglądy, reprezentowane przez poszczególnych bohaterów, realizują się w bezinteresownej, ofiarnej walce z dżumą-złem, solidarności i współezuciu cierpiącym, przemianie pojmowania świata i człowieka.

Cierpienie zawsze rodziło i będzie rodzić dramatyczne pytania, wątpliwości, tragedie. Współczesna kultura masowa, starając się przede wszystkim dostarczyć rozrywki, jakby zapomniała o tym "bolącym" problemie. Literatura na przestrzeni epok prezentuje przykłady różnych postaw, nie dając uniwersalnego klucza do rozwiązania tego wymykającego się racjonalnym kategoriom zagadnienia. Fryderyk Nietsche powiedział: "nie wiem, czy cierpienie czyni nas lepszymi, ale na pewno czyni nas głębszymi."

"Serce ma swoje racje, których rozum nie ma." Udowodnij, że dewiza B. Pascala była bliska wielu bohaterom literackim.

Dewiza Pascala była bliska wielu bohaterom literackim, żyjącym w różnych okresach historycznych, a szczególnie tym, którzy żyli w epokach stawiających sobie za cel właśnie kult uczucia, serca. Taką epoką z pewnością był romantyzm, który opisywał świat przez pryzmat uczucia. Ale w każdej epoce, nawet takiej, która stawiała przed sobą cele utylitarne, żyli bohaterowie kierujący się w życiu osobistym i w działaniu publicznym bardziej sercem niż rozumem.

Ludzie najczęściej usiłują kierować się rozumem, ale często zawierzają sercu. Podążanie za głosem serca nadaje bowiem naszemu działaniu spontaniczności. Parą bohaterów literackich, która całkowicie zawierzyła racji swoich serc, byli Tristan i Izolda z XII-wiecznego romansu rycerskiego Dzieje Tristana i Izoldy.

Tristan z Lonii, siostrzeniec króla Kornwalii Marka, był dzielnym i szlachetnym rycerzem. Długo uczył się rzemiosła wojennego i miał już w swoim życiu sukcesy - uwolnił kraj od potwora Marchołta. Wydawać by się mogło, że był młodym, rozsądnym człowickicm, który stawiał przed sobą konkretne cele i słuchał racji swego rozumu. Jednak kiedy wiózł złotowłosą Izoldę, którą miał poślubić Marek, wypił napój nasycony ziołami i zakochał się bez pamięci. Izolda też zapałała do niego miłością i od tego momentu nic nie było w stanie pokonać ich wzajemnego uczucia. Miłość przyniosła im ogromne cierpienie.

Dla Izoldy z pewnością byłoby lepiej zapomnieć o Tristanie, zaś dla Tristana ożenić się z jakąś bogatą dwórką i dbać o honor i miłość swojego wuja. Ale oni słuchali jedynie głosu własnych serc. Racje rozumu nie przemawiały do nich zupełnie.

Gdy król Marek dowiedział się o potajemnych spotkaniach kochanków i zagroził im śmiercią, wówczas oboje schronili się w lesie i tam wiedli tułacze życie. Później próbowali słuchać rozsądku. Izolda wróciła do męża, Tristan poślubił inną kobietę. Ale serce to nie sługa, nie słucha, gdy rozum i rozsądek mówią "nie". Rozdzieleni kochankowie musieli się spotkać - w chwili śmierci, która połączyła ich na zawsze.

Kolejnym bohaterem idącym za głosem serca był Werter, tytułowy bohater powieści epistolarnej Goethego. Żył on w czasach preromantyzmu, a epoka ta uznawała tylko racje serca. Nic więc dziwnego, że miłości poświęcił Werter całe swoje młode życie. Zakochał się w dziewczynie zaręczonej z innym mężczyzną. Choć wiedział, że Lotta nigdy nie będzie należała do niego, nie potrafił odejść. Pragnienie spotkania, rozmowy, było silniejsze od wszelkich racji rozumu. Nie miało dla niego znaczenia to, że był młody, mógł żyć, robić karierę, znów kochać. Wiedział, że jego uczucie nigdy się nie spełni, a mimo to nie potrafił, a może nie chciał uwolnić się od niego. To doprowadziło go do depresji, a w końcu do samobójstwa.

W literaturze pozytywistycznej spotykamy Stanisława Wokulskiego, bohatera powieści Bolesława Prusa: "Lalka". Wokulski jest człowiekiem ambitnym, pragnącym osiągnąć w życiu określoną pozycję, z pozoru bardzo rozsądnym, jak najdalszym od wszelkich porywów serca i namiętności. A jednak w imię miłości do ojczyzny, po wybuchu powstania styczniowego przyłączył się do walczących, porzucając wszystko, przede wszystkim marzenia o nauce. To serce podyktowało mu ten krok. Tak samo było, gdy spotkał Izabelę Łęcką. Miłość do tej pięknej arystokratki wyzwoliła w nim tyle energii, że mógłby góry przenosić. Dla niej rzucił się w wir pracy. Jednocześnie zaczął postępować nielogicznie, jakby zatracając cały swój rozsądek, a wszystko po to, by jego uczucie zostało odwzajemnione. Pragnął tego, co, jak mu się wydawało, da mu szczęście.

Powyższe wzmianki o kilku bohaterach literackich pozwalają zrozumieć, że częstokroć racje serca są silniejsze od rozsądku, którym trudno jest się tylko kierować w życiu. Racje serca są drogowskazem dla ludzkich uczuć, pragnień i dążeń. Rozsądek nie pozwoliłby kochać, nienawidzić, brać udział w z góry skazanej na klęskę walce o wolność ojczyzny, rezygnować z wygody i spokoju w imię miłości do drugiego człowieka albo wspinać się na kolejny niezdobyty szczyt.

"Społeczeństwo, któremu trudno wyzbyć się wad narodowych, buduje kolejne kaplice" - odnosząc się do wybranej epoki (epok) skomentuj zdanie księdza profesora Józefa Tishnera.

Człowiek, popełniając poważny błąd, najczęściej stara się zracjonalizować swoje zachowanie, tak aby ewentualną winę zredukować do minimum. Będące jej skutkiem przeszkody, trudności czy nawet tragedie przedstawiane są jako rezultat niepomyślnego zbiegu okoliczności, efekt działania czynników niezależnych od naszej woli. Przyznanie się do winy jest rzeczą bardzo trudną i racje ma ten, kto mówi, że większym człowiekiem jest ten, który przyznaje się do winy, od tego, który szczyci się tym, że nie zrobił nic złego.

Wedle powyższego schematu można rozpatrywać zachowania społeczeństwa tworzącego naród jako całości, a więc biorąc pod uwagę jego kulturę, wartości, obyczaje. Problem kapliczek narodowych, będących symbolem kreacji określonych mitów, towarzyszy ludzkości od zarania dziejów. Mit narodowy, obok bycia lekarstwem na wady i niedociągnięcia społeczeństwa, stanowił i stanowi czynnik integrujący. Między innymi z tego powodu powstała Eneida Wergiliusza; powstające cesarstwo rzymskie potrzebowało legendarnego uzasadnienia swojej wielkości. Obszar mitu to wspólnota określonych wierzeń, przekonań, zwyczajów danego społeczeństwa, tworzących się wskutek właściwych mu doświadezeń historycznych i społecznych. Tak więc mit to nie tylko sposób na kompleksy narodowe, lecz bywa on również nośnikiem treści ważnych i prawdziwych - dlatego też oceniając tę czy inną kapliczkę, należy być ostrożnym. Kwestia prawdziwości i fałszywości w tak zwanych wartościach i tradycji narodowej dotyczy nas Polaków szczególnie, gdyż nasza narodowa historia - miFdzy innymi ze względu na geopolityczne położenie Polski - obfituje w wydarzenia sprzyjające powstawaniu kapiic. Nie należy popadać w tym momencie w przesadę, gdyż inne narody również mają spore problemy z własną tradycją. Wystarczy przypomnieć twórczość Fiodora Dostojewskiego, który obok niezwykle istotnych uniwersalnych zagadnień, niemalże w każdej swojej powieści zamieszcza fragment mający służyć kreacji mesjanizmu rosyjskiego. Antykatolicka tyrada księcia Myszkina w Idiocie czy też fragment o "Wielkim Inkwizytorze" w Braciach Karamazow są dobitnymi przykładami. Prawosławie powiązane z nacjonalizmem rosyjskim mają zbawić świat od panoszącego się na zachodzie nihilizmu. Podobnie ma się sprawa w przypadku Niemców, którzy stworzyli swoje państwo, jak na warunki europejskie, stosunkowo późno i narodowe bolączki i uprzedzenia próbowali "obejść" przez mit "krwi i ziemi" oraz przywództwo "rasy panów".

Spróbuję teraz przeanalizować, w jaki sposób doszło do wytworzenia się naszych kaplic narodowych. Jedną z głównych był sarmatyzm, mający uzasadniać i wyjaśniać nadrzędną pozycję szlachty oraz specyficzny ustrój polityczny w Rzeczpospolitej. Teorie sarmatyzmu, będące mityczną genealogią narodową, głosiły, że szlachta polska wywodzi się z antycznego rodu bitnych Sarmatów, w związku z czym obdarzona jest szczególnymi przymiotami. Szlachcic Sarmata miał być uczciwym, dobrodusznym i religijnym człowiekiem, nade wszystko ceniącym sobie wolność i równość wewnątrzstanową, jednocześnie miał on dbać o sprawy Ojczyzny, a gdy zajdzie potrzeba, mężnie i bohatersko jej bronić. Wzorzec ten, funkcjonujący dzięki kulturze sarmackiej w świadomości szlachty, zdecydowanie jednak obiegał od zachowań większości jej przedstawicieli. Sarmatyzm rodził więc iluzoryczne przekonanie, że ustrój demokracji szlacheckiej gwarantuje pomyślność Polsce; gloryfikacja panujących stosunków społecznych i politycznych, samozadowolenie powodowało niechęć do jakichkolwiek zmian. Rzeczywisty wizerunek szlachcica prezentują Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska. Ich bohater, realizując ideały Sarmaty, doprowadza do ich zwyrodnienia. Umiłowanie złotej wolności oznaczało bardzo często prywatę i anarchię, niechęć do koniecznego dla kraju wzmocnienia władzy króla - bohaterska walka z najeźdźcą umotywowana była przede wszystkim chęcią zysku. Chwalone są ideały obywatelskie i ziemiańskie, ale nie doczekują się realizacji; ich miejsce zajmuje swoista megalomania narodowa, polegająca na pogardzie dla innych narodów i "delektowaniu się" samowolą szlachecką. Pasek nie widzi niebezpieczeństw takiej sytuacji, realnym zagrożeniem jest dla niego tylko wróg zewnętrzny.

W XVII wieku Rzeczpospolita zaczyna chylić się ku upadkowi, w wyniku błędów politycznych; u naszych granic rosną w siłę dwie przyszłe potęgi - Rosja i Prusy, niefortunny sojusz z Habsburgami powoduje, że zyskujemy dwóch zawziętych wrogów: Szwecję i Turcję. Jedną z głównych przyczyn tej sytuacji, która da efekt w postaci upadku państwowości polskiej pod koniec XVIII wieku, były właśnie obyczaje polityczno społeczne panujące w Rzeczpospolitej. Złota źrenica wolności - liberum veto, brak sprawnie działającego wojska i administracji były w dużej mierze skutkiem prywaty i przekupstwa sarmackiej przecież szlachty. Sublimacją poczucia winy i obawy przed realnym zagrożeniem ze wnętrznym było odwoływanie się do mitu Polaka-Sarmaty, nade wszystko ceniącego sobie wolność, broniącego Europy przed zalewem barbarzyństwa i pogaństwa. Teoria przedmurza chrześcijaństwa zrodziła się głównie z konieczności odpierania ataków tureckich; racjonalizowano w ten sposób również wojny ze Szwecją i Rosją jako walkę z innowiercami. Narodowi "bitnych Sarmatów", jako obdarzonemu przez Boga szczególnymi przymiotami, została po wierzona misja obrony Europy. Sukcesy na odcinku tureckim potęgowały poczucie wyższości względem innych nacji, które z kolei przyczyniało się do wzrostu ksenofobii. Dobitnym świadectwem tamtych czasów jest "Transakcja wojny chocimskiej" Wacława Potockiego, która, krytykując pewne zwyrodniałe elementy sarmatyzmu, jest jednocześnie jego manifestem - Potocki odwołuje się do pierwotnych ideałów sarmackich.

W epoce oświecenia, kiedy to los Polski zdawało się być już przesądzony, niektórzy twórcy podejmowali próby zwrócenia uwagi szlachty na sytuację w kraju. Przykładami tego typu działań jest chociażby twórczość biskupa Krasickiego, jednak nawet w ówczesnych warunkach świadomość większości szlachty, cały czas trwającej w micie własnej wielkości i wyjątkowości, była ograniczona. Jeden z jezuitów w swych broszurkach z tego okresu pisał, że Bóg ma Polskę w szezególnej prowidencji swojej i nie da Polsce zginąć. Tezę swoją uzasadniał tym, że skoro jesteśmy tacy słabi, to nie stanowimy dla nikogo zagrożenia, w związku z czym nikt nas nie zaatakuje.

Okres zaborów to moment historyczny ewidentnie niekorzystny dla narodu polskiego, jednak i on doczekał się racjonalizacji. Jedną z zasadniczych kwestii tego czasu była sprawa zasadności wynikającego z romantycznych idei czynu powstańczego. Atmosfera romantyzmu generowała często nie do końca przemyślany epigonizm powstańczy, który rodził opłakane, tragiczne skutki. Zgodnie z "wytycznymi" epoki liczyło się same pragnienie i spektakularny czyn, a nie przemyślana i rozsądna działalność. "Czarno-biała" konstrukcja rzeczywistości w III części Dziadów, podział na wyłącznie dobrych i całkowicie złych, atmosfera mistycyzmu i tajemniczości powodowała, że ukazany w niej obraz, nawiązujący do faktycznego procesu filomatów, stawał się wzniosłym obrazem całej martyrologii narodu polskiego. Scena widzenia księdza Piotra nadaje głęboki sens narodowym cierpieniom, włącza je w boski plan wybawienia narodów Europy spod panowania tyranów. Polska miała cierpieć na krzyżu trzech zaborców w imię wolności innych narodów. Teorie mówiące o Polsce jako o mesjaszu narodów, będące swoistą kontynuacją mitu przedmurza chrześcijaństwa, przyczyniały się do odwrócenia uwagi od konieczności rozwiązania poważnych problemów, stojących na przeszkodzie niepodległości, takich jak na przykład kwestia uwłaszczenia chłopów. To właśnie przeciwko tej atmosferze protestował Norwid, mówiąc: było w Ojczyźnie laurowo i ciemno czy też klaskaniem mając obrzękłe prawice.

Omawiając bolesny czas zaborów, warto zwrócić uwagę na pozytywne działanie mitu, który, jak każdy mit, nie niósł obiektywnych treści, a jedynie elementy rzeczywistości, które choć były prawdziwe, odzwierciedlały i podkreślały jedynie część postaw i zachowań opisywanych czasów i sytuacji. Mam tu na myśli twórczość Henryka Sienkiewicza, a zwłaszcza jego trylogię. Powieści te pisane ku pokrzepieniu serc, korzystające z "pozytywnych" treści sarmatyzmu, niewątpliwie pomogły przetrwać Polakom w trudnych chwilach.

Wydaje mi się, że epoka romantyzmu miała największy wpływ na tworzenie się polskich kaplic. Źródło swoich niepowodzeń Polacy prawie zawsze potrafią znaleźć "na zewnątrz", a ewentualny rachunek sumienia odbywa się w drugiej kolejności. Nadanie w romantyzmie narodowym dziejom wymiaru niemal metafizycznego przyczyniło się do mitologizowania późniejszych krwawych polskich doświadczeń. Dobrym przykładem jest w tym miejscu "spór" między G. Herlingiem Grudzińskim a T. Borowskim. Obaj autorzy, opisując ten sam koszmar rzeczywistości obozowej z czasów II wojny światowej, robią to w nieco odmienny sposób. Borowski pokazuje różne postawy ludzi, obrazując zezwierzęcenie człowieka, które jest efektem nie tylko olbrzymiego cierpienia, lecz również zwykłego wyrachowania. Grudziński za rzuca Borowskiemu niemoralność i w swoim Innym świecie kładzie nacisk na tragedię i cierpienie, które doprowadza więźniów do barbarzyńskich zachowań. Myślę, że dużą przesadą byłoby uznanie Innego świata za mitologizację cierpienia, jednak różnica między tymi pisarza mi jest znamienna.

Ciekawym rozliczeniem z narodowej kapliczki, powiązanej zarówno z sarmatyzmem, jak i z uroszczeniami romantyzmu, mianowicie z heroicznym bohaterstwem jako cechą właściwą każdemu niemal Polakowi, jest film Andrzeja Munka Eroica. Jego bohater staje się uczestnikiem wielkich i ważnych wydarzeń, odgrywając w nich przez przypadek doniosłą rolę. Mimo tego od razu, bez wnikania w okoliczności, zostaje okrzyknięty wielkim bohaterem.

Niewątpliwie kaplice niosą w sobie sporo zła, gdyż zawsze przekazują nieco zafałszowany obraz rzeczywistości byłej lub obecnej i jako takie mogą być groźne. Nie można ich jednak bezwzględnie krytykować i potępiać, ponieważ przekazują pewne zbiorowe emocje. Myślę, że poruszając temat naszych mitów narodowych, należy pamiętać o tym, że dzieje Polski szczególnie naznaczone były "niepokojem". Warto w tym miejscu przypomnieć wiersz Zbigniewa Herberta "Rozważania o problemie narodu". Poeta formułuje wątpliwości co do treści narodowych mitów, jednak konkluduje, mówiąc, że nie można przerwać okrwawionego węzła, w którym paradoksalnie widzi sedno więzi narodowej.

"Świat to labirynt, teatr, sen..." - która z koncepcji mówienia oświecie przez literaturę jest najbliższa twojemu sposobowi postrzegania rzeczywistości.

"Na początku była nicość" (Księga Rodzaju).

Człowiek od najdawniejszych czasów próbował zgłębić istotę wszechświata. Wraz z jego rozwojem ewoluowały sposoby postrzegania rzeczywistości i wyrażania jej. Najstarsze literackie zapiski związane ze światem dotyczą dociekań genezy wszechrzeczy. Można je odnaleźć w mitologicznej czy biblijnej kosmogonii. Księga Rodzaju mówi: "Na początku była nicość". Podobny element można odnaleźć w buddyjskich Sutrach:

Najpierw była pustka, a zarazem pełnia. Nic było wszszystkim, a wszystko niczym."

Cóż znaczą słowa wobec świata. Próby określenia i poznania świata są niczym. Czy człowiek, istota biologiczna i śmiertelna, może pojąć nieskończoność? Mimo całej wrażliwości i intelektu, każdy jest jedynie ziarnkiem na nieogarniętej pustyni. Gdy zawieje wiatr - przemija.

Od wieków ftlozofowie podejmowali próbę poznawania świata, lecz niezbyt daleko rozwinęły się ich teorie. Zawsze pozostają wątpliwości. Co było początkiem? Co było wcześniej? Cóż znaczą określenia: pustka, pełnia? Wszystko to nicość. Człowiek jest jak mrówka. Owad zna jedynie swoje mrowisko i najbliższe otoczenie. Nie może wyobrazić sobie różnorodności form świata - nawet najbliższego mu lasu. Podobnie ludzie ze swoim ograniczonym zmysłowym sposobem postrzegania, intuicją, uczuciami oraz intelektem. Jak więc można nazwać jednoznacznie świat przy pomocy tak ułomnego narzędzia, jakim jest konwencjonalny język? Myślę, że nie można. Autor co najmniej może starać się ukazać swój indywidualny, subiektywny sposób widzenia świata; jego formy, genezy czy celu. Świata "wielkiego" - kosmosu i całej nieskończoności, świata "małego" - który zamyka się w obrębie kilku ulic i życia jednostki.

Wielokropek pozostawiony w temacie wskazuje na tę nieograniczoność form. Właśnie jako niepojęty i nie nazwany postrzegam świat. Może on być zarówno labiryntem, teatrem, jak i snem. Może być wszystkim i niczym - jest to względne i zależy od punktu widzenia.

Teatr - kurtyna w górę.

Czy życie ludzkie to przedstawienie, a wszechświat to scenografia? Słowo teatr kryje w sobie wiele pojęć. Jedno z nich odnosi się do przedstawienia kukiełkowego, gdzie bohater kierowany jest za pomocą sznurków. Według mnie tak właśnie postrzegali rzeczywistość starożytni Grecy. Człowiek ukazany w antycznej mitologii osadzony był ze wszech stron fatum, nadprzyrodzonymi mocami i nieodwracalnym losem, które to kierowały jego poczynaniami i determinowały ich rezultat. Przykładem tego może być los Heleny, która została obiecana Parysowi. Bogini Wenus zaaranżowała całą sytuację, która umożliwiła porwanie pięknej małżonki króla Menelaosa. Podobną sytuację dostrzegam w Iliadzie Homera, gdzie wynik walk o Troję, jak również sam ich przebieg, bezpośrednio zależał od bogów.

Odyseusz (Odyseja Homera) za oślepienie Cyklopa, syna Posejdona, został przeklęty przez Pana Mórz i skazany na dziesięcioletnią tułaczkę, z której nie mógł powrócić do rodzinnej Italii. Jego los, tak jak wielu innych antycznych bohaterów, został narzucony przez wolę bogów. Byli oni tylko pionkami w wielkiej grze prowadzonej przez nieśmiertelnych.

Podobną sytuację odnajduję w Nowym wspaniałym świecie Aldousa Huxleya, gdzie wszyscy bohaterowie zostali przedstawieni jako ludzie bezwolni, sterowani przez wielką maszynę systemu. Henryk Foster, główny bohater, nie mógł zrobić nic, co byłoby niezgodne z zadaniami systemu rządzącego światem. Wszelkie próby, jakie podejmował, aby uświadomić innych, napotykały na brak zrozumienia. Postępowanie Henryka było obserwowane przez rządzącego Mustafę Monda, który przeprowadzał swoisty eksperyment i wszystko, co czynił bohater, było efektem manipulacji. Innym przykładem zniewolenia jest postać Lenina, który, programowany jak wszyscy, wiernie odgrywa nadaną mu rolę. Postacie te były jak marionetki - manipulowane. Chciały czegoś dokonać, a efekt ich działań często był odwrotny, gdyż to nie one decydowały o tym, jak potoczą się losy. Myślę, że życie często bywa takie, że próbujemy coś osiągnąć, lecz wszystko sprzeciwia się naszej woli. Czasem odnoszę wrażenie, że rzeczywiście jesteśmy jak lalki.

Czy świat, w którym toczy się nasze życie, czy to nie jest spektakl? Czym jest codzienność, jeśli nie jedną wielką grą pozorów? Budzimy się i przywdziewamy nasze maski - tak zwane "prawdziwe oblicza". Pod teatralnym strojem skrywamy uczucia, myśli i nasze prawdziwe ,"ja". Tę koncepcję ukazuje nam Witold Gombrowicz w powieści pod tytułem Ferdydurke za pomocą metaforycznego pojęcia - "gęby". Mają ją wszyscy. Tak jak Miętus i Syfon przybierali sztuczne pozy, tak każdy mniej lub bardziej odgrywa "siebie" przed otoczeniem. Człowiek nie może uniknąć konwencji. Nawet największy nonkonformizm staje się konformizmem, jak chociażby w przypadku Stomila i Eleonory (Tango Stanisława Mrożka). Postacie te, burząc wszelkie normy i zasady w imię wyzwolenia, w pewnym momencie zatraciły pierwotny sens swojego buntu. Ich sprzeciw stracił spontaniczność i stał się sztuczną pozą. Myślę, że świat można nazwać teatrem, ale czy określenie teatr wyczerpuje złożoność, wielorakość świata? Ludzie są jak aktorzy lub jak reżyserzy własnych spektakli, lecz można inaczej spojrzeć na rzeczywistość.

Jesteśmy snem.

Myślę, że jest to bliska mi koncepcja, lecz pojęcie sen kryje w sobie wiele znaczeń. Sen czyj? - czy nasz?

Sen - jaki? - dobry czy zły? Sen - a kiedy przebudzenie?

Już w indyjskiej mitologii odnajdujemy porównania świata do snu. Cała materia to Maja - bóg, złudzenie. Człowiek śni całe swoje życie, a budzi się dopiero w momencie śmierci. Podobne koncepeje można odnaleźe we współezesnej literaturze fantastyczno-naukowej. W powieści "Droga" Rogera-Żelaznego cały świat został ukazany jako twór wyśmiany przez ogromnych bogów w postaciach chińskich smoków. Skąd możemy widzieć, czy tak nie jest? Nasz aparat poznawania przecież jest tak ubogi. Wielokrotnie rano, gdy się budzę i pamiętam realizm całego snu, zastanawiam się, co jest rzeczywiste. Gdy idę ulicą, myślę, czy zaraz wszystko się nie skończy. Może jesteśmy tylko snem obłąkanego boga lub narkotycznym snem bohatera opowiadania Richarda Dicksona "Śnimy". Gdy moje życie jest pełne smutku i cierpienia, a cały świat wydaje się wrogi, postrzegam świat jak koszmar senny, niczym z twórczości Franza Kafki. Kiedy pragnę osiągnąć jakiś cel, a niespodziewane trudności, jak z powieści "Zamek", krzyżuje moje plany, rzeczywistość wydaje mi się marą, w której wszystko jest możliwe. Czasem przeciwności losu są tak niewiarygodne, że mogę uwierzyć w to, że za progiem czają się strażnicy, aby mnie aresztować. Koncepcja świata - sennego koszmaru - jest mi bardzo bliska. Dla wielu cierpiących właśnie taka jest rzeczywistośe. Na strychach mają swe siedziby rządy, strażnicy zjadają cudze śniadania ("Proces" Franz Kafka), a barmanka Frieda może zostać małżonką każdego bez ceremonii ślubu ("Zamek" Franz Kafka). Świat jest pełen paradoksów, a życie może być koszmarem. Wszystko zależy od punktu widzenia. Kiedy ogarnia mnie to, co potworne, gdy nie mogę uciec, czuję się spętany. Wreszcie gdy budzę się z krzykiem, zalany potem, a koszmar nie mija, myślę, że życie to sen.

Labirynt

"Zatrzasnęły się wrota mrocznych lochów i stanąłem w progu nieskończoności, lecz długa droga przede mną i łatwo tu zabłądzić."

Czym jest labirynt? Jest to pewnego rodzaju zagadka. Składa się z krętych dróg i ślepych korytarzy. Trudno jest pokonać labirynt, lecz na końcu zawsze czeka jakaś nagroda. Mogą się tego podjąć tylko śmiałkowie, a nieliczni z nich wygrają. Myślę, że mówienie o świecie jako o labiryncie jest słuszną koncepcją. Świat jest pewnego rodzaju zagadką, a podejmowanie decyzji życiowych wymaga ograniczonej siły i odwagi. Większość ludzi jest niesionych przez prąd istnienia. Tylko nieliczne jednostki mogą podjąć się marszu przez ten labirynt. Słabi są zgubieni już w momencie startu.

Świat jest wyzwaniem. Jest labiryntem dla indywidualisty. Dla człowieka silnego, który z dumnie podniesioną głową wychodzi na przeciw trudnościom. Takim kimś była Antygona (Antygona Sofoklesa). Była ona silna psychicznie i dumna. Mimo że wiedziała, iż spotka ją okrutna kara, nie dała zhańbić zwłok brata. Wbrew całemu światu podjęła desperacką decyzję. W przeciwieństwie do "śmiałych" ludzi potrafiła się zdobyć na tak zdecydowany bunt. Nie dała sobą manipulować jak kukiełka.

Aby świat postrzegać jak labirynt, trzeba być nieugiętym i umieć kierować się własną wolą - wyzywająco krzyczeć przeciwnościom losu: "Jam czarny jest wśród wichrów promień boży!" ("Lucifer", Tadeusz Miciński). Konrad z III części Dziadów Adama Mickiewicza również świadomie kierował swym życiem. Podjął wyzwanie i wpłynął na swoje losy. Jego decyzja walki z Bogiem okazała się zła i jej skutki były tragiczne. Było to jak gdyby wkroczenie w ślepy tunel. Mimo to był to jego własny wybór, a nie uleganie zewnętrznym czynnikom.

Zakończenie

"A jego imię Legion - bo zaprawdę jest ich wielu." (parafraza imienia diabła i słów Chrystusa z Ewangelii według świętego Marka)

Legion, a więc wielość - tak powinien nazywać się świat. Jeszcze lepiej brzmiałoby nieskończoność. Bo jest on niepoznawalny. Myślę, że rzeczywistości przedstawione w utworach literackich nie są w stanie wyczerpać wszystkich sposobów postrzegania świata. Myślę, że jest ich tyle, co ludzi albo nawet jeszcze więcej, a każdy z nich jest subiektywny i niedoskonały. Należałoby zapytać więc niczym starożytny filozof - czy istnieje jedna niezależna prawda?

Czy świat można sformułować jednoznacznie? Która z koncepcji mówienia o świecie jest najdoskonalsza? Żadna. Wszystkie są w równym stopniu prawdziwe, jak i fałszywe. To, co ktoś myśli sobie o rzeczywistości, jest prawdą dla tego człowieka, a dla innego może być niczym. Wszystko jest względne. Podchodzę krytycznie do wszystkich sposobów postrzegania, bo jak można ujrzeć niepoznawalne? Dlatego wszystkie koncepcje są mi równie bliskie, jak i dalekie? Zależy to od sytuacji, w jakiej jestem. Czasem patrzę na świat tak, czasem inaczej. Czasem rzeczywistość jawi się jako sen, kiedy indziej czuję się manipulowany. Niekiedy się buntuję i kroczę przez labirynt. Mój sposób postrzegania świata to są te trzy kropeczki występujące w temacie. Widzę go tak jak zapisane jest w wielu starożytnych kosmogoniach - jako nieskończoność, jako pustkę i jako jedność zarazem: dobro i zło, czerń i biel oraz wszystkie barwy tęczy. Ale ten punkt widzenia jest równie fałszywy, jak i prawdziwy. Jest taki, jak wszystkie inne - względny. Dlatego trudno mi sobie wyobrazić jedyną koncepcję. Może również dlatego, że sam jestem zmienny - "Moje imię Legion - bo zaprawdę jest nas wielu."

Topos wędrówki i doświadczeń wynikających z podróży w dziełach literatury polskiej i powszechnej.

W literaturze różnych epok często występuje motyw wędrówki. Podróż w życiu człowieka może mieć bardzo wiele znaczeń: może przynosić nowe doświadczenia, oznaczać chęć poznania, ucieczkę, tułaczkę, poszukiwanie szczęścia czy lepszych warunków życia, wreszcie może wiązać się z misją, posłannictwem. Zwykle wiąże się z porzuceniem na zawsze lub na pewien czas dotychczasowych warunków, środowiska i otoczenia.

Jedną z pierwszych wielkich wędrówek odnajdujemy w starotestamentalnej Księdze Wyjścia. Wybawiony przez Boga z egipskiej niewoli Naród Wybrany kroczy pod przewodnictwem Mojżesza przez pustynię, w drodze do ziemi obiecanej Kanann. Czterdzieści lat na pustyni jest trudnym doświadczeniem dla Izraelitów, próbą zaufania, wiary w Boga. Podróż ta jest przejściem od stanu niewoli do wyzwolenia i szczęścia, zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym, dotyczącym sfery duchowości człowieka. Jest swoistą alegorią życia człowieka, pojmowanego jako pełna trudów pielgrzymka.

Bardzo ważnymi literackimi podróżami były wyprawy w zaświaty, umożliwiające kontakt z umarłymi, jako tymi, którzy przekroczywszy granicę życia i śmierci, wiedzą więcej i znają ukrytą istotę świata. Ludzkość od początku swego istnienia zadawała sobie pytanie o los człowieka po śmierci, o życie na "tamtym świecie". Systemy religijne gwarantujące życie po życiu są bardzo lakoniczne, jeżeli chodzi o szczegóły jego dotyczące, dlatego ludzie szukali odpo wiedzi na nurtujące ich pytania w sztuce, w literaturze. Dzięki swej uniwersalności motyw podróży w zaświaty jest niejako motywem "wędrującym" przez literaturę na przestrzeni wieków. Znajdujemy go w starożytnej Odysei, jak i w twórczości współczesnego poety Rainera Rilkego, który w wierszu Orfeusz, Eurydyka, Hermes nawiązuje do postaci greckiego mitu, będącego pierwszym znanym nam zapisem literackim, zapisem podróży do krainy umarłych. Treścią tego mitu jest historia Orfeusza, któremu udało się uzyskać od władcy Hadesu zgodę na zejście do krainy umarłych i wydobycie stamtąd swej ukochanej - Eurydyki. Choć znacze nie tego mitu nie polega bezpośrednio na ukazaniu zaświatów, to stał się on asumptem do rozważań na ten temat dla wielu poetów, twórców. Homer w Odysei, która cała może służyć za ilustrację motywu wędrówki w literaturze, opisuje pobyt Odysa w krainie cieni i jego rozmowę z duchami. Znają one przeszłość i przyszłość, dzięki czemu Odys zostaje pocieszony. W podobny sposób Wergiliusz aranżuje spotkanie z umarłymi głównemu bohaterowi Eneidv, Ene aszowi. W średniowieczu topos wędrówki w zaświaty odnajdujemy w Boskiej komedii Dantego. Autor w czasie swojej wizyjnej wędrówki po krainach Piekła, Czyścia i Raju spotyka się z umarłymi. Jego przewodnikiem są kolejno Wregiliusz i wybranka Beatrycze, którą autor umieszcza w niebie. Napotkani po drodze zmarli uczeni, filozofowie, artyści udzielają Dantemu nauk i rad. Poznajmy bardzo dokładnie poszczególne kręgi piekła i umieszczone tam zgodnie z teologią postaci antyczne, jak i szczegółową hierarchię aniołów w niebie. Poruszając zagadnienie pośmiertnego losu wielkich postaci antycznej, kultury i sztuki, autor przypomina światu o istnieniu zapominanej tradycji antycznej. Z tego typu podróżą spotykamy się również w dziele F. Rabelais'a Gargantua i Pantagruel. Rabelais nawiązuje do wielkiej literackiej tradycji w sposób prześmiewczy. Jedna z postaci powieści, Epistemon, opowiada o swoim pobycie w piekle. Kontakt z umarłym ukazany jest w sposób komiczny, autor degraduje wielkich tego świata i cały oficjalny ziemski porządek."

W literaturze epoki oświecenia podróż miała znaczenie przede wszystkim dydaktyczne. Doskonałym przykładem jest tutaj Kubuś Fatalista i jego pan Denisa Diderota. Jest to napisana lekkim i dowcipnym językiem historia podróży służącego Kubusia i jego pana, którzy w czasie jej trwania rozmawiają na różne, pozornie błahe tematy. Przytraftające im się przygody są pretekstem do licznych dygresji i komentarzy. Sprytny i inteligentny Kubuś jest mądrzejszy od swojego pana, a za żartobliwą formą kryją się poważne tematy, takie jak problem wolnej woli, przeznaczenia. Podobnie dydaktyczny charakter ma podróż, którą ukazuje pierwsza nowożytna powieść polska "Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki". Jej autor, Ignacy Krasicki, za jeden z wątków obrał podróż wychowanego w ksenofobicznym domu szlacheckim młodzieńca. Pierwszy etap tej podróży jest przestrogą. Przebywający w Paryżu młody człowiek, Mikołaj, wskutek wiasnej niewiedzy i naiwności zostaje oszukany i traci wszystkie pieniądze. Następne trafia na Wyspę Nipu - miejsce zamieszkiwane przez oświeconych rolników, którzy, zgodnie z oświeceniowym mitem, dzięki pracy blisko natury posiadali receptę na szczęście. Mikołaj poznaje relacje oparte na pracy, równości, wzajemnym szacunku. Drugi etap podróży jest doświadczeniem pedagogicznym. Po powrocie do Polski młodzieniec, widząc absurdalność systemu społecznego funkcjonującego w rodzinnym kraju, postanawia go reformować. Jednak jego wysiłki nie dają żadnych rezultatów. W tej powieści podróż służy krytyce obyczajów panujących w Rzeczpospolitej.

Niezwykle interesującą podróż, również o charakterze dydaktycznym, przedstawia powieść lonatana Swifta "Podróże Guliwera". Utwór jest pamfletem na sytuację społeczną i polityczną panującą w Anglii w XVIII wieku i wielką dyskusją z mitami oświeceniowymi. Guliwer odwiedza społeczności liliputów i gigantów, w jego podróży jest też epizod z pobytu w krainie ruzumnych koni i dzikich ludzi.

Bardzo znaczącą literacką podróżą jest podróż romantyczna. Była ona jednym z eskapizmów realizowanych przez romantyków po to, by stłumić w sobie "weltschmerz", zmniejszyć rozbieżność między marzeniem, nie spełnionymi pragnieniami i osobowością, a szarą, często okrutną rzeczywistością. Chcieli oni w ten sposób przybliżyć ideał do rzeczywistości. Wynikała również z konieczności obcowania z kryjącą w sobie istotę rzeczy naturą, której krajobrazy odzwierciedlały stany duszy wrażliwej osobowości, będąc zarazem źródłem natchnienia. Wreszcie podróż w dzikie i nieznane miejsca oznaczała przybywanie w bezkresnej przestrzeni kojarzącej się z ukochaną przez romantyzm, nieograniczoną wolnością i niezależnością. Jeden z głównych europejskich romantyków, lord Byron, ogarnięty heroiczną ideą walki o wolność narodów, wyrusza do Grecji, by walczyć z Turkami, gdzie ginie. W napisanym przez niego poemacie Giaur akcja rozgrywa się w pełnej egzotycznych krajobrazów Grecji, a przewodnim motywem jest tajemnica tragicznej miłości jednostki, prezentowana w dramatycznym kontekście walki o niezależność narodu.

Nasi romantycy również podróżowali. Obszarem ich "ucieczek" był szeroko pojęty wschód i wschodnie rubieże Rzeczpospolitej. Sonety krymskie Adama Mickiewicza czy "Maria" Antoniego Malczewskiego są utworami, w których krajobrazy dzikiego wschodu, a zwłaszcza wielkiego stepu, odgrywają bardzo ważną rolę. Służą do stworzenia pejzażu wewnętrznego, pozwalają poczuć się prawdziwe wolnym, czy odnaleźć w naturze ekwiwalenty doznań targanej ogromnymi namiętnościami i emocjami nieprzeciętnej duszy.

Literatura pokazuje, jak wiele znaczeń może mieć podróż, wędrówka. Może być źródłem wiedzy, bogatych doświadczeń wewnętrznych, zarówno tych estetycznych, jak i intelektualnych. Z tej perspektywy warto przyjrzeć się naszym podróżom. Wydaje się, że w dobie błyskawicznej komunikacji i kultury masowej, sprawiającej, że cały świat zaczyna wyglądać podobnie, są one znacznie uboższe od prezentowanych przez literaturę.

"Tragedia jest tam, gdzie jest wybór" - jakie interpretacje tego pojęcia można odnaleźć w literaturze na przestrzeni wieków?

Dramat trudnego wyboru od zarania dziejów towarzyszył człowiekowi w jego zmaganiach ze światem. Problem wolnej woli i związanej z nią możliwości wyboru, będącej jedną z zasadniczych treści człowieczeństwa, często stawał się przedmiotem literackich dyskusji.

Na jeden z pierwszych śladów zainteresowania tym tematem natrafiamy w Biblii, w Starym Testamencie. Historie Abrahama i Hioba w centrum stawiają człowieka i dokonany przez niego wybór. Tak w pierwszym, jak i w drugim przypadku człowiek postawiony w skrajnie trudnej sytuacji musi dokonać wyboru pomiędzy zaufaniem, zawierzeniem Bogu a buntem, bluźnierstwem czy też próbą realizacji własnej racji. Tragizm sytuacji polega na tym, że z racjonalistycznego punktu widzenia słuszność jest po stronie zdruzgotanego cierpieniem Hioba i Abrahama - bojącego się utracić jedynego syna. Tak więc w optyce Biblii dramatyczna decyzja jest swoistym probierzem zaufania i wierności człowieka względem Boga.

Starożytni Crecy ukazywali kwestie wyboru w innym kontekście. Istotą tragedii greckiej było fatum, tajemnica losu, przeznaczenia. Bohater tragedii antycznej obciążony jest hamartią - winą tragiczną, która sprawia, że każde jego posunięcie, niezależnie od dobrych intencji, gmatwa jego los. W związku z tym dokonywane przez bohaterów wybory traktowane są instrumentalnie, jako element służący wypełnieniu się ich przeznaczenia. Doskonałym przykładem jest tu król Edyp, który, nieświadomie poślubiając swoją matkę, zrealizował dawne proroctwo. Bohater nie ma wyjścia, wypełnia swoje fatum, jego decyzja, niezależnie od jej treści, kończy się porażką. Pochodząca z kazirodczego związku Antygona jest skazana na klęskę, gdyż jej zadaniem jest wybór którejś z dwóch równorzędnych racji. Prawo moralne stoi tu w opozycji do prawa państwowego racji stanu.

Z zupełnie inną koncepcją człowieka i dokonywanych przez niego wyborów spotykamy się w dramatach Szekspira. Postaci szekspirowskie nie są "targane" przez los, tragedia ma źródło w dokonanym przez bohatera w pełni świadomym wyborze. Makbet doskonale zdaje sobie sprawę, że czyni źle, wie, że nie ma prawa zabijać, a jednak to robi. Bohaterowie u Szekspira zyskują wymiar psychologiczny, dzięki czemu tragizm zależy w głównej mierze od ich postępowania, a nie od sytuacji zewnętrznej.

Klasyczny teatr francuski, reprezentowany przez twórców takich, jak Pierre Corneille czy Jean Racine jako podstawowe zagadnienie obrał sobie rodzący wiele dylematów wybór. Nawiązując do form tragedii greckiej, prezentował jednak odmienne niż ona problemy. Na tym etapie rozwoju kultury europejskiej powrót do tematów, które były przedmiotem zainteresowania twórców antycznych, był niemożliwy, gdyż w tych kwestiach rozwiązań dostarczała oficjalnie wyznawana filozofia chrześcijańska. Między innymi dlatego klasycyści podejmują inne zagadnienia. Corneille w Cydzie zarysowuje konflikt polegający na walce honoru z miłością, tragizm budowany jest przez niego w oparciu o dylematy wewnętrzne i ostateczną decyzję bohatera. Również Racine konstruuje swoje tragedie na bazie sprzeczności między wielką na miętnością a obowiązkiem. Jego utwory charakteryzują się pogłębionym studium psychologicznym postaci.

Kolejne "rozumienie" tragedii jako trudnego wyboru znajdujemy w okresie romantyzmu. Dojrzewająca do przyjęcia postawy zaangażowania się w sprawy ludzkości jednostka tytaniczna jest jednym z głównych motywów w literaturze tej epoki. Postać Fausta z tragedii Goethego znakomicie ilustruje taką metamorfozę. Geniusz, który posiadł wszelką wiedzę, przeżywa roz pacz z powodu odkrycia, iż jest ona niewystarczająca do zbadania wszelkich tajemnic bytu. Żal ten przeradza się w hedonistyczną chęć skorzystania z życia, jednakże próby realizacji przez Fausta własnego szczęścia kończą się cierpieniem innych. Zaczyna on rozumieć, że jako jednostka tytaniczna nie może żyć życiem przeciętnych ludzi. Kulminacją sztuki jest jego decyzja o działaniu dla dobra ludzi, czego symbolem ma być osuszanie przez niego bagien. Podobną przemianę bohatera obserwujemy w Dziadach - tutaj Gustaw przemienia się w żarliwego patriotę Konrada - czy też w Nie-Boskiej komedii, gdzie metamorfozę przeżywa postać bajroniczna - hrabia Henryk.

Myślę, że w trakcie poszukiwań po literaturze różnych ujęć tragedii, postrzeganej jako konieczność dramatycznego wyboru, warto wspomnieć o dwóch powieściach - Zbrodni i karze i Lordzie Jimie. Kluczowym zagadnieniem pierwszej z nich jest decyzja głównego bohatera o przyznaniu się do winy po popełnieniu zbrodni. Zastanawiając się nad tym, co ma zrobić, przeżywa on dezintegrację osobowości wskutek strachu, rozterek moralnych i reliktów dawnych przekonań, które doprowadziły go do popełnienia morderstwa. Druga z wymienionych powieści za punkt wyjścia obiera sytuację nawiązującą do antycznej hamartii. Marynarz Jim musi decydować w okolicznościach, w których każde rozwiązanie oznacza klęskę. Jego wybór jest początkiem tragedii.

Przytoczone powyżej przykłady utworów literackich z różnych okresów, poruszających przedmiotową kwestię, świadczą o tym, jak duże znaczenie ma dla człowieka zagadnienie wyboru. Dramatyczna decyzja, zawsze oznaczająca rezygnację z czegoś, zwykle łączy się z przeżyciem "tragedii" w takiej czy innej formie.

"Tragedia jest tam, gdzie jest wybór" - jakie interpretacje tego pojęcia można odnaleźć w literaturze na przestrzeni wieków?

Dramat trudnego wyboru od zarania dziejów towarzyszył człowiekowi w jego zmaganiach ze światem. Problem wolnej woli i związanej z nią możliwości wyboru, będącej jedną z zasadniczych treści człowieczeństwa, często stawał się przedmiotem literackich dyskusji.

Na jeden z pierwszych śladów zainteresowania tym tematem natrafiamy w Biblii, w Starym Testamencie. Historie Abrahama i Hioba w centrum stawiają człowieka i dokonany przez niego wybór. Tak w pierwszym, jak i w drugim przypadku człowiek postawiony w skrajnie trudnej sytuacji musi dokonać wyboru pomiędzy zaufaniem, zawierzeniem Bogu a buntem, bluźnierstwem czy też próbą realizacji własnej racji. Tragizm sytuacji polega na tym, że z racjonalistycznego punktu widzenia słuszność jest po stronie zdruzgotanego cierpieniem Hioba i Abrahama - bojącego się utracić jedynego syna. Tak więc w optyce Biblii dramatyczna decyzja jest swoistym probierzem zaufania i wierności człowieka względem Boga.

Starożytni Crecy ukazywali kwestie wyboru w innym kontekście. Istotą tragedii greckiej było fatum, tajemnica losu, przeznaczenia. Bohater tragedii antycznej obciążony jest hamartią - winą tragiczną, która sprawia, że każde jego posunięcie, niezależnie od dobrych intencji, gmatwa jego los. W związku z tym dokonywane przez bohaterów wybory traktowane są instrumentalnie, jako element służący wypełnieniu się ich przeznaczenia. Doskonałym przykładem jest tu król Edyp, który, nieświadomie poślubiając swoją matkę, zrealizował dawne proroctwo. Bohater nie ma wyjścia, wypełnia swoje fatum, jego decyzja, niezależnie od jej treści, kończy się porażką. Pochodząca z kazirodczego związku Antygona jest skazana na klęskę, gdyż jej zadaniem jest wybór którejś z dwóch równorzędnych racji. Prawo moralne stoi tu w opozycji do prawa państwowego racji stanu.

Z zupełnie inną koncepcją człowieka i dokonywanych przez niego wyborów spotykamy się w dramatach Szekspira. Postaci szekspirowskie nie są "targane" przez los, tragedia ma źródło w dokonanym przez bohatera w pełni świadomym wyborze. Makbet doskonale zdaje sobie sprawę, że czyni źle, wie, że nie ma prawa zabijać, a jednak to robi. Bohaterowie u Szekspira zyskują wymiar psychologiczny, dzięki czemu tragizm zależy w głównej mierze od ich postępowania, a nie od sytuacji zewnętrznej.

Klasyczny teatr francuski, reprezentowany przez twórców takich, jak Pierre Corneille czy Jean Racine jako podstawowe zagadnienie obrał sobie rodzący wiele dylematów wybór. Nawiązując do form tragedii greckiej, prezentował jednak odmienne niż ona problemy. Na tym etapie rozwoju kultury europejskiej powrót do tematów, które były przedmiotem zainteresowania twórców antycznych, był niemożliwy, gdyż w tych kwestiach rozwiązań dostarczała oficjalnie wyznawana filozofia chrześcijańska. Między innymi dlatego klasycyści podejmują inne zagadnienia. Corneille w Cydzie zarysowuje konflikt polegający na walce honoru z miłością, tragizm budowany jest przez niego w oparciu o dylematy wewnętrzne i ostateczną decyzję bohatera. Również Racine konstruuje swoje tragedie na bazie sprzeczności między wielką na miętnością a obowiązkiem. Jego utwory charakteryzują się pogłębionym studium psychologicznym postaci.

Kolejne "rozumienie" tragedii jako trudnego wyboru znajdujemy w okresie romantyzmu. Dojrzewająca do przyjęcia postawy zaangażowania się w sprawy ludzkości jednostka tytaniczna jest jednym z głównych motywów w literaturze tej epoki. Postać Fausta z tragedii Goethego znakomicie ilustruje taką metamorfozę. Geniusz, który posiadł wszelką wiedzę, przeżywa roz pacz z powodu odkrycia, iż jest ona niewystarczająca do zbadania wszelkich tajemnic bytu. Żal ten przeradza się w hedonistyczną chęć skorzystania z życia, jednakże próby realizacji przez Fausta własnego szczęścia kończą się cierpieniem innych. Zaczyna on rozumieć, że jako jednostka tytaniczna nie może żyć życiem przeciętnych ludzi. Kulminacją sztuki jest jego decyzja o działaniu dla dobra ludzi, czego symbolem ma być osuszanie przez niego bagien. Podobną przemianę bohatera obserwujemy w Dziadach - tutaj Gustaw przemienia się w żarliwego patriotę Konrada - czy też w Nie-Boskiej komedii, gdzie metamorfozę przeżywa postać bajroniczna - hrabia Henryk.

Myślę, że w trakcie poszukiwań po literaturze różnych ujęć tragedii, postrzeganej jako konieczność dramatycznego wyboru, warto wspomnieć o dwóch powieściach - Zbrodni i karze i Lordzie Jimie. Kluczowym zagadnieniem pierwszej z nich jest decyzja głównego bohatera o przyznaniu się do winy po popełnieniu zbrodni. Zastanawiając się nad tym, co ma zrobić, przeżywa on dezintegrację osobowości wskutek strachu, rozterek moralnych i reliktów dawnych przekonań, które doprowadziły go do popełnienia morderstwa. Druga z wymienionych powieści za punkt wyjścia obiera sytuację nawiązującą do antycznej hamartii. Marynarz Jim musi decydować w okolicznościach, w których każde rozwiązanie oznacza klęskę. Jego wybór jest początkiem tragedii.

Przytoczone powyżej przykłady utworów literackich z różnych okresów, poruszających przedmiotową kwestię, świadczą o tym, jak duże znaczenie ma dla człowieka zagadnienie wyboru. Dramatyczna decyzja, zawsze oznaczająca rezygnację z czegoś, zwykle łączy się z przeżyciem "tragedii" w takiej czy innej formie.

Polaków portret własny w literaturze romantyzmu.

Literatura jest zwierciadłem, w którym można obejrzeć własną twarz. Nie zawsze mówi ono prawdę, czasem gloryfikuje, niekiedy zniekształca. Portret Polaków stał się tematem wielu wypowiedzi literackich epoki romantyzmu.

Wizerunek Polaków i ich postawy zostały ukazane przez Adama Mickiewicza w III cz. Dziadów. Większość to męczennicy, których cierpienia autor przedstawił analogicznie do męki Chrystusa. Młodzież wileńska, będąca jak wewnętrzna lawa, której sto lat nie wyziębi, przepełniona jest patriotyzmem i zaangażowana w sprawy narodowe.

Tomasz Zan, jeden z jej przedstawicieli, chce całą winę skierować na siebie. Jego przyjaciel Frejend mówi, że dałby się powiesić, żeby tacy ludzie jak Tomasz mogli żyć choć chwilę dłużej. Janczewski, mimo cierpienia i bólu, zachowuje trzeźwość umysłu i głęboki patriotyzm. Stojąc w odjeżdżającej na Sybir kibitce, woła: Jeszcze Polska nie zginęla. Na uwagę zasługują: Ciechowski, Wasilewski i syn pani Rollison, który, choć został dotkliwie pobity, nie wydał swo ich współtowarzyszy. Młodzież polska ukazana w utworze to przecież autentyczni koledzy Adama Mickiewicza z Uniwersytetu Wileńskiego, więzieni w roku 1823 za winy nie popełnione.

Autor ukazuje jednak i zdrajców, którzy donosili na rodaków i wysługiwali się senatorowi Nowosilcowowi. Profesorowie doktor Becu i Pelikan mieli na uwadze tylko własne kariery i korzyści i dlatego współpracowali z zaborcą. Jeden z nich ginie rażony piorunem, ukarany za winy, które popełnił. Oni również są postaciami autentycznymi. Świadczy to o tym, że Dziady są utworem dokumentalnym, a więc obraz Polaków jest tu ukazany prawdziwie. Wśród Polaków dostrzegamy i takich, którzy bawią się, nie dbając o losy kraju, w tym czasie, kiedy ich współrodacy są męczeni. Należą do nich urzędnicy, oficerowie, literaci spędzający beztrosko czas w salonie warszawskim. Dyskutują o własnych karierach i balach urządzanych przez Nowosilcowa. Piotr Wysocki, działacz powstania, tak ich charakteryzuje:

"Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa...
Są więc oni ludźmi bezwartościowymi, cechuje ich oziębłość i oschłość uczuć.

Niepełny byłby obraz społeczeństwa polskiego bez sylwetek wybitnych Polaków. Postacie te były nieco wyidealizowane przez narodowych poetów i stanowiły pewne wzorce do naśladowania. Konrad, główny bohater utworu, zrywa z rolą tragicznego kochanka Gustawa i staje do walki narodowowyzwoleńczej. Jest poetą, wielkim indywidualistą, który dostrzega cierpienia swojego narodu.

Polacy z III cz. Dziadów reprezentują zarówno trwałe i cenne wartości swojego narodu, jak i to, co w nim jest zepsute i fałszywe. Jednak dzięki scenie Widzenie księdza Piotra wiemy już, że dla Adama Mickiewicza stanowili oni naród przez Boga wybrany, przeznaczony do wielkich celów. Wpływało to z pewnością na charakterystykę poszczególnych postaci.

W dramacie Juliusza Słowackiego "Kordian" autor podkreśla negatywne cechy narodu polskiego doby listopadowej. Czytelnik dowiaduje się z utworu o reakcji Polaków na objęcie tronu polskiego przez cara. Prości ludzie wyczuwali zagrożenie, ale nie potrafili przeciwstawić się wrogiemu władcy. Dowcipkowali tylko i drwili po cichu. Kiedy car przejeżdżał obok tłumu, ten zachował pełne grozy milczenie.

Arystokrację cechował serwilizm, była zafascynowana potęgą cara i nie rozumiała, że ten akt jest klęską dla narodu.

Polacy, którzy myślą o podjęciu działań politycznych, nie wykazują jednomyślności. Część z nich spisek traktowała jako niemoralny, zaś inni - szlachetni rewolucjoniści - chętni byli oddać życie w samotnej walce o wolność. Główny bohater dramatu, Kordian, to człowiek wyidealizowany, o skomplikowanej osobowości, wrażliwy. Podejmuje on sam rozpaczliwą próbę uratowania Ojczyzny i chce dokonać zamachu na koronującego się w Warszawie cara. Strach i Imaginacja przeszkadzają mu jednak w wykonaniu tego zamierzenia i Kordian oczekuje na karę śmierci. Mimo błędów, które popełnia, jest więc jednostką szlachetną i sam ocenia się w następujący sposób:

"Każdy czlowiek, który się poświęca
Za wolność - jest ... nowm Boga tworem ..."

Polacy przedstawieni więc zostali w Kordianie również z dużą dozą realizmu. Słowacki nie bał się spojrzeć na nich krytycznie, ale potrafił rówmież ocenić męstwo, odwagę i poświęcenie dla Ojczyzny.

Pan Tadeusz Adama Mickiewicza jest dokładnym studium Polaków z końca XVIII i po czątku XIX wieku. Mickiewicz w tym utworze przedstawił rodaków w sposób realistyczny, idealizując tylko niektóre postacie. Ukazane są zarówno zalety, jak i wady bohaterów. Miej scem akcji utworu jest Soplicowo - posiadłość szlacheckiego rodu Sopliców. Autor opisuje codzienne życie mieszkańców tego zakątka kraju, stosunek do sąsiadów, a przede wszystkim do Ojczyzny.

Charakterystyczną cechą szlachty polskiej było jej przywiązanie do tradycji. Cecha ta przejawiała się chociażby w przysłowiowej polskiej gościnności. Szlachta często zapraszała się na wspólne biesiady. Tradycyjny był również sposób ubierania się mieszkańców Soplicowa. Szlachcic nosił kontusz lub żupan i szablę będącą "duszą" jej właściciela. Zachowano staropolskie tytuły i godności urzędników państwowych, jak Wojski, Podkomorzy, Rejent czy Asesor. Cha rakterystyczna była także hierarchia, jaką zachowywali uczestnicy polowań lub biesiadnicy podczas wieczerzy. Każdy wiedział, gdzie według ważności lub wieku ma usiąść.

Wśród szlachty żywa była pamięć o bohaterach narodowych: Kościuszce czy Jasińskim. Polacy miłowali swój kraj, bo jak stwierdziła Telimena:

"Trzeba wiedzieć, że to jest Sopliców choroba, że im oprócz Ojczyzny nic się nie podoba."

Szlachta, powodowana miłością do Ojczyzny, była zawsze gotowa o nią walczyć. Mawet kiedy Polacy zbrojnie występowali przeciwko sobie, w obliczu najazdu obcych, zwaśnione strony jednoczyły się w celu wspólnej obrony kraju.

Ukazana w utworze szlachta nie była wolna od wad. Do głównych należały kłótliwość i pieniactwo. Polacy z upodobaniem procesowali się, nawet jeśli mieli na sprawę wydać fortunę i zakończyć proces po wielu latach. Zabicie niedźwiedzia także stwarzało okazję do kłótni o najlepszego uczestnika polowania. Zaściankowy szlachcic Gerwazy Rębajło stanowi przykład dumy i pychy sarmackiej. Poróżnił on Hrabiego z Soplicami, aby móc doprowadzić do przejęcia zamku po Horeszce. Kłótnia ta doprowadziła w końcu do zajazdu na Soplicowo.

Może to być przykładem powszechnej anarchii i bezprawia panujących zarówno wśród bogatej, jak i zaściankowej szlachty. Urządzanie zajazdów na sąsiada w czasie realnego zagrożenia ze strony Rosji świadczyło o jej lekkomyślności.

Spośród szlachty pełnej wad wyróżniły się jednostki wybitne, mające pozytywny wpływ na otoczenie. Taką osobą był Jacek Soplica, wcześniej zabijaka, utracjusz i pieniacz, później bohaterski emisariusz - ksiądz Robak. Za sprawą swoich czynów, stał się powszechnie znanym i szanowanym obywatelem - patriotą.

Inną indywidualnością był stary Maciej Dobrzyński, zwany "Kurkiem na kościele". Ten godny zaufania, mądry i rozważny człowiek zawsze był tam, gdzie toczyła się walka o wolność. Wsławił się jako uczestnik powstań narodowych. Ideałem świata był dla niego zaścianek, w którym nic się nie zmienia. Był więc, podobnie jak Sędzia Soplica, tradycjonalistą, dbającym o zachowanie dawnych obyczajów i narodowych wartości.

Uzupełnieniem obrazu Polaków są emigranci, bohaterowie Epilogu Pana Tadeusza. To ludzie pełni żalu po utracie Ojczyzny, którzy z czasem utracili nadzieję na odzyskanie przez Polskę niepodległości. Właśnie "ku pokrzepieniu serc" napisał Mickiewicz swoją epopeję i dlatego nieco wyidealizował obraz kraju i niektórych rodaków.

Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki tworzyli w czasie, kiedy Polski nie było na mapach Europy. Mimo to istniał naród - jego kultura i tradycja. Na podstawie własnych wspomnień i spostrzeżeń poeci portretowali zwykłych ludzi i narodowych bohaterów, takich jak Konrad lub Kordian. Jednostki te miały stanowić przykład dla przyszłych wyzwolicieli narodu polskiego.

Rozważania nad sensem życia na podstawie literatury antycznej, staropolskiej i współczesnej.

"Widziałem wszystkie dzieła czynione pod słońcem
a oto wszystko marność
i gonienie za wiatrem"

Człowiek od zarania dziejów poszukuje odpowiedzi na pytanie o sens życia. Wydawać by się mogło, że nie jest to ważny problem, jest wszak tyle ważniejszych, bezpośrednio związanych z egzystencją. Jednak, w pewnym sensie, jest on podstawowy - trudno bowiem jest żyć bez odpowiedzi na pytanie: po co, w jakim celu? Odpowiedź na nie jest związana z pytaniem o pochodzenie naszego bytu, bo od niej to zależy światopogląd, który przyjmiemy. Pierwszym podstawowym wyróżnikiem, który go określa, jest wiara w Boga lub też ateizm. Drugim, częściowo związanym z pierwszym, jest przyjęcie odpowiedniego systemu wartości. Na jego czele można postawić wartości związane z wiarą w Boga, dalej potrzebę indywidualnego szczęścia, honor, miłość czy inne, najważniejsze dla człowieka wartości. Dzięki tym dwóm składowym możemy spróbować zdefiniować sens własnego życia.

Każda kultura stara się wypracować własny, odrębny model człowieka, o innym światopoglądzie, rozumieniu wartości i celu istnienia. Często jednak jest tak, że owe modele są zbieżne z tymi, które już wcześniej kiedyś występowały. Patrząc na rozwój kultury, można dojść do zaskakującego wniosku, że jest on intensywny w kulturze antycznej Grecji, Izraela i Rzymu, doskonalący się jeszcze w średniowieczu, renesansie i baroku, w późniejszych epokach ulega spowolnieniu. Następne epoki to już tylko modyfikowanie i powielanie dawnych schematów. Dlatego tak dużo miejsca trzeba tu poświęcić analizie wartości owych kultur.

Stałym motywem w kulturze, przeniesionym przez chrześcijaństwo z judaizmu, jest motyw z księgi Koheleta: Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami, wszystko marność. Przesłanie Koheleta jest czytelne: człowiek nie może poświęcać się doczesnym namiętnościom: władzy, pieniądzom, korzyściom płynącym z rozwoju intelektu, na tyle, aby zapomnieć o Bogu, gdyż przeznaczeniem człowieka jest przemijanie, śmierć i powrót do Boga, który go będzie sądził za wszystkie czyny. Człowiek musi o tym pamiętać przy kształtowaniu własnego życia. Powinien kierować się mądrością rozumianą jako przestrzeganie wartości wypływających z Dekalogu. Powinien cieszyć się swoim życiem, jednocześnie zaś kultywować cnotę mądrości. Ten archetyp zachowań doczekał się wielu kontynuacji.

Do tak rozumianej idei człowieczeństwa będzie nawiązywała inna starotestamentalna księga, Księga Hioba. Jednak ta zależnoś pomiędzy człowiekiem a Bogiem wydaje się być silniejsza, margines ludzkiej swobody zmniejsza się, dla tego pierwszego jedynym ratunkiem przed dezintegracją jest wiara w Boga, od którego wszystko pochodzi i który wszystkim rządzi, w którego potencji jest uratowanie go przed światem. Pomimo tego, że Ten doświadcza człowieka na różne sposoby, człowiek pozostaje mu wierny, wierzy w jego łaskę, na wszystkie pokusy bluźnierstw pozostaje nieczuły, ufając w boską nieomylność i potęgę. Ta go nie zawodzi. Człowiek otrzymuje nagrodę za swoje cierpienia. Ten model będzie wielokrotnie powielany, choć by w wielu średniowiecznych żywotach świętych czy Legendzie o św. Aleksym, w której tytułowy Aleksy rezygnuje, wyzbywa się majątku i splendoru władzy, aby być marnym prochem i żebrakiem. Bóg przyjmuje jego cierpienie, już za życia obdarowując go łaskami Chrystusa i jego Matki, a po śmierci wprowadzając triumfalnie do grona świętych Kościoła, czego znakiem były dzwony, gdy Aleksy umierał.

Dalsza radykalizacja myślenia o zależnościach pomiędzy człowiekiem a Bogiem następuje w baroku, epoce moralnego niepokoju. Tu człowiek wyrwany ze średniowiecznej wspólnoty, pozostawiony samemu sobie, nie ma się na kim oprzeć, pozostaje samotny. Ta jego samotność przebija z pascalowskiego obrazu człowieka, zawieszonego pomiędzy duchem i materią, czy liryki Sępa-Szarzyńskiego, metafizycznego poety przełomu, który po okresie przerwy, spowodowanym renesansowym optymizmem, przywraca kulturze motyw zależności pomiędzy jednostką a Bogiem. W Sonecie IV pt. "O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem" podmiot liryczny, nawiązując w konstrukcji opisywanego świata do tego z Księgi Hioba, przedstawia tezę, że życie jest ciągłym bojem z szatanem, światem i ciałem. Bojem rozumianym jako przeciwieństwo pokoju wygody psychicznej. Podmiot liryczny w zakończeniu sonetu mówi, że życie tylko wtedy ma sens, jeśli walczy się po stronie Boga, inne drogi są wydaniem się na pastwę szatana.

Inną, czerpiącą w pewnym sensie swe korzenie ze światopoglądu Koheleta, rozwijającą się jednak w przeciwnym, bardziej optymistycznym kierunku, jest idea humanizmu. Nawiązuje ona do wartości i spuścizny antycznych kultur - szczególnie zaś republikańskiego Rzymu, choćby do twórczości Horacego. Choć wydawać by się mogło, że tworzy on w pieśniach świat słonecznej Arkadii, jednak jest ona zawsze obrysowana cieniem śmierci. Dlatego tak często Horacy mówi o cnocie jako o podstawowej umiejętności człowieka, cnocie rozumianej jako umiejętność bronienia się przed skrajnościami, w pewnym sensie też pogodzenia się, afirmacji świata. Taka jest przecież wymowa carpe diem - to nie tylko postulat "chwycenia dnia", ale również świadomość śmierci. Podobnie trzeba rozpatrywać pieśni Jana Kochanowskiego. W Pieśni XIX podmiot liryczny stawia tezę, że tym, o co trzeba się troszczyć w życiu, jest dobra, poczciwa sława, rozumiana jako rozwijanie rozumu i męstwa, i cnota - skłonność do dobra. Taki sam jest wydźwięk Żywota człowieka poczciwego, w którym Rej w formie kazuistycznej choć chwilowego zapomnienia - omdlenia myśli. Ucieczka od rzeczywistości możliwa była również dzięki doznaniom estetycznym - impresjonistycznym obrazom świata nieskalanej działalnością człowieka tatrzańskiej przyrody. Jednak nic nie stłumi obaw co do przyszłości. Człowiek pozostaje samomy.

Tylko od nas zależy, jaki system wartości przyjmiemy w życiu. Od niego będzie zależeć cel, który sobie obierzemy, do którego będziemy dążyć. W naszym wieku, w naszym "lepszym od innych XX wieku" doświadczenie wojny, kilkukrotny rozpad i gwałtowne przemiany cywilizacji doprowadziły do zatracenia, zatarcia się wartości. Dlatego tak częste jest poczucie braku sensu życia czy też znajdowanie go w hedonizmie. Trzeba się ich na powrót uczyć, jest to proces długi i trudny, o czym mogą świadczyć słowa podmiotu lirycznego wiersza Ocalony T. Różewicza: Szukam nauczyciela i mistrza I niech przywróci mi wzrok i mowę I niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia I niech oddzieli światło od ciemności. Wydaje się, że w tej nauce najlepiej jest sięgnąć do sprawdzonych już wzorów.

Władza - powołanie, zobowiązanie, zaszczyt, namiętność, pokusa... Do jakich refleksji na ten temat skłania Cię literatura wybranych dzieł literackich?

Czy jest na świecic choć jeden człowiek, który z czystym sumieniem i z pełną odpowiedzialnością mógłby powiedzieć, że nigdy, w całym swoim życiu, ani przez chwilę nie pragnął władzy? Władzy, niekoniecznie rozumianej jako zasiadanie na tronie, bycie prezydentem, ministrem czy jakimkolwiek innym urzędnikiem, mającym z urzędu prawo stanowienia o losie innych? Z tym, że nie każdy chce być ministrem, mogę się zgodzić. Lecz jestem przekonany, że każdy chciałby mieć, w którymś momencie swojego życia, siłę narzucania swojej woli drugiemu człowiekowi. Aż tradno sobie wyobrazić, o ile łatwiejsze i przyjemniejsze byłoby życie człowieka, jeżeli mógłby stanowić o swoim losie w drodze wydawania rozkazów i poleceń. Lecz właśnie ta łatwość osiągania różnych rzeczy i otrzymywania wszystkiego, czego dusza zapragnie, czyni człowieka bezbronnym wobec działania różnych pokus, podatnym na działa nie zła, a to prowadzi nawet do zbrodni.

Literatura na przestrzeni wieków ukazywała różnych władców w różnych sytuacjach życiowych. Nie zawsze to byli ludzie źli i słabi, co jakiś czas zdarzały się jednostki wybitne, urodzeni przywódcy, których celem było dobro podwładnych. Jednakże w większości przypadków władza ukazywana w utworach literackich sprawowana jest przez grupę zdeprawowanych ludzi, którzy poprzez zbrodnię lub kłamstwo dążą do osiągnięcia własnego celu, którym bardzo często jest po prostu bogactwo. Na ich czele stoi zawsze człowiek, który, pozbawiony skrupułów, nie cofa się przed niczym, by władzę utrzymać. Władców można podzielić ze względu na sposób, w jaki władzę osiągnęli: "dobrzy" zyskiwali ją najczęściej drogą legalnej, pokojowej, "źli" drogą spisku, podstępu i morderstwa (co oczywiście także nie było zasadą, ponieważ i tym "dobrym" zdarzało się osiągnąć władzę podstępnie).

Według powyższych kryteriów chciałbym dokonać podziału i charakterystyki niektórych władców ukazanych w utworach literackich na przestrzeni wieków. Chcę podzielić się refleksjami na temat władzy i ludzi ją sprawujących, ukazując sposób, w jaki swoje stanowiska osiągali, a następnie charakteryzując ich postawy już w czasie rządzenia. Zgodnie z tym podziałem postaram się porównać pewnych bohaterów, ukazując podobieństwa ich zachowań, mimo iż są to często ludzie pochodzący z różnych epok.

W antyku powstał dramat Antygona Sofoklesa. Autor ukazał postać króla Kreona, władcy Teb, który zakazał pod karą śmierci grzebania zwłok zdrajcy, Polinejka, mimo iż należał on do jego rodziny. Siostra Polinejka Antygona złamała zakaz króla, za co została skazana na śmierć. Antygona przeciwstawiła się Kreonowi, ponieważ uważała, iż prawa boskie (niepochowanie zwłok Polinejka łączyło się z niemożliwością dostania się jego duszy do Hadesu) są ważniejsze niż ludzkie, stanowione przez króla. Kreon był władcą, nie mógł, a wręcz nie powinien cofać raz wydanego rozkazu. Król, chcąc mieć posłuch u swoich poddanych, nie może zmieniać zdania i narażać się na śmieszność, niezależnie od tego czy w grę wchodzi życie człowieka obcego, czy też człowieka rodziny królewskiej. Można się zastanawiać, czy rozkaz Kreona był sprawiedliwy, jednak jedno jest pewne: król Teb wykazał się jako władca, pozostając przy raz wydanym rozkazie i skazując Antygonę, mimo łączących ich prywatnych więzów. Wydaje mi się, iż Kreon był powołany do tego, by być królem. Sprawował władzę, wiedząc, do czego to zobowiązuje i jaki styl życia narzuca.

Biorąc pod uwagę sposób sprawowania władzy, chciałbym porównać Kreona z Karolem Wielkim, jednym z bohaterów średniowiecznej Pieśni o Rolandzie. Karol był średniowiecznym ideałem władcy, w związku z czym pewne jego cechy zostały w utworze wyolbrzymione. Był on wspaniałym rycerzem, największym i najodważniejszym. Był przykładnym chrześcijaninem - powiódł Francuzów na wojnę z niewiernymi Saracenami do Hiszpanii. Był także władcą mądrym, zasięgającym rady u swoich poddanych. Nie da się ukryć, iż ostatnia z wymienionych przeze mnie cech Karola zasadniczo różni go od Kreona, który swój rozkaz wydał, nie pytając nikogo o zdanie. Mimo to Karol i Kreon mają jedną główną, wspólną cechę, wiedzą, co znaczy być królem, wiedzą, do czego to zobowiązuje, są powołani do rządzenia. Karol, podobnie jak Kreon, po wydaniu rozkazu oczekiwał, że osoba lub też grupa osób, których ten rozkaz dotyczy, przystąpi do wykonania polecenia bezzwłocznie. Oczekiwał także, iż jego rozkazy czy też zakazy nie będą łamane.

Antyk i średniowiecze to epoki będące początkiem historii literatury światowej. Zapoczątkowały one wielką i piękną tradycję przekładania myśli i odczuć, legend i opowieści na słowo pisane, tak że teraz możemy poznać i podziwiać wspaniałych bohaterów, a między nimi władców. Możemy krytykować Kreona i podziwiać Karola, a także uczyć się, iż sprawowanie władzy nie jest tylko przyjemnością. Rządzenie ma swoje zasady, czasem może być wręcz okrutne, lecz tylko sprawowanie rządów sprawiedliwych, ale i twardych, daje efekty.

Przeczytany ostatnio przeze mnie renesansowy dramat Szekspira pt. Makbet skojarzył mi się z utworem pisarza współczesnego, G. Orwella, zatytułowanym Folwark zwierzęcy. Mimo iż są to utwory, które powstały w bardzo odległych epokach, to sposób dążenia do władzy Makbeta i Napoleona wydaje się być pod pewnymi względami podobny. Obaj, by osiągnąć pełnię władzy, musieli usunąć z drogi przeciwników. Obaj doszli do władzy w drodze siły. Makbet był jednym z najlepszych rycerzy króla Szkocji Dunkana. Podjudzany przez żonę, mimo wcześniejszych skrupułów, zabija króla i zasiada na tronie. Podobnie Napoleon, przy pomocy psów uzyskuje władzę w folwarku, oczerniając i wyganiając swojego przeciwnika Snowballa. Rządy Makbeta jako króla są bardzo krwawe. Wierzący w przepowiednie wiedźmy nowy król Szkocji zaczyna popadać w pewien rodzaj krwiożerczego obłędu. Swoich dawnych przyjaciół Makduffa i Banka postanawia zabić, obawiając się ich zemsty. Makbet boi się głównie Banka, któremu wiedźmy przepowiedziały, iż jego potomkowie będą królami. Szaleństwo Makbeta objawia się w jeszcze inny sposób - widzi ducha zmordowanego króla.

Makbet jest więc władcą, o którym można powiedzieć, iż pokusa władzy doprowadziła go do popełnienia zbrodni. Zbrodnia ta spowodowała rozdarcie wewnętrzne bohatera, którym za częły szarpać ogromne namiętności. Z jednej strony Makbet uwielbiał rządzić, do tego stopnia, że stał się tyranem, z drugiej strony cały czas miał wyrzuty sumienia, zwiększające się po każdym nowym morderstwie. Tak więc pokusa władzy jest niekiedy tak wielka, że prowadzi do zbrodni, a zbrodnia ta powoduje wyrzuty sumienia, które nie zawsze da się zagłuszyć.

Władza sprawowana przez Napoleona w Folwarku zwierzęcym była władzą totalitarną, a jej negatywne cechy będę chciał ukazać w dalszej części pracy.

Zachowując chronologiczny układ epok literackich, chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym bohaterze literackim, dla którego sprawowanie władzy było, w pewnym sensie, przekleństwem. Myślę o Konradzic Wallenrodzie, bohaterze utworu Adama Mickiewicza. Jest to postać o tyle ciekawa, że nie mieści się w moim podziale na "dobrych" i "złych" władców. Konrad doszedł do władzy podstępem. Walter Alf (bo tak początkowo nazywał się Wallenrod) był Litwinem, który przyjął nazwisko po Niemcu Wallenrodzie po to, by wstąpić do Zakonu Krzyżackiego. Wkrótce potem został Wielkim Mistrzem. Po co to zrobił? Założenie Konrada i jego sługi Wajdeloty Halbana było takie: Konrad zostanie Wielkim Mistrzem i poprowadzi Krzyżaków do zguby. Plan powiódł się, jednak nie zmniejsza to tragizmu sytuacji Wallenroda. Jest to tragizm człowieka, który zmuszony jest opuścić młodą żonę i kraj ojczysty. Jest to także tragizm średniowiecznego władcy i rycerza, który podstępem skazuje na śmierć i zagładę ludzi, którzy mu zaufali. Do czego więc prowadzi władza na podstawie Konrada Wallenroda? Czy jest zaszczytem? Powołaniem? Chyba nie. Władza dla Wallenroda jest nieszczęściem, jest złem koniecznym, jest nieznośnym obowiązkiem, jest poświęceniem się człowieka dla ojczystego kraju.

Pora powrócić do G. Orwella i jego Folwarku zwierzęcego. Na folwarku pana Jonesa do chodzi do przewrotu i władzę przejmują zwierzęta, na których czele stają świnie jako najmądrzejsze. Pojawiają się dwaj chętni do sprawowania głównej władzy: Napoleon i Snowball. Napoleon ma za sobą psy, a więc siłę fizyczną, dlatego właśnie on przejmuje władzę. Jak wyglądają działania nowego władcy? Zamyka zebrania zwierząt, polecenia dla podwładnych przekazuje za pośrednictwem rzecznika Squelera, który wspaniałą wymową, argumentem w postaci psów, potrafi przekonać zwierzęta do racji Napoleona. Zakazane zostaje śpiewanie hymnu "Zwierzęta Anglii", na jego miejsce pojawiają się pieśni wychwalające towarzysza Napoleona. Zaczynają zmieniać się główne przykazania zwierząt na takie, które odpowiadają świniom. Dochodzi w końcu do tego, że elita rządząca, czyli świnie, którym w odróżnieniu od innych zwierząt żyje się coraz lepiej, zaczyna chodzić na dwóch nogach. Świnie mają wszystkiego pod dostatkiem, za to reszta zwierząt, ciężko pracująca przy budowie wiatraka, dostaje żywności wcale nie więcej niż za czasów pana Jonesa. Napoleon, posługując się Squelerem i psami, przekazuje zwierzętom coraz to nowsze i wspanialsze dowody rozwoju folwarku, ale tylko w postaci liczb, a te, naiwne i ogłupiane, nie widzą, że wcale nie jest im lepiej, i wierzą w kłamstwa serwowane przez władzę.

Czym jest władza totalitarna, z którą mieliśmy do czynienia przez kilkadziesiąt lat u nas, w Polsce? Władza totalitarna to władza sprawowana przez pewną uprzywilejowaną grupę ludzi. Nie są to ludzie powołani, by rządzić, są to po prostu ci, którzy mają dostatecznie silne argumenty (w postaci wojska, policji), aby władzę osiągnąć, a następnie ją utrzymać. Tego typu władza jest "niewidoczna" dla społeczeństwa, a jej postanowienia przekazywane są przez rzeczników. Władza ta operuje kłamstwem politycznym. Naród, będąc pod rządami siły i przemocy, popada w amok i uśpienie. Zapomina o hasłach i ideach głoszonych wcześniej: idzie za władzą, ogłupiony i oszukany, tak jak to ukazuje Herbert w wierszu Pieśń o bębnie. Idzie wsłuchany w rytm bębna, idzie prosto do piachu. Podobną wizję uśpionego totalitaryzmem narodu znajdujemy w Malej Apokalipsie T. Konwickiego, gdzie ludzie są już tak otumanieni, że nie znają nawet prawdziwej daty.

Władza - powołanie, zobowiązanie, zaszczyt, namięmość, pokusa..., ale również cierpienie, wykorzystywanie, mordowanie i wiele, wiele innych określeń, w większości przypadków negatywnych. Problem władzy faktycznie zmusza do zastanowienia. Obserwując dzieje bohaterów literackich, poznajemy ich podejście do władzy, widzimy, jak ludzie do władzy dążyli, jak ją osiągali i jak później rządzili. Poznaliśmy Kreona, który nie zmienił wydanego rozkazu i nie bał się skazać na śmierć narzeczonej swojego syna, która ten rozkaz złamała. Przenieśliśmy się wraz z Karolem Wielkim i Rolandem do Hiszpanii, gdzie podziwialiśmy wspaniałego, mężnego i mądrego władcę, jakim był król Francji. Mogliśmy wraz z Makbetem i jego żoną przeżywać noc morderstwa, a potem wszystkie wielkie namiętności, jakie targały duszą mordercy. Obserwowaliśmy Konrada Wallenroda, jak poświęcał się dla ojczyzny, niszcząc sobie życie i łamiąc zasady średniowiecznego kodeksu rycerskiego. Świat literatury pozwolił nam także uczestniczyć w rewolucji w folwarku pana Jonesa i obserwować późniejszy rozwój wydarzeń, jakim było wprowadzenie systemu władzy totalitarnej.

Wszystko to ukazało nam, jak bardzo ludzie pragnęli i cały czas pragną władzy. By ją osiągnąć, gotowi są zabijać, oszukiwać i kłamać. Są także gotowi robić to dalej, po to, by władzę utrzymać. Władza jest więc często pokusą nie do odparcia. Rzadko kiedy zdarzają się ludzie sprawujący władzę z powołania, którzy dotrzymują zobowiązań wobec narodu i dbają o dobro obywateli, ponieważ władza jest czymś, co niszczy człowieka. Gdy człowiek zaczyna rządzić i wydawać polecenia, to jest mu bardzo trudno zostać znowu zwykłym, szarym obywatelem, wykonującym rozkazy. Dlatego też nawet porządny początkowo człowiek, gdy zacznie rządzić, będzie się chciał piąć coraz wyżej, by osiągnąć najwyższą władzę, a każdy szczebel drabiny prowadzący na szczyt będzie kolejną złamaną zasadą moralną czy też zapomnianą ideą młodości.

Władza to przywilej, obowiązek czy przekleństwo?

Rozpoczynając rozważania nad problemem czy władza jest obowiązkiem, przywilejem czy też przekleństwem, warto się najpierw zastanowić, czym jest władza w ogóle. Zwykle określamy ją jako możliwość kierowania innym człowiekiem bądź grupą ludzi i konieczność brania odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Im więcej osób podporządkowanych jest owemu kierownictwu, tym szerszy jest zakres władzy. Dlatego właśnie władzę najczęściej kojarzymy ze zwierzchnictwem nad państwem. Pamiętajmy jednak, że władza zaczyna się już na dużo prostszych płaszczyznach.

Pierwszą wspólnotą, w której pojawiają się elementy dominacji, czyli swego rodzaju władzy, jest związek kobiety i mężczyzny. Już w tej wspólnocie któraś ze stron, świadomie bądź nie, odgrywa rolę przewodnika. Jest to zwykle osoba obdarzona zdolnościami przywódczymi, swego rodzaju charyzmą, która ułatwia sterowanie i koordynację działania w grupie. Podobny proces zachodzi na poziomie zgromadzenia rodzin, czyli wsi, osiedla, miasteczka, etc., aby wreszcie rozszerzyć się na całe miasto, region, a w końcu państwo. Skoro zauważyliśmy, że już na etapie współistnienia dwojga ludzi istnieje zjawisko przewodnictwa, zatem w państwie, jako konsekwencji naturalnego procesu gromadzenia się ludzi we wspólnoty, zachodzić musi analogiczna prawidłowość. Proporcjonalnie do wzrostu zakresu władzy, spoczywającej na barkach przywódcy, rośnie odpowiedzialność za podejmowane decyzje. A przywódca jest tylko człowiekiem, nie jest zatem doskonały, gdyż nie jest mu przypisana nieomylność. Targają nim (jak każdym z nas) namiętności, skłonny jest do poddawania się emocjom, do subiektywnego myślenia.

Władza kusi, fascynuje, podnieca... Możliwość decydowania w imieniu tłumów i przewodzenie im daje prawie nieograniczone możliwości. Jak więc być władcą w obliczu ludzkiej słabości?

Arystoteles w swojej rozprawie pt. Polityka mówi, że państwem powinny rządzić prawa, a to prawa wlaściwie ujęte - nie ludzie. Rola władcy powinna zaś ograniczać się do egzekwowania tych praw i rozstrzygania w tych sprawach, których prawa określić nie zdolają dokładnie ze względu na to, że niełatwą jest rzeczą w ogólnym ujęciu wyczerpać wszystkie poszczególne wypadki.

Prawa, o których wspomina Arystoteles, to wykładniki moralne, te bowiem są trwałe i niezmienne - w przeciwieństwie do ustaw, które zmieniają się wraz z władcami. Wizja Arystotelesa jest jednak utopijna, gdyż już owo rozstrzygnięcie w kwestiach niesprecyzowanych w prawach niesie możliwość błędu.

Jakie "pułapki" szykować może sprawowanie władzy i jakie istnieją z nich wyjścia, proponuję prześledzić, opierając się na utworach literackich różnych epok.

Jednym z najwcześniejszych utworów, w których poruszony jest problem władzy, jest Antygona Sofoklesa. Autor przedstawia w nim tragiczny konflikt Kreona, który, będąc królem Teb, wybierać musi między prawem państwowym a boskim. Chcąc zachować ład i sprawiedliwość w państwie, doprowadza do śmierci trzech osób: Antygony, Eurydyki i Hajmona. Czy czyni słusznie?, sprawa dyskusyjna. Jako głowa państwa przekonany jest o konicczności wyraźnego odróżnienia dobra od zła, dlatego decyduje się na wydanie zakazu grzebania zwłok zdrajcy - Polinejkesa. Sprzeciwia się tym samym prawom boskim, w myśl których należy godnie pogrzebać zmarłego, niezależnie od tego kim był. Decyzja Kreona ma głęboki charakter moralny, gdyż król nie ma prawa decydować o pośmiertnych losach poddanego. Jego kompetencje ograniczają się do życia doczesnego, ziemskiego, a po śmierci człowiek przechodzi pod władanie innego króla - Hadesa. Konieczność zachowania sprawiedliwości w państwie i uniknięcia podobnych sytuacji w przyszłości sprowadza na Kreona boży gniew. W momencie kiedy zachodzi konflikt między polityką państwa a religią, władza zdaje się być przekleństwem. Kreon jest bowiem wyznawcą tej samej religii co zwolennicy pochowania Polinejkesa. Zatem występek przeciw jej nakazom dotyka go bezpośrednio. Jednak przede wszystkim jest królem Teb i jego naczelnym obowiązkiem jest prowadzenie praworządnej i sprawiedliwej polityki. Inne względy musi usunąć na bok. Kara, jaka spada na Kreona za przekroczenie praw boskich, jest okrutna. Aby konsekwentnie egzekwować swoje zakazy, skazać musi na śmierć własną bratanicę - Antygonę. Jej śmierć pociąga za sobą samobójstwa dwóch bliskich mu osób: Hajmona i Eurydyki.

Czy władza w rękach Kreona jest więc przywilejem? W moim odczuciu - absolutnie! To jedynie obowiązek bycia bezwzględnym wobec wszystkich przedstawicieli społeczeństwa w celu zachowania ładu w państwie oraz przekleństwo wynikające z konfliktu dwóch wartości. Kreon wprowadza praworządnośe w państwie, ale koszty, jakie ponosi, są ogromne.

Władza to także wyrzeczenia, konieczność poświęceń, ponoszenie okrutnych czasem konsekwencji własnych decyzji oraz absolutny imperatyw porzucenia troski o względy osobiste. W przypadku Kreona władza stała się ciężkim brzemieniem, które musiał dźwigać. W nieco podobnym położeniu znalazł się Konrad Wallenrod - tytułowy bohater powieści poetyckiej Adama Mickiewicza. W trosce o losy swej ojczyzny Konrad zmuszony jest sprzeciwić się dwóm kodeksom: rycerskiemu i religijnemu. Znając potęgę Prus, ma świadomość, że jedyna skuteczna droga walki z nimi to podstęp. Przeklina ją jednak, gdyż jest ona niezgodna z zasadami honoru rycerskiego, któremu hołduje. W rozmowie z żoną bohater wyznaje:

"Jeden sposób, Aldono, pozostał Litwinom
skrusryć potęgę zakonu, mnie ten sposób windomy. Lecz nie pytaj, dla Boga! Stokroć przeklęta godzina,
w której od wrogów zmuszony, chwycę się tego sposobu."

Mimo iż system wartości Konrada zakazuje mu skorzystać z tej haniebnej drogi, bohater, targany troską o losy Litwy, jednak decyduje się z niej skorzystać. Skazuje się w ten sposób na wewnętrzne rozdarcie, życie w niezgodzie z własnymi ideałami. W imię dobra powszechnego godzi się realizować słowa Machiavellego (motto utworu):

"Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walczenia Trzeba być lisem i wilkiem".

Dla ratowania swego kraju młody Walter musiał także poświęcić szczęście osobiste. Plan pokonania Prus wymagał bowiem rezygnacji z miłości do Aldony, porzucenia domu i stabilizacji, a tym samym unieszezęśliwienia małżonki. Tragiczne życie bohatera wieńczy samobójcza śmierć. Cena, jaką przyszło zapłacić Wallenrodowi za władzę, jaką zyskał, wychowując się w zakonie krzyżackim, była wielka. Fakt, że dorastał wśród Prusaków, co później stanowiło podstawę jego władzy, stał się przekleństwem młodego mężczyzny. Nawet spędzając upojne chwile u boku Aldony, Wallenrod wciąż gnębiony był przez własne poczucie obywatelskiego obowiązku: Szczęścia w domu nie zaznał, bo go nie bylo w ojczyźnie.

Powyższe dwa przykłady obrazują nam władzę jako obowiązek, którego spełnienie staje się przekleństwem. Zarówno Kreon jak i Walter kierują się interesem publicznym. Ich szczęście osobiste koliduje ze szczęściem całego społeczeństwa, więc kierując się obowiązkiem wobec państwa, wybierają dobro powszechne. Co jest dla nich rekompensatą za to poświęcenie? Chyba jedynie świadomość dobrze spełnionej powinności w imię patriotyzmu. To jednak, moim zdaniem, zbyt mało. Dowodem czego jest samobójcza śmierć Wallenroda.

Są jednak władcy, których władza opiera się przede wszystkim na czerpaniu zeń osobistych korzyści, z prawie całkowitym pominięciem obywatelskiego obowiązku. To przywódcy, dla których wysoka pozycja w sferach rządzących łączy się jedynie z uciechą rozlicznych przywilejów i możliwością bogacenia się. Przypomnijmy przykładowo senatora Nowosilcowa - kata polskiego społeczeństwa z Mickiewiczowskich Dziadów cz. Ill. Jest to człowiek obłudny i fałszywy, który dba jedynie o zapewnienie sobie jak najlepszych warunków, nie przebierając przy tym w środkach. Stosuje nieczyste reguły gry, aby za wszelką cenę osiągnąć cel. Celem tym jest zdobycie poparcia i łaski cara Mikołaja, środkiem zaś - aresztowania jak najwięk szej ilości polskich spiskowców. Wysuwa zatem bezpodstawne i nieuzasadnione oskarżenia, karze śmiertelnie niewinnych ludzi. Przykładem okrucieństwa i bezwzględności Nowosilcowa, na drodze realizacji chytrych ambicji, jest morderstwo młodego Rollisona:

"Niech Pan Senator uważy, Iż mimo czujności i straży
O biciu Rollisona niechętne osoby Wieść roznoszcą i może wynajdą sposoby Oczernić przed Cesarzem nasze czyste chęci, Jeśli się temu śledztwu prędko leb nie skręci."

Nowosilcow pragnie wzbudzić zazdrość ludzką, chce, by łaska carska uczyniła z niego człowieka powszechnie znanego, podziwianego. Poszukuje poklasku wśród towarzystwa. Scena snu senatora, w której senatorowi śni się, że wśród glorii i chwały idzie do gabinetu Cara, ujawnia jego pychę i zarozumiałość. Senator urządza wystawne bale i rauty, aby w ten sposób zyskać poparcie znaczących osób. Jest pusty, chciwy i żądny zaszczytów. Politykę traktuje jako przysłowiową "walkę o stołek" oraz niewyczerpane źródło przyjemności. Nie egzekwuje praw moralnych, dla niego bowiem jedynym wyznacznikiem wartości człowieka jest bogactwo i wzbudzany u innych respekt. Władza dla Nowosilcowa jest środkiem do realizacji osobistych ambicji.

Władzę jako źródło przywilejów, dobrobytu i zaszczytów, zdobytych kosztem obywateli, przedstawia także George Orwell w Folwarku Zwierzęcym. Rządy pod wodzą Napoleona i jego poplecznika, demagoga Krzykały, są autokratyczne i bezwzględne. Wódz Napoleon i jego współ pracownicy żyją "ponad prawem". Korzystając ze swego wysokiego stanowiska, śpią w łóżkach, piją alkohol i uprawiają hazard, co jest surowo zabronione w księgach pozostałych obywateli Folwarku. Podstawowy kodeks, ustalony jeszcze za czasów Chyżego, jest naginany i przerabiany stosownie do polityki i zachcianek dyktatora Napoleona. Obywatele są zastraszeni i terrorem zmuszeni do posłuszeństwa. Elita Folwarku (czyli władza) troszczy się jedynie o własne wygody i przyjemności, pomijając zupełnie kwestię dobra pozostałych zwierząt. One bowiem są jedynie po to, aby umożliwić władzy prowadzenie dostatniego, rozrywkowego życia. W miarę bogacenia się Napoleona warunki życia na farmie pogarszają się - zaczyna brakować jedzenia, a zwierzęta zmuszane są do niewyobrażalnego wysiłku przy pracy. Ten typ władzy, czyli totalitaryzm, ogranicza się w głównej mierze do korzystania ze stanowiska przywódcy w celu zapewnienia sobie dostatniego życia. Obowiązek obywatelski, konieczność dobrego gospodarowania państwem, podnoszenie poziomu warunków socjalnych obywateli i ich ochrona - praktycznie w ogóle nie pojawiają się w systemach totalitarnych. Możliwość dowodzenia społeczeństwem, zdobywana często (jak w przypadku Napoleona) w oparciu o kłamstwo i demagogię to dla tyranów podobnych Napoleonowi jedynie kopalnia przywilejów i okazja do zadbania o samego siebie. Folwark Zwierzęcy jest przestrogą przed tego rodzaju władzą, która jest przekleństwem dla obywateli.

Interesującą kwestią, stanowiącą uzupełnienie do naszych rozważań, jest problem władzy sprawowanej przez rewolucjonistów. Rewolucja rodzi się z niezgody na panujące warunki, potrzeby obalenia dotychczasowych elit rządzących. Wodzirejami tego rodzaju przewrotów są zwykle charakterystyczni mówcy, obdarzeni zdolnością porywania ludzi za serca i gromadzenia ich wokół siebie. Niebezpieczeństwo ich władzy zachodzi wówczas, gdy są oni jedynymi osobami znającymi założenia ideowe buntu. W takich okolicznościach przemówienia organizatorów przewrotu stać się mogą jedynie demagogią, a siła rewolucjonistów może im posłużyć do osiągnięcia osobistych celów. Władcy rewolucyjni mają bowiem to do siebie, że po obaleniu starej władzy sami stają się zamkniętą wyższą sferą rządzącą.

Potwierdzenie tej teorii odnajdujemy w trzech utworach o tematyce rewolucyjnej, czyli: Szewcach Witkiewicza, Nie-Boskiej komedii Krasińskiego i Przedwiośniu Żeromskiego. Ostateczny rezultat rewolucji, której zadaniem było - we wszystkich trzech przypadkach - wprowadzenie zmian społecznych, jest sprzeczny z początkowymi założeniami. Przywódcy, wykorzystując swoją pozycję podczas walki, wyniesieni zostają na miejsce starych elit. U Krasińskiego Leonard i Pankracy stają się reprezentantami najwyższej sfery; w Przedwiośniu - czerwona policja i moskiewscy komisarze tworzą rewolucyjną arystokrację, a szewcy z utworu Witkacego awansują z prostych rzemieślników do rangi kierowniczej. Ciąg rewolucji przypomina zatem błędne koło - kiedy jedni rządzą, drudzy muszą wykonywać ich rozkazy, zaś kiedy zmęczeni nadzorem zbuntują się - role się odwracają. W tym przypadku potrzeba dowodzenia ludźmi rodzi się z obowiązku walki o prawa własne i całego społeczeństwa, jednak kiedy znienawidzeni starzy władcy zostają obaleni, przywódcy rewolucji chętnie korzystają z przywilejów przysługujących sprawującemu władzę. Jak już wspomniałam, władza kusi swym szerokim zakresem możliwości, a na przykładzie wyżej podanych trzech utworów dowiadujemy się, że nawet najbardziej zaangażowani w sprawy społeczne politycy łatwo dają się uwieść jej urokowi.

Po dokładnej analizie różnych modeli władzy dochodzę do wniosku, iż jest ona połączeniem obowiązku, przywileju i przekleństwa. W poszczególnych przypadkach występują jednak różne proporcje tego połączenia. Kreonowi zabrakło przywileju, Napoleon zaś miał go zbyt dużo. Walter miał bardzo silne poczucie obowiązku wobec ojczyzny, natomiast przywódcy rewolucji 1917 roku mieli go niewiele. Idealna władza powinna, moim zdaniem, wynikać z patriotyzmu, czyli obowiązku wobec państwa, dawać na tyle dużo satysfakcji i samozadowolenia, aby wynagrodzić swego rodzaju przekleństwo, wynikające z konieczności stawiania dobra ojczyzny na pierwszym miejscu. Przywileje zaś, w moim rozumieniu, służyć mają ułatwianiu lub przyspieszaniu działania na rzecz państwa, a nie bogaceniu się i realizowaniu osobistych celów. Jednak, jak już zaznaczyłam, człowiek jest istotą słabą i omylną, a potęga, jaką daje sprawowanie pieczy nad społeczeństwem, może go wodzić na pokuszenie. Dlatego też, usiłując odnieść moje dywagacje do dzisiejszej rzeczywistości, uważam, że działanie sprawującego władzę winno być kontrolowane przez reprezentantów ogółu społeczeństwa.

Żaden utwór literacki nie przerobi ludzi, są wszakże takie, które ich pobudzają do przetwarzania się." Potwierdź słuszność aforyzmu Świgtochowskiego wybranymi przykładami literackimi.

Literatura od najstarszych czasów jesi istotnym dopełnieniem ludzkiego życia. Już w starożytności wyznaczono jej ważne zadanie; Arystoteles przypisał literaturze funkcję oczyszczającą, tragedia antyczna miała być wstrząsem uczuciowym, wyzwalającym i oczyszczającym widza z win. Wzbudzała litość i trwogę, skłaniała do refleksji nad nieszczęściem bohaterów i przyrównywania ich do siebie.

W późniejszych wiekach odchodzono od katharsis, ale literatura miała nadal w wyjątkowy sposób oddziaływać na czytelnika. Pobudzać do walki miała literatura parenetyczna, propagować ideały, krzepić strapione serca, namawiać do zmian lub wskazywać rozwiązania. Literatura bowiem, ze względu na jej powszechność, ma ogromne możliwości. Od czasu wynalezienia ruchomej czcionki przez Guttenberga, kiedy książki stały się tańsze, przez co bardziej dostępne, stanowi doskonały środek rozpowszechniania informacji, poglądów. Literaci mają więc możliwość niejako kierowania ludźmi poprzez swoje sugestywne prace. Spostrzeżenia i wnioski, przekazane w literackiej formie, mogą ukształtować odpowiednio postawy lub poglądy odbiorców, w zależności od koncepcji ich autorów.

Dla zobrazowania tej tezy przytoczmy przykład twórczości Adama Mickiewicza, który, obserwując i analizując sytuację Polski XVIII wieku, wynosi ojczyznę do rangi narodu wybranego, mającego do wypełnienia szezególną misję. Polacy, załamani klęską powstania listopadowego, chętnie przyjęli koncepcję mesjanizmu, mimo iż propagowanie jej przez Mickiewicza było wynikiem osobistych zainteresowań ruchem Towiańskiego. Poprzez III część Dziadów Mickiewicz rozpowszechnił ideę dającą Polakom ukojenie; rodacy hołdowali jej tym chętniej, że umacniała ich w wierze o własnej wyjątkowości, budowała wizerunek uduchowionych ludzi, którzy poprzez własne cierpienie zbawią świat. Adam Mickiewicz - uznany literat, chluba i pewnego rodzaju autorytet dla ówczesnych Polaków - przychyliwszy się do mistycznej wizji Towiańskiego, sprawił, że szerokie rzesze jego czytelników uwierzyły w mesjanizm.

Przyjrzawszy się literaturze późniejszych okresów, można stwierdzić, że może ona kształtować nie tylko ducha, oddziaływać nie tylko na psychikę, ale także budować konkretne wzorce osobowe, propagować określony sposób zachowania się, namawiać do danego działania. W tym przypadku jako przykład poleciłabym Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej. Jest to powieść o dość banalnej fabule, ale bardzo wyraźnie zarysowanych sylwetkach bohaterów. To oni bowiem stanowią o pozytywnym charakterze utworu. Orzeszkowa nawołuje do zmiany sposobu działania Polaków na drodze do odzyskania niepodległości. Zgodnie z pozytywistyczną tendencją szansę dla Polaków upatruje w wewnętrznym doskonaleniu i umacnianiu się społeczeństwa. Podstawą nowej koncepcji było dążenie do polepszenia sytuacji ekonomiczno-gospodarczej w Polsce poprzez zmiany społeczne. Autorka nawołuje przede wszystkim do reform społecznych, gdyż jedynie w dobrze funkcjonującym społeczeństwie widzi ratunek dla ojczyzny. Propaguje zbliżenie zasad funkcjonowania społeczeństwa do organicznego ideału. Za wzór podaje zaścianek Bohatyrowiczów, którego reprezentanci, pomagając sobie nawzajem, stanowią silną jedność.

Obserwując rozwarstwienie i przerażające kontrasty w społeczeństwie polskim, Orzeszkowa naświetla problem zacofania i ciemnoty najniższych warstw. Mówi więc o potrzebie zadbania o chłopstwo, zazwyczaj pomijane w polityce. Propaguje utylitaryzm, czyli wykorzystywanie umiejętności wybitnych jednostek dla dobra ogólnego. Przykładem tego może być Witold Korczyński, starający się w praktyczny sposób wykorzystywać wiedzę zdobytą podczas studiów. Duże znaczenie nadaje pisarka edukacji. Jej zdaniem dobrze funkcjonujące społeczeństwo - to społeczeństwo wykształcone.

Pozytywistyczne hasła, propagowane przez Orzeszkową, znalazły szerokie poparcie wśród społeczeństwa. Kiedy zawiodły romantyczne ideały, a Polacy załamani byli kolejną klęską, potrzebny był nowy program ideowy, dzięki któremu mogliby wykorzystać swój zapał, energię oraz znaleźć pokrzepienie. Autorce powieści udało się dokładnie, a nawet szczegółowo sprecyzować nowatorską postawę, jaką winni przyjąć rodacy. Był to odpowiedni czas na wniesienie nowych wartości, więc złaknieni i potrzebujący Polacy pochwycili je natychmiast.

Obok Orzeszkowej byli naturalnie inni twórcy hołdujący pozytywizmowi i rozpowszechniający jego hasła. Zaliczyć do nich można Prusa, Sienkiewicza czy Świętochowskiego, ale Nad Niemnem jest powieścią-wykładnikiem, która wręcz w tendencyjny sposób propaguje nową politykę.

Inną formą oddziaływania literatury na czytelnika jest ukazywanie problemów, z jakimi zmagają się bohaterowie tragedii, jaka może stać się konsekwencją ich działania lub bolączek, które mogą być przyczyną ich niepowodzeń. Innymi słowy - jest to bezwzględne ukazywanie prawdy, choćby najgorszej, pozbawione zahamowań opisywanie "czarnej rzeczywistości", czyli naturalizm. Taką technikę stosował Stefan Żeromski, który, znając potęgę słowa pisanego, podjął się propagowania określonych wartości i postaw. Jego credo literackim stało się rozdrupywanie ran, aby nie zabliźniły się błoną podłości, a na drodze do jego realizacji ukazywał naj bardziej zaniedbane i bolące dziedziny życia, odnajdywał i przedstawiał to, co zostało zapomniane lub pominięte. Szczególnie bliskie były mu sprawy biedoty polskiej; rozgoryczony faktem istniejących kontrastów społecznych, winą za warunki życia najuboższych obarczał bogaczy, żyjących w zbytku. Poprzez drastyczne i w naturalistyczny sposób przerysowane obrazy brudu, głodu, chorób i ciężkiej pracy najniższych warstw pragnął uczulić społeczeń stwo na ten problem. Postać Obali z opowiadania Zapomnienie jest zarzutem skierowanym do Polaków, obwiniającym ich o tolerowanie podobnych sytuacji, o bierność i brak zainteresowania. Jak można pozwolić na to, by jedni umierali w nędry, a drudzy psuli się w zbytku? Pytanie to kieruje Żeromski do czytelnika, do całego społeczeństwa, które jest odpowiedzialne za istnienie takich sytuacji. Pisarz chce popchnąć Polaków do działania, przerwać ich uśpienie i zerwać "klapki" z oczu, nie pozwalające dojrzeć piekących problemów. Krytykuje bezczynność społeczeństwa, które jest na tyle ospałe i pełne zwątpienia, za to, że neguje i wyśmiewa zachowanie pojedynczych aktywnych jednostek, buntujących się i podejmujących działanie. Na przykładach doktora Judyma czy Cezarego Baryki udowadnia, że jednostka działająca w osamotnieniu nie jest w stanie wiele zdziałać. Chce aktywizować uśpioną część społeczeństwa, nawołuje do działania, do poparcia reform i planów naprawy stosunków społecznych. Walka wybitnych jednostek, jego zdaniem, będzie bezskuteczna, o ile nie poprą ich szersze rzesze. Inicjatywa reformatorska konieczna jest także dla zachowania suwerenności Polski. W Przed wiośniu autor zawiera przestrogę dla Polaków, do czego może doprowadzić ich bierność i ignorancja.

Żeromski widział wiele mankamentów młodej Rzeczypospolitej, która niedawno dopiero odzyskała niepodległość. W obawie przed ponowną jej utratą, chciał przestrzec Polaków, dać im wskazówki, jak uchronić się od zniewolenia. Jego twórczość nazwać można próbą skłonienia Polaków do zastanowienia się nad sytuacją kraju oraz wybrania drogi postępowania, obrazem mającym zainspirować uśpioną masę.

Literatura towarzyszy narodowi przez całą jego historię. Jak pisał Adam Mickiewicz w Pieśni Wajdeloty, literatura ma tę wielką zaletę, że jest niezniszczalna; czasem tylko wegetuje uśpiona, gdy brak warunków, by w odpowiednich okolicznościach rozbudzić się na nowo. Można powiedzieć, że narodziła się wraz z człowiekiem i będzie mu towarzyszyć aż do śmierci. Jest więc jak matka, która czuwa przy dziecku i od niemowlęcia wychowuje. Czasem skarci, skrzyczy, wypomni zaniedbania, innym razem przytuli do serca i pocieszy, innym znów wskaże właściwe rozwiązanie, ale wszystko to ma jeden cel - kształtowanie osobowości dziecka. Podobnie jest z literaturą- bywa karcąca i przypominająca o błędach (jak twórczość Żeromskiego), czasem krzepi nasze zbolałe serca, wspominając o minionych sukcesach (jak np. Sienkiewicz w Tiylogii) lub jak Orzeszkowa czy Mickiewicz daje wskazówki, jak żyć, ewentualnie chce umilić czas i upiększyć życie (poezja skamandrycka). Literatura ma nad ludźmi ogromną władzę. Obrazy i wizerunki powstające w naszych umysłach podczas zagłębiania się w lekturze, filozofia autorów, ich poglądy i wyobrażenia, z jakimi się zapoznajemy, wzbogacają nas wewnętrznie, poszerzają horyzonty i budują osobowość.

Bardzo duża sugestywność książek sprawia, że często przyrównujemy się, a nawet identyfikujemy z głównymi bohaterami. Etyka każe nam podziwiać dobre wróżki, a nienawidzić czarownic, sprawia, że chcemy naśladować pozytywne postaci i unikać czarnych charakterów. Potęga literata w tej kwestii jest prawie nieograniczona - w zależności od własnej sugestywności może on w konkretny sposób kierować swymi czytelnikami.

Zinterpretuj słowa: "Od nas także zależy, co w dziełach widzimy" (Toast Czesława Miłosza). Moje spotkanie z klasyką literacką.

"Od nas także zależy, co w dziełach widzimy - w stwierdzeniu tym zawiera się cały sens powstawania dzieł literackich, których celem jest porozumienie między autorem i czytelnikiem. Forma tego porozumiewania się pozwala jednak na udaną interpretację treści głoszonych przez twórcę. Jeśli swobody takiej brak, książka przestaje być rozmową, staje się monologiem lub rozkazem.

Od nas także zależy, co w dziełach widzimy - oznacza to, iż myśl zrodzona w umyśle jednego człowieka przedostaje się do świadomości drugiego i pokonuje tam własną drogę, często jakże odmienną od pierwotnej. Na tym właśnie polega niebezpieczeństwo opacznego zrozumienia intencji autora. Jego zadaniem jest zatem łagodne wysterowanie biegu myśli czytelnika. Bez tego zabiegu porozumienie także nie zostanie nawiązane.

Od nas także zależy, co w dzielach widzimy - jest to jednocześnie wskazówka dla czytelnika, który podczas lektury winien dołączyć do swego subiektywnego odbioru nieco obiektywnego spojrzenia. W ten sposób zdołała dostrzec więcej.

Każde dzieło literackie nabiera nowych wartości, kiedy zostaje przetworzone w świadomości czytelnika. Rodzą się w niej refleksje, których autor nie zdołał przewidzieć. Moim zdaniem, dzieła prawdziwie wartościowe powinny być na tyle pojemne, aby zdołały pomieścić wszystkie przemyślenia autora i odbiorcy.

Formą szczególnie pojemną jest poezja, w której między wersami jest wystarczająco dużo miejsca na myśli czytelnika. Wierszy się nie czyta, wiersze się myśli. Sama ich struktura jest dostosowana do szybkiego i wielokierunkowego skojarzenia. Czytając utwory Mirona Białoszewskiego, poznaję świat w sposób właściwy owadom, które długimi i wrażliwymi czułkami dotykają fragmentów przedmiotów i ciał. Słowa i półsłowa Białoszewskiego atakują jak strzępy rzeczywistości, niektóre wyolbrzymiane, niepoznawalne, inne znów swojskie i znajome. Poezja ta nie bada rzeczy ostatecznych, interesuje się wybranym fragmentem świata, jego sposobem funkcjonowania. Białoszewski jest mistrzem ciekawej obserwacji i uczy tej sztuki swoich czytelników. Jego utwory są typowym przykładem dzieł, w których wiele zależy od czytelnika. Poezja ta oddziaływuje nań bezpośrednio, natychmiast skłaniając do działania.

W inny sposób odbierane są wiersze Jarosława Iwaszkiewicza. Ich charakter można zobrazować następującym fragmentem:

"Wszystko jest bez sensu, Wszystko pogmatwane, Jak te winorośla Gąszcze cmentarniane. Wszystko, co się zlączy Znowu się rozłączy Na ksztalt pogmatwanych Na cmentarzach pnączy."

Poezja taka skłania do głębszych refleksji, co niewątpliwie angażuje czytelnika, w którego świadomości powinno zaistnieć to wszystko, co zasugerował poeta kilkoma zwykłymi słowami.

Poezja może też angażować w inny sposób. Może pokazywać realne sytuacje, obrazy, prawdziwych ludzi.

Udział odbiorcy polega wówczas na uważnej obserwacji przedstawionych zdarzeń i zadaniu sobie pytania o własne reakcje w danych sytuacjach, o swoje odbicie w lustrach słów poety. Moim zdaniem poezja taka cieszy się największym uznaniem, co niekoniecznie musi wynikać z nieskomplikowaniego odbioru takich treści. Głównym powodem staje się możliwość poznania samego siebie.

Takim typem poezji osobistej jest, według mnie, twórczość Edwarda Stachury. Poeta ten w bezpośredni sposób pyta mnie o wszystko, co w moim życiu jest najważniejsze, pomaga znaleźć odpowiedź. Stachura pokazuje też piękny świat, który został stworzony dla mojej radości, nie zaś dla smutku.

Moim ulubionym poetą jest K. I. Gałczyński. Jego wiersze są jednocześnie zabawą, głęboką refleksją, trafnym komentarzem, ciekawą obserwacją, pytaniem i odpowiedzią. Poezja, w której można odnaleźć wszystko, co warte zainteresowania, staje się moją własną poezją. Porozumienie między mną a autorem zostało nawiązane i trwa.

Proza w odmienny sposób oddziałuje na czytelnika. Wydaje mi się, iż prozaikowi trudniej nawiązać prawdziwy kontakt z odbiorcą. Wśród powodzi zdań skłonny jest on przeoczyć wiele konkluzji, przemyśleń, pytań do niego skierowanych. Mimo iż pozornie pisarz przemawia do czytelnika prostym językiem, jakiego używa on na co dzień, jednak język ten nie potrafi wszystkiego wypowiedzieć. Autor nie powinien jednak starać się o to, aby jego mowa docierała wprost. Powinien posługiwać się odpowiednimi środkami stylistycznymi, które uchronią jego dzieło od zgubnej komunikatywności.

Istnieje utarte sformułowanie, iż dobrej książki nie można zrozumieć do końca. Oznacza to, iż dobra książka powinna pozostawić niezatarte wspomnienie u czytelnika, który wciąż będzie do niej powracał, odnosił realia życia codziennego do jej realiów. Książka powinna trwać w czytelniku jak przeszłość lub jeszcze lepiej - jak teraźniejszość.

Trwają we mnie utwory F. Kafki. Posunę się do stwierdzenia, iż świat Procesu czy Zamku jest naszym światem współczesnym, gdzie bohaterowie Kafki nie mają swego miejsca i zajęcia, gdzie wszystko rządzi się nieformułowanymi prawami i gdzie śmierć przychodzi znienacka. Gmatwanina problemów, obcych twarzy i własnych odbić, długich i krótkich godzin oraz uczuć, co nic nie znaczą - to wszystko widzę oczami bohaterów Kafki.

Powstaje pytanie, czego oczyma tymi zobaczyć nie mogę? Czy kiedykolwiek dane mi będzie ujrzeć prawdziwe zakończenie Procesu? Zgodnie z wypowiedzią Miłosza, nie zobaczę tego, czego we mnie nie ma. Do tej pory usiłowałam znaleźć odpowiedz na pytanie: jaki jest świat? Teraz spróbuję odpowiedzieć, jaki jest człowiek.

Bohater Sklepów cynamonowych B. Schulza, ojciec, reprezentuje typ człowieka zdeterminowanego przez otaczającą go rzeczywistość. Próbuje zastąpić ją, tworząc swój własny świat, na przykład świat ptaszego poddasza. Człowiek ten zamienia się w kupkę śmieci, którą usuwa się z domu wraz ze stuletnim kurzem. Lecz za nim koniec ten nastąpi, człowiekowi dane jest przeżyć młodość, która według Sklepów cynamonowych i Sanatorium pod Klepsydrą jest długim snem o błądzeniu po znanych i nieznanych ulicach, jest podobna tysiącu zamazanych w szaleńczej wizji czerwonych i niebieskich kartek, jest także przypatrywaniem się swojemu odbiciu w kałużach. Tyle widząc w utworach B. Schulza, ktoś inny zobaczyć może w nich wizję piekła, jeszcze inny - obrazy chorej wyobraźni pisarza.

Taka względność odbioru dzieł literackich i różnice ich interpretacji świadczą o różnorodności ludzkich światopoglądów, mentalności i upodobań. Odmienność taka jest charakterystyczna dla każdego człowieka, chroni świat od monotonii i nudy. Stanowi też powód rozważań nad interpretacją poszczególnych dzieł literackich. Z problemem tym zetknęłam się w szkole, która nierzadko narzuca swym uczniom sposób interpretacji. Zrozumiałe jest, iż szkoła winna uczyć krytycznego spojrzenia na literaturę, nie może jednak nakazywać określonego sposobu myślenia. Jeżeli uczeń klasy pierwszej twierdzi, iż to nie Antygona była postacią tragiczną, lecz Kreon, nie można negatywnie ocenić jego teorii, o ile znajduje ona uzasadnienie w tekście utworu literackiego. Młody człowiek często utożsamia się z bohaterami utworów romantycznych, nie należy mu zatem wpajać przekonania, iż byli oni wyjątkowo słabi, egoistyczni i rozhisterowani, ponieważ uczeń ten widzi w tych bohaterach samego siebie. Warto natomiast zastanowić się, czy może właśnie ten młody człowiek nie rozumie najlepiej intencji autora.

Z tych samych powodów nic wolno lekceważyć i pogardliwic traktować człowieka, który stale czyta Chatkę Puchatka tylko dlatego, że bohaterowie tej książki przypominają mu członków rodziny. Mąż przypomina Kłapołuchego, a syn zachowuje się identycznie jak Prosiaczek - to wystarczy, aby ktoś rozumiał klimat tej książeczki i cieszył się tym światem.

Szkoła nie powinna zatem narzucać interpretacji poszczególnych utworów. Powinna pokazywać kierunki i drogi, którymi może pójść uczeń, szukając siebie w danych utworach. W przeciwnym wypadku uczy się młodzież nietolerancji dla cudzych poglądów, zawęża się automatycznie jej horyzonty myślowe i możliwości poznawcze.

Szkołą sztuki interpretacyjnej są utwory symbolistów z osławionym Krzakiem dzikiej róży Jana Kasprowicza na czele. Możliwości interpretacji wymowy tego utworu jest nieskończenie wiele, dlatego wiersz ten jest doskonałym przykładem na istnienie wielu interpretacji jednego dzieła. Uczeń powinien pojąć, że każdy ma prawo rozumieć i odbierać dany utwór inaczej i nie świadczy to wcale o jego niższym czy wyższym poziomie intelektualnym. W przeciwnym razie mogą "narosnąć" w nim kompleksy, które uniemożliwią w przyszłości prawidłowy rozwój zainteresowań czytelniczych.

Każdy człowiek poszukuje w literaturze odpowiedzi na irytujące go pytania. Chociaż pytania te są zazwyczaj podobne, odpowiedzi, jakie poszczególni czytelnicy znajdują w książkach, są różne. Zależy to od tego, w jakich dziełach poszukiwali, a także od tego, jaką odpowiedź pragnęli uzyskać.

Ważne jest, aby każdy człowiek odnalazł autora, książkę, wiersz, który stałby się niejako jego dewizą życiową, kluczową odpowiedzią na wszystkie pytania, szkiełkiem, przez które patrzy się na świat. Zazwyczaj pozycji takich bywa kilka, a ich gatunek literacki, poziom i przesłanie bardzo mogą różnić się od siebie. Mogą to być więc: Ania z Zielonego Wzgórza, Pożegnanie jesieni Witkacego i np. Biblia. Może to być Mały książę w parze z Czarodziejską Górą i Teatrzykiem Zielona Gęś. Zestawy takie świadczą o tym, iż dany czytelnik dużo poszukiwał, błądził, lecz w końcu wybrał. Czy szczęśliwie? Nie nam o tym sądzić, gdyż był to indywidualny wybór innego człowieka.

Teraz jestem Kreonem, teraz Antygoną, a teraz tchórzliwym strażnikiem (J.M Rymkiewicz „Kim jest człowiek”) Rozważania nad złożonością natury ludzkiej na podstawie wybranych przykładów literackich.

Teraz jestem Kreonem, teraz Antygoną, a teraz tchórzliwym strażnikiem (J.M Rymkiewicz „Kim jest człowiek”) Rozważania nad złożonością natury ludzkiej na podstawie wybranych przykładów literackich.


Co jest w tobie człowieku takiego fascynującego, że od wieków zajmujesz umysły sobie podobnych, próbujących dotrzeć do wnętrza twej istoty, by zgłębić tajemnice anatomii, fizjologii, lecz także ducha? Być może powodowane jest to tą straszliwą tendencją, by wierzyć, że rzeczy, które nie mają prawa nigdy zostać odkryte, w przedziwny sposób postanowią, w obliczu bezsilności powodowanej uporem badaczy, odsłonić swoje tajemnice.
Gdy jednak się zastanowić, łatwo dostrzec, iż powyższy tok rozumowania, czcze nadzieje na ustępstwa ze strony najbardziej upartego zwierzęcia, jakie kiedykolwiek chodziło po tym globie, to zwyczajna pomyłka, ślepa uliczka, prowadząca nie do nikąd lecz ku olbrzymiej ścianie, na której wyryto tępym dłutem napis : „Przejście wzbronione”. Bo chyba nie wolno nam do końca poznać samych siebie i tym bardziej innych, otaczających nas współbraci. Świadomość własnej złożoności doprowadziłaby nas pewnikiem do obłędu.
A może zwyczajnie nie jesteśmy w stanie tego zrobić? Wskoczyć do tej wielkiej zupy i dławić we własnym sosie. Może zakładamy zatroskani, że człowiek to twór zagadkowy i nikt nie jest w stanie zgłębić jego tajemnic. Z drugiej jednak strony czymże jest w obliczu tej prezentowanej przeze mnie „studni zagadek”, za jaką uważam homo sapiens, ta szokująca jednoznaczność duchowa i charakterologiczna pewnych postaci? To wielki paradoks. W straszliwej mieszance różności, jaką stał się nasz gatunek, w przedziwnym zespoleniu ciał układających się w jedną, wielką i szarą masę, żyją obok istot nieznanych ludzie tak łatwi do zdefiniowania, jak techniczne pojęcie.
Dlaczego?
Spośród zwierząt wyróżnia nas podobno posiadanie świadomości i zdolność tworzenia kultury. Te elementy powodują, że człowiek obiera najróżniejsze ścieżki, jest wystawiany na działanie intensywnych bodźców o odmiennym charakterze. Być może dlatego Ci, którzy pozostają przez całe życie na wszystko otwarci, stają się bardziej skomplikowani niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Przeciwnie Ci zaś, pozwalający sobie na ograniczenie własnej osobowości, odrzucający prawo wolnego wyboru, prowadzenia życia wyzwolonego, tracą zdolność zaskakiwania, tak bardzo potrzebną człowiekowi nie tylko w kontaktach z innymi ludźmi, lecz także będącą kołem napędowym całej ewolucji.
Może być więc człowiek także jakąś szaloną niespodzianką, dziwnym eksperymentem, potrafiącym bez wątpienia zadziwić..
I można by nawet rozłożyć ludzką jednostkę na części pierwsze niczym stary, drewniany, przedwojenny zegar, a i to nie przybliżyło by ani o krok do ostatecznego zdefiniowania a tym samym ujęcia w sztywne ramy kwestii dotyczących jego natury, złożoności ducha i samego sensu istnienia takiej właśnie istoty.


Literatura to jak wiemy element kultury. Skoro zaś ta ostatnia jest dziełem człowieka ( o czym wspominałam), możemy dojść do trywialnej konkluzji, że to ludzka istota jest autorem utworów literackich. I jest to fakt bardzo istotny. Możemy bowiem zacząć się zastanawiać, czy opis człowieka skonstruowany przez przedstawiciela tego samego gatunku, to jeszcze rys obiektywny.
Otóż nie. Właśnie dzięki temu taka mnogość rozmaitych kreacji ludzkiej jednostki pośród literackich wizji. Subiektywizm, wzorowanie się na sobie, czerpanie z własnej duszy, to klucz do stworzenia czegoś niesamowitego- dzieła, jakim jest zrodzenie fikcyjnej postaci, której losy będą potem kształtowały życie każdego czytelnika, nie zawsze w ten sam sposób.
Warto przyjrzeć się więc temu subiektywizmowi bliżej a tym samym wymęczonemu tysiącami lat istnienia człowiekowi.

Zdaje się on przypisywać sobie wartość nie większą niż ta, którą posiada ziemski proch, poszukując swego władcy, opiekuna, który poprowadziłby go przez życie ku śmierci, karmiąc nadzieją na życie wieczne.
Hiob przykładowo oddał wszystko co dla niego najcenniejsze, przeżył najstraszliwsze dla człowieka tragedie. Stracił rodzinę, zachorował na trąd, lecz nigdy nie utracił wiary. W prostocie swoich poglądów, opierających się w dużej mierze na bezgranicznym zaufaniu do Boga, zawiera w rzeczywistości całą złożoność osobowości. Taka postawa wymaga przecież poświęcenia, odrzucenia typowego modelu, polegającego na wybraniu ścieżki najprostszej. Głęboka pokora jest bowiem głęboką mądrością i dla przeciętnego człowieka jest zadaniem trudnym zrozumienie takiego właśnie postępowania bohatera.
Musiał być Hiob, tak jak to zostało zawarte w temacie, człowiekiem bardzo silnym, by przeżyć spadające na niego ciosy, będące formą próby a jednocześnie słabym, zdającym sobie sprawę ze znikomości wobec sił wyższych.

Doskonałej analizie poddawał człowieka Szekspir. W swoim utworze „Makbet” prezentuje bohatera, zmieniającego się pod wpływem ogarniających go namiętności. Obserwujemy z przerażeniem jak człowiek zgoła spokojny, będący uosobieniem rycerza, zmienia się z dnia na dzień właściwie w potwora.
Makbet to na swoje nieszczęście człowiek czynu i to czynu najstraszniejszego. Morduje za namową Lady Makbet, a także znajdując się pod wpływem przekazanej mu przez czarownice przepowiedni, wszystkich, którzy stoją mu na drodze do zdobycia nieograniczonej władzy.
On sam mówi, że życie jest cieniem ruchomym jedynie i tak musi ono wyglądać rzeczywiście z jego punktu widzenia. Jest człowiekiem, w którego ciele i duszy nagle przejmują władze elementy zła, niszcząc go ostatecznie, zrównując jego plany z ziemią.

Makbet był więc szaleńcem. Bez wątpienia nie jedynym na kartach literatury. Wariaci, ludzie niezrównoważeni także są skarbnicą wiedzy o człowieku i również ukazują nam jego złożoność. Przykładam takiego bohatera może być postać stworzona przez Hermana Hesse- Harry Haller. Jest on tytułowym wilkiem stepowym. To człowiek, którego dusza składa się z dwóch części: ludzkiej i wilczej. Zrazu spokojny, potrafi się przemienić w bestię. Jako człowiek słucha muzyki i czytuje dzieła Goethego, jako wilk nie chce zostać wciągnięty w tryby maszyny, jaką jest niewątpliwie wyrastające pod skrzydłami własnego egoizmu społeczeństwo. Sam Haller, który dowodzi nam jak płynną jest granica między człowieczeństwem i zezwierzęceniem, głęboko wierzył w filozofię Nietschego, zakładającą istnienie nadludzi. Za taką „istotę najdoskonalszą” a tym samym w jego opinii nieśmiertelną uważał Mozarta. Jest więc we wnętrzu niektórych jakiś płomień objawiający się zewnętrznie niesamowitą charyzmą. Haller powtarzał te słowa wielokrotnie. Mieli by Ci ludzie decydować o życiu i śmierci innych ,posiadłszy cechy potężne, bo nadludzkie, stworzywszy nowy gatunek- lepszą rasę.

Podobne tezy wygłaszał Raskolnikow. Nim zabił Lizawietę, przemyślał cały problem dokładnie i stwierdził, że ludzi, wszystkie te istoty biegające po ziemi, można w sposób bardzo prosty sklasyfikować. Są Ci odpowiedzialni za dowodzenie, mądrzejsi, mający większe doświadczenie a tym samym prawo do osądzania innych, głupszych, prymitywniejszych, tych „do odstrzału”.
Raskolnikow ujawnia złożoność ludzkiej natury. Jawi się przecież początkowo jako człowiek nieamowicie zdeterminowany, żądny przetrzebienia całej ludzkości, zniszczenia „wszy” wszelakiej. Ale po zabójstwie biorą w nim górę nagle, zgoła uczucia przedziwne jak na takiego właśnie człowieka.
Raskolnikow żałuje. Początkowo tak straszliwie nieświadomie ale potem wina staje się dla niego tak strasznie oczywista, że popada w chorobę, gdy jego fizyczna powłoka nie może już znieść męczarni ducha.

Wiedza i możliwości rozumu nie uchroniły Raskolnikowa przed popełnieniem błędu. Jednak jego dalsze losy, związane z przemianą całej życiowej filozofii pod wpływem kochającej go Sonii., to dowód jeszcze jednej cechy człowieka. Rozwija się on bowiem przez całe życie, w różnych wprawdzie kierunkach lecz zgodnie z prawami ewolucji-zawsze do przodu, nigdy wstecz.


A może w swym szaleństwie i zaskakującym niekiedy zrównoważeniu mógłby zostać człowiek królem stworzenia? Jakże często dowodził nam Exupery w swojej książce „Ziemia planeta ludzi”, że może on być istotą twórczą, wspaniałą potęgą swoich wartości. Potrafi bowiem dochować wierności wzniosłym zasadom przyjaźni, miłości, danemu słowu, obowiązkowi.
Takie postaci właśnie pojawiają się w powieści Alberta Camus pt. „Dżuma”.

Spotykamy tam lekarza, urzędnika, tułacza a nawet bandytę, którzy są jakby nie z tego świata. Nie bardzo wierzymy w to , iż można w ogóle być tak bardzo oddanym sprawie.
Rieux nie boi się niczego. Jest lekarzem i zdawać by się mogło, najdokładniej zarysowaną postacią, mieszkającą w Oranie w czasie straszliwej zarazy, która dopadła to miasto. Zamyka oczy kolejnym zmarłym, ucieka każdego poranka, popołudnia i wieczoru przed straszliwym, infekującym starego i młodego, bakcylem potwornej choroby. Zamykając książkę stwierdzamy w obliczu niesprawiedliwości współczesnego świata, że można, naprawdę można odnaleźć w sobie tę niesamowitą siłę, pozwalającą być „prawdziwym człowiekiem”.
Postaci spełniają podstawowy warunek prawidłowej i noszącej znamiona wartościowej egzystencji. Podejmują trud walki z życiem walcząc ze słabościami. Autor nie udowadnia w ten sposób, że należy zaprzeczać złożoności własnej natury lecz właśnie wykorzystać wszystkie jej aspekty.


Ta złożoność to podstawowa cecha pozwalająca człowiekowi doskonale adaptować się do przeróżnych warunków. Dlaczego bowiem, tak jak to w temacie zapisano, jest człowiek raz Kreonem, znowu Antygoną, w Końcu zaś królewskim strażnikiem?
Bo człowiek to wielka szuflada, w której znajduje się bardzo wiele pomocnych lub całkowicie nieprzydatnych w życiu elementów. Wszystko zależy bowiem od okoliczności, od środowiska, w którym się wychowujemy, żyjemy umieramy lecz tez od nas samych. Złożoność ludzkiej natury pozwala na utrzymanie w ryzach społeczeństwa, wprowadzenie podziału na dobrych i złych.
Ta selekcja jest konieczna, gdyż człowiek gdyby był wszystkim byłby nikim. Dlatego czasami trzeba wybrać drogę, postawę filozofię.
Niezaprzeczalnym jest jednak faktem, iż żyjemy tak długo, że trudno naprawdę jest w dowolnym postanowieniu wytrwać. Każdy z nas przekonał się o tym. Los udowadnia złośliwie, że musimy zmieniać zdanie, stawać się codziennie innymi, złymi lub dobrymi , zależnie od podejmowanych decyzji lub właśnie całkiem niezależnie od wyborów, rodzić się i umierać.
Jeden za wszystkich wszyscy zaś za jednego. Ludzkość nosi w sobie każdego człowieka a każdy człowiek nosi w sobie ludzkość. Z tego powodu cząstka naszej osobowości jest szalona, zrównoważona, spokojna, niesamowita a przede wszystkim niepowtarzalna.


 

Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie” E. Orzeszkowa. Twoje refleksje nad literackimi przykładami heroizmu.

„Żaden człowiek siły swojej nie zna, dopóki jej w potrzebie z siebie nie dobędzie” E. Orzeszkowa. Twoje refleksje nad literackimi przykładami heroizmu.



Heroizm nie jest zjawiskiem częstym we współczesnym świecie. Wyszedł, zdaje się, dawno temu z mody. Człowiek nie ma więc najczęściej pojęcia, jaka siła w nim tkwi i jedynie tragiczny zbieg okoliczności, lub jeden ze straszliwych ciosów przewrotnego losu, pozwalają odnaleźć w sobie przedziwną siłę.
Wspomniany heroizm wiąże się dla nas przede wszystkim z męstwem, walką, poświęceniem, swoistym buntem przeciwko zastanej rzeczywistości i jej prawom. Należy jednak zauważyć iż heros musi posiadać bez wątpienia odpowiednie predyspozycje aby być takim a nie innym człowiekiem.
Literatura przynosi i przedstawia wiele przykładów heroicznych działań swoich bohaterów, które postaram się rozważyć.


Już w czasach literacko najstarszych, a więc w antyku, tworzono wizerunki niepokonanych herosów, które stały się dla przyszłych twórców archetypami.
Herakles to niewątpliwie wzór człowieka. Jego odwaga, męstwo lecz także spryt i rozsądek pozwoliły mu nie tylko wykonać dwanaście zleconych prac lecz także osiągnąć nieśmiertelność.
Wspomnieć można też krótko o Achillesie, przedkładającego krótkie ale pełne chwały nad długą, lecz gnuśną egzystencją.
Wydawać by się więc mogło, pamiętamy bowiem, iż dokładnie tak było w przypadku Heraklesa i Achillesa, że życie herosa winno się kończyć chwalebną śmiercią. Należy sobie jednak zadać pytanie, czy rzeczywiście tak jest.

Konrad Wallenrod to bez wątpienia postać do pewnego stopnia kontrowersyjna. W jego życiu pojawia się bowiem zaskakujące zjawisko swoistej presji historycznej. Okoliczności, w jakich się znajduje, zmuszają go niejako do wybrania takiej a nie innej drogi, co ostatecznie prowadzi do jego klęski osobistej.
Konrad był świadom konsekwencji swojej decyzji, kiedy postanowił jako „tchórz” zniszczyć wrogi jego państwu, ojczyźnie, zakon. Ostatecznie jednak musiał popełnić samobójstwo, aby nie zostać ujętym.
Czy jest więc Wallenrod herosem. Postawione sobie wyzwanie, niewątpliwie czyni go bohaterem. Jest bowiem jednostką, która sama doprowadza do klęski swoich przeciwników.
Nie jest to jednak bohaterstwo herkulesa. Mickiewicz tworzy tu bardziej realistycznego herosa, zmagającego się z rzeczywistością i własnymi, bardzo ludzkimi niekiedy, słabościami.
Paradoksalnie to słabość czasami powoduje, iż ludzie odnajdują się we współczesnym świecie jako jednostki waleczne, bohaterowie.
Nie inaczej jest w przypadku pokolenia Kolumbów. Tragizm młodych ludzi, w tym Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, skazanych w obliczu rozwijającej się wojny na zagładę, zmusza do walki, do odnalezienia w sobie męstwa, siły, by dalej żyć w tym odwróconym do góry nogami świecie.
Wspomniane piętno tragizmu komplikuje znacząco rozważania nad heroizmem wybranych postaci literackich.
Romantyczni spiskowcy jak i Kolumbowie to przecież tylko zwykli ludzie, zupełnie nie przygotowani do wykonywania stawianych im przez los zadań. W potrzebie „dobywają z siebie siłę” i walczą poświęcając niejednokrotnie własne życie. Dręczą ich jednak wątpliwości. Są oni bowiem zarówno zwycięzcami jak i ofiarami, ponieważ w głębi serca muszą się wyrzec ładu moralnego, aby umieć sprostać sytuacji, w której się znaleźli. Działania podejmowane przez te jednostki nie mogą im dać satysfakcji, jak to było w przypadku antycznych herosów, ponieważ niszczą oni siebie i cały świat dookoła, ofiarowując w taki a nie inny sposób własne życie.
Należy się także zastanowić, na ile aktualne jest stwierdzenie Orzeszkowej we współczesnym świecie. Czy bohaterowie literaccy oddziałują na nas w jakikolwiek sposób?
Powinniśmy sobie zadać pytanie, czy potrafimy zrozumieć intencję Prometeusza, który był w stanie dla ludzkości poświęcić wszystko. Wielu z nas nie odnalazło by w sobie siły, by to zrobić, a przecież cel niewątpliwie jest wzniosły.
Z przymrużeniem oka patrzymy często na Stanisławę Bozowską, czy też Tomasza Judyma, bohaterów utworów Stanisława Żeromskiego, którzy z zapałem głoszą i realizują pozytywistyczne hasła pracy na rzecz społeczeństwa.
Niekiedy śmiesznym wydaje się być współczesnemu człowiekowi fakt, iż postawy te są nieprzejednane, wypływają z nakazów sumienia, przekreślają jednoznacznie aspiracje jednostkowe.
Powyższą pracę mógłby zakończyć, w obliczu podjętych rozważań, szereg pytań. Nagroda za bohaterstwo to rzeczywiście czasami chwalebna śmierć. Lecz czy chwalebna śmierć jest dla współczesnego człowieka atrakcyjną, jeśli w ogóle można w ten sposób ją określić.
W nowym wieku, który już się rozpoczął, ja nadal szukam odpowiedzi na pytania, co wyzwala, rodzi w człowieku ten nieprawdopodobny heroizm, który nie znika, mimo upływu czasu, mimo zmian, jakie nieuchronnie zachodzą w społeczeństwie czy też na świecie.
Także współcześnie odnaleźć możemy bez wątpienia wielu herosów, którzy jednak nie wykonują ani przysłowiowych „dwunastu prac” ani nie kradną dla ludzi ognia. Zapał ich jednak to siła nieprzejednana, tak jak to było w przytoczonych przykładach bohaterów literackich.

Literatura jest zwierciadłem, w którym odbijają się wizerunki Polski i Polaków.

Literatura jest zwierciadłem, w którym odbijają się wizerunki Polski i Polaków.
Czy lustro mówi prawdę?


Polacy są niewątpliwie narodem przedziwnym. Czy możliwym byłoby odnaleźć drugą taką czarę wypełnioną po brzegi ideami czy też analizami, projektami naprawy własnej ojczyzny?
W oczekiwaniu na kolejny kryzys lub wojnę, nacja nasza ma zwyczaj zespalać się nagle i obradować w celu uradzenia najlepszego rozwiązania, odnalezienia wyjścia z kłopotliwej sytuacji.
To zaskakujące zjawisko kohezji, spójności przedziwnej znika jednakże gdy w istocie dzieje się coś straszliwego lub przynajmniej problematycznego. Wtedy nagle znika z trudem osiągnięta zgoda i jak śpiewał Daukszewicz, następuje ten „żenujący ciąg dalszy”, na który strach patrzeć.
Dlaczego? Dlaczego tak niewiele w literaturze pochwał dla biednej Polski i Polaka? Skąd to przesycenie wykrzykiwanymi naganami, nie zawsze znajdującymi uzasadnienie w rzeczywistości? I najważniejsze chyba pytanie. Czy taki właśnie wizerunek, płonącej żywo, lecz prędko zagasającej zapałki, jest w istocie prawdziwy.

Polak doby staropolskiej to zdawać by się mogło, zaciekły wróg własnej ojczyzny.
Już Piotr Skarga nie dawał rodakom wytchnienia i w „Kazaniach sejmowych wytykał wady Polaków głównie, którzy to właśnie byli przyczyną sześciu chorób, jakie toczyły ojczyznę.
Przedstawia on obywatela nie liczącego się z dobrem całego kraju lecz jedynie swoim własnym. Zaginął gdzieś patriotyzm, szerzy się pośród władających i zwykłej ludności straszliwa niezgoda, święci tryumfy postępujący upadek moralności i obyczajów.
Przestrzega Skarga przed ostateczną zagładą takiej właśnie Polski, wypełnionej westchnieniem obojętności, bierności i bezczynności obywatela. Mamy tu do czynienia z wyraźną, uzasadnioną krytyką naszego narodu.

Podobne zarzuty stawia w „Odprawie posłów greckich” Jan Kochanowski. Piętnuje on brak praworządności, panujące powszechnie przekupstwo i niesprawiedliwość. Mimo, iż akcja tragedii rozgrywa się w czasach starożytnych, łatwo dostrzegamy, że mowa tu o XVI- wiecznej Polsce.
Ojczyzna jest samotna, bo ci, którzy winni jej bronić to hulaki, próżniacy, ludzie leniwi.
Kraj nie zdoła się więc obronić mając taką armię. Krytyka taka pojawia się w pierwszej pieśni chóru:

„Teraz na rozum nie dbając,
a żądzom tylko zgadzając,
Zdrowie i sławę tracą, tracą majętności”

Sposób kreowania Polski, jako tej biednej, której położenie i sytuacja polityczna wynikają przede wszystkim z niewłaściwej postawy obywateli, zaprezentowany w epoce renesansu, to jakby przepowiednia.
Niedaleko wszak pada jabłko od jabłoni. Jacy ludzie władali w wieku XVI, tacy obejmą ważne stanowiska w latach następnych. Historia zatoczy w ten sposób koło i podobne do powyższych problemów będą powracać.

Charakterystyczne dla metafizycznego romantyzmu było wyrażanie głębokiego rozczarowania związanego z losami Polski i Polaków. Nie możemy bowiem zapominać, że mówiąc o tej epoce, wspominamy czasy narodowej niewoli, carskich represji, zdławienia polskiego narodu.
To lata, które przyniosły upadek dwóch powstań . Dlatego naczelnym problemem, pojawiającym się w twórczości stała się kwestia odzyskania niepodległości, lecz także analiza przyczyn rozłamu w narodzie, który mu owo wywalczenie wolności uniemożliwił.

Jeden z romantycznych wieszczy przedstawiło w swych utworach- lustrach wizerunek poetów. W „Dziadach” nakazuje Adam Mickiewicz wypowiedzieć Wysockiemu następujące słowa:

„Nasz naród jak lawa
z zewnątrz sucha i twarda
czarna i plugawa
lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi
plwajmy na tę skorupę i stąpmy do głębi.”

Zdaje się jest więc iskierka nadziei. Opowiadania o prześladowaniach jakie dotykają ludzi, wywożonych kibitkami na Syberię, która najczęściej stawała się miejscem ich śmierci, przynoszą nadzieję. Istnieją jednostki niezłomne, gotowe walczyć. Z drugiej jednak stronie „Dziady” napawają nas smutkiem. Polska tkwi w kajdanach także z winy własnych obywateli, którzy zaprzedali swoje dusze potworom- zaborcom.
Ojczyzna jednak sama w sobie jest zdaniem Mickiewicza niewinna. Znów wszystko zależy od narodu. Wieszcz nie nazywa narodu Polską. Polacy to dla niego mieszkańcy tego kraju, których będzie z nią można dopiero wtedy identyfikować, gdy pomogą jej podnieść się z gruzów i poskładają na nowo w całość. To wielka i trudna misja.
Mickiewicz nie mógł pogodzić się z upadkiem powstania z roku 1831r i zastanawiał się często, dlaczego nie zorganizowano lepiej tej akcji wojskowej, w której niestety nie mógł wziąć udziału. Podobnie rzecz się miała z Żeromskim. Autor ów nakreślił w swoim opowiadaniu „Rozdziobią nas kruki, wrony” swoisty portret Polaków.


W Polsce, w której źle się działo, nie mogło być mowy o wygranym zrywie. Chłopi przymierali głodem i nie byli o kwestiach politycznych informowani. Stąd już niedaleko do wizji Polaka wykształconego, gardzącego warstwami niższymi, nie biorącego pod uwagę jak wielką rolę mogłyby one wypełnić w procesie odzyskiwania niepodległości. Jawi się więc Polak jako ignorant.
Z drugiej strony zaś tępy, polski chłop, którego będzie próbował (ale nie wybroni) bronić Wyspiański w „Weselu”
Żeromski mówi, że nic nie warta taka ojczyzna, w której jedni dla drugich są niczym, nie ma ust, które mogłyby głosić ważkie idee i wszyscy pragną jedynie odnosić zyski materialne.

Konflikt ten został rozwinięty we wspomnianym Weselu. Utracony złoty róg to symbol utraconych nadziei. To kolejna rysa na wizerunku Polski i Polaków.
Rozłam społeczny jaki trawił Polskę od zawsze właściwie, nabiera tutaj kosmicznych wręcz wymiarów. Zainteresowanie panów wsią to przecież jedynie fanaberia. Za wysokie progi dla chłopów, by znów nastała jedność stanów, nawet jeśli są silni i wykazują inicjatywę.


Portret Polaka i Polski w literaturze to wizja najczęściej krytyczna i to nie bez powodu. Warto się zastanowić, czy to zbieg okoliczności, czy rzeczywiście w swej buńczuczności zapominamy, że diabeł tkwi w szczegółach. Być może rysy naszego charakteru są w utworach literackich nie co przejaskrawione i jest to bez wątpienia zabieg celowy ale wymaga przemyślenia i refleksji nad losami kraju. Jakże w obliczu tego wszystkiego mogło być inaczej. A jeśli jabłko rzeczywiście pada niedaleko od jabłoni, to czy nie powinniśmy spodziewać się najgorszego.

Camus twierdził, że „samo wdzieranie się na szczyt starczy, by wypełnić serce człowieka”. Wybierz i zaprezentuj tych bohaterów literackich, którzy podjęli trud zmagania się z losem.

Camus twierdził, że „samo wdzieranie się na szczyt starczy, by wypełnić serce człowieka”. Wybierz i zaprezentuj tych bohaterów literackich, którzy podjęli trud zmagania się z losem.



Nie pierwsza to wypowiedź Alberta Camus poruszająca zaiste do głębi. Kryje ona w sobie głęboką prawdę o ludzkiej naturze, która zgoła egoistyczna, potrafi czasami wznieść się na wyżyny a tym samym ukazać piękno człowieczeństwa, ludzkiej ofiary ponoszonej na drodze do doskonałości. Czymże jest owo „wdzieranie się na szczyty” jeśli nie właśnie próbą osiągnięcia czegoś niezwykłego? Już sam fakt podjęcia takiego wyzwania wypełnia serce człowieka równie często zadowoleniem co rozpaczą, szalejącymi we wnętrzu bohatera, stając się doskonałym, dynamicznym kontrastem dla niewątpliwie statycznego oczekiwania na zdobycie upragnionego wierzchołka.
Co właściwie pragnie osiągnąć homo sapiens? Do czego dąży?

Rozwój techniczny ostatnich dziesięcioleci jest świadectwem postępowości człowieka, jego ciągłego dążenia do ulepszania otaczającego go świata. Nie znaczy to jednak, iż ludzka jednostka zadowala się wyłącznie postępem w dziedzinie nauk ścisłych.
Literatura jest doskonałym źródłem wiedzy na ten temat. Los danego osobnika a przede wszystkim nieustanna z nim walka, przegrywana bądź wygrywana, to zagadnienie często przez twórców analizowane. Okazuje się przy tym, iż nauka znajduje się najczęściej na dalszym planie. Ważniejsze zgoła są wewnętrzne rozterki bohatera. Dlatego właśnie pisał Camus o wypełniającym się sercu. Walka z własnym losem a dokładniej rzecz biorąc z jego niezliczonymi wręcz przeciwnościami, rzucanymi po nogi niczym straszliwe kłody, to rzecz nobilitująca, czyniąca człowieka bardziej szlachetnym, bardziej zadowolonym z życia, dostrzegającym jego sens nie tylko we własnym, wyznaczonym celu ale we wszystkich czynach.

Bohaterem niezłomnym był Odyseusz z Itaki Skazany na wieczną tułaczkę nie poddał się lecz wbrew wyrokom boskim poszukiwał drogi powrotnej, przeżywając przy tym zaskakujące przygody. Dziesięcioletnia wędrówka zakończona szczęśliwym powrotem do czekającej wiernie żony Penelopy, to jakby potwierdzenie tezy Camus.
Rzeczywiście. Odyseusz zabija cyklopa Polifema, udaje mu się uniknąć opętania przez niezwykły syreni śpiew, siedem lat spędza u nimfy Calipso, przemierza czeluście Hadesu a wszystko to z jednego powodu.
Bowiem marzenie o powrocie do domu ściśle wypełniało całe jego serce, wciskając się bezlitośnie we wszystkie jego zakątki, gdy wdzierał się na szczyt, na którym czekało na niego spełnienie życzenia.
Cel dał mu więc siłę, idea napoiła go niezłomnością i sprytem i dzięki temu właśnie powrócił szczęśliwie.

Epoka średniowiecza to jak wiemy okres głębokiego podporządkowania Bogu, całkowitego mu się oddania a tym samym życia w ascezie. Zastanawiającym jest czy poróznując z barwnym życiem Odyseusza, także taki żywot, takie „wdzieranie się na szczyty” może wypełniać serce człowieka.
Doskonałym przykładem są losy Św. Aleksego. Cóż mogło być celem postaci, która całe swoje życie poświęca Panu? Drogę swą jak wiemy wybiera całkowicie świadomie gdyż wie, że szczytem jego marzeń jest zakończenie żywota prowadzonego bardzo skromnie w światłości najwyższego władcy i wejście w poczet jego niebiańskich sług.
Zmaga się Aleksy z losem. On, który mógł dzierżyć bogactwa, ucieka w noc poślubną i rozpoczyna tułaczkę. Za życia już uważany za świętego z pokorą przyjmował obelgi i wszelkie poniżenia nawet wtedy, gdy przyszło mu spędzić kilkanaście lat we własnym domu rodzinnym, gdzie mieszkał pod schodami w straszliwych warunkach.
Jego pobożne życie, nieugiętość w realizacji obranych postanowień doprowadza go na sam szczyt jego własnej hierarchii wartości. Serce Aleksego było zawsze pełne, pełne miłości do Boga i innych ludzi. Nigdy nie poddał się biernie własnemu losowi, czynił jak uważał to za stosowne.

Wspomniane w temacie pracy wdzieranie się na szczyt może mieć niekiedy inne podłoże.
Bolesław Prus prezentuje nam w Lalce bohatera, który przeżywa jakby dwa zasadnicze etapy w swoim życiu. Etap pierwszy zdominowany jest przez dążenie do zdobycia majątku niekiedy zaiste za wszelką cenę. Drugi wiąże się z lekkomyślnym poświęceniem bogactwa na rzecz ogarniającego głównego bohatera uczucia miłości.
Jak bardzo może człowieka zajmować praca i namiętność jednocześnie dowodzi ni to romantyk ni pozytywista- Stanisław Wokulski.
Zdawać by się mogło, iż serce to dobra ziemia, na której posadzić można drzewko idei ważkiej. Zastanowić się czy pieniądze są aż tak istotne, by zapuściły w niej korzenie? To już budzi duże wątpliwości. A jednak okazuje się, że oto chodzi po prostu o całkowite poświęcenie się danemu zajęciu i odnalezienie w nim sensu życia.
Wokulski to właśnie czyni i tej wizji nie zrujnuje nawet zwątpienie, tragedia i nieco smutna puenta całego dzieła.
Pozwolił najpierw by jego serce wypełniła myśl o polepszeniu bytu a gdy poznał jego smak starał się wedrzeć na szczyt wzgórza miłości i sam fakt próby pozwolił mu na to.
Zabiegi jakie podejmował mające zwiększyć jego szanse na zdobycie Izabeli mogą być wręcz postrzegane jako syzyfowa praca.

Syzyfowa praca jak wiemy jest bez wątpienia doskonałym dowodem na to, że „samo wdzieranie się na szczyty, może wypełnić ludzkie serce”.
Na kartach literatury spotykamy rozliczne na to dowody. Któż inny mógłby być takim Syzyfem jak nie lekarz. Wszak on właśnie codziennie jest konfrontowany z własną bezsilnością, gdy medycyna staje się nagle bezradna, bezsilna.
Odlegli od siebie a jednak tak straszliwie podobni są Judym i Rieux.
Pierwszy z nich nie poddaje się, gdy społeczeństwo mu nie sprzyja. Stara się bez względu na wszystko kontynuować pracę i w imię idei odrzuca miłość do ukochanej.
Rieux zdaje się wykonywać bezsensowną pracę polegającą na kolejnym stwierdzaniu zgonów w mieście opętanym zarazkiem dżumy. Obaj jednak zdają sobie sprawę z wagi misji a przede wszystkim wiedzą doskonale iż będą mogli naprawdę przeżyć życie, gdy na horyzoncie majaczyć będzie wiecznie szczyt zwycięstwa, nawet jeśli go nigdy nie osiągną.


Podsumowując można stwierdzić, że i tym razem miał rację Albert Camus stwierdzając, iż już „samo wdzieranie się na szczyt może wypełnić serce człowieka”. Popatrzmy. Ci ludzie odnaleźli w dotykającej ich tragedii drogę. Drogę swoistego buntu przeciwko własnemu losowi, z którym walczyć należy, bez względu na okoliczności.
Postaci te dowodzą też, jak wielki i nieokiełznany potencjał kryje się w człowieku, jeżeli potrafi z małej iskry stworzyć olbrzymie ognisko pochłaniające całą jego osobowość, wypełniające właśnie serce.
Nadaje też Camus sens syzyfowej pracy wskazując, iż każdego „bojownika” spotka nagroda, wystarczy tylko, że będzie umiał ją dostrzec.







LITERACKIE OBRAZY RODZINY W TWÓRCZOŚCI POLSKICH PISARZY; ICH FUNKCJA

0x01 graphic

 

 

Rodzina jest to podstawowa komórka społeczna składająca się z rodziców i dzieci. W ten sposób żyła zorganizowana ludzkość od zarania dziejów. Podstawową funkcją rodziny było i jest wychowanie młodego pokolenia. Rodzice upominają, troszczą się o zdrowie, swoim postępowaniem dają przykład dzieciom. Wśród różnych klas społecznych istniejących w kraju były różne typy modeli rodzin. Obraz życia rodzinnego zmieniał się w różnych okresach historycznych. Przykładem głębokiego uczucia miłości do córki są treny Jana Kochanowskiego, największego poety okresu odrodzenia. Wielkich twórców romantycznych zajmowała tematyka dramatu narodowego i tragedii jednostki. Dopiero powieściowa twórczość pozytywistów przedstawiła bogate obrazy rodzin i różnych warstw społecznych. Do wybitnych twórców tego okresu należy Bolesław Prus. w powieści "Lalka" występują rodziny magnackie i ziemiańskie. Życie arystokracji polega na konsumpcji dóbr czerpanych z prac poddanych. Baron Krzeszowski i hrabia Łęcki trwonią swoje majątki urządzając bale, przyjęcia, grając na wyścigach i karty. Panna Izabela była przygotowana do życia towarzyskiego, umiała przyjmować gości, prowadzić konwersację i kokietować panów. Jej młodość minęła na zabawach, różnego rodzaju przyjemnościach. Skutkiem takiego wychowania jest nieumiejętność do samodzielnego życia. Przeciwieństwem panny Izabeli jest pani Starska. Młoda kobieta musiała utrzymać swoją córeczkę i matkę zarabiając udzielaniem lekcji muzyki. Podobny model wychowania znajdujemy w powieści E. Orzeszkowej "Nad Niemnem". Zygmunt Korczyński przedstawiciel arystokracji nie był przygotowany do prowadzenia majątku pozostawionego przez ojca. Przeciwieństwem Zygmunta był Wiktor Korczyński i Justyna Orzelska. Krytykowali próżniacze życie i postanowili sami pracować. Witold pomagał w rolnictwie, studiował agronomię. Przebywając w środowisku studenckim poznał hasła pozytywistyczne pracy u podstaw przez zbliżenie się do ludzi. W młodości ojciec jego miał te same ideały. Witold swoje wychowanie zawdzięcza ojcu. Warunki życia i obciążenie majątku kontrybucją zmusiły Benedykta do zejścia z obłoków na ziemię. Benedykt Korczyński swoją pracowitością i zapobiegliwością ratował majątek od ruiny. Żona jego Emilia posiadała cechy arystokratki. Nudziły ją rozmowy o gospodarce, prowadziła życie próżniacze. Córki chciała wychować według swojego modelu. Szwagier Korczyńskiego Darzycki podobnie wychował swoje córki. Urządzał dla nich bale, uczyły się bywania w towarzystwie. Do tej grupy ziemiaństwa należał Orzelski - ojciec Justyny, rezydent Różyc i Kirło. Natomiast Justyna wychowana przez ciotkę Martę wstydziła się być rezydentką i postanowiła pracować. Nie zawahała się wyjść za człowieka niezamożnego i pracować we własnym gospodarstwie. Życie na utrzymaniu wuja było dla niej upokarzające. Inny obraz rodziny istniał wśród szlachty zaściankowej. W zaścianku Bohatyrowicze - rodziny szlacheckie zajmowały się pracą podobnie jak chłopi. Różnili się jednak patriotyzmem i umiłowaniem piękna przyrody. Rodzice wychowywali dzieci w szacunku do starszych. Wpajali im zamiłowanie do pracy na roli, do uprawiania drzew owocowych i krzewów ozdobnych. W wielkim dziele "Chłopi" Władysław Reymont przedstawił różnorodność życia rodzinnego chłopów. Zasadniczym zajęciem chłopów była praca. Dzieci od najmłodszych lat uczestniczyły w gospodarskich zajęciach. Życie rolników w owym czasie było twarde i wymagało silnych ludzi, zahartowanych w pracy. Wieś nie była jednolita, byli bogaci, fornale i komornicy. Najgorszy był los dzieci w rodzinach służby dworskiej i komorników. Były one pozostawione bez opieki o głodzie i brudzie, bawiły się ze zwierzętami. W tych warunkach gnębiły je choroby, ulegały wypadkom. O losach dzieci z najbiedniejszych rodzin opowiadały także: nowela E. Orzeszkowej "Tadeusz", B. Prusa "Antek", St. Żeromskiego "Zmierzch". Rodzice nie mieli czasu na opiekę i wychowanie dzieci, ponieważ cały dzień pracowali w znoju i trudzie, aby zaspokoić ludziom prymitywną wegetację. Przykładem są Gibalowie z noweli "Zmierzch". Dzieci chłopskie nie były posyłane do szkół, choć zdarzały się talenty np. Antek w "Antku", Janko w "Janku Muzykancie" Sienkiewicza. W rodzinach chłopskich wychowanie polegało na przekazaniu umiejętności potrzebnych do pracy. W rodzinach robotniczych dzieci również żyły w skrajnej nędzy. W piwnicznej izbie" Maria Konopnicka ukazuje obraz chorego dziecka. Rodzina ta mieszka w suterenie gdzie jest wilgotno, ponuro i ciemno. Dziecko marzy o słońcu, lalce zabawie na świeżym powietrzu. Marzenia dziecka nigdy się nie spełnią i dziecko umrze nie zobaczywszy piękniejszego świata. Matka nie była w stanie zapewnić wyjazdu dziecka na wieś. Tragiczny obraz niedoli rodzin robotniczych przedstawia Konopnicka w wielu innych utworach. W noweli "Nasza szkapa" ojciec musi sprzedać szkapę, która była środkiem utrzymania rodziny, aby kupić lekarstwa dla matki chorej na gruźlicę. Dzieci były przywiązane do zwierzęcia, z którym zżyły się od najmłodszych lat. W takich rodzinach nie rozwijały się uczucia rodzinne, nie wpajano miłości do ojczyzny, np. chłop w noweli "Rozdziobią nas kruki, wrony" zdziera ubranie i ekwipunek z poległego powstańca. Obrazy z życia rodzin robotniczych ukazuje St. Żeromski w "Ludziach bezdomnych". Przykładem takiej rodziny jest sam bohater Tomasz Judym. Był synem szewca i ulicy Ciepłej, z dzielnicy ubogich. Zaopiekowała się nim ciotka, u której wykonywał różne posługi: sprzątał, obierał kartofle, zmywał naczynia itp. Na naukę miał mało czasu, ale był ambitny i pracowity, dzięki temu ukończył studia. Judym poznał niedolę najbiedniejszych. Do nich należała jego brata Wiktora. Bratowa pracowała w okropnych warunkach w fabryce cygar. Dzieci były pozostawione bez opieki. Chociaż rodzice pracowali ponad siły w domu była nędza. Znając życie biedoty postanowił poświęcić się pracy wśród nich. Zrezygnował z założenia własnej rodziny aby całkowicie służyć ubogim. Obraz typowej rodziny mieszczańskiej przedstawiła G. Zapolska w komedii Moralność pani Dulskiej". Moralność ta polegała na obłudzie, dwulicowości, fałszu. Dzieci były wychowywane w takiej atmosferze. Dulska toleruje flirt syna Zbyszka ze służącą, byleby tylko nie wyszło to na jaw. Wypędza dziewczynę, która jest w ciąży i bez środków do życia. Córki uczy obłudy i kłamstwa. Matka każe się skurczyć Hesi w tramwaju, aby nie płacić za nią biletu. Wychowanie córek polega na nauce tańca, gry na fortepianie. Robi to ze snobizmu i dla pozoru, aby wobec innych sąsiadek nie okazać się gorszą. W domu Dulska chodzi brudna w podartych ubiorach bo nikt obcy jej w tym nie widzi. Inny obraz rodziny mieszczańskiej ukazuje Z. Nałkowska w "Granicy". Pani Kolichowska właścicielka czynszowej kamienicy bezwzględnie ściągała komorne od ubogich lokatorów. Jej krewna, którą wychowała, nie zgadzała się z postępowaniem ciotki. Była wrażliwa na dramaty ludzkie, które rozgrywały się: "pod podłogą". Przekonywała ciotkę aby ulitowała się nad ludzkim nieszczęściem. Kiedy została żoną Ziembiewicza wywierała pozytywny wpływ na posunięcia męża w zarządzaniu miastem. Zenon Ziembiewicz pochodził z podupadłej rodziny szlacheckiej. Głownie wychowywała go matka, która wywierała na niego pozytywny wpływ. Ojciec Zenona mało interesował się synem. Zajmowały go polowania nadzór nad pracami w polu oraz flirty z dziewczynami ze wsi. Charakter Zenona ukształtował się poza domem w szkole i na studiach. Pozytywny obraz rodziny szlacheckiej przedstawiła Maria Dąbrowska w dziele pt. "Noce i dnie". Rodzina Niechciców składała się z rodziców i trojga dzieci. Bogumił i Barbara pochodzili z rodzin o tradycjach patriotycznych. Bogumił Niechcic brał udział w powstaniu styczniowym. W tym duchu wychowywali potomstwo. Darzyli swoje dzieci miłością i czułością. Ich ukochanym synem był Piotruś, który cieszył rodziców swoimi zdolnościami i wdziękiem. Po jego śmierci była w domu wielka rozpacz. Pani Barbara nie mogła pogodzić się z pustką panującą wokół. Dzieci, które urodziły się po kilku latach były przedmiotem wielkiej troski rodziców. Pani Barbara trwożyła się o dzieci, czy nie zagraża im niebezpieczeństwo. Ojciec czuwał nad uczciwością, pracowitością charakteru dzieci. Mocno przeżywał przywłaszczenie sobie drobnych pieniędzy przez Tomaszka i surowo karał za takie przewinienia. Największa radość sprawiała im najstarsza córka Agniesia. Była zdolna, ambitna, interesowała się problemami otaczającego ją świata. Młodsze dzieci jednakowo chowane posiadały odmienne charaktery. Największe kłopoty wychowawcze sprawiał Tomaszek, ale ojciec dużo wysiłku i pracy wkładał w ukształtowanie charakteru syna. Bogumił Niechcic dawał dobry przykład dzieciom. Był człowiekiem wielkiej sprawiedliwości i szlachetności charakteru. Życie jego było wypełnione pracą. Mimo, iż majątek nie był jego własnością, wkładał całą duszę w doprowadzenie go do stanu kwitnącego. Barbara była kobietą wrażliwą i delikatną, nieprzygotowana do pracy na wsi, lecz imponowało jej zaangażowanie męża i starała się wiernie dotrzymywać mu kroku. Inne wychowanie miały dzieci w rodzinie Ostrzeńskich. Matka zajmowała się sklepem, była kobietą przedsiębiorczą, ale nie zupełnie uczciwą. Ojciec nauczyciel nie miał większego wpływu na wychowanie starszych synów. Był podporządkowany żonie. Jego ulubieńcem był Bodzio, który podobnie jak ojciec był przesadnym pedantem. Najstarszy syn Anzelm miał podobny charakter do matki. w nieuczciwy sposób bogacił się. Od zarania dziejów rodzice troszczyli się o swoje potomstwo , o jego wychowaniu czytamy w historii, w literaturze w innych przekazach. Ale nie tylko rodzice. Wychowanie młodego pokolenia było troską wybitnych mężów stanu, pisarzy, parlamentarzystów. Pisarze i publicyści odegrali szczególną rolę w kształtowaniu charakterów młodzieży. W czasach zaborów uczyli patriotyzmu, odpowiedzialności za losy narodu. Przekazano nam ostrzeżenie jednego z wybitnych Polaków, że: " takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie". W literaturze podano nam obrazy pozytywnego wychowania oraz negatywne sceny z życia rodzinnego. W czasach dawnych tylko szlachta, magnaci i bogaci mieszczanie mogli troszczyć się o staranne wychowanie swoich dzieci. Do nich docierała literatura ze wskazówkami pedagogicznymi. Oni posyłali synów do szkół zakonnych i świeckich, a także za granicę do znanych wybitnych uczelni. W "Panu Tadeuszu" pan Podkomorzy udziela wskazówek dobrego zachowania na dworze Sędziego. Literatura powieściowa docierała najbardziej do ogółu przeciętnych ludzi. W XIX wieku powieść dociera do domów szlacheckich. Orzeszkowa pisała o nowoczesnym wychowaniu dziewcząt aby mogły podejmować pracę i zdobywać samodzielność. Jednocześnie krytykowała próżniacze życie przedstawicieli warstw wyższych, które żyły z wysiłku mas pracujących i nawoływała do zmiany w wychowaniu przyszłego społeczeństwa. W śród pisarzy wrażliwych na losy dzieci wybitną rolę odegrała Maria Konopnicka. Znając środowisko ludzi biednych nawoływała w swoich wierszach i nowelach o wychowanie młodego pokolenia w lepszych warunkach bytowych. Bolesław Prus krytykował podobne sytuacje XIX wiecznego społeczeństwa chcąc poruszyć opinię publiczną do zmiany kierunku wychowania w rodzinach. Tytuł jego utworu "Emancypantki" świadczy o wadze tego problemu. Gabriela Zapolska w swoich komediach wytykała ostro atmosferę w jakiej była wychowana młodzież. Ważnym kierunkiem jest nauka, miłość do ojczyzny. Dzięki literaturze uczącej patriotyzmu Polacy w długich latach niewoli nie tracili swojego poczucia narodowego i dążyli do wolności. Chociaż w szkołach nie wolno było mówić po polsku to jednak w rodzinach uczono miłości do własnego kraju. Przykładem takiej rodziny była rodzina Niechciców w "Nocach i dniach" Marii Dąbrowskiej. Obecnie sprawa wychowania jest jednakowo ważna jak w wiekach minionych. Dzisiaj szkoła uczy i wychowuje zgodnie ze swoimi programami, ale w wielu rodzinach nie wychowuje się należycie. Nie uczy się uczciwości, pracy, obowiązkowości i życzliwości dla innych. Te wszystkie cechy potrzebne są społeczeństwu dla budowania lepszej przyszłości ojczyzny. To jest patriotyzm naszych czasów.

0x01 graphic

Jak rozumiesz słowa motta "Ludzie ludziom zgotowali ten los" ?

0x01 graphic

 

 

CZŁOWIEK - ISTOTA NIEZNANA. ROZWAŻANIA NA TEMAT RÓŻNORODNYCH REAKCJI BOHATERA W SYTUACJI ZAGROŻENIA W ŚWIETLE ZNANYCH UTWORÓW LITERATURY WSPÓŁCZESNEJ.

Literatura współczesna daje możliwość dogłębnych studiów nad zachowaniami człowieka w sytuacji zagrożenia. Skupia się ona bowiem (przynajmniej ta dotychczasomawiana)wdużejczęścina zagadnieniach związanych z okresem wojny. Wojny, które toczone były według nowych zasad, nie mających precedensu w dotychczasowej historii świata. A właściwiej byłoby powiedzieć, że jej specyfiką było nie respektowanie żadnych z przyjętych norm. Wojna ta przyniosła całkowitą dewaluację wartości najcenniejszej jaką jest życie ludzkie. W każdej giną ludzie, niejako przy okazji. Nie jest to celem samym w sobie. Wojna przyniosła zabijanie planowe, według schematu w którym nie ma miejsca na improwizację. Gdzie człowiek staje się przedmiotem, który jest unicestwiany bądź eksploatowany do czasu samounicestwienia. Tak zwana gospodarka planowa żywym potencjałem, w której nic nie może się zmarnować.Nawetresztkiczłowiekasą spożytkowane. "Niemcy umieją zrobić coś z niczego". Tym niczym był niedawny człowiek. I głośne przesłanie, które brzmi: "Ludzie ludziom zgotowali ten los". Zastanowić się tylko można nad tym, czy można ich uznać za ludzi. Obraźliwym jest bowiem słowo "zwierzęta". Obraźliwym dla zwierząt. Zacznijmy nasze rozważania od zagadnień związanych z II wojną światową, choć nie jest to oczywiście jedyny temat przewijający się w literaturze współczesnej. O innych trochę później. Albowiem reakcje człowieka wekstremalnychwarunkach potrafią nas zobrazować, to co istnieje w głębi naszej psychiki, a co w normalnych warunkach nie znajduje ujścia w jego zachowaniu. Ale i w takich wypadkach należy zachować ostrożność w ocenie człowieka, ponieważ jest napisane: "Człowiek jest ludzki w ludzkich warunkach". Znamienne jest zakończenie "Innego świata" Herlinga Grudzińskiego, w którym do autora zwraca się z prośbą tylko o zrozumienie były więzień, łagrów sowieckich, który rzucił niegdyś podejrzenie na innego więźnia, aby samemu ujść z życiem. Autor, który zaledwie krótki okres czasu przebywał w normalnym świecie, nie daje mu takiej szansy, chociaż sam przeżył to piekło i widział gorsze rzeczy. Wystarczy więc parę chwil, aby znać to co było codziennością w "innym świecie" za sprzeczne z nakazami moralnymi, a człowiek za winnego i niegodnego wybaczenia, a nawet zrozumienia. Czasy niezwykłe wymuszały niezwykłe reakcje. Wdrażanie z premedytacją atmosfery terroru i zbrodni paraliżowały ludzkie odruchy, zabierając naturalne w wypadkach klęsk poczucie solidarności z zagrożonymi. Przykładem może być znieczulica ludzka wyrażająca się niechęcią udzielenia pomocy rannej żydówce, która uciekła z transportu w "Medalionach" Z. Nałkowskiej. Mimo, iż nie ma bezpośredniego zagrożenia, szczytem dobroci staje się podanie jej kubka z wódką. Nie zrozumiałym jest fakt że jej katem staje się człowiek, wydający się chętnym jej pomóc. całe to zagadnienie obojętności można rozpatrzyć jeszcze w innym aspekcie. Tu pomocy odmawiano z zimną krwią, pod wpływem kalkulacji, a raczej strachu. Inaczej należy spojrzeć na to co działo się w łagrach, gdzie pewne działania podejmowane często były w stanie nieświadomości. kiedy to przyjaciel obozowy odbiera drugiemu jego pożywienie, natychmiast je zjadając. Doprowadzony jest bowiem do obłędu - trudno mieć chyba do niego pretensję z pozycji czytelnika, zważywszy na tragiczne warunki w jakich przebywał. Właśnie w literaturze łagrowej można poznać ludzi, którzy w nieludzkich warunkach, upodleni, bez miary przekraczają granicę człowieczeństwa. Dowiadujemy się do jakich czynów zdolni są posunąć się ludzie pod wpływem głodu. Głodu tak strasznego, że pozbawiającego ich zdolności oceny swego czynu. Dopełnieniem literatury łagrowej jest opowiadanie - relacje Z. Nałkowskiej pt. "Dno". Również T. Borowski w swej twórczości poszukiwał miary na określenie psychiki człowieka złagrowanego. Zdawał się podważać całą dotychczasową wiedzę o naturze ludzkiej. W warunkach obozowych znika u jego bohaterów odwaga, nie sprawdzają się cnoty i wartości cenione w czasach przedobozowych. Prawdziwy w człowieku okazuje się tylko strach, instynkt życia. Skuteczny okazał się obozowy system redukcji osobowości ludzkiej do kilku najniezbędniejszych odruchów. W obozie trzeba było porzucić i zdradzić wartości stosowane przez kulturę. I choć jak zawsze pojawiają się jednostki, które swoim postępowaniem wyróżniają się spośród innych, jednak ich działalność okazuje się być marginesowa, spowodowana najczęściej jakimś bodźcem zewnętrznym, nie mająca szans na upowszechnienie. Dochodził często do głosu instynkt. Szczególnie wyraźnie widoczny na przykładzie męczeństwa narodu żydowskiego. Setki tysięcy ludzi szło na śmierć bez oporu, trzymając się tylko wiary, jak to proponowali okupanci, idąc do pracy. I choć były już dowody na fałsz tych stwierdzeń, szli dalej, tak samo jak poprzednicy. Pogodzeni z losem nie starali się walczyć, wyrażając wręcz oburzenie na wszelkie próby oporu ( a propos propagandy - pouczające jest opowiadanie Z. Nałkowskiej pt. "Kobieta cmentarna", gdzie przerażona widokiem zbrodni, której nie może zrozumieć - kobieta, szuka dla niej usprawiedliwienia w hitlerowskiej propagandzie - "nawet w radiu mówili"). Inni, ale oni byli niezbyt liczni woleli zginąć. Nie jak zwierzęta w rzeźni ale jak żołnierze z bronią w ręku, do końca odgryzając się wrogowi. I oni szli skazani na śmierć, ale wybrali ją świadomie, nie oddając się żywcem Kordechraja Anielewicz z towarzyszami popełnił samobójstwo w chwili odkrycia ich bunkra przez Niemców. Konsekwentnie duża część prozy koncentruje się na przeżyciach ludzi zwykłych, cywilów nie związanych ze wzniosłymi ideałami walki o niepodległość. Ponieważ, to oni byli bezbronni, zdani na łaskę wroga, jedynym ich celem było przeżyć. Dążyli do tego celu często dokonując czynów, które dla romantycznych, oddanych walce z wrogiem ludzi mogły się wydać co najmniej nie na miejscu. Wyraźny obraz przeżyć cywila dostarcza nam "Pamiętnik z powstania warszawskiego" M. Białoszewskiego. Odromantyzował on pojęcie wojny, uzwyczajnił. Pokazując od strony tego właśnie bezbronnego cywila, dla którego wojna nie jest już polem do sprawdzenia się, lecz sytuacją bezustannego zagrożenia. Światem, w którym śmierć stała się regułą bez możliwości wyboru. Zostawiony jest on na przyziemne, ale przez to głęboko ludzkie przetrwanie, w myśl zasady, aby ratować kogo i co się da. Zastajemy jednak tu wartość która zginęła w łagrach - solidarność ludzką. Mimo, iż warunki były bardzo ciężkie, to jednak ludzie ci widzieli przed sobą jakiś cel i celowość swych poświęceń. Poza marginalnymi przypadkami "chłopi bili się na siekiery" ludzie wychodzący do Niemców w czasie powstania "zadziwiająca była zdolność współżycia". Kiedy domem jest piwnica zamieszkana przez tysiące ludzi, zagrożona nieustannymi bombardowaniami. Nastąpił również powrót do wiary wyrażającej się we wspólnych modlitwach. Ludzie starali się zachować pozorną choćby obojętność w stosunku do wydarzeń zachodzących na powierzchni. Czasem nawet daleko posuniętą: nie zawsze znajdowali się ochotnicy do niesienia rannego. Ale czy można winić zwykłych ludzi za to, że nie chcieli ginąć. Dopóki istnieje wiara w ostateczne zwycięstwo, człowiek stara się chronić swe życie i zdrowie. Gdy nadzieja ginie staje się mniej dbały. Przykładem jest "Dżuma" Camusa. Do kiedy istniała wiara w szybkie zakończenie zarazy, ludzie zaangażowani w jej zwalczanie stosowali staranne środki zapobiegawcze (higienę). W momencie jej osłabnięcia stali się niedbali, wystawiając zdrowie i życie na szwank. Wystarczyło aby niebezpieczeństwo spowszedniało, a szansa na jego zwalczenie oddaliła się. Ale upływ czasu miał dobre strony. Scementował szeregi walczących z dżumą. Tragedia jaką była dżuma, odkrywa wiele oblicz człowieka. Sędzia, który był dla swych dzieci oschłym, nie wyrażającym żadnych uczuć tyranem, zmienia się nie do poznania, zdając sobie sprawę, że i one były sensem jego życia. Życie całej społeczności uległo zmianie i pozostało tylko pytanie, czy trzeba było takiej tragedii aby ludzie dali się poznać. W "Panu Tadeuszu" odnajdujemy postawy prawdziwych obywateli godnych nosić miano patriotów. Osobliwą postacią był Jacek Soplica, posiadający dwa oblicza. Z jednej strony to typowy szlachcic, zawadiaka, skłonny do wypitki i do bitki, człowiek o bujnym temperamencie, wielkiej sile, z drugiej zaś ks. Robak - emisariusz, który pokutuje za młodzieńcze uniesienia. Soplica, aby się zrehabilitować wstępuje na drogę walki. Wcielając się w postać żołnierza, konspiratora, politycznego więźnia, walczy na frontach wojen napoleońskich, działa w trzech zaborach i doświadcza prześladowań. Do kraju wraca ze specjalną misją zorganizowania powstania na Litwie. Jednak jego plany krzyżuje dawny sługa Horeszki - Gerwazy, który organizuje najazd na Soplicowo. Jacek Soplica przeszedł długą drogę, aby się zrehabilitować. Przemiana wewnętrzna, jaka się w nim dokonała, pozwala wydobyć z niego szlachetne cechy. Ks. Robak to wzór patrioty Polski porozbiorowej.

BUNTOWNICY W POLSKIEJ LITERATURZE.

ROZWAŻANIA NA PODSTAWIEWYBRANYCH

UTWORÓW Z RÓŻNYCH EPOK LITERACKICH.

Często niełatwo ludziom podporządkować się istniejącym

prawom i porządkom. Nakazy niejednokrotnie budzą w człowieku

protest i bunt, a to co zakazane intryguje. Ciekawość ludzi

jest wielka, popycha ich do czynów, których póżniejczęsto

żałują. Nic nie jest w stanie powstrzymać ludzi od chęci

poznania, odgadnięcia odwiecznych zagadek bytu. Wynika to

może z poczucia marności i bezsilności człowieka wobec Boga.

J.Kochanowski w Trenie 11 czuje się bardzo zagubiony i

nieszczęśliwy. Zadaje sobie szereg pytań dotyczących

pozagrobowego życia człowieka, lecz niestety nie potrafi

znaleźć na nie odpowiedzi, choć szuka ich w różnych

systemach religijnych: chrześcijańskim,

filozoficzno-platońskim , mitologicznym. Buntuje się przeciw

niesprawiedliwemu biegowi życia, jednak w końcu godzi się z

tragicznym losem.

Bóg dla człowieka jest istotą doskonałą. Ludzka

bezsilność, bezradność, zagubienie, czy osamotnienie

niejednokrotnie powodują, że ludzie chcą równać się z

Bogiem, pragną mieć z Nim bezpośredni kontakt. Pragnienia te

łagodzą z pewnością gorycz i trud wojowania z własnymi

słabościami. Pełen pesymizmu obraz człowieka i jego losu

przedstawia Sęp-Szarzyński w sonecie "O nietrwałej miłości

rzeczy świata tego". Człowiek musi przeżywać ciągłe konflik

z samym sobą, ponieważ tkwią w nim sprzeczne uczucia.

Tęsknoty duszy są trudne do osiągnięcia, gdyż ich celem jest

Bóg, pragnienie zjednoczenia się z Nim. Poeta przedstawia

człowieka rozbitego wewnętrznie, który musi walczyć ze

swoimi słabościami, niepowodzeniami i klęskami życiowymi,

ciągle szuka samotnie właściwej drogi.

Kryzys zaufania do Boga przeżywa również Kasprowicz w

hymnach "Święty Boże" i "Dies irae". Poeta rozpatruje

problem dobra i zła, grzechu i winy, stosunku Stwórcy do

świata. Świat przedstawiony w "Święty Boże" jest dotknięty

grzechem i winą, źle stworzony i uporządkowany, wciąż zmaga

się z trudnościami.Ludzie, drzewa, kwiaty, krzewy, całe łany

polne - wszystko to zmierza do "ostatniej mogiły". Poeta

prosi Boga o, zmiłowanie szuka u Niego ratunku. Kiedy nie

znajduje oparcia w Bogu, który patrzy obojętnie na niedolę

ludzką i wyraża zgodę na istnienie zła, zwraca się do

Szatana, szukając uniego pomocy. Oba hymny są przepojone

głębokim pesymizmem prowadzącym do nastrojów

katastroficznych. Nie trzeba nikogo przekonywać, że wolność

jest sprawa bezcenną. Dla niektórych jej utrata równa się

karze śmierci. W sytuacji kiedy Polska straciła w 1795 r.

niepodległość, znaleźli się bohaterowie, którzy nigdy nie

pogodzili się z takim tokiem wydarzeń, próbowali walczyć,

buntować się przeciwko nowym, istniejącym prawom, marzyli o

wielkim czynie - przyniesieniu wolności umęczonemu narodowi.

Niewątpliwie taką jest Konrad z 3 cz. "Dziadów". Wygłasza on

słynną "Wielką Improwizację". Bohater ten "czuje

nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzy". Wydaje mu się, iż

jest podobny do Boga ,bo tak jak On potrafi stworzyć coś z

niczego. Konrad buntuje się przeciw nieszczęściom, szuka

ratunku u Boga, jednocześnie oskarżając Go o obojętność

wobec własnego narodu. Bunt przeciw Bogu wyraża się w trzech

bluźnierstwach : Bóg nie jest miłością lecz mądrością ;

miłość to tylko omyłka Boga ; nie jest On ojcem świata , ale

jego carem. Gdyby był ojcem, nie pozwoliłby , żeby jego

dzieci tak cierpiały. Ponieważ natchniony poeta walczy z

Bogiem w imię miłości, dlatego przypomina mitycznego

Prometeusza, który poświęcił swe życie dla ludzkości. Innym

bohaterem, który buntuje się przeciw uciskowi i niewoli,

marzy o kraju wolnym i sprawiedliwym, i jest gotowy oddać

życie za naród - jest Konrad Wallenrod. Pod płaszczem

słabej, nękanej wojnami Litwy możemy dostrzec Polskę, a

potężny Zakon Krzyżacki obrazuje Rosję. Postawa Konrada

wymaga od niego bezgranicznej miłości do ojczyzny, bohater

zdecydowanie odrzuca własne szczęście, nie zważa na normy

etyczne i moralne. Mickiewicz propnuje wallenrodyzm, czyli

ukrywanie rzeczywistych zamiarów pod pozorami lojalności

jako jedną z dróg odzyskania niepodległości wyraża swój

bunt przeciwko niewoli.

W okresie modernizmu rodzą się ciekawe propozycje

bohatera, który będąc uwrażliwiony na niedolę ludzką,

podejmuje z pełnym poświęceniem próbę wyzwolenia najbardziej

umęczonych warstw narodu. Rolę taką przyjmują : Stanisława

Bozowska z "Siłaczki" i doktor Judym z "Ludzi bezdomnych" S.

Żeromskiego. Nie umieją się oni pogodzić z istniejącym

porządkiem na świecie. Nie potrafią zaakceptować faktu, że

ludzie biedni są warunkiem rozwoju bogactwa.

Doktor Judym, obserwując dramat ludzi bezdomnnych,

chorych umęczonych nędzą i cierpieniem, w ich imieniu

występuje przeciw lekarzom warszawskim, dyrekcji uzdrowiska

w Cisach, przeciw inżynierom i doktorom w śląskich

kopalniach. Żąda od nich poprawy higieny najbiedniejszych

warstw narodu, dąży do polepszenia warunków bytu

proletariatu, nie umie się pogodzić z rzeczywistością.

Niestety, w swojej potrzebie działania na rzecz innych

pozostaje do końca osamotniony i bezdomny. Człowiek nie może

pozostać obojętny wobec zła, przyglądać się nieszczęściom

ludzkim. Musi walczyć z tragediami i dramatami, które

przeżywa.

Innym buntownikiem jest Artur z "Tanga" S. Mrożka.

Próbuje on przeciwstawić się światu, nie zgadza się z

przeżytymi według niego zasadami i schematami, które

nastawione były wyłącznie na konformizm. Pragnie zburzyć

dotychczasowy świat a na jego gruzach zbudować nowy,w którym

liczyłaby się forma. Jest osamotniony w swoich pragnieniach

i ostatecznie ponosi klęskę.

Wielu było bohaterów - buntowników w literaturze,

jednak przekonujemy się,że bunt jednostki nie prowadzi do

niczego. Większość z nich ponosi klęskę. Są to wielcy

indywidualiści, którzy nie potrafią współpracować ze

społeczeństwem, w swoich działaniach pozostają do końca

osamotnieni (z własnego wyboru ) i dlatego z góry są skazani

na przegraną. MARTYROLOGIA OKUPACYJNA ŻYDÓW W POLSKIEJ LITERATURZE.

"Ludzie ludziom zgotowali ten los"

Zofia Nałkowska "Medaliony"

Każda kolejna wojna niesie za sobą męczeństwo coraz

większej liczby ludzi. Metody walki są nieustannie doskonalone,

aby zapewnić całkowite zwycięstwo jednej ze stron. "Nowoczesna"

wojna to nie tylko bitwy na możu, lądzie i w powietrzu, a

również lub może przede wszystkim wyniszczenie "tkanki ludzkiej"

przeciwnika. Wszak dopóki żyje naród, trwa pamięć o kraju,

choćby już wymazanym z map świata. Perfekcyjnie te zasady

opanowali Niemcy i ucznili z nich część swej wojennej machiny w

czasie II wojny światowej. Faszyści przetworzyli teorię

Nietzschego o "nadczłowieku" i prawie silniejszych do panowania

nad słabszymi i zastosowali ją w działaniach " aryjskiej rasy

panów" na okupowanych terenach. Podbijanym narodom wyznaczali

służalczą rolę lub całkowitą eliminację. "Ddrugi wariant"

został zastosowany wobec rozrzuconej po całym świecie ludności

pochodzenia żydowskiego. Dla niej "przygotowano" najpierw getta

jako miejsca odosobnienia i obozy koncentracyjne będące końcowym

etapem w tych doskonale zaprojektowanych działaniach - miejscem

pewnej śmierci w komorach gazowych. w ten oto sposób Niemcy

realizowali swój mit o rasie panów. Dla Żydów rozpoczął się szok

(żyd, "zagłada"). Rozpoczął się i trwał przez cały okres działań

wojennych bez względu na coraz dotkliwsze klęski wojsk

niemieckich ponoszone na wszystkich frątach. Zbliżanie się wojsk

koalicji antyfaszystowskiej powodował jedynie zwiększanie tempa

akcji eksterminacji Żydów. Tę machinę mogła zatrzymać tylko

całkowita kapitulacja Niemiec, ale na to trzeba było czekać

sześć lat.

To morderstwo na światową skalę pozostawiło trwały ślad w

naszej pamięci. Wielu autorów, którym udało się przeżyć

działania wojenne, wielokrotnie powracało do tego tematu. Są to

m.in : Hanna Kral, Czesław Miłosz, Władysław Broniewski,

Kazimierz Moczarski, Tadeusz Borowski, Andrzej Szczypiorski,

Zofia Nałkowska. Na podstawie ich utworów postaram się

przedstawić działanie niemieckiej machiny eksterminacyjnej.

Błędem byłoby twierdzić, że wyniszczenie narodu żydowskiego

rozpoczęło się w trakcie działań wojennych. Na terenie Niemiec

tego typu akcje rozpoczęły się już na początku lat

trzydziestych. Pisze o tym Kazimierz Moczarski w "Rozmowach z

katem" - zapisie więziennych rozmów z likwidatorem getta

warszawskiego Jurgenem Stroopem . Stroop już od dziecka był

uczony nienawiści do Żydów. Potwierdza to jego stosunek do

kolegi szkolnego Żyda, dla którego nie czuł żadnego szacunku.

W "Rozmowach z katem" widzimy jak następuje rozkwit podobnych

uczuć, co doprowadza do wypędzenia wszystkich ludzi "wyznania

Mojżeszowego" z terenu księstwa.

Oczywiście dopiero II wojna światowa przyniosła Żydom

holokaust (ang. całopalenie). Jednak nic w działaniu tej

niemieckiej machiny nie było dziełem przypadku. Była to

gruntownie przemyślana akcja. Pierwszym jej etapem były łapanki

na ulicach, z których z których większość Żydów wędrowała do

obozów koncentracyjnych. Za kontakty z nimi groziły surowe kary.

Znaleźli się również ludzie, którzy, aby zapewnić sobie

bezpieczeństwo, wydawali ukrywających się Żydów. Z taką sytuacją

spotykamy się w utworze Andrzeja Szczypiorskiego "Początek".

Żona żydowskiego lekarza została wydana przez konfidenta. Przed

obozem i niechybną śmiercią uratowały Jrmę Seideman dokumenty

sytwierdzające, że iest żoną polskiego oficera i działanie

wysokiego urzędnika niemieckiego, który potwierdził jej

wiarygodność. Jak zaplanowana to była akcja świadczy fakt, że

przesłuchujący panią Jrmę Niemiec zwracał uwagę na małżowinę

uszną, dzieki której można było jakoby poznać, że kobieta jest

Żydówką.

Niewielu jednak udało się uchronić przed aresztowaniem i

obozem koncentracyjnym. Mimo strasznych warunków panujących w

obozach należało jakoś żyć. Pisze o tym w swych opowiadaniach

Tadeusz Borowski. W opowiadaniu "Proszę państwa do gazu"

przedstawione jest przybycie transportu Żydów do obozu. W

wagonach panują straszliwe warunki, ogromny ścisk, ludziom

brakuje powietrza po wielogodzinnej jeździe. Wszycy są dokładnie

sprawdzani i pozbawiani każdej cennej rzeczy, a następnie

kierowani albo do pracy w obozie, lub bezpośrednio do komór

gazowych. Zdarzały się przypadki trucia Żydów załadowanych do

ciężarówek gazem pochodzącym ze spalin samochodowych w pobliżu

zbiorowej mogiły, w której wszyscy bezimienni mieli spocząć.

Takie sytuacje wspomina Zofia Nałkowska w opowiadaniu "Człowiek

jest mocny", gdzie taką śmierć tysięcy Żydów pamięta jeden z

nich pracujący przy wykopywaniu zbiorowych dla zamordowanych.

Zdarzały się sytuacje ucieczki więźniów z transportów. Jednak

nie zawsze oznaczało to uratowanie życia. Zofia Nałkowska w

opowiadaniu "Przy torze kolejowym" ukazuje los rannej Żydówki,

która uciekła z transportu, a śmierć spotkała ją z rąk

mieszkańców wsi, którzy obawiali się represji okupanta.

Po przybyciu do obozu należało jak najdłużej przetrwać. O

życiu w obozie pisze Tadeusz Borowski w opowiadaniu "Dzień na

Harmenzach". Bohaterem jest vorarbeiter Tadek, który sprawuje

nadzór nad grupą Żydów. Aby przeżyć w obozie nie można pozostać

czystym moralnie. Która z grup przybędzie wcześniej do kuchni

otrzyma więcej jedzenia. Żydzi pozorują pracę, aby jak najdłużej

zachować siły, co dawało szansę na przeżycie. Mimo to najsłabsze

jednostki muszżą zostać wyeliminowane. Taki los spotyka Bekera.

Prosi on Tadka o jedzenie, gdyż cały czas był głodny i chciałby

być syty ostatni raz w życiu. Tadek daje mu jedzenie, gdyż ma go

nadmiar, a nie z powodu cierpień, jakich sąsiad z pracy doznaje.

Życie w obozie rządzi się twardymi prawami. Nie ma miejsca na

żadne przyjazne uczucia, jak twierdzi narrator. Inaczej uważa

Zofia Nałkowska. W podsumowaniu "Medalionów" zatytułowanym

"Dorośli i dzieci w Oświęcimiu" przedstawia sylwetkę doktora

Grabczyńskiego, który organizuje w obozie szpital i ukrywa dwóch

małych chłopców żydowskich, którym groziła pewna śmierć.

Nałkowska uważa, że nawet w tak ekstremalnych warunkach jest

miejsce na postawy "wyprostowane wśród tych co na kolanach".

W "Medalionach" Zofi Nałkowskiej mamy również obraz życia w

getcie. Mówią o tym opowiadania "Dwojra Zielona" i "Wiza". W

pierwszym z nich przedstawiono jest likwidacja getta na

Lubelszczyźnie. Dwojra ukrywa się przed Niemcami, lecz z braku

jedzenia i z powodu solidarności ludzkiej postanawia iść do

obozu w Majdanku. Początkowo myśli tylko o śmierci mogącej

skrucić jej cierpienia, ale później postanawia przeżyć, aby móc

po wojnie dać świadectwo bestialstwa faszyzmowi. W drugim,z

wymienionych opowiadań otrzymujemy wstrząsający obraz życia i

warunków panujących w obozie. Bohaterką jest przechszczona

Żydówka, która znalazła się w grupie międzynarodowej. Źle ubrane

i głodne kobiety wypędzane są na "wizę", aby można było

przeprowadzić pseudo sanitarne zabiegi w barakach. Muszą stać

cierpliwie wiele godzin, drżąc z zimna i głodu. Ich zachowanie

można porównać do wegetujących roślinek wyciągających swe

łodyżki w stronę słońca, aby choć odrobinę się ogrzać. Nawet w

takiej sytuacji, według Nałkowskiej, jest czas na heroizm.

Greczynki śpiewają hymn żydowski, wiedząc że może to spowodować

ich śmierć. Jakże trafne, nawet w tak trudnej sytuacji wydaje

się powiedzenie Hemmingway'a: "Człowieka można zniszczyć, ale

nie pokonać".

Niemcy nie zamierzali pozwolić przetrwać narodowi

żydowskiemu i w 1943 roku na terenie całej polski przystąpili do

likwidacji gett żydowskich . Głośnym echem odbiła się

"Grossaktion in Warsaw". W ramach "ostatecznego rozwiązania

kwestii żydowskiej" w Warszawie została zaplanowana akcja

likwidacji największego getta w polsce. "Rutynowe" działania

przerodziły się w otwartą walkę ze zdesperowanymi powstańcami

żydowskimi. W literaturze polskiej powstanie odbiło się szerokim

echem. Mamy obraz powstania widzianego oczyma powstańców (np.

"Zdążyć przed panem Bogiem" Hanny Kral), okupanta ("Rozmowy z

katem" Kazimierza Moczarskiego) lub przypadkowego obserwatora

(Miłosz "Campo di Fiori", Zofia Nałkowska "Kobieta cmentarna").

Wstrząsające są relacje Jurgena Stropa - likwidatora getta

("Rozmowy z katem") i Marka Edelmana - przywódcy powstańców.

Stroop traktuje likwidację getta jako zwykłą pracę. Jest

zaskoczony oporem powstańców, którym pomagają Polacy, a nawet

kobiety, aby mogli przetrwać. Jest zadziwiony tym że pod osłoną

nocy powstańcy powracają na wcześniej utracone pozycje. Marek

Edelman przypomina bohaterską postawę Kalpfiasza, który własnym

ciałem zasłonił karabin maszynowy, aby pomóc kolegom w walce.

Powstańcy nie chcieli, aby o Żydach zapomniano, chcieli uczynić

swą śmierć sprawą publiczną. Mimo tak dużej ofiarności powstanie

zostało stłumione w skutek przygniatającej siły wroga w sprzęcie

i liczebności. Stroop pragnął uczynić z tego spektakularny

sukces i w dniu 15 maja kazał wysadzić w powietrze wielką

żydowską synagogę. Chciał przyćmić bohaterstwo obrońców

urządzając chuczny "fajerwerk".

Nie mniej dramatyczna od losu powstanców była sytuacja

pozostałej ludności getta, nie biorącej udziału w powstaniu. Jej

los przedstawia Zofia Nałkowska w opowiadaniu "Kobieta

cmentarna". Bohaterka widzi bestialstwo Niemców, którzy

podpalają domy Żydowskie. Zdesperowani mieszkańcy, nie chcąc

umierać w płomieniach skaczą z okien budynków.

Żydzi zdawali sobie sprawę, że pobyt w getcie oznacza dla

nich śmierć. W opowiadaniu Borowskiego "Pożegnanie z Marią"

starej żydówce udaje się uciec z getta. W umówionym miejscu

czeka na córkę. Gdy ona nie nadchodzi postanawia wrócić do

getta. Bohaterka mogła wybrać wolność na jakiś czas, może

przeżycie, jednak wraca, aby podobnie jak "Dwojra Zielona"

umrzeć wśród swoich. Jest to akt solidarności świadczący o

prawdziwym człowieczeństwie. Zmaganie z hitlerowcami zostało

zauważone. Widzi je "Kobieta cmentarna", profesor na przyst anku

autobusowym w "Początku" i poeta Czesław Miłosz. Profesor nie

może patrzeć na cierpienia Żydów i stojącą obok karuzelę,

działającą nawet podczas najcięższych walk. Sytuacja ta

wstrząsnęła nim tak bardzo, że umarł na przystanku na atak

serca. Karuzela działająca w czasie likwidacji getta wstrząsnęła

również Czesławem Miłoszem, który w wierszu "Campo di Fiori"

podkreśla swoistą ironię historii. Wydaje się, czego obawiał się

również Marek Edelman, że trud powstańców nie zostanie

zauważony:

"I ci ginący, samotni

Już zapomniani od świata

Język ich stał się obcy

jak język dawnej planety"

Czesław Miłosz "Campo di Fiori"

Jednak nie powinni się obawiać zapomnienia, ich trud na zawsze

zapisał się na kartach polskiej literatury. Na zakończenie, dla

podkreślenia okrucieństwa okupanta, warto przytoczyć słowa

dzieci. Władysław Broniewski w wierszu "Ballady i romanse"

bohaterką czyni trzynastoletnią Ryfkę - obłąkane żydowskie

dziecko, która musi zrozumieć:

"Słuchaj Ryfka, słuchaj Sie Juden

Za koronę cierniową, za te włosy rude,

Za to żeście nadzy, za to żeśmy winni

Obojeście umrzeć powinni"

Za to, że naga, ruda, głodna Ryfka, podobnie jak wcześniej

Chrystus ponosi śmierć. Jej jedyną winą jest to, że urodziła się

Żydówką. O tym, że eksterminacja żydów była jednym z trybów

niemieckiej machiny wojennej świadczy obrazek z opowiadania

"Dorośli i dzieci w Oświęcimiu", gdzie dzieci "naśladując"

dorosłych bawią się w palenie Żydów. Taka scenka na długo

pozostaje w pamięci i nie pozwala zapomnieć o martyrologii Żydów

w czasie ostatniej wojny. Wydaje mi się, że łatwo zrozumieć po

lekturze utworów o tematyce żydowskiej, dlaczego

"Nie ma już tych miasteczek (...)

Gdzie starzy Żydzi (...) opłakiwali święte mury Jeruzalem.

Jednak wciąż nasuwa się pytanie o powód takiej "perfekcji"

Niemców w wyniszczaniu narodu żydowskiego...CZŁOWIEK

ISTOTA NIEZNANA...ROZWAŻANIA NA TEMAT RÓŻNORODNYCH

REAKCJI BOHATERÓW W SYTUACJI ZAGROŻENIA...

"Zapomnijcie on nas

o naszym pokoleniu

żyjcie jak ludzie

zapomnijcie o nas"

Czy można zapomnieć o takim koszmarze jakim była wojna?

Zapomnieć o milionach ludzi zamordowanych w obozach zagłady,

zmuszanych do pracy ponad ludzkie siły, torturowanych i bitych?

Piętno wojny odcisnęło się na każdym człowieku żyjącym w tamym

okresie. Skutki systemu obozów koncentracyjnych wpłynęły na

psychikę zarówno kata, jak i ofiary. W obozach "otwierał się

inny, odrębny świat, do niczego nie podobny; tu panowały

odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy..."

("Zapiski z martwego domu" Dostojewski). Zatarła się granica

pomiędzy dobrem i złem, prawdą i kłamstwem, męstwem i

tchórzostwem. Jedynym celem było przetrwanie następnego dnia,

nie było miejsca dla bohaterów i ich heroicznych czynów. Dla

takich ludzi, zredukowanych wyłącznie do tego co biologiczne,

jedynym problemem był głód. Walkę o byt wygrywa silniejszy i

sprytniejszy, ten kto potrafi kraść i oszukiwać, ten kto

pozostaje obojętny na cudze cierpienie i śmierć. W opowiadaniu

Tadeusza Borowskiego "Proszę państwa do gazu" młody chłopak

- Tadek cieszy się wraz ze swymi współtowarzyszami, że

przyjechał nowy transport więźniów. Praca przy wyładunku wagonów

daje bowiem możliwość zaopatrzenia się wróżne rzeczy, które

później można wymienić na jedzenie. W obozie kupić i sprzedać

można wszystko - nawet życie. Ludzie przystosowują się do

panujących tam warunków. Stłoczeni w barakach, wykończeni ciężką

pracą, nieodpowiednio ubrani, chorzy, brudni są przyzwyczajeni

do śmierci. Okrutne prawa obozowego życia czynią spustoszenie w

psychice małych dzieci, które bawią się w palenie Żydów

("Dorośli i dzieci w Oświęcimiu" Z.Nałkowska). Ludzi w sytuacji

zagrożenia paraliżuje nieopisany strach. Działają instynktownie,

jak zwierzęta, chcą poprostu przetrwać. Człowiek przedstawiony

przez Grudzińskiego w "Innym świecie" to człowiek niezdolny do

samodzielnego myślenia, zdolny wydać wyrok na własne życie,

pozbawiony tożsamości, dostosowany idealnie do wymagań, jakie

stawia idea głosząca korzyść ogółu, pozbawiony uczuć, gdyż

przeszkadzają one w realizacji postawionych przed nim zadań,

przestaje być indywidualistą i wyzbywa się wszystkiego, co

mogłoby go wyróżnić spośród masy.

Trudno wyobrazić sobie, do czego można doprowadzić naturę

ludzką. W obozie okazuje się, że nie ma takiej rzeczy, której

człowiek nie zrobiłby z głodu czy bólu. Młody chłopiec

(Kostylew) co kilka dni wkłada rękę do ognia, odnawiając starą

ranę. Umożliwia mu to odpoczynek od wykańczającej pracy.

Nikogo nie dziwią donosiciele. Wprost nie do pomyślenia

jest oburzać się na takiego człowieka. Każdy chce żyć, nawet w

obozie, który jest "morzem brudu, poniżenia i cynizmu", każdy ma

nadzieję, czeka na dzień, w którym będzie mógł iść jako wolny

człowiek do pracy. Bowiem życie bez czekania staje się puste i

traci sens. Więźniowie marzą więc o liście od krewnych; a kiedy

przyjdzie odpowiednia pora wyciągają drżące ręce po bródne

menażki z rzadką zupą i po kilka kromek czarnego chleba. Podczas

morderczej pracy zanika poczucie solidarności w grupach. W

obozowej rzeczywistości nie ma miejsca na litość, liczy się

tylko nieustanna pogoń za"procentami". Słowa takie, jak miłość,

przyjaźń zatracają swoje znaczenie. Zajście w ciążę jest tylko

sposobem na kilkumiesięczną przerwę w pracy. Ludzie pragną

zapomnieć o okupacyjnym koszmarze i wyrzekają się rodzin, ziemi,

na której się wychowywali i którą kochali. Bohater "Zwycięstwa"

H.Grudzińskiego mówi: "(...)ja nie chcę być więcej Żydem(...)".

Ale czy można nim przstać być?

Skutki faszyzmu przerażają ogromem spustoszeń moralnych i

duchowych. Cz.Miłosz w wierszu "Campo di Fiori" oraz

A.Szczypiorski w "Początku" poruszają problem obojętności ludzi

wobec cudzego nieszczęścia, cierpienia i śmierci. Przeraża

kontrast pomiędzy pożarem i śmiercią w żydowskiej dzielnicy, i

kręcącej się w takt wesołj muzyki karuzeli pod murami getta.

Ludzka śmierć staje się zjawiskiem powrzechnym, prawie

normalnym. Ludzie wiedzą że nie mogą na siebie wzajemnie liczyć.

Żydówka z opowiadania Nałkowskiej "Przy torze kolejowym" nie

oczekuje nawet pomocy. Zdaje sobie sprawę, że ludzie stojący

obok niej są tak sparaliżowani strachem, że nikt spośród nich

nie odważy się udzielić pomocy. Mimo zagrożenia, znajdowali się

też i ludzie, którzy bez zastanowienia pomagali potrzebującym. W

wierszu "Ballady i romanse" W.Broniewskiego przypadkowi ludzie

ofiarowują nieznanej, nieszczęśliwej Żydówce bułkę, grosik, aż

do momentu, gdy przejeżdżający SS-mani rozstrzeliwują dziecko.

Postawy ludzi gotowych oddać życie za innych znajdujemy

również w "Dżumie" A.Caumsa. Dżuma w powieści oznacza stan

zagrożenia, jakim była okupacja hitlerowska i faszyzm. Kiedy w

oranie pojawia się epidemia, władze, aby zapobiec

rozprzestrzenianiu się choroby, zamykają bramy miasta. Większość

mieszkańców w takiej sytuacji czuje się uwięziona, bez prawa

kontaktu z resztą świata. Oddzielona od bliskich, mieszkających

gdzieś w innych miastach, poddaje się przerażeniu i chorobie.

Panika niszczy dotychczasowe porządki. Znajdują się jednak

ludzie, którzy wypowiadają dżumie otwartą walkę. Należą do nich:

doktor Rieux, Rambert, Tarron, Grand, ojciec Paneloux. Doktor

Rieux od momentu pojawienia się epidemii usiłuje z nią walczyć.

Swoją postawą dodaje otuchy, nadziei, wzbudza zaufanie.

Postępuje zgodnie z etyką zawodową. Nie zważa na zagrożenie dla

własnego życia. Takie ryzyko biorą na siebie również pozostali

członkowie grupy sanitarnej. Rambert ma możliwość opuszczenia

miasta, a jednak na kilka godzin przed umówionym terminem

decyduje się pozostać w mieście, aby walczyć z chorobą.

Członkowie grupy sanitarnej ucieczkę od zarazy i jej efektów

uważają za dezercję. człowiek nie może pozostawać obojętny wobec

zła. Tarrow działa bezinteresownie, i w moim przekonaniu osiąga

pełnię człowieczeństwa przciwstawiając się klęsce.

Etyka bohaterów jest zbudowana na tradycyjnych zasadach

humanizmu: im bardziej nieludzki świat, tym bardziej należy

wierzyć w dobro i piękno człowieka, w jego siłę. Trudna to

etyka, ciężko się podporządkować jej zasadom zwłaszcza w

"czasach pogardy", a mimo to znajdują się ludzie, którze według

niej żyją. Wstrząs wywołany wojną na długo jeszcze pozostał w

psychice ludzkiej. Zostały zburzone dotychczasowe systemy

wartości, dlatego trzeba było stworzyć nowe. Wyrazicielem

przeżyć i postaw powojennych stał się T.Różewicz.

Charakteryzując sytuację więźniów - pokolenia Kolumbów,

podkreślał ruinę wszelkich zasad i pojęć etycznych. W wierszu

"Ocalony" zestawił na prawach tożsamości takie pary pojęć, jak :

cnota i występek, prawda i kłamstwo, męstwo i tchórzostwo.

Okazało się, że są to tylko "nazwy puste i jednoznaczne".

W twórczości Różewicza, człowiek jest zdeterminowany przez

prawa biologii i historię. Poetę przeraża brutalne zobojętnienie

na losy innch. Człowiekowi, który "ocalał prowadzony na rzeź"

trudno zapomnieć o okropnościach wojny ("Krzyczałem w nocy").

Kataklizm wojenny stał się klęskom i kompromitacją dla całej

ludzkości - to "ludzie ludziom zgotowali taki los".

Bohater "Kartoteki" wiele lat po wojnie nie może znaleźć

swojego miejsca w świecie pełnym absurdów i paradoksów, nie wie,

jaki ma cel w życiu, jakie są jego poglądy polityczne, czy

wierzy w zbawienie. Pozostaje zupełnie bierny wobec wydarzeń,

cierpi na dezintegrację osobowości.

Człowiek od czasów wojny niewiele się zmienił. Lata

powojenne nie były leprze od 5-letniej zagłady. Czasy komunizmu

to lata terroru i strach, powszechnych czystek i

procesów, podczas których zmaltretowani ludzie przyznają się do

nie popełnionych zbrodni. Oobłudna propaganda i fałszerstwa

historii stają się chlebem powszednim. Znowu znajdują się tacy,

którzy przyglądają się temu z założonymi rękoma lub w obawie o

własne życie umieją się przystosować. Nie brakuje też

indywidualistów, którzy walczą o swoje idee, sprzeciwiają się i

głośno mówią o niesprawiedliwości.

Na człowieka w jego życiu wywierane są rozmaite presje i

tylko od niego zależy, jak się do nich ustosunkuje. Trudno tylko

osądzić ludzi za czyny,jakich dopuścili się w nieludzkich

warunkach.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ludzka natura, “CZŁOWIEK JEST ZDUMIEWAJĄCY, ALE ARCYDZIEŁEM NIE JEST” (JOSEPH CONRAD)
człowiek jest zdumiewający ale arcydziełem nie jest(1), Szkoła, Język polski, Wypracowania
jezyk polski, zlozonosc natury ludzkiej, “CZŁOWIEK JEST ZDUMIEWAJĄCY, ALE ARCYDZIEŁEM NIE JEST
człowiek jest zdumiewający ale arcydziełem nie jest(1)
CZŁOWIEK JEST ZDUMIEWAJĄCY, matura, matura ustna
E HEMINGWAY Człowiek nie jest stworzony do klęski Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać 1
Człowiek jest zdumiewający, wypracowania
człowiek jest zdumiew MZI3WOQIF3KLXZZPPRKUQZ4ZI563PAQLI26WIRI
wos-czlowiek i panstwo (2) , CZŁOWIEK - jest istotą społeczną w tym sensie iż nie może egzystować be
Człowiek jest zdumiewający, The Simpsons, eeee, Pomoce naukowe, JĘZYK POLSKI - GOTOWY DO WYDRUKU, J.
Człowieka można zniszczyć , ale nie pokonać
Stary człowiek i morze - udowodnij że człowieka można zniszczyc ale nie pokonać, Przydatne do szkoły
cwiczenia dla przedszkolaka, Gdy człowiek jest objedzony jak bąk, zmęczony czy rozdrażniony, nie ma
Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce
Człowiek jest zdumiewający, wypracowania
Jakim człowiekiem jest osoba mówiąca w wierszu Czesława Janczarskiego Nie mijam

więcej podobnych podstron